„Miastka Zapomniane” Aleksandry Paproty to książka, którą ledwo doczytałem do końca. W porównaniu do niej „Ulisses” to baśnie braci Grimm, ponieważ lektura dzieła Paproty przypomina łupanie głazów w kamieniołomie. Przy kolejnej reformie kodeksu karnego posłowie mogą śmiało wziąć „Miastka Zapomniane” pod uwagę jako jedną z form karania przestępców za najcięższe przewinienia.  |  | ‹Miastka Zapomniane›
|
By czytelnicy nie mieli wątpliwości, o czym traktuje to wybitne dzieło, autorka na pierwszej stronie wprost podaje jego interpretację: „O utworze można powiedzieć, że jest zbiorem luźno powiązanych ze sobą fragmentów realistyczno-baśniowych, ułożonych w kolejności alfabetycznej. Łatwiej jest jednak napisać, czym książka chciałaby być, niż określić, czym jest. Utwór stara się przekonać czytelnika, że może on przypomnieć sobie Zapomniane Miastka – światy, które wymyślił, gdy był dzieckiem”. Odbiorca otrzymuje więc książkę, która stara się naśladować leksykon, i robi to tak doskonale, że nawet poziom nudy jest identyczny. Jednostronicowe opowiadania przeplatają się z czymś, co autorka szumnie określa mianem „gier” – nagle przerywa narrację i łaskawie pozwala czytelnikowi wziąć pióro do ręki i napisać zakończenie lub wypełnić luki w tekście. Na swoje wynurzenia odbiorca otrzymuje wydzielone miejsce, które zostało zaznaczone poziomymi liniami. To wymuszanie interakcji przez autorkę zupełnie się nie sprawdza, a jedynie wywołuje grymas zniesmaczenia na twarzy czytelnika. Książkę „Miastka Zapomniane” ogromnie przytłacza forma. Każda z notek została opatrzona pretensjonalnym tytułem – „Miastko Nawijanej na Patyk Brody” lub „Miastko Człowieka ze Smrodem w Środku” to reprezentacyjne przykłady, ale mój faworyt to „Miastko Współżyjących z Książkami”. Przy każdym z tekstów umieszczony został obrazek klucza oraz inna graficzna wstawka (jak latarnia, pajacyk, dmuchawiec, telefon, motyl lub buty), dzięki czemu książka wygląda jak inwentarz chorego psychicznie. By nadać temu chaosowi jeszcze bardziej szaloną formę, między tekst upchnięto cytaty kursywą, wytłuszczone cyfry (oddzielające kolejne partie tekstu) oraz całostronicowe ilustracje. Oczywiście nie mają one żadnego związku z treścią. W książce Paproty pierwsze skrzypce gra nachalny dydaktyzm, a autorka pozuje na światłego pedagoga, który głupiutkiemu i zacofanemu odbiorcy tłumaczyć musi najbardziej prozaiczne kwestie. Co chwila padają stwierdzenia: „Powiem Wam prawdę”, „Zapewniam Was, że tak się właśnie dzieje”, choć autorka łaskawie nie zapomina pogłaskać czytelnika po główce: „Spisałeś się doskonale! Możesz być z siebie dumny”. Szczytem pedagogicznych zapędów Paproty są słowa kończące leksykon: „Nie pozwalaj, by Twe prawa były brutalnie ograniczane. Odważnie mów, że chcesz wybierać zakończenie książki, samodzielnie wymyślać wygląd postaci. Nie pozwalaj autorowi, żeby o wszystkim decydował za Ciebie!”. Gdyby czytelnicy rzeczywiście byli tak odważni, jak postuluje autorka, posłaliby cały nakład „Miastek Zapomnianych” na przemiał. Wszystkie powyżej wypunktowane wady można by wybaczyć, gdyby tylko książka miała jakąkolwiek treść. Niestety jednak jedyne, co odbiorca dostaje w zamian za 25,90 zł, to zapaść i rozstrój nerwowy. Za przyciężkawą formą i dydaktyzmem kryje się taka pustota myślowa, że aż trudno uwierzyć, iż autorce udało się nie powiedzieć kompletnie nic na 221 stronach. Każda z notek opowiadających historię jakiegoś „miastka” ukuta została wokół prostego (i, niestety, najczęściej niezwykle banalnego) aforyzmu. Książka Paproty to nowa wersja wynurzeń Paulo Coelho, ale w wersji dla ograniczonych umysłowo. Zwięzłe opowiadania nie są niczym więcej niż rozszerzonymi anegdotami, w których pisarka przekazuje „życiowe prawdy”. Przed zerowym ekstraktem „Miastka Zapomniane” uchroniła jedynie wyczuwalna frajda, jaką miała autorka podczas pisania tego gniota. Cztery fragmenty (na dziewięćdziesiąt dwa) są nawet zjadliwe i na tle pozostałych wyrastają na arcydzieła literatury (zwłaszcza „Miastko Zagubionej Księgi”). Jest to jednak kropla w morzu grafomanii. Bez wątpienia Paprota wykazuje pewne możliwości literackie, o czym świadczy przyzwoity poziom operowania językiem. Jednak „Miastka Zapomniane” to całkowita porażka – osobliwy eksperyment literacki jest w istocie eksperymentem na czytelniku. Na koniec przypominam, że wciąż aktualny pozostaje dezyderat, który kiedyś sformułowali redaktorzy „Esensji”, a który autorka „Miastek Zapomnianych” powinna wziąć sobie do serca: „Jeśli chcecie otwierać nowe horyzonty twórczości pisanej i słowo pisane w bólu w nowe formy wykuwać, to my życzymy powodzenia. Ale bez entuzjazmu”.
Tytuł: Miastka Zapomniane ISBN: 978-83-60383-68-1 Format: 221s. 120×200mm Cena: 25,90 Data wydania: 5 sierpnia 2008 Ekstrakt: 10% |