powrót do indeksunastępna strona

nr 05 (LXXXVII)
czerwiec-lipiec 2009

Na granicy dobrego i złego
Feliks W. Kres ‹Północna granica›
Feliks W. Kres cieszy się w Polsce sławą drugiego najpopularniejszego, po Andrzeju Sapkowskim, pisarza fantasy – co do tego nie ma dwóch zdań. Czy można też nazwać go jednym z dwóch najlepszych?
Zawartość ekstraktu: 60%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Niniejsza powieść to poprawione wydanie pierwszych tekstów z cyklu „Księga Całości”, które ukazały się pierwotnie jako opowiadania, później w zbiorze „Prawo sępów”, jeszcze później w książce nazwanej „Północna granica”, by wreszcie w 2000 roku pod tą samą nazwą przybrać ostateczną (?) wersję przykrawaną do kształtu świata, który wynika z pozostałych powieści Kresa. Oczywiście o tej ostatniej, jedynie słusznej wersji jest tu mowa. Właściwe to podejście pisarza czy nie – to już rozsądzą zagorzali fani cyklu, którzy zdecydują, czy warto co jakiś czas zaopatrywać się w te swego rodzaju „wersje reżyserskie” i czy różnice między poszczególnymi wydaniami są istotne. Faktem jest, że opowieści o Szererze, świecie, nad którym panuje Szerń – składająca się z widocznych na niebie pasm istota lub moc, która obdarzyła inteligencją nie tylko ludzi, ale też koty i sępy – spodobały się czytelnikom. Druga z kolei osadzona w tej krainie książka, „Król Bezmiarów”, nagrodzona została w 1992 roku Zajdlem, a kolejne – „Grombelardzka legenda” i „Pani Dobrego Znaku” – odpowiednio SFinksem i Śląkfą.
„Północna granica”, mimo że poprawiana przez autora z blisko dwudziestoletnim stażem (Kres debiutował w 1983 opowiadaniem „Mag” w „Fantastyce”), nie zapowiada jednak przyszłych sukcesów. Samej fabule ciężko co prawda coś zarzucić, może poza brakiem oryginalności: kontynent zwany Szererem zajmuje w większości Cesarstwo Armektańskie, które podbiło prawie wszystkie pozostałe krainy, poza leżącym na północy Alerem, gdzie panuje moc podobna do Szerni, aczkolwiek z gruntu odmienna – przybyła z zewnątrz, ponoć złowroga i odpowiadająca za ułomne stworzenia. Podobnie jak twory Szerni, tak Złoci oraz Srebrni – bardziej lub mniej dziwaczne potwory grasujące po Alerze – nie mogą się zbytnio oddalać od swojej stwórczej mocy (stąd też poza Szererem znajdują się niezbadane morskie Bezmiary). Stacjonujący na północy żołnierze Cesarstwa, którzy dotąd musieli borykać się tylko z pojedynczymi bandami Alerczyków, których jedynym celem było łupienie i palenie, nagle stają przed całą nadciągającą armią. Armią, która, jak się okazuje, niekoniecznie ma w planach mordowanie Armektańczyków, ale przybyła w innym, być może jeszcze groźniejszym celu.
Pomysł na kreację świata jest jak każdy inny w tym gatunku: ani lepszy, ani gorszy. W momencie powstania pewną świeżością tchnęło zapewne podejście Kresa, starającego się pisać fantasy raczej realistyczną, w której nikt nie rzuca na prawo i lewo zaklęciami, a z istnienia mówiących, inteligentnych zwierząt niewiele wynika poza logicznymi implikacjami (koty pełnią rolę idealnych zwiadowców). Na szczęście magia cały czas wisi nad głowami żołnierzy (w przypadku Szerni – wręcz dosłownie), bo, jak się okazuje w drugiej połowie powieści, to tajemnicze rozgrywki między „bogami” są przyczyną całej wojny. W tej drugiej części, dzięki wprowadzeniu jakiejś tajemnicy i napięcia z nią związanego, powieść sporo zyskuje. Wcześniej ograniczała się bowiem do bardzo szczegółowego przedstawiania walk Armektańczyków z Alerczykami – na wiele stron rozciągnięto zaledwie kilka dni akcji, podczas których wojsko maszerowało, maszerowało, a później rozgrywało niewielką bitewkę. Oczywiście na takiej podstawie też można budować historię, czego najlepszym dowodem jest piszący mało magiczną fantasy George R. R. Martin. Jednak Kresowi, przynajmniej temu, który wyziera zza „Północnej granicy”, brakuje do tego wyczucia i chyba jednak odrobiny warsztatu. Jego proza jest szorstka, pozbawiona ozdobników – właściwie to męcząca, co w połączeniu z dość nudną tematyką powoduje konieczność przymuszania się do lektury. Nie sprzyja temu też sztampowa konstrukcja postaci – praktycznie wszyscy bohaterowie ograniczają się do stereotypu twardego wojownika, nawet kobiety i koty, a ich światopogląd zawężony jest do „ja tu tylko walczę”.
A jednak: pod koniec „Północna granica” zaczyna wciągać. Może to kwestia kontrastu, gdy po 200 stronach nudy mimochodem przyzwyczajamy się do postaci i wreszcie zaczyna się dziać wokół nich coś istotnego i dramatycznego. To wystarcza, by nie czuć całkowitego zawodu lekturą. Tych jasnych punktów jest jednak zbyt mało (i pojawiają się zbyt późno), by jakoś szczególnie zachęcić do dalszego poznawania Szereru. Ja, jeśli zdecyduję się zapoznać z tą bardzo istotną przecież dla polskiej fantastyki sagą, to nie z sympatii dla bohaterów i świata, ale z ciekawości, czy obsypane nagrodami kontynuacje prezentują rzeczywiście wyższy poziom.



Tytuł: Północna granica
Wydawca: MAG
ISBN: 978-83-7480-128-7
Format: 350s. 135×205mm
Cena: 29,99
Data wydania: 22 kwietnia 2009
Ekstrakt: 60%
powrót do indeksunastępna strona

66
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.