powrót do indeksunastępna strona

nr 05 (LXXXVII)
czerwiec-lipiec 2009

Widziałem kondora cień
Hergé ‹Przygody Tintina: Skarb Szkarłatnego Rackhama, Siedem Kryształowych Kul, Świątynia Słońca›
Stało się. Po lekturze kolejnego albumu z przygodami Tintina (tego z żółtą okładką) muszę przyznać, że wciągnąłem się. Do zachwytu droga jeszcze daleka, ale przecież nie każdy komiks musi powalać.
Zawartość ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Ten album nie różni się zbytnio od poprzedniego ani w sposobie narracji, ani w warstwie graficznej, ale w przypadku takiego komiksu jak „Tintin” to raczej dobra wiadomość. Znowu mamy trzy historie. Pierwsza, „Skarb Szkarłatnego Rackhama”, w przeciwieństwie do większości przygód Tintina nie ma charakteru detektywistycznego. Tym razem Hergé umieścił swojego bohatera w klimatach marynistycznych. Zgodnie z tytułem mamy zaginiony skarb, stary plan dotarcia do niego, jest też tradycyjna bezludna wyspa. Całość w klasycznej tintinowskiej oprawie, trochę naiwna, miejscami na siłę zakręcona. Oprócz morskich klimatów ważnym elementem tej historii jest wprowadzenie Tryfona Lakmusa, naukowca i wynalazcy. Ten protoplasta wszelkich komiksowych dostawców pojazdów, broni i innych wynalazków będzie odgrywał istotną rolę w kolejnych przygodach Tintina. A stało się tak już w dwóch historiach z tego albumu, gdzie cała intryga kręciła się wokół jego postaci. I tutaj następna nowość – historie te składają się na dłuższą całość, którą można nazwać „andyjską epopeją” Tintina. To właśnie w poszukiwaniu zaginionego Lakmusa wszędobylski reporter trafia do Peru. Ciekawostką jest to, że tym razem nie mamy do czynienia z fikcyjnym krajem (w albumie „zielonym” były to Nuevo Rico i Syldawia). Autor tym razem nie miał wyjścia – znakomita większość historycznych miejsc związanych z cywilizacją Inków (m.in. Cuzco, Machu Picchu) znajduje się właśnie w Peru. Na marginesie – prawie zawsze odczuwam podskórną irytację, gdy w filmie lub komiksie pojawiają się fikcyjne państwa (a szczytem jest już udawanie, że seria „XIII” nie dzieje się w USA).
Jak wspomniałem na początku, całość jest typowa dla „Tintina” – dużo zagadek, króliki z kapelusza, nieprawdopodobne przypadki. Jednocześnie jest wszystko to, co w przygodowym komiksie być powinno. Są Indianie okryci ponczami, jest podróż andyjską koleją, a nad zaginioną świątynią unosi się cień kondora. Brakuje tylko kosmitów, ale ci do kanonu opowieści przygodowych weszli dużo później.
O stronie graficznej pisałem w poprzedniej recenzji i niewiele tutaj można dodać. Swego rodzaju ciekawostką, na którą zwróciłem uwagę dopiero przy tym albumie, jest pietyzm, z jakim Hergé rysował wszelkiej maści wehikuły. Myślę, że znawca, patrząc na modele samochodów, byłby w stanie odgadywać, w jakim czasie powstawał dany album. Elementem, który najsłabiej wytrzymał próbę czasu, jest humor. Nie ma go zbyt wiele w „Tintinie”, a ten, który jest, do mnie nie przemawia. Głównym nośnikiem pierwiastka humorystycznego zgodnie z założeniem autora mają być agenci-bliźniacy, Tajniak i Jawniak. Ich quasidowcipne dialogi są robione na jedno kopyto i już po chwili mocno irytują. Na szczęście nie jest to komiks humorystyczny, a przygodowy, i w tej dziedzinie oferuje odpowiednią dawkę rozrywki.



Tytuł: Skarb Szkarłatnego Rackhama, Siedem Kryształowych Kul, Świątynia Słońca
Scenariusz: Hergé
Rysunki: Hergé
Wydawca: Egmont
Data wydania: luty 2009
Ekstrakt: 70%
powrót do indeksunastępna strona

175
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.