Typowi małżonkowie dzielą się obowiązkami po równo: ona gotuje, on zjada, ona sprząta, on bałagani, ona prasuje ubrania, on je miętoli. Oczywiście to przejaskrawiona wizja małżeństwa, ale... nieznacznie, co „Kobieta na Marsie, mężczyzna na Wenus” zabawnie wykorzystuje.  |  | ‹Kobieta na Marsie, mężczyzna na Wenus›
|
Codzienne zmagania z nieokiełznanym żywiołem, jakim jest pranie, prasowanie, gotowanie, zmywanie, sprzątanie czy zakupy, mężczyzna potrafi zamknąć w dwóch słowach: ot, domowe obowiązki. Dorzućmy jeszcze konieczność dbania o wygląd, odwożenie dzieci do szkoły, doglądanie remontu, dorywczą pracę w zakładzie jubilerskim i brak Chocapicków, a ujrzymy życie Adriane (urocza Sophie Marceau) w całej okazałości. Nic więc dziwnego, że małżeńska zmiana miejsc będzie bardziej oczekiwana właśnie przez Adriane. Ale to też nie tak, że jej małżonek Hugo (w tej roli Dany Boon) nic nie robi. Mimo wszystko dorzuca coś od siebie – nieustające pretensje. Po kilkunastu godzinach pracy wraca do domu z takimi oto słowami na ustach: „Co ty robisz całymi dniami?!” lub „Czy naprawdę muszę wszystko robić za ciebie?!”. Jak się niedługo okaże, rzeczywiście będzie musiał... Komediowa siła „Kobiety na Marsie, mężczyzny na Wenus” zasadza się na ogranym pomyśle: już po zmianie miejsc ona nie będzie sobie radzić z obowiązkami małżonka, on – małżonki. Mimo braku oryginalności, to przecież komediowy samograj – nie tylko w komedii. W początkowych scenach „Sprawy Kramerów”, obrazie poważnym i poruszającym, oglądaliśmy Dustina Hoffmana, nieradzącego sobie z przygotowaniem śniadania dla syna. Mimo że sytuacja porzuconego przez żonę mężczyzny nie była wesoła, jego nieporadność nieodparcie bawiła. W „Kobiecie na Marsie...” podobne sceny zostają wzmocnione przez lekką komediową konwencję. Co więcej, świetnie czują ją wszyscy aktorzy – ze wskazaniem na bezbłędną Sophie Marceau. Zaangażowanie widza „Kobieta na Marsie...” zdobywa w sekundę – każdy z nas w którymś z bohaterów odnajdzie coś z siebie. Któż bowiem nie chciałby choćby przez chwilę skosztować życia kogoś innego? Co więcej, bohaterowie nie są tu idealni. Posiadają wady, słabostki, niedoskonałości. Na przykład Adriane w różnych miejscach domu chowa czekoladki, o czym w zabawnej scenie dowie się jej mąż. Prześmiesznych momentów jest tu więcej: gdy Hugo zapomni odebrać córkę od dentysty lub gdy sprzeda swój pierwszy komplet biżuterii, przy okazji odnajdując w sobie kobiecą wrażliwość. O tym, że francuskie komedie bywają przewrotne, wiemy choćby z finału świetnego „Kłopotliwego gościa” z Danielem Auteuilem. Podobnie tu: o przewidywalności rodzimej „Komedii małżeńskiej” (przy całej sympatii dla tego filmu) możemy zapomnieć. I choć nie obywa się bez obowiązkowego happy endu, tym razem kupujemy go nie z grymasami, lecz z myślą, czy aby po powrocie z kina nie zafundować sobie podobnego eksperymentu.
Tytuł: Kobieta na Marsie, mężczyzna na Wenus Tytuł oryginalny: De l'autre côté du lit Rok produkcji: 2008 Kraj produkcji: Francja Data premiery: 2 lipca 2010 Czas projekcji: 93 min. Gatunek: komedia Ekstrakt: 70% |