powrót do indeksunastępna strona

nr 05 (LXXVII)
czerwiec 2008

Autor
Indiana Jones: Na tropie archeologa
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Krytycy, tak jak i część widzów, przyjęli film chłodno. Spielberg zamiast opływać w spodziewane zachwyty, spotkał się z rezerwą, a nawet z ostrą krytyką. Narzekano głównie na przesadzoną przemoc oraz nagromadzenie zbytniej ilości scen świątynnych, których przekaz niekoniecznie był przeznaczony dla dzieci. W niektórych krajach film wkroczył do kin nawet w mocno uszczuplonej wersji. Najpierw Spielberg bronił „Świątyni Zagłady”. Tłumaczył, że tytuł jednoznacznie sugeruje, iż nie jest to film stricte familijny i znacznie odbiega od tego, do czego mogli przyzwyczaić „Poszukiwacze…”. W sukurs poszedł mu Harrison Ford, twierdząc, że ogółem historia jest moralnie pouczająca i aby pokazać triumf dobra, najpierw należy pokazać czyste zło. Gdy krytyka się nasiliła, cała ekipa nieco spuściła z tonu, przepraszając w mediach za zbyt daleko posuniętą przemoc i sceny okultyzmu. Nie przeszkodziło to filmowi ponownie stać się hitem i przynieść ponad 300 milionów dolarów zysku na całym świecie. Amerykańska Akademia Filmowa, będąc nieco pod presją opinii publicznej, tym razem mniej ochoczo rozdawała nominacje. Skończyło się na dwóch – za muzykę i efekty specjalne.
Co dwóch Jonesów, to nie jeden
‹Indiana Jones i Ostatnia Krucjata›
‹Indiana Jones i Ostatnia Krucjata›
Gdy w drugiej połowie lat 80. kariera Stevena Spielberga nabrała ogromnego rozpędu, kariera Lucasa jakby trochę przyhamowała. Właściwie od czasu „Świątyni Zagłady” nie zrealizował żadnego przeboju, lecąc w dół z „Kaczorem Howardem” i nie do końca spełniając oczekiwania z fantastycznym „Willowem”. O trzeciej części przygód archeologa mówiono już przy okazji kręcenia „Świątyni Zagłady”. LucasFilm wydał nawet wstępne oświadczenie, że całość przygodowej serii zaplanowano na pięć filmów. Nie do końca przypadło to do gustu Harrisonowi Fordowi, kojarzonemu głównie z rolami Hana Solo i Indiany Jonesa, gdyż nie chciał zostać zaszufladkowany jako spec wyłącznie od blockbusterowych sequeli. Do tego, będąc już wtedy supergwiazdą kina akcji, rzadko kiedy miewał wolne miejsce w grafiku.
Spielberg i Lucas wyraźnie czuli się niespełnieni końcowym efektem „Świątyni Zagłady”, dlatego intensywnie pracowali nad jeszcze jednym powrotem archeologa. Przede wszystkim potrzebowali artefaktu, który sprawi, że Indiana Jones ponownie zechce przywdziać swój kapelusz, skórzaną kurtkę i wyruszyć w poszukiwaniu przygody. Pierwotny wybór padł na Świętego Graala, lecz ani Spielberg, ani Lucas nie byli do niego w pełni przekonani. Temu pierwszemu zbyt kojarzył się z filmem Pythonów, zresztą uważał Graala bardziej za mitologiczną legendę niż realny skarb. Początkowo więc plan odrzucono, podobnie jak następny pomysł umiejscowienia akcji w nawiedzonym zamku. W końcu Lucas, zainspirowany chińską legendą o afrykańskim Królu Małp, zlecił Chrisowi Columbusowi napisanie scenariusza. Skrypt był gotowy w kilka miesięcy i choć ogólnie przywracał dawny klimat „Poszukiwaczy…”, finalnie nie był tym, czego Lucas i Spielberg oczekiwali. Poza tym reżysersko-producencki duet czuł się już trochę za stary na kilkumiesięczne zdjęcia w upalnym afrykańskim klimacie.
Spielberg tym razem chciał położyć znacznie większy nacisk na osobowość Indiany i zaprezentowanie jego charakteru z innej strony. Stąd pomysł, by do zarysu historii dodać postać ojca Indiany – Henry’ego Jonesa. Również naukowca, ale z odmiennym podejściem do nauki i krytycznym wobec syna. Relacje ojciec-syn miały być zresztą solidną podstawą do znacznie większej ilości gagów i dobrej zabawy rodem z „Poszukiwaczy,,,”, czego w mrocznej „Świątyni Zagłady” w wielu scenach zabrakło. Jeszcze raz zastanowiono się nad pomysłem wykorzystania w fabule kielicha Chrystusa i tym razem zyskał on pełną akceptację. „Doszliśmy do wniosku, że szukanie ojca jest poszukiwaniem Graala” – przyznał Spielberg. Jednocześnie podjęto starania, by naznaczona chrześcijańskim reliktem fabuła nie przytłoczyła zbytnio planowanej lekkości filmu. Nie porzucono zatem idei dynamicznych skoków po kontynentach, a w ramach przywracania klimatu „Poszukiwaczy…” na plan powrócili Egipcjanin Sallah i doktor Marcus Brody. Dla Spielberga realizacja „Ostatniej krucjaty” oznaczała niemożność dokończenia wcześniej rozpoczętych projektów, dlatego też zmuszony był do porzucenia i wycofania się z przygotowań do „Rain Mana” i „Dużego”.
Ekipa, tworzona w większości przez weteranów dwóch poprzednich części, miała tym razem najbardziej komfortowe warunki do pracy ze wszystkich dotychczasowych filmów o Indianie. Nie musiała kręcić w dżungli czy w otoczeniu tysięcy jadowitych węży, a nawet gdy w gorącej Jordanii realizowano sekwencję ze świątynią Graala, to przez pewien okres gościła w królewskim pałacu.
W prologu filmu mamy do czynienia z szeroką retrospekcją cofającą nas do czasów, gdy Indy był jeszcze nastolatkiem. Pomysł takiego rozpoczęcia wyszedł od Lucasa, który chciał pokazać, jak Indiana stał się tym Indianą, którego znamy z „Poszukiwaczy zaginionej Arki” i „Świątyni Zagłady”. Nawiasem mówiąc, „Ostatnia krucjata” według powziętych założeń miała być pożegnaniem z Indianą Jonesem, a dla większości widzów historia dzielnego archeologa kończyła się wraz z końcem „Ostatniej krucjaty”. Prawdopodobnie już wtedy Lucas miał mglisty zarys planowanego serialu, można się zatem domyślać, że zaproponowana przez niego sekwencja miała być także pierwszym zwiastunem tego, co dopiero miało nastąpić.
Ostatnia część trylogii spotkała się ze znacznie cieplejszymi recenzjami krytyków niż poprzedni film z serii, a widzowie z optymizmem przyjęli odejście od mrocznego klimatu „Świątyni Zagłady”. „Ostatnia krucjata” okazała się najbardziej dochodowym filmem serii, zarabiając niemal pół miliarda dolarów. Tym razem Akademia ponownie doceniła techniczne aspekty filmu, nominując do statuetek dźwięk, montaż dźwięku (Oscar) i muzykę.
18 lat później
‹Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki›
‹Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki›
Sprawa ucichła na lata. W latach 90. zrealizowano tylko serialowe „Kroniki młodego Indiany Jonesa (z okazji premiery „Królestwa Kryształowej Czaszki” wreszcie wydano je na DVD, niestety jeszcze nie u nas), lecz po trzech sezonach produkcję zakończono. Choć plotki, jakoby Lucas zlecił napisanie scenariusza do czwartej części, co jakiś czas pojawiały się w mediach, nikt oficjalnie ich nie potwierdzał. Tym bardziej że Lucas, zajęty nową trylogią „Gwiezdnych wojen”, niekoniecznie miał czas, by powrócić do tematu przygód archeologa. Nadzieja pojawiła się, gdy w 2000 roku za scenariusz wziął się M. Night Shyamalan, jednak zadanie zmierzenia się z legendą szybko go przerosło. Później wśród autorów scenariusza przewijały się nazwiska Stephana Gaghana, Toma Stopparda i Franka Darabonta. Ten ostatni napisał zresztą skrypt, który spodobał się Spielbergowi i Fordowi, ale nie zyskał aprobaty Lucasa. Ford coraz bardziej się niecierpliwił, ostrzegając, że niedługo będzie za stary na rolę. Spielberg, choć wciąż wyrażał zainteresowanie wyreżyserowaniem „czwórki”, nie uważał tego za swój priorytet i skupiał się na realizacji innych projektów.
Wreszcie po kolejnym przerobieniu scenariusza – tym razem przez Davida Koeppa – padło niemal sakramentalne „tak”. 18 czerwca 2007 roku padł pierwszy klaps, a już kilka dni później zobaczyliśmy pierwsze po latach zdjęcie archeologa, które natychmiast obiegło wszystkie serwisy informacyjne. Ze ściśle strzeżonego planu co jakiś czas wypływały starannie przygotowane „przecieki” o fabule i samej realizacji. Na wieść, że film ma dotyczyć „Królestwa Kryształowej Czaszki”, fani przetrzepali wszystko. Jak się okazało, Kryształowa Czaszka miała się pojawić w jednym z nienakręconych odcinków trzeciej serii przygód młodego Indiany Jonesa. Indy miał spotkać po raz pierwszy na swej drodze Belloqa, zaprzyjaźnić się z nim i wespół odnaleźć rzeczoną czaszkę. Belloq następnie miał zdradzić Jonesa, ukraść skarb i sprzedać go na czarnym rynku.
Na razie wiemy tyle, że oprócz Indiany Jonesa powróci także Marion, a obok prastarych budowli Majów w filmie ma się też pojawić Strefa 51. Akcja ma być umiejscowiona w czasach zimnej wojny a w miejsce nazistów w rolę głównych arcywrogów mają wejść agenci Związku Radzieckiego. Trudno stwierdzić, ile elementów z tej – jak na razie chaotycznej – układanki rzeczywiście pojawi się w filmie. Prawdę i tak poznamy 22 maja. Wiadomo natomiast, że oczekiwania tak widzów, jak i twórców są spore. Publiczność chce przede wszystkim się przekonać, czy 66-letni już Harrison Ford jest jeszcze w stanie nawiązać do stworzonej przed laty legendy. Producenci spodziewają się, że chęć zobaczenia ponownie wielkiej przygody na dużym ekranie zapewni filmowi w samych Stanach co najmniej stumilionowe otwarcie, a może nawet pozwoli na pokonanie rekordowego wyniku „Spider-Mana 3”.
W jednym z ostatnich wywiadów Ford napomknął, jakoby był chętny do wystąpienia w jeszcze jednym filmie o archeologu, a może nawet w kolejnej trylogii. Jako że filmu właściwie nikt jeszcze nie widział, nie wiadomo, czy taka wypowiedź jest rzeczywiście podyktowana znakomitym ostatecznym efektem pracy na planie, czy tylko chęcią wywołania dodatkowego, i tak już niemałego szumu wokół filmu. Mnie, jak i reszcie nerwowo wyczekujących fanów, pozostaje mieć tylko jedno życzenie: aby z dawnej wspaniałej przygody „Jamesa Bonda bez wyposażenia” – jak kiedyś o doktorze Jonesie wyraził się Steven Spielberg – nie pozostało tylko mgliste wspomnienie.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

10
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.