Oto druga część rocznego rozliczenia „Esensji”. Rozliczamy oczywiście muzyków. Tym razem swoje ulubione (i wręcz odwrotnie) płyty prezentują Paweł Franczak i Piotr „Pi” Gołębiewski.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Paweł Mykietyn „Speechless Song”Dopóki wspaniałej „Pasji wg św. Marka na głosy i instrumenty” możemy słuchać jedynie na salach koncertowych, wypada zadowolić się tym nagraniem. Pod żadnym pozorem nie należy jednak traktować „Speechless Song” jako zapchajdziury, bo oto najciekawszy twórca młodego pokolenia pokazuje, na co go stać, interpretując sonety Szekspira, posługując się tekstem Świetlickiego, kombinując z dodekafonią i romansując z arcytrudną (dla kompozytora i słuchacza) muzyką mikrotonową.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Bon Iver „For Emma, Forever Ago”Ten debiutancki krążek Justina Vernona mógłby złapać się na podsumowanie najlepszych płyt w 2007 r., bo artysta właśnie wtedy wydał go własnym sumptem. Jednak dopiero w tym roku trafił na szersze wody po zmianie „wydawcy” i okładki. Nie zmieniła się na szczęście muzyka. Kiedy ostatni raz na rynku pojawiło się takie nagranie? Nagranie, na którym chłopak bierze do ręki akustyczną gitarę i wyśpiewuje wszystko, co mu leżało na wątrobie. A jak to zwykle bywa, tym ciężarem była niespełniona miłość. W ten sposób po raz kolejny czyjeś nieszczęście stało się czyimś szczęściem. Może Vernon nie ma najpiękniejszego głos na planecie, (wymuszony falset niektórych drażni), ale w każdej zaśpiewanej nucie czuć szczerość i emocje. Oby ten głos towarzyszył nam przez wiele następnych lat i nie podzielił losu Elliotta Smitha i innych smutnych chłopców z gitarami… Portishead „Third”
Wybór tak oczywisty, że nie ma sensu go uzasadniać. Jako dowód dla nieprzekonanych proponuję drugą minutę „The Rip”.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Bill Dixon with Exploding Star Orchestra „Bill Dixon with Exploding Star Orchestra”Bill Dixon – freejazzowy trębacz, jedna z największych postaci nurtu jazzowego New Thing (zwanego też free jazzem) w późnych latach 50. Freejazzmani, w tym Dixon, podważyli zasadność swingowania, dotychczasowej struktury utworu jazzowego, a nawet całego systemu tonalnego. Exploding Star Orchestra – czternastoosobowy big band z Chicago, powołany do życia przez wybitnego współczesnego trębacza Roba Mazurka. Kto jednak myśli, że grają w stylu big bandów Ellingtona i Millera, ten nie może się bardziej mylić. I już wiadomo, że „Bill Dixon with Exploding Star Orchestra” to spotkanie niezwykłych osobowości, które zaowocowało muzyką daleką od przeciętności. Ta płyta to podróż w rejony, gdzie słowo „kategoria muzyczna” nie istnieje.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Earth „The Bees Made Honey In The Skull” Cynk, że warto tę płytę mieć, dostałem od red. Wandowicza. I jestem mu za to winien duże piwo, bo sam nie domyśliłbym się, że grupa określana mianem post- czy też doommetalowej może grać muzykę tak bezpretensjonalną i wyluzowaną. Chyba od czasu Kyuss nikt nie potraktował bluesowych riffów w tak ciekawy sposób. I jeszcze jedno: „The Bees…” to murowany zwycięzca w kategorii „najlepsza okładka 2008”.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Matthew Shipp Quartet „Cosmic Suite” Jedna z najtrudniejszych płyt 2008 r. i jedna z najtrudniejszych w dorobku znanego pianisty. Mimo to jedna z najwspanialszych, głównie z powodu niebywałej inteligencji Shippa, jego zdolności kompozytorskich i wykonawczych. Stopień złożenia poszczególnych utworów, połamane w najbardziej zdumiewający sposób rytmy, niespodziewane dysonanse i zaskakujące harmonie, perfekcyjnie przemyślana faktura rzeczywiście przywodzą na myśl piękno, potęgę i nieskończoność kosmosu. To nie jest free jazz, to nie jest free improv, to nie jest post-bop – to iście kosmiczny wymiar jazzu.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Braxton / Parker / Graves „Beyond Quantum” A to już free jazz par excellance – w końcu na płycie grają giganci tego nurtu. Saksofonista Anthony Braxton, basista William Parker i perkusjonalista Milford Graves prezentują muzykę na styku dwóch kultur: europejskiej (za taką uznam w tym przypadku także kulturę Stanów Zjednoczonych) i afrykańskiej. Polirytmia Afryki, dzikość solówek i szamańskie wokalizy z jednej strony oraz europejska precyzja, melodyjność i dbałość o spójną koncepcję z drugiej.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Diamanda Galas „Guilty, Guilty, Guilty!”To jej siedemnasty album. Po raz siedemnasty prezentuje pełną gamę uczuć i cały zakres ludzkich możliwości wokalnych – alikwotowego śpiewu, szaleńczego krzyku, growlu, sopranowych koloratur. Po raz kolejny opowiada o skazańcach, więźniach, karze śmierci, żalu, współczuciu, gniewie. Po raz pierwszy po swojemu interpretuje piosenki Johnny’ego Casha, Edith Piaf, Tracy Nelson. I po raz nie wiadomo który chwyta za serce tak, jak tylko ona potrafi.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Fleet Foxes „Fleet Foxes” Nie ma niczego gorszego od nazwania zespołu nowym następcą kogoś tam. A Fleet Foxes za sprawą amerykańskiej krytyki stali się następcami Beach Boys, Crosby, Stills & Nash, Animal Collective i diabli wiedzą, kogo jeszcze. Na takie egzaltacje poczekam, aż nagrają coś więcej niż jeden album. Jednak uczciwie trzeba przyznać, że ten, który już mają w CV, to prawdziwy klejnot. Debiut kwintetu to urokliwa fuzja muzyki Appalachów z klasyką rocka, a singlowy „White Winter Hymnal” z pięknie poprowadzonym kanonem i radosnym tekstem jest najładniejszym utworem A.D. 2008. Bob Dylan „Tell Tale Signs: the Bootleg Series Vol. 8”
Unikatowe bądź nigdy niewydane (albo jedno i drugie) utwory Dylana pokazują, kim był i kim jest dla współczesnej muzyki – gigantem, na którego barkach wszyscy stoimy. |