„Rzeka bogów” to książka wybitna: oszałamiająca rozmachem, plastycznością wizji, śmiałością w kreowaniu świata przyszłości jakże odmiennego od tradycyjnych rozpoznań fantastyki. Bogata, nieoczywista, wielopłaszczyznowa i umykająca prostym klasyfikacjom - aż korci, żeby banalnie spuentować: jak Indie.  |  | ‹Rzeka Bogów›
|
Pod pewnym względem odbiór „Rzeki bogów” kojarzy mi się z reakcjami na zeszłoroczny „ Dystrykt 9”; spośród wielu zalet, jakich doszukiwali się w nim recenzenci, jedna była szczególnie interesująca: umiejscowienie akcji w RPA, a więc zupełne odcięcie się nie tylko od klasycznie amerykańskiej scenografii, ale w ogóle – prawie całkowite pominięcie Zachodu, sprowadzenie go do roli ukrytego, czyhającego gdzieś poza sceną cienia. To zastanawiający trend, będący pod pewnymi względami spóźnionym echem zmian zachodzących w literaturze światowej: zwrócenie uwagi na twórczość niezachodnią, przełamanie europocentryzmu, konfrontowanie odmiennych i nierzadko sprzecznych wizji świata. Oczywiście należy zachować wszelkie proporcje: „Rzeka bogów” nie podejmuje bezpośrednio dyskursu postkolonialnego, prędzej już wprowadza nową jakość – czy też myśl - do samego gatunku science fiction: wszelkie globalne zmiany w świecie przyszłości mogą przyjąć odmienne konfiguracje na poziomie lokalnym. McDonald napisał książkę wymagającą. Narracja prowadzona jest wielotorowo, każdy rozdział poświęcony jest historii innej postaci. Każdy z dziewięciu głównych bohaterów swoimi losami prezentuje odmienny skrawek indyjskiej rzeczywistości z lat 50. XXI wieku. Pan Nandha to zapalczywy Pies Kryszny, rządowy funkcjonariusz zwalczający buntujące się sztuczne inteligencje (zwane aeai). Tropi je i bezwzględnie ekskomunikuje, wspomagając się potężnymi cyberawatarami hinduskiego panteonu. Równolegle poznajemy jego żonę Parvati, naiwną wieśniaczkę próbującą odnaleźć się w świecie miastowej socjety, podlegającej prawom bezwzględnej etykiety. Młoda dziennikarka Najia Asharzadah wplątuje się w polityczną aferę, która grozi nie tylko wojną domową w samych Indiach (umęczonych trzyletnią suszą, targanych społecznymi niepokojami), ale wojskową interwencją sąsiadujących państw. Z kolei dwójka Amerykanów – Lisa Durnau i Thomas Lull – zostaje bez swojej woli wciągnięta w projekt badawczy skoncentrowany wokół tajemniczego obiektu pozaziemskiego, odkrytego na jednej z asteroid, w którym zaszyfrowana jest wiadomość sprzed miliardów lat (motyw przywodzący na myśl monolit z "Odysei kosmicznej" Clarke’a). Lull poznaje przy okazji młodą dziewczynę Aj, obdarzoną dziwną mocą wpływania na maszyny – tajemnica jej pochodzenia wydaje się nierozerwalnie wprzęgnięta w skomplikowaną intrygę, łączącą różnorodne wątki powieści, w której główną rolę odgrywają pragnące wolności aeai. McDonald już od pierwszych stron rzuca czytelnika na głęboką wodę. Pisze gęstym stylem, mieszając futurystyczne neologizmy ze słowami z hindi, nierzadko nadając im przy tym nowy sens, odzwierciedlający naturalne zmiany, jakie wymusza na języku rozwijająca się technologia. Skonstruowany przez niego obraz Indii z roku 2047 jest urzekający z kilku powodów; z jednej strony, nie są to czasy na tyle odległe, żeby kompletnie różniły się od naszych, z drugiej zaś, nowinki technologiczne (przede wszystkim niekontrolowany rozwój aeai) i wynikłe z nich przemiany społeczno-kulturowe są trudniejsze do uchwycenia i natychmiastowego zrozumienia z racji przefiltrowania ich przez specyfikę indyjską. Jak wspominałem, jest to największa zaleta „Rzeki bogów”, decydująca o jej sile i oryginalności: ukazanie przyszłych losów naszej cywilizacji przez pryzmat zmian, jakie zachodzą w społeczeństwie niezachodnim, posiadającym odmienną tradycję, hołdującym nie zawsze oczywistym wartościom. Trzeba dodać, że o ile część pomysłów McDonalda nie jest przesadnie nowatorska, o tyle ich przedstawienie odbiega od stereotypowego. Oprócz tajemniczych aeai drugim arcyciekawym pomysłem autora jest wprowadzenie trzeciej płci – neutków, będących wysublimowanym tworem inżynierii biologicznej. Neutki pozbawione są cech płciowych, posiadają bezpośredni dostęp do fizycznych i psychicznych odczuć organizmu, które kontrolują własnoręcznie za pomocą umiejscowionego na ramieniu interfejsu. Choć ich obecność jest tolerowana, otoczone są nimbem tajemnicy i lęku, wywołując wśród członków społeczeństwa zgorszenie i obrzydzenie. W przedstawieniu neutków widać częściowo przetworzone atrybuty przypisywane zazwyczaj homoseksualistom, choć ich indyferencja płciowa – nieokreśloność, odmienność pragnień i metod zaspokajania – w połączeniu z neutralnym językiem („Zrobiłom”) zapewnia odpowiedni efekt dziwności, stanowiąc intrygującą propozycję „trzeciej płci”. Niektóre idee, czasem jedynie zasygnalizowane, są nie mniej przemyślne, jak choćby wirtualna opera mydlana „Miasto i wieś”, którą dosłownie żyją całe Indie. Grający w serialu aktorzy to w rzeczywistości aeai, wymyśleni i nierzeczywiści, zupełnie jak postaci, w które się wcielają – ciekawe spojrzenie na rozwój show-biznesu: doprowadzona do absurdu nierozróżnialność aktora i granej postaci, sytuacja, w której wszyscy okazują się być sztuczną, samonapędzającą się konstrukcją. „Rzeka bogów” to proza epicka, wymagającą uwagi i giętkiej wyobraźni. Różnorodne wątki splatają się wraz z rozwojem akcji, z pozoru niezwiązane z sobą postaci wpływają na swoje losy – z jednej strony wielość mikrohistorii, z drugiej górujące nad wszystkim Indie, olbrzymie i podzielone państwo przyszłości. McDonald umiejętnie dozuje napięcie, odsłania kolejne karty jak wytrawny gracz, jednocześnie pozwalając rozsmakować się w stylowej narracji. Jako całość książka jest nieco przytłaczająca, tym bardziej że, cyberpunkowa w duchu i narracji, nie jest – na szczęście! - łatwą i bezbolesną lekturą. To wyzwanie rzucone czytelnikowi - zdecydowanie warto je podjąć.
Tytuł: Rzeka Bogów Tytuł oryginalny: River of Gods ISBN: 978-83-7480-154-6 Format: 600s. 135×202mm; oprawa twarda Cena: 45,– Data wydania: 15 stycznia 2010 Ekstrakt: 100% |