powrót do indeksunastępna strona

nr 05 (LXXVII)
czerwiec 2008

O sztuce przy konfiturkach: Nieszczęśliwe dzieciństwo wielkich artystów
Wnuczek postanowił zrobić karierę na Zachodzie i poleciał do Paryża z wystawą wielkich polskich artystów współczesnych. W przerwie biega po Luwrze i kontempluje nocne życie miasta. Babcia tradycyjnie całymi dniami piecze pyszne ciasta, a wieczorami zgłębia tajniki sieci i uczy się wysyłać maile, oczywiście do swojego wnuczka. Oto ich pierwsza, historyczna, „rozmowa” o sztuce via Internet.
Od niepamiętnych czasów między dziadkami i wnukami trwała wojna podjazdowa. Starość ustępowała przed młodością, naiwność przed życiowym doświadczeniem, a wilczy apetyt młodego człowieka kapitulował przed pysznym babcinym ciastem z wiśniami. Redaktorzy „Esensji” postanowili pokazać, że także w kwestii sztuki to, co stare, nie zawsze zalatuje naftaliną, a to, co nowe, czasem nie bywa Arcydziełem. Prezentujemy Wam rozmowy pewnej sympatycznej staruszki z jej elokwentnym wnukiem o sztuce już „historycznej” i tej pachnącej świeżo nałożoną farbą, toczone zwykle przy domowych obiadkach.
Od: Babcia babcia@babcia.pl
Do: Wnuczek wnuczek@wnuczek.pl
Temat: Parę słów do mojego wnusia
To jest Luwr, nie Mcdonalds<br>Fot. www.fostertravel.com
To jest Luwr, nie Mcdonalds
Fot. www.fostertravel.com
Kochany wnusiu,
na początku chciałabym Ci złożyć życzenia z okazji Dnia Dziecka. Wiem, że nim nie jesteś już od dawna, ale babcie już tak mają. Dziękuję za Twój wczorajszy telefon. Nie przejmuj się już tym, że przez Ciebie mi się jabłecznik przypalił, bo długo rozmawialiśmy. Dobrze, że się wreszcie do swojej babci odezwałeś z tego Paryża, chociaż jesteś zajęty przygotowywaniem wystawy polskich artystów awangardowych. Jak skończyliśmy rozmawiać, akurat przyszedł Tomek, synek pani Gieni, mojej sąsiadki, pożyczyć trochę cukru. I przy okazji pokazał mi, jak do Ciebie napisać list przez Internet. Kto by pomyślał, że dożyję czasów, kiedy żeby wysłać list, nie będę w ogóle musiała wychodzić z domu!
Popisałam sobie na kartce, co i jak się robi, żeby czegoś nie zepsuć, i nie wydaje się to trudne. Trochę tylko mam problem z pisaniem na klawiaturze. Tomkowi to wszystkie palce skakały po literach, a ja piszę dwoma i co chwilę muszę kasować, bo mi nie te słowa wyszły, co chciałam. Ale pierwsze koty za płoty, później może będzie lepiej. Dobrze, że na dziś nie mam innych planów, to może zdążę do wieczora napisać wszystko i wysłać ten list.
Mówiłeś mi, wnusiu, że zdążyłeś już zobaczyć Luwr, ale turyści, brak czasu i niektóre dzieła spowodowały, iż nie byłeś nim do końca zachwycony. Dla mnie też „Mona Lisa” Leonarda wcale nie jest taka urocza, jak o niej piszą, a „Przybycie Marii Medycejskiej do Marsylii” Rubensa wydaje się trochę teatralne. Ciekawa jestem, czy podobały Ci się obrazy, które bardzo lubię: „Święta Magdalena pokutująca” de La Toura i „Portret starego mężczyzny z małym chłopcem” Domenica Ghirlandaio. Zawsze mnie wzrusza ten starszy pan patrzący z miłością na swego małego wnuka czy synka. I nawet ten jego brzydki nos jakoś tu pasuje i sprawia, że cała scena jest taka ciepła i rodzinna, a postacie jak żywe, a nie zimne i idealne jak te starożytne greckie rzeźby.
Jeśli już mowa o rodzinie, to skarżyła mi się Twoja mama, że dawno się do niej nie odzywałeś. Rozumiem, że wystawa i wiele atrakcji za granicą, ale jednak mógłbyś dać jej jakiś znak życia dłuższy niż SMS: „Dojechałem szczęśliwie. Odezwę się wkrótce”. Zwłaszcza że matka się o Ciebie martwi. Takiego szczęścia nie miał np. Maurice Utrillo, syn Susan Valadon, tej, która pozowała Degasowi i Toulouse-Lautrecowi. Wiesz, że Maurice′a w dzieciństwie babka karmiła mlekiem zmieszanym z alkoholem, żeby chłopczyk nie płakał? A matka, zamiast poświęcać mu czas i opiekować się często chorującym malcem, prawie w ogóle nie zwracała na niego uwagi. W ten sposób chłopak szybko stał się stałym bywalcem knajp, izb wytrzeźwień i szpitala dla umysłowo chorych. Ty masz kochającą mamę, więc niech wie, co się z Tobą dzieje.
To jest McDonald, nie Luwr<br>www.london-se1.co.uk
To jest McDonald, nie Luwr
www.london-se1.co.uk
Mam nadzieję, że chociaż jesteś w Paryżu, to zachowujesz się odpowiednio i nie odwiedzasz wszystkich podejrzanych lokali i kabaretów, tak jak dawniejsza bohema artystyczna. Czytam właśnie książkę o Henrim Toulouse-Lautrecu, tę, którą dostałam od Ciebie na Dzień Babci. Lubię jego obrazy, zwłaszcza „Praczkę”, „Toaletę” czy cykl obrazów z Moulin Rouge i Moulin de la Galette. Nie mówiłam tego moim przyjaciółkom, z którymi czasem wymieniam się albumami o sztuce, bo one wolą Kossaka, Rodakowskiego i poprawne malarstwo akademickie. Jeszcze by powiedziały, że na starość zbzikowałam, i doniosły naszemu proboszczowi, który jest miłym człowiekiem, ale gustuje w tych strasznie odpustowych obrazach religijnych w niby-złotych ramach.
W każdym razie nie wiedziałam, że Henri Lautrec (zresztą kolega Utrilla) był kolejnym artystą, który miał tak nieszczęśliwe dzieciństwo. Bo niby dorastał w arystokratycznej rodzinie i bieda nie zaglądała mu w oczy, jak Maurice′owi, a krewni – zwłaszcza matka – go kochali i rozpieszczali. Jednak gdy chłopak przestał pobierać lekcje u Leona Bonnata, głośnego i uznanego naówczas akademickiego portrecisty, i wszedł na drogę hulanek, domów publicznych, cyrków i niezależności artystycznej, rodzina domagała się nawet, by przestał podpisywać obrazy swoim nazwiskiem! Do końca życia wspierała go jedynie matka, chyba dlatego, że lubiła pozować na osobę nieszczęśliwą, ale dzielnie znoszącą przeciwności losu w postaci nieodpowiedzialnego męża i syna alkoholika i rozpustnika. Zresztą, nie będę Ci opisywać wszystkiego ze szczegółami, bo wspominałeś, że tę książkę chciałbyś w wolnej chwili przeczytać.
Nie wiem, wnusiu, dlaczego tak się dzieje, że wielu wybitnych artystów miało nieszczęśliwe dzieciństwo, a i nierzadko jeszcze gorszą młodość i dorosłość. Ale często jakoś jest tak, że ci, którzy doświadczyli w życiu wiele złego i którym zdarzało się gościć w kronikach policyjnych, w sztuce osiągnęli prawdziwe mistrzostwo. Kiedy byłam młoda, mówiono pannom, żeby nigdy nie wychodziły za mąż za artystę, aktora czy cyrkowca, bo będą nieszczęśliwe do końca życia. Widać coś w tym musiało być, skoro większość naprawdę dobrych twórców zmarła albo w biedzie i zapomnieniu, albo po wyniszczającej chorobie, albo samobójczo. Jednak to temat już na inną rozmowę.
Zrobiło się już późno, więc pora kończyć. Napisz mi, wnusiu, jak Ci idą przygotowania do tej wystawy, jakie muzea już odwiedziłeś i czy byłeś w Moulin Rouge i na Montmartrze, no i jak wygląda teraz Paryż.
Przesyłam całusy i życzę powodzenia,
Babcia
• • •
Od: Wnuczek wnuczek@wnuczek.pl
Do: Babcia babcia@babcia.pl
Temat: Re: Par# sł^w do mojego wnusia
Babciu kochana!
Przede wszystkim dziekuje za zyczenia!
To jest Salvador Dali i kot (Dali w krawacie)<br>Fot.www.upload.wikimedia.org
To jest Salvador Dali i kot (Dali w krawacie)
Fot.www.upload.wikimedia.org
Ciesze sie rowniez niezmiernie, ze w koncu nauczylas sie korzystac z komputera i dobrodziejstw Internetu – to ulatwi nam komunikacje. Wybacz, ze pisze bez polskich znakow, ale siedze w kawiarence internetowej.
Paryz jest piekny, bez dwoch zdan! To naprawde miasto inspiracji. Mam juz za soba wizyte w Luwrze, Muzeum Picassa, Rodina i D′Orsay. Ech, bylabys zachwycona liczba wielkich dziel impresjonistow. Luwr robi wielkie wrazenie, tylko troche go psuja japonscy turysci i Amerykanie, ktorzy zachowuja sie, jak gdyby byli w McDonaldzie.
Wystawa, ktora organizuje, odnosi wielki sukces. Jej temat: „Chodnik. Szalet. Bezdomny pies. Miasto” zostal uznany za bardzo intrygujacy. Musze jednak przyznac, ze czesc artystow zbyt doslownie go potraktowala: jeden z polskich performerow przebral sie za szalet miejski i opowiadal wciaz te sama historie o psie sikajacym na chodnik. Dla mnie zbyt to prostackie, ale Francuzi, nie rozumiejac polskiego, uznali ten pomysl za nowatorski.
Wspomnialas, babciu, o wplywie dziecinstwa na artystow: moim zdaniem ten najbardziej formatywny okres w zyciu determinuje artyste na zawsze. Pierwszy na mysl przyszedl mi Francis Bacon (jeden z niewielu, ktorymi oboje sie fascynujemy). Silna alergia, astma, ciagle choroby, no i podawana morfina: to odcisnelo pietno na jego mrocznej, przerazajacej niemalze sztuce. Do tego czeste zmiany miejsca zamieszkania, ktore tworzyly w jego duszy niewypelniona pustke.
W ten sam sposob dziecinstwo wplynelo na Andy′ego Warhola. W trzeciej klasie szkoly sredniej zachorowal na tzw. plasawice (taniec sw. Wita), czyli chorobe Huntingtona. Skutkowala dziwna pigmentacja skory i czestymi napadami niekontrolowanych ruchow. Przez nieustajace wizyty w szpitalach Warhol stal sie hipochondrykiem, przez negatywne reakcje kolegow – odrzutkiem. Czy trzeba czegos wiecej do zostania wielkim artysta? Bardzo podobne doswiadczenia mial Amedeo Modigliani, wloski ekspresjonista. Ubostwo rodziny i problemy zdrowotne (zapalenie oplucnej, a pozniej gruzlica), a co za tym idzie – nadopiekunczosc matki, mialy niebagatelny wplyw na jego osobowosc. Kiedy mial jedenascie lat, jego matka napisala o nim w diariuszu: „Charakter dziecka jest wciaz tak nieuformowany, ze sama nie wiem, co o nim myslec. Zachowuje sie jak rozpieszczony dzieciak, lecz nie brak mu inteligencji. Musimy poczekac i zobaczyc, co kryje sie w tym krysztale. Byc moze artysta”.
Innym, bardziej pozytywnym przykladem jest Jackson Pollock. Mieszkajac miedzy innymi w Arizonie, mlody Pollock czesto wybieral sie na dlugie wyprawy ze swym ojcem, podczas ktorych kontemplowal nature i zetknal sie ze sztuka Indian, tfu… rdzennych Amerykanow. Wydaje mi sie, ze ta pierwotnosc, dzikosc, szalenstwo, ktore mozna zobaczyc w jego action painting, sa poklosiem tych doswiadczen.
Nie mozna nie wspomniec o przypadku Dalego: wielki mistrz surrealizmu, gdy mial piec lat, zostal zabrany przez swych rodzicow na grob brata (nomen omen - Salvadora), ktory zmarl dziewiec miesiecy przed jego urodzinami. Matka powiedziala chlopcu, ze jest reinkarnacja swego niezyjacego brata, w co Dali wierzyl przez cale zycie. Przyznasz, babciu, ze takie doswiadczenie nie pozostaje bez echa w doroslym zyciu i tworczosci.
Mam jednak dziwne wrazenie, ze probujemy analizowac sztuke tak, jak medyk bada cialo w prosektorium: przekroimy, zbadamy watrobe i wyjdzie nam, na co denat byl zmarl. Tymczasem z artystami jest jak z mordercami. Moga miec szczesliwe dziecinstwo i pochodzic z dobrej rodziny, nie miec uszkodzen mozgu ani chorob psychicznych, a jednak jakis nieznany nam element powoduje aberracje. W przypadku malarzy aberracja jest sztuka.
Pozdrawiam i caluje!
Wnuczek
powrót do indeksunastępna strona

47
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.