powrót do indeksunastępna strona

nr 10 (LXXII)
grudzień 2007

W wigiliją dzieci biją
Polacy kochają Boże Narodzenie – tak przynajmniej wynika z niedawno przeprowadzonych sondaży. Jednak, co ciekawe, większość spędza je na wielkim obżarstwie, oglądając po raz 15 „Kevina w Nowym Jorku” bądź też – o zgrozo – buszując po hipermarketach. Aby zatem tradycja w narodzie nie wyginęła, będzie to opowieść o tym, jak drzewiej bywało…
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Jeszcze nie tak dawno temu rytm przyrody wyznaczał rytm życia człowieka. Widać to było zwłaszcza na wsi, gdzie ludzie byli związani z siłami natury i uzależnieni od nich. Wiosną zaczynano prace w polu, latem organizowano żniwa, jesienią zbierano płody ziemi i gromadzono zapasy na zimową porę. Zima była tradycyjnie czasem odpoczynku – zarówno dla zmęczonego ciężką pracą człowieka, jak i ziemi, która czekała na przyszłoroczne ziarno.
Zima była czasem szczególnym i szczególne były zimowe święta. Dużo w nich symboliki zadusznej, jak ogień i potrawy typowe dla uczt pogrzebowych i zaduszkowych czy wolne miejsce przy stole. Święta miały i drugie oblicze: zaklinanie urodzaju i płodności dla ludzi, ziemi i zwierząt, oczekiwanie na powrót przyrody do życia.
Adwent
Poprzedza święta Bożego Narodzenia i jest czasem oczekiwania na przyjście Jezusa (łac. „adventus” oznacza „przyjście”). Tradycja ta sięga V w. Początkowo okres adwentu wynosił sześć tygodni, później skrócono go do czterech – i tak zostało do dziś. Kościół zabraniał w tym czasie organizowania hucznych zabaw lub wesel, zalecał modlitwę, post (i to trzy razy w tygodniu), spowiedź, zadumę oraz powstrzymywanie się od uciech cielesnych.
W tradycji ludowej adwent także był czasem specjalnym. Dużą wagę przywiązywano do zakazu pracy w polu, by nie naruszać „uśpionej” ziemi, a tym samym nie spowodować jej niepłodności na rok lub siedem lat (w zależności od regionu Polski). Wierzono też, że porą adwentową po ziemi wędrują dusze zmarłych i inne duchy, czasem także nieprzyjazne ludziom. Ową porą można było nawiązać z nimi kontakt – umożliwiał to sen, brat śmierci. W adwencie granica między tym co rzeczywiste a zaświatami była niezwykle łatwa do przekroczenia.
„Święta Łucja dni przyrzuca”
Dzień św. Łucji (13 grudnia) uważano za najkrótszy w roku, porę graniczną „między tym, co było, a tym, co będzie”. Wierzono, że sprzyja on praktykom czarownic i guślarzy, którzy mogli wyjątkowo mocno zaszkodzić ludziom i zwierzętom. Chroniono się przed tym, prosząc o wstawiennictwo właśnie św. Łucję.
13 grudnia rozpoczynano także porządki i przygotowania do świąt Bożego Narodzenia. Odstępstwo od tego zwyczaju miało przynosić zgubne skutki. Przepowiadano również pogodę na każdy kolejny miesiąc roku: „Od Łucyi dni dwanaście policz sobie do Wilii, patrz na słonko i na gwiazdy, a przepowiesz miesiąc każdy” (E. Ferenc).
Wigilia
Rozpoczynała święta Bożego Narodzenia (zwane też Godami, Godnymi lub Godnymi Świętami, Świętymi Wieczorami, Koladką). Wieczór wigilijny był czasem cudów. Wierzono, że woda ze źródeł i potoków zamienia się w wino, miód czy złoto. Tego krótkotrwałego cudu mogli doświadczyć tylko niewinni i szczęśliwi. Do dziś przetrwały także legendy o kwiecie paproci oraz innych skarbach, które czekały na śmiałków w tę szczególną noc.
Wszystkie prace gospodarskie oraz porządki i ozdabianie domu należało zakończyć przed pojawieniem się na niebie pierwszej gwiazdy. W wigilię obowiązywał zakaz przędzenia, tkania i szycia, były to bowiem czynności szczególnie ulubione przez nieprzyjazne człowiekowi demony wody. Miały się one pojawić w domu, w którym nie przestrzegano tego zakazu. Nie można było też kłócić się, pluć czy wylewać brudnej wody. Wierzono również, że zastosowane w tym dniu kary cielesne będą skuteczne przez cały rok. Powszechnie uważano, że „jaka wigilia, taki cały rok”, dlatego starano się, by święta były jak najlepsze.
Rankiem gospodarz wybierał się do lasu po drzewko lub zielone gałęzie, które symbolizowały płodność, życie czy radość. Kradzież owych gałęzi miała zapewnić szczęście i powodzenie w nadchodzącym roku.
Co ciekawe, choinka, bez której dziś nie wyobrażamy sobie świąt, jest najmłodszym (i w dodatku importowanym) zwyczajem. Ozdoba ta pojawiła się na przeł. XVIII i XIX w. wraz z niemieckimi protestantami. Mieszkańcy wsi nie byli do niej przekonani – woleli staropolskie podłaźniki (rajskie drzewka, wiechy). Pod tymi tajemniczymi nazwami kryły się gałązki jodły, rozwidlone w kształcie krzyżyków. Najpiękniejszą gałąź, ozdobioną jabłkami, opłatkami sklejonymi śliną oraz łańcuchami, zawieszał w izbie sam gospodarz. Inne umieszczano nad drzwiami chałupy i w pomieszczeniach gospodarskich.
Ważnym elementem wystroju izby była też słoma. W zależności od regionu stojąca w wiązkach, rozścielona na podłodze czy na ławach. Dawniej umierającego kładziono na słomie, by ulżyć mu w agonii; w ten sposób stała się ona przejściem między światem żywych a zmarłych.
Wieczerza wigilijna
Była przeznaczona dla dusz zmarłych. Zwłaszcza postne potrawy z ziaren zbóż, miodu, maku i grzybów. Wierzono, że zmarli przybywają na wieczerzę, a domownicy nie siadali na ławach czy stołkach bez dmuchnięcia na nie, by nie wyrządzić przybyłym duchom żadnej krzywdy – wszak jakaś dusza mogła zajmować właśnie to miejsce.
Wieczerza wigilijna gromadziła całą rodzinę (wraz ze służbą); pamiętano też, by zostawić miejsce zmarłym. Liczba domowników musiała być parzysta – inaczej w nadchodzącym roku jednego uczestnika wigilii czekała śmierć. Do stołu zasiadano, gdy tylko na niebie pojawiła się pierwsza gwiazdka. Stół był meblem szczególnym, świątecznym, codzienne posiłki jadano na ławach, wystawianych na środek kuchni.
Kolację spożywano w milczeniu. W zależności od regionu jadano: kutię (z pszenicy lub kaszy pszennej wymieszanej z miodem), zupy (barszcz, grochówkę, polewkę z maku z kaszą jaglaną, zupę grzybową), kluski z makiem lub miodem, pierogi z grzybami, kapustę kiszoną, śledzie. Na deser pierniki i inne ciasta. Wigilię kończył kisiel owsiany lub żurawinowy albo kompot z suszonych owoców. Ważne, by liczba potraw była nieparzysta.
Później śpiewano kolędy i słuchano bajań starszych ludzi o cudach wigilijnych. Przed północą przychodził czas na pasterkę. Szli wszyscy, którzy tylko mogli. Kto dotarł do kościoła najszybciej – miał zapewnione powodzenie w pracach gospodarskich i to przez cały następny rok.
Wieczerzę wigilijną zwano też postnikiem, pośnikiem, obiadem wigilijnym, wilią, kutią.
Boże Narodzenie i drugi dzień świąt
Boże Narodzenie spędzano na całkowitym lenistwie. W tym dniu zabronione było nawet ścielenie łóżek, nie wspominając o innych – lżejszych lub cięższych – pracach.
W drugi dzień świąt (św. Szczepana) święcono w kościele owies i obsypywano się nim w czasie mszy. Miało to zapewniać urodzaj, zwłaszcza dzięki wodzie święconej.
Był to też zwykle dzień, w którym po wsiach chodzili kolędnicy. Przyjmowano ich serdecznie – oni również zapewniali powodzenie w pracach gospodarskich. Kolędnicy przebierali się za różne zwierzęta i dziwaczne maszkary. Wprowadzał je do izby Dziad lub Żyd. Przebierańcy skakali, tańczyli, straszyli dzieci i dziewczęta. W chwilę później leżeli na podłodze, udając, że są martwi. Ożywić mogły ich jedynie datki domowników: kiełbasa, jajka, chleb.
I po świętach
Święta Bożego Narodzenia kończyły się 6 stycznia, w święto Trzech Króli. Domownicy z żalem wracali do codziennych zajęć i ciężkiej pracy, niecierpliwie czekając na następną okazję do świętowania.
A u nas?
Wydaje się, że mówienie o dawnych obyczajach jest stratą czasu. Dziś „patriotyzm”, „kultura narodowa” to pojęcia przestarzałe. My czujemy się już obywatelami świata – jesteśmy dumni z tego, że możemy mieszkać wszędzie. W zalewie importowanych tradycji, zwłaszcza niezliczonych, koszmarnych kopii św. Mikołaja przed każdym hipermarketem, zapominamy powoli, na czym właściwie polega istota świąt Bożego Narodzenia. Może akurat w te święta zamiast po raz kolejny oglądać głupawą amerykańską komedię, znajdziemy chwilę na rozmowę z bliskimi i zastanowienie się, czy aby te nasze święta nie są „wesołe” tylko z definicji.
powrót do indeksunastępna strona

108
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.