powrót do indeksunastępna strona

nr 05 (LXXXVII)
czerwiec-lipiec 2009

Napierformers
Michael Bay ‹Transformers: Zemsta upadłych›
Nie ma w „Transformersach 2” żadnego sensu. Za dużo tandetnego patosu pomieszanego z łomotem i zgrzytem dartej blachy, a postacie plastikowe, że włosy bolą. Mnóstwo zniszczeń, wirujących, fruwających, składających się i rozkładających maszynek, rozwalanych w drebiezgi lotniskowców, burzonych jak budynki z klocków piramid i kolumnad. Krótko mówiąc, kawał całkiem przyzwoitego rozrywkowego kina.
Zawartość ekstraktu: 60%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Do każdego w gruncie rzeczy filmu ma zastosowanie zasada, że o jego ocenie decyduje nie tylko tegoż filmu wykonanie, ale też nastawienie i oczekiwania, z jakimi zasiadamy w fotelu przed seansem. Proste? Proste. Dałoby się zrobić ten film nieco lepiej, zadbać o trochę więcej „wolnych kawałków”, momentów wytchnienia. Może i tak. Jednak chodzi w nim przede wszystkim o to, że robot w postaci autka, ciężarówki czy samolotu zasuwa przez metropolię, robiąc najdziwaczniejsze piruety, strzelając i rujnując na inne sposoby wszystko wokół, potem gdzieś przyhamuje albo i nie, ładnie się rozłoży tak, żeby i głowa była, i kończyny – i tak cudownie odbajerzony zasuwa przez metropolię, robiąc najdziwaczniejsze piruety, strzelając i rujnując na inne sposoby wszystko wokół. I generalnie rzecz biorąc, o te trzy fazy głównie w tym filmie rzecz idzie – o to, żeby ich było jak najwięcej i żeby zostały jak najefektowniej przedstawione.
Także o to, żeby Megan Fox, zasuwając spocona przez spalone pustynią piaski w deszczu pocisków i eksplozji, po wszystkim miała staranny makijaż i ani śladu brudu na twarzy (wzorem na wsze czasy wyznaczonym przez Joan Collins jako Alexis Colby w pamiętnej „Dynastii”, budzącą się o poranku w pełnym makijażu i nienagannej fryzurze).
Także o to, by w kampusie uniwersyteckim, na który trafia główny bohater, i w akademiku, w którym pomieszkuje, wokół jak okiem sięgnąć były same gorące laski (wzorem – znowu trzeba to napisać – wyznaczonym przez zaludnione seksbombami plaże w „Słonecznym patrolu”).
A co poza tym? Wielka Rozpierducha i kosmici wizytujący ziemię przed wiekami, zostawiający na wszystkich możliwych antycznych budowlach swoje znaki. Maszyna zdolna skonsumować całe słońce, by dać cywilizacji robotów potrzebną do przeżycia energię. Wiedza zawarta w kawałku blaszki (aż się ciśnie na usta cytat z „Vabanku”: „Taka mała szajbka?”). Bzdury jak sto pięćdziesiąt.
Jest w tym filmie właściwie sama sztampa, można zeń zdzierać kolejne warstwy (których tam zresztą niewiele) i znajdzie się ją wszędzie, pokazaną – podobnie jak imponujący potencjał amerykańskiej armii – tak efektownie i bajerancko, że się gęba otwiera z podziwu. Kto chce dobrej zabawy, dawki średniej jakości humoru i efektownych scen batalistycznych, śmiało może uderzać do kina. Ale tylko po to.



Tytuł: Transformers: Zemsta upadłych
Tytuł oryginalny: Transformers: Revenge of the Fallen
Reżyseria: Michael Bay
Zdjęcia: Ben Seresin
Rok produkcji: 2009
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: UIP
Data premiery: 24 czerwca 2009
Czas projekcji: 147 min.
WWW: Strona
Gatunek: akcja, SF
Ekstrakt: 60%
powrót do indeksunastępna strona

127
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.