powrót do indeksunastępna strona

nr 02 (LXXIV)
marzec 2008

To nie jest książka dla idiotów
Cormac McCarthy ‹To nie jest kraj dla starych ludzi›
Nie dziwię się braciom Coen, że zabrali się za ekranizację powieści „To nie jest kraj dla starych ludzi”. Bo książka Cormaca McCarthy’ego idealnie wpasowuje się w dziwaczne, trochę śmieszne, a trochę smutne filmy amerykańskich twórców. Z pewnością nie jest to lektura dla mało wymagającego czytelnika.
Zawartość ekstraktu: 70%
‹To nie jest kraj dla starych ludzi›
‹To nie jest kraj dla starych ludzi›
Historia, wydawałoby się, prosta jak konstrukcja cepa – pustynia, przypadkowy świadek, krwawe porachunki między handlarzami narkotyków i dwa miliony zielonych w walizce. Wystarczy wyciągnąć pieniądze z posiekanego kulami pikapu, wrócić do domu po żonę i wiać na drugi koniec USA. A potem życie jak w Madrycie.
Ale czy na pewno? Llewelyn Moss od samego początku zdaje sobie sprawę, że narkotykowi bossowie nie puszczą mu czegoś takiego płazem; postanawia podjąć grę z płatnym mordercą, mafijnymi żołnierzami, a nawet poszukującą go policją. Ta zabawa w kotka i myszkę stanowi niemalże całość książki McCarthy′ego, przynajmniej pod względem fabuły. Historia banalna i – wydawałoby się – znana z setek filmów: zdobyte przypadkiem pieniądze, zwykły człowiek wplątany w przygodę i obowiązkowy happy end. Tyle że „To nie jest kraj dla starych ludzi” nie jest banalną historią.
Nic dziwnego, że McCarthy′ego nazywają następcą Faulknera – jego wydana właśnie po polsku powieść jest wnikliwym studium amerykańskiej duszy, obrazem współczesnego społeczeństwa. Pisarz odsłania mroczne pokłady kryjące się pod tak uwielbianymi w Stanach Zjednoczonych mitami o „amerykańskim śnie”, czy „od zera do bohatera”. Bo czy oglądając tysiące hollywoodzkich produkcji nie zastanawialiśmy się, dlaczego taki zwykły Smith z przedmieść, kiedy do jego drzwi zapuka Przygoda, rzuca wszystko i ochoczo daje się jej uwieść? Z byle jakiego przeciętniaka wyrasta nagle na zbawiciela ludzkości, wymierza sprawiedliwość szwarccharakterom, odnajduje wymarzoną miłość i… walizkę z milionami dolarów.
Jaka jest cena za bycie bohaterem? Jak wiele człowiek jest w stanie poświęcić, by zrealizować swoją Przygodę? McCarthy pokazuje rzecz wcale nie tak oczywistą – życie nie jest kolorową bajką, tylko czymś o wiele poważniejszym. Czy ktoś zapatrzony w choćby najpiękniejszy mit jest w stanie odróżnić prawdę od fantazji? Cena za patrzenie na świat przez pryzmat fikcji jest ogromna – doświadcza tego Moss, tak jak wcześniej doświadczył Don Kichot i inni szaleńcy.
Ale „To nie jest kraj dla starych ludzi” to także powieść o starości i upływie czasu. O ile Moss reprezentuje współczesnego Amerykanina wierzącego w wykreowane w Hollywood bajki, szeryf Bell to człowiek starej generacji, weteran II wojny światowej. Człowiek, który żył sprawiedliwie, niczym patriarchowie z Biblii, a teraz z rosnącym przerażeniem obserwuje zmiany zachodzące w jego kraju. Bell jest konserwatywnym, pokładającym ufność w tradycji mieszkańcem Południa, który musi pogodzić się z własną starością i zmianami zachodzącymi w świecie. Przypomina w tym względzie trochę bohaterów „Absalomie, Absalomie…” Faulknera, dziwne istoty z minionej epoki nieumiejące odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Jego postać pokazuje rzecz bardzo istotną – wyobrażenia, które mamy w głowach, jaki powinien być świat albo nasze życie, nie są absolutne. Romantyczna Przygoda Mossa w oczach szeryfa jest tylko pozbawionym sensu pędem w przepaść. Nie chcąc brać w niej udziału, Bell wycofuje się z życia, wyprowadza z kraju, w którym nie ma miejsca dla takich jak on.
McCarthy buduje wciągającą opowieść, chwilami przypominającą film klasy B, a chwilami będącą głęboką refleksją nad współczesną kondycją Ameryki, kraju, który „ma bardzo dziwną historię, w dodatku cholernie krwawą”. Co może nużyć czytelnika, to prosty, może nawet aż za bardzo, język. Bohaterowie McCarthy′ego operują banałem, nie silą się na wyszukane zwroty. Z jednej strony otrzymujemy w miarę rzetelny obraz amerykańskiej społeczności, z drugiej natomiast czytanie całych stron dialogów, w których wypowiedzi ograniczają się do „tak”, „nie”, „co?” nie należy do specjalnie przyjemnych. Widać tu prostotę narracji Hemingwaya, tyle że autorowi „Pożegnania z bronią” niewątpliwie dużo lepiej wychodziło zawieranie głębszych treści w krótkiej formie.
„To nie jest kraj dla starych ludzi” warto przeczytać choćby dla przekonania się, że nie każdy „amerykański sen” musi kończyć się z hollywoodzką pompą, sprawiedliwą karą dla złoczyńców i obowiązkową walizką pełną dolarów w rękach młodych, pięknych i – teraz – bogatych bohaterów.



Tytuł: To nie jest kraj dla starych ludzi
Tytuł oryginalny: No Country for Old Men
Autor: Cormac McCarthy
Przekład: Robert Bryk
ISBN: 978-83-7469-643-2
Format: 240s. 142×202mm
Cena: 28,—
Data wydania: 15 stycznia 2008
Ekstrakt: 70%
powrót do indeksunastępna strona

40
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.