W kolejnej edycji cyklu zapraszamy na przegląd tego, co będzie można wiosną 2010 zobaczyć w naszych kinach. Nudzić się nie będziecie. (Dla jasności: wiosnę w pewnym przybliżeniu rozumiemy jako marzec, kwiecień i maj.) Słyszeliście o Morganach? Ja słyszałem. Że to kiszka – Parker drętwa (nominacja do Złotej Maliny!), Grant też, a sam film to marny romcom połączony ze sztampową komedyjką o zderzeniu kultur (tu: nowocześni nowojorczycy vs. dzicy kowboje). Tim Burton nie odpuszcza i po raz kolejny zabiera widzów na szaloną przejażdżkę w zakamarki jego bezgranicznej wyobraźni. Jakby to komuś nie wystarczało to ma jeszcze kilka asów w rękawie – będący wciąż na topie Johnny Depp, nowoczesna grafika komputerowa i oczywiście trzeci wymiar. Zapowiada się ciekawie choć obawiam się trochę by forma nie przytłoczyła treści. Złoty Lew w Wenecji i wszystko jasne – będzie artystycznie, poważnie i na ważkie tematy. To ostatnie waży tym bardziej, że ten izraelski film traktuje o wciąż pamiętanej na Bliskim Wschodzie wojnie Izraela z Libanem. Szykuje się aktorska odpowiedź na „Walc z Baszirem”. Remake thrillera z 1973 autorstwa samego George A. Romero. Co prawda „The Crazies” nie byli o zombie, ale blisko – to zapowiedź filmów w rodzaju „28 dni później” czy „Jestem legendą”, gdzie żywych ganiają nie trupy sensu stricte ale wciąż oddychający ludzie, których wirus zamienił w opętane szaleńczą rządzą mordu zwierzęta. Przed 40 laty oczywiście nie było to ani tak szalone, ani krwawe, ale trailer sugeruje, że remake to typowy survival horror. A nazwisko mało doświadczonego reżysera – że tylko dla miłośników gatunku. Przekładany przez polskiego dystrybutora dramat o morderstwie, w którym nie zbrodnia jest najważniejsza. Rozczarowujące: zarówno pod względem efektów specjalnych (kreacja malowniczych zaświatów miała tu odgrywać znaczącą rolę), a przede wszystkim treściowo i narracyjnie. Pierwsza od wielu lat porażka Petera Jacksona. Najpopularniejszy film zeszłego roku w katolickiej Hiszpanii opowiada o… zbrodniach chrześcijaństwa. A konkretniej zabójstwie aleksandryjskiej filozofki Hypatii przez brutalnych zelotów późniejszego świętego Cyryla. Ciężko powiedzieć czy Alejandro Amenabar postawił na epickie widowisko czy krytykę chrześcijaństwa. Jeśli to drugie to sądząc po trailerze mogło wyjść bardziej jednostronne pastwienie się. Tak czy inaczej z pewnością miła – tak realizacyjnie jak i tematycznie – odmiana od hollywoodzkich produkcji. Nasza niania jest agentem / Dobra wróżka Dwie komedie o debilnie przetłumaczonych tytułach. Pierwsza fabularnie pokrewna „Prawdziwym kłamstwom” skrzyżowanym z „Panem Nianią”, druga też ma coś z produkcji z Hulkiem Hoganem. Obie zmiażdżone przez krytyków. Obsypany nominacjami (bo kilka nagród zdobyła tylko Carey Mulligan) i wychwalany przez krytyków (nominacja do Oscara dla najlepszego filmu) dramat, za którego scenariusz odpowiada znany pisarz Nick Hornby. Ponoć odświeżające. Reżyser kultowego „Donniego Darko” nie powtórzył sukcesu debiutu – nakręcił dziełko wysmakowane stylistycznie (genialnie odwzorowane lata 70.), ale puste intelektualnie, niespójne, kiepsko wyreżyserowane i w sumie nudnawe. Nawet dobry jak zwykle Frank Langella nie pomaga. Na moje oko powtórka z rozrywki czyli kolejne (to już byłoby szóste! – o sequelach oryginału pisał Jarosław Loretz) wcielenie „Armii Boga” bardziej – to już wrażenie po zwiastunie – skupiające się na akcji niż klimacie. Wojny aniołów bez Christophera Walkena? Zew wolności / Plaże Agnes Dwa dokumenty: jeden francuski o 80-letniej weterance filmowej Nowej Fali Agnes Varda, drugi polski o rodzimym rocku, z udziałem m.in. Kazika, Muńka, Skiby czy Marka Niedźwiedzkiego. Sandry Bullock powrót do sztampy, czyli grania zagubionych życiowo trzpiotek. Jednak zamiast wdzięku „Ja cię kocham, a ty śpisz” żenada poniżej jakiegokolwiek poziomu (nie mówiąc o „The Blind Side”). Kolejne spotkanie Scorsese i DiCaprio zaowocowało umiarkowanie (według krytyków) udaną ekranizacją udanej powieści Dennisa Lehane. Groza, tajemnica i DiCaprio po raz kolejny (i nie ostatni – vide „Inception” Nolana) jako twardy stróż prawa, który raczej jednak nie zbierze laurów jak to zwykł robić przy poprzednich produkcjach ze Scorsese. Dwaj Stuhrowie, zakręcona fabuła, reżyser kultowego „Medium”, który milczał od 20 lat i łatka „thrillera” na deser. Brzmi co najmniej ciekawie. |