powrót do indeksunastępna strona

nr 02 (XCIV)
marzec 2010

Eon. Powrót Lustrzanego Smoka
Alison Goodman
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Obraz znów się przesunął. Czerwienie, pomarańcze i żółcie obróciły się z oszałamiającą prędkością, aż ukazały się zagięte rogi nad gęstą grzywą, mieniącą się kolorami brązu i złota. Smok doszczętnie wypełnił sobą powierzchnię lustra. Powietrze nabrzmiało żarem. Usłyszałam, jak po piasku sunie olbrzymi ciężar. Na lewo i prawo ode mnie pojawiły się głębokie bruzdy. Wyciągając rękę na oślep, musnęłam aksamitne, pofałdowane łuski. Zaraz cofnęłam dłoń. Poczułam na języku głęboką słodycz cynamonu i prawie jednocześnie gorący oddech na włosach. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam siebie, stojącą między przednimi nogami bestii – maleńką, czerwoną kruszynę, prawie niewidoczną na tle ciemnego szkarłatu smoczej piersi. Szeroka paszcza wisiała nad moją głową, kieł praktycznie mnie dotykał. Obróciłam się na pięcie.
Nade mną wiły się sploty najprawdziwszego smoka! Mogłam go zobaczyć. Ruch potężnych mięśni. Delikatny wzór na łuskach z falistymi brzegami. Połysk złotawej perły, ukrytej pod brodą. Pochylił głowę i przyjrzał mi się z bliska. Jego prawieczne spojrzenie wciągało mnie w światło i mrok, słońce i księżyc, lin i gan. Był narodzinami i śmiercią, samą esencją hua.
Oto powracał Lustrzany Smok. Zaginiony Smok.
Wielka głowa uniosła się, bym dotknęła perły. Dzielił się swoją mocą.
Uniosłam ręce z wahaniem. Czułam głuche dudnienie energii klejnotu. Tak wielka ilość czystego hua – jak to się dla mnie skończy?
Twarz owiało mi ciepłe tchnienie o korzennym aromacie. Nim się spostrzegłam, perła mocno wcisnęła się w moje dłonie, ogrzana ciałem smoka. Z jej powierzchni odrywały się złociste płomyki, których jedwabiste ukłucia lekko łaskotały. Usłyszałam gromki aplauz tłumu.
Ludzie też go widzieli. Widzieli, jak Lustrzany Smok mnie wybiera – mnie, kulawego Eona.
Rozlegały się jednak coraz głośniejsze okrzyki. Wyrwałam się spojrzeniem spod władzy Lustrzanego Smoka. Ludzie pokazywali coś palcami, kulili się w ławkach, uciekali w panice. Nad lustrami zmaterializowały się wszystkie smoki: jedenaście rosłych, wyrazistych postaci. Skóra na ich grzbietach pyszniła się barwami, w porównaniu z którymi kosztowne jedwabie wystraszonych bogaczy wydawały się wypłowiałe. Woli Smok wyciągnął w moją stronę ametystowy pazur; ciemny fiolet na jego nogach przechodził w spokojny odcień nieba o zmierzchu. Tygrysi Smok pochylił szmaragdową głowę w ukłonie, prezentując swoją bujną grzywę w kolorze mchu, upstrzoną miedzianymi cętkami. Obracając się, patrzyłam na inne smoki. Ledwie miałam czas zauważyć jutrzenkowy róż Króliczego Smoka, odważny pomarańcz Końskiego Smoka czy srebro Koźlego Smoka.
Wszystkie na mnie patrzyły swoim duchowym spojrzeniem.
Na arenie panował nieopisany harmider. Muzycy i urzędnicy gnali w stronę pochylni, ludzie wszelkiej rangi i pokroju wdrapywali się po ławkach na wyższe trybuny. W tym zgiełkliwym tumulcie jedna nieruchoma postać przyciągnęła mój wzrok. Lord Ido. Gapiąc się z osłupieniem, raz po raz zaciskał pięści. Z obróconą głową oglądał krąg smoków. Wszystkie się kłaniały Lustrzanemu Smokowi. Również mnie się kłaniały. Nawet Szczurzy Smok, ascendent. Jedenaście mocarnych bestii chyliło głowy w posłusznym ukłonie. Ogromne perły odbijały się w pierścieniu luster niczym naszyjnik należący do bogów.
Lord Ido, mrużąc oczy, zwrócił się twarzą do Szczurzego Smoka i zaparł się z pochylonymi plecami, jakby ktoś mu złożył na ramiona wielkie brzemię. Pomału uniósł ręce, spijając energię ziemi. Niezwykle wyraźnie widziałam, jak przepływa przez jego ciało – tak samo jak widziałam płomienie siedmiu ośrodków mocy. Przywoływał Szczurzego Smoka. Słyszałam jego zew, wywołujący we mnie dziwne drżenie. Domagał się uwagi. Powoli, opornie, niebieski smok uniósł głowę. Lord Ido opuścił ręce, obrócił się i skierował na mnie spojrzenie. Wydało mi się, że harde rysy jego twarzy wykrzywia przerażenie. Zaraz się wszakże uśmiechnął – wolno odsłonił zęby – i już wiedziałam, że to nie strach, lecz głód.
Lustrzany Smok nade mną zamruczał. Poczułam, jak przenika mnie coś ulotnego, niczym szept na granicy świadomości. Wiedziałam, że to coś ważnego. Przyłożyłam ucho do perły i nasłuchiwałam ze wstrzymanym oddechem. Dźwięk płynący do mnie naciskał na niewidoczną zaporę. Wychwyciłam śpiewny szelest, pozbawiony formy i znaczenia, który po chwili ucichł jak westchnienie. Rozłożyłam palce na twardej, aksamitnej powierzchni perły, prosząc w myślach, żeby pozwolono mi spróbować jeszcze raz. Ale nie było powtórki.
Perła poruszyła się pod moimi rękami, kiedy smok uniósł głowę. Wezwał mnie przeraźliwym wrzaskiem, który przenikał mnie na wskroś, docierał na samo dno jestestwa. Nie miałam się gdzie schronić przed srebrzystym potokiem energii. Obnażał moje wnętrze, zdzierał powłokę Eona. Aż odnalazł Eonę.
Prawdziwe imię rozpierało mnie od środka, wywleczone z zakamarków mojej świadomości. Musiałam wykrzyczeć światu swoje imię, uświęcić prawdę o naszym zjednoczeniu. Tego żądał smok.
Nie!
Zabiją mnie! Zabiją mojego mistrza! Zacisnęłam zęby. Imię dudniło mi w głowie, waliło kowalskim młotem, wynosiło mnie na nowe pułapy bólu. Eona! Eona! Eona!
Nie! Wydałabym na siebie wyrok śmierci. Odsunęłam twarz od perły, lecz ręce nie chciały się ruszyć, przykute tętniącą energią. Krzyknęłam, próbując przegnać z myśli to imię. Wtórował mi przeciągły wrzask Lustrzanego Smoka. Imię wciąż jednak dobijało się do mojej świadomości, wzmocnione siłą smoczej woli. Nie mogłam go odeprzeć. Lada chwila wydrze mi się z piersi.
– Jestem Eon! – krzyknęłam. – Eon!
Naparłam mocniej na perłę. Na moich rękach iskrzyła się energia. I nagle szarpnęłam się do tyłu. Przez ułamek chwili odczuwałam tylko nieznośny ból. W końcu dłonie się wyswobodziły i upadłam. Upadłam w czarną przepaść, ziejącą uczuciem straty i samotności.
powrót do indeksunastępna strona

44
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.