powrót do indeksunastępna strona

nr 10 (LXXXII)
grudzień 2008

Krótko o…
Marcin Wroński ‹Komisarz Maciejewski. Morderstwo pod cenzurą›; Steven Erikson ‹Męty Końca Śmiechu›; R.D. Wingfield ‹Frost i mordercze zadanie
Listopad dla Polaków niebezpieczna pora

„Komisarz Maciejewski” Marcina Wrońskiego to kryminał, którego akcja rozgrywa się w przedwojennym Lublinie. Pytanie tylko, ile tak naprawdę jest w tej książce przedwojenności, ile Lublina i ile kryminału. A może akcja mogłaby się równie dobrze rozgrywać w Warszawie lat pięćdziesiątych?
Zawartość ekstraktu: 60%
‹Komisarz Maciejewski. Morderstwo pod cenzurą›
‹Komisarz Maciejewski. Morderstwo pod cenzurą›
Lublin, połowa lat trzydziestych XX wieku. Zamordowany zostaje redaktor lokalnej gazety, śledztwo prowadzi komisarz-bokser (sceny pięściarskich pojedynków stanowią klamrę kompozycyjną powieści). Jak przystało na archetypicznego śledczego, nie stroni on od alkoholu, a jego życie prywatne niemrawo próbuje się podnieść z gruzów. Jak w klasycznym kryminale mamy zbieranie poszlak i obowiązkowego drugiego trupa; brakuje co prawda fałszywych śladów rzucających podejrzenia na niewinną osobę, za to w finale mamy bardzo filmowy pościg samochodowy.
Jednym słowem, od strony kryminalno-sensacyjnej powieść spełnia swoje zadania: akcja jest wciągająca, a bohaterowie – dostatecznie przekonujący. Autor przyłożył się również do przedstawienia topografii przedwojennego Lublina – na wewnętrznej stronie okładki umieszczona została mapa miasta z zaznaczonymi miejscami ważnymi dla akcji. Momentami jednak za mało jest w tym plastycznego opisu, a za dużo wyliczania kolejnych nazw ulic, którymi jadą lub idą bohaterowie.
Z jednej strony widać wysiłek włożony w odtworzenie atmosfery lat 30. (w tle pojawiają się uczniowie w czapkach czy mundurkach swoich szkół, znana z filmu „Vabank II” reklama akcji charytatywnej – człowiek przebrany za wielką butelkę mleka, przygotowania do obchodów 11 listopada, ułani, pieśni, dobrze zorganizowana ferajna z podłej dzielnicy) oraz wykorzystanie lubelskich realiów (Zamek i podziemia pod Starym Miastem). Z drugiej strony w wielu chwilach klimat jakoś umyka, a akcja mogłaby się toczyć „wszędzie i nigdzie”. Język, którym posługują się bohaterowie, jest uniwersalny, knajackie „pod hajrem” sąsiaduje z zupełnie współczesnym „spierdalaj”. „Komisarz Maciejewski” nie jest jednak sentymentalną podróżą w lata trzydzieste, lecz kryminałem, więc w tych kategoriach odtworzenie atmosfery należy uznać za całkowicie satysfakcjonujące.



Tytuł: Komisarz Maciejewski. Morderstwo pod cenzurą
Wydawca: Red Horse
ISBN: 978-83-60504-95-6
Format: 320s. 125×195mm
Cena: 24,99
Data wydania: 23 listopada 2007
Ekstrakt: 60%



Moja śledziona chce mnie zjeść!

Steven Erikson w „Mętach Końca Śmiechu” kontynuuje pisaną z przymrużeniem oka historię lokaja Emancipora Reese’a i jego dwóch panów-nekromantów. Tym razem akcja dzieje się na morzu, a morał jest jeden: nie kupować gwoździ z odzysku.
Zawartość ekstraktu: 60%
‹Męty Końca Śmiechu›
‹Męty Końca Śmiechu›
„Męty Końca Śmiechu” wbrew temu, co podpowiadałaby chronologia wydawania, nie są ciągiem dalszym „Zdrowych zwłok”. Akcja cofa się o cztery lata, do okoliczności, w których zakończył się „Krwawy trop”. Świeżo zatrudniony Emancipor Reese w pośpiechu opuszcza Smętną Lalunię i wybiera się ze swymi pryncypałami w pierwszą podróż. Niestety, poza kapitan Sater, dowodzącą „Słonecznym Lokiem”, nikt nie zna portu przeznaczenia statku, a rychło okazuje się, że łajbę zamieszkują nie tylko marynarze. I nawet nie idzie o szkwałową wiedźmę czy homunkulusa w bagażach Korbala Broacha. Gdy statek dociera do krwistoczerwonego prądu morskiego, zwanego Końcem Śmiechu, pod pokładem zaczynają dziać się rzeczy dziwne: giną uszy, ludzie tracą głowę i rzeczywiście mało komu jest już do śmiechu.
Krótki ten (150 stroniczek) epizod jest czystej krwi makabreską w stylu gore – przykładem choćby tytuł niniejszej recenzji, będący cytatem. Co do wykonania – nie rzuca na kolana, ale do suchego, nieco zgryźliwego stylu Eriksona można znaleźć upodobanie. Lapidarny czarny humor, jakim raczy nas autor, nie jest może najwyższych lotów, lecz przynajmniej niektóre pomysły mogą śmieszyć (jak choćby smutny los Podmucha Piasty, padającego ofiarą coraz to nowych okaleczeń). Autorowi zgrabnie udaje się także powiązać i rozwiązać spiętrzenie koszmarnych zdarzeń.
Książeczka krótka, więc i recenzja krótka. Podsumowując – dla miłośników Eriksona pozycja obowiązkowa i całkiem przyjemna, dla wszystkich innych – ot, do przeczytania.



Tytuł: Męty Końca Śmiechu
Tytuł oryginalny: The Lees of Laughter’s End
Wydawca: MAG
ISBN: 978-83-7480-094-5
Format: 152s. 115×185mm
Data wydania: 19 września 2008
Ekstrakt: 60%



Kryminał z chaosu tworzony, czyli część czwarta perypetii inspektora Frosta

Porwana, następnie zaś wypuszczona na wolność nastolatka, jeden chłopiec zamordowany, a drugi zaginiony, martwy złodziej z odciętymi czubkami palców, maniak atakujący nożem dzieci i trójka uduszonych w łóżeczkach maluchów – w najnowszej powieści R.D. Wingfielda „Frost i mordercze zadanie” wbrew polskiemu tytułowi główny bohater zajmuje się nie jedną sprawą, lecz aż pięcioma.
Zawartość ekstraktu: 60%
‹Frost i mordercze zadanie›
‹Frost i mordercze zadanie›
Po lekturze „Frosta i zastraszonego miasta” byłam przekonana, że chaos kilku równoważnych wątków to wypadek przy pracy – teraz, przeczytawszy „Frosta i mordercze zadanie”, stawiam raczej na metodę twórczą, która nieszczególnie przypadła mi do gustu. Właściwie w tym miejscu mogłabym odesłać czytelników do recenzji wcześniejszej części, bo najnowszy tom cyklu nie dość, że zbudowany jest na identycznej zasadzie (inspektor miota się pomiędzy pięcioma różnymi śledztwami), to jeszcze ma dokładnie te same wady i zalety. Do tych pierwszych należy przeskakiwanie od jednego wątku do drugiego, co dobrze robi na tempo akcji, ale źle na stopniowanie napięcia. W dodatku zmieniając bezustannie scenerie i podejrzanych autor nie potrafi ukryć, że żadna z pięciu spraw nie jest jakoś szczególnie interesująca, choć dwie mają potencjał, by takimi się stać. Jednak co z tego, skoro w pierwszym przypadku tożsamości zbrodniarza czytelnik domyśla się, jeszcze zanim zrobi to policja, a w drugim pozostaje żal, że dramatyzm rodzinnej tragedii ginie gdzieś w zamieszaniu.
Pewne zastrzeżenia mam także do Frosta, który sprawy rozwiązuje w równej mierze dzięki przebłyskom geniuszu, co zwykłemu szczęściu. Z jednej strony czyni go to intrygująco nieprzewidywalnym, z drugiej trochę jednak pachnie pójściem na łatwiznę, bo taka postać jest dla autora bardzo wygodna – na początku inspektor popełnia błąd za błędem, a gdy nadchodzi pora, by książkę kończyć, ni stąd, ni zowąd doznaje olśnienia. Niemniej mimo tych wątpliwości to właśnie niechlujny, roztargniony i absolutnie niepoprawny politycznie Frost wciąż jest największą zaletą serii. Głównie dla niego oraz dla specyficznej mieszanki humoru i powagi warto książki Wingfielda czytać.



Tytuł: Frost i mordercze zadanie
Tytuł oryginalny: Hard Frost
ISBN: 978-83-6019-297-9
Format: 672s. 125×195mm
Cena: 35,—
Data wydania: 17 października 2008
Ekstrakt: 60%
powrót do indeksunastępna strona

97
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.