„Stacja tranzytowa” to ponoć jedna z najsłynniejszych powieści Clifforda D. Simaka, zresztą nagrodzona Hugo. Tyle tylko że w kolejnym zestawie wydawnictwa Solaris to dodatek – mniej znany „Rezerwat goblinów” okazuje się tekstem lepszym.  |  | ‹Stacja tranzytowa / Rezerwat goblinów›
|
Bohaterem „Stacji…” jest Enoch Wallace, skromny farmer, który od wielu dziesiątek lat jest operatorem transgalaktycznej stacji teleportacyjnej. Przez to jest odludkiem unikającym ludzi, którzy zresztą też go nie rozumieją i mają co najmniej za dziwaka, choćby dlatego że ma ponad 100 lat, a wygląda na niecałe 40. Spotyka przedstawicieli coraz to różniejszych ras, czyta dużo magazynów popularnonaukowych, przemyśliwuje, jak ocalić świat przed wojną atomową, i zastanawia się, czy zasługujemy na to, by na równych prawach dołączyć do międzygalaktycznej wspólnoty. I właściwie tyle – ot, cała fabuła mikropowieści. Simak wymieszał mnóstwo przeróżnych pomysłów i fantastycznych toposów, tyle tylko że nie wyszło z tego nic spójnego. Nie jest to ani opowieść o upadku rasy ludzkiej dążącej do wojny, ani przegląd galaktycznych dziwadeł, ani historia kosmicznego superartefaktu, ani nastrojowe rozważania o samotności, ani traktat o filozoficzny o „ubogich duchem” (jedną z bohaterek jest upośledzona umysłowo dziewczyna, która okazuje się oczywiście lepsza od „normalnych”). Jest tu wszystkiego po trochu, lecz z tego tygla nie wyłania się żadna całość. Co gorsza, rzecz trąci myszką tak pod względem konstrukcji fabuły (na przykład zupełnie zbędna rama fabularna w postaci agenta zbierającego – i tym samym przybliżającego czytelnikowi – informacje o niejakim Enochu Wallasie), jak i języka, pełnego niezręczności i nieporadności (sztuczne dialogi). Podobne grzechy można odnaleźć w „Rezerwacie goblinów”. Tu również autor nawpychał do fabuły wszystko, co się tylko dało: od smoków i trolli przez przeniesionego w czasie Szekspira po obce rasy i podróże na inne planety (i wiele, wiele innych – naprawdę niezły poradnik dla początkujących fantastów). Wszystko to spięte jest wątkiem profesora wracającego z międzygwiezdnej podróży i próbującego rozwikłać zagadkę swojego sobowtóra. Ponadto później okazuje się, że chodzi o prastary artefakt pochodzący jeszcze z czasów sprzed powstania naszego wszechświata (sic!). Wszystko to początkowo przeplata się nawet sprawnie, ale rozmywa się gdzieś w zakończeniu i czytelnik nie dostaje odpowiedzi na pytania: kto, z kim i po co, o rozwiązaniu sprawy artefaktu nie mówiąc. Największą zaletą „Rezerwatu…”, przynajmniej na tle „Stacji…”, jest jednak odrobinę lepsze prowadzenie fabuły – znalazło się miejsce na spójniejsze splatanie wątków, sympatyczniejszych bohaterów i odrobinę humoru (przeważnie niskich lotów, ale jednak). Ta opowieść również trąci myszką, również irytuje brakiem konsekwencji i, zdawałoby się, niepewnością, co właściwie chce się osiągnąć i o czym napisać, ale jednak czyta się to nie najgorzej. Może to kwestia kilku fajnych, choć niekoniecznie inteligentnie i optymalnie rozegranych pomysłów? Tym razem, inaczej niż w przypadku „składanki” Fritza Leibera nie ma dylematu, czy warto mieć ze względu na bardzo dobry tekst, czy też nie warto, bo drugi jest strasznie słaby. Simak stworzył dwie mikropowieści na równym poziomie – niestety, co najwyżej przeciętnym. Stąd też decyzja jest prosta: można przeczytać, ale niekoniecznie trzeba. Tym samym rekomendacja w „ Do księgarni marsz” była trochę na wyrost – biję się w pierś.
Tytuł: Stacja tranzytowa / Rezerwat goblinów Tytuł oryginalny: Way Station / The Goblin Reservation ISBN: 978-83-7590-013-2 Format: 424s. Cena: 44,90 Data wydania: 11 sierpnia 2008 Ekstrakt: 50% |