powrót do indeksunastępna strona

nr 05 (LXXVII)
czerwiec 2008

40 najlepszych soundtracków wszech czasów
Drodzy zwiedzający! Oto czterdzieści najdorodniejszych okazów gatunku „muzyka filmowa” zebranych w jednym miejscu, specjalnie na tę okazję, tylko dla Was! Są tu przedstawiciele rodziny groźnych Musicus horrorus, są dzikie i piękne soundtracki pochodzenia afrykańskiego i azjatyckiego. Mamy też rzadko spotykane, cudnej urody O.S.T. z naszego kontynentu oraz rozkoszne, nieopierzone ścieżki dźwiękowe do komedii. Podziwiajcie i nie zbliżajcie się do klatek. I prosimy nie karmić zwierząt. Chyba że na naszym forum.
Życie w roku 1927 miało swoje zalety: benzyna była tania jak barszcz, zanieczyszczenie środowiska nikłe, nikt nie znał słowa „nazizm”, a na świecie żyło zaledwie dwa miliardy ludzi, więc wszyscy mieli, ekhm, no… luźniej. Zdarzały się co prawda i minusy: szalała grypa, nie istniały komórki ani nawet internet (tak, tak, dzieci – to niewiarygodne, ale prawdziwe). Co jednak najlepsze – tak wiele rzeczy było nowych! Pierwsza rozmowa telefoniczna Nowy Jork – Londyn (7 stycznia), pierwsze kobiety w uniformach policyjnych (1 kwietnia w Dreźnie), założenie AS Romy (22 lipca), nowy model Forda, który zastąpił kultowego T (Model A zaprezentowany 2 grudnia).
Jednak nas w „Esensji” i tak najbardziej dotyczy pewna nowinka techniczna: 6 października 1927 roku w hollywoodzkim kinie zaprezentowano „Śpiewaka jazzbandu” („The Jazz Singer”) Alana Croslanda. Nieważne, jaki był scenariusz, nieważne, kto w nim grał. Ważne, że był to pierwszy na świecie film z dźwiękiem! Co prawda dźwięk był grany w kinie z płyt Vitaphone’u – osobno od obrazu – ale fakt pozostaje faktem. Po tym kino nie było już takie samo. Świat nie był już taki sam. Osiemdziesiąt jeden lat później nasz portal postanowił podsumować to, co od premiery „Śpiewaka jazzbandu” ewoluowało w autonomiczną, pełnoprawną, pełnowartościową sztukę przez duże „Sz” – muzykę filmową. Przed Wami czterdzieści najlepszych soundtracków wszech czasów. Nie ma tu ścieżki dźwiękowej do „Śpiewaka jazzbandu”, ale z szacunku dla tego filmu postanowiliśmy nie umieszczać go w zestawieniu. Zachowamy dlań specjalne miejsce w naszej redakcyjnej gablocie. Naczelny zobowiązał się przecierać go codziennie szmatką zmoczoną we własnych łzach. My zobowiązaliśmy się pilnować, żeby mu tych łez nie zabrakło.
‹24 Hour Party People O.S.T.›
‹24 Hour Party People O.S.T.›
Różni wykonawcy – „24 Hour Party People” (2002)
This is England. Szczyt brytyjskiej myśli muzycznej skondensowany w godzinnej pigułce. Joy Division, Sex Pistols, Buzzcocks, New Order, The Clash – wystarczy? Fanom wyspiarskich brzmień nie wolno przegapić tego krążka.
Różni wykonawcy – „Ale seriale” (1999)
Jednym z najlepszych soundtracków w dziejach polskiej kinematografii jest bezsprzecznie dwupłytowa składanka, na której zebrano przewodnie motywy muzyczne ze wszystkich (chyba) seriali telewizyjnych epoki PRL-u. Album udowadnia bez najmniejszych wątpliwości, że w tej dziedzinie Polacy byli dla całego świata niedoścignionymi mistrzami. Wyobraźcie sobie bowiem na jednym, a w zasadzie na dwóch krążkach motywy przewodnie z „Polskich dróg”, „Kolumbów”, „Lalki”, „Nocy i dni”, „Janosika”, „Czarnych chmur”, „Stawki większej niż życie”, „Domu” oraz piosenki z „Czterech pancernych i psa”, „Stawiam na Tolka Banana” czy „Drogi”. Toż to prawdziwy fenomen i rozkosz dla ucha.
Yann Tiersen – „Amelia” („Le Fabuleux destin d′Amélie Poulain”) (2001)
Cudny film i cudna muzyka. Każdy, kto go oglądał, po usłyszeniu kompozycji Tiersena od razu uśmiechnie się na wspomnienie kruczowłosej Francuzki o pięknych oczach i zniewalającym uśmiechu. Na szczęście płyta broni się też sama i znajomość filmu nie jest obowiązkowa, by rozkoszować się kojącymi dźwiękami. Aczkolwiek ta Amelka…
Różni wykonawcy – „Batman Forever” (1995)
Film może nie jest najwyższych lotów, ale soundtrack ma wyborny. Udzielają się na nim same gwiazdy, między innymi: P.J. Harvey, Nick Cave, The Offspring, Mike Hutchence, Massive Attack… Przede wszystkim jednak ta płyta to dwa utwory: „Hold Me, Thrill Me, Kiss Me, Kill Me” U2 i genialny „Kiss >From a Rose” Seala. Miodzio!
Różni wykonawcy – „The Beach” (2000)
Potężna dawka inteligentnego, niepokojącego i bardzo przebojowego popu. Czy można umieścić obok siebie Blur, All Saints, Mory Kante i Underworld bez ryzyka efektu „grochu z kapustą”? Oczywiście, o ile zarówno groch, jak i kapusta okażą się tak smakowite jak czternaście utworów wypełniających soundtrack do tego dość niedocenionego obrazu Danny’ego Boyle’a.
Vangelis – „Blade Runner – Trilogy 25th Anniversary” (1982/2007)
Z soundtrackiem Vangelisa do filmu Ridleya Scotta było bardzo podobnie jak ze ścieżką dźwiękową Tangerine Dream do „Legendy”. Niby ją skomponował, ale na oryginalnej płycie z 1982 roku słyszymy jedynie orkiestrowe wersje nagrane bez udziału Greka. Dopiero dwanaście lat później wyszła płyta z utworami Vangelisa. I to dopiero było to! Jeśli jednak chcecie sięgnąć po soundtrack z „Blade Runnera”, zdecydowanie powinniście zaopatrzyć się w ubiegłoroczną trzypłytową edycję, na której zebrano wszystkie motywy muzyczne związane z filmem. Dodatkowo trafiły tam również zupełnie nowe utwory, skomponowane przez ekslidera Aphrodite’s Child specjalnie z okazji ćwierćwiecza powstania „Blade Runnera”.
Różni wykonawcy – „Blues Brothers” (1980)
Nie ma niczego bardziej cool, trendy, jazzy, flashy czy jak tam to jeszcze nazwać niż dwóch białych facetów w czarnych garniturach i równie czarnych okularach na tle czarnej jak wąsiska posła Kalinowskiego muzyki. Są tu i James Brown, i Ray Charles, i Cab Calloway, i Aretha Franklin – i tylko nie mówcie, że nie znacie tych nazwisk! „Z szasunkiem, bo ynaczej będzie źle!
Basil Poledouris – „Conan Barbarzyńca” („Conan the Barbarian”) (1982)
Wspaniała, monumentalna muzyka. Sam Robert E. Howard nie dobrałby lepszej. Są pewne podejrzenia, że przodkowie kompozytora wywodzą się z samego środka górzystej i mroźnej Cymmerii.
Różni wykonawcy – „Donnie Darko” (2001)
Gdybyście mieli kiedykolwiek szukać płyty z soundtrackiem do kultowego „Donniego Darko”, kupujcie jedynie wydanie „Soundtrack + Score”. Tylko ono zapewnia nam zarówno muzykę napisaną przez Michaela Andrewsa wyłącznie na potrzeby tego filmu, jak i zestaw utworów, które Richard Kelly zdobył z trudem na potrzeby „Donniego”. A nie da się ukryć, że „Notorious” Duran Duran jest znakomitą ilustracją występu Sparkle Motion, a cover „Mad World” w wykonaniu Gary’ego Julesa brzmi, jakby był napisany od razu z myślą o „Donniem Darko”. A zresztą – czy jakieś słowa lepiej ilustrują treść tego filmu, niż „I find it kind of funny and I find it kind of sad/that the dreams in which I’m dying are the best I’ve ever had”?
Krzysztof Komeda – „Dziecko Rosemary” („Rosemary’s Baby”) (1969)
Niezapomniany film i niezapomniana ścieżka dźwiękowa z jedną z najbardziej niezwykłych i hipnotyzujących kompozycji polskiego jazzmana. „Kołysanka” znakomicie wprowadza widza i słuchacza w niesamowitą atmosferę filmu. Jest w niej specyficzne „mrugnięcie okiem”, bo przecież i sam film nie jest do końca poważny. Trzydzieści lat później utwór ten nagrała szwedzka kapela progresywna Morte Macabre i zabrzmiał on równie przejmująco i niepokojąco. Jak widać, sprawdza się w każdej konwencji – zarówno jazzowej, jak i rockowej. Wybierając Komedę na kompozytora muzyki do swojego filmu, Roman Polański trafił w dziesiątkę!
Rózni wykonawcy – „Dzikość serca” („Wild at Heart”) (1990)
Zbiór kompozycji silnie powiązanych z obrazem dusznego świata kreowanego przez Davida Lyncha. Z tego względu bardzo trudno oceniać soundtrack „Dzikości serca” w oderwaniu od całego filmu. Niemniej przebojowość kapitalnego „Wicked Game” Chrisa Isaaka wydaje się być absolutnie niepodważalna. Podkreśla też genialną umiejętność Lyncha do wynajdywania znakomitych utworów z zupełnie różnych szufladek, idealnie przystających do jego scenariuszowych koncepcji (to on na dobrą sprawę odkrył dla szerszego odbiorcy Rammsteina).
Różni wykonawcy – „Electric Dreams” (1984)
„Prześliczna wi… wiolo… wiolonczelistka la la la” – śpiewali kiedyś Skaldowie, a ich śpiew „nabrał wizualizacji” w 1984 roku, gdy do amerykańskich kin trafiła sympatyczna komedia komputerowo-romatyczna „Electric Dreams”. Główną rolę żeńską zagrała dwudziestotrzyletnia wówczas Virginia Madsen (była to zresztą jedna z pierwszych jej ról kinowych), męską – Lenny von Dohlen, a komputerową, czyli odpowiadającego za „inteligentny dom” Edgara.. no… nie wiadomo. Jakiś komputer. W tym miejscu ważne jest przede wszystkim to, że za muzykę odpowiadał sam Giorgio Moroder, legenda muzyki lat 80., zdobywca trzech Oscarów, trzech Złotych Globów i całej masy innych nagród muzycznych. Ścieżka dźwiękowa filmu zawiera więc kompozycje między innymi takich sław jak Culture Club, Jeffa Lynne’a, Heaven 17, Philipa Oakeya – no i oczywiście samego Morodera. Najsłynniejsze kawałki tej płyty – „Love is Love” Culture Club, „The Duel” Giorgio Morodera (udyskotekowiona wersja klasycznego menueta w wersji na wiolonczelę i komputer) i „Together in Electric Dreams” spółki Moroder i Oakey można bez problemu znaleźć na YouTube i innych tego typu serwisach. Całość zaś stanowi kwintesencję słonecznego dnia zwariowanych lat 80.
Michael Nyman – „Fortepian” („The Piano”) (1993)
Piękny film Jane Campion z nie mniej piękną i porywającą muzyką angielskiego kompozytora, idealnie podkreślającą cudowną przyrodę Nowej Zelandii. Nyman stworzył utwory fortepianowe, które kojarzyć się mogą z Beethovenowskim „Dla Elizy” – są równie melodyjne i romantyczne. Znakomita płyta na wieczór we dwoje z ukochaną.
Goblin – „Głęboka czerwień” („Profondo Rosso”) (1975) oraz „Suspiria” (1977)
Dwie płyty tego samego wykonawcy będące oprawą muzyczną dwóch horrorów Daria Argento. Włoski rock progresywny w szczytowej formie. Muzyka, która świetnie się sprawdza nie tylko jako ścieżka dźwiękowa do filmu, ale też w roli pełnoprawnego dzieła oddzielonego od obrazu. Nie da się tego słuchać z obojętnością. Jeśli oddacie się tej muzyce bez reszty, z upływem czasu zaczniecie czuć ciarki przebiegające wam po plecach i rozglądać się z przestrachem w poszukiwaniu psychopatycznego mordercy.
Bee Gees – „Gorączka sobotniej nocy” („Saturday Night Fever”) (1977)
Kto nie pamięta Johna Travolty ubranego w biały garnitur, tańczącego do utworów Bee Gees? To symbol dyskotek lat siedemdziesiątych. Utwory braci Gibb przetrwały próbę czasu i wciąż się ich świetnie słucha. Nawet dziś, gdy DJ puści „Stayin’ Alive”, „Night Fever”, czy „You Should Be Dancing”, tłok na parkiecie jest murowany.
John Williams – „Gwiezdne wojny” („Star Wars Trilogy”) (1993/2004)
Tego soundtracku nikomu chyba nie trzeba przedstawiać. Gdy włączam płytę, najpierw oczami wyobraźni widzę napis: „Dawno, dawno temu w odległej galaktyce”, a następnie w głośniku wybucha nieśmiertelny motyw przewodni. A dalej jest jeszcze lepiej: „The Imperial March”, „Han Solo and the Princess”… Świetnie też się słucha uroczej melodii towarzyszącej pojawieniu się Ewoków czy zakręconego zespołu Cantina Band. Absolutna klasyka.
Galt MacDermot – „Hair” (1979)
W filmie – pozornie niemożliwy do autonomicznego odbioru zbiór utworów, które wydają się zastępować jego scenariusz. Na płycie – kapitalny zestaw znakomicie skonstruowanych przebojów, bez których nie obejdzie się żadna potańcówka w klimacie Różowych Lat 70.
Pieter Bourke i Lisa Gerrard – „Informator” („The Insider”) (1999)
Michael Mann zawsze bardzo dba o wizualną i dźwiękową warstwę swych filmów – nie inaczej było w przypadku „Informatora”. Do współpracy zaprosił Lisę Gerrard i Pietera Bourke’a, którzy nasycili film muzyką zróżnicowaną, złożoną z fragmentów o zabarwieniu orientalnym, instrumentalnych ballad, eksperymentów dźwiękowych, motywów bardziej dramatycznych. Soundtrack uzupełnia dynamiczne „Safe from Harm” Massive Attack (w filmie słyszalne tylko przez chwilę, ale zarówno tekstem, jak i muzyką doskonale do niego pasujące). Trudno sobie wyobrazić niektóre sceny „Informatora” – w szczególności wewnętrzne dylematy Jeffreya Wiganda – bez tej pięknej ilustracji muzycznej.
Tim Rice, Andrew Lloyd Webber – „Jesus Christ Superstar” (1973)
Nawet epatujący przemocą Mel Gibson w „Pasji” nie stworzył tak poruszającej i przejmującej wizji ukrzyżowania Chrystusa jak Webber i Rice w swoim dziele. Świetna, osadzona głęboko w korzeniach psychodelicznego rocka muzyka, mocne teksty i niezwykła emocjonalność. Ta płyta jest jak modlitwa.
Tangerine Dream – „Legenda” („Legend”) (1985)
Niemiecka legenda rocka elektronicznego nagrała w sumie muzykę do kilkudziesięciu filmów. Złośliwi twierdzą, że sam Edgar Froese nie byłby w stanie podać dokładnej liczby wydanych przez siebie płyt. Ilość, niestety, nieczęsto przechodziła w jakość. Tym razem jednak jest zupełnie inaczej. Muzyka nagrana do klasycznego filmu fantasy Ridleya Scotta ujmuje przede wszystkim delikatnością i zwiewnymi motywami. Na osoby polujące na ten soundtrack czyha jednak pewna pułapka – wydano bowiem dwie ścieżki dźwiękowe z „Legendy”, a na alternatywnym krążku znalazły się kompozycje Jerry’ego Goldsmitha. Przed tym albumem się wystrzegajcie, bo to typowa dla amerykańskiego muzyka masówka.
Różni wykonawcy – „Lśnienie” („The Shining”) (1980)
Wzorzec użycia muzyki w celach wywoływania u potencjalnego odbiorcy silnych, a niekiedy traumatycznych wrażeń zmysłowych w filmowych horrorach. Mówiąc bardziej po naszemu: tak się straszy widzów.
Penderecki i Ligeti w roli twórców ścieżki dźwiękowej do czasu ekranizacji „Lśnienia” brzmiało jak profanacja. Dopiero Kubrick pokazał, że współczesna mu awangarda muzyki symfonicznej to nie tylko intelektualny chłód, że może też być źródłem potężnych emocji. Niekoniecznie miłych. Na pewno niezapomnianych.
Więcej tu: „Jak brzmi strach?”.
Aimee Mann – „Magnolia” (1999)
Czy jest drugi taki przypadek, gdy soundtrack nie powstaje na potrzeby filmu, ale film jest… ekranizacją soundtracku? Tak właśnie stało się w przypadku „Magnolii”. Reżyser Paul Thomas Anderson do tego stopnia zakochał się w smutnych balladach Aimee Mann, że postanowił w oparciu o jej teksty stworzyć film. Rzeczywiście, w „Magnolii” mnóstwo jest właściwego dla piosenek Mann smutku, melancholii, rezygnacji, a przede wszystkim samotności. Piękną kulminacją filmu jest chwila, gdy wszyscy bohaterowie śpiewają w różnych miejscach miasta jednocześnie piosenkę „Wise Up”, a jej tekst doskonale oddaje stan ducha każdego z nich.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

119
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.