powrót do indeksunastępna strona

nr 06 (LXXXVIII)
sierpień 2009

East Side Story: Każdego twardziela w końcu zgubi miłość
Samweł Gasparow ‹Pułapka na zabójcę›
W czasach Związku Radzieckiego Samweł Gasparow kręcił przede wszystkim osadzone w realiach wojny domowej easterny oraz krwawe obrazy sensacyjno-kryminalne z bohaterskimi milicjantami w rolach głównych. „Pułapka na zabójcę”, zrealizowana po kilkunastu latach milczenia, jest powrotem do tamtej, typowo rozrywkowej stylistyki. I podobnie jak część dzieł Gasparowa sprzed dwóch czy trzech dekad zakwalifikowana została do gatunku filmów… milicyjnych.
Zawarto¶ć ekstraktu: 60%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
W czasach PRL-u filmy radzieckie zdecydowanie dominowały w polskich kinach. Ustalony był nawet specjalny polityczny parytet, według którego sprowadzano nad Wisłę obrazy z zagranicy. Większość produkcji „made in Soviet Union” grano jednak przy pustych salach, mimo że sprzedawano na nie komplety biletów. Schemat był prosty: państwowe zakłady były zmuszane do wykupywania wejściówek, a co później się z nimi działo, to już zupełnie inna historia. Nieczęsto się zdarzało, aby radziecki film rzeczywiście przyciągnął przed ekrany rzesze dobrowolnych widzów, chociaż i takie przypadki miały oczywiście miejsce. W zalewie sowieckich obrazów eksportowanych do krajów demokracji ludowej niewiele bowiem było takich, które naprawdę mogły zainteresować odbiorców. Dominowało sztampowe kino wojenne i obyczajowe, podkreślające radość życia w socjalistycznym kraju. Westerny (choć trafniej byłoby raczej użyć określenia easterny) i tzw. „bojewiki”, czyli klasyczne kino akcji, traktowano jako produkcje pośledniejszego gatunku, na dodatek w zbyt dużym stopniu kojarzące się z kinematografią „zgniłego Zachodu”. A właśnie w takich filmach specjalizował się urodzony w 1938 roku w gruzińskim Tbilisi Samweł Gasparow. Zanim został filmowcem, pracował jako szofer. Dopiero w połowie lat 60. ubiegłego wieku zdecydował się na podjęcie studiów na wydziale reżyserskim Wszechzwiązkowego Państwowego Instytutu Kinematografii (WGIK), które ukończył w 1970 roku. Jego opiekunem był nie byle kto, bo sam legendarny Michaił Romm. Po ukończeniu szkoły skierowano go do pracy w odeskim studiu filmowym, któremu pozostał wierny przez wiele lat.
Zadebiutował cztery lata później przygodowym filmem „Rejs pierwyj, rejs posliednij”. Potem nakręcił interesujący kryminał „Swidietielstwo o biednosti” (1977), który oparty został na jednej z poczytnych powieści braci Arkadija i Grigorija Wajnerów. W tym samym roku na ekrany kin w Związku Radzieckim trafił pierwszy, rozgrywający się w realiach wojny domowej, eastern Gasparowa – „Nienawist’”, którego scenarzystami byli Eduard Wołodarski oraz… Nikita Michałkow (wcześniej odpowiedzialni za znakomitego „Swojego wśród obcych, obcego wśród swoich”). Później poszło już z górki. „Zabud’tie słowo smiert’” (1979), „Chlieb, zołoto, nagan” (1980) oraz „Szesti” (1981) ugruntowały pozycję reżysera jako czołowego twórcy radzieckiej odmiany filmów o Dzikim… Wschodzie. W 1983 roku nakręcił on milicyjny dramat „Biez osobogo riska”, a po dwóch kolejnych latach zmierzył się z tematem wojny wietnamskiej. Nie trzeba chyba dodawać, że zrealizowany w koprodukcji z Wietnamczykami obraz „Koordinaty smierti” przedstawiał ów konflikt z zupełnie innego punktu widzenia, niż mające praktycznie monopol w tym temacie kino amerykańskie. Wielkim zaskoczeniem okazał się natomiast kolejny film Gasparowa – nakręcony w Gruzji dramat „Kak doma, kak dieła?” (1987), którego akcję autor umieścił w rodzinnym Tbilisi w okresie bezpośrednio poprzedzającym wybuch Wielkiej Wojny Ojczyźnianej oraz w jej trakcie. Co było niespodzianką? Fakt, że bohaterami uczynił dzieci, a nie dorosłych. Trzy lata później powstał jeszcze sensacyjny obraz „Stierwiatniki na dorogach”, po czym reżyser zamilkł na kilkanaście następnych lat. Dopiero w 2007 roku postanowił ponownie stanąć za kamerą, aby – na zaproszenie producenta i reżysera Michaiła Kałatoziszwilego (autora „Dzikiego pola”) – przenieść na ekran jedno z opowiadań Walerija Karyszewa.
Karyszew to postać w Rosji bardzo znana, chociaż niekoniecznie jako pisarz, mimo że także w tej dziedzinie odnosi komercyjne sukcesy. Ów absolwent wydziału prawa Uniwersytetu Moskiewskiego sprzed ponad trzech dekad, był w latach 90. XX wieku jednym z najbardziej rozpoznawalnych rosyjskich adwokatów. Bronił w sprawach kryminalnych najgłośniejszych przestępców, czym zasłużył sobie na – jakże wymowny – przydomek „adwokata mafii”. Choć do dziś nie zrezygnował z zawodu i wciąż stoi na czele zespołu adwokackiego „Walerij Karyszew & Partnerzy”, na boku dorabia sobie pisaniem książek. Są to zarówno powieści sensacyjne i kryminalne, jak i pozycje o charakterze dokumentarnym (na przykład dwa tomy bardzo popularnej „Kryminalnej historii Rosji” z lat 1989-1995). W ostatnich latach zainteresował się również filmem. W 2007 roku Nick Taylor zrealizował na podstawie jego prozy i przy współudziale w pisaniu scenariusza serial „Zapiski adwokata. Aleksander Macedoński"; w tym samym roku Gasparow zabrał się za kręcenie „Pułapki na zabójcę”, która swoją telewizyjną premierę miała niespełna trzy miesiące temu.
Akcja filmu rozpoczyna się w sali sądowej, gdy sędzina odczytuje wyrok długoletniego więzienia dla niejakiego Aleksandra Mielnika. To, jak się okazuje, niezwykle groźny i niebezpieczny przestępca, który nie ma najmniejszej ochoty na marnowanie swoich najlepszych lat za kratkami. Korzystając zatem z nieuwagi pilnujących go milicjantów, wyrywa im się i wyskakując przez okno, ucieka z sądu. Na ulicy zatrzymuje samochód i bierze jako zakładniczkę kierującą nim piękną Walentinę. Jedzie z nią do jej mieszkania, gdzie spędza noc. Dopiero gdy rano bierze w łazience prysznic, kobiecie udaje się przez telefon komórkowy zawiadomić organa ścigania. Bezpieczniacy pojawiają się niemal natychmiast i aresztują Saszę. Teraz, już jako recydywista, Mielnik trafia do zony – więzienia o zaostrzonym rygorze. Problem jednak w tym, że z filmu trudno to wywnioskować, ponieważ na ekranie praktycznie nie widać strażników. Więźniowie przechadzają się po fabrycznych halach, gdzie muszą pracować, na pięści rozstrzygają konflikty między sobą, a niektórzy – w domyśle: ojcowie chrzestni – mają nawet możliwość kontaktowania się ze światem zewnętrznym przy pomocy komórek. Pojawienie się w tym miejscu takiego kozaka nie może ujść niczyjej uwadze. Szybko też Aleksander otrzymuje ciekawą propozycję: zostanie mu umożliwiona kolejna ucieczka, ale pod warunkiem, że będzie od tej pory pracował jako cyngiel dla mafii. Wyraża zgodę i już niebawem ponownie gości na wolności. Natychmiast też zaczyna spłacać swój dług, odstrzeliwując wskazane przez swego mocodawcę osoby. Trzeba przyznać, że jest w swoim fachu prawdziwym mistrzem. Działa skutecznie, nie pozostawiając po sobie żadnych śladów.
Od razu po ucieczce Mielnika moskiewska milicja zostaje postawiona na nogi. Kierujący śledztwem pułkownik nie wierzy jednak w skuteczność działań swoich podwładnych, dlatego udaje się do Ilji Riemiezowa, byłego funkcjonariusza, który już jakiś czas temu zrezygnował ze służby i od tamtej pory działa na własną rękę. Obiecuje mu wszelką pomoc, byle tylko dopadł on Saszę. Z biegiem czasu prowadzący dochodzenie Riemiezow odkrywa coraz więcej szczegółów dotyczących przeszłości Mielnika. Tym samym zdaje sobie sprawę, że jego rywalem jest człowiek niezwykły. Z jednej strony były żołnierz, odbywający niegdyś służbę w Niemieckiej Republice Demokratycznej, a następnie milicjant, którego na złą drogę sprowadziły niesprzyjające okoliczności i życiowe doświadczenie; z drugiej – dojrzały mężczyzna, szukający ciepła i bliskości ukochanej kobiety, w duchu marzący o zerwaniu z mało chwalebną profesją i stabilizacji w rodzinnym gronie. Szansa na to drugie pojawia się, kiedy pewnego dnia Mielnik przypadkowo poznaje piękną Jelenę Wolską, młodą wdowę, samotnie wychowującą ośmioletniego Nikitę. Kobieta, artystka o romantycznym usposobieniu, nie pozostaje obojętna na atawistyczny magnetyzm Aleksandra. Widzi w nim zresztą nie tylko życiowego partnera dla siebie, ale także zastępczego ojca dla syna, który notabene świetnie dogaduje się z nowym znajomym mamusi. Pod wpływem znajomości z Jeleną w Saszy stopniowo dokonuje się przemiana, co pociąga za sobą katastrofalne dla niego skutki – przede wszystkim staje się mniej ostrożny, aż w końcu, wykonując kolejne zlecenie, popełnia pierwszy poważny błąd. A tylko na to czeka podążający za nim jak cień Riemiezow.
Radzieccy recenzenci, oceniając filmy Gasparowa z lat 70. i 80. XX wieku, często zarzucali mu „miałki psychologizm” i epatowanie okrucieństwem. Te krytyczne uwagi można zresztą odnieść również do „Pułapki na zabójcę”. Trup ściele się gęsto, znajdujący się w sytuacji bezpośredniego zagrożenia Mielnik nie przebiera bowiem w środkach – bez wahania strzela do ochroniarzy bądź milicjantów, jakby kompletnie nie liczył się z potencjalnymi konsekwencjami. Inna sprawa, że często robi to zupełnie niepotrzebnie. Ot, widocznie reżyserowi zależało na podkreśleniu jego nieco psychopatycznej natury, co z kolei mogło służyć pogłębieniu portretu psychologicznego postaci. Ten jednak wypada niezbyt przekonująco. Gasparow poświęca wprawdzie, w ślad za scenarzystą, trochę czasu na nakreślenie obyczajowego tła opowieści, robi to jednak bardzo pretekstowo. Każe widzowi wierzyć, że sytuacja wygląda właśnie tak, jak wynika to z dialogów prowadzonych przez bohaterów, ale nie serwuje, niestety, zbyt wiele, aby go w tym przekonaniu utwierdzić. Być może był to jednak zabieg świadomy. Dzięki pewnej szkicowości fabuły można przynajmniej podjąć próbę przekonania oglądających, że Mielnik to człowiek z zasadami, który – gdyby nieco inaczej potoczyło się jego życie – mógłby być przykładnym obywatelem, mężem i ojcem. Gdyby zaczęto na serio wgłębiać się w jego psychikę, ta teza byłaby niezwykle trudna do obrony. Zresztą na żadną pogłębioną analizę w filmie gruzińskiego reżysera nie ma czasu. Akcja niemal przez cały czas pędzi na złamanie karku, niekiedy trudno wręcz nadążyć za jej ciągłymi zmianami. Biorąc pod uwagę, że w warstwie psychologicznej film nie oferuje zbyt wiele, ten fabularny pęd do finału można akurat uznać za pozytyw. Ostateczna rozgrywka wypada okazale, choć niezbyt logicznie. Ale do tego w ciągu niespełna półtoragodzinnego seansu widz zdąży się przyzwyczaić.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

167
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.