powrót do indeksunastępna strona

nr 04 (XCVI)
maj 2010

Więcej ich matka nie miała?
Slash ‹Slash›
Nie będę ukrywał, że na ostatniej płycie Guns’N’Roses brakowało mi mięsistej gry Slasha. Wydawało się, że jest on ważniejszym elementem legendy niż Axl. Tymczasem słuchając solowego debiutu kudłatego gitarzysty odczuwam brak właśnie… Rose’a. Mimo plejady śpiewających gościnnie gwiazd.
Zawarto¶ć ekstraktu: 40%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Płyta „Slash” zapowiadana była jako pierwsze solowe przedsięwzięcie muzyka. Niech i tak będzie, choć wygląda na to, że Slash miał więcej do powiedzenia w poprzednich projektach – Slash’s Snakepit, czy nawet Velvet Revolver. Natłok gości, wśród których znajdują się takie gwiazdy jak Ozzy Osbourne, Lemmy Kilmister, Chris Cornell, czy Iggy Pop, spowodował, że gitarzysta się pogubił i tak naprawdę jest tłem dla wokalistów, nie główną gwiazdą.
Momentów, w których czuć, że mamy do czynienia z muzyką stworzoną przez jednego z najlepszych gitarowych wymiataczy jest tu zaledwie kilka. Najlepiej wypada instrumentalny „Watch This/Watch This Dave” z gościnnym udziałem Dave’a Grohla i Duffa McKagana. Zaryzykuję stwierdzenie, że gdyby Slash całkiem zrezygnował z wokali, to wyszłaby mu o wiele lepsza płyta. Na plus wyróżnia się też „Doctor Alibi”, głównie dzięki chrypce Lemmiego, stosunkowo nieźle poradził sobie Ozzy w „Crucify the Dead”, ale najlepiej ze śpiewających gości wypadł Ian Astbury (The Cult) w otwierającym całość „Ghost”. Przyznam się, że po przesłuchaniu tego kawałka narobiłem sobie smaku na resztę albumu i przez to ból rozczarowania był jeszcze większy.
Tyle jeśli chodzi o jasne strony, czas na wpadki. Do tych z całą pewnością można zaliczyć nijaką pioseneczkę „Gotten” z udziałem Adama Levine’a, ale czego innego można się spodziewać po wokaliście Maroon 5? Wpadką jest również „I Hold on” z Kid Rockiem za mikrofonem. Zarzut ten sam co poprzednio. Osobną kwestią jest „Beautiful Dangerous” zaśpiewany przez Fergie. Niby kawałek przebojowy, ale piosenkarka całkiem go zdominowała, nie zostawiając miejsca Slashowi, nawet pomimo tego, że trafia mu się solo pod koniec.
Reszta gości zaśpiewała tak jak się po nich można było spodziewać, nie wychodząc poza średnią. Ale tak naprawdę trudno ich winić, bo głównym mankamentem płyty jest po prostu brak pomysłów na ciekawe kompozycje. Jeśli komuś marzą się riffy na miarę „Paradise City” (na dobrą sprawę dodanego w paru krajach do limitowanej edycji albumu w wersji z udziałem Fergie i Cypress Hill), niech lepiej wróci do klasycznych pozycji Guns N’Roses. Może gdyby zamiast tych wszystkich gości wystąpił jeden Axl Rose i na bazie konfliktu dwóch silnych osobowości, udałoby się wskrzesić dawną magię. A tak, mamy jedynie zbiór piosenek nagranych bez wyraźnej myśli przewodniej, zaś cały „Slash” jawi się jako pulpowy produkt, gdzie nie ma miejsca na prawdziwy rock’n’roll.



Tytuł: Slash
Wykonawca / Kompozytor: Slash
Data wydania: 31 marca 2010
Czas trwania: 60:29
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Utwory
1) Ghost: 3:34
2) Crucify the Dead: 4:04
3) Beautiful Dangerous: 4:35
4) Back from Cali: 3:35
5) Promise: 4:41
6) By the Sword: 4:50
7) Gotten: 5:05
8) Doctor Alibi: 3:07
9) Watch This/Watch This Dave: 3:46
10) I Hold On: 4:10
11) Nothing to Say: 5:27
12) Starlight: 5:35
13) Saint Is a Sinner Too: 3:28
14) We're All Gonna Die: 4:30
Ekstrakt: 40%
powrót do indeksunastępna strona

133
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.