powrót do indeksunastępna strona

nr 01 (LXXXIII)
styczeń-luty 2009

Kop mi tak jeszcze
Olivier Megaton ‹Transporter 3›
W recenzji „Death Race” zastanawiałem się, jak to jest, że Jason Statham gra na zmianę w kiepskich i całkiem niezłych filmach. Po seansie „Transportera 3” stwierdzam, że te dobre występy (jak chwalona przez nas rola w „Angielskiej robocie”) to wypadki przy pracy.
Zawartość ekstraktu: 20%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
I jeszcze jedna rzecz à propos wspomnianej recenzji: podałem tam przykład „Transportera” jako beznadziejnego „akcyjniaka”. Kajam się. Na tle trzeciej odsłony pierwowzór to arcydzieło. I wcale nie chodzi tu o powtarzalność i schematyczność – to, jak skonstruowany będzie film, wiadomo było od początku. Zresztą nie można powiedzieć, że to z definicji złe podejście: dość wymienić „Szklaną pułapkę”, „Zabójczą broń” czy „Godziny szczytu” jako całkiem udane serie budowane cały czas na tych samych założeniach. Na pewno pozytywny nie jest natomiast fakt, że nawet w szczegółach „Transporter 3” nie różni się zbytnio od poprzednich odsłon serii. Z części pierwszej mamy dziewczynę jako „przesyłkę”, z drugiej choćby osobiste zagrożenie dla tytułowego bohatera (tam wirus, tu „obroża” połączona z samochodem). Nowy jest niby motyw stojący za całą intrygą i działaniami bad guyów, bo tym razem, zgodnie z duchem czasów, chodzi o ekologię. Nie, Frank Martin nie przewozi zagrożonych nasionek ani toksycznych odpadów, zresztą tak naprawdę jego działania i przygody mają z nikły związek z intrygą. Ale nie o to przecież chodzi.
Ważne, żeby Jason Statham mocno kopał, krzywo patrzył, rzucał celne one-linery i pokazywał umięśniony tors. I niby to wszystko jest, tylko – nie licząc tej gołej klaty – jakieś takie niedorobione. Sceny bójek są choreografowane z taką przesadą i totalnym brakiem luzu, że aż zęby bolą, sam Statham również Jetem Li nie jest, więc cięć montażowych nie brakuje. W bród jest też związanych z walką idiotyzmów, w pewnym sensie nieodzownych, ale zwykle lepiej się takie rzeczy maskuje albo tłumaczy fabułą – ot, choćby fakt, że bandziory, mimo że przyszły całą kupą, atakują Franka pojedynczo, tylko z marnymi gazrurkami w dłoniach. (Inna sprawa, że po co w ogóle chcą go skopać, skoro zależy im na tym, by Martin dostarczył „przesyłkę”? I po co, tak przy okazji, w ogóle dostarcza tę przesyłkę, skoro mocodawcy jadą właściwie tuż za nim?) Zupełnie rozbrajająca jest za to scena walki garniturem (sic!), w której Statham nie dość, że używa swojej garderoby jako broni, to jeszcze w trakcie walki rozbiera się do wspomnianej gołej klaty (zresztą również w „Esensji” chwalonej). To ostatnie jest też punktem wyjścia do sceny erotycznej: otóż przewożona panienka – okrutnie brzydka, aseksualna i irytująca Natalia Rudakowa – tak się podjarała muskularnym torsem, że zapragnęła go jeszcze raz zobaczyć. Efektem jest najdurniejsza inauguracja sceny miłosnej (Frank, który wcześniej sprał kilkunastu chłopa, nie potrafi odebrać kobiecie kluczyków) i najbardziej aseksualna scena striptizu w tym sezonie. Z drugiej strony zobaczyć, jak Statham próbuje grać zniechęcenie i zaakcentować, że do rozbierania się jest zmuszony – bezcenne.
Takich durnotek i głupotek pełno jest tutaj, ale to by jeszcze nie rozłożyło całkowicie filmu. Najbardziej bolą inne rzeczy. Po pierwsze, jak na film akcji, którego znakiem firmowym miały być bójki i pościgi, jest ich zdecydowanie za mało. Nie brak za to pustych dialogów o niczym, mających chyba zasygnalizować rodzącą się „więź” między Frankiem a jego przesyłką, oczywiście nieudanie. Efektem jest nie tylko siadające napięcie, ale też zwykłe znudzenie – tutaj sceny „gadane” nie są wytchnieniem od scen akcji, to te drugie są ożywczymi rodzyneczkami w mule drętwoty i sennej fabuły. Jednak nawet te rodzynki – i to jest drugi podstawowy problem – są już mocno wysuszone. Właściwie tylko jedna z pierwszych scen, zawiązanie akcji, w którym przesyłka przewożona przez kogo innego dosłownie wpada na Franka Martina, niesie jako taki ładunek emocji (i sporą dawkę głupoty ze strony głównego bohatera, który miejscami sprawia wrażenie, jakby był opóźniony w rozwoju – widz zawsze jest kilka kroków przed nim, jeśli chodzi o odkrywanie i rozumienie zawiłości fabuły). Dalej jest tylko przekombinowana bójka z gołą klatą, marnej jakości pościgi samochodowe i zupełnie fantastyczny – w sensie poziomu prawdopodobieństwa, a nie jakości wykonania – motyw ścigania auta BMX-em. Owszem, jeśli ktoś przez ostatnie kilka lat mieszkał na bezludnej wyspie i nie widział żadnego kina kopanego ani ściganego, może się nawet ożywić na tych scenach – o ile w międzyczasie nie usnął całkiem na dialogach. Reszta powinna sobie trzecią odsłonę francuskiego przeboju odpuścić.



Tytuł: Transporter 3
Reżyseria: Olivier Megaton
Rok produkcji: 2008
Kraj produkcji: Francja
Dystrybutor: SPI
Data premiery: 16 stycznia 2009
Czas projekcji: 100 min.
WWW: Strona
Gatunek: akcja
Ekstrakt: 20%
powrót do indeksunastępna strona

97
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.