Cley, Fizjonomista Klasy Pierwszej i zarazem bohater „Fizjonomiki” Jeffreya Forda, podróżuje do małego miasteczka, by tam zbadać sprawę zagadkowej kradzieży owocu, który być może pochodzi z ziemskiego Raju. W powozie Cley nudzi się (jak to wielki pan jadący na prowincję), zażywa narkotyki, bada fizjonomikę woźnicy (rezultaty są nader niepochlebne dla przedstawiciela klasy niższej), a także wspomina, jak znakomicie bawił się, upijając i gwałcąc pewną dziewczynę. Czy tak zarysowanego bohatera można nie polubić?  |  | ‹Fizjonomika›
|
Oczywiście można, ja jednak mam zły gust i Cleya pokochałam już od pierwszej strony. Zresztą w ogóle zachwycił mnie początek powieści, rzadko bowiem zdarza się tak idealna synteza świata, języka narracji oraz postaci głównego bohatera. Z jednej strony mamy tu dziwaczną, okrutną rzeczywistość, gdzie fizjonomika stanowi najwyższe prawo, a człowiek tylko na podstawie swoich rysów może zostać uznany za mordercę. Z drugiej – język chłodny, konkretny i zarazem bardzo plastyczny, który idealnie nadaje się opisu takiego właśnie świata. Zaś główny bohater to – jak wynika ze wstępu – cyniczny drań, którego komentarze (narracja prowadzona jest w pierwszej osobie) zarazem bawią i wywołują dreszcz obrzydzenia. Jaka rewelacyjna powieść! – wykrzyknęłam w myślach już w okolicach piątej czy szóstej strony. I ten zachwyt trwał mniej więcej do jednej trzeciej opowieści. Bo potem w książce coś się psuje. Po pierwsze, zmienia się Cley. Jest to zmiana uzasadniona, owszem, a także wiarygodna, ale niestety skutkuje tym, że fascynujący sukinsyn ewoluuje w dość przeciętnego pozytywnego bohatera. Szkoda, że autor, skoro zdecydował się złagodzić charakter fizjonomisty, nie zostawił mu chociaż owego cynicznego poczucia humoru. Wszak przykład wielu literackich postaci pokazuje, że można być zarazem cynikiem i przyzwoitym człowiekiem. Ponadto coś niedobrego dzieje się ze światem, który zaczyna tracić realność. Jest to skutek kilku literackich zabiegów. Po pierwsze, „zwyczajna” (dla bohaterów, nie dla czytelników, rzecz jasna) rzeczywistość przeplatana jest narkotycznymi wizjami Cleya. Po drugie, autor rzadko tłumaczy zasady działania swojego świata, na przykład część umiejętności Drachtona (szefa Cleya i zarazem szalonego oraz genialnego twórcy Dobrze Skonstruowanego Miasta, w którym dzieje się część akcji) to po prostu magia i już, a niektóre przedmioty funkcjonują nie tyle na zasadzie realnych rzeczy, ile pewnych symboli, które żadnym prawom fizycznym nie podlegają. Po trzecie, autor często – zbyt często i zbyt wyraźnie – mówi czytelnikowi, że poszczególne miejsca (właśnie takie jak Dobrze Skonstruowane Miasto) istnieją w umysłach swoich powieściowych twórców, dzięki czemu zaczynamy mieć do czynienia z piętrową zabawą literacką, bo przecież czytamy właśnie książkę, która jest wytworem umysłu autora. I po czwarte wreszcie, rzeczywistość Miasta oraz prowincji skonfrontowana zostaje z rzeczywistością Zarubieży, gdzie – jak w baśniowej krainie – zdarzyć się może wszystko. Każde z tych zastrzeżeń z osobna mogłoby być wręcz zaletą, lecz razem to już przysłowiowe grzybki, których za dużo jest w barszczu. Ta opowieść powinna moim zdaniem balansować na granicy, tak żeby czytelnik nie do końca wiedział, co tu jest prawdą, lecz jednocześnie żeby czuł pewien „ciężar” powieściowego świata. I tego trochę zabrakło. Widać to zwłaszcza pod koniec w dynamicznych scenach pojedynków czy też ucieczek – akcja jest szybka, opisana z nerwem, lecz ja jakoś nie potrafiłam się nią przejąć, bo miałam wrażenie, że to aktorzy biją się na tle dekoracji. Owszem, są to dekoracje fascynujące, bo Ford ma niesamowitą wyobraźnię, ale jednak dekoracje. Szkoda, bo myślę, że świat „Fizjonomiki” mógłby być bardziej mięsisty i realny – i to bez utraty ważnej dla opowieści warstwy symbolicznej. Zaznaczam przy tym, że to, co ja uważam za wadę, może być zaletą dla osób, które zamiast wczuwać się w świat, wolą inteligentną literacką zabawę. Jest to także dobra pozycja dla tych, którzy za fantastyką nie przepadają, bowiem motywy fantastyczne są tu – momentami w sposób dość wyraźny – po prostu wehikułem dla opowieści o odkupieniu win i drodze do Raju. Opowieści inteligentnej, napisanej z rozmachem, a przede wszystkim bardzo oryginalnej. Mimo pewnych zastrzeżeń jest to jedna z lepszych książek, po jakie ostatnio zdarzyło mi się sięgnąć. Można na nią trochę narzekać, ale zdecydowanie warto przeczytać.
Tytuł: Fizjonomika Tytuł oryginalny: The Physiognomy Autor: Jeffrey Ford Przekład: Iwona Michałowska Cykl: Cley ISBN: 978-83-89951-89-2 Format: 232s. 125×195mm Cena: 31,90 Data wydania: 21 września 2007 Ekstrakt: 80% |