Herzog nie nakręcił prostego remake’u kontrowersyjnego „Złego porucznika” Ferrary, lecz raczej się nim zainspirował. W efekcie powstał świetny kryminał z dobrą rolą Cage′a, miejscami naznaczony autorskim piętnem twórcy „Spotkań na krańcach świata”.  |  | ‹Zły porucznik›
|
Największym walorem „Złego porucznika” Ferrary była rola Harveya Keitela. Za sprawą jego odważnej kreacji wszystko inne schodziło na drugi plan. W pamięci zapisywały się sceny narkotycznego odurzenia bohatera, jego desperackie napady furii czy wreszcie niemożność zrozumienia, dlaczego brutalnie zgwałcona zakonnica nie chce wnieść pozwu przeciw swemu oprawcy. U Herzoga w ogóle nie ma żadnej zakonnicy. Herzog porzuca tym samym tak ważny dla Ferrary motyw odkupienia winy, zmieniając „Złego porucznika” z moralitetu w rzetelny kryminał. Herzog również inaczej od twórcy „Króla Nowego Jorku” rozkłada akcenty: od bohatera ważniejsze wydają się być jego działania. Intryga kryminalna jest tu bowiem dużo bardziej rozbudowana, wciągająca i dynamiczna, za sprawą czego nowego „Złego porucznika” ogląda się jak najlepszy film detektywistyczny. I choć nie ma tym samym mowy o dziele autorskim w tak dużym stopniu, jak to miało miejsce w przypadku oryginału, Herzog przemyca kilka charakterystycznych dla siebie motywów. Na przykład fragmenty z legwanem, którymi zdaje się wyrażać tęsknotę bohatera za naturą, jego skłócenie z cywilizacją (akcja rozgrywa się w ponurym Nowym Orleanie po huraganie Katrinia). Co więcej, reżyser scenę z legwanem podpiera wiele mówiącym utworem „Release me”, czyli „wyzwól mnie”. Terence w interpretacji Cage’a jest postacią dwuznaczną. Z jednej strony świetnie czuje się w miejskim chaosie, ale z drugiej – trudno porzucić myśl, że to właśnie cywilizacja jest odpowiedzialna za większość jego wad. I choć tytułowy zły porucznik u Herzoga nie jest aż tak zły, jak u Ferrary, raczej nie chcielibyśmy, aby córka przyprowadziła go do domu jako potencjalnego kandydata na męża. To narkoman i hazardzista, skrzywiony seksualnie degenerat, nieprzyjemny w obejściu brutal. Przy tym wszystkim skuteczny policjant, choć niespecjalnie przejmujący się regulaminem czy zwykłą przyzwoitością. Niemniej nie jest to postać do końca zła – w jednej z pierwszych scen pomoże on uwięzionemu w pułapce mężczyźnie, co przypłaci urazem kręgosłupa. Zaskakująco dobrze w roli Terence’a sprawdza się Nicolas Cage. Szkoda, że aktor jest kompletnie pozbawiony instynktu w doborze ról i że wartościową kreację tworzy średnio raz na dekadę. Kreacja Terence’a jest rzeczywiście świetna, niemniej ciągle udane występy Cage’a dają się policzyć na palcach jednej ręki: „Ciemna strona miasta”, „Adaptacja”, „Naciągacze”, „Zostawić Las Vegas”. Mimo że „Zły porucznik” nie jest typowym filmem dla twórcy „Zagadki Kaspara Hausera”, Herzogowi udało się w gatunkową tkankę kryminału przemycić motywy charakterystyczne dla całej swej twórczości. Swym filmem przypomina więc, że również kino gatunkowe może być autorskie. I że wybitni reżyserzy pozostaną autorami kina również między filmowymi gatunkami.
Tytuł: Zły porucznik Tytuł oryginalny: Bad Lieutenant: Port of Call New Orleans Obsada: Nicolas Cage, Val Kilmer, Eva Mendes, Fairuza Balk, Jennifer Coolidge, Brad Dourif, Shawn Hatosy, Xzibit, Tom Bower, Vondie Curtis-Hall, Irma P. Hall, Marco St. JohnRok produkcji: 2009 Kraj produkcji: USA Data premiery: 13 sierpnia 2010 Czas projekcji: 122 min. Gatunek: dramat, sensacja Ekstrakt: 90% |