Jakość komiksu wydrukowanego w wydaniu specjalnym „Star Wars Komiks” o tytule „Generał Grievous” najlepiej opisuje wypowiedź jednego z młodych adeptów mocy, który na jednym z kadrów zabiera głos z animuszem: „Jesteśmy parawanami Jedi”. Rzeczywiście, po lekturze tego zeszytu poczułem się trochę jak parawan.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Tradycją jest, że „Star Wars Komiks Wydanie Specjalne” to kwartalnik prezentujący zamknięte komiksowe historie ze świata Gwiezdnych Wojen. Ale takie pokraki jak „Generał Grievous” zdarzają się tam rzadko. Ambicją scenarzysty Chucka Dixona i rysownika Ricka Leonardiego było ukazanie wydarzeń rozgrywających się dwa lata po rozpoczęciu wojen klonów, kiedy to wyposażony w mechaniczne cielsko generał Grievous rozpoczął dżihad przeciwko wszystkim Jedi. Przeżarty przez zło cyborg przechodzi jak szatkownica przez szeregi spadkobierców mocy i uzupełnia swoją prywatną kolekcję świetlówek mieczami Jedi. Tym sposobem generał szybko wskoczył na szczyt listy „Top 10” złoczyńców koniecznych do odstrzału. Bohaterami tego komiksu jest grupka Jedi, która wbrew postanowieniu Rady rusza odbić młodych padawanów z rąk Grievousa. Decyzja jest niełatwa, gdyż rycerze wybierają pomiędzy lojalnością i członkostwem w zakonie, a własnym honorem i chęcią zakończenia rzezi poprzez morderstwo generała. Każdy z tych wyborów w świetle kodeksu Jedi oznacza przegraną i jest to najciekawszy wątek komiksu (który niestety rozwiązany zostaje na ledwie kilku kadrach). Przed scenarzystą stało wyzwanie, któremu nie podołał – musiał połączyć wątek ratowania młodych padawanów z jednoczesną próbą mordowania Grievousa, co spowodowało, że nowi Jedi służą jedynie jako mięso armatnie. Są kompletnie nijacy, upchnięci na drugim planie i ostatecznie trudno spostrzec kiedy giną. Sam Grievous nie gra tu pierwszych skrzypiec, z reguły zajmując się „obróbką skrawaniem” kolejnych Jedi. Scenarzysta charakteryzuje go poprzez wypowiedzi przesiąknięte nienawiścią i mało wiarygodne czyny (takie jak zgromadzenie całej populacji podbitej planety w jednej sali i odpalenie w jej kierunku czegoś, co przypomina laserową haubicę). Karykatura, którą w tym komiksie jest generał, za groźnymi słowami, błyskiem świetlnych mieczy i wirującymi w powietrzu kończynami Jedi próbuje ukryć brak sensownej motywacji. Resztę koncertowo spaprał rysownik: kadry na jednej stronie różnią się diametralnie poziomem detali i stylem. Jasnym punktem są prawdziwie dynamiczne sceny walki, ale to światełko w tunelu nie wystarczy, by odmienić wrażenie niechlujstwa i pośpiechu. Bura należy się już za samą niekonsekwencję w portretowaniu twarzy bohaterów, których facjaty zmieniają się jak w kalejdoskopie – raz są wyraźne, wycyzelowane, nakreślone z pietyzmem, a raz prawie kubistyczne, jakby wyciosane z betonowego kloca. Szczytem artyzmu jest Yoda jako miks Jakuba Wędrowycza i zasuszonego gnoma z wytrzeszczem. Tego typu perełek jest więcej (Windu à la bramkarz z nocnego klubu) i nie sposób je nawet wymienić. To trzeba zobaczyć na własne oczy. Cały komiks najlepiej pointuje nieszczęsna literówka, która wkradła się w wypowiedź młodego padawana na str. 34: „Jesteśmy parawanami Jedi”. Tak więc, drogi czytelniku, jeśli nie chcesz być parawanem, po prostu poczekaj na kolejne wydanie specjalne „Star Wars Komiks”, które na naszym rynku zagości już 2 czerwca.
Tytuł: Star Wars Komiks Wydanie Specjalne #1/10 Cena: 9,99 Data wydania: marzec 2010 Ekstrakt: 40% |