powrót do indeksunastępna strona

nr 07 (XCIX)
wrzesień 2010

Pot i Kreff: Rockowy Dream Team cz. 2
Deep Purple ‹Made in Japan›
Członkowie Deep Purple tak naprawdę nigdy nie byli do końca zadowoleni z tego krążka. Niektórzy z nich do dziś uważają, że mogli nagrać lepszą płytę i to zarówno w kontekście samej gry, jak i jakości nagrania. Cóż, artystom zawsze trudno dogodzić, grunt, że poza nimi większość jest zgodna co do tego, że „Made in Japan” to najlepsza płyta koncertowa świata.
Zawarto¶ć ekstraktu: 100%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
W marcu 1972 roku ukazał się album „Machine Head”, ostatnie wielkie dzieło kwintetu Blackmore, Lord, Paice, Gillan i Glover. Niektórzy uważają, że nawet największe w ich dorobku. Zespół był wtedy u szczytu twórczych możliwości i w tak dobrej formie, jak nigdy przedtem i później. W sierpniu tego roku wybrał się do Japonii, by dać tam trzy koncerty – 15 i 16 w Osace oraz 17 w Tokio. Wszystkie zarejestrował Martin Birch z zamiarem późniejszego opublikowania któregoś z nich. Ostatecznie dokonano selekcji i najlepsze momenty zebrano na krążku „Made in Japan”. Jak już wspomniałem, muzykom nie bardzo się podobał, dlatego początkowo planowano wydanie go wyłącznie na rynku japońskim. Na szczęście stało się inaczej.
Dzięki temu albumowi poznajemy Deep Purple jako idealnie pracującą maszynę. Każdy z muzyków ma tu swoje miejsce i wszyscy podświadomie się rozumieją, dzięki czemu idealnie współgrają w czasie długich improwizacji. Trudno w to uwierzyć, ale wszystkie zaprezentowane tu kompozycje wypadają o wiele lepiej niż na płytach studyjnych, choć wydaje się to niemożliwe.
Na początek dostajemy strzał między oczy, czyli jeszcze bardziej niż na „Machine Head” rozpędzoną wersję „Highway Star”. Jest wprost nie do pomyślenia, aby dało się grać szybciej i utrzymać taki feeling. Do tego dochodzi zabójcza solówka gitarowa Blackmore’a, w czasie której wydaje się, że ma on po sześć palców u każdej ręki.
Dalej mamy „Child in Time”, czyli jeden z najgłośniejszych manifestów antywojennych. Gillan po raz kolejny udowadnia, że krzyk też może być sztuką. W części instrumentalnej znów wymiata Blackmore, ale Lord ze swoimi klawiszami dzielnie mu wtóruje. Rozbrajał mnie zawsze moment, kiedy po opętańczej galopadzie wszystkie instrumenty jak na komendę nagle milkną i na moment zapada cisza. Tak równo potrafią grać tylko najlepsi.
Chwila oklasków i słyszymy najsłynniejszy riff świata – to „Smoke on the Water”. Coś jednak musiało pójść nie tak i Blackmore go przerywa, ale tylko po to, by zacząć od nowa – i tu już nie ma mowy o jakichś wpadkach. Dialogi gitarowo-organowe to absolutne mistrzostwo świata, ale poza nimi w utworze dzieje się tak dużo, że odnosi się wrażenie, jakby na scenie stała armia muzyków, a nie tylko pięć osób.
Następny w kolejce jest „The Mule”. Nerwowa perkusja Iana Paice’a od początku daje o sobie znać. Nie musimy zresztą długo czekać, by pozostali muzycy ucichli i zaczęły się perkusyjne popisy. Całość jest tak wciągająca, że nawet nie zauważymy kiedy minie dziewięć minut tego utworu.
Majstersztykiem jest również „Strange Kind of Woman”. Już w oryginale kawałek ten jest wyjątkowo udany, a tu staje się pretekstem do wspólnej zabawy i improwizacji. Jej głównymi bohaterami zostają Blackmore i Gillan, którzy prowadzą ze sobą obłędny dialog.
Dalej jest „Lazy” z dłuższym popisem Jona Lorda na początku. Później bowiem utwór zaczyna się rozkosznie bujać. Ponad to należy dodać, że Ian Gillan gra tu na harmonijce ustnej.
Wreszcie dochodzimy do wielkiego finału w postaci „Space Truckin’”. Wielkiego dosłownie i w przenośni, ponieważ poza tym, że kawałek ten zagrany jest z większą werwą niż w studio, to jeszcze rozciągnięty jest do blisko dwudziestu minut. To pozostałość po psychodelicznych, koncertowych odjazdach Purpli z początku kariery, kiedy folgowali improwizatorskim zapędom w trakcie odgrywania „Mandrake Root” czy „Wring That Neck”. Pamiętajmy, że jesteśmy w pierwszej połowie lat 70. Tak się wtedy grało koncerty!
„Made in Japan” doczekało się licznych wznowień i specjalnych edycji. W wydaniu z 1998 roku dorzucono do zestawu drugą płytę, na której znalazły się 3 inne utwory, które były grane w czasie trasy po Japonii – „Black Night”, „Speed King” i „Lucille”. Największe wrażenie robi ten pierwszy, ale warto posłuchać wszystkich.
W 1993 roku z okazji 21 rocznicy wydania „Made in Japan” światło dzienne ujrzał kolejny zbiór nagrań z Japonii, tym razem kompletny – „Live in Japan”. Na trzech CD zmieszczono bowiem wszystkie trzy występy, jakie w sierpniu 1972 roku Purple zagrali w Kraju Kwitnącej Wiśni. Czy muszę wspominać, że dla fanów jest to pozycja obowiązkowa? Nie sądzę…



Tytuł: Made in Japan
Wykonawca / Kompozytor: Deep Purple
Wydawca: EMI
Data wydania: grudzień 1972
Czas trwania: 76:44
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Utwory
1) Highway Star: 6:43
2) Child in Time: 12:17
3) Smoke on the Water: 7:36
4) The Mule: 9:28
5) Strange Kind of Woman: 9:52
6) Lazy: 10:27
7) Space Truckin': 19:54
Ekstrakt: 100%
powrót do indeksunastępna strona

180
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.