Ogromna scena, nad którą wisi sześć potężnych ekranów, w tle monumentalne stoczniowe dźwigi, a z głośników płynie muzyka Pink Floyd. Między tym wszystkim stoi jeden niepozorny człowiek w czarnym t-shircie i z mocno przetrzebionymi, siwymi włosami na głowie. W ręku trzyma gitarę, którą czaruje zebranych na placu fanów. Taki obraz utkwił mi w pamięci po koncercie Davida Gilmoura w Stoczni Gdańskiej w 2006 roku.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
W zeszłym tygodniu wspominałem spektakularny występ Jean Michel Jarre’a, jaki odbył się z okazji obchodów 25 rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych. Rok później w to samo miejsce przyjechał ze swoim zespołem David Gilmour. Dla licznych w naszym kraju fanów Pink Floyd było to spełnienie marzeń, bo choć dzień wcześniej Roger Waters w Poznaniu prezentował premierę scenicznej wersji swej opery „Ça Ira”, to – nie oszukujmy się – o wiele atrakcyjniejszym wydarzeniem był koncert, na który składały się klasyczne utwory formacji. Z góry było wiadomo, że tak jak w przypadku Jarre’a, całość będzie filmowana z myślą o wydaniu jej na DVD. Tymczasem mijały miesiące i nic się nie ukazywało. Zacząłem się obawiać, że z punktu realizatorskiego coś poszło nie tak i plany zostały zarzucone, zwłaszcza, że zamiast polskiego koncertu, do sklepów trafiło wydawnictwo „Remember that Night – Live at The Royal Albert Hall”. Gitarzysta Floydów jednak nie zawiódł i po dwóch latach komplet nagrań ze Stoczni trafił do sklepów (choć nie bez trudności, ponieważ okazało się, że wydawca nie sprostał zapotrzebowaniu na album, zwłaszcza jego rozszerzoną wersję). Zgodnie z panującą ostatnio modą, „Live in Gdańsk” ukazał się w kilku wariantach. Można więc kupić samo CD, samo DVD, podwójne DVD albo specjalną edycję z trzema płytami CD i dwoma DVD, a do tego z całą masą gadżetów jak plakaty, pocztówki, reprodukcje biletu i identyfikatora artysty, a także kostkę do gry z logiem znanym z płyty „On an Island”. Porównując materiał audio i video, ten pierwszy – o dziwo – wypada o wiele atrakcyjniej. Przede wszystkim dlatego, że zawiera niemal cały koncert, natomiast wersja wizualna jest mocno okrojona, między innymi o cały set z albumów „The Dark Side of the Moon” i „Wish You Were Here”. Szkoda, aczkolwiek należy zaznaczyć, że od strony wizualnej nie mieliśmy do czynienia ze specjalnie porywającym widowiskiem. Inaczej wygląda strona muzyczna. Tu wszystko stoi na najwyższym poziomie. Zwolennicy koncertówek ukazujących szczerego artystę, wraz z niedociągnięciami, mogą się poczuć nieco oszukani, bo słychać, że nad wszystkim popracowano w studio, wycinając dość istotne potknięcia (jakie pamiętam z koncertu). Otrzymujemy krystalicznie czysty dźwięk i rewelacyjne nagranie, którego słucha się z niekłamaną przyjemnością, a świadomość tego, że to wszystko działo się w Polsce, dodaje dodatkowego smaczku. „Live in Gdańsk” zaczyna się odgłosami bicia serca i już wiadomo, że za chwilę usłyszymy reprezentantów „Ciemnej strony księżyca”. W tym wypadku były to „Breathe”, „Time” i „Breathe (reprise)”. Partie oryginalnie śpiewane przez Rogera Watersa wykonuje Rick Wright, który zmarł tuż przed premierą albumu. Po tym wstępie Gilmour zaprezentował cały materiał ze swojej świeżo wydanej solowej płyty „On an Island”, który zabrzmiał lepiej niż w wersji studyjnej. Stało się tak nie tylko ze względu na umiejętności towarzyszących mu muzyków, wśród których byli saksofonista Dick Parry i gitarzysta Phil Manzanera, ale też dzięki udziałowi gości w postaci Leszka Możdżera, Zbigniewa Preisnera i dyrygowanej przez niego Orkiestry Polskiej Filharmonii Bałtyckiej. Pomimo ogromu wydarzenia utwory stały się jeszcze bardziej emocjonalnie, przy zachowaniu intymności. Dla fanów Pink Floyd jest druga płyta. Znajdują się na niej wyłącznie kompozycje z repertuaru formacji z „Shine on You Crazy Diamond” i „Comfortably Numb” na czele. David składa również hołd zmarłemu dwa miesiące wcześniej Sydowi Berrettowi, pierwszemu liderowi Pink Floyd, w postaci psychodelicznego „Astronomy Domine”. Natomiast ukłonem w stronę polskiej publiczności jest dedykowany bohaterom „Solidarności” „A Great Day for Freedom”. Kulminacyjnym punktem programu jest genialna suita „Echoes”. Utwór został zagrany w całości (25 minut) i słuchając go aż ciarki przechodzą po plecach. Rewelacyjnie wypadła zwłaszcza środkowa część, z odgłosami gitary imitującymi krzyki mew. Tego po prostu trzeba posłuchać. W ocenie „Live in Gdańsk” nie będę obiektywny przede wszystkim dlatego, że jest to nasz koncert – na który polscy fani Pink Floyd czekali czterdzieści lat – ale nie można nie odczuć, że jest to rzecz wyjątkowa. Delikatność i refleksja mieszają się z pasją i godną podziwu energią, tworząc wprost wybuchową mieszankę (czego „Echoes” jest najlepszym tego przykładem). Jest to pozycja obowiązkowa nie tylko dla fanów legendarnego zespołu.
Tytuł: Live in Gdansk Data wydania: 22 września 2008 Czas trwania: 148:58 Utwory 1) Speak to Me: 1:23 2) Breathe (In The Air): 2:49 3) Time: 5:38 4) Breathe (In The Air) (Reprise): 1:32 5) Castellorizon: 3:47 6) On an Island: 7:26 7) The Blue: 6:39 8) Red Sky at Night: 3:03 9) This Heaven: 4:33 10) Then I Close My Eyes: 7:42 11) Smile: 4:26 12) Take a Breath: 6:47 13) A Pocketful of Stones: 5:41 14) Where We Start: 8:01 15) Shine On You Crazy Diamond: 12:07 16) Astronomy Domine: 5:02 17) Fat Old Sun: 6:40 18) High Hopes: 9:57 19) Echoes: 25:26 20) Wish You Were Here: 5:15 21) A Great Day for Freedom: 5:56 22) Comfortably Numb: 9:22 Ekstrakt: 100% |