Dobrze jest mieć mocne wejście, niezależnie od tego, czy mówimy o pojedynku bokserskim, przyjęciu towarzyskim czy świecie literatury. Kiedy w połowie XX wieku Kurt Vonnegut pisał swoją „Pianolę”, pewnie nie śnił jeszcze o popularności, której przysporzą mu ta i następne książki. Ale jaki właściwie był ten debiut?  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Wyobraźmy sobie dowolny kraj w nie tak znowu odległej przyszłości: postęp techniczny doprowadził do sytuacji, w której gros zawodów nie ma już racji bytu – maszyny potrafią wykonywać większość ludzkich czynności, w dodatku dużo lepiej i wydajniej. Pracę, głównie w dziedzinach związanych z nadzorem nad urządzeniami, znajduje jedynie garstka tych, którzy przeszli testy, wykazując się wysokim ilorazem inteligencji oraz specjalistycznymi zdolnościami, które mogą przysłużyć się dalszemu rozwojowi mechanizacji. Pozostali zaś dostają przydział do służb porządkowych lub wojska, otrzymują niewielkie wypłaty, ale nie muszą martwić się o nic materialnego – żyją w luksusowych domach, mają zapewnione godziwe emerytury. Z pozoru wizja wydaje się utopijna, w końcu kto z nas nie chciałby, żeby większość jego pracy wykonywały maszyny, a on tylko siedziałby i cieszył się tym, co zdołał osiągnąć dzięki postępowi? Cały problem w tym, że człowiek jest już tak skonstruowany, iż potrzebuje poczucia przydatności. W momencie, w którym stwierdzi, że nie jest już użyteczny, praktycznie rzecz biorąc traci sens dalszego egzystowania. Owszem, ciągle dążymy do zaspokajania coraz to nowych potrzeb, ale jeśli jednocześnie nie będziemy czuli, że osiągamy kolejne cele własną pracą – nici z satysfakcji. Taki stan rzeczy musi budzić sprzeciw obywateli, by w końcu doprowadzić do rewolucji. Tu do akcji wkracza Vonnegut, wystawiając do walki doktora Paula Proteusa, który z początku jest zwykłym karierowiczem, nastawionym na awans społeczny, później zaś, trochę mimowolnie, staje się kimś w rodzaju Mesjasza nowej epoki. Epoki, która ma znowu postawić na człowieka, odwracając nachalną industrializację. „Pianola” wzbudza podziw łatwością, z jaką autor nakreślił swoją opowieść. Akcja toczy się w dość spokojnym tempie, a mimo to czytelnik czuje się jak wewnątrz wysokiej klasy filmu szpiegowskiego. Zdecydowaną część fabuły stanowią decydujące dla losów społeczeństwa przeobrażenia jego członków – kiedy dociera do nich, w jakim świecie żyją i do czego dopuścili poprzez swój pęd za kolejnymi zdobyczami techniki, coraz doskonalszymi rozwiązaniami, które idealnie wyglądają jedynie na papierze, natomiast blado wypadają w zderzeniu z człowiekiem, jego potrzebami i ambicjami. Oprócz Proteusa na uwagę zasługuje jeszcze jedna, fenomenalna wprost postać szacha Bratpuhru, momentami nieco naiwnego, ale przede wszystkim obdarzonego zdrowym rozsądkiem, dziwiącego się wszechobecnej mechanizacji, z uporem powtarzającego swoje „takaru”, określające niewolnika. W kontraście z zastaną rzeczywistością wypada on dość infantylnie, ale na tle tej nowej epoki wydaje się głosem sumienia ludzi, którzy otaczający ich świat uczynili sterylnym, do bólu przewidywalnym i pozbawionym emocji. Nie ma „Pianola” pocieszenia dla biedaków zagubionych w realiach ultranowoczesnej techniki, nie szuka dla nich usprawiedliwień, nieubłaganie punktując jedynie bardzo wątpliwe podstawy moralne, które kierowały książkowymi bohaterami. Czytając Vonneguta dziś, ponad pół wieku od pierwszego wydania dzieła, możemy być zaskoczeni zarówno formą, jak i treścią, które nie zestarzały się ani odrobinę. Powiem więcej – z każdym dniem książka Vonneguta będzie stawała się coraz bardziej aktualna, a kto wie, być może pewnego dnia sami staniemy przed zawartymi w niej dylematami? Ironiczna, klarowna, analityczna, broniąca humanizmu – taka jest „Pianola”. Lektura obowiązkowa nie tylko dla komputerowych maniaków.
Tytuł: Pianola Tytuł oryginalny: Player Piano Autor: Kurt Vonnegut ISBN: 978-83-7506-006-5 Format: 384s. 125×195mm Cena: 29,90 Data wydania: 30 stycznia 2007 Ekstrakt: 90% |