W zmianie literackiego emploi kryje się pułapka, może się bowiem zdarzyć, że autor, pragnąc odmiany, weźmie się za gatunek, do którego nie ma talentu. W moim przekonaniu jest to przypadek Patricii Cornwell, która po serii mrocznych thrillerów napisała „Wyspę Psów”, będącą… sensacyjną komedią.  |  | ‹Wyspa Psów›
|
Czegóż w tej książce nie ma! Jest na wpół ślepy gubernator, który obejmuje wysepkę Tangier eksperymentalnym programem łapania piratów drogowych (to nic, że na Tangierze jeździ się wózkami golfowymi). Są mieszkańcy Tangieru, którym ów program myli się z próbą zamienienia wyspy w tor wyścigowy, w związku z czym buntują się, ogłaszają separację od stanu Wirginia, a także więżą nieuczciwego dentystę. Jest uczciwy dziennikarz, którego felietony wywołują spore zamieszanie, oraz pani komendant, której gubernator nie lubi, bo w ogóle nie lubi kobiet na wysokich stanowiskach. Jest żona gubernatora, którą mąż podejrzewa o romans, choć ona grzeszy jedynie kupowaniem ozdobnych trójnogów. Jest banda młodocianych przestępców oraz nastoletnia morderczyni, która ma w sobie nazistę i potrafi znikać. Są cztery brzydkie córki gubernatora, jeden nieletni poszukiwacz skarbów, jeden Meksykanin, dwa psy, koń w kapciach oraz kilka gadających krabów. Brakuje tylko… nie, nie sensu, bo rozumiem, że taka powieść sensu mieć nie musi, lecz celu, w jakim to zostało napisane. Bo jeśli celem ma być przesłanie „Ludzie u władzy są idiotami, a naszym życiem rządzi przypadek”, to powiedziano to już dawno temu i znacznie lepiej. Zamiast radosnego zamieszania wyszedł autorce męczący chaos. Wątki rwą się, plączą i utykają w dygresjach, by po chwili ruszyć z kopyta w nonsensownym kierunku. Co chwila jak diabeł z pudełka wyskakują nowe postacie, a znikają na długo te, do których czytelnik zdążył się przyzwyczaić. Sama zaś akcja gna do przodu wykorzystując ciąg skojarzeń – ktoś coś źle usłyszał czy źle zinterpretował i już mamy kolejny zwrot. Zaakceptowałabym to, gdyby nie fakt, że owe skojarzenia są zbyt luźne nawet jak na komedię, co w jakimś stopniu może być kwestią tłumaczenia. Co prawda oryginału w ręce nie miałam, ale podejrzewam, że tam pomyłki językowe mają więcej sensu, przez co i fabuła jest bardziej spójna. Z humorem też nie jest najlepiej. Jeśli kogoś nie bawią opisy kłopotów żołądkowych czy rozpaczliwa walka z zaciętym suwakiem od rozporka, to nie powinien „Wyspy psów” czytać. Także i na żarty słowne nie ma co liczyć, gdyż są wyjątkowo toporne (możliwe, że to także kwestia tłumaczenia). Z licznych dowcipów tak naprawdę rozbawił mnie tylko jeden, a może ze trzy sprawiły, że lekko się uśmiechnęłam. To zbyt mało, by powieść komukolwiek polecić – no, może poza fanatycznymi fanami Patricii Cornwell, którzy koniecznie chcą się przekonać, jak też bohaterowie tej autorki radzą sobie w komedii.
Tytuł: Wyspa Psów Tytuł oryginalny: Isle of Dogs Autor: Patricia Cornwell Przekład: Sylwia Twardo Cykl: Andy Brazil ISBN-10: 83-7469-319-3 Format: 320s. 146×225mm Cena: 29,90 Data wydania: 30 maja 2006 Ekstrakt: 30% |