Podobno prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, lecz jak kończy. Powiedzenie to przyszło mi na myśl, gdy przeczytałam „Gildię Magów”. Co prawda to dopiero część pierwsza trylogii, lecz jeśli utrzyma się tendencja wznosząca z tego tomu, to po wydaniu całości być może przyznam Trudi Canavan tytuł honorowego faceta.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Podczas corocznej czystki, gdy członkowie tytułowej Gildii wyrzucają ze slumsów bezdomnych i żebraków, nastoletnia Sonea w gniewie ciska w jednego z magów kamieniem, przebijając przy tym chroniącą go barierę. Taki wyczyn może świadczyć tylko o jednym – w dziecku z nizin społecznych niespodziewanie obudził się magiczny talent. To problem podwójny, a może i potrójny – po pierwsze, Sonea prawdopodobnie ma potężną moc, która, jeśli nie zostanie okiełznana, zniszczyć może całe miasto. Po drugie, prawo nie pozwala magom na samodzielną działalność, trzeba więc dziewczynę znaleźć i albo zablokować jej talent, albo też namówić do przystąpienia do Gildii. A to ostatnie nie jest proste, gdyż Gildia składa się z przedstawicieli arystokracji, których mieszkańcy slumsów bardzo, bardzo nie lubią. Z wzajemnością zresztą. Z jednej strony biedni, z drugiej bogaci plus panująca między nimi niechęć – nie jest to pomysł nowy, ale obiecujący. Nieco gorzej wygląda zawiązanie akcji. Sonea ucieka, przekonana, że magowie chcą ją zabić. Tyle że my, czytelnicy, wiemy, iż przedstawiciele Gildii wcale nie mają tak krwiożerczych zamiarów, więc panika dziewczyny – choć z jej punktu widzenia całkowicie uzasadniona – nie robi większego wrażenia. Są i mniejsze potknięcia: najpierw magowie szukają uciekinierki zwyczajnie, po prostu chodząc i rozpytując, a potem ni stąd, ni zowąd przypominają sobie, że mają moc, więc mogą szukać magicznie. Zresztą cała pierwsza część, w której Sonea ukrywa się w slumsach, jest zbyt długa – napięcie tak naprawdę pojawia się dopiero pod sam koniec, gdy talent dziewczyny wymyka się spod kontroli. Ponadto „Gildia Magów” to książka przeznaczona raczej dla młodszych czytelników, więc starszych może irytować naiwny obraz slumsów, w których złodzieje zamiast niebezpieczni, są tylko malowniczy, a młodzież (przykładem Sonea oraz jej przyjaciel Cery) inteligentna i zarazem dumna. O problemach takich jak zgony z powodu braku opieki medycznej czy nieletnie dziewczyny zmuszane do prostytucji wspomina się, owszem, ale jakoś tak półgębkiem i zdecydowanie się ich nie pokazuje. Na szczęście jest jeszcze druga część, w której akcja przenosi się do siedziby Gildii. Tam relacje pomiędzy bohaterami zaczynają się komplikować, czarny charakter, który wcześniej niewiele miał do roboty, knuje na potęgę, pojawia się nawet mroczna zagadka związana z jednym z magów. I tu co prawda można mieć pewne zastrzeżenia – Sonea jak na mój gust zbyt dobrze radzi sobie w obcym jej świecie, zaś intryga rozwiązuje się za szybko (wcześniejszą partię przydałoby się skrócić, a tę dla odmiany wydłużyć), niemniej jednak część drugą czyta się znacznie lepiej niż pierwszą. Atutem Trudi Canavan jest umiejętność tworzenia postaci może nie nazbyt skomplikowanych czy oryginalnych, ale za to sympatycznych. Sonea, Cery, starszy mag Rothen i jego młody przyjaciel Dannyl – wszystko to są ludzie, których łatwo polubić. Bohaterowie negatywni na razie pozostają na drugim planie, ale i oni przynajmniej intrygują, co dobrze rokuje kolejnym częściom. Liczę, że całość trylogii będzie miłym, odprężającym czytadłem, które bez wyrzutów sumienia będzie można polecić zarówno młodzieży, jak i dorosłym.
Tytuł: Gildia Magów Tytuł oryginalny: The Magicians’ Guild Autor: Trudi Canavan Przekład: Agnieszka Fulińska Cykl: Trylogia Czarnego Maga ISBN: 978-83-925796-0-1 Format: 520s. 195×125mm Cena: 35,90 Data wydania: 19 października 2007 Ekstrakt: 60% |