Strzeżcie się ich. Te zdradzieckie, małe potwory potrafią jednym chapnięciem pochłonąć człowieka, nie zostawiając ani śladu. Najlepiej – zgodnie z radami co poniektórych światłych obywateli tego kraju – pozbyć się wszystkich z domu. Gdy jednak jest to niemożliwe, należy je przypiąć łańcuchami do dębowych półek, bądź przynajmniej zamykać na noc w okutym kufrze. Z pewnością jednak takie śmieszne zabezpieczenia nie powstrzymają co sprytniejszych egzemplarzy i możemy się nagle obudzić w dość nieprzyjemnej sytuacji, kiedy to nie my będziemy czytać książkę, a wręcz przeciwnie – książka będzie czytać nas. Do ostatniej karty. Co może książka: „Armia ciemności”, „Necronomicon” Ludzie mają to do siebie, że jak się nudzą, zabierają się za krzyżówki, rebusy i rozmaite zręcznościowe układanki. Chwalebne to przyzwyczajenie, ale i momentami śmiertelnie niebezpieczne, bywa bowiem, że intelektualna rozrywka potrafi tak literalnie człowieka rozerwać, że zostają z niego ochłapy. Szczególną ostrożność należy wykazać przy obcowaniu z jakimkolwiek niewielkim, sześciennym przedmiotem, w którym przesuwają się ścianki. Któreś z kolejnych przesunięć może bowiem zaprosić do naszego mieszkania kogoś, kogo zdecydowanie wolelibyśmy nie mieć w gościnie. Zwłaszcza jeśli będzie nalegał na rewizytę w swoim „domu”. Co może kostka: „Hellraiser” i jego klony Im mocniej wsiąkamy w społeczeństwo konsumpcyjne, tym więcej pojawia się groźnych nie tylko dla naszych dzieci, ale i dla nas samych, zabawek. I nie mam tu na myśli wyrobów chińskiego rzemiosła, bogatych w kadm, rtęć i pochodne uranu. Chodzi głównie o rozmaite lalki i misie, które potrafią w mgnieniu oka poszatkować tatusia i mamusię razem z kanapą i psem. Najrozsądniej byłoby więc wrócić do sprawdzonego, poczciwego systemu edukacyjnego, znanego od tysięcy lat – strugana z kory łódka, szabelka z patyka i jak najwięcej zabawy na świeżym powietrzu, gdzie jest tyle darmowego błota i piachu. Dziecko co najwyżej nałapie trochę bakterii, ale przynajmniej my będziemy mogli być pewni, że słodka Barbie nie odgryzie nam ucha we śnie. Co mogą dziecięce zabawki: „Laleczka Chucky” i jego klony, „Władca lalek” i jego klony, „Szatańskie zabawki”, „Tajemnica Syriusza” Tak, tak, poczciwy domek dla lalek. On również potrafi być przyczyną nieszczęść, co najlepiej widać po losach rodziny Martinów. Jednak znowu – w Polsce domki takiego są praktycznie nieznane. Ciężko powiedzieć, czy ze względu na wysoką cenę, czy po prostu na notoryczny brak miejsca w dziecięcym pokoiku. Jak by nie było, należy się z tego cieszyć, dzięki temu istnieje bowiem znikoma szansa na to, że jakaś wkurzona domkolalkowa moc przewróci nam życie do góry nogami. Co może domek dla lalek: „Amityville: Drzwi do piekła” Dla kogoś, kto pasjonuje się kolejnictwem bądź lokalną historią i konstruuje w domu/garażu/szopie (niepotrzebne skreślić) wielką makietę z mnóstwem domków, drzewek i samochodzików, podejrzenie, że w którejś z plastikowych czy kartonowych budowli rzeczywiście coś zamieszkało, może być zawałogenne. Jeszcze pal licho, jeśli byłby to swojski pająk, kornik czy stonoga. Ale może się zdarzyć, że zamelinuje się tam coś, co zechce nabruździć nam w życiorysie, dobierając się do córki, psując sąsiedzkie stosunki i ogólnie robiąc bajzel w domostwie. Najprościej byłoby więc zdemontować makietę i umieścić ją w piecu, dzięki czemu ewentualny lokator zapewne czym prędzej się ulotni. Przez komin. Co może wyjść z makiety: „Sok z żuka” Zabieranie urny z prochami wujka czy cioci do domu i stawianie jej na kominku bądź kredensie to bardzo niedobry pomysł. Na nic tutaj tłumaczenie, że cmentarz zawyża stawki za wykupienie niszy na pucharek, bo wujek czy ciocia, do których należą prochy, mogą się nie wykazać zrozumieniem. A zaręczam, że prowadzenie polemiki z wkurzonym zmarłym jest wyjątkowo nieprzyjemną rzeczą. Oczywiście, jeśli w ogóle będzie chciał dyskutować, a nie od razu zabierze się do wyrywania nam duszy. Co może urna z prochami: „Przerażacze” Nie myślcie, że jeśli nie macie w domu fajki wodnej, to jesteście bezpieczni. Do doświadczenia złośliwego charakteru tego przedmiotu wystarczy sam zapach palonego w nim zielska. Efekty są natychmiastowe i murowane. Dlatego lepiej albo zrobić najazd sąsiadom i upewnić się, że nie mają diabelskiego urządzenia, albo po prostu kupić sobie własną, prywatną fajkę wodną i mieć nadzieję, że będzie miała na tyle przyjazną osobowość, że jeśli kiedykolwiek wpadnie jej do cybucha zassanie kogoś do wnętrza, to będzie to co najwyżej skłócony z nami sąsiad. Jednak taka fajka to prawdziwy skarb i rzadko kiedy trafia się w wolnej sprzedaży. Co może fajka wodna: „Evil Bong” Nikogo chyba nie trzeba przekonywać, że to szalenie niebezpieczne narzędzie, i to niezależnie od tego, czy jest w rękach doświadczonego kierowcy, czy kogoś, kto usiadł za kółkiem pierwszy raz w życiu. Gdy do tego dodać własną osobowość auta – a i takie się zdarzają – tragedia murowana. Zwłaszcza że najczęściej wcale nie mamy do czynienia ze słodziutkim autkiem, jak w „Kochanym Chrabąszczu”, a raczej z krwiożerczym, mrocznym monstrum z piekła rodem, dyszącym niepohamowaną po prostu żądzą mordu. Wyjątkowo nie doradzam pozbywania się samochodów, bo to wielkie bestie i gdy tylko wyczują wasze zamiary, mogą się naprawdę wkurzyć. A wtedy nie ma zmiłuj. Co może samochód: „Christine”, „Samochód” (1977), „Wampir z Feratu” Nie cieszcie się tak, że zamiast auta macie motor. Wcale nie jesteście w czepku urodzeni. Wasza maszyna może i ma mniejsze rozmiary, ale morderczymi zapędami wcale nie ustępuje większemu bratu. Co gorsza, może mieć nieczyste zamiary nie tylko wobec tych, co znaleźli się po niewłaściwej stronie reflektora, ale również i wobec siedzącego w siodełku właściciela. Ba! Wcale nie musi on na tym siodełku siedzieć. Nie musi być nawet w garażu. Motor i tak go dopadnie! Zaręczam, że znacznie bezpieczniej zamienić wielokonną bestię na moped, a najlepiej na nieszkodliwy rower lub hulajnogę. Te przynajmniej nie warczą na właściciela. Co może motocykl: „I Bought a Vampire Motorcycle” Zdaję sobie sprawę, że bałwan nie należy do wyposażenia przeciętnego domu. Chciałem jednak przed przestrzec w związku ze zbliżającą się zimą. Bałwany bowiem to szalenie niebezpieczne, sprytne bestie, potrafiące do cna wykorzystać możliwości drzemiące w zimowym wystroju krajobrazu. Że wspomnę tylko o soplach. Najlepiej dopilnować, by dzieci nie lepiły nam bałwanka przed domem, a raczej oddały się bitwie na śnieżki czy sannie. A jeśli już ulepią, zadbajmy o to, by w domu było bardzo, ale to bardzo ciepło. Zwiększymy wówczas szansę na to, że mający nieczyste wobec nas zamiary bałwanek rozpuści się, nim zdąży dotrzeć do łazienki i narobić nam przykrości. Co może bałwanek: „Jack Frost” (1996) i kontynuacja |