Fascynacja często zaczyna się od zwykłego zbiegu okoliczności. Niedawno kupiłem w księgarni „Zimową opowieść” w przekładzie Macieja Słomczyńskiego. Z zupełnie innych powodów zacząłem też czytać „Świat »Opery żebraczej«” Bronisława Geremka. I prawie jednocześnie w obu książkach spotkałem Autolikusa – rozrabiakę wymyślonego na potrzeby jednej z ostatnich sztuk Szekspira.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Autolikus tak mówi o samym sobie: „Znam dobrze tego człowieka (…) obnosił małpy na pokaz, później był woźnym trybunalskim, później przedstawiał kukłami dzieje Syna Marnotrawnego, ożenił się z wdową po druciarzu (…) przeszedłszy wiele łotrowskich rzemiosł, poprzestał na czystym łotrostwie”. Jego fach nie polega jednak na zwykłej kradzieży, Autolikus stosuje liczne sztuczki i wybiegi. Przebiera się za kupca i sprzedaje tandetę, śpiewa też piosenki, na dodatek tak udatnie, że „zmysły w uszach im uwięzły; można było targać spódnicę, a nikt się nie spostrzegł”. (Tak stoi w przekładzie Leona Urlicha. W oryginale i u Słomczyńskiego targana jest nie spódnica, a pewna część ciała). Geremka postać ta zainteresowała ze względu na to, że reprezentuje specyficzny typ rozrabiaki (ang. „rogue”), który znany był w czasach Szekspira. Autolikus to człowiek wręcz stworzony do oszustwa, o czym świadczy już jego imię odziedziczone po synu samego Hermesa, a więc dość swawolnego boga. Bohater „Zimowej opowieści” jest w stanie zabrać ostatnie pieniądze biednym wieśniakom, udawać szlachcica, żeby wyłudzić łapówkę, ale nie posuwa się do zabójstwa. Podobnych Autolikusowi nicponiów określa poetycko Falstaff w „Henryku IV”. Są nazwani przez rubasznego towarzysza księcia „przyboczną strażą nocy”, „kawalerami cienia” czy też „księżycowymi rycerzami”. O ile bohater „Zimowej opowieści” działa samotnie, o tyle w „Henryku IV” mamy do czynienia z profesjonalnymi, powiedzielibyśmy dziś, gangami, które zajmują się łupieniem pielgrzymów, rozbojem, a w końcu także i wojaczką. Ich przywódca, Falstaff, jedna z bardziej wyrazistych postaci, doczekał się zresztą własnego dzieła. Jest głównym bohaterem opery Giuseppe Verdiego, zaś Orson Welles nakręcił o nim film. Ale rozrabiaki rekrutują się nie tylko spośród najniższych warstw społecznych. W „Miarce za miarkę” przewija się dziwna postać – to Lucio, szlachcic, hulaka i stały bywalec burdeli. Notabene, zostaje skazany przez Księcia na poślubienie jednej z pracownic domu rozpusty. Lucio zajmuje się przede wszystkim obrażaniem swoich rozmówców, wygadywaniem głupot i oczernianiem Księcia, najczęściej przez przypisywanie mu własnych występków. Jest to hedonista skupiony wyłącznie na swoich potrzebach, który w pewnym sensie rozsadza sztukę. Nie stoi bowiem ani po stronie Claudia (surowego moralisty), ani Księcia (łagodnego, ale i sprawiedliwego władcy). Woli raczej chaos, jego domeną jest ciągłe rozrabianie i wtrącanie się w nie swoje sprawy. Możliwe, że właśnie dlatego Lucio ponosi największą karę spośród bohaterów „Miarki za miarkę”. Mając do wyboru ożenek z prostytutką albo śmierć, wybiera to ostatnie. „Zimowa opowieść” i praca Geremka to nie jedyne spotkania z rozrabiakami Szekspira. Jakiś czas temu przeglądałem w księgarni pierwszy tom cyklu „ Gildia Błaznów”. Alan Gordon poświęcił nicponiom genialnego Stratfordczyka (konkretnie: błaznom) cały cykl powieści kryminalno-fantastycznych. Kolejny zbieg okoliczności? Jorge Luis Borges stwierdził kiedyś, że najlepsze książki to takie, które odsyłają nas do następnych pozycji. I na tym chyba polega przyjemność czytania – na spacerowaniu różnymi ścieżkami lasu fikcji. Autolikus i jego koledzy to tylko jeden z przykładów. |