Jeffery Deaver znów straszy czyhającymi w internecie niebezpieczeństwami, w „Przydrożnych krzyżach” biorąc na tapetę zagrożenia związane z blogami oraz portalami społecznościowymi. Dowiemy się także kilku ciekawych rzeczy na temat gier komputerowych.  |  | ‹Przydrożne krzyże›
|
O tym, że internet bywa groźny, gdyż ułatwia przestępcom zbieranie informacji, wiadomo już po „ Rozbitym oknie”. W „Przydrożnych krzyżach” autor idzie dalej – oto na popularnym blogu zostaje opublikowana na pozór niewinna notka, która nakręca spiralę nienawiści skierowanej w stronę ucznia miejscowej szkoły średniej. Wkrótce w świecie jak najbardziej realnym ktoś zaczyna dręczyć internetowych prześladowców, a na poboczu drogi pojawiają się krzyże, zapowiadające kolejne zbrodnie. Czyżby zbuntowała się zaszczuta ofiara? Ze sprawą przyjdzie zmierzyć się Kathryn Dance, specjalistce od tzw. kinezyki czyli interpretacji mowy ciała. To już trzecia powieść z jej udziałem – bohaterka po raz pierwszy pojawiła się w „Zegarmistrzu”, gdzie występowała u boku Lincolna Rhyme’a, potem, już samodzielnie, wróciła w „Śpiącej laleczce”. Przyznaję, do Dance mam słabość, bo raz, jest ona postacią stosunkowo świeżą, a więc ciekawą, dwa, dziedzina jej specjalizacji wydaje mi się znacznie bardziej intrygująca niźli zbieranie dowodów, jakim zajmuje się Rhyme. Do lektury przystąpiłam więc pełna nadziei i… nie, nie mogę powiedzieć, żebym była jakoś szczególnie rozczarowana, ale nie jestem też przesadnie usatysfakcjonowana. „Przydrożne krzyże”, powiedzmy sobie od razu, są książką średnią. Irytują drobiazgi, np. Deaver najwyraźniej nie ma o mnie wysokiego mniemania, gdyż, pochylając się nad moją niewiedzą, tłumaczy, co znaczy tajemnicze słowo „makiaweliczny”. Irytują też rzeczy poważniejsze – i tak w powieści występuje szereg gadających głów, które co rusz robią bohaterom, a tym samym i nieszczęsnemu czytelnikowi, wykład na temat zawiłości Internetu – dowiadujemy się m.in. skąd się wzięła nazwa blog i cóż to takiego RSS. Nie wiem, czy thriller to właściwe miejsce na działalność edukacyjną, ale nawet jeśli tak, to, na Boga, autor nie powinien robić tego w tak strasznie łopatologicznej formie. Ponadto z dwóch występujących w powieści wątków samodzielny jest tylko jeden (na szczęście ten ważniejszy i ciekawszy). Drugi, w moim odczuciu niepotrzebny i niezbyt zgrabnie próbujący skupiać uwagę czytelnika na osobistych problemach głównej bohaterki, jest bezpośrednią kontynuacją „Śpiącej laleczki”, trzeba więc przygotować się na streszczenie: „w poprzednim odcinku”. Mam również wrażenie, że autorska licencia poetica idzie tu momentami ciut za daleko. Gry typu MMORPG (np. „World of Warcraft”) mają wg Deavera grafikę tak doskonałą, że obraz wygląda w nich jak filmowy, dowiadujemy się także, że nastolatek grający w grę „jak przeżyć w lesie” prawdopodobnie świetnie poradzi sobie w lesie realnym. Co więc przemawia na korzyść „Przydrożnych krzyży”? Bohaterka specjalizująca się w ciekawej dziedzinie, dobre tempo, wreszcie kilka zaskakujących zwrotów akcji pod koniec. Te ostatnie stały się już znakiem firmowym Deavera. Można marudzić na brak prawdopodobieństwa w finale (twist rzadko kiedy idzie w parze z wiarygodnością), można jednak też przymknąć oczy na niedociągnięcia i cieszyć się intrygą, co prawda dziurawą, ale za to wciągającą. „Przydrożne krzyże” nieźle sprawdzają się jako pozbawiony ambicji „odprężacz”, po książkę sięgnąć też mogą czytelnicy lubiący styl Deavera oraz stworzonych przez niego bohaterów. Bo amerykański autor, choć ostatnio ma słabszy okres, jednak poniżej pewnego poziomu nie schodzi.
Tytuł: Przydrożne krzyże Tytuł oryginalny: Roadside Crosses ISBN: 978-83-7648-321-4 Format: 448s. 142×202mm Cena: 32,– Data wydania: 21 stycznia 2010 Ekstrakt: 60% |