Gdzie zrodziła się najlepsza książka 2009 roku? Na pograniczu: „Związek żydowskich policjantów” Michaela Chabona to powieść głównonurtowa, czerpiąca jednak obficie z literatury gatunkowej – kryminału noir i fantastyki.  |  | ‹Związek żydowskich policjantów›
|
Fantastyki nie ma tu co prawda zbyt wiele, choć cały szkielet z pomysłem wyjściowym wzięty jest właśnie z tego gatunku. Oto bowiem mamy do czynienia z alternatywną historią państwa żydowskiego: już w czasie II wojny światowej i po niej, gdy Izrael upadł pod naporem zjednoczonych sił arabskich, ocaleli z Holokaustu Żydzi (a było ich znacznie więcej niż w naszej historii) znaleźli schronienie na… Alasce 1). To tam żyją przez ponad pół wieku, wśród dzikiej, nieprzyjaznej przyrody na krańcu świata. Nie znaczy to, że są w końcu u siebie – stosunki z miejscowymi Indianami trudno uznać za dobrosąsiedzkie, a gospodarze, Stany Zjednoczone, niespecjalnie mają ochotę przedłużać umowę dzierżawy terenów. To jednak tylko zarys realiów – choć bardzo pomysłowy i istotny, bo będący przyczynkiem do szerszych rozważań na temat losów Żydów i determinujący postawy bohaterów – Chabon nie poświęca budowaniu tej alternatywnej historii zbyt wiele miejsca, jedynie czasem napomykając o szczegółach w rodzaju JFK żeniącego się z Marylin Monroe. Dużo wyraźniejsza jest tutaj konwencja kryminału: bohaterem jest zmęczony życiem policjant, a fabuła oparta jest na historii śledztwa w sprawie morderstwa. Chabon nie tylko sięga do literatury noir, ale wręcz podporządkowuje się całkowicie tej konwencji. W „Związku żydowskich policjantów” znaleźć można elementy tyleż obowiązkowe dla historii detektywistycznej, co zgrane aż do bólu. A jednak każdemu z nich autor potrafi nadać nową jakość. Stoczenie się Meyera Landsmana, głównego bohatera, na dno ma dość niespotykane przyczyny, na pewno wiarygodniejsze i mniej banalne niż w większości filmów czy książek z gatunku. Cynizm to też element znany i obowiązkowy, ale odzywki Landsmana czy sposób opowiadania historii przez narratora niosą w sobie taki ładunek niewymuszonego, celnego humoru, że w niczym nie ustępują one-linerom Humpreya Bogarta. Wszystko to stanowi jedynie sztafaż (choć poważnie potraktowany i znakomicie przygotowany), pretekst do głębszych rozważań. Chabon znakomicie rozgrywa dramat jednostek, ludzi przegranych, przytłoczonych własnymi życiowymi niepowodzeniami, a także fatum ciążącym nad całym narodem. Osią „Związku żydowskich policjantów” jest bowiem historiozoficzne spojrzenie na los Żydów. Czy ten naród gdziekolwiek by nie trafił, musi się tłuc – a częściej być tłuczonym – z sąsiadami? Czy naprawdę nikt, nawet imigrantami stojące USA, nie będzie chciał przyjąć ich na stałe? Czy zawsze, nawet w obliczu dużo lżejszego Holokaustu, znalezienia spokojniejszej przystani (bo jednak na Alasce mają łatwiej niż w Palestynie), szansy na asymilację w najpotężniejszym kraju świata, Żydzi muszą podporządkowywać swoje działania tradycji i religii, popychających do konfliktu z gojami? I nie są to rozważania czysto teoretyczne, autor odmalowuje realistyczny, bogaty świat Żydów, pełen różnych przedstawicieli tego narodu (od laików po ortodoksów) czy znakomicie, z lekką ironią opisanych zwyczajów (słynne „oszukiwanie” Boga i skupianie się na formalnej stronie religijności). Ten folklor żydowski to jedna z podstawowych zalet książki – nie będzie chyba osoby, która nie uśmiechnie się, czytając o idei eruw, tak jak przedstawia ją Chabon. Jednak to nie koniec plusów „Związku żydowskich policjantów”: fabuła umiejętnie przechodzi od morderstwa do szerszej intrygi, postacie są wspaniale nakreślone, barwne, żywe i zróżnicowane. Bohaterom (czy wręcz wszystkim powieściowym Żydom), choć widzimy wyraźnie ich wady, nie sposób nie kibicować. No i ten język. Chabon buduje zdania-kobyły, wielowersowe, wielokrotnie złożone, ale jakże smakowite i celne! Żadne słowo nie jest tu zbędne, każda metafora jest trafiona, każdy żart śmieszny. Autorowi udaje się dzięki temu wprowadzić w wykreowany świat postacie i zdarzenia wręcz surrealistyczne: żydo-indianin z wielkim bojowym młotem, policjant karzeł czy upadły i zamordowany Mesjasz-cudotwórca… Powieści Chabona się nie czyta, ją się chłonie i smakuje, choć uczciwie trzeba przyznać, że bywa dla czytelnika także wymagająca. To nie jest lekka rozrywkowa powiastka do czytania fragmentami, po 10 minut w autobusie, lecz rzecz prosząca o skupienie, czytanie powoli, dłuższymi fragmentami, albo wręcz za jednym zamachem. Tak czy inaczej – po stokroć warto.
Tytuł: Związek żydowskich policjantów Tytuł oryginalny: The Yiddish Policemen’s Union ISBN: 978-83-7414-586-2 Format: 123×195mm Data wydania: 20 maja 2009 Ekstrakt: 100% |