Iron Maiden wracają po dość długim okresie ciszy. Cztery lata zajęły im przygotowania nowego albumu, najdłużej jak dotąd, ale opłacało się, bo na „The Final Frontier” zespół odświeżył swój styl i śmiało można powiedzieć, że jest to najlepsza płyta od czasu znakomitego „Brave New World”.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Panowie mają chyba taki patent, by raz na dekadę dokonywać lekkiej wolty w brzmieniu. Zrobili tak trochę przy wspomnianym już „Brave New World”, tak też jest i tym razem. Płyta jest cięższa, dłuższa, bardziej surowa i progresywna niż to, co nagrywali do tej pory. Słychać to już od samego początku w pierwszym utworze „Satellite 15 …The Final Frontier”. Pierwsze cztery minuty z okładem to kapitalne, niepokojące intro na perkusję i gitary, a dopiero po nim rozpoczyna się właściwa część, w której Ironi od razu przechodzą do rzeczy, grając z powerem, jakiego nie mieli od lat. Podobnie jest chociażby w świetnym „Coming Home”. Nawet najsłabszy utwór na płycie, „El Dorado”, nie jest nadzwyczaj trudny do zniesienia. Ciężko zresztą jednoznacznie wskazać, który utwór jest najlepszy, bowiem w większości płyta ta jest na bardzo równym (i wysokim) poziomie. Na pewno uwagę zwracają epicki „Starblind” czy wieńczący dzieło wielowątkowy i ambitny „When the Wind Blows”. To właściwie czysty progresywny rock. Zresztą ja cały czas uważam Maiden za grupę bardziej progresywną niż heavymetalową. Oni zawsze mieli bardzo rozbudowane kompozycje, dużo długich solówek, mnóstwo zmian tempa – tak się nie gra heavy metalu. Moim zdaniem tak w ogóle Iron Maiden są głównymi prekursorami progresywnego metalu – to na nich przede wszystkim wzorowały się pierwsze progowe bandy. Byli oni takim pomostem pomiędzy progresywnym rockiem i metalem. Nowy album tylko potwierdza tą teorię. Oczywiście nie ma tu mowy o jakimś znaczącym odejściu od znanego wszystkim stylu. To nadal stary dobry Maiden, tyle że nawet lepszy niż dotychczas. Pod wieloma względami płyta ta może być jednak trudniejsza w odbiorze od poprzedniczek. Nie ma tu aż tak dużo melodyjnych solówek jak kiedyś, a utwory są przyjemnie rozbudowane, pokomplikowane i długie. Na krążku są aż trzy numery, które trwają blisko 10 minut! Cała płyta z kolei liczy sobie prawie 80 minut! Grupa postawiła przed sobą ambitne zadanie i co najważniejszem sprostała mu w 100%. Pomimo iż słychać gdzieniegdzie wyraźnie echa „Brave New Word” czy „Dance of Death”, to jednak tym razem Harrisowi i spółce udało się trochę odświeżyć swoje brzmienie. Taka znakomita forma muzyków, którzy nagrywają już blisko 30 lat, jest naprawdę godna uwagi. Na palcach jednej ręki można zliczyć zespoły z podobnym stażem, które nadal potrafią zachować świeżość. Po ostatnich, dość przeciętnych albumach, Maiden wraca w pełni chwały na czołówkę najlepszych metalowych grup na świecie. Cieszy też fakt, że „The Final Frontier” okazał się sporym sukcesem komercyjnym na całym świecie. Wystarczy tylko nadmienić, że w Ameryce płyta ta zadebiutowała na 4. miejscu listy Billboardu. Jest to najwyższa ich pozycja w całej karierze. I choć nie należy się spodziewać, że nowy album będzie się sprzedawał tak jak ich pozycje z lat 80., to o sukcesie można mówić bez dwóch zdań. Tym bardziej że, jak wiadomo, Iron Maiden nie jest zespołem promowanym w radiu czy telewizji. Mając to na uwadze, wyczyn ten jest dość imponujący. Naprawdę ciężko znaleźć jakieś słowa krytyki pod adresem „The Final Frontier”. Nawet okładka w końcu wróciła do „starej kiczowatości”, co się chwali, bo to, co widniało na ostatnich dwóch albumach, to dość osobliwy przykład złego gustu. Nowa płyta nie jest wprawdzie powalającym arcydziełem, ale i tak na tle konkurencji wyróżnia się niezwykle pozytywnie. Fani Żelaznej Dziewicy powinni być „wpkiekłowzięci”.
Tytuł: The Final Frontier Data wydania: 13 sierpnia 2010 Czas trwania: 76:34 Utwory 1) Satellite 15... The Final Frontier: 8:41 2) El Dorado: 6:48 3) Mother of Mercy: 5:20 4) Coming Home: 5:52 5) The Alchemist: 4:29 6) Isle of Avalon: 9:06 7) Starblind: 7:48 8) The Talisman: 9:03 9) The Man Who Would Be King: 8:28 10) When the Wild Wind Blows: 10:59 Ekstrakt: 80% |