Tak jak Gordon Gekko, bohater dyptyku o słynnej nowojorskiej giełdzie na Wall Street, był niepokonanym rekinem finansjery, tak reżyser Oliver Stone cieszył się kiedyś opinią króla kontrowersji i upolitycznionego publicysty. Niestety, ostatnio Stone zmiękł, poddał się swojemu przerośniętemu ego i stracił poczucie równowagi w kręceniu filmów. Najlepszym dowodem niech będzie „Wall Street: Pieniądz nie śpi”, w którym ekscytację zastępuje nuda, a cynizm – sentymentalizm.  |  | ‹Wall Street: Pieniądz nie śpi›
|
Druga część „Wall Street” opowiada o powrocie legendarnego Gordona Gekko po zakończeniu odsiadki w więzieniu. Jednak to nie bohater Michaela Douglasa gra w fabule kontynuacji pierwsze skrzypce, a kreowany przez gwiazdę młodego pokolenia, Shię LaBeoufa, Jacob Moore – przebojowy makler zajmujący się odnawialnymi źródłami energii. Młodego mężczyznę napędza chęć zemsty za krzywdy zadane jego mentorowi oraz miłość dla giełdowych gierek i pieniędzy. Ma to, czego Gekko brakuje: młodość, świeże pomysły, ale także skrupuły. W zderzeniu z postacią Douglasa, Moore mógłby wpaść już na zawsze w sieć spisków i intryg prowadzących do wątpliwego bogactwa, lecz staje jedynie na brzegu przepaści i nie wykonuje kluczowego skoku. Nie pozwala mu na to Stone, który woli rozcieńczyć obraz żarłocznych finansistów i maklerów w mdłej historyjce o ojcu i córce, rodzinie i upływającym czasie, kryzysie otwierającym oczy na to, co „naprawdę się w życiu liczy”. Nie można potępiać postawy reżysera w stosunku do prawdziwych wartości, ale czy naprawdę o tym Stone umie opowiadać najlepiej? Otóż nie umie, a nawracający się Gekko z ludzkimi uczuciami, to jak Gekko pozbawiony przysłowiowych jaj. Niby ten sam facet, lecz zdjęcie mu z twarzy maski niewzruszonego cynizmu deformuje wymowę całego filmu. I na tym z grubsza polega problem kontynuacji „Wall Street” – mimo bardzo dobrej realizacji i doskonałego aktorstwa, Stone nie przekonuje ani przez chwilę. Chce być drapieżny jak za dawnych dobrych lat, ale za kilka minut słodzi miłosnymi obrazkami Moore’a i córki Gekko, Winnie. Zamiast skupić się na pokazaniu niszczycielskiej siły pieniądza i prawdziwego oblicza kryzysu finansowego, zbacza z toru i niczym praworządny szeryf karze złych chłopców, a wybiela bohaterów pierwszego planu. Nie potrafi zdobyć się na odwagę i pokazać, że jego protagoniści są podobni to reszty kanciarzy z Wall Street. Nie, Moore posypie głowę popiołem, Gekko – zmięknie, choć zachowując dystans. Oczywiście, Stone się starzeje, Gekko się starzeje i czas gra coraz istotniejszą rolę, ale nie oszukujmy się. Nie kręci się filmu o światowej giełdzie, żeby rozpłynąć się na koniec w sentymentach. To nawet bardziej przypomina zdziadzienie niż moralizatorstwo. Wtedy, gdy Stone koncentruje się na finansowych przekrętach, film nabiera rumieńców. Wprawdzie daje o sobie znać przerośnięte ego reżysera, które każe mu przedstawiać świat Wall Street z perspektywy pierwszego uzdrowiciela Ameryki, ale Douglas, LaBeouf i Brolin wyciskają z rozciągniętej akcji maksimum. Dzięki nim, nawet jeśli nie ma się zielonego pojęcia, na czym polega lewarowanie albo insider trading, chętnie śledzi się rozwój wydarzeń. To przyjemność patrzeć na takie aktorstwo: LaBeouf udowadnia, że liczy się w Hollywood, Douglas ma charyzmę, a Brolin łotrowski urok. Nawet Carey Mulligan skazana na nijaki wątek romantyczno-rodzinny przykuwa uwagę jako córka Gekko. Jej postać przypomina jednak o wątłej roli kobiet u Stone’a. Reżyser wszystko opisuje z perspektywy fallusa, bo tylko faceci umieją robić pieniądze i podejmować słuszne decyzje. W filmie występują raptem trzy kobiety, których role są oczywiste – Winnie jest od małżeństwa, dziecka i pracy (to prawie jak hobby) w portalu non-profit, matka Moore’a topi pieniądze i żebrze ciągle u syna o czeki, a jego współpracownica z giełdy tak czy siak musi ustąpić pod naporem męskiego geniuszu. Bardzo konserwatywne i szowinistyczne podejście, panie Stone. Można było oczekiwać demaskatorstwa i pazura, otrzymaliśmy tymczasem ciepłe kluchy. Niby Stone ma dużo do powiedzenia na tematy publicystyczne i to mu się chwali, ale wreszcie nie potrafi z giełdowego chaosu ułożyć uporządkowanej całości. Jeśli zachciało mu się moralizowania, mógł chociaż uczynić ze spotkania Moore’a i Gekko faustowską przypowieść na temat walki o duszę chłopca, którego da się jeszcze uratować. Niestety, reżyser woli przewidywalne rozwiązania fabularne. Ma świetną obsadę, niezłe pomysły i wiedzę, dobrych specjalistów na planie, a nie wykorzystuje ich do stworzenia czegoś wielkiego. To już nie jest ten sam Stone, który włożył Gordonowi Gekko w usta słynny cytat: „Chciwość jest dobra”. Tamten Stone się nie cackał, ten dzisiaj – przynudza.
Tytuł: Wall Street: Pieniądz nie śpi Tytuł oryginalny: Wall Street: Money Never Sleeps Rok produkcji: 2010 Kraj produkcji: USA Data premiery: 24 września 2010 Czas projekcji: 133 min. Gatunek: dramat Ekstrakt: 40% |