Nic nie ujmując temu podejściu, odniosłem wrażenie, że Bartosz Konopka, twórca dokumentu „Królik po berlińsku”, swój film od razu nakręcił z myślą o nagrodach filmowych. Z jednej strony wybrał dobry, chwytliwy temat, w pełni zrozumiały i rozpoznawalny dla widza zagranicznego, ale z drugiej strony pomyślał nad jego nietypowym ujęciem.  |  | ‹Królik po berlińsku›
|
Tematem jest upadek muru berlińskiego. A właściwie nie tyle jego upadek, ile cała historia – od budowy aż do jego zburzenia. Nie jest to jednak tylko historia muru, ale także historia ludzi po jego niewłaściwej stronie. Ludzi, choć przecież głównym bohaterem są… króliki. Jako że film ma w najbliższy piątek swoją czwartą premierę (po seansach na Planete Doc Review, festiwalu Era Nowe Horyzonty i emisji telewizyjnej w rocznicę obalenia muru), większość widzów chyba wie już, jaki jest główny pomysł. „Królik po berlińsku” udaje film przyrodniczy (z narracją Krystyny Czubówny) opowiadający o długouchach zamieszkujących stolicę Niemiec (a właściwie w tym przypadku stolicę NRD). Króliki, zasiedlające w dużych ilościach berlińskie łąki, zostają w pewnym momencie lokatorami pasa ziemi niczyjej, oddzielającej Berlin wschodni od zachodniego – i dla nich jest to ewidentna zmiana na lepsze, bo otrzymuj spokój, opiekę i bezpieczeństwo. Jednak widz po kilkunastu minutach filmu zdaje sobie sprawę, że nie słucha w gruncie rzeczy opowieści o królikach, ale o ludziach… O życiu w systemie totalitarnym, o stosunku do relacji zniewolenie – bezpieczeństwo, o reakcjach na wielką zmianę, która nastąpiła w roku 1989. Dowcip w tym, że jednak najciekawsze w filmie są króliki. Nic nie ujmując warstwie metaforycznej, nie niesie ona zbyt wiele wiedzy dla ludzi, którzy znają system komunistyczny od środka, byli tymi symbolicznymi królikami, znają dokładnie odczucia, o których mowa filmie. Być może dla widza zachodniego będzie w tym nimb nowości, ale my słuchamy z zainteresowaniem historii, którą w gruncie rzeczy znamy. Tymczasem przyrodnicza historia prawdziwych królików jest czymś nowym, nietypowym, zajmującym, a paralele miedzy ich losami a losami ludzi rozdzielonymi przez mur są wartością dodatkową. Pojawia się dość zabawne pytanie – do jakiego stopnia „Królik po berlińsku” opowiada historię realnych królików, a w jakim stopniu nagina ją, aby pasowała do metafory? Tak czy inaczej poza delikatnym zgrzytem przy odbiorze sygnału „jestem tak fajnym i nietuzinkowym filmem, że trzeba mi przyznawać wszelkie nagrody” „Królika po berlińsku” ogląda się bardzo dobrze. Dobry scenariusz, przejrzysta metafora, świetnie dobrane zdjęcia archiwalne, zajmująca narracja – z pewnością nie zbiedniejemy, gdy film dostanie już tego Oscara. Czego z całego serca mu życzę.
Tytuł: Królik po berlińsku Tytuł oryginalny: Rabbit à la Berlin Rok produkcji: 2009 Kraj produkcji: Niemcy, Polska Dystrybutor (kino): Fundacja Film Polski Data premiery: 4 grudnia 2009 Czas projekcji: 52 min. Gatunek: dokumentalny Ekstrakt: 70% |