„Ile za ile” („Kac para kac”, reż. Reha Erdem) Ocena: 50% Tureckie podejście do tematu znalezionej przypadkowo walizki pełnej pieniędzy i tego, co też z nimi począć, nie zaskakuje niczym szczególnym. Bohater to skromny sprzedawca męskiej odzieży, głowa rodziny, dość nieporadny i naiwny człowiek. Torbę z forsą znajduje w taksówce, oczywiście zaraz stara się ją oddać, ale kiedy już ląduje ona w jego mieszkaniu, zaczyna się panikowanie i pierwsze zmiany w zachowaniu. Najpierw nerwowo przekłada ją z miejsca na miejsce, potem dokładnie liczy banknoty. Z gazet dowiaduje się, skąd się tak naprawdę wzięły. Potem zaczyna wreszcie ich używać, brać coraz więcej, kombinować, kupować, inwestować. Sensacyjne motywy są w filmie ograniczone raczej do minimum, chociaż jest w nim jeden dość energiczny pościg. Reżyser raczej skupia się na osobistych przeżyciach bohatera i na tym, jak stopniowo się zmienia, nieświadomie zaciskając pętlę wokół własnej szyi. Alienuje on także swoją rodzinę, podejmuje coraz bardziej irracjonalne i głupie decyzje, wdaje się w dziwną relację z sąsiadką, zmienia swój wizerunek wśród znajomych. Z filmu wyłania się oczywiste i naiwne przesłanie, że pieniądze szczęścia nie dają, niszczą życie uczciwego człowieka, korumpują i sprowadzają mnóstwo problemów. Największym atutem jest tutaj tylko zakończenie, zaskakujące, absurdalne i podnoszące ocenę tej przeciętnej produkcji. Do poziomu „Prostego planu” niestety dużo brakuje. Karol Kućmierz „I tak nie zależy nam na muzyce” („We Don’t Care about Music Anyway”, reż. Cedric Dupire, Gaspard Kuentz) Ocena: 60% Świetny pomysł na ukazanie różnorodności alternatywnej sceny muzycznej Japonii, na papierze brzmi fascynująco, wraz z bardzo chwytliwym tytułem. Ostatecznie dokument jest interesujący, ale raczej nie spełnia oczekiwań. Trzeba przyznać, że to nietypowy film dokumentalny. Nie ma w nim odgórnego, porządkującego komentarza, są jedynie dyskusje samych bohaterów filmu o różnych zagadnieniach ich sztuki, o ich motywacjach do działania w niszy i eksplorowania obszarów na granicy wytrzymałości. Przez większość czasu przemawia jednak sama muzyka. Występy niezwykle oryginalnych muzyków są osadzone w równie niezwykłych sceneriach. Jednak twórcy chyba zbytnio zaufali w niesamowitość pokazywanych artystów. Początkowo wszyscy bohaterowie zachwycają swoim oderwaniem od jakichkolwiek norm i konwencji, ale często wydaje się, że sceny z ich udziałem są zbyt przeciągnięte. Trudno też wyciągnąć z filmu jakiś krajobraz japońskiej muzyki – jej reprezentantów jest dość niewielu. Istotne jest natomiast uświadomienie, że warto robić nawet coś skrajnie dziwnego i osobistego, nie oglądając się na nikogo. Karol Kućmierz „Jej droga” („Na Putu”, Reż. Jasmila Zbanić)  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Ocena: 90% Autorka znakomitej „Grbavicy” podąża drogą wyznaczoną w swoim pełnometrażowym debiucie. Tym razem mocniej wybrzmiewają tematy religijne, tak obecnie i palące wśród bałkańskiego kotła. Reżyserka Jasmila Zbanić wnika w środowisko wahabitów – ortodoksyjnych muzułmanów którzy tworzą swoistą interesującą enklawę wśród współczesnego krajobrazu Sarajewa. Oko kamery śledzi Lunę – stewardessę związaną nieformalnie z Amarem, byłym kontrolerem lotów. Kobieta staje w obliczu jego totalnej duchowej przemiany. Amar porzuca całe swoje poprzednie życie, w imię nowej moralności i związanych z nią praw. Jego myśli i czyny dyktowane są przez wartości czczone przez wahabitów, z ust wypływają tylko utarte formułki. Mimowolnie jesteśmy świadkami dramatu kobiety, która niemal z dnia na dzień musi radzić sobie w swoim najbliższym otoczeniu z religijnym radykalizmem i jego ograniczeniami i nakazami. Jednocześnie na pierwszy plan przebija się wciąż obecna, choć dławiona ze wszystkich sił wojenna trauma, przejawiająca się w najprostszych formach – wspomnieniach o rodzinnym domu, tęsknoty za brutalnie zamordowanymi rodzicami. Mimo upływu lat okrucieństwo wojny jest nieodzownym elementem życia Bośniaków. W tej konfliktowej aurze Zbanić umiejętnie dyryguje postaciami i choć ci nie epatują przesadnym emocjonalizmem, ich wewnętrzne starcia rozbrzmiewają wyraźnym i czystym dźwiękiem. Nawet jeśli bohaterowie nie rzucają się sobie do gardeł, to napięcie między nimi jest odczuwalne po drugiej stronie ekranu. Reżyserka choć jawnie określa swoje poglądy, nie demonizuje wahabitów i nie portretuje ich społeczności w otwarcie negatywnym świetle. Zachowując wierność w wizerunkowym portrecie Sarajewa, poddaje bowiem wątek religijnego radykalizmu jedynie pod rozwagę dla każdego ludzkiego sumienia. Kamil Witek Ocena: 80% Zgadzając się z każdym słowem powyższej recenzji, chciałbym jedynie nadmienić, że dodatkowym walorem filmu Zbanić jest ukazanie dwóch wersji islamu - tej fanatycznej, być może zmierzającej w kierunku przemocy (znamienna scena powitania arabskich przedstawicieli na lotnisku), znanej doskonale z mediów, ale też przyjaznej i pogodnej, reprezentowanej przez Lunę i jej dziadków. A jest islam nie wykluczający wesołej zabawy, nie narzucający drastycznych ograniczeń, tolerującym inne wyznania, pozwalający kobietom na egzystencję w społeczności na równi z mężczyznami, na tytułową własną drogę. Dramatem, podkreślonym w tym mądrym filmie jest to, że wiele osób uważa to za odstępstwo od zasad wiary i przyczynę cierpień, jakie spadły na Bośnię. Konrad Wągrowski „Jestem twój” (Reż. Mariusz Grzegorzek) Ocena: 50% Mariusz Grzegorzek przekłada na język filmowy teatralną sztukę kanadyjskiej dramaturg Judith Thompson. 30-letnia Marta – kobieta sukcesu przechodzi kryzys i przesypia się z kryminalistą z łatwymi do przewidzenia skutkami. Powstały z tego tytułu dramat, który z pewnością świetnie funkcjonuje na teatralnych deskach, na dużym ekranie uwidocznia jednak swoje mankamenty. Przede wszystkim razi pewna teatralna umowność. Aktorzy w warstwie ekspresji, ponoć świadomie, przewartościowują swoje role, niemal w każdym możliwym kadrze wyrzucając siebie hektolitry nabrzmiałych emocji. Kreowane przez nich postaci trącają wyraźnym przerysowaniem – przykładowo gangster z wyglądu i zachowania jest rodem z pseudokomedii Lubaszenki, a Roma Gąsiorowska (siostra Marty) jedynie pogłębia swój ekranowy stereotyp idiotycznej blondynki. Co ciekawe, Grzegorzek nie ma zamiaru niczym tłumaczyć zachowania głównej bohaterki – spełnionej zawodowo i, wydawać by się mogło, życiowo kobiety. W jego zainteresowaniu leży bowiem jedynie zobrazowanie zjawiska przesytu życia, które jest udziałem coraz większej ilości z nas. Kamil Witek „Jutro będzie lepiej” (reż. Dorota Kędzierzawska) Ocena: 30% Całym sercem jestem za autorami, za indywidualnością, za konsekwentnym podążaniem własną drogą, za robieniem filmów w których ktoś czuje się dobrze. Ale do nowego filmu Doroty Kędzierzawskiej widz puka i stuka i nie zostaje wpuszczony. Stoi się więc z boku, gapi się beznamiętnie na te ładnie sfotografowane szczerbate bachory, raz uśmiechnięte, to znowu wyraźnie posmutniałe, i myślami jest się przy planach obiadowych. Historyjka niestety machnięta jest tak niezobowiązująco, że naprawdę wszystko wskazuje na to, iż chodzi tylko i wyłącznie o pocztówki ze słodkimi bachorami, a nie o film, który cokolwiek by w widzu poruszył. Od czasów „Jajka”, studenckiej etiudy reżyserki, świat Kędzierzawskiej stanął w miejscu. Co prawda stare filmowe porzekadło twardo podpowiada, że „każdy reżyser przez całe życie kręci jeden i ten sam film”, ale chyba nie wypada tego rozumieć aż tak dosłownie… Urszula Lipińska „Księżniczka Montpensier” („La Princesse De Montpensier”, reż. Bertrand Tavenier) Ocena: 70%  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Ekranizacja powieści Madame de Lafayette to klasyczne kino kostiumowe, które skupia się bardziej na efektownym połączeniu literatury z romansem i historią niż na odkrywaniu nowych horyzontów artystycznego wyrazu. Bernard Tavernier stworzył film dla miłośników francuskiej kultury, dobrego aktorstwa i pięknej oprawy wizualnej. W rezultacie „Księżniczka Montpensier” to kino urokliwe i pełne przepychu, ale niezbyt głębokie w treści. Tytułowa bohaterka zostaje wbrew swojej woli wydana za mąż za niejakiego Phillippe’a de Montpensier. Szybko musi porzucić młodzieńczy idealizm i dobroduszną naiwność, aby odnaleźć się w sieci intryg, w której będzie miejsce dla czterech mężczyzn, małżeństwa, przyjaźni, żądzy i zazdrości. Losy księżniczki zostają wzbogacone o tło historyczne: na drugim planie gorzeje konflikt religijny między katolikami i hugenotami, co dodaje wiarygodności fabule i wpływa znacząco na postępowanie bohaterów. Całość ma czar kina kostiumowego z epoki, Melanie Thierry jest zachwycająca, Gaspard Ulliel elektryzuje jako przystojny łotr, a Lambert Wilson daje przykład aktorskiej dyscypliny. Solidne kino, choć na pewno mało nowatorskie. Ewa Drab |