powrót do indeksunastępna strona

nr 10 (LXXXII)
grudzień 2008

Wariacje literackie: Wojna jest śmieszna
Wojna i komedia mają ze sobą bardzo wiele wspólnego. Wystarczy przypomnieć sobie serial „M.A.S.H” o lekarzach pracujących w Korei albo film „Jaja w tropikach”. W literaturze jest podobnie, obok poważnych pozycji warto wspomnieć chociażby „Paragraf 22”, powieść wyśmiewającą wszystko, co związane z wojną: śmierć, honor, ojczyznę. Fascynujące jest w takich książkach, że właśnie humor idealnie nadaje się do opisu ludzkiego cierpienia.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Podczas wizytacji króla na froncie jeden z bohaterów „Na Zachodzie…” Ericha Marii Remarque’a stara się zrozumieć, skąd się biorą wojny. „Zazwyczaj tak, iż jeden kraj ciężko obraża inny” – odpowiada mu kolega. Ale tamten docieka dalej: „Kraj? Tego nie pojmuję. Jakaś góra w Niemczech nie może przecie obrazić góry we Francji. Albo jaka rzeka, las lub pole żyta”. Absurdalna rozmowa prostych żołnierzy, którzy – jak się wydaje – nie potrafią zrozumieć sensu walki, pokazuje, że wojna wydaje się czymś sensownym z fotela przed telewizorem albo stołka ministra. Znacznie gorzej wygląda ona na froncie.
Jeszcze dalej idzie bohater „Paragrafu 22” Josepha Hellera. „Wrogiem jest każdy – odparł Yossarian z przemyślaną precyzją – kto zamierza cię zabić, niezależnie od tego, po której jest stronie, a to obejmuje również pułkownika Cathcarta. Nie zapominaj o tym, bo im dłużej będziesz o tym pamiętał, tym dłużej możesz pozostać przy życiu”. Główny bohater „Paragrafu 22” wychodzi z założenia, że jeśli rząd Stanów Zjednoczonych wysyła go na wojnę, to po prostu pragnie jego śmierci. Więc jest osobistym wrogiem Yossariana. Jedyne, co można w takiej sytuacji zrobić, to nie dać swojemu przeciwnikowi możliwości zabicia siebie. Dlatego też bohater symuluje chorobę, fałszuje dane o nalocie, w którym miał wziąć udział, a w końcu postanawia uciec z frontu do Szwecji i ożenić się długonogą blond pięknością.
Ciekawe, że powieści Remarque’a i Hellera, mimo sporej różnicy czasu i przestrzeni, są do siebie bardzo podobne. Obie książki łączy humor, który uwypukla cały absurd wojny. Remarque stosuje lekką narrację przede wszystkim po to, by pokazać spustoszenia, jakich dokonała pierwsza wojna w młodych ludziach. Narrator powieści stwierdza w pewnym momencie: „Czego oczekują od nas, kiedy nadejdzie czas, że nie będzie wojny? Naszym zajęciem poprzez lata całe było robienie trupów: – to był pierwszy zawód w naszym istnieniu. Nasza wiedza o życiu ogranicza się do śmierci. Cóż jeszcze ma się stać potem?” Jeszcze dalej w wojennym dowcipie idzie Heller, który aby opisać starcie z Hitlerem, sięga po absurd. „Paragraf 22” to Monty Python w wydaniu wojennym, kompletna bzdura i zgrywa z amerykańskiej armii. Dalej idzie już tylko film „Życie jest piękne” Roberta Benigniego, w którym horror obozów zagłady został pokazany jako komedia komedii (nawet jeśli tylko dla jednego widza – małego synka głównego bohatera). Być może, co wydaje się paradoksalne, cierpienie najlepiej oddaje żart, albo też – obie te sfery życia ludzkiego są ze sobą ściśle związane.
Olga Freudenberg w pracy poświęconej semantyce pisze, że w antycznym świecie tragedia i komedia były dwoma stronami tego samego medalu. Badaczka stwierdza między innymi: „parodia nie jest sprawą pomysłowego konceptu czy wesołej fantazji […] to archaiczna religijna koncepcja »drugiego aspektu« i »sobowtóra«”. Tak więc naśmiewanie się i wyszydzanie poważnych tematów to w gruncie rzeczy powtórzenie tragedii, opowiadanie tego samego na nowy sposób. Podskórnie czujemy to, czytając Hellera czy Remarque’a – za żartem stoi dramat, za dowcipem kryje się rozpacz. Wojna przedstawiona w sposób komiczny nie traci nic ze swojego tragizmu, więcej, jeszcze bardziej oddziałuje na emocje czytelnika. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę Szekspir, wprowadzając do „Hamleta” postać dowcipnego grabarza albo odźwiernego w „Makbecie”. Śmieszne postacie tylko z pozoru są przerywnikami dla tragicznych losów bohaterów. W końcu, to na grobie Jorika Hamlet wypowiada słynne słowa: „Być albo nie być”.
W „Czasie Apokalipsy” Francisa Forda Coppoli jest piękna, prześmiewcza scena, w której podpulkownik Bill Kilgore po wypowiedzeniu znanego zdania „Kocham zapach napalmu o poranku” każe swoim żołnierzom surfować na fali pod ostrzałem Wietnamczyków. Chaos wojny zostaje połączony z beztroską zabawą (pewnie bardziej Kilgore’a niż żołnierzy, którzy lękają się o swoje życie). Coppola oferuje widzowi amerykański piknik na wietnamskiej plaży, całkowite pomieszanie z poplątaniem. W ten sposób wojna pokazuje swoje prawdziwe, janusowe oblicze. Jest straszna i komiczna jednocześnie.
powrót do indeksunastępna strona

77
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.