Po czwartej części niezwykle dochodowej serii nie można spodziewać się niczego więcej niż nużących powtórek i gonienia w kółko. W przypadku „Shreka”, który w swojej pierwszej odsłonie z 2001 roku zachwycił świat, powtórka zamienia się w alternatywę, a gonienie w kółko w podróż równoległą drogą. W ten sposób „Shrek Forever” okazuje się godnym zwieńczeniem przygód ogra, zakończeniem, któremu bliżej do zabawy kulturą niż popkulturą.  |  | ‹Shrek Forever›
|
Co tak naprawdę stało za sukcesem opowieści o zielonym bohaterze, a jednocześnie sprawiło, że „Shrek”, mimo niezłych kontynuacji, wydawał się wyjątkowy, a jego czar nie do ponownego uchwycenia? Inteligencja. Błyskotliwe połączenie gier słownych ze slapstickiem i barwnymi postaciami, umiejętne żonglowanie motywami z bajek i dobrze znanych nam legend, otwarcie na młodszego i starszego widza, a także zdefiniowanie pośród animacyjnego galimatiasu przewrotnego przesłania. Przy kolejnych odsłonach fabułę zdominowały odwołania do naszej rzeczywistości i metafilmowe mrugnięcia do widza, które z czasem zepchnęły w cień bohaterów i ideę opowiadania historii na wzór bajkowy, co stanowiło przecież istotę oryginału. Coraz bardziej starano się dogodzić starszej publiczności, serwując dowcipy odnoszące się do otaczającego nas świata popkultury i komercji. W rezultacie Shrek stał się narzędziem do opowiadania kawałów – to tak, jakby film z dobrą fabułą przemianować na kabaret. Dalej świetnie się bawimy, ale to już zupełnie inny rodzaj rozrywki. „Shrek Forever” nie zwiastował niczego oryginalnego ani porywającego: twórcy po raz kolejny postanowili zarobić na ulubionym bohaterze, wiedząc doskonale, że postać taka jak Shrek jest w świecie kina niepowtarzalna, więc widzowie chętnie znów dadzą porwać się zabawie z rodziną ogrów, osłem i kotem. I owszem, czwarta część „Shreka” nie grzeszy nowatorstwem, ale schodzi ze ścieżki popkulturowego kabaretu, a wraca na drogę dowcipów kontekstowych i baśniowej parodii. Przy okazji Shrek, podobnie jak w pierwszym odcinku, dostaje życiową lekcję, dzięki czemu animacja zyskuje duszę, a całość nie jest tylko workiem wypełnionym gagami, lecz zgrabną, błyskotliwą, a miejscami nawet refleksyjną komedią. Jak żadna z poprzednich kontynuacji, „Shrek Forever” ma ścisły związek ze sławną częścią pierwszą, ponieważ wywraca do góry nogami, co i tak już powywracał oryginał. Tam mieliśmy trawestację motywu księżniczki zamkniętej w wieży i czekającej na swojego rycerza, w najnowszym odcinku twórcy idą jeszcze dalej, wrzucając Shreka do alternatywnej rzeczywistości, w której ogr się nigdy nie narodził. Do zmiany okoliczności prowadzi najpierw frustracja bohatera i znużenie życiem codziennym, potem – pakt z diaboliczno-komicznym Rumpelstiltskinem handlującym magicznymi kontraktami. W równoległym świecie Fiona sama wyrwała się z wieży i przewodzi ogrzemu ruchowi oporu, Kot w Butach przeobraził się w otyłego kanapowca z różową wstążeczką na szyi, osioł nie spotkał smoczycy, a całym królestwem rządzi nikt inny jak przebiegły Rumpelstiltskin. Oczywiście, Shrek ma jedynie dobę, aby wykaraskać się z tarapatów i rozwiązać nieuczciwą umowę. Po drodze nauczy się doceniać tych, których kocha oraz zrozumie, jakie wielkie szczęście przytrafiło mu się w życiu. Zacznie też myśleć mniej egoistycznie, co w jak najbardziej samolubnych czasach jest przesłaniem godnym pochwały. Stara i nowa historia przeplatają się symetrycznie, a twórcy inteligentnie grają na schemacie bajkowo-komediowym, jakim stał się pierwszy „Shrek”. Parodia zatoczyła koło, bo tak jak oryginał przekształcał baśniowe motywy, tak czwarta część przeobraża motywy shrekowe. Niezmiennie mamy do czynienia ze sprawdzonymi pomysłami, ale tym razem stanowią one znak firmowy serii, a nie zwyczajne odcinanie kuponów. Tym bardziej, że nowych konceptów zakorzenionych w baśniach też nie brakuje, wystarczy wspomnieć o łowcy nagród wynajętym przez Rumpelstilskina, który żywo przypomina pewną doskonale znaną postać z baśni. Humor słowny osadzony w kontekście lub w rzeczywistości bajkowej zastąpił odwołania do elementów popkultury, więc podczas seansu nie będziemy już wyliczać, że oto Shrek wisi głową w dół jak Spider-Man, tu wróżka stołuje się w bajkowym McDonald’s, a tam kot majaczy coś na temat whiskas i pedigree. Może oprócz ścieżki muzycznej, w której słynne „Hello” Lionela Richie′ego budzi efekt komiczny. Nie zmienia to jednak faktu, że „Shrek Forever” nabrał lekkości i świeżości charakterystycznej dla części pierwszej. Bohaterowie są niezmiennie czarujący, zabawni i angażujący. Nowy czarny charakter to obok Lorda Farquaada najfajniejszy antagonista serii. Przypomina komediową wersję samego faustowskiego diabła lub Wolanda Bułhakowa. Cyrografy, które starannie składuje, stają się symbolem parodystycznego charakteru postaci wyśmiewającej słynne legendy, a nawet bohaterów literackich. W generalnym rozrachunku, Rumpelstilskin wyrasta na zabawny portret typowego bad guya – demonicznego i komicznego zarazem. Starzy bohaterowie odnajdują się tymczasem w nowych rolach, co wyraźnie dodaje im energii po naszpikowanym gagami triquelu. Niewątpliwie powrót Shreka do formy powinien cieszyć wszystkich wielbicieli zielonego ogra. Miejmy jednak nadzieję, że twórcy nie dadzą się podejść Rumpelstilskinowi zysków i, tak jak Shrek, docenią to, co już osiągnęli, zamykając serię, zgodnie z tytułem czwartej odsłony na forever, znaczy na zawsze.
Tytuł: Shrek Forever Tytuł oryginalny: Shrek Forever After Rok produkcji: 2010 Kraj produkcji: USA Dystrybutor (kino): UIP Data premiery: 9 lipca 2010 Czas projekcji: 93 min. Gatunek: animacja, familijny, komedia, przygodowy Ekstrakt: 80% |