Potem wysłuchałam panelu o ofensywie wydawniczej SF. Pawłowi „agrafkowi” Majce, który moderował, podobał się niedawno wydany „Wieczny Grunwald” Szczepana Twardocha; powiedział też, że „Ślepowidzenie” Wattsa było „walcem, który przejechał się po nas i zmusił do przewartościowania pewnych rzeczy”. Wywiązała się dyskusja z udziałem publiczności na temat tego, czemu w dzisiejszych czasach pisze się mniej twardej SF niż kiedyś. Spike wyraził pogląd, że postęp technologiczny jest zbyt szybki. Maciej Parowski podsumował, że jesteśmy skazani na pisanie fantastyki fraktalnej, a nie fantastyki ruchów Browna.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
To był ostatni punkt programu, po nim przejechaliśmy konwentobusami pod halę sportową, gdzie miała miejsce gala końcowa i rozdanie nagród Zajdla, Capka, Euroconu i innych. Rozstrzygnięto też konkurs strojów, który polegał na tym, że każdy w materiałach konwentowych dostawał trzy naklejki z napisem „Maskarada”, a ludzie chcący startować w konkursie pobierali od organizatorów specjalną kartę, gdzie im te nalepki wklejano, mieli chodzić przebrani po terenie konwentu i kto zdobył najwięcej naklejek, wygrywał. Wygrały trzy osoby, które postawiły na marketing bezpośredni: chodziły i prosiły wszystkich o naklejki. Dwie dziewczyny przebrane za elfki (w przypadku jednej była to, moim zdaniem, po prostu dziewczyna w sukience wieczorowej z doklejonymi uszami) i chłopak, którego przebranie składało się z opaski na głowę i koszulki… oklejonej nalepkami. Powiedział, że przebrał się za głupka. Niedzielę zaczęłam od poprowadzenia prelekcji o miejskich legendach dotyczących kotów. Oprócz kawałków klasycznych, czyli bonsai kittens i kotów rzekomo serwowanych w azjatyckich restauracjach, opowiedziałam o mniej znanych historiach, jak skandynawski zielony kot, uszy odpadające od chlorofilu czy zjedzenie przez kocura psa rasy chihuahua. Kuba Ćwiek wygłosił prelekcję o ewolucji kinowego herosa. Z pomocą słuchaczy przedstawił typowe cechy kinowego twardziela oraz omówił zmieniające się typy twardzieli na przestrzeni dziejów. Pierwszym był Humphrey Bogart. Bohaterowie filmu noir mają jakąś skazę w życiorysie, ale światopoglądowo są krystalicznie czyści, nieprzekupni, pomagają ludziom. Robert Mitchum w „Przylądku strachu” jest sukinsynem zmienionym w bohatera – był to jedyny sposób, żeby przebić Bogarta. Kolejnym twardzielem był John Wayne (już nie kurdupel). Grał głównie szeryfów. Był rasistą, antysemitą i homofobem, ale z pomocą rządu USA ukształtowano mu wizerunek ikony Ameryki i głosu narodu. Rankingi wykazują, że w Stanach jest uważany za największego twardziela wszech czasów – o kilka długości przed Supermanem. Nowym wzorem twardziela w wykonaniu Wayne′a był jeździec znikąd: ktoś, kto zaprowadzi porządek i pójdzie sobie. Nie potrzebowano już wzoru życiowego. Dopiero reżyser włoskiego pochodzenia Sergio Leone odważył się rozprawić z mitem westernowego twardziela, a zrobił to przy pomocy Clinta Eastwooda. Musiało znów upłynąć prawie 20 lat, żeby ktoś stworzył nowy wizerunek twardziela – był to Bruce Willis w „Szklanej pułapce”. Zaszła duża zmiana: bohater ma autoironiczne poczucie humoru, obrywa bęcki, krwawi, boi się – a jednocześnie wcale nie przestaje być twardzielem. Nowy wyznacznik bycia twardzielem: robić to, co trzeba zrobić. Dla mnie osobiście nowym wyznacznikiem twardzielstwa jest Kuba: poprowadzić dwie prelekcje ostatniego dnia konwentu to nie w kij dmuchał…  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Na zakończenie Jo′Asia stwierdziła, że minęło już 20 lat i pora na kolejnego twardziela, a Kuba podsumował, że może będzie to metro-wersja Bonda, bo wizerunek twardziela kształtuje zapotrzebowanie społeczne. Prelekcja Anny Kontek o kłamstwie zaczęła się od spisania na tablicy wszystkich synonimów tego słowa – a było ich sporo. Następnie ustaliliśmy definicję kłamstwa: podawanie informacji niepokrywających się z rzeczywistością, w sposób celowy, niezgodny z faktycznymi przekonaniami właściciela (no bo jeśli ktoś twierdzi, że spadł ze schodów, bo sąsiadka rzuciła na niego urok, i wierzy w to, to nie kłamie). Następnie omówiliśmy werbalne i niewerbalne zachowania człowieka kłamiącego (zbyt poukładana wypowiedź, dotykanie okolic twarzy, pocenie, unikanie kontaktu wzrokowego, podawanie zbyt małej lub zbyt dużej liczby szczegółów, powtórzenia). Człowiek mówiący prawdę opowiada chaotycznie, przyznaje się do luk w pamięci, cytuje wypowiedzi innych osób (przy kłamstwie występuje raczej mowa zależna), dokonuje spontanicznych autopoprawek, czasem opisuje sytuację bez zrozumienia (np. dzieci). Badania wykazują, że tylko 2% kłamstw zostaje wykrytych w trakcie ich wypowiadania, ale za to 80% w ciągu pierwszej godziny od ich wypowiedzenia. Ostatnim dla mnie punktem programu była kolejna prelekcja Kuby „Mentaliści – szarlatani czy telepaci?”. Kuba zaczął prelekcję od spytania widowni o definicje zbiorowej histerii, stwierdził, że zbiorowa histeria „działa trochę jak Facebook”, a następnie opowiedział historię z roku 1972, kiedy to w Libii zapanowała epidemia zwiędłych penisów. Wszystko zaczęło się od mężczyzny, który faktycznie miał jakiś problem z męskim organem, opowiedział lekarzom, że to nowy wirus, i potem zanotowano około 300 przypadków rzekomego uwiądu penisa – naukowcy zachodzili w głowę, co się dzieje, dopóki nie wykryli, że wszyscy „chorzy” mieli jakiś kontakt z osobami z tego szpitala. Tak powstają masowe histerie.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Szczerze mówiąc, umyka mi związek tej opowieści z dalszym ciągiem prelekcji, który dotyczył działań specyficznej grupy iluzjonistów-hipnotyzerów. Jedni działają legalnie, robiąc przedstawienia dla publiczności, inni wykorzystują swoje umiejętności np. dla wyciągania od ludzi numerów PIN-ów i innych tajnych haseł. Są w stanie zdobyć mnóstwo informacji, np. zmieniając zręcznie temat z jakiegoś przykrego na pozornie neutralny. W USA używa ich policja przy sprawach sądowych – potrafią tak zamotać oskarżonego i jego adwokata, że odpowiedzą na jakieś pytanie, na które nie chcą. Jakiś znany iluzjonista zrobił sztuczkę ze znikającą Statuą Wolności – publiczność siedziała na ogrodzonej ścianami platformie na morzu, a on zasłonił kurtyną widok na Statuę i tak ich zagadał, że nie zauważyli, że platforma wolniutko się obróciła i po odsłonięciu kurtyny był już tylko pusty horyzont. Potem wyjaśniał, że iluzjoniści często stosują sztuczkę skupiania uwagi publiczności na sobie, a tymczasem z boków sceny coś się dzieje, przenoszone są różne rzeczy itp. Kiedy tak mówił, weszli Kasia oraz Rafał Kosik i po cichutku wynieśli stojący z boku sali baner Powergraphu, co spowodowało dziki wybuch radości. Polcon 2010 zaliczam do konwentów udanych. Z punktu widzenia zwykłego uczestnika nie zaobserwowałam żadnych niedociągnięć organizacyjnych – co prawda kilka punktów programu wypadło, lecz w większości zostały one zastąpione prelekcjami awaryjnymi. Spotkania z gośćmi zagranicznymi przyciągnęły tłumy zainteresowanych; organizatorzy zadbali też o blok programowy przeznaczony wyłącznie dla dzieci. Jednym słowem – więcej takich konwentów poproszę!  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Z kapowniczka Achiki: Idziemy na czeską stronę ze Sławkiem na czele. Ewik: Sławek z tą mapą wygląda jak kapłan na czele procesji. Achika: W takim razie ty jesteś biskupem, bo na fioletowo. Ewik (rzucając okiem na błękitne szatki Achiki): A ty robisz za Najświętszą Marię Pannę. Jo′Asia: W cichym akademiku na parter są dwa piętra po schodach! Idril: Moc obliczeniowa, jaką te komputery dysponują, sprawia, że są one podatne na opętanie. Ktoś: 666 giga? Idril (wymienia ludzi zajmujących się tropieniem rzekomych spisków): Oprócz tego jest jeszcze taka barwna postać, która się nazywa dr Emoto. Brzmi dla mnie jak doktor z Pokemona. Krysia (opowiada swoje wrażenia z czytania sceny erotycznej z przysłanego do recenzji tekstu): Odpisałam wydawcy, że ja się poddaję – na razie jedyne, co udało mi się ustalić, to to, że bohaterka leży na stole, a bohater leży zarówno nad nią, jak i pod nią, ma jakieś pięć rąk i teleskopowe usta. Maja Lidia Kossakowska: Jeżeli bokor ukradnie komuś but i zakopie, to niestety taka ofiara będzie do końca życia chodziła tam i z powrotem. Achika: Znaczy się hobbit? Jeremiasz (narzeka na modę organizowania prelekcji zamiast spotkań autorskich): Ja mogę przedstawić taniec z szablami, proszę bardzo – pod warunkiem, że ktoś dostarczy szable. EwaP: Na konwencie to jest niebezpieczne wyzwanie. Jeremiasz (o miotaczach z filmów SF): To wygląda jak broń palna, tylko jest bardziej opływowe, emituje jakieś wiązki i jak kogoś taka wiązka trafi, to się zmieni nie do poznania. Jeremiasz(o zastosowaniu fal mikrofalowych do tłumienia buntów): Ale w więzieniu każdy ma na sobie taki dresik, natomiast przy świeceniu na talibów jest niezerowe prawdopodobieństwo, że któryś z nich przenosi większą ilość plastikowych ładunków wybuchowych w takiej kamizelce, i podgrzewanie go mikrofalami jest pomysłem kontrowersyjnym. Jeremiasz (po przeczytaniu długiej i nudnej definicji jakiegoś rodzaju broni): Tak wygląda rzeczywistość. Jeremiasz: Na pasie ziemi niczyjej za Murem Berlińskim żyły króliki w jakichś hurtowych ilościach. Jeremiasz: Snajperzy w tych hełmach nic nie widzieli, więc wychylali się z okopów, tracąc punkty prestiżu. Michał Lisiecki (o kręceniu sceny pożaru Atlanty): Zebrali wszystkie kamery na świecie, które mogły filmować w technikolorze. Wszystkie siedem. Dyskusja o wewnętrznej spójności fantastyki:Wit Szostak: Ja się nie deklaruję jako zwolennik ani przeciwnik majtek z batystu. M. Cetnarowski: Piszemy fantastykę w wersji 2.0. Spike: Popatrz, jak nam internet przeorał mózgi: używasz terminologii komputerowej do opisu literatury! Kuba Ćwiek: Chciałem dziś porozmawiać z wami prawie na poważnie. Kuba Ćwiek: Jakie cechy ma typowy kinowy twardziel? Ktoś z sali: Trzydniowy zarost. Kuba (gładząc się po podbródku): No! Kuba: Bogart ma twarz smutnego spaniela i w dodatku jest kurduplem. Jak grał w Casablance, miał buty na ta-a-akich koturnach, a Ingrid przy nim musiała mieć buty malowane na stopach. Kuba: Dwudziestu lat potrzebowali, żeby ktoś mógł zagrać tę samą rolę, a my dajemy do tej roli Zamachowskiego. Jo′Asia: Spaniel się zgadza. Kuba: Ale taki dobrze wykarmiony spaniel. Kuba: Mamy dwóch twardzieli, którzy wypowiadają w filmach najsłynniejsze kwestie, które nigdy nie padły. (podczas wspominania sztuczki ze Statuą Wolności) Ktoś: A nie mogli zobaczyć, że gwiazdy się obróciły? Kuba: Światła były, nie popatrzysz w gwiazdy, nie wyczytasz sobie „Krzyża południa”. Kuba: Hipnotyzer może nam kazać wykonywać proste czynności, na przykład mówi „Wstań!” i my wstajemy. (Dwóch chłopaków siedzących pod ścianą wstaje). Kuba: Mam talent! Ktoś: Ale na proste umysły łatwo jest oddziaływać. Kuba: Amerykanie po wielu latach doszli do wniosku, że nie ma czegoś takiego, jak oddziaływanie podprogowe, ale na wszelki wypadek wolą mieć w ustawie zapis, że nie wolno go używać. Fragment opisu prelekcji o współczesnej polskiej fantastyce grozy: Jeśli uzasadnieniem dla „innego” jest rzeczywistość materialna, tożsama bliskiej odbiorcy, amplifikuje się efektywność wzbudzania lęku. Ink: Poziom prelekcji tolkienistycznych był dla mnie za wysoki (bo ja się już wyrwałem z tej sekty!), a najprzystępniejsza była ta o tłumaczeniu Tolkiena na chiński. |  |
Cykl: Eurocon Miejsce: Cieszyn / Český Těšín Od: 26 sierpnia 2010 Do: 29 sierpnia 2010 |