powrót do indeksunastępna strona

nr 08 (C)
październik 2010

50 najlepszych polskich powieści fantastycznych
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
40. Jacek Sobota ‹Głos Boga›
Niezależnie od opinii na temat pisarstwa Jacka Soboty (te bowiem są podzielone jak rzadko kiedy), jedno trzeba mu przyznać – to proza całkiem własna i oryginalna. „Głos Boga”, w sporej części złożony ze znanych wcześniej opowiadań, może czytelnika zmęczyć – zarówno stylem (tyleż charakterystycznym, co skrajnie zwięzłym), spiętrzeniem śmierci i okaleczeń, jak i nietypową konstrukcją – tradycyjnie pojmowana liniowość praktycznie tu nie występuje. Ważne fakty podawane są tak, że trzeba je sobie poskładać samodzielnie, a i tego nie sposób nazwać zadaniem najłatwiejszym. Jest kilka opowiadań, a w nich – kolejne opowiadania, wszystko razem spajające się w spójną całość dopiero bliżej końca. Owa całość zaś to brutalna, choć napisana z dystansem i ironią, wizja nie bez przyczyny kojarząca się z Nowym Testamentem. Ważnym motywem książki są tortury, a także służąca ich zadawaniu wyrafinowana maszyneria – i wydaje się, że właśnie katowskimi przyrządami potraktował Sobota Ewangelię i cały swój, nie zawsze do niej nawiązujący, świat. Szkoda tylko, że istną torturą dla oczu jest okładka – pozycja tak, mimo wad, wyjątkowa, mogłaby ukazać się z mniej pulpową obwolutą.
Czytaj w Esensji:
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
39. Wawrzyniec Podrzucki ‹Yggdrasill›
(‹Uśpione archiwum›, ‹Kosmiczne ziarna›, ‹Mosty wszechzieleni›)
Cykl twardego science fiction – co w zalewie fantasy już jest godne pochwały – doprowadzony wreszcie do końca po sześciu latach od publikacji drugiego tomu trylogii. „Yggdrasill” to powieści pisane bez kompleksów, z nerwem i werwą, opisujące ciekawy świat i dające wiele godzin interesującej lektury. Nie są pozbawione wad – zwłaszcza ostatni tom może pozostawiać nieco do życzenia pod względem mętliku wątków – ale na tle pozostałej polskiej twórczości dekady imponują konsekwencją i wyobraźnią. Bo mamy tu i drzewne megastruktury niczym z „Cieplarni”, i nanoorganizmy, i sztuczną inteligencję, i żywo odmalowaną, zróżnicowaną ludzkość. Jeśli miłośnicy Aldissa i Simmonsa jeszcze Podrzuckiego nie czytali – czas najwyższy.
Czytaj w Esensji:
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
38. Jacek Dukaj ‹Córka łupieżcy›
Nieco niedoceniona mikropowieść, która powielając pomniejsze wady krótkich utworów Dukaja (fabuła i postacie raczej służebne wobec feerii pomysłów i konceptów) zachowuje jednakże wszystkie ich zalety. A nawet więcej: napisana na przełomie milleniów „Córka łupieżcy” jest tak gęsto upakowana pomysłami rodem z nowoczesnego cyberpunku, że bez problemu stawać może w szranki z takimi przebojami zachodniej science fiction jak „Accelerando” czy „Rzeka Bogów”. Czegóż tu nie ma! Rzeczywistość wspomagana i wirtualna, żyjące pomiędzy ludźmi osobowości zmarłych i nienarodzonych, nanotechnologia, alternatywne światy, obce cywilizacje, nowoczesne materiały pozwalające tworzyć futurystyczne cuda architektury czy mody, zmienione przez przyszłościową technologię neospołeczeństwa. A gdzieś pomiędzy tymi wszystkimi cudami nowoczesności Dukaj opowiada w nastrojowy sposób (korzystając ze słownictwa zaczerpniętego z… fantasy) o naukach humanistycznych, przede wszystkim o archeologii, ale zahacza też o koncepcje pseudoreligijne i filozoficzne. I ta mieszanka przeszłości i przyszłości, humanizmu i nauk ścisłych to – jak zwykle u Dukaja – amalgamat niesamowicie fascynujący.
Czytaj w Esensji:
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
37. Władysław Reymont ‹Wampir›
Wielu powie, że „Wampir” wiele z wiekiem stracił, ale kiedy współczesny czytelnik nauczy się oddychać specyficzną atmosferą książki, z dużą dozą prawdopodobieństwa przeczyta ją jednym tchem, a może i z fascynacją. Jeśli tylko nie przeszkadza mu odrobina młodopolskiej egzaltacji. Groza w wykonaniu polskiego noblisty to z jednej strony portret sekciarskiego Londynu, z drugiej – literackie odbicie zainteresowania Reymonta spirytyzmem, a trochę i dyskusja z religią. Prócz tego zaś porządna powieść obyczajowa z emigracją w tle. Tytułowy wąpierz to nie żadna zamieszkująca trumnę istota z długimi kłami, tylko demoniczna, podróżująca z panterą u boku femme fatale, jaką kilkanaście lat później mógłby wykreować Stefan Grabiński, a która głównego bohatera, żyjącego w Anglii pisarza Polaka, prowadzi do powolnego zatracenia. Pojawia się w „Wampirze” satanizm, obrządki ku czci Bafometa i wierzenia wschodu; możliwe są kontakty z siłami nieczystymi czy bilokacja. To książka świetnie napisana, powalająca dostosowanym do angielskiego miasta nastrojem (na ulicach „mgły, deszcze, błoto i fogi”), a przy tym, wbrew pozorom, pod niektórymi względami całkiem dzisiejsza. Czyż bowiem zagubienie w miejskiej dżungli i splin z nim związany albo podatność człowieka na manipulacje i pokusy są współcześnie abstrakcją?
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
36. Feliks W. Kres ‹Pani Dobrego Znaku›
Wszystkie uwagi na temat twórczości Feliksa W. Kresa, które znalazły się w opisie „Króla Bezmiarów”, pozostają w mocy przy późniejszej o niemal dziesięć lat „Pani Dobrego Znaku”, a dodać należy do nich jedno: „Pani” to książka od „Króla” jeszcze lepsza. Jest to najobszerniejszy z dotychczasowych tomów „Księgi Całości” (a jeśli autor nie zmieni decyzji o porzuceniu pisania i długo oczekiwane „Wieczne Cesarstwo” nie ujrzy światła dziennego – najobszerniejsza w ogóle), lecz etos solidnego rzemieślnika nie pozwolił Kresowi wypuścić książki niedopracowanej, podobnie jak kazał mu niegdyś przygotowywać upgrade’y utworów wcześniejszych.
Już w notce o „Królu” znalazło się porównanie twórczości Kresa do tego, co (później od łódzkiego autora, ale – przyznajmny – pod wieloma względami lepiej) robi w swoim cyklu fantasy George R.R. Martin. W „Pani Dobrego Znaku” widać to powinowactwo jeszcze wyraźniej: w dominacji politycznej intrygi nad magią i twardych praw rzeczywistości nad regułami klasycznych fabuł (choć obaj autorzy mają bohaterów zasługujących w ich oczach na nieco łagodniejsze potraktowanie przez los). Ale widać je także gdzie indziej. Otóż w czytelniku, wraz z dojrzałością i doświadczeniem, rodzi się pragnienie nowatorstwa, eksperymentu, wyłamania ze sztywnych konwencji, lecz podstawowym instynktem czytelniczym pozostaje jednak głód Opowieści. A ten instynkt zarówno Kres jak i Martin zaspokajają doskonale. „Pani Dobrego Znaku” jest przede wszystkim wciągającą, poruszającą i dobrze opowiedzianą historią.
A jako że Kres buduje (budował?) swój cykl z tomów w dużej mierze od siebie niezależnych, perspektywa długiego oczekiwania na jego domknięcie lub tego domknięcia braku jest w przypadku „Księgi Całości” mniej bolesna niż dla „Pieśni Lodu i Ognia”.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
35. Rafał Ziemkiewicz ‹Walc stulecia›
„Walc stulecia” jest doskonałym dowodem na to, jak bardzo można się pomylić, projektując drogę twórczą pisarza. W swojej najlepszej (obok niefantastycznego „Ciała obcego”) powieści rozbudowywał Ziemkiewicz wizję Europy, która fabularnie pochodziła z „Czerwonych dywanów”, ale ideowo czerpała niemal z całego dojrzałego dorobku autora „Pieprzonego losu kataryniarza” – i wydawało się, że właśnie tą drogą pójdzie twórczość RAZ-a. A przecież widać również w „Walcu”, jak ciężar politycznej i społecznej spekulacji próbuje równoważyć autor rozbudowanym wątkiem obyczajowym, jak zmienia się Ziemkiewiczowy bohater, coraz słabszy moralnie, bezsilny wobec siebie i świata. W tym kontekście fakt, że „Walc” okazał się – jak dotąd – ostatnim znaczącym utworem science fiction jego autora, nie może już tak bardzo dziwić, również dlatego, że może być owa powieść postrzegana jako bardzo gorzkie i pesymistyczne, ale jednak zwieńczenie nurtu, który Ziemkiewicz tworzył po 1989 roku (co świetnie analizuje Jacek Dukaj w posłowiu do najnowszego wydania). Zwieńczenie, należy dodać, znakomite.
Czytaj w Esensji:
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
34. Łukasz Orbitowski ‹Tracę ciepło›
Z opisu „Tracę ciepło” wygląda niemalże na młodzieżowy horror – spora część akcji toczy się w szkole, bohaterami są dwaj chłopcy, którzy zaprzyjaźniają się mimo dzielących ich różnic, w tle zaś mamy zjawiska nadprzyrodzone, a nawet tajemniczą śmierć. Trudno jednak o większą pomyłkę. „Tracę ciepło” jest powieścią zdecydowanie dla dorosłych, miejscami zabawną, ale miejscami też mocno depresyjną, mówiącą o życiowych rozczarowaniach i lękach. I tak naprawdę tym, co w dziele Łukasza Orbitowskiego straszy najmocniej, są nie duchy, a perspektywa tytułowej „utraty ciepła”. Jeśli więc jest to horror, to mocno nietypowy, zamiast przyjemnej gęsiej skórki autor oferuje nam bowiem egzystencjalny niepokój. To książka pod wieloma względami niewygodna, nie sposób po przeczytaniu odłożyć ją ot, tak po prostu na półkę. „Tracę ciepło” drażni jeszcze długo potem, uwiera, nie pozwala o sobie zapomnieć. A do tego, last but not least, należy dodać świetnie oddany klimat transformacji ustrojowej początku lat 90. – niejeden trzydziestoparolatek w pierwszej części z sentymentem odnajdzie własne wspomnienia z młodości.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
33. Stanisław Lem ‹Pamiętnik znaleziony w wannie›
„Pamiętnik znaleziony w wannie” niesie nas, bezsilnych, przez zawiłe korytarze urzędów i biurokracji. Jest Misja – niedookreślona, bez celu, kryteriów – i bohater który miota się, szukając spójnego wyjaśnienia. Dawniej oczywistym odczytaniem była analogia do ustroju, w którym Lem żył, do wszechobecnej paranoi i niezrozumiałych reguł tamtych czasów. Dziś, kiedy pamięć się zaciera, można czytać tę powieść jako opowieść o człowieku, którego los zależy od niewidzialnych dla niego kulturalnych, finansowych i gospodarczych prądów. Książka niełatwa w lekturze, pisana tak, aby zmieścić autorskie przemyślenia, mniej po to, aby czytelnika wciągnąć.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
32. Anna Borkowska ‹Gar’Ingawi wyspa szczęśliwa›
Pierwsze, co zachwyca w „Gar’Ingawi wyspie szczęśliwej”, to oryginalność tej powieści. Świat to własna kreacja autorki, odległa od wszystkiego, co oferuje zarówno ziemska historia, jak i literatura fantasy. Choć osnową fabuły jest walka Dobra ze Złem, zdawałoby się, rzecz typowa, to rozciągnięta na wieki intryga, której efektem są wojny i migracje ludów, równie nie mieści się w typowych rozwiązaniach gatunku.
Uderza też umiejętność przedstawiania idei oraz staranność wykonania. Niewiele tu wykładów, informacyjnych wlewek – czytelnik płynie przez fabułę, myśli autorki widząc w stworzonym przez nią świecie.
Anna Borkowska wyśmienicie pokazuje też przemijanie – kiedy na końcu widzimy świat po kilkuset latach, kiedy wszystkie przeżyte przygody są jedynie echem, wywołującym wzruszenie ramion współczesnych.
Książka wydana dawno temu, trudno dostępna – ale warto jej poszukać.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
31. Witold Jabłoński ‹Gwiazda Wenus, gwiazda Lucyfer›
(‹Uczeń czarnoksiężnika›, ‹Metamorfozy›, ‹Ogród Miłości›, ‹Trupi korowód›)
Czterotomowy cykl „Gwiazda Wenus, gwiazda Lucyfer” Witolda Jabłońskiego to bez wątpienia jedna z najlepszych, a przy okazji najmniej docenianych, wypraw na teren popularnego wśród polskich pisarzy podgatunku fantastyki historycznej. Stylizowana na autobiograficzny manuskrypt historia żywota Witelona – parającego się czarną magią uczonego astrologa, spiskowca i truciciela – to niezwykle barwny wgląd w dzieje Polski z okresu rozbicia dzielnicowego. Jabłoński wykreował postać nietuzinkową, daleką od stereotypu, inną – zarówno w kontekście polskiej fantasy, jak i historii średniowiecza; wychowanek czarownicy, zdolny alchemik, czciciel Szatana i gustujący w młodzieńcach sprośny satyr, z drugiej strony – szara eminencja dworów polskich książąt, maczający palce w politycznych intrygach i kierujący się swoiście pojmowaną moralnością. Oprócz intrygującego (dla niektórych wręcz kontrowersyjnego) bohatera największą siłą cyklu jest pisarska sprawność Jabłońskiego, który ukazując złożony i wielowymiarowy, obfitujący w anegdotyczne smaczki obraz średniowiecza, przybliża czytelnikom zawiłe dzieje rozbitej Polski. Wrażenie robi nie tylko erudycja autora, również jego pomysłowość – kiedy milkną źródła historyczne, na pierwszy plan wysuwa się Witelon, już nie tylko świadek, ale przebiegły inicjator wydarzeń mających wpływ na losy państwa. Cykl Jabłońskiego to pasjonująca opowieść o historii małej i dużej, prawdziwej i zmyślonej.
Czytaj w Esensji:
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

75
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.