powrót do indeksunastępna strona

nr 02 (XCIV)
marzec 2010

Eon. Powrót Lustrzanego Smoka
Alison Goodman
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Wtedy ujrzałam smoki. Siedziały nad lustrami i obserwowały pojedynek toczący się na piasku areny. Bestie nie miały trwałego kształtu ani koloru – wyglądały jak zaburzenie w materii powietrza, dające mętne wyobrażenie postury, ciężaru, zarysów ciała. Jedynie oczy wydawały się bardziej uchwytne: były punktami gęstej ciemności, jakby powstały w tych miejscach dziury w tkance świata. Tłum nie zdawał sobie sprawy z ich obecności. Nawet lordowie Smocze Oko przenikali je wzrokiem na wylot. Czemu nie widzieli własnych smoków?
Wrzaskliwy zgiełk na trybunach oznajmiał zakończenie sekwencji. Starałam się nie zważać na żar i hałas, gdy Dillon kłaniał się przed lustrem. Szczurzy Smok pochylił swoją roziskrzoną głowę, żeby mu się przyjrzeć. Po geście należnego szacunku Dillon na chwilę skamieniał – czyżby wiedział, że przewiercają go z bliska ogromne smocze oczy? Patrzyłam, jak wraca do szeregu. Wydawał się po prostu zmęczony. Wezwano następnego kandydata. Zamknęłam oczy, wyczerpana niemiłosiernym blaskiem słońca. Wrzawa tłumów przycichła, była już tylko odległym pogwarem, kiedy uczucie odprężenia pozwoliło mi zapomnieć o bólu.
Ktoś mną szarpnął. Znów musiałam się zmierzyć z drażniącym światłem. Wokół mnie arena wybuchła pełnią życia.
– Eon, nie zasypiaj! – napomniał mnie mistrz. – Został ostatni kandydat. Zaraz trzeba się będzie pokłonić.
Przymrużyłam powieki, otumaniona feerią barw i dźwięków. Rozejrzałam się po arenie. Smoki znikły, przynajmniej sprzed moich oczu. Mistrz ciągnął mnie za ramię.
– Do szeregu! Ja muszę wracać na swoje miejsce.
Moja wędrówka po piasku trwała tyle, że ostatni kandydat zdążył w tym czasie ukończyć sekwencję. Przy każdym kroku kręciło mi się w głowie. Runęłam na kolana za Quonem, akurat gdy heroldowie wbiegli na środek i utworzyli ośmiobok. Brzęk gongów przebił się przez huczną wrzawę widowni.
– Dwunastu udowodniło swoją zręczność i wytrzymałość – oznajmili. – Oto nadeszła chwila ujrzenia Szczurzego Smoka, a także nowego ucznia lorda Smocze Oko.
Ludzie wrzeszczeli i tupali nogami. Teraz i tylko teraz zwyczajny człowiek mógł zobaczyć jedną z potężnych bestii – najpierw jej widok w lustrze, gdy smok kroczył po piasku, żeby dokonać wyboru. Potem miała nadejść majestatyczna chwila zjednoczenia, kiedy nowy uczeń położy ręce na perle, a smok przybierze widzialną postać.
Gongi uciszyły rozochoconą tłuszczę.
– Oto nastąpi ostatni pokłon! Oto jeden chłopiec zostanie wyniesiony do chwały zjednoczenia ze Szczurzym Smokiem!
Głos gongów tym razem został zagłuszony dzikim aplauzem widzów. Heroldowie zbiegli na bok i stanęli rzędem pod murkiem, gdzie czekali na ogłoszenie imienia ucznia.
Z pochylni wynurzył się lord Ido. Kiedy zmierzał do lustra Szczurzego Smoka, cesarscy trębacze i bębniarze zagrali uroczystą melodię – zrazu cicho, potem coraz głośniej. Przed nami pojawił się sędziwy urzędnik, który wcześniej rozmawiał z moim mistrzem.
– Wstańcie – powiedział – i ustawcie się w szeregu od numeru pierwszego do dwunastego, gotowi do ostatniego pokłonu.
Wryłam miecze w piasek, żeby się na nich wesprzeć. W sposób niewybaczalny złamałam zasady, ale nic mnie to już nie obchodziło. Ledwo się trzymałam na nogach, a głowę rozsadzał łomot bębnów. Pomimo to skrzyżowałam miecze na znak pozdrowienia i poczłapałam za Quonem. Podniecona, skrzesałam w sobie resztkę sił, wyprostowałam się i ruszyłam naprzód. Może jeszcze tliła się dla mnie nadzieja? Ustawiliśmy się przed lustrem Szczurzego Smoka i w rozjaśnionym szkle zobaczyłam pozostałych kandydatów: twarze poszarzałe ze strachu, lecz podniesione czoła i wypięte piersi. Każdy starał się pokonać zmęczenie.
Instrumenty nagle zamilkły.
Lord Ido odwrócił się do lustra. Stanął w rozkroku, jakby opierał się naporowi wiatru, i uniósł ramiona. W lustrzanym odbiciu patrzyłam, jak jego wzrok przesuwa się po twarzach chłopców. Na chwilę nasze spojrzenia się spotkały. Zadrżałam. W jego oczach srebrzyła się hua, podstawowa energia, obdzierająca jego oblicze ze wszelkich uczuć. Uciekłam wzrokiem od tej surowej miny.
– Jeden z nich jest godzien! – zawołał do lustra głosem będącym dziwną mieszaniną rozkazu i błagania. – Wskaż nam tego, który będzie ci służył!
Na trybunach wszyscy bez wyjątku wychylali się z ławek ze wstrzymanym oddechem i oczami skierowanymi na jasne lustro.
Ponad rzeźbionym złotym szczurem zafalowało powietrze. Z wolna w szkle ukazał się wielki pazur. Nad pięcioma opalowymi szponami mieniły się bladoniebieskie łuski. Szczurzy Smok schodził ze swojego stanowiska; jego przezroczyste ciało uzyskiwało widzialną formę tylko w lustrze, kiedy się przed nim przesuwał. Odbicie czegoś, czego nie ma. Po raz pierwszy w życiu oglądałam całą postać jednej z duchowych bestii. Moje pełne zdumienia westchnienie łączyło się z westchnieniami widowni. W szkle ujawniła się najpierw potężnie umięśniona przednia noga. Na ramieniu i podbrzuszu masywnego torsu błękit łusek nabrał mrocznego odcienia morskiej toni. Potem ukazała się broda: białe włosy gęste i zebrane w koński ogon. Przez mgnienie oka pod grubymi kosmykami widziałam smoczą perłę – źródło jego wiedzy i potęgi; zatknięta na szyi, jarzyła się niebieskim światłem.
Perłę szybko przesłoniła rozwarta paszcza; delikatne łuski i szlachetne chrapy podkreślały rozmiary zakrzywionego kła, który sterczał spod górnej wargi.
Smok odwrócił się i popatrzył na cesarza. W lustrze odbijało się duże, czarne oko i zakręcone rogi nad szerokim czołem. Usłyszałam głuchy pomruk tłumu, kiedy przednie nogi stanęły na piasku, a w lustrze giętkie ciało rozpostarło się do pełnej długości. Potem zwinęło się jak wąż i opadło za nim. Niewidoczny ciężar wzbił chmurę piasku, który osiadł na grzbiecie i wyrysował migotliwe kontury. Smok potrząsnął głową, sypiąc piaskiem na boki, po czym obejrzał swoje odbicie w lustrze. Niezmierzona głębia jego oczu nadawała mu wyraz smutku. Na ramionach rozpostarły się dwie bladoniebieskie błony, które zafalowały w słońcu niczym mokry jedwab i z powrotem się złożyły. Ciężka głowa obróciła się w naszą stronę. W lustrze widzieliśmy wyraźną linię kręgosłupa i bujną, białą grzywę. Chociaż jego oczy były teraz ukryte, wiedziałam, że nas bada, wybiera sobie ucznia.
Piasek przed lustrem poruszył się, kiedy smok postąpił do przodu. Koło mnie Quon stężał z przyśpieszonym oddechem. Lanell modlił się szeptem. Próbowałam przełknąć ślinę, ale nie chciała przejść przez suche gardło. Na piasku z szelestem przesuwał się olbrzymi wężowy ślad, gdy smok się zbliżał; ogon kiwający się z gracją przykuwał oczy do lustra. Coś zaczęło się we mnie gotować, jakby bąbelki przebijały się na powierzchnię wrzącej wody. Czyżby tak się objawiała moc smoka? Popatrzyłam na kandydatów. Niektórzy wyłamali się z szeregu i cofnęli o krok. Baret odsuwał się bokiem. Dillon jakoś wytrwał. W piasku powstawały głębokie dołki w miejscach, gdzie wbijały się pazury smoka. W lustrze jego głowa kiwała się jak pysk psa węszącego na wietrze. Zwrócił się do Bareta.
Przez moje ciało przepływał rwący potok energii. Zmrużyłam oczy, próbując przywołać mentalną wizję. Może podejdzie do mnie, jeśli pokażę mu, co potrafię? Tępe dudnienie w głowie stawało się nie do zniesienia. Smok roziskrzył się i odsłonił moim zmysłom. Czułam, jak spija mi z ciała energię. Gwałtownie obrócił głowę i z wystawionym niebieskim jęzorem smakował moją moc. Zrobił kilka kroków, potem się cofnął. Zaciskałam zęby, nie chcąc, żeby znikł, lecz upływ sił był zbyt wielki. Smok przepadł, a nagłe przerwanie połączenia sprawiło, że się zatoczyłam.
Krzyki widowni przyćmiły hałas trąb i bębnów. Spojrzałam na lustro. Czy już po wszystkim? Smok uniósł szpon i przeorał powietrze, kilka razy strzelił ogonem i przyskoczył do mnie. Nie widziałam go, lecz czułam na policzku gorący oddech. Pachniał wanilią i pomarańczami. Czyżby zamierzał mnie wybrać? Usiłowałam ponownie wywołać mentalną wizję, lecz głowa pękała mi z bólu i od pulsującej energii. W twarz sieknął mnie wzbity wysoko obłok piasku. Quon przysłonił oczy i skulił się, kiedy między nami przetoczyło się niewidzialne cielsko. Ciężki ogon otarł się o moją nogę, poczułam twarde mięśnie. Oszołomiona, pobiegłam wzrokiem do odbicia w lustrze. Smok wyprężył się za mną, żar jego ciała ogrzewał mi plecy. Zostałam wybrana? Zauważyłam, że lord Ido biegnie w moją stronę. Jego oczy nie były już puste i szeroko otwarte; mrużył je z wściekłością. Zapewne zauważył, że przywołuję bestię.
Smok raptownie obrócił się i spojrzał na cesarza ponad ciemnym lustrem. Przechylił głowę na bok i wrzasnął. Ów wrzask przypominał pisk polującego orła, tyle że był stokroć donośniejszy. Upadłam na kolana, wypuściłam z rąk miecze i zatkałam uszy. Wrzask rozbrzmiewał w mojej głowie, paraliżował zmysły. Przepływ energii zwalił mnie na ziemię. Przestałam czuć żar na plecach.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

42
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.