powrót do indeksunastępna strona

nr 09 (XCI)
listopad 2009

Autor
Potwory kontra roboty
Geof Darrow, Frank Miller ‹Mistrzowie Komiksu: Big Guy i Rusty robochłopiec›
Skojarzenia z głośnym „Hard Boiled” nasuwają się same. „Big Guy i Rusty Robochłopiec” to także dzieło Franka Millera (scenariusz) i Geoffa Darrowa (rysunki). Tak jak i w poprzednim albumie mamy do czynienia z wizją futurystyczną, a Darrow po raz kolejny daje popis szczegółowości rysunku. Na tym jednak podobieństwa się kończą.
Zawarto¶ć ekstraktu: 60%
‹Mistrzowie Komiksu: Big Guy i Rusty robochłopiec›
‹Mistrzowie Komiksu: Big Guy i Rusty robochłopiec›
„Hard Boiled” był co prawda ironiczną, ale jednak bardzo mroczną wizją przyszłości. Wizją świata zdehumanizowanego, brutalnego i okrutnego. Szczegółowość rysunku Darrowa pozwalała z jednej strony na oddanie skrajnej przemocy, z drugiej charakteryzowała w detalach przedstawianą rzeczywistość. W przypadku „Big Guya” natomiast wszystko – scenariusz, wizja przyszłości, detaliczność rysunku – będzie służyło tylko rozrywce.
Cały ten komiks jest – przepraszam za słowo – postmodernistyczną zabawą. Scenariusz łączy wątki japońskich „monster movies” z przygodową fantastyką klasy „B” lat 50. i młodzieżowymi komiksami tamtych czasów. Japońskie laboratorium przygotowuje się do ważnego eksperymentu. Już za chwilę uda się tu odtworzyć „zupę pierwotną” – hipotetyczną mieszaninę substancji organicznych, z której miliony lat wcześniej powstało życie. Eksperyment – jak to z eksperymentami w takich dziełach bywa – idzie jednak w nieoczekiwanym kierunku. Z „zupy” powstaje straszliwy potwór – ogromny, zmiennokształtny i praktycznie niezniszczalny. Nie daje mu rady japońska armia, nie daje japoński miniaturowy robot (tytułowy Rusty Robochłopiec), potrzebna jest pomoc zza oceanu. Do walki wyrusza Big Guy – wielki amerykański robot bojowy.
Frank Miller bawi się konwencją, stylizując komiks na dzieła lat 50. Z fabularnego punktu widzenia klisza goni kliszę. Wiadomo, że eksperyment pójdzie źle, wiadomo jak się zakończy próba wojskowego opanowania sytuacji. Ale Miller idzie dalej w stylizacji. Wprowadza do komiksu narratora, komentującego wszystkie wydarzenia w charakterystycznym, napuszonym, patetycznym stylu („Są tacy, którzy spróbują. Odważne, pełne poświęcenia dusze, zdecydowane położyć kres temu potwornemu dziełu zniszczenia”). Podobne kwestie wypowiadają bohaterowie („Możemy wezwać nadzwyczajnego wojownika! I właśnie tak zrobimy!”), a także – co ciekawe – sam potwór („Zmyślne małe gryzonie. Wasze bomby uderzają we mnie z siłą letniego wietrzyku!”). Wszystko to nadaje oczywiście całości owego klimatu retro, ale też spina album w ironicznej klamrze. Dziś bowiem takie deklaracje brzmią przede wszystkim zabawnie.
Ale to nie koniec owych deklaracji. Całość albumu jest przesycona duchem amerykańskiej młodzieżowej twórczości przygodowej lat 50. w jeszcze większym stopniu. Miller bawi się, wplatając w narrację ówczesne motywy o charakterze edukacyjno-wychowawczym. Deklaratywne odwołania do religii i Boga (co zabawne – wygłaszane przez robota), pochwały szlachetności, prawości, obowiązek obrony słabszych. Żeby było jeszcze ciekawiej – całość jest przedstawiona jako wyraz przekonania o przywódczej roli USA. Japończycy, po wykorzystaniu własnych sił, zwracają się prośbą o pomoc do potężnego sojusznika, a ten oczywiście jej nie odmówi, ratując nie tylko Japonię, ale i cały świat. Krótko mówiąc, Miller świadomie i bezczelnie eksponuje to, co zawsze w kulturze popularnej było najbardziej irytujące dla odbiorcy spoza Stanów. Tym razem czyni to jednak dla zabawy – bo naprawdę trudno odbierać to dziś bez uśmiechu. Chyba, że dla ktoś jest z założenia odporny na treści ujęte w nawias. Ale to już będzie jego problem.
Szkoda, że polski czytelnik nie będzie w stanie docenić większości odwołań, jako że dla niego fantastyka lat 50. kojarzy się w najlepszym razie ze Stanisławem Lemem, a nie z bezpretensjonalną zabawą potworami i wielkimi robotami. Cóż, w takim razie pozostaje przyjemność obcowania ze szczegółowo oddaną scenografią futurystycznego Tokio i rysunkami wielkiej rozwałki. Zawsze coś.
Niech Was nie zwiedzie galeria okładek na końcu tego albumu. To kolejny żart Millera i Darrowa, bo kolejne części nie powstały. Nakręcono natomiast 26-odcinkowy serial animowany, co dowodzi nośności bohaterów wymyślonych na potrzeby tego komiksu, ale to już zupełnie inna historia.



Tytuł: Big Guy i Rusty robochłopiec
Scenariusz: Frank Miller
Rysunki: Geof Darrow
Wydawca: Egmont
ISBN: 978-83-237-2561-9
Cena: 45,00
Data wydania: czerwiec 2009
Ekstrakt: 60%
powrót do indeksunastępna strona

140
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.