powrót do indeksunastępna strona

nr 05 (LXXXVII)
czerwiec-lipiec 2009

Weekendowa Bezsensja: Książki nie do przeczytania
Są takie książki, których nikt nie czyta. Nie dlatego, że to gnioty, nie dlatego, że zbyt erudycyjne – po prostu nie czyta się i już. Albo tylko fragmentami, jak w szkole. Co ciekawe, zwykle są to książki, o których dużo się mówi. W Weekendowej Bezsensji proponujemy ranking najbardziej nieczytanych pozycji.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
1. Biblia
Bóg, nie dość, że lubi rzeczy duże, to najwyraźniej przepada za kontynuacjami. Stary Testament i jego znacznie krótszy sequel (mniejsza ilość bohaterów, krótka rozpiętość chronologiczna) są chyba najbardziej nieczytaną książką na świecie. Chociaż, paradoksalnie, najlepiej się sprzedającą - już od czasów Gutenberga. Co więcej, jest to dzieło, które najprawdopodobniej wywarło największy wpływ na naszą europejską kulturę. Chociaż nikt nie nakręcił jeszcze pełnometrażowej ekranizacji całości. Parafrazując zdanie pewnego faceta z cygarem, chyba jeszcze nigdy tak wielu nie zawdzięczało tak wiele pozycji, którą tak niewielu przeczytało w całości.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
2. Homer, „Iliada”
Autor największego eposu kultury europejskiej miał prawdziwy niefart, bo napisał „Iliadę” zanim jeszcze wymyślono prawa autorskie. Podobno, powiadają filolodzy aleksandryjscy, kiedy się o tym dowiedział, tak się wkurzył, że ze złości oślepł. Następną książkę, „Odyseję”, musiał już dyktować. Kiedyś wersów pieśni o gniewie Achillesa musieli uczyć się na pamięć aojdowie, dzisiaj natomiast byle dziecko nie jest w stanie powiedzieć, kogo rozłożył na łopatki pod Troją dzielny syn Peleusa.
3. Dante Alighieri, „Boska komedia”
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
O tym, że dzieła genialnego florentczyka nikt nie przeczytał, świadczą liczne błędy osób, które na poemat się powołują. Na przykład taki Jerzy Pilch zupełnie bez sensu doszukiwał się miasta utrapienia w Warszawie. A Matthew Pearl, autor „Klubu Dantego”, doszedł do wniosku, że „Boska komedia” to kryminał. Najlepiej teksty Dantego znają chyba tylko członkowie fińskich zespołów black metalowych, którzy w oparciu o nie piszą swoje piosenki. (Co w sumie nie ma wielkiego znaczenia, bo kto jest w stanie zrozumieć growling?). Chociaż może nie jest tak źle z recepcją poematu. W tym roku ma wyjść gra komputerowa studia Electronic Arts pod wiele mówiącym tytułem „Dante’s Inferno”. Chodzą plotki, że będzie można wcielić się w postać Wergiliusza, nieustraszonego poety i wojownika w jednym, walczącego potrójnym bastardem. Beatrycze ma strzelać z automatycznie repetującej kuszy.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
4. James Joyce „Ulisses”
Jorge Luis Borges powiedział w jednym z wywiadów, że Joyce pisał „Ulissesa” z myślą o końcu literatury. Książka miała być ostatnią powieścią na świecie, zamknięciem pewnego niespecjalnie ciekawego etapu w dziejach ludzkości. Uczniowie na pewno by się z takiego rozwiązania ucieszyli. Niestety, słynnemu Irlandczykowi się nie udało (spisek brytyjskich księgarzy i anglikańskich cyklistów) i nawet w XXI wieku pojawiają się na rynku świetnie napisane pozycje. O „Ulissesie” dużo się mówi, można też go przytaczać w dyskusjach (jako powieść niemożliwą, klasyczny przykład na narrację określaną jako strumień świadomości albo po prostu, żeby zadziwić znajomych dziwnie brzmiącym tytułem). Nikt natomiast nie wie, jak się książka kończy - no, może poza paroma osobami, które znały Macieja Słomczyńskiego.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
5. Umberto Eco „Imię róży”
Tutaj nie ma się czemu dziwić, wszystkiemu winna perfidia autora. Wcześniej Eco zajmował się semiotyką i semiologią, ale - jak sam przyznaje - po latach kariery naukowej nie uciekł ze striptizerką. Zamiast tego w wieku 48 lat wpadł na iście szatański pomysł (dla rodaka Dantego nie było to specjalnie trudne). Mianowicie, postanowił przez pierwsze sto stron swojej powieści zniechęcić do niej czytelnika. Potem ma być łatwiej, ale jak można wierzyć autorowi, który nawet nie chce zdradzić, co oznacza tytuł jego książki? Kto przebrnie przez nudne jak watykańskie dokumenty przygody Wilhelma z Baskerville i jego niedojrzałego, zwłaszcza seksualnie, ucznia Adso… No cóż, niewielu przebrnęło.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
6. J.R.R. Tolkien „Władca pierścieni”
Są, owszem, fani, którzy znają na wyrywki perypetie hobbitów uganiających się po Śródziemiu. Na tych szaleńców miłosiernie spuśćmy zasłonę milczenia. Jest jeszcze Marek Kamiński, znany podróżnik, ale on się nie liczy, bo „Władcę” przeczytał na biegunie południowym, przy kilkudziesięciostopniowym mrozie. Jako alternatywę miał dyskusję z niedźwiedziami polarnymi na temat mrożonek. Poza polarnikiem i grupką dziwaków przyczepiających sobie szpiczaste uszy i noszących plastikowe pierścionki, pięciotomowej trylogii Tolkiena nikt nie przeczytał, nawet Peter Jackson. Bo drań nie umieścił Toma Bombadila w swoim filmie.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
7. William Szekspir „Dramaty”
Jasne, w szkole wymagają „Makbeta” czy innego królewicza duńskiego, ale tak z ręką na sercu: kto przeczytał coś więcej? Genialny Stratfordczyk, który jak wiadomo był kobietą, pisywał straszne nudziarstwa o dylematach moralnych jakichś królów czy mauretańskich wodzów. Strasznie nieżyciowe rzeczy. W dodatku wierszem, co jest bardzo nieprzyjemne w lekturze. (Chociaż, z drugiej strony, czyta się szybciej niż takiego Josepha Conrada). Na szczęście większość sztuk została sfilmowana i szkoda tylko, że nie ma żadnych gier komputerowych z Hamletem goniącym zmutowane szczury po Elsynorze.
8. Henryk Sienkiewicz, „Trylogia”
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Po co czytać Sienkiewicza, skoro mamy Sapkowskiego? Wiedźmin ciekawszy od Skrzetuskiego, Yarpen to taki imć pan Zagłoba, a trylogia o Husytach krótsza i bardziej widowiskowa. Powieści autora „Potopu” czytać nie trzeba, ale broń Boże się do tego przyznawać! Jak wiadomo, każde polskie dziecko zna na pamięć opis oblężenia Zbarażu, „Kończ waść itp.”, „Dumkę na dwa serca”, a także odpowiedź na pytanie dlaczego w filmowej wersji „Potopu” widać słupy telegraficzne. Bez tego ani rusz.
9. Marcel Proust, „W poszukiwaniu straconego czasu”
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Proust pisał „W poszukiwaniu….” całe życie, ale większości czytelników życia nie starcza na dobrnięcie do końca pierwszego tomu cyklu. Warto za to znać parę zwrotów, które pojawiają się w książkach, a którymi potem można brylować w towarzystwie. Magdalenki Prousta to raz, potem mamy słynne pierwsze zdanie, że kładłem się wcześnie spać (przez pewien czas). No i warto jeszcze zapamiętać imiona: miejscowości (Balbec, Combray) i bohaterów (Odeta de Crecy, Gilberta, no i pan Swann, który nie jest łabędziem). Jeśli ktoś się uprze, żeby dzieło poznać, to jest jeszcze ekranizacja filmowa i wydany niedawno… komiks.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
10. Lew Tołstoj, „Wojna i pokój”
Ktoś się nabijał z Tołstoja, że w jego najsłynniejszym dziele pozytywnie zostali przedstawieni jedynie Rosjanie. No, ale w „Wojnie i pokoju” są właściwie tylko Rosjanie. I kilku Francuzów. Stąd pytanie, które może się zrodzić po lekturze pierwszego tomu: jakim cudem Napoleon wygrał pod Austerlitz? Dla wielu osób prawdziwym szokiem jest fakt, że to co mieści się na dwóch-trzech stronach Wikipedii (wojny napoleońskie), Tołstoj rozpisał aż na cztery księgi. W dodatku, bez obrazków i linków do innych witryn. Natomiast prawdziwym ciosem dla każdego Polaka może być wiadomość, że „Wojna i pokój” jest o wiele lepsza od Trylogii Sienkiewicza. Więc powód do nieczytania może być patriotyczny.
powrót do indeksunastępna strona

30
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.