powrót do indeksunastępna strona

nr 07 (XCIX)
wrzesień 2010

Ten film to barok
ciąg dalszy z poprzedniej strony
KW: Czemu nieszczęsny? Wygląda na to, że od „Matrixa” nie uciekniemy i przyznam szczerze, że po „Incepcji” nie miałem takiego uderzenia obuchem w głowę jak po filmie Wachowskich 11 lat temu…
JG: Ha!
ASz: Może właśnie dlatego, że jesteś już o te 11 lat starszy?
KW: „Matrix” nie był przełomowy koncepcyjnie, czy fabularnie (listę motywów zaczerpniętych z dziesiątek dzieł popkultury można znaleźć na dziesiątkach stron internetowych, /reklama/ sam o tym zresztą niegdyś pisałem /reklama/), ale połączenie ciekawej i dość jednak łatwo przyswajalnej fabuły (choć Mossakowski wówczas twierdził, że nic z filmu nie można zrozumieć) z naprawdę nowatorską oprawą wizualną (choć też częściowo zapożyczoną) robiło swoje. Do tego „Matrix” idealnie trafił w swój czas. Słowa „something is wrong with the world” działały pod koniec XX wieku na bardzo różnych poziomach, „życie w Matrixie” weszło przecież do potocznego języka. „Incepcja” jednak takich pokoleniowych aluzji nie dostarcza.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
JG: Co ciekawe takie refleksje pojawiają się już teraz, chwilę po premierze. Nawet entuzjaści wskazują, że raczej nie będzie to film kultowy i kulturotwórczy, wspominany po latach jako punkt odniesienia a przynajmniej część popkulturowego kodu. Inna sprawa czy takie oceny są uprawnione przy braku perspektywy czasowej, ale to już ktoś starszy i choćby tego „Matrixa” (naczelny pewnie sięgnie jeszcze dalej i wspomni o początkowym chłodnym przyjęciu „Łowcy androidów” i „Odysei kosmicznej”) oglądający w chwili premiery bardziej świadomie i z większym wówczas bagażem doświadczeń powinien się wypowiedzieć – jakie były reakcje tuż po premierze? czy ktoś przewidywał wpływ filmu Wachowskich na popkulturę, przeniknięcie do innych dziedzin życia (vide nawiązania polityczne)?
KW: „Matrix” nie przeszedł bez echa, nie był „sleeperem” w takim sensie jak „Odyseja” i „Blade Runner”, których złożoność i drugie dno zostało dostrzeżone po ładnych paru latach. Pamiętam, że właściwie od razu po premierze „Matrixa” zaczęły się dyskusje na temat znaczeń motywów w nich zawartych, słów wypowiedzianych, interpretacji nazwisk etc. Oczywiście poza Polską – bo u nas ówczesny przeciętny krytyk (wówczas średnia wieku 76 lat) uznał film za chaotyczny mętlik (zajrzyjcie choćby do „Filmu” z 1999 roku).
MK: Faktycznie, nie był sleeperem. Akurat w czasie premiery i trochę po byłem w Stanach i pamiętam, że w ówczesnych pismach fantastycznych praktycznie od razu pojawiły się obszerne recenzje i felietony, np. mająca w „Fantasy&Science Fiction” stałą rubrykę Kathi Maio napisała spory tekst o „pożyczalstwie” Wachowskich.
KW: Ale – przyznajmy – Wachowscy dali tu bardzo wyraźne tropy. Baudrillard (i jego książka „Simulacra and Simulation”), Reagan, nawiązania religijne pojawiają się w filmie w bardzo bezpośredni sposób i dorobienie do nich interpretacji nie wymagało dużego wysiłku.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Co ciekawe, „Matrix” okazał się taką „Odyseją” a rebours. U Kubricka istotność przekazu dostrzeżono po latach. U Wachowskich najpierw widziano drugie dno psychologiczne, polityczne, społeczne, a potem uznano, że bracia po prostu powpychali do filmu wszystko, co im wpadło do głowy, bez jakiejś głębszej myśli, a inni ludzie do tego dorobili interpretację. Ja jestem zwolennikiem tezy, że nie jest ważne, co twórca myślał, ważne, co do czego potrafi zainspirować samo dzieło, więc będę bronił „Matrixa”.
Nolan tak się nie bawił. Mamy tu co prawda znaczące imiona (Ariadne, Mal), nie da się uciec od wujka Freuda – ale nie ma tego dużo. Gdybym chciał szukać głębszej myśli w „Incepcji”, to poszedłbym tropem samego tytułu i początkowych słów – mechanizmów przez jakie w nas rodzą się idee. Bo przecież wątek zwątpienia w rzeczywistość od czasów choćby Dicka jest tak zgrany, że ciężko już coś dodać. Zresztą – kończąc już nawiązania do „Matrixa” – sam Morfeusz mówi słowa, które mogą być mottem dla „Incepcji": „Czy miałeś kiedyś sen, Neo, o którym byłeś pewien, że to prawda? Co by było, gdybyś nie mógł się z tego snu obudzić? Jak odróżniłbyś świat ze snu od prawdziwego świata?”.
MK: Jeszcze na sekundkę o „Matrixie” – niedparcie matriksowa była dla mnie fraza o „leap of faith”. Gdy ją usłyszałem w „Incepcji”, zobaczyłem Neo starającego się – po raz pierwszy – przeskoczyć z wieżowca na wieżowiec.
JG: Nic w tym dziwnego: oba filmy opierają się na koncepcji zmieniania świata za pomocą siły umysłu i wiary przy konieczności posiadania woli silnej na tyle, by podjąć ryzyko całkowitego zanegowania otaczającej rzeczywistości (działanie samobójcze).
No właśnie, a wracając do wypowiedzi Marcina – czy jest sens w ogóle szukać tu głębszej myśli? Czy jakaś się w „Incepcji” kryje? Moim zdaniem niewiele (imiona to akurat dość prostackie nawiązania – no ale w końcu mówimy o letnim blockbusterze…), ale jeśli już to też poszedłbym tropem kiełkowania idei, subtelnych tropów, które zgodnie z efektem motyla wpływają na światopogląd, podejmowane działania i w ogóle całe życie. Bo o haśle „skąd wiesz że nie żyjesz we śnie” (w matriksie, w zaświatach itp. itd.) niewiele nowego da się chyba powiedzieć.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
I, nomen omen, idea incepcji przy całej mojej ostrożności wobec filmu Nolana podoba mi się chyba, koncepcyjnie, najbardziej. Obserwacja wzięta z życia i rozpracowana na kilku płaszczyznach, wpleciona znakomicie nie tylko w strukturę fabularną filmu, ale też w jego wydźwięk (tu padnie może trochę za mocne słowo) ideologiczny. Czym innym bowiem niż incepcją idei o nierealności naszego świata jest nie tylko końcowa scena z bączkiem, ale w ogóle cały film? Trochę żałuję tego, że historia kręciła się wokół wyjątkowości tego procesu, a więc mieliśmy go w filmie niezbyt wiele. Żałuję też, że – choć to byłoby z pewnością trudniejsze, jeśli nie niemożliwe ze względu na ograniczenia czasowe – nie pokazał Nolan skutków incepcji, tzn. kolejnych, innych niż wcześniejsze, decyzji młodego dziedzica firmy, czy choćby narastającej w Mal paranoi, która w końcu pozwoliła jej położyć głowę na tory.
KW: Ale Mal skoczyła z okna! Na tory to ona się kładła we śnie.
JG: W momencie skoku to ona była przekonana do idei nierealności świata i to aż nadto. Mnie chodzi o to, żeby zobaczyć jak powoli kiełkowało w niej przekonanie o tym, że niezakłócone przez dziesięciolecia (a w momencie skoku w „rzeczywistości” miała świeżo w pamięci fakt bawienia się we wchodzenie w sny, więc zapewne nie była to dla niej tak dramatyczna decyzja) życie w limbo jest nieprawdziwe.
KW: To prawda – sama incepcja jest w tym wszystkim najważniejsza (a ja przy okazji pogratuluje dystrybutorowi, że tym razem nie kombinował ani z nazwą, ani z samym tytułem filmu, tylko wprowadził takie pojęcie, jakie by z pewnością powstało w języku polskim). Jednym z najciekawszym momentów jest finałowy wyraz twarzy Roberta Fischera (swoją drogą – kolejne znaczące nazwisko), który po przebudzeniu zaczyna zastanawiać się nad tym, co mu się śniło. Może to temat na sequel?
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Nie zapomnijmy jednak o drobiazgach, bo – wracając do inicjalnego pytania – to one moim zdaniem w dużym stopniu decydują o wyjątkowości filmu Nolana. A jest takich perełek tutaj mnóstwo. Spójrzmy zresztą (uwaga – jeśli ktoś, kto nie oglądał filmu, jest tak szalony, że czyta tę dyskusję, w tej chwili powinien naprawdę przestać!). Po pierwsze – twoja senna ochrona ma za zadanie nie chronić ciebie, ale cię… zabić. Po drugie – jak to jest kapitalnie filmowane, że twory z podświadomości, choć ogólnie pozostają ludźmi, nie otrzymują praktycznie żadnej osobowości (nie mają imion,ich twarze nigdy nie są widoczne – nawet w chwilach walki wręcz). Po trzecie – te sprzężone „kicki” i cała organizacja i koordynacja tego procesu. Po trzecie – myśl, że we śnie każdy z nas chce być Jamesem Bondem („I wish I was James Bond, just for the… night”). Po czwarte – cała akcja z pakowaniem śpiących lewitujących do windy. Po piąte – wyjeżdżający znienacka ogromny pociąg na środku ulicy. Takich perełek naprawdę jest tu mnóstwo – i wielu z nich nie postawiłbym zarzutu zapożyczenia.
MK: Nie zgadzam się z drugą tezą. Projekcje podświadomości miały rysy i były odróżnialne, chociaż oczywiście tworzyły tłum nieistotnych postaci. Ochroniarze, których pokonał w hotelu Arthur, byli zwaliści, a jeden z nich był Azjatą z wąsem. Twarze świty w limbo Saito także były jednoznacznie azjatyckie.
KW: I naprawdę zapamiętałeś którąkolwiek twarz? Przecież nie mówię, że były wytarte czy zamaskowane. Mówię, że przez sprytne filmowanie otrzymywały mniej osobowości niż żołnierze złoczyńców z Bonda. Bo pięknie współgrało z koncepcją, że są to po prostu projekcje senne, których z reguły nie zapamiętujemy.
MK: A i pierwsza teza jest naciągana – projekcje miały zabić intruzów, nie gospodarza. Gospodarz natomiast mógł wyjść ze snu poprzez śmierć.
KW: Dlatego właśnie projekcje obronne między innymi próbują zabić chronioną przez siebie postać.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
MK: Natomiast jeśli idzie o perełki – podobały mi się wrzucane co jakiś czas obrazy Mal czy dzieci Cobba. Przypominały, że to nie jest rzeczywistość, a także to, że w psychice Cobba są coraz głębsze wyłomy. To z kolei ukazywało, że Cobb i ekipa walczą z czasem nie tylko z powodu postrzału Saito, ale i z powodu coraz silniejszej awatary Mal. Świetny był także pomysł z panem Charlesem – realną osobą udającą projekcję, żeby wyprowadzić w pole śniącego – nieświadomego stwórcę projekcji.
JG: A wracając jeszcze do wspomnianego przez Konrada pociągu – też mieliście wrażenie, że cały film wizualnie nie zaprezentował wiele więcej niż zwiastun?
KW: Na zwiastunie przezornie zamykałem oczy…
MK: A ja go w ogóle nie widziałem, na szczęście.
JG: No to rzućcie sobie okiem: pociąg, nieważkość, zawijanie miasta, rozpadające się miasto-klif w limbo – to wszystko było już w zwiastunie, który co ciekawe w ogóle nie wygrywał sensacyjnej konwencji „heist movie” czy mocno „bondowego” finału. Trailer budował więc nieco inny obraz filmu (tak jakby to było coś nowego…) niż w rzeczywistości. Ciekaw jestem, ilu widzów zawiodło się na tym, oczekując spektakularnych, monumentalnych efektów specjalnych na miarę „2012” (bo i trochę katastroficzne wrażenie zwiastun robił), a dostało przeintelektualizowany thriller z nieco staroświecką strzelaniną.
KW: Bo to rzeczywiście ma taki powab retro (takie zresztą było założenie z tego co mi wiadomo – Nolan pragnął nakręcić „swojego Bonda”). Czy się rozczarowałem? W czasie seansu w ogóle o tym nie myślałem, tempo było doskonałe, montaż z pewnością Oscarowy. Potem może trochę zrobiło mi się żal, że nie było więcej scen z „zawijaniem miasta”. Ale taka była przecież koncepcja – sen miał być jak najbardziej zbliżony do rzeczywistości. A że trailery kłamią, wiadomo od dawna…
W każdym razie mam ochotę obejrzeć film jeszcze raz, choćby po to by poprzyglądać się szczegółom miasta wykreowanego we śnie Cobba i Mal…
ASz: Dla mnie ten fragment był jedną z najbardziej zdumiewających rzeczy w całym filmie. Móc stworzyć sobie całkowicie własny świat – pałace z ogrodami jak z bajki albo stacje kosmiczne, górskie hale czy rafy koralowe, a zamiast tego stawiać rzędy jednakowych wieżowców! Nigdy tych Amerykanów nie zrozumiem…
JG:… czyli chciałaś powiedzieć „jedną z nagłupszych głupotek tego filmu” – zgadzam się.
KW: E tam. Nie można krytykować kogoś za to, co we własnym śnie uważa za najpiękniejsze. To naprawdę bardzo osobista sprawa. :)
Na koniec dodam jedną niezaprzeczalną zaletę „Incepcji” – po raz pierwszy od lat pojawił się film, który zachęcił miliony ludzi, by… przyjrzeli się dokładniej własnym snom. W końcu to nadal chyba jeden z najbardziej nieodgadnionych światów.



Tytuł: Incepcja
Tytuł oryginalny: Inception
Reżyseria: Christopher Nolan
Zdjęcia: Wally Pfister
Scenariusz (film): Christopher Nolan
Muzyka: Hans Zimmer
Rok produkcji: 2010
Kraj produkcji: USA, Wielka Brytania
Dystrybutor (kino): Warner
Data premiery: 30 lipca 2010
WWW: Strona
Gatunek: SF, thriller
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
powrót do indeksunastępna strona

108
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.