powrót do indeksunastępna strona

nr 02 (XCIV)
marzec 2010

Kontrolowane szaleństwo
Armia ‹Freak›
Brylewski znowu w Armii? Tak! Gołaszewki także? A jakże! A za konsolą „Litza”! Czego chcieć więcej? To nie mogło się nie udać. Udało się, a "Freak" zaskoczyć może nie tylko składem, który ją nagrał, lecz przede wszystkim muzyką.
Zawarto¶ć ekstraktu: 80%
‹Freak›
‹Freak›
Początek albumu nie przynosi zbyt dużych niespodzianek. Mimo jazzowych partii saksofonu, to wciąż Armia znana z ostatnich dokonań – wykrzyczane chórki, mocne basy i ostre riffy. Dopiero w końcówce numer „Home” śmielej skręca w prawdziwie jazzowe rejony za sprawą gitarowych zagrywek i akordów oraz solówki Pospieszalskiego. Kolejne kawałki przynoszą więcej różnorodnych smaczków. Gdyby King Crimson nagrało coś z System Of A Down i z gościnnym występem Johna Zorna, pewnie brzmiałoby to jak utwór tytułowy. Duch Zorna unosi się zresztą nad całą płytą. Czasem zdawać by się mogło, że ten amerykański awangardowy muzyk i kompozytor odkurzył stare nagrania Pink Floyd i zrobił sobie z nich podkład do własnych melodii, czego przykładem, obok świetnego „In the Land of Afternoon” (ze znamiennym podtytułem – „Amagama”), jest wieńczący dzieło „The Other Side” z kapitalnym basowym motywem i gilmourowskimi gitarami.
Progresywne i jazzrockowe wpływy nie są jedynymi, jakie można znaleźć na krążku. Zakończenie takiego „You Know I Am” moglibyśmy usłyszeć na albumach Trickyego z lat 90. A „Break Out”, mimo klezmerskiego akordeonu (w klimacie Koby Israelite) i solowej partii saksofonu, pasowałby do Houka z okolic „Transmission Into Your Heart”, głównie dzięki natchnionym wokalom i przesterowanym, lecz melodyjnym gitarom. Bardzo dobrze muzycy adoptują także elementy folkowe w bardzo irlandzkim „Green”.
Na wielkie brawa zasługuje sekcja rytmiczna. To prawdziwa potęga. Wystarczy posłuchać „Break Out” czy też porządnego czadu w „Grot the Engine Rider”. Krzysztof „Dr Kmieta” Kmiecik (bas) i Tomasz „Krzyżyk” Krzyżaniak (perkusja) są klasą samą w sobie. Równie świetnie wypadają instrumenty dęte i akordeon. Gościnny udział Pospieszalskiego (poziom światowy) to strzał w dziesiątkę. Nowakowski także nie odstaje od kolegów i pięknie wzbogaca niektóre kompozycje akordeonem.
Oczywiście cechą charakterystyczną Armii zawsze były teksty. Pasujące do muzyki, oddające jej zbuntowanego ducha. Na „Freak” to one są największym zaskoczeniem. Jak nigdy wcześniej wszystkie zostały napisane po angielsku. Mimo, że trochę tracą ze swojej dotychczasowej natury, to jednak dobrze komponują się z muzyką wypełniającą ten album. Wokalnie – tu minus wydawnictwa – Budzyński nie odrobił lekcji brytyjskiego należycie, kuleje akcent i wymowa. Z drugiej strony ciężko sobie wyobrazić, by te utwory dobrze wypadły po polsku, a śpiewane w języku Albionu, czasem przypominające Lesa Claypoola (Primus), czasem bliskie Andrzejowi Dziubkowi z De Press (choć On też lepiej prezentował się w mowie ojczystej), pasują do zaproponowanej wycieczki w jazzrockową psychodelię. Bo taką przygodę grupa nam właśnie serwuje. Od początku przemyślaną i poukładaną w stu procentach, skomponowaną i nagraną z konkretną myślą przewodnią. Tu nie ma miejsca na zawahanie – cały album potwierdza każdym dźwiękiem założenia muzyków: ma być jazzrock. I jest jazzrock. Do tego progrockowe klimaty, szczypta punkowo-metalowych riffów i bluesowego feelingu i co tam jeszcze chcecie. „Freak”, biorąc pod uwagę łatkę, jaką przypięto Armii już dawno temu – punkowych rebeliantów – to naprawdę szalone posunięcie ze strony kapeli. Krok, przez który może stracić wielu ze swych starych odbiorców.
Zapewne ortodoksyjni fani się nie zgodzą, lecz Armia, począwszy od płyty „Droga” się pogubiła. Niby te same, sprawdzone w bojach patenty, ale załoga Budzyńskiego mnie nie podbijała, a muzycy sprawiali wrażenie jakby poczęli odcinać kupony. Dopiero teraz – wraz z „Freak” – mogę spokojnie rzec: „To jest to!”. To jest ta Armia, która nagrała „Legendę” i „Triodante”, kapela łamiąca schematy, nieprzewidywalna, odkrywająca przed sobą i słuchaczami nowe ścieżki. Może trochę późno zespół zdecydował się na flirt z jazzową awangardą (dziś, na tle zachodnich nagrań i niektórych polskich składów grających po klubach, nie jest to niczym nowym) – gdyby taki album nagrała na początku tego stulecia, to niewątpliwie znalazłby się on w naszej 50 najlepszych płyt polskiego rocka. Może dziwić trochę brak konsekwencji w działaniach grupy (wizerunek pozostały z wydanego na początku roku – zgoła innego – „Der Prozess”, trochę się kłóci z nowym, psychodelicznym obliczem). Może trudno przyswoić sobie niewynikającą z muzycznego rozwoju kapeli, zaproponowaną mieszankę gatunków, przez co można odebrać ten materiał jedynie w kategoriach eksperymentu. Może ciężko zaakceptować brak polskich, wyrazistych i istotnych samych w sobie tekstów. Lecz, bez dwóch zdań, jest to kawał świetnej roboty. Oby nie było to tylko pospolite ruszenie i z następną płytą nie zaserwowali nam kolejnego odcinka serialu „zasłużony zespół”. Armio: krocz dalej drogą takiego szaleństwa!



Tytuł: Freak
Wykonawca / Kompozytor: Armia
Wydawca: Isound Labels
Data wydania: 27 listopada 2009
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Utwory
1) Home
2) You Know I Am
3) Break Out
4) Grot The Engine Driver
5) Green
6) Freak
7) In The Land Of Afternoon (amagama)
8) The Other Side
Ekstrakt: 80%
powrót do indeksunastępna strona

165
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.