 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
10. Klasa Jeden z tych niepozornych filmów, które ogląda się miejscami z niejakim zniecierpliwieniem – ale kiedy na ekran wjeżdżają końcowe napisy, człek siedzi ze szczęką na kolanach i ma świadomość, że obejrzał naprawdę znakomity i bardzo potrzebny film. Mistrzowsko naszkicowany, bezkompromisowy obraz współczesnej wersji konfliktu pokoleń, kryzysu autorytetów, wreszcie—kulturowej alienacji młodych imigrantów w wielonarodowym tyglu współczesnej Francji. Problemów tu dość, by obdzielić ze trzy współczesne dramaty, ale wszystkie potraktowane z jednakową rozwagą i ostatecznie angażujące widza bez względu na to, czy pokazana w filmie rzeczywistość (wykreowana tak starannie , że chwilami ogląda się to jak dokument!) jest jego własną. Szacunek dla Laurenta Canteta za odważne podjęcie trudnego tematu, niebanalne i pozbawione politycznej poprawności podejście do zagadnienia i fenomenalne poprowadzenie młodych, niezawodowych aktorów.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
9. Control Bardzo dobra filmowa biografia lidera Joy Division Iana Curtisa. Bezpretensjonalna, nasycona rewelacyjną muzyką legendarnego zespołu i doskonale zagrana – brawa dla Sama Rileya za główną rolę. To nie jest opowieść o idolu, raczej o słabości człowieka. Nie ma tu miejsca na mitologię, jest życie. Reżyser Anton Corbijn, fotografik, autor doskonałych teledysków i fan zespołu, który znał Iana, skonstruował portret wrażliwca, niepotrafiącego poradzić sobie ze zbyt szybko nadchodzącą dorosłością. Uwikłany w podwójny romans i zmęczony walką z chorobą, wypalony artysta w końcu poddaje się. Surowy, wysmakowany artystycznie czarno-biały film oddaje ducha lat 70. Wydarzenia tragiczne sugeruje, nie popadając w dosłowność; unika skandalizowania. Jest za to maksimum emocji. Corbijn skoncentrował się na postaci Curtisa, historia Joy Division dzieje się na drugim planie. Nie znaczy to jednak, że zagubił melancholijną, mroczną magię zespołu i muzyki. Ona nadaje koloryt filmowi.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
8. Angielska robota Doskonały scenariusz i świetna reżyseria, czyli w sumie to wszystko, co w filmie najważniejsze. Historia udanego/nieudanego skoku sprzed 30 lat przedstawiona jest precyzyjnie, poprzez szereg misternie zaplatających się wątków. Ale największe brawa należą się nowozelandzkiemu reżyserowi. Donaldson zrobił rzecz na poważnie, z wyrazistymi postaciami, barwnie odtworzonym klimatem epoki i w doskonałym tempie. W efekcie otrzymaliśmy jeden z najlepszych obrazów kryminalnych ostatnich lat.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
7. Sierociniec Największym zaskoczeniem tego inteligentnego i stylowego horroru będzie to, że… solidnie wzrusza. Ta melancholijna opowieść potrafi oczywiście wywołać dreszczyk, a czasem i nieźle przestraszyć, ale w gruncie rzeczy najważniejsza jest mądra, smutna i poruszająca pointa. Ale poza tym „Sierociniec: to również kino zrealizowane wzorcowo, o pięknych zdjęciach, starannej scenografii, znakomitym aktorstwie i pierwszorzędnej reżyserii. Serce horroru bije dziś na Półwyspie Iberyjskim.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
6. Spotkania na krańcach świata Herzog-dokumentalista wspina się na wyżyny, na jakie Herzog-twórca fabuł zawsze chciał się dostać, ale zawsze był zbyt pretensjonalny. W tym przepięknie zrealizowanym, perfekcyjnie wyważonym filmie zapierająca dech w piersiach uroda natury splata się z mądrą (ale nigdy przemądrzałą!) medytacją nad kondycją ludzką w sposób, jaki kojarzy się częściej z obrazami dawnych mistrzów niż z XXI-wieczną kinematografią.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
5. Aż poleje się krew Dla jednych ten film będzie barwnym obrazkiem z życia prekursorów przemysłu naftowego. Dla innych historią USA w pigułce, pokazaną jako konflikt skorumpowanego biznesu z fałszywą religią. Dla jeszcze innych, będzie to z kolei historia człowieka, który nienawidził ludzi i całe życie podporządkował ucieczce od nich, skutecznie uniemożliwiając przebicie się dobra przez własną skorupę. Mnogość interpretacji świadczy na korzyść filmu Paula Thomasa Andersona. No i jeszcze ten Daniel Day-Lewis, absolutnie genialne odtwarzający jednocześnie kilka ról – bo jego bohater jest innym człowiekiem w innych okolicznościach.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
4. Persepolis „Persepolis” to dowód na to, że w dzisiejszych czasach można jeszcze kręcić filmy rysunkowe bez potrzeby uciekania się do kosztownej animacji komputerowej. Autorka Marjane Satrapi poszła bowiem drogą standardowej animacji, ożywiając karty własnego komiksu, w którym opisuje swoje życie z czasów krwawej rewolucji w Iranie. To sentymentalna opowieść pełna ciepła i humoru, ale też mądrego spojrzenia i krytyki niedorzeczności religijnego reżimu. A także – dla nas – pokazanie oblicza Iranu, o jakim z pewnością nie mieliśmy pojęcia.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
3. WALL-E Jedna z najciekawszych animacji ostatnich lat, pełna ciekawych, odważnych pomysłów (pierwsza pozbawiona praktycznie dialogów połowa filmu, to jeden z najodważniejszych eksperymentów w kinie familijnym w ostatnich czasach), a jednocześnie bawiąca i wzruszająca (ten kosmiczny taniec!). Ale paradoksalnie „Wall-E” to także jeden z najambitniejszych i najważniejszych filmów SF obecnych czasów. Niesamowite połączenie.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
2. To nie jest kraj dla starych ludzi To dzieło braci Coen zgarnęło zeszłoroczną pulę Oscarów, w tym najważniejszego – dla najlepszego filmu. Ale, co ważniejsze, „To nie jest kraj dla starych ludzi” w cudowny sposób połączył fanów kina popularnego i ambitnego. Dla pierwszych jest doskonałym, trzymającym w napięciu thrillerem, dla drugich dziełem alegorycznym i wypowiedzią na temat ludzkiej kondycji i natury zła. No i jeszcze ten niesamowity, naprawdę budzący dreszcz Javier Bardem w roli Chigurha…  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
1. Mroczny rycerz Zaczyna się ten film prawie jak u Hitchcocka – może nie trzęsieniem ziemi, ale wgniatającą w fotel sekwencją napadu na bank w stylu „Gorączki” Michaela Manna. A potem tempo nie słabnie, a kolejne sceny akcji wcale nie przeładowane grafiką komputerową, trzymają widza na krawędzi fotela. Ale to oczywiście nie wszystkie zalety filmu. Bo „Mroczny rycerz” udanie kontynuuje przenoszenie komiksowego świata superbohaterów w bardziej prawdziwe realia. Bo ma ten film solidny scenariusz, wcale nie opierający się na prostej opozycji superbohater-arcyłotr. Bo znajdziemy tu akcję, dramat, ale i perełki humoru. Bo Heath Ledger stworzył kreację, która na pewno przejdzie do historii kina… Tu była pełna jednomyślność – obydwie redakcje uznały „Mrocznego rycerza” za najlepszy film 2008 roku w polskich kinach. |