powrót do indeksunastępna strona

nr 10 (LXXXII)
grudzień 2008

Dobry i Niebrzydki: Daj mi wreszcie tego cholernego drinka!
ciąg dalszy z poprzedniej strony
PD: Okej, czyli dochodzimy do konkluzji, że jednak są jakieś granice.
KW: Przeszkadzało mi natomiast bardziej to, co mówisz – że właściwie w każdym elemencie „Quantum…” był gorszy od „Casino…”, że nie nastąpił żaden progres. Ale mam na to usprawiedliwienie – „Quantum…” jest po prostu odcinkiem przejściowym, epizodem, w którym właściwie nic nie zostaje do końca rozwiązane, pomimo z pozoru zamkniętej całości. To nie jest kwestia: „udaremniliśmy kolejny plan Blofelda, choć on sam uszedł znów z życiem”. To jest kwestia, że zaledwie dotknęliśmy ogólnoświatowego spisku i zaledwie wyjęliśmy jednego, nie tak bardzo istotnego, pionka. Ale ciąg dalszy na pewno nastąpi.
PD: Na pewno, ale przyjmuję Twoje usprawiedliwienie tylko częściowo, bo wielu rzeczy dało się uniknąć, czy to odcinek przejściowy, czy nie. Nie powiesz mi, że nie ma lepszych speców od kina akcji niż Forster…
KW: Są. Mnóstwo.
PD: … albo lepszych aktorek-modelek niż Kurylenko. Właściwie dlaczego Charlize Theron jeszcze nie wystąpiła w żadnym „Bondzie"?!
KW: Bo w „Bondach” z reguły nie występują aktorki z dorobkiem i ambicjami. A jeśli wystąpią (Halle Berry), to z reguły to szkodzi ich karierze. Podejrzewam, że dlatego dziewczyną Bonda nie chciałaby być Theron.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
PD:: E tam, nie wierzę w takie teorie spiskowe. Złej baletnicy to i rąbek i tak dalej.
KW: No to powiedz, której dziewczynie rola w „Bondzie” w czymkolwiek pomogła w dalszej karierze aktorskiej. Poza Scorupco, która bez tego nie zostałaby Heleną (bez „Bonda” zapewne można było uniknąć tej tragedii).
PD: Jak sam wspomniałeś, w „Bondach” nie występują aktorki z ambicjami, więc w ogóle nie rozumiem, dlaczego rola dziewczyny 007 miałaby być jakąś trampoliną do kariery. Przyzwoitej aktorce ani pomoże, ani zaszkodzi (Sophie Marceau, Famke Janssen), a dla reszty jest szansą, by zostać zapamiętaną przez potomnych choćby jako laska Bonda. Przecież gdyby nie Bond, dziś nikt nie pamiętałby o takiej Ursuli Andress, Danieli Bianchi czy Jill St. John. „Bond” zapewnił im nieśmiertelność.
KW: Wracając do tematu, kolejna piekielnie istotna sprawa – Bond wreszcie stał się cyklem, w którym mamy ciągłość. A „Quantum…” tę historię dopiero zaczyna rozkręcać.
PD: Pytanie tylko, czy twórcy zdołają nas w dwóch najbliższych odcinkach (jeszcze z Craigiem) czymś zaskoczyć. Tak zupełnie szczerze, po 23. „Bondzie” spodziewasz się poziomu „Quantum…”, „Royala” czy może czegoś kompletnie odmiennego?
KW: Jak słusznie zauważył Michał Ch. (gdy jeszcze pisał notki tetryczne) przy „Casino…”, wielką zaletą nowych „Bondów” jest to, że nie mamy pewności, jak będzie wyglądała następna część. Spodziewam się kontynuacji rozgrywki z „Quantum…”, spodziewam się, że może to będzie dotyczyło porządków w Shire… czyli Wielkiej Brytanii. Myślę, że będzie to „Bond” bardziej stonowany, bliższy „Casino…”. Oczywiście, ktoś się postara, żeby było efektownie, ale kluczowa będzie inna rozgrywka. No i spodziewam się dalszego pogłębienia postawy Bonda – być może zadumy nad sensem fuchy tajnego agenta w dzisiejszym szaro-szarym świecie.
PD: No a potem? Czarny Bond, którego przepowiada sam Craig? Spotkanie z UFO, jakiego ostatnio doświadczył Indiana? Odcinek parodystyczny?
KW: O kosmitach już mówiłem, parodie i pastisze już mieliśmy nieraz, czarny Bond jest niewykluczony, ale czy miałbyś coś przeciw Willowi Smithowi w tej roli? Ja też nie. Tylko że na pewno nie teraz – sądzę, że Craig przetrwa co najmniej trzy dalsze odcinki. Ma dopiero 40 lat, dobrze się trzyma, Moore zaczynał, mając 45.
PD: Smith też właśnie skończył 40, nadawałby się. Może jeszcze Jamie Foxx. Albo Jesse L. Martin. Tak czy siak, naprawdę liczę na postobamowego Bonda.
KW: A jaki będzie? A co ja wróżka jestem? Przecież Bond jest dzieckiem swoich czasów. Connery to Bond zimnej wojny i rewolucji seksualnej, Moore to Bond odprężenia i kulturowego otwarcia, Dalton to Bond epoki AIDS i końca żelaznej kurtyny, Brosnan jest postzimnowojenny i szukający nowego celu, Craig to Bond po samolotach 9/11. Skąd mam wiedzieć, co się dalej wydarzy? Bond kryzysu finansowego? Chińskiej dominacji? Nowej zimnej wojny? Wiele opcji jest możliwych.
PD: Bierzesz też pod uwagę Bonda homoseksualnego?
KW: Nie. Jednak rozbudowane relacje z kobietami są wpisane w podstawy tego cyklu, tak jak fakt, że Bond jest Anglikiem i ma licencję na zabijanie. Wyobrażasz sobie Bonda Francuza (Je m’appelle Bond. Jacques Bond)? Wyobrażasz sobie Bonda pacyfistę? Bond gej nie byłby Bondem. Gdyby tak się nazywał, film oscylowałby w kierunku parodii klasycznej serii.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
PD: Wszystkich tych Bondów akurat potrafię sobie wyobrazić, co nie znaczy, że chciałbym ich oglądać. Znaczy, Francuza i pacyfisty, bo homoseksualisty jednak byłbym ciekaw. Albo bi, gdyż taka opcja dawałaby najszersze pole do popisu – Bond flirtujący z dziewczynami jak dotąd, ale uwodzący też bad guyów w drodze do superbossa. O tak, to byłaby niezła odskocznia od zwyczajowych naparzanek.
KW: Co nie zmienia faktu, że film o agencie homoseksualiście mógłby jak najbardziej się sprawdzić, i to w wersji serio. Ale to nie może być Bond.
PD: Ja mówiłem właśnie o wersji serio. I nie zgodzę się, że to nie może być Bond. Przed „Casino Royale” wielu wydawało się, że Bond to nie może być blondyn, za to musi być amant, ale po obejrzeniu Craiga w akcji tych wielu (w tym na przykład ja) zmieniło zdanie. Może tak samo dałbyś się przekonać, stając już przed faktem dokonanym?
KW: Wszystko rozbija się o definicję tego, co właściwie z Bonda czyni Bonda. Gdzie jest granica. Bo przecież nie zaakceptujesz Bonda, który jest grubasem i pracownikiem administracyjnym MI6. Nie zaakceptujesz Bonda, który jest agentem KGB. Dla mnie Bond nie musi pić martini, nie musi rzucać one-linerami i jeździć astonem martinem. Musi być natomiast operacyjnym agentem brytyjskiego wywiadu, człowiekiem dynamicznym, zabójcą i kobieciarzem. Bez tego będzie kimś zupełnie innym. Być może dla Ciebie ta granica przebiega gdzieś indziej.
PD: Różnimy się o tyle, że dla mnie Bond musi być operacyjnym agentem brytyjskiego wywiadu, człowiekiem dynamicznym, zabójcą i kobieciarzem bądź faceciarzem.
KW: Poza tym trzeba by zaludnić uniwersum Bonda złoczyńcami homoseksualistami (i to atrakcyjnymi – Bonda baraszkującego z panami Wintem i Kiddem z „Diamenty są wieczne” pewnie nikt by nie chciał oglądać). Nie wiem, co na to środowiska gejowskie… Dyskutowaliśmy już kiedyś o podobnych sprawach.
PD: Oj tam, od razu zaludnić. To mogliby być równie dobrze hetero, którzy wyłącznie dla Bonda robią wyjątek, he he. Jeszcze mocniej podkreśliłoby to fakt, jak dzikim magnetyzmem dysponuje 007 w wydaniu Craiga.
KW: Co oczywiście nie zmienia faktu, że masz cholernie ciekawy pomysł na film – choć nie sądzę, aby jacykolwiek producenci poszli na takie ryzyko…
PD: Ja, niestety, też nie. Poza producentami gejowskich pornosów, oczywiście.
KW: W jakim kierunku chciałbym, aby szła seria…? Chyba pogłębienia emocji. Bo jeśli chcę samej widowiskowości, to pójdę na Bruckheimera. A „Casino…” i „Quantum…” idą w tym kierunku – sceny śmierci Vesper i Mathisa łapały za gardło. Niech będzie tego więcej (nie tyle śmierci, co emocji niekoniecznie wynikających ze skoku adrenaliny). Chciałbym też zaskoczeń, gwałtownych nieoczekiwanych zwrotów. Co takim może być? Bo ja wiem – śmierć Leitera? Uważam, że Jeffrey Wright jest świetny do tej roli, i chętnie będę go oglądał jak najdłużej, ale to był taki przykład – bo akurat tego raczej nikt się nie spodziewa. Zresztą, co ja będę zabierał pracę scenarzystom, niech sami coś wymyślą.
PD: Chyba najbardziej nieoczekiwanym zwrotem byłoby dla mnie, gdyby „M” zdradziła Bonda. Ale w sumie nie wiem, czy bym tego chciał…
KW: No i przede wszystkim chciałbym co najmniej trzech następnych części z Craigiem, będących całościową rozgrywką z „Quantum…”, w których każda następna część będzie ewidentną kontynuacją poprzedniej aż do wielkiego finału.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
PD: Nie mam nic przeciwko.
KW: No i oczywiście żądam remake’u „Doktora No”, w którym – zgodnie z książką – Honeychile Ryder wychodzi z wody nago, a nie w bikini.
PD: O, to jest to! W ogóle więcej nagości kosztem scen przemocy wyszłoby w nowych „Bondach” na dobre nawet młodym widzom.
KW: O właśnie. Żądamy więc rewolucji obyczajowej w „Bondzie”! Scen erotycznych równie odważnych jak w „Historii przemocy”! Kobiet zabójczyń niczym Amanda Peet w „Jak ugryźć dziesięć milionów”! Gołych pośladków Craiga! Nie wiem, czy się nie zapędzam…
PD: Na moje oko jeszcze się nie rozpędziłeś…
KW: Ale wracając jeszcze do „Quantum…” – jak go lokujesz w ogóle względem całej serii? Top, górna półka, średniawa? No bo wiem, że nie do tych słabszych. A właśnie – które właściwie dla Ciebie są słabsze?
PD: Najmniej lubię „Moonrakera”, „Zabójczy widok”, „Śmierć nadejdzie jutro” i „Świat to za mało”. Najbardziej – „Casino Royale” i „Goldfingera”. „Quantum of Solace” umieściłbym zaraz za nimi, na górnej półce, obok „Doktora No”, „Pozdrowień z Moskwy” oraz „W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości”.
KW: No to generalnie się zgadzamy, choć ja akurat nie mam atencji dla „Doktora No”, a z sympatią patrzę na niektóre „Bondy” Moore’owskie – „Człowieka ze złotym pistoletem”, „Szpiega, który mnie kochał” i „Tylko dla twoich oczu”. A taką najczystszą klasyczną frajdę to chyba nadal mi sprawia „Żyje się tylko dwa razy”. Ale najlepszym filmem jest bez wątpienia „Casino…”.
PD: A gdzie lokujesz „W tajnej służbie…"? Bo ja byłem swego czasu wściekły na producentów, że do jednego z ciekawszych fabularnie „Bondów” wsadzili Lazenby’ego…
KW: Pisałem o tym w moim bondowskim opus magnum. Przez wiele lat Lazenby przysłaniał mi film. On jest naprawdę dramatycznie niepasujący do tej roli, kładący ją pod każdym względem (swojego wyglądu, mimiki, gry). Nie przemawiają do mnie różne próby usprawiedliwienia tej decyzji obsadowej. I to jest dramat, bo to jest naprawdę ciekawy „Bond”, z dobrym scenariuszem, a przede wszystkim jak mało kiedy pogłębionymi psychologicznie bohaterami. Jest w nim świetna scena, gdy Bond, ledwo dyszący po narciarskim pościgu, jest bliski kapitulacji – zupełne novum w serii. Gdyby w tym filmie zagrał Connery, byłby stawiany na równi z „Goldfingerem”.
PD: Zgadzam się.
KW: A jakbyś miał zrobić idealnego „Bonda” z dostępnych składników, to co byś wybrał? Którego aktora z którego filmu, którego złoczyńcę, którego henchmana (jak to jest po polsku?), które dziewczyny?
PD: Zaskoczę Cię, ale dla mnie „Casino Royale” jest „Bondem” niemal idealnym. Dlatego postawiłbym po prostu na Daniela Craiga (z którym konkurować mógłby chyba tylko Sean Connery z „Goldfingera”), Evę Green i Madsa Mikkelsena. Jedynie henchmana (który nie ma idealnego polskiego odpowiednika, ale najbliżej jest chyba „sługus”) w „Rojalnym” nie było wyrazistego, dlatego do powyższej ekipy dokooptowałbym Richarda Kiela, czyli Jaws? No i dorzuciłbym jeszcze ewentualnie Britt Ekland (Mary Goodnight z „Człowieka ze złotym pistoletem”), bo gorące Szwedki mnie kręcą, a ta w szczególności…
KW: Krótko mówiąc, uważasz, że kobiety powinny chodzić w bikini, bo wtedy nie mogą ukryć broni?
PD: No ba, kobiety Bonda nie są od noszenia broni…
KW: Scaramanga też tak uważał.
PD: A Twoje typy?
KW: Dla mnie: Z Bondów – Connery i Craig. Z dziewczyn – Claudine Auger i Carole Bouquet. Ze sługusów – dajcie mi drużynę śmiercionośnych aryjskich blondynów. No i główny złoczyńca – niech będzie para Christopher Walken i Mads Mikkelsen. Ale jakby do nich dorzucić Gerta Fröbego i niedawnego Mathieu Amalrica, to byłby bardzo malowniczy kwartet.
PD: Mnie wystarczyłby demoniczny tercet – bez bezpłciowego Amalrica.
KW: Amalric jest właśnie ciekawym uzupełnieniem tych arcyłotrów – taki paskudny gość na posyłki.
PD: Jako koleś na posyłki faktycznie się nadaje, ale przypominam Ci, że w „Quantum…” pełni jednak rolę arcyłotra.
KW: Jakaś mądra pointa?
PD: Mam ją w dupie, daj mi wreszcie tego cholernego drinka!
powrót do indeksunastępna strona

26
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.