powrót do indeksunastępna strona

nr 01 (LXXXIII)
styczeń-luty 2009

Cień niebieskiego munduru
Gavin O'Connor ‹W cieniu chwały›
Można sie było spodziewać, że po oscarowym sukcesie „Infiltracji” jak grzyby po deszczu zaczną powstawać kolejne filmy z gatunku cop movie. I rzeczywiście, bo od tamtego czasu widzieliśmy ich co najmniej kilka. Niestety, ilość rzadko szła w parze z jakością. „W cieniu chwały” nie jest wyjątkiem.
Zawartość ekstraktu: 40%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
W krwawej zasadzce giną policjanci z wydziału narkotykowego. Wyjaśnienie okoliczności morderstwa staje się priorytetowe dla całej nowojorskiej policji, więc szybko zostaje powołany specjalny zespół mający za zadanie wytropić zabójców. W jego skład wchodzi niejaki Ray Tierney (Norton), prywatnie brat szefa wydziału, w którym pracowali zabici gliniarze. To nie koniec rodzinnych koneksji – ich szwagrem jest sierżant Jimmy Eagon (Farrell), także pracujący w narkotykach, a ojciec to jeden z komendantów całej NYPD (Voight). Sprawa staje się paskudna, gdy w toku prowadzonego śledztwa Ray odkrywa, że w morderstwo zamieszani byli podwładni brata, a na jego oczach szwagier dokonuje krwawej egzekucji na poszukiwanym bandycie…
Owe wplątanie afery w rodzinną gmatwaninę i przeniesienie jej do formy mikro to, niestety, jedyny ciekawy zabieg na przestrzeni filmu, który – choć na krótko – daje nadzieję na kino z dramatycznym zębem. „W cieniu chwały” bowiem jest którymś z kolei policyjnym filmem, w którym największe zło nie czai się po drugiej stronie barykady, ale, paradoksalnie, w szeregach stróżów prawa. Tu personifikuje się w osobie szwagra i jego kolegów z wydziału, którzy pod osłoną niebieskiego munduru dorabiają na boku, ściągając haracze, podrzucając narkotyki i układając się z przestępczymi bossami.
Nie trzeba być znawcą gatunku, by od razu skonstatować, że mało w tym oryginalności, bo podobnych filmów, w których policjant często stoi na równi z przestępcami, było już wiele, a „W cieniu chwały” na tym gruncie nie proponuje niczego nowego. Najwidoczniej reżyser (szerzej nieznany Gavin O’Connor) nie zdawał sobie z tego sprawy, bo uznał, że korupcja wśród policji, choć przerabiana nader często, rodzinne perypetie i kilka znanych nazwisk w obsadzie powinno wystarczyć na ponaddwugodzinny film.
Niestety, pozorne nagromadzenie sporej ilości pobocznych wątków nie zdaje egzaminu, bo raz, że wpływają niewiele na fabułę (przykładowo chora na raka żona lub wątek dziennikarza), dwa – szybko się rozmywają i nie znajdują swojego finału. Dlatego w ogólnym spojrzeniu, mimo nieskutecznych prób jej urozmaicenia, cała historia opowiedziana w „W cieniu chwały” jest generalnie jednotorowa, a na dodatek niewiele się w niej dzieje. Gdy akcja wraz z nakreśleniem głównego wątku nabiera odrobiny tempa, w dalszej części biegnie już według powtarzalnego mechanizmu – gdy Ray odkrywa kolejne fakty, te coraz mocniej zaciskają pętlę na szyi Jimmy’ego, a ojciec z bratem starają się go przekonać, by dla dobra rodziny i spokoju wydziału załatwić wszystko w domowym zaciszu. Choćby dlatego ogląda się to chwilami z niekłamaną męką w oczekiwaniu nie tyle na zwrot akcji, co na napisy końcowe.
Przede wszystkim jednak „W cieniu chwały” jest filmem mało zaskakującym, w którym cały ciężar dramatyzmu spada na barki Raya oraz ostatecznej decyzji, jaką ma podjąć, wybierając między dobrem rodziny a dobrem śledztwa. Choć i tu, w scenach, w których powinno być gorąco, jest co najwyżej letnio i bez większych emocji. I dopiero kiedy w ruch idą gołe pieści, pojawia się wreszcie niemrawy dreszcz. Tym bardziej że domyślny widz bez pomocy bohaterów szybko poskłada zagadkę do kupy, szczególnie że ta nie skrywa wielu tajemnic, bo wszelkie jej niuanse widzimy w całości na ekranie.
Taka konstrukcja filmu pcha go rejony kina, w którym na pierwszy plan wysuwa się aktorstwo, mające zrekompensować niedostatki słabej i czytelnej fabuły. W tej kwestii „W cieniu chwały” jako tako się ratuje, ale to żadne zaskoczenie, bo po nazwiskach Nortona, Farrella i Voighta nawet w gorszym filmie można spodziewać się kreacji co najmniej na przyzwoitym poziomie. Farrell gra postać, do której mógł przyzwyczaić kilkoma poprzednimi rolami – wewnętrznie połamaną i powichrowaną życiowo, powoli, acz zauważalnie zsuwającą się po ostrzu noża. Norton zgodnie z oczekiwaniami jest kryształowy i niezbaczający za daleko ze ścieżki dobra, a Voight nie wychodzi poza archetyp dobrego ojczulka, czuwającego nad rodziną i dbającego przede wszystkim o jej interesy.
Nie ma co jednak ukrywać, że „W cieniu chwały” zawodzi. Gołym okiem widać, że nawet powtarzanie na swój sposób sprawdzonej recept z kilku innych filmów o gliniarzach tutaj na niewiele się zdaje i nie pomaga wyratować się od klęski. Fiaska tego filmu oraz między innymi „Królów ulicy” czy „Zawodowców” nasuwają wniosek, że aby wyciągnąć filmy policyjne z jakościowej agonii, najwidoczniej potrzebny jest inny lekarz.



Tytuł: W cieniu chwały
Tytuł oryginalny: Pride and Glory
Reżyseria: Gavin O'Connor
Zdjęcia: Declan Quinn
Muzyka: Mark Isham
Rok produkcji: 2008
Kraj produkcji: Niemcy, USA
Dystrybutor: Warner
Data premiery: 9 stycznia 2009
Czas projekcji: 130 min.
WWW: Strona
Gatunek: dramat, sensacja
Ekstrakt: 40%
powrót do indeksunastępna strona

107
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.