Przyglądając się muzyce prezentowanej w mediach, można odnieść wrażenie, że młode pokolenie Polaków powinno zająć się jakimiś bardziej pożytecznymi rzeczami niż śpiewanie. Grabieniem trawników na przykład. Na szczęście, gdzieś poza ramówką telewizyjną, prężnie rozwija się scena alternatywna. Właśnie wzbogaciła się o kolejny obiecujący debiut – zespół Less Is More i płytę „Nienasycenie”.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Na swoim pierwszym albumie Less Is More serwuje porcję melodyjnego rocka z naleciałościami takich zespołów, jak Placebo, Muse czy Foo Fighters. Na szczęście nie ma mowy o bezmyślnym kopiowaniu. Panowie zgrabnie potrafią wybrać najciekawsze elementy składowe tych zespołów i przetworzyć po swojemu. W efekcie dostajemy rzecz przyjemną, żwawą i przebojową – w pozytywnym sensie tego słowa. Zespół powstał w 2002 roku w Warszawie. Zainteresowani mogli się już z nim zetknąć, głównie dzięki działalności dziennikarzy radiowej „Trójki”. Dwa utwory kapeli znalazły się na składankach „Trójkowy Ekspres vol. 5 – Nowe Twarze” i drugiej odsłonie „minimax.pl” Piotra Kaczkowskiego. Było to w 2004 roku i od tamtego czasu grupa szukała sposobności wydania pełnego albumu. Wreszcie się udało. I bardzo dobrze, bo jak się okazało, ma w zanadrzu sporo ciekawego materiału. Less Is More mówi o swojej muzyce, że jest to „tworzenie maksymalnie melodyjnych utworów przy minimum formy”. Na pewno mogę się zgodzić z pierwszą częścią tego hasła. Co do tego, że potrafią pisać zgrabne piosenki, nie mam wątpliwości. Dowodem na to jest chociażby uroczy kawałek „Nataszka” czy podszyte żwawym rytmem „Pytanie”. Dyskutowałbym natomiast z tym, czy aby na pewno jest to minimum formy. No cóż, chłopaki na pewno nie są The White Stripes. Chociażby z tego powodu, że w skład kapeli wchodzi aż pięciu muzyków. Z drugiej strony nie uświadczymy też żadnego przesadnego kombinowania. Ci, którzy najbardziej lubią ukryte aranżacyjne smaczki, nie będą mieli tu czego szukać. O tym, że będzie rockowo, przekonuje już sam początek płyty. Utwór „Siedem ósmych” zaczyna się od razu potężnym kopem bez żadnego intro. To taki szok termiczny. W dalszej części utworu robi się już jednak nieco łagodniej, choć ostra gitara daje o sobie co chwilę znać. Nie gorzej jest w kolejnym kawałku. Bez chwili wytchnienia przechodzimy do grzałki w postaci singlowego „Nienasycenia”. Ci, którzy mieli okazję usłyszeć ten numer, już zdążyli go docenić, o czym świadczy chociażby to, że ulokował się na pierwszym miejscu listy przebojów poznańskiego Radia Merkury. Less Is More pokazuje w tym kawałku, jak mogłaby brzmieć debiutancka płyta Maćka Silskiego, gdyby zaszczepić w niej porcję energii. Echa wczesnego Placebo odzywają się najbardziej w spokojniejszych utworach, jak „Historia bez końca” czy „Retrospekcja”. Na uwagę zasługuje zwłaszcza ten drugi, zaczynający się niczym wyliczanka z delikatnym motywem gitary w tle. W dalszej części wchodzi już cały zespół, ale wciąż utrzymywany jest łagodny nastrój. Bez wątpienia jest to jeden z najlepszych momentów na płycie. Z drugiej strony mamy mocne, niemal metalowe jazdy, jak w siermiężnym początku „Talk Show”. Bardzo kontrastuje on z refrenem, który jest miły i łagodny niczym piosenki Marcina Rozynka. Mnie to nie przekonuje. O wiele lepiej ostre wejścia sprawdzają się w następującym po nim „O dojrzewaniu”. Choć wokalista Michał Dąbrowski nie posiada agresywnego głosu, postarał się o mocniejszy krzyk. Biorąc pod uwagę całość, materiał jest dość spójny stylistycznie. Chociaż na tym tle najbardziej od reszty odstaje znany z „minimax.pl II” „Street of Sadness”. Nie tylko dlatego że jako jedyny jest zaśpiewany po angielsku. Rwany motyw gitarowy, swoją drogą bardzo wciągający, to jakby całkiem inna szkoła niż to, z czym mieliśmy do czynienia wcześniej. Nie zmienia to faktu, że jest to świetny kawałek, który na pewno warto było przypomnieć. Może jednak na zasadzie bonusu, a nie umieszczania go jako części składowej wraz z innymi. Po nim jest jeszcze kończący całość „Upadam”. Przejmujący, wolno rozkręcający się utwór mający w sobie nastrój psychodelii. To w zasadzie jedyny kawałek, w którym znalazły się produkcyjne kombinacje jak dziwne jęki w tle czy intrygujące dźwięki gitar. Do tego dochodzi głęboko brzmiąca, nieskoordynowana perkusja. Razem tworzą mroczony, niemal mistyczny klimat, który wspaniale koresponduje z podniosłym tekstem. A skoro jesteśmy przy tekstach, to i na tym polu Less Is More należą się gratulacje. Ciężko obecnie znaleźć młodych wykonawców, którzy potrafiliby po polsku pisać głębokie i niebanalne teksty, które jednocześnie nie trącałyby kiczem czy pseudofilozofią. Ich tematyka jest osnuta wokół człowieka i jego przeżyć. Mamy więc refleksje o codziennym życiu zarówno w pojedynkę („Upadam”), jak i we dwoje („Retrospekcje”). Jest również motyw żerowania na ludzkich uczuciach tak w mediach („Talk Show”), jak i przez partnera w życiu prywatnym („Nienasycenie”). Jednak by nie było różowo, muszę dołożyć chłopakom łyżkę dziegciu. Podstawowym zarzutem jest miejscami niedopasowanie głosu wokalisty do stylistyki obranej przez resztę muzyków. Niestety, warunki Dąbrowskiego nie pozwalają mu w sposób pewny zaistnieć w ostrzejszych partiach. Na płycie dało się to jakoś zamaskować, nie jestem tylko pewien, czy uda się to na koncercie. Mam nadzieję, że w przyszłości panowie lepiej się ze sobą zgrają, bo niejednokrotnie udowadniają, że to potrafią. Mimo drobnych niedociągnięć należy się jednak cieszyć z tego, że młodzi wciąż chcą nagrywać. Oby Less Is More starczyło sił, by powalczyć o godną im pozycję na rynku. Trzymam kciuki i czekam na debiuty płytowe innych wykonawców z serii „minimax.pl”.
Tytuł: Nienasycenie Wykonawca / Kompozytor: Less Is More Data wydania: wrzesień 2007 Czas trwania: 52:09 Utwory: 1) Siedem ósmych : 4:49 2) Nienasycenie: 4:39 3) Historia bez końca : 4:27 4) Talk Show : 3:54 5) O dojrzewaniu : 4:23 6) Retrospekcja : 5:47 7) Incognito: 6:02 8) Nataszka: 5:14 9) Pytanie: 4:11 10) Street of Sadness : 3:43 11) Upadam: 4:53 Ekstrakt: 70% |