powrót do indeksunastępna strona

nr 02 (XCIV)
marzec 2010

Filmowy samolot bez skrzydeł
Mira Nair ‹Amelia Earhart›
Amelia Earhart, amerykańska ikona, sufrażystka, pionierka lotnictwa, pierwsza kobieta, która przeleciała samotnie nad Atlantykiem. Zaginęła wraz ze swoim nawigatorem podczas próby okrążenia globu w 1937 roku. Nigdy nie wyjaśniono tej sprawy, nie odnaleziono też zwłok. Wokół śmierci Earhart narosło wiele mitów, przez co jej rola w kształtowaniu amerykańskiej kultury została nieco zapomniana, a żaden z powstałych filmów nie wykorzystał w pełni potencjału jej osoby. Czy udało się Mirze Nair?
Zawarto¶ć ekstraktu: 40%
‹Amelia Earhart›
‹Amelia Earhart›
Pytanie, które pojawia się zarówno w trakcie seansu „Amelii”, jak i już po napisach końcowych, brzmi: jak to się stało, że Mira Nair, doświadczona reżyserka pochodząca z Indii, nakręciła taki bubel? Jak kobieta, która ma na swoim koncie m.in. znakomity, realistyczny dramat społeczny, za który dostała nagrodę w Cannes, reżyserka próbująca kilkukrotnie tworzyć pomosty kulturowe pomiędzy Indiami a Ameryką, była w stanie stworzyć twór tak boleśnie bezpłciowy? Albowiem tym właśnie jest jej najnowszy film. Wydawałoby się, że wraz ze znakomitą obsadą aktorską (Hilary Swank, Richard Gere, Ewan McGregor, Chistopher Eccleston) Nair będzie w stanie wyjść poza narzucone z góry hollywoodzkie schematy, skutkujące przeważnie poprawnymi, ugrzecznionymi filmami biograficznymi. Nie udało się, tym większy jednak zawód, że film Nair to właśnie schemat na schemacie. Ciężko wręcz stwierdzić, co poszło nie tak, bowiem żaden element filmowej układanki nie wybija się w „Amelii” ponad poziom przeciętności.
Jaka by nie była przyczyna, faktem jest, iż opowieść o słynnej amerykańskiej kobiecie-lotniku nie ma w sobie krzty osobowości. Nie mówię tylko o Mirze Nair, która wyraźnie poszła na kompromis, dusząc w sobie wszelkie zapędy autorskie. Chodzi również o dwójkę scenarzystów, którzy nie potrafili stworzyć wiarygodnych fundamentów pod opowiedzenie historii Earhart, co w efekcie przełożyło się na słabą konstrukcję postaci, marny poziom dialogów i brak autentycznych emocji. Chodzi także o aktorów, którzy wypadli dość mizernie, nie potrafiąc wykreować pełnokrwistych bohaterów, tworząc blade odbicia swoich wcześniejszych ról. I tak dalej. „Amelia” opływa w piękne, wystylizowane ujęcia krajobrazów albo ładne zdjęcia z perspektywy lecącego aeroplanu, widać w niej przepych scenograficzny oraz dobrze odrobioną lekcję speców od kostiumów, ale wszystko to idzie na marne, bowiem twórcy nie są w stanie zainteresować widza opowiadaną historią, nie wspominając o przekonaniu go do papierowych postaci. A biorąc pod uwagę niemal dwugodzinny czas trwania, seans „Amelii” okazuje się mniejszą lub większą męką.
Najcięższym grzechem popełnionym przez Nair okazał się brak szerszej koncepcji na opowiedzenie założonej historii. Wiele wydarzeń przewija się przez ekran tylko dlatego, iż miały one miejsce w rzeczywistości, nie dlatego, że wynikają z fabuły. Pod względem narracyjnym film wlecze się jak flaki z olejem – nie ma tu w zasadzie żadnej dramaturgii, nawet sceny samolotowych kraks okazują się nudnawe. Odczuwalny jest brak dobrze ukazanych napięć pomiędzy protagonistami. Wszyscy się ze sobą zgadzają, a nawet jeśli pojawia się zalążek konfliktu, niedługo potem winowajca idzie po rozum do głowy. Nie ma w „Amelii” również przemiany charakterologicznej głównych bohaterów. Earhart od początku chce po prostu latać (mniejsza o motywację), nie rozumiejąc potrzeby otoczki PR-owej, którą tworzy wokół niej jej mąż, George Putnam. Przed swoim feralnym lotem dookoła świata jest dokładnie taka sama, jak w momencie, kiedy po raz pierwszy pojawiła się na ekranie – uosobienie dobroci i pasji, które ma inspirować tych jeszcze nie zainspirowanych. Sam Putnam nie zmienia się wielce od momentu, kiedy poznał przyszłą żonę – to ciągle ten sam szczwany, acz kochający, biznesmen. Nawet romans Amelii z Gene’em Vidalem (ojcem Gore’a) przechodzi mu dosyć szybko, aby mógł spokojnie i z klasą powrócić do roli opoki swej żony. Kwestia romansu jest zresztą symptomatyczna dla całej produkcji – nie ma w nim żadnej namiętności, nie udało się uchwycić jakiejkolwiek iskry pasji. Ot, dwójka ludzi schodzi się po kryjomu, bo scenariusz tego wymagał.
„Amelia” Miry Nair nie jest filmem złym. Nie jest również produkcją słabą, a szkoda, bowiem wtedy może wzbudzałaby jakiekolwiek emocje. To obraz idealnie i totalnie przeciętny. Trybiki machiny filmowej, które zazębiając się, powinny tworzyć płynną fabułę, zgrzytają na każdym kroku, skutkując jednym z nudniejszych obrazów ostatnich lat. Szkoda tylko, że musiało się to przytrafić akurat Amelii Earhart, jednej z bardziej fascynujących Amerykanek XX wieku. Ikona będzie musiała jeszcze poczekać na osobę, która nakręci o niej wartościowy film.



Tytuł: Amelia Earhart
Tytuł oryginalny: Amelia
Reżyseria: Mira Nair
Zdjęcia: Stuart Dryburgh
Rok produkcji: 2009
Kraj produkcji: Kanada, USA
Dystrybutor (kino): CinePix
Data premiery: 12 lutego 2010
Czas projekcji: 111 min.
WWW: Strona
Gatunek: dramat
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Ekstrakt: 40%
powrót do indeksunastępna strona

84
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.