Porządne kino rozrywkowe? Solidny hollywoodzki blockbuster? Tradycyjny, ale emocjonujący thriller science fiction? Nie chodzi chyba o „Surogatów” Jonathana Mostowa! A jednak – czar Bruce’a Willisa nadal działa na całe rzesze widzów i krytyków, bo w końcu chwalenie szablonowego, nielogicznego produkcyjniaka może być tylko objawem bezkrytycznego podejścia do ulubionej gwiazdy.  |  | ‹Surogaci›
|
„Surogaci” to rozrywkowe kino, które obiecywało wiele więcej niż niewymagająca refleksji, za to przyjemna w odbiorze, widowiskowa akcja. Tymczasem przycięty do marnych 90 minut film, straszący wizją dehumanizacji i zelektronizowania naszej rzeczywistości, okazuje się efektownym zlepkiem schematów z futurystycznych antyutopii z wygładzoną fabułą i nieodzownym miejscem w scenariuszu na uratowanie świata przez jedynego człowieka, który może tego dokonać – Bruce’a Willisa. Aktor potrafi znaleźć się w różnorodnych gatunkach filmowych, a do tego fenomenalnie ogrywa swój image niezłomnego twardziela, ironicznie kontrastując go z oznakami starzenia. Willis nie próbuje udawać energicznego młodzieńca, dlatego staje się bliższy widzowi. Dlatego go uwielbiamy i jesteśmy gotowi kupić takie schematyczne i antynowatorskie nudziarstwo jak „Surogaci”. I faktycznie, Willis jest w filmie Mostowa najjaśniejszym punktem, dzięki któremu warto brnąć dalej w oczywistą, przesadzoną historię. Gwiazdor „Szklanych pułapek” w obu wcieleniach – jako złamany policjant muszący zmierzyć się z tajemniczą zbrodnią i jako swoje skomputeryzowane alter ego w mechanicznym ciele surogata – wypada przekonująco może dlatego, że minimalizm aktorski łączy z emocjonalnym wypraniem bohatera. Na drugim planie dzielnie sekundują mu panie – Radha Mitchell i Rosamund Pike. Jednak czy tylko dobrym aktorstwem można uratować film, który kończy się, zanim zdążył się zacząć? Główną bolączką „Surogatów” staje się przede wszystkim dobór jak najłatwiejszej drogi do banalnego finału. Pomysł z elektronicznymi kopiami ludzi, które zastępują swoich operatorów w interakcjach codziennego życia, dawał okazję na inteligentne kino rozrywkowe z mrocznym klimatem i porządną refleksją nad kondycją dzisiejszego człowieka na deser. Niestety, twórcy poszli po linii najmniejszego oporu i stworzyli film-szablon z dziurami logicznymi jak plamy na Księżycu. Co tam jednak logika, można powiedzieć, kiedy w grę wchodzi dobra zabawa. Szkoda tylko, że dobrej zabawy również szukać w filmie Mostowa na próżno, bo historia morderstwa surogata i zarazem jego ludzkiego operatora najpierw rozkręca się powoli, by potem przemienić w klasyczny i mało zaskakujący film akcji z obowiązkowym hasłem: „Mamy tylko 10 sekund na uratowanie świata! Zrób coś!”. Po czym Bruce robi. A że Bruce jest Bruce’em, to nie mamy żadnej wątpliwości, że wybierze słusznie i nauczy złych ludzi odpowiedniego podejścia do życia. Nie szkodzi, że czarny charakter jest niemrawy, a ludzkość nie chce wcale się zmieniać. Finał sugeruje błogi nowy początek, chociaż bez wątpienia żadna drastyczna zmiana nie może nastąpić tak łatwo, spokojnie i bezkonfliktowo, jak sugeruje Mostow. I jak się zachwycać „Surogatami”, jeśli nie ze względu na Willisa? Jeśli filmowcy chcą nakręcić ambitną rozrywkę, to niech to zrobią, a nie oszukują, że mają coś do powiedzenia, podczas gdy gotowy produkt okazuje się przeciętnym filmidłem rozjechanym na gatunkowym skrzyżowaniu. Proszę brać wzór z Michaela Baya, panie Mostow. Można nie lubić jego kina, ale on nigdy nie wciska kitu, że oto nakręcił dzieło podejmujące kwestie człowieczeństwa i egzystencjalnych lęków. Jak zabawa, to zabawa, po prostu.
Tytuł: Surogaci Tytuł oryginalny: Surrogates Rok produkcji: 2009 Kraj produkcji: USA Data premiery: 25 września 2009 Czas projekcji: 104 min. Gatunek: SF, thriller Ekstrakt: 30% |