zmartwiony brakiem natchnienia potykając o oryginalność poeta nieświadomie odnajduje strofę w oczach przekupek zwiędłych kwiatach w dziurawych spodniach chłopaka z gitarą w natrętnym: poeto szukaj na dworcu szzzzukaj na dwoorcu i w tym że tam jej nie znajdzie  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
dnia pierwszego lepię boga z glinki kaolinowej z gałązek osiki wyplatam jego ręce oczy wypalam na wylot w niebo niewyobrażone dnia drugiego stwarzam ziemię matkę utrzymankę kochankę świtu trzeciego zasypiam zmartwychwstając a mol zakrzepłym w spółgłosce językiem za krzepkim ramion uściskiem zakrzesam słowem po czaszce zakrzyczę ciszę nad górą b mol przeczystym milczeniem odpowiesz przedwczoraj zanurzysz w pojutrze przebiśnieg w taflę wetknięty przenigdy więcej nie zwiędnie c mol oddam na zawsze pożyczki oddechem zroszę wąwozy odejdę wzdłuż sieci ścieżek odnajdę samego siebie siedząc na mokrej ziemi w miejscu wskazanym obok odcisku stóp szekspira i stachury popijając cierpkie wino na wykurzysku poeta nijaki kontempluje istotę poezji w wielobarwnym tłumie migocą iluzje natchnienia w wielojęzycznych pointach i ściśniętych kamieniczkach przechadzają się nadzy wielbiciele muz za tło mając lwie grzywy kloszardów zmartwiony brakiem natchnienia potykając o oryginalność poeta nieświadomie odnajduje strofę w oczach przekupek zwiędłych kwiatach w dziurawych spodniach chłopaka z gitarą w natrętnym: poeto szukaj na dworcu szzzzukaj na dwoorcu i w tym że tam jej nie znajdzie nadchodzi wieczór bardziej niż dotychczas poeta zasypia wreszcie w mieście nieznanym kot pastwi się nad złapaną myszą kruk niewidomy wydziobuje mu serce |