powrót do indeksunastępna strona

nr 05 (LXXVII)
czerwiec 2008

Ci sami kontra identyczni
Jerzy Pilch ‹Marsz Polonia›
„Marsz Polonia” zaczyna się od panienek i wódy, co zwiastuje Jerzego Pilcha w wydaniu, jakie dobrze znamy. Gdyby chcieć określić tę powieść gatunkowo, trzeba głos oddać głównemu bohaterowi, który chwali się, że tworzy poemat. Jaki? „Metafizyczno – polityczno – teologiczno – autobiograficzno – sensacyjno – satyryczny”. Właśnie taki jest najnowszy Pilch.
Zawartość ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Wiele mówi już sam tytuł powieści – „Marsz Polonii” to pieśń, która wywodzi się z Mazurka Dąbrowskiego, a w pierwotnej wersji rozpoczynały ją słowa: „Jeszcze Polska nie zginęła, choć my za morzami”, a kończyły: „Amerykę rzucim i do Polski wrócim”. Obecnie „Marsz Polonii” jest śpiewany podczas patriotycznych uroczystości za granicami naszego kraju i zaczyna się jak hymn Polski, a kończy słowami „Marsz, marsz Polonia, marsz dzielny narodzie, odpoczniemy po swej pracy w ojczystej zagrodzie”. O czym zatem traktuje najnowsza książka Pilcha? Jest to krytyka narodu polskiego i jego przywar, a na kartach powieści dostaje się dosłownie każdemu. Autor nie oszczędził nawet siebie.
Początek nie zaskakuje. Bohaterem powieści jest sam narrator, który w dniu swoich pięćdziesiątych drugich urodzin postanawia poznać nową kobietę. Spektakularny podryw ma mu pozwolić wrócić na chwilę do czasów młodości. Szczęśliwym trafem zostaje zaproszony na balangę do niejakiego Beniamina Bezetznego – wsiada więc w specjalnie podstawiony autobus i wyrusza na spotkanie przeznaczenia. Sam gospodarz to człek popularny, dobrze znany Polakom dzięki umiejętności lawirowania między zmiennymi nurtami historii. Bezetzny to postać kluczowa: „Żył pełnią absolutną i niepoczytalną. Folgował piekielnym temperamentom. W resorcie apologii czuł się jak ryba w wodzie. Głoszenie chwały i opiewanie piękna zdychającego, gnijącego i idącego na dno lewiatana podniecało go do szaleństwa. Jego oficjalne wystąpienia przechodziły do historii cynizmu. Radził sobie.” Tak to czytelnik spostrzega, że szacownym gospodarzem jest najprawdopodobniej sam Jerzy Urban. Na przyjęciu u Bezetznego nie zabraknie m.in. generała Jaruzelskiego i Dody, a każdy z obecnych będzie chciał przekonać bohatera do swoich racji.
W powieści Pilcha Polska jest zrujnowana przez komunizm i dobita przez kapitalizm, a Polacy zostali podzieleni na dwa wyraźne obozy. Jedni to goście Bezetznego – „mieszańce, kosmopolici, zbieranina, w sumie – wieża Babel”, jak to określa jeden z bohaterów. Każdy z przybyłych na imprezę został naznaczony przez historię i nosi w sobie część kompleksów narodowych. Ta elita swoim śmiechem i zabawą zagłusza udręczony głos drugiej grupy – prawdziwego Narodu. Niezaproszeni przez Bezetznego planują rewoltę, a jednoczy ich duma i życie zgodnie z tradycją. To „oni są naród, jedność, ocalenie, czyli Arka”. Rozwiązaniem konfliktu okazuje się mecz „ci sami kontra identyczni”, do którego przez cały wieczór szykują się obie grupy.
Tradycja balu jest mocno zakorzeniona w polskiej literaturze i podczas lektury czytelnik wciąż ma skojarzenia z Mickiewiczem, Wyspiańskim i Gombrowiczem. Wszystkie wątki Pilch rozwija w sposób groteskowy, lecz dowcip i ironia nie przesłaniają faktycznych pytań: autora dręczą wątpliwości co do Boga, historii i polskości. Nie żałuje przy tym cięgów żadnej ze stron – dostaje się religijnym pozerom i karierowiczom, modernistom i politykom. Dostaje się nawet polskiej literaturze, którą bohater określa w taki sposób: „Jak się nie chce albo nie umie dać wielkiej realistycznej powieści – zawsze można dać mały nierealistyczny poemat. Dlatego jesteśmy krajem liryki. Z lenistwa i nieporadności. Z nadmiaru fantastyki i niedostatku zmysłów”.
Powyższa autoironia jest niezwykle celna i doskonale pasuje do „Marszu Polonia”. Pilch obrał dla tej powieści konwencję oniryczną, dzięki czemu znacznie ułatwił sobie zadanie. Co i rusz czytelnik wpada na odniesienia do innych dzieł, co pozwala autorowi swobodnie poruszać się w gąszczu polskich mitów. Sprytny to manewr, lecz męczący dla odbiorcy. Po świetnym „Moim pierwszym samobójstwie” nietrudno wyczuć spadek literackiej formy. Kolejne problemy autor podejmuje chaotycznie, postaci kłócą się o trudne do uchwycenia kwestie, by po chwili zupełnie zmienić obiekt zainteresowań i zająć się czymś innym. Konwencja snu obrana przez Pilcha nie wydaje się najszczęśliwszym rozwiązaniem – pozwala poruszyć ogrom problemów, a jednocześnie daje możliwość autorowi, by nie powiedział na ten temat nic konkretnego. Czytelnik dostaje cynizm i ironię w najlepszym wydaniu, zapisane pięknym językiem, lecz niewiele z tego wynika. Stawiane tezy także nie zaskakują nowatorstwem – wszakże o polskich przywarach sporo wiemy z autopsji. Pisać o nich warto, pytanie jednak, czy taki sposób jest do tego najodpowiedniejszy.
Sam Pilch oznajmia ustami bohatera: „Moja literatura jest radością sprawianą moim przodkom — niczym więcej”. To zbytek skromności autora – „Marsz Polonia” niewątpliwie spodoba się koneserom jego twórczości, jednak przygody z pisarstwem Pilcha od tej powieści zaczynać nie radzę.



Tytuł: Marsz Polonia
ISBN: 978-83-247-1161-1
Format: 192s. 130×215mm
Cena: 32,90
Data wydania: 14 kwietnia 2008
Ekstrakt: 70%
powrót do indeksunastępna strona

73
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.