powrót do indeksunastępna strona

nr 05 (LXXVII)
czerwiec 2008

Autor
East Side Story: Gogol przewraca się w grobie
‹Wiedźma›
„Wiedźma” Olega Fiesienki to film, który udaje. Udaje, że jest horrorem, mimo iż nie straszy. Udaje, że jest filmem amerykańskim, mimo iż nakręcono go w Rosji. Wreszcie udaje, że powstał na podstawie opowiadania Nikołaja Gogola, choć tak naprawdę z literackim pierwowzorem nie ma prawie nic wspólnego. Wnioskując po efektach specjalnych, wydano na ten obraz niemało pieniędzy – niepotrzebnie, wyrzucono je w błoto.
Zawartość ekstraktu: 20%
‹Wiedźma›
‹Wiedźma›
Nie ma co ukrywać, że Oleg Fiesienko – mimo iż fachu uczył się w szkole prowadzonej przez samego Wima Wendersa – to reżyser, który do tej pory nie przejawiał większych ambicji. Na koncie ma kilka pełnometrażowych filmów (m.in. „Czas pik”, 2006; „Wied’ma / Wiedźma”, 2006; tegoroczne „Stritriejsery”), będących mało udanymi kalkami amerykańskiego kina klasy B. I zapewne nie warto byłoby w ogóle zawracać sobie nim głowy, gdyby nie fakt, że scenariusz „Wiedźmy” oparty został na klasycznym opowiadaniu grozy Nikołaja Gogola. Porywając się na rosyjską klasykę, Fiesienko zamachnął się tym samym motyką na słońce. Musiał bowiem liczyć się z tym, że jego dzieło będzie porównywane z kapitalną radziecką adaptacją „Wija” sprzed czterdziestu z górą lat, za którą odpowiadało trio Gieorgij Kropaczjow i Konstantin Jerszow (duet reżyserski) oraz specjalizujący się w kinie przygodowo-fantastycznym Aleksandr Ptuszko (tym razem w wyjątkowej dla siebie roli scenografa). Porównanie obu filmów wypada zdecydowanie na niekorzyść współczesnego obrazu, w którym zagubił się gdzieś niepowtarzalny klimat oryginału. Co gorsza jednak – mimo dużo większych przecież możliwości technicznych w „Wiedźmie” praktycznie wcale nie odczuwa się atmosfery grozy. A to w przypadku horroru zarzut całkowicie dyskwalifikujący film.
O sile „Wija” decydowało przede wszystkim umiejscowienie akcji w konkretnej przestrzeni i czasie – na rosyjskiej prowincji w XIX wieku. Tymczasem akcja obrazu Fiesienki przeniesiona została w czasy współczesne, jak można wnioskować – do Stanów Zjednoczonych. Bohaterowie noszą bowiem angielskie nazwiska, a miasteczkiem, w którym rozgrywają się dramatyczne wydarzenia jest Castle Ville. Zakładam, że ten zabieg miał uczynić „Wiedźmę” bardziej uniwersalną. Być może reżyser liczył nawet na dystrybucję swojego obrazu za oceanem. Aby całkowicie zerwać z rosyjskością, która mogłaby przejawiać się chociażby w charakterystycznych plenerach czy elementach architektonicznych, film kręcono w Estonii. Stąd także udział w produkcji Fiesienki aktorów z tego kraju – ich nazwiska (Ita Ever, Tőnu Kark, Arnis Liticis, Juhan Ulfsak czy też Lembit Ulfsak) w Polsce jednak nikomu raczej nic nie powiedzą. Podobnie zresztą jak i nazwisko odtwórcy głównej roli, dziennikarza Ivana Berkhoffa, którego zagrał Walerij Nikołajew. Mimo że to aktor mający już na koncie kilkadziesiąt ról, do tej pory nie zdołał zdobyć większego uznania krytyki. Ot, zdolny rzemieślnik, którego gra jakoś specjalnie nie razi, ale też nie zapada głęboko w pamięć. Bardziej rozpoznawalną postacią jest grająca młodą i piękną Meryl Jewgienija Kriukowa, która dała się poznać dzięki występom w pierwszej serii serialu „Bandycki Petersburg” Władimira Bortko (2000) oraz intrygującemu biograficzno-fantastycznemu filmowi Eldara Rjazanowa „Andersen. Żyzń bez ljubwi” (2006).
Ivan Berkhoff – główny bohater „Wiedźmy” – to typowy dziennikarz-playboy, który nie stroni ani od alkoholu, ani od uciech cielesnych. Po kolejnej suto zakrapianej orgietce nie pojawia się w pracy przez dwa dni. Szef okazuje się jednak bardzo wyrozumiały i daje mu jeszcze jedną szansę poprawy nadszarpniętej reputacji. Ivan ma pojechać do miasteczka Castle Ville, aby poszukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego w ostatnim czasie zdecydowanie wzrosła w nim liczba samobójstw. Jeszcze nim reporter dotrze do samego „jądra ciemności”, zaczną się dziać rzeczy niepokojące i przerażające. Na bezdrożu popsuje mu się samochód, a w domu na uboczu, w którym szukać będzie pomocy, powita go najpierw wstrętna starucha, a następnie piękna Merlin. Między Ivanem a dziewczyną dojdzie zresztą do próby zbliżenia, która zakończy się dla mężczyzny dość niespodziewanie. W każdym razie, chcąc ratować życie, będzie się musiał salwować ucieczką. A to dopiero początek nieszczęść, choć może raczej należałoby stwierdzić – bzdur, które scenarzyści zaczęli piętrzyć przed głównym bohaterem. Uciekając z domu Meryl, znajdzie bowiem zwłoki księdza, którego spotkał już wcześniej w barze przy autostradzie. Jak tysiące innych osób w jego sytuacji, przebierze się oczywiście w sutannę nieżyjącego kapłana i ostatecznie trafi do miejsca przeznaczenia, czyli Castle Ville, jako… egzorcysta. Mieszkańcy i komendant policji praktycznie zmuszą go do odprawienia w zamkniętym na klucz i zdewastowanym kościele tzw. mes, podczas których – aby zdjąć z miasteczka klątwę – będzie się musiał zmierzyć z tytułową wiedźmą.
Niestety, wszystkie zabiegi realizatorów, aby zbudować w filmie odpowiedni klimat grozy, spalają na panewce. Z kilku powodów. Jednym z podstawowych jest fatalny, pełen luk i niedopowiedzeń scenariusz, w którym logika woła zresztą o pomstę do nieba. Dlaczego Berkhoff, znajdując ciało księdza, rozbiera go, by założyć jego sutannę? Dlaczego podejmuje się wykonania egzorcyzmów, mimo że nie ma na ich temat zielonego pojęcia?… Jakby tego było mało, większość aktorów w tym filmie nie ma za bardzo pojęcia, co ma grać. Snują się po ekranie, wypowiadają bezsensowne kwestie, udają, że skrywają jakieś niezwykle istotne tajemnice – wszystko jednak po to, by zakamuflować totalną pustkę i bezsens. Inna sprawa, że popełniono również katastrofalne błędy w obsadzie. Nikołajew jest absolutnie nijaki – ani odpowiednio przestraszony, ani też zaskoczony sytuacją, w jakiej się znalazł. Z kolei emploi Lembita Ulfsaka, grającego szeryfa Castle Ville, predestynuje go raczej do ról komediowych – w poważnym horrorze, jakim z założenia miała być „Wiedźma”, sprawia wrażenie człowieka, który zupełnie przypadkiem zaplątał się na plan, a skoro już się na nim znalazł, to postanowił przeczekać do ostatniego klapsa. Denerwująca jest także maniera, w jakiej obraz nakręcono i zmontowano. Potrafię zrozumieć, że Fiesienko i jego współpracownicy chcieli w ten sposób nawiązać do stylistyki „Blair Witch Project” i dorzucić nieco dynamiki typowej dla teledysków realizowanych dla MTV czy Vivy. Ale obcych wzorców nie można kopiować bezsensownie. W efekcie powstaje bowiem dzieło wykorzenione. Tak jak w tym przypadku – film oparty na rosyjskiej klasyce, który z rosyjskością nie ma nic wspólnego, i jednocześnie horror, który nie potrafiłby porządnie przestraszyć nawet dziecka.



Tytuł: Wiedźma
Tytuł oryginalny: Ведьма
Reżyseria: Oleg Fiesienko
Scenariusz: Oleg Fiesienko
Rok produkcji: 2006
Kraj produkcji: Rosja
WWW: Strona
Gatunek: horror
Ekstrakt: 20%
powrót do indeksunastępna strona

90
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.