Nie dziwię się braciom Coen, że zabrali się za ekranizację powieści „To nie jest kraj dla starych ludzi”. Bo książka Cormaca McCarthy’ego idealnie wpasowuje się w dziwaczne, trochę śmieszne, a trochę smutne filmy amerykańskich twórców. Z pewnością nie jest to lektura dla mało wymagającego czytelnika.  |  | ‹To nie jest kraj dla starych ludzi›
|
Historia, wydawałoby się, prosta jak konstrukcja cepa – pustynia, przypadkowy świadek, krwawe porachunki między handlarzami narkotyków i dwa miliony zielonych w walizce. Wystarczy wyciągnąć pieniądze z posiekanego kulami pikapu, wrócić do domu po żonę i wiać na drugi koniec USA. A potem życie jak w Madrycie. Ale czy na pewno? Llewelyn Moss od samego początku zdaje sobie sprawę, że narkotykowi bossowie nie puszczą mu czegoś takiego płazem; postanawia podjąć grę z płatnym mordercą, mafijnymi żołnierzami, a nawet poszukującą go policją. Ta zabawa w kotka i myszkę stanowi niemalże całość książki McCarthy′ego, przynajmniej pod względem fabuły. Historia banalna i – wydawałoby się – znana z setek filmów: zdobyte przypadkiem pieniądze, zwykły człowiek wplątany w przygodę i obowiązkowy happy end. Tyle że „To nie jest kraj dla starych ludzi” nie jest banalną historią. Nic dziwnego, że McCarthy′ego nazywają następcą Faulknera – jego wydana właśnie po polsku powieść jest wnikliwym studium amerykańskiej duszy, obrazem współczesnego społeczeństwa. Pisarz odsłania mroczne pokłady kryjące się pod tak uwielbianymi w Stanach Zjednoczonych mitami o „amerykańskim śnie”, czy „od zera do bohatera”. Bo czy oglądając tysiące hollywoodzkich produkcji nie zastanawialiśmy się, dlaczego taki zwykły Smith z przedmieść, kiedy do jego drzwi zapuka Przygoda, rzuca wszystko i ochoczo daje się jej uwieść? Z byle jakiego przeciętniaka wyrasta nagle na zbawiciela ludzkości, wymierza sprawiedliwość szwarccharakterom, odnajduje wymarzoną miłość i… walizkę z milionami dolarów. Jaka jest cena za bycie bohaterem? Jak wiele człowiek jest w stanie poświęcić, by zrealizować swoją Przygodę? McCarthy pokazuje rzecz wcale nie tak oczywistą – życie nie jest kolorową bajką, tylko czymś o wiele poważniejszym. Czy ktoś zapatrzony w choćby najpiękniejszy mit jest w stanie odróżnić prawdę od fantazji? Cena za patrzenie na świat przez pryzmat fikcji jest ogromna – doświadcza tego Moss, tak jak wcześniej doświadczył Don Kichot i inni szaleńcy. Ale „To nie jest kraj dla starych ludzi” to także powieść o starości i upływie czasu. O ile Moss reprezentuje współczesnego Amerykanina wierzącego w wykreowane w Hollywood bajki, szeryf Bell to człowiek starej generacji, weteran II wojny światowej. Człowiek, który żył sprawiedliwie, niczym patriarchowie z Biblii, a teraz z rosnącym przerażeniem obserwuje zmiany zachodzące w jego kraju. Bell jest konserwatywnym, pokładającym ufność w tradycji mieszkańcem Południa, który musi pogodzić się z własną starością i zmianami zachodzącymi w świecie. Przypomina w tym względzie trochę bohaterów „Absalomie, Absalomie…” Faulknera, dziwne istoty z minionej epoki nieumiejące odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Jego postać pokazuje rzecz bardzo istotną – wyobrażenia, które mamy w głowach, jaki powinien być świat albo nasze życie, nie są absolutne. Romantyczna Przygoda Mossa w oczach szeryfa jest tylko pozbawionym sensu pędem w przepaść. Nie chcąc brać w niej udziału, Bell wycofuje się z życia, wyprowadza z kraju, w którym nie ma miejsca dla takich jak on. McCarthy buduje wciągającą opowieść, chwilami przypominającą film klasy B, a chwilami będącą głęboką refleksją nad współczesną kondycją Ameryki, kraju, który „ma bardzo dziwną historię, w dodatku cholernie krwawą”. Co może nużyć czytelnika, to prosty, może nawet aż za bardzo, język. Bohaterowie McCarthy′ego operują banałem, nie silą się na wyszukane zwroty. Z jednej strony otrzymujemy w miarę rzetelny obraz amerykańskiej społeczności, z drugiej natomiast czytanie całych stron dialogów, w których wypowiedzi ograniczają się do „tak”, „nie”, „co?” nie należy do specjalnie przyjemnych. Widać tu prostotę narracji Hemingwaya, tyle że autorowi „Pożegnania z bronią” niewątpliwie dużo lepiej wychodziło zawieranie głębszych treści w krótkiej formie. „To nie jest kraj dla starych ludzi” warto przeczytać choćby dla przekonania się, że nie każdy „amerykański sen” musi kończyć się z hollywoodzką pompą, sprawiedliwą karą dla złoczyńców i obowiązkową walizką pełną dolarów w rękach młodych, pięknych i – teraz – bogatych bohaterów.
Tytuł: To nie jest kraj dla starych ludzi Tytuł oryginalny: No Country for Old Men Autor: Cormac McCarthy Przekład: Robert Bryk ISBN: 978-83-7469-643-2 Format: 240s. 142×202mm Cena: 28,— Data wydania: 15 stycznia 2008 Ekstrakt: 70% |