powrót do indeksunastępna strona

nr 07 (XCIX)
wrzesień 2010

ENH, czyli ponad pół setki filmów (2)
Dziś kończymy relację z Nowych Horyzontów - między innymi Coppola, Herzog i twórcy mniej znani, za to bijący tych znanych na głowę. Zapraszamy na kolejne ćwierć setki minirecenzji.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
„Petropolis” (reż. Peter Mettler)
Ocena: 50%
Przepięknie nakręcone loty nad krajobrazami zanieczyszczanymi na ogromną skalę przez wydobywanie ropy z piasków bitumicznych. Epickim zdjęciom z lotu ptaka towarzyszy oszczędna muzyka, hipnotyczna i wspomagająca kontemplację piękna planety zderzonej z ingerencją człowieka i bezlitosnych technologii. Mimo że film trwa jedynie 43 minuty, to materiał spokojnie można by okroić do 10 bez dużej straty. Jeśli ktoś nie jest entuzjastą tego typu widoków, to „Petropolis” i tak nie zapewni mu wielu artystycznych uniesień. Największym zwrotem akcji jest nagłe pojawienie się komentarza z offu pod koniec filmu, który pomaga umiejscowić oglądane obrazy w kontekście. Może kogoś to zainspiruje do większej aktywności w ochronie środowiska.
Karol Kućmierz
„Phobidilia” (reż. Doron i Yoav Paz)
Ocena: 60%
Kameralny (dosłownie – bo praktycznie cały zamknięty w jednym pomieszczeniu) film braci Paz miał być wypowiedzią na temat współczesnego człowieka, okazał się jednak raczej wypowiedzią na temat pewnej współczesnej choroby. Bohater, niezdolny do egzystencji w dzisiejszym złożonym świecie, decyduje się zamknąć w czterech ścianach. To owa „phobidilia” – z jednej strony fobia, z drugiej idylla, bo egzystencja przed komputerem i telewizorem, bez zagrożeń ze strony świata zewnętrznego, zdaje się być wymarzonym sposobem na życie. Dwie osoby – ocalony z Holokaustu sąsiad i ponętna znajoma – próbują wyciągnąć bohatera z jego azylu. Niespecjalnie odkrywcze, ale zrobione w tempie, z niezłą muzyką, ciekawymi odwołaniami popkulturowymi i ładną sceną erotyczną.
Konrad Wągrowski
„Podróż ku słońcu” („Gunuse Yolcoluk”, reż. Yesim Ustaoglu)
Ocena: 90%
Piękny film Yesim Ustaoglu, kontrowersyjnej w Turcji reżyserki, która porusza tematy społeczne i polityczne, opowiada historię przyjaźni, opresji i niesprawiedliwości. W „Podróży do słońca” zostaje poruszona kwestia imigracji do Stambułu ze wschodnich krańców kraju i prześladowań imigrantów, a przede wszystkim Kurdów. Główny bohater w imię przyjaźni wyrusza w podróż odwrotną – ze stolicy do wiosek wschodu, czyli tam, gdzie wschodzi słońce. Film Ustaoglu jest przejmujący, choć nakręcony subtelnie i z dystansem. Reżyserka pokazuje turecką rzeczywistość z 1999 roku, zwracając uwagę na biedę, ograniczenia, bezkarną dominację władz, zapomnienie prowincji, prześladowania. Zderza te obrazy z wartościami i pięknymi uczuciami, które rodzą się między bohaterami, mimo nieprzyjaznej sytuacji w kraju. Ustaoglu potrząsa i wzrusza, a „Podróż do słońca” zostaje w pamięci na długo jako refleksja i wspomnienie wielkich, choć wyciszonych emocji, towarzyszących postaciom w momentach oporu względem agresywnej rzeczywistości i poświęcenia dla drugiej osoby. Tak działa wybitne kino.
Ewa Drab
„Powrót Kapitana Niezwyciężonego” („Return of Captain Invincible”, reż. Phillipe Mora)
Ocena: 80%
Australijski reżyser Phillipe Mora był w tym roku niekwestionowanym królem Nocnego Szaleństwa. „Powrót Kapitana Niezwyciężonego” to swego rodzaju prekursor antyfilmów o superbohaterach. Mora bowiem jako pierwszy zadrwił z ikon amerykańskiej popkultury, uderzając otwarcie w kryształowy wizerunek herosów, uważanych ówcześnie za ideał cnót i obrońców moralności. Kapitan Niezwyciężony (Alan Arkin) to zachlany i zapomniany bohater z brzuszkiem, na dodatek kompletnie niepanujący nad swoimi mocami. Najprościej mówiąc, jest „herosem z problemami”, którzy obecnie tak licznie goszczą na dużych ekranach. Zresztą w filmie Mory odnajdziemy liczne inspiracje do późniejszych produkcji o superbohaterach. Przykładowo całą początkową czarno-białą sekwencję skopiowano w „Iniemamocnych”, a wątek alkoholowego problemu u herosów pojawił się choćby w niedawnym „Hancocku”. Co ciekawe, „Powrót…” to chyba jedyny film o herosach w przebraniu utrzymany w konwencji… musicalu. Nikogo zatem nie dziwi, że surrealizm kipi z ekranu, kapitan musi toczyć walkę z wojowniczymi odkurzaczami, a w finałowej scenie większe zagrożenie dla niego leży nie po stronie złowrogiego Mr. Midnighta, tylko barku wypełnionego różnorakimi alkoholami.
Kamil Witek
„Puskas Hungary” (reż. Tamas Almasi)
Ocena: 70%
To, że Ferenc Puskas wielkim piłkarzem był, wiedzą wszyscy. To, że poza boiskiem również dorównywał swojej postawie z pola gry, już mniej. „Puskas Hungary” jest konwencjonalnym dokumentem, w którym materiały archiwalne wymieszane są ze współczesnymi wspomnieniami. Poznajemy jego losy, wspaniałe mecze za czasów złotej węgierskiej jedenastki i wpływ historii na jego życiorys. Niezłomną postawę wobec węgierskiej wiosny, ciężkie lata wobec zakazu gry. Ostateczny wybór ucieczki za granicę i powrót do znakomitej formy w Realu Madryt, a także sukcesy na polu trenerskim (doprowadzenie ówcześnie półamatorskiego Panathinaikosu do finału Pucharu Europy). Dokumentalista Tamar Almasi wystawia swoistą laurkę wielkiej postaci, ale bez przesadnego wybielania (pojawia się krytyka jego zbytniej rozrzutności i szczodrości wobec nawet obcych mu ludzi). Nie ma jednak wątpliwości, że za powstaniem dokumentu stało sportretowanie człowieka, który do dzisiaj, mimo upływu lat, jest najsłynniejszym i najbardziej rozpoznawalnym Węgrem na świecie.
Kamil Witek
„Puszka Pandory” („Pandoranin kutusu”, reż. Yesim Ustaoglu)
Ocena: 80%
Najnowszy film tureckiej reżyserki Yesim Ustaoglu różni się znacząco od swoich poprzedników, choćby od pokazywanej na festiwalu „Podróży do słońca”, ale wciąż tak samo konfrontuje zachowania bohaterów z tłem społecznym. „Puszka Pandory” jest na pewno dużo bardziej dojrzała i złożona pod względem konstrukcji bohaterów. Ustaoglu pokazuje współczesną turecką rodzinę, w której zachodzą gwałtowne zmiany, gdy matka dorosłego już rodzeństwa zaczyna chorować na Alzheimera i zostaje przywieziona ze wsi do stolicy. Otrzymujemy dokładny portret każdego z bohaterów, łącznie z wnukiem chorej kobiety, który nie akceptuje otaczającej go rzeczywistości i pewnie dlatego nawiązuje kontakt z babcią. Oboje – babcia i wnuk – nie mieszczą się w kategoriach wprowadzonych przez społeczeństwo. Chłopiec się buntuje, kobieta jest stara i chora, a więc oboje znajdują się na marginesie, są nieprzydatni. Ich relacja w zderzeniu z konfliktami pomiędzy dziećmi kobiety budzi ciepłe uczucia i zrozumienie. Ustaoglu dorzuca jeszcze w tle kontrast między prowincją a miastem, naturą a drapieżnością blokowisk, zaślepieniem materializmem i chorymi ambicjami a spokojnym życiem w zgodzie z sobą. To niewątplwie mądry, choć miejscami nierówny, film do przemyśleń.
Ewa Drab
„Radio On” (reż. Christopher Petit)
Ocena: 80%
„Dobry tytuł. 35 mm. Czarno-biały. Dobra muzyka”. Tak zapowiedział film przed seansem reżyser Christopher Petit i dokładnie to zostało zaprezentowane. Główny bohater wyrusza w podróż po Wielkiej Brytanii, dowiadując się o samobójstwie swojego brata. Jednak jest to tylko punkt wyjścia do samej podróży po depresyjnych angielskich krajobrazach końca lat 70. Film został zilustrowany sporą dawką znakomitej muzyki, o tyle ciekawie zastosowanej, że zawsze ma ona swoje źródło w świecie filmu – najczęściej w odtwarzaczu samochodowym bohatera. I tak film zaczyna się epickim „Heroes” Davida Bowiego, słyszymy także dużo Kraftwerk czy Roberta Frippa. Petit świadomie zrezygnował z rozkwitającego wówczas punk rocka, uznając wyżej wymienionych klasyków za bardziej ponadczasowych. Była to dobra decyzja, film do dzisiaj „brzmi” świetnie, a dobór utworów znakomicie pasuje do klimatu filmu. Widać tu inspiracje niemieckim kinem Wendersa czy Fassbindera, co podkreślał sam reżyser, w opozycji do klasycznego, amerykańskiego kina drogi. Autorem znakomitych zdjęć jest zresztą sam Martin Schäfer. Droga głównego bohatera prowadzi go do celu, jednak nie wyciąga on raczej żadnych doniosłych wniosków, spotkania z innymi postaciami nie zmieniają go; wszyscy są raczej osobnymi wyspami, które mijają się obojętnie. Droga jest tylko zewnętrzna i geograficzna, osobowość bohatera pozostaje w tym samym miejscu. Na końcu zostawia on swój samochód na krawędzi przepaści, profetycznym gestem antycypując kolejny rozdział historii Wielkiej Brytanii.
Karol Kućmierz
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

103
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.