powrót do indeksunastępna strona

nr 04 (XCVI)
maj 2010

Nie zamierzam się stąd ruszać. Tu mi dobrze
Strachy Na Lachy ‹Dodekafonia›
Po pięcioletniej przerwie Strachy Na Lachy prezentują na „Dodekafonii” kawałki, nie będące coverami. Zapewne wielu słuchaczy zastanawiało się, jak wypadł zespół – i w jakiej formie jest drugi po Kaziku publicysta polskiego rocka.
Zawarto¶ć ekstraktu: 50%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Pidżama Porno wpisała się w kanon polskiego rocka lat 90 ubiegłego wieku. To wtedy Krzysztof „Grabaż” Grabowski nagrywał z kolegami swoje najlepsze numery i wydał kilka niezłych, choć i parę słabszych płyt. Dynamiczne punkowe kawałki, songi w rytmie reggae oraz bezkompromisowe teksty były znakiem rozpoznawczym poznańskiej kapeli i tym, czym zespół porwał buntownicze dusze. Dziś Grabaż jest liderem Strachów Na Lachy, kapeli grającej łagodniej, opierającej kompozycje częściej na miejskim folku niż punk rocku, a dorobek twórców „Styropianu” stał się inspiracją dla młodszych kolegów, z Happysad na czele. Również styl, przekaz i maniera wokalna Grabaża znalazły wielu naśladowców. Szkoda, że sam „guru” także zaczął kopiować swoje dokonania sprzed lat. Może dlatego ostatnie dwa wydawnictwa Strachów nie zawierały premierowych nagrań (raz były to utwory Kaczmarskiego, raz piosenki bardziej i mniej znanych kapel z lat 80.), lecz i te w większości, podobnie do debiutu i „Piła Tango”, wpadały jednym uchem, wypadały drugim. Teraz Panowie powracają z kompletnie nowym materiałem, który jest niestety tylko kontynuacją dwóch poprzednich autorskich albumów.
Stylistycznie nic się nie zmieniło. Proste melodie raz spokojnie rozbujane („Chory na wszystko”), raz z bardziej energicznym rytmem („Twoje oczy lubią mnie”) i chwytliwe linie wokalne pasują w sam raz do zaśpiewania przy ogniskowym piwku. Czasem więcej jest rockowej energii („Ostatki – nie widzisz stawki”), lecz całość jest raczej spokojniejszym podkładem dla refleksji lidera. Niestety momentami żal słuchać, jak dobrze zapowiadający się utwór zamienia się w schematyczną, nieskomplikowaną piosenkę („Żyję w kraju”). Najlepiej wypadają fragmenty mniej typowe dla Strachów, choćby bardziej epicki „Radio Dalmacija”, który mimo długości nie nuży, a sam Grabaż przypomina w nim kilka starszych tekstów wymieszanych niczym w dostrajanym radioodbiorniku, czy „Dziewczyna o chłopięcych sutkach”, z wypełniającymi tło gitarowymi dźwiękami i urzekającym wokalem znanej z Happy Pills Natalii Fiedorczuk. Ten drugi to zarazem najciekawszy literacko kawałek na płycie, nie będący pseudo-poetycką publicystyką, choć niektóre zwroty i metafory mogą drażnić banalnością. Ogólnie teksty i puenty w nich zawarte są bardziej pesymistyczne niż na wcześniejszych autorskich albumach Strachów, więcej w nich smutku, zawodu, a nawet jadu. Niestety, zbyt często popadają w banał oraz powielają znane „grabażowe” schematy, przez co stają się bardzo przewidywalne. Szczególnie słabo wypadają pidżamowe wersy w „Żyję w kraju” i to nie tylko z powodu wulgaryzmów. Lider Strachów zjada swój własny ogon – typowe dla niego zabawy rymem, słowem i podtekstami nie są już ani odkrywacze ani zaskakujące, a większość melodii można wrzucić do szuflady z napisem „gdzieś to słyszałem”.
Krzysztof Grabowski nigdy nie zachwycał wokalnie, lecz jego maniera, barwa głosu i przede wszystkim przekazywane słowa wyróżniały go w rockowym środowisku. Głos się nie zmienił, maniera również. Niestety tematy (choć zmieniło się spojrzenie na niektóre kwestie) i sposób ich przedstawiania także (a, jeżeli już, to na gorsze), co uwidacznia, że artysta stoi w miejscu, w którym grunt wydeptał sobie dawno temu. W miejscu po prostu bezpiecznym, zapewniającym stałe i wierne audytorium – i, co tu kryć, kontrolowany dopływ finansów (więc chyba można go zrozumieć). Jeżeli spełnia tym swoje artystyczne ambicje, to pozostaje życzyć wszystkiego najlepszego. Najnowszą płytą Strachy Na Lachy mnie nie przekonały i zaczynam tracić nadzieję by jeszcze kiedyś Grabaż wrócił do formy z lat 90 i zaproponował coś wybijającego się na tle innych płyt nagrywanych w tym kraju. „Dodekafonia” ani przez chwilę nie jest w stanie porwać słuchacza, dostarczyć mu prawdziwych emocji i pozwolić się nad czymkolwiek na dłużej zadumać – poza dwoma wspomnianymi już wyjątkami oraz „Cafe Sztok”, w którym kubańskie rytmy naprawdę mogą się podobać. A także „Ten wiatrak, ta łąka” z mocnym, transowym basem i ciekawie budowanym nastrojem. Cztery kawałki to trochę mało na całą płytę, pozostałe to porcja dźwięków, które wybrzmią zapewne na niejednej szkolnej imprezie, lecz nic więcej.
Strachy Na Lachy uparcie idą obranym na początku szlakiem, który może i za pierwszym razem był do strawienia, a nawet mógł porwać niejednego fana muzyki, w prosty sposób łącząc punk, reggae i folk, ale powielany po raz kolejny nuży okrutnie. Fakt, kapeli nie można zarzucić braku profesjonalizmu, kompozycje trzymają poziom, do jakiego Strachy nas przyzwyczaiły, płyta jest dobrze zrobiona – tylko po co? Sam Grabaż, tak kiedyś się wybijający, dziś razem z zespołem jest tylko jednym z wielu.



Tytuł: Dodekafonia
Wykonawca / Kompozytor: Strachy Na Lachy
Wydawca: S.P. Records
Data wydania: 22 lutego 2010
Czas trwania: 54:54
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Utwory
1) Chory na wszystko: 3:58
2) Nieuchwytni buziakowcy: 4:13
3) Twoje oczy lubią mnie : 3:21
4) Ostatki - nie widzisz stawki: 3:45
5) Cafe sztok: 4:35
6) Dziewczyna o chłopięcych sutkach: 6:11
7) Ten wiatrak, ta łąka: 5:47
8) Spacer do Strefy Zero: 4:01
9) Żyję w kraju: 4:42
10) doDekafonia: 5:36
11) Radio Dalmacija: 8:39
Ekstrakt: 50%
powrót do indeksunastępna strona

129
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.