powrót do indeksunastępna strona

nr 09 (LXXXI)
listopad 2008

Wariacje literackie: Książka i jej czytelnik
Niedawno słuchałem wykładu Krzysztofa Rutkowskiego (nie, nie tego detektywa) na temat jego fascynacji filozofią Giorgio Agambena. Prelegent między innymi opowiadał, jak to książka włoskiego myśliciela spadła mu kiedyś na głowę w księgarni. A skoro już spadła, to on, Rutkowski, postanowił się nią zainteresować.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Teza o tym, że to książki wybierają czytelników – a nie odwrotnie – jest stara jak świat. Jakiś czas temu postanowił skorzystać z niej hiszpański pisarz, Carlos Luis Zafón. W powieści „Cień wiatru” główny bohater, Daniel Sempere, trafia do barcelońskiej tajemnej biblioteki. Tam jedna z książek decyduje się wziąć chłopca w opiekę i, w konsekwencji, zmienić jego życie. Trudno mi powiedzieć, jaka jest dalsza fabuła powieści, bowiem, przyznaję, nie byłem w stanie przez nią przebrnąć. Jednak sam pomysł wyboru jest na tyle ciekawy, że warto poświęcić mu parę myśli.
Idea wyboru czytelnika przez książkę ma swoje korzenie – jakżeby inaczej – w Piśmie Świętym. Podobno jest to dzieło, w którym zawarta jest historia człowieka – to znaczy każdego człowieka, łącznie z autorem tego felietonu i Tobą, czytelniku. Można powiedzieć, że Biblia to książka, w której Bóg zwraca się do odbiorcy, a jednocześnie czyni zeń swojego bohatera. Wyobraź sobie, że jesteś Michałem Foersterem i czytasz opowiadanie, którego bohaterem jest… Michał Foerster. To trochę jak ze snem, w którym wydaje nam się, że śnimy.
Oczywiście nie wierzę w to, że każdy czytelnik ma przeznaczoną sobie jedyną książkę, którą jak Sempere z „Cienia wiatru” z pewnością kiedyś spotka. Wybór, którego dokonuje dzieło, decydując się na czytelnika, zdarza się moim zdaniem częściej niż tylko raz w życiu. Sam mogę przytoczyć kilka przykładów. Pierwszą książką, przez którą zostałem wybrany (tak przynajmniej dzisiaj to postrzegam), była „Mitologia” Jana Parandowskiego. Pamiętam ją z czasów, kiedy nie umiałem jeszcze czytać – z opowieści rodziców. Greccy bogowie ze swoimi (często niezrozumiałymi dla mnie) przygodami wcześnie zawładnęli moim sercem. Z pewnością Parandowski nie był najważniejszym pisarzem, jakiego czytałem, podobnie jego „Mitologia” nie była najciekawszą spośród wszystkich lektur. Więcej – z perspektywy czasu jestem w stanie wymienić co najmniej kilka lepszych opracowań greckich wierzeń. Jednak tamta książka (mam ją do dzisiaj) wybrała mnie na swojego czytelnika, a nie odwrotnie. Ten wybór zaciążył na moich późniejszych lekturach i pewnie w jakimś stopniu wpływa nadal.
Mógłbym stworzyć listę książek, które zadecydowały, że je przeczytam. Ostatnio były to „W dialogu” Jorge Luisa Borgesa (czytane od ostatniego tomu do pierwszego), „Boże inwazje” o życiu Philipa K. Dicka, a także powieści Teodora Parnickiego. Od czasu lektury pewnego artykułu w „Tygodniku Powszechnym” jestem zafascynowany autorem „Tylko Beatrycze”. W pewnym sensie czuję się wybrany przez tego pisarza do zaznajamiania się z jego twórczością. Stąd też myśl, że być może sam autor zadecydował o tym, że sięgnę po jego dzieła. Koncepcję wyboru czytelnika przez książkę należałoby więc rozszerzyć o jej twórcę. Nie zakładam rzecz jasna, że pisarze rzeczywiście posiedli jakiś sposób doboru idealnego odbiorcy. Jest to raczej zawarte w samej książce – albo na styku między książką a czytelnikiem. Umberto Eco w „Sześciu przechadzkach po lesie fikcji” stwierdza, że pisarz ma bardzo łatwą sytuację podczas pracy, bowiem większą część tworzenia powieści zrzuca na odbiorcę. To jego wyobraźnia tworzy na podstawie podsuniętych aluzji i tropów fikcyjny świat. Być może zatem książki (i w jakiś sposób autorzy) wybierają sobie takich czytelników, którzy najlepiej stworzą razem z nimi fabułę.
Jedną z moich ulubionych scen związanych z książkami pochodzi z powieści Jamesa P. Blaylocka (pisałem już o tym autorze). Główny bohater, Jonathan Bing, trafia do zapomnianej księgarni, którą prowadzi dziwaczny karzeł. Księgarz gra sam ze sobą w szachy i oszukuje, bo tak przeczytał w podręczniku. Kiedy Bing zaczyna przeglądać zakurzone pozycje na półkach, okazuje się, że są tam całe stosy jego ulubionych powieści G. Smithersa z Brompton, przygód piratów i opisów kosmicznych wojaży. Na dodatek książki są w śmiesznych cenach i można kupować je na metry. Bing wychodzi z księgarni z taką ilością tytułów, że musi wynająć dorożkę, aby przewieźć je do siebie. To chyba ziszczenie najdzikszego snu każdego bibliofila. O ile jednak Blaylock poprzestaje na marzeniu o wiecznej, niekończącej się lekturze, o tyle Eco w powieści „Tajemniczy płomień królowej Loany” idzie dalej. Jej bohater Jambo, spotkawszy idealną książkę (pierwsze wydanie dramatów Szekspira in folio), umiera z przejęcia. W ostatnich chwilach świadomości wydaje mu się, że widzi twarz ukochanej dziewczyny, jednak zapewne jest to tylko tekst, który stał się jego życiem. Wybór przez książkę okazuje się ostateczny.
powrót do indeksunastępna strona

37
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.