„Dlaczego nie mówimy o tym, co nas boli otwarcie?”, pytał Stanisław Soyka. Tłumimy w sobie emocje, uczucia i paradoksalnie mimo tylu wypowiadanych słów bardziej nie mówimy niż mówimy. Właśnie to milczenie jest tematem powieści „Kadysz za nienarodzone dziecko”. Jego symbolem jest tytułowe dziecko, na spłodzenie którego nie chce zgodzić się bohater Imre Kertesza.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
W pewnym momencie B., główna postać książki, pyta: „czy byłabyś ciemnooką dziewczynką? z bladymi plamkami piegów wokół noska? czy upartym chłopczykiem? z wesołymi, świdrującymi oczkami jak szaroniebieskie kamyczki?”. Nie dajmy się zwieść, bohatera nie interesuje, kim byłby jego nieistniejący potomek – znacznie bardziej zajmuje go wyjaśnienie sobie, dlaczego nie chce pozwolić na jego przyjście na świat. Pozornie powody są całkiem proste. Otóż bohater jest ocalałym Żydem z Auschwitz, człowiekiem, który przetrwał Shoah. W „Kadyszu…” wspomina swoje trudne życie i piętno, wręcz karę, jaką jest dla niego żydowskie pochodzenie. Dlatego nie chce, aby jego dziecko musiało borykać się z tym samym losem, nosić na sobie przekleństwo. Tyle że to nie do końca prawda. „Kadysz…” jest trochę jak współczesna wersja „Spowiedzi dziecięcia wieku” Alfreda de Musseta. Temat nienarodzonego dziecka B. jest pretekstem do wyznań, czegoś na kształt spowiedzi z całego życia. Bohater w chaotycznej opowieści przedstawia losy węgierskiego Żyda inteligenta, który przez trzy epoki niesie na sobie piętno odmieńca. Najpierw na przedwojennych Węgrzech, potem podczas II wojny światowej i stanowiącej jej kulminację Zagłady, wreszcie w czasach powojennych. Książkę można odczytać nie tylko jako wyznanie ocalałego z Zagłady, ale także podsumowanie całego XX wieku, który doprowadził do powstania ludzi niewierzących „nawet w życie na tej ziemi”. Właśnie ta niewiara powoduje, że B. nie chce przystać na propozycję żony, aby spłodzić potomka. Życie jednak jest w stanie doskonale sobie poradzić, nie bacząc na straszliwe wydarzenia minionego wieku. Podobnie jest w książce – mimo sprzeciwu B. dziecko i tak pojawi się na świecie. Zdesperowana żona opuści głównego bohatera, by urodzić potomka innemu, nieżydowskiemu mężczyźnie. „Dla Auschwitz nie ma wytłumaczenia” – B. naśmiewa się z tego stwierdzenia (nawet ono jest jakimś wytłumaczeniem Auschwitz), ale w gruncie rzeczy zgadza się z tą tezą. Jego życie jest potwierdzeniem faktu, że Zagłada była całkowita. Bohater Kertesza został zniszczony nie tyle fizycznie, co psychicznie. Dlatego boi się rozpocząć nowe życie, boi się zgodzić na dziecko, żyje „jak gdyby w każdej chwili mogli wrócić Niemcy”. Jest żałosny, z czego sam zresztą zdaje sobie sprawę, jednak należałoby raczej spytać, czy w jego sytuacji kurczowe trzymanie się swoich dziwactw, swojej bylejakości nie jest jedynym sposobem na przeżycie? Kertesz stworzył powieść, którą można odczytać na kilku poziomach. Jest więc to książka o bohaterze borykającym się ze swoim tragicznym dziedzictwem, historia niszczycielskiego wpływu XX wieku na jednostkę, wreszcie – opowieść o życiu wbrew wszystkiemu. Bowiem B. mimo całej beznadziei i smutku nie decyduje się na samobójstwo. „Kadysz…” porusza także temat rozmowy, na którą tak często nie starcza nam czasu, a jeszcze częściej – odwagi. Milczenie bohatera zostało doprowadzone do skrajności, jego spowiedź jest tym wszystkim, czego się bał i o czym nie chciał przez całe lata rozmawiać z najbliższymi. Warto posłuchać opowieści bohatera Kertesza. Być może tak właśnie powinna wyglądać prawdziwa modlitwa – nie wygłaszanie wyuczonych formułek, ale szczerość, nawet jeśli jest ona bolesna. B. co chwila powtarza w swoich wypowiedziach „Nie!”, co ma być protestem przeciw jego sytuacji życiowej albo przeciwko pytaniu żony o dziecko. Czy warto czytać Kertesza? Tak!
Tytuł: Kadysz za nienarodzone dziecko Tytuł oryginalny: Kaddis a meg nem született gyermekért ISBN-10: 83-89291-25-8 Format: 160s. 125×195mm Cena: 24,90 Data wydania: 24 kwietnia 2003 Ekstrakt: 80% |