powrót do indeksunastępna strona

nr 09 (LXXXI)
listopad 2008

Jak polubić zgniłego trupa
Neil Gaiman ‹Księga cmentarna›
Na zbliżające się Halloween Neil Gaiman przygotował gratkę dla młodszych czytelników. „Księga cmentarna” to bardzo ładnie napisana powieść, z której dowiadujemy się jak polubić trupa, zemścić się na mordercy rodziców i przyjąć swoje przeznaczenie. Przy tak dobrze napisanej książce aż chce się ponarzekać.
Zawartość ekstraktu: 60%
‹Księga cmentarna›
‹Księga cmentarna›
Jednym z najkrótszych i najcelniejszych epitafiów jest napis na grobie pewnej pani z Georgii: „Mówiłam ci, że jestem chora”. Stwierdzenie jest tak dobre, bo brzmi jakby sama zmarła czyniła wyrzuty swojemu mężowi. W rzeczywistości zaś, co uświadamiamy sobie po chwili, nagrobek przecież zrobił ktoś inny. Ktoś, kto chciał przez żart oswoić śmierć. Można tworzyć zabawne epitafia, a można – jak Gaiman – napisać całą powieść. Bo „Księga cmentarna” jest wyraźnie próbą oswojenia śmierci, sprowadzenia jej do świata żywych. Dzieje się to już na poziomie stylu, jakim operuje Gaiman.
Kto czytał „Gwiezdny pył”, od razu zrozumie co mam na myśli. Brytyjski pisarz świetnie operuje lekko bajkowym, łatwym w odbiorze językiem. „Księga cmentarna” jest po prostu przyjemną lekturą, w dodatku nie tylko dla młodego, ale też starszego czytelnika. Gaiman potrafi uwieść nieskomplikowaną opowieścią i za to należą mu się duże brawa. Oto mamy historię chłopca, którego rodzice zostali brutalnie zamordowani. Bohater trafia przez przypadek na pobliski, zapuszczony cmentarz. Zebrani tam mieszkańcy, duchy pochowanych przed laty obywateli, postanawiają wychować brzdąca (Nika Owena) i przygotować do stawienia czoła trudnej rzeczywistości żywych. Dobrym streszczeniem książki byłaby parafraza powieści Edgara R. Burroughsa – „Tarzan wśród zmarłych”.
Książka Gaimana to pełna przygód historia nawiązująca nieco do powieści gotyckiej. Jednak w „Księdze cmentarnej” nie ma opisów wiatru hulającego po cmentarzu, upiornych zawodzeń potępieńców itp. Autor wychodzi ze słusznego założenia, że dla dziecka wychowywanego przez trupy tematy funeralne są z wszelkiej grozy. Dlatego czytelnik spodziewający się rodziny Adamsów, albo „Soku z żuka” będzie zawiedziony. Bliżej „Księdze…” do wspomnianego już „Gwiezdnego pyłu” niż horroru. Jest jeszcze jedno podobieństwo między obiema książkami – typowo baśniowy układ fabuły.
Tematem „Pyłu” było poszukiwanie miłości i dojrzewanie do niej. W najnowszej książce Gaimana główny bohater musi dorosnąć i stać się normalnym człowiekiem, dla którego świat zmarłych nie istnieje. Jak stwierdził Epikur: „Póki jesteśmy, nie ma śmierci, gdy jest śmierć, nie ma nas”. Powieść można też odczytać jako zrywanie z dziecięcymi marzeniami i wchodzenie w twardą rzeczywistość dorosłych. Niestety, opowieść o dojrzewaniu Nika Owena nie wychodzi poza bajkowy moralizm. Bądź dobry, broń słabszych, słuchaj starszych i mścij się na wrogach – tak można w skrócie przedstawić przesłanie „Księgi…”.
Moim zdaniem powieść brytyjskiego autora można czytać na dwa sposoby. Dla młodego czytelnika będzie to wspaniała historia z duchami, wilkołakami, ghulami, Wielkim Zagrożeniem i dzielnym bohaterem. Jak to często piszą zachwalacze na różnych forach internetowych: „Nie mogłem się oderwać od książki”. Albo jeszcze inaczej – „Księga…” to powieść, dla której warto zarwać noc. Wszystko pięknie, tyle że nawet na poziomie czysto przygodowym powieść Gaimana jest strasznie pusta.
Początkowo myślałem, że jest to kwestia podziału: forma – treść. To znaczy, forma opowiadania w „Księdze…” jest świetna, gorzej z treścią. Doszedłem jednak do wniosku, że problem leży gdzie indziej. Już na pierwszym poziomie lektury widać wyraźnie, że książka jest tylko akcją, dokładnie tym, co widzimy. Czytelnik, który oczekuje jakiegoś wyjaśnienia – na przykład, kim jest tajemniczy Jack, zabójca rodziny Owena – będzie rozczarowany. W finale otrzymujemy jedynie parę banałów na temat walki dobra ze złem, panowania nad światem itp. Gaiman sprawia wrażenie jakby sam nie wierzył w powtarzane przez siebie komunały. Zbywa czytelnika frazesem o tajemnej sekcie zabójców, która na dobrą sprawę nie wiadomo dlaczego istnieje. W efekcie pozostaje tylko goła akcja, bańka mydlana pozbawiona wnętrza. Nie zrozummy się źle. Nie chodzi wcale o jakieś metafizyczne znaczenie powieści, tylko o zwykłe wyjaśnienie fabuły.
To mi przypomina trochę problem z Halloween w Polsce. Dlaczego zachodnie święto wygrywa z rodzimymi Zaduszkami? Być może z tego powodu, że nikt już poważnie nie traktuje zmarłych. Znikł dawny sens, a sama forma nie wystarczy. Przyjemniej jest więc chodzić na imprezy w przebraniu wampira albo wiedźmy, aniżeli smucić się nad nagrobkami zmarłych dziadków. Wygrywa estetyka. W powieści Gaimana nawet danse macabre jest zabawą, pokojową koegzystencją zmarłych i żyjących. Bardzo, bardzo ładna bańka mydlana.



Tytuł: Księga cmentarna
Tytuł oryginalny: The Graveyard Book
Przekład: Paulina Braiter
Wydawca: MAG
ISBN: 978-83-7480-109-6
Format: 288s. 125×195mm
Cena: 29,99
Data wydania: 3 października 2008
Ekstrakt: 60%
powrót do indeksunastępna strona

59
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.