powrót do indeksunastępna strona

nr 08 (C)
październik 2010

Muzyka i maski
Juan Diaz Canales, Juanjo Guarnido ‹Blacksad #4: Piekło, spokój›
Czwarty tom przygód kota detektywa – „Blacksad. Piekło, spokój” – zabiera nas do Nowego Orleanu. A skoro Nowy Orlean, to oczywiście jazz i koniec karnawału, a skoro karnawał, to nie możemy być pewni, czy wszyscy są tymi, na których wyglądają…
Zawarto¶ć ekstraktu: 100%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
W cyklu o Blacksadzie retrospekcje zawsze stanowiły ważny element narracji, jednak tom czwarty wykorzystuje je w tak dużym stopniu, że czytelnikowi grozi zagubienie – brak graficznego wyróżnienia1) przeskoków w czasie nie ułatwia sprawy.
Jesteśmy zatem w Nowym Orleanie lat 50. XX wieku. John Blacksad wraz ze swoim kumplem – reporterem Weeklym (który tu awansuje na pełnoprawnego sidekicka) wizytuje mniej i bardziej podłe speluny, poszukując pewnego muzyka jazzowego. Śledztwo jest – jak to zwykle w przygodach Blacksada – niebezpieczne, obfituje w pościgi i bójki, a życie głównego bohatera nie raz jest zagrożone. Akcja jest tak dynamiczna, że jej dodatkowe komplikowanie mieszaniem chronologii wydarzeń wydaje się chwytem niepotrzebnym.
Dzięki talentowi scenarzysty i rysownika możemy w pełni odczuć atmosferę Nowego Orleanu. Kadry obfitują w szczegóły: jeżeli bohater pożywia się w kreolskiej restauracji, to przyprawia zupę – zapewne słynne luizjańskie gumbo – sosem tabasco; jeżeli kapłanka wudu odprawia rytuał, to na obrazku bez trudu wypatrzymy veve (skomplikowany graficznie symbol służący do przywoływania duchów loa). Nie mogło też zabraknąć klubów jazzowych oraz wielkiej parady w Mardi Gras – ostatni dzień karnawału. Kilmat lat 50. też oddany jest wiernie: z jednej strony beztroska i dobrobyt, z drugiej – segregacja rasowa, świeże echa wojny oraz nawiązanie do słynnej sprawy „dzieci talidomidu”.
Rysunki Guarnido są jak zwykle perfekcyjne. W nieustanny podziw wprawia mnie jego umiejętność takiego rysowania zwierzęcych „twarzy”, że są bardzo ludzkie i pełne ekspresji, nie tracąc jednocześnie nic ze swych cech końskich, kozich, bizonich, małpich… Również dynamika gestów w dowolnych scenach – pościgu, walki, zalotów, osuwania się skrajnie wyczerpanego ciała – wychodzi temu grafikowi bezbłędnie, pozwalając na zawarcie w jednym czy dwóch kadrach całej gamy uczuć.
Ponieważ akcja toczy się w ostatnich dniach karnawału, powracającym motywem są maski – zarówno w sensie przebrania, jak i masek zakładanych w życiu. Nie wszystkie postaci okazują się dokładnie takie, za jakie uważaliśmy je wcześniej. Co ciekawe, dotyczy to także Weekly’ego: drobny cwaniaczek (w jakiej innej roli mogłaby wystąpić łasica?) niespodzianie okazuje się zadziwiająco lojalnym kompanem, pomagającym Blacksadowi nawet kosztem własnego życia osobistego.
Jak przystało na konwencję czarnego kryminału, scenarzysta nie stroni od pokazywania mrocznych i brudnych stron życia – i nie chodzi tylko o heroinistę dającego sobie w żyłę, ale choćby o naturalistycznie przedstawione odchodzenie wód płodowych. Finał jest dość gorzki, ale zakończenie można uznać za symboliczne: kondukt pogrzebowy zostaje zastąpiony przez rozbawiony tłum, a Blacksad na ostatniej planszy uśmiecha się.
Ale czy na pewno na ostatniej? Zajrzyjcie na wyklejkę zdobiącą wnętrze tylnej okładki – rysownik ukrył tam pewien mały bonusik, interesujący w zestawieniu z końcową wypowiedzią Weekly’ego.
PS. Pozdrowienia dla sympatycznych sprzedawców ze sklepu z komiksami w Metrze Centrum. :-)
1) Co prawda mniej więcej w połowie tomu staje się jasne, że retrospekcjami są wszystkie sceny dziejące się w dzień, ale na początku naprawdę trudno się w tym połapać.



Tytuł: Piekło, spokój
Scenariusz (komiks): Juan Diaz Canales
Wydawca: Egmont
Cykl: Blacksad
Cena: 39,90
Data wydania: październik 2010
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Ekstrakt: 100%
powrót do indeksunastępna strona

161
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.