powrót do indeksunastępna strona

nr 08 (C)
październik 2010

Tęskne wariacje w tonacji bliżej nieokreślonej
Kasia Florkowska
Kasia Florkowska – młoda i obiecująca poetka, urodzona w 1992 roku. Zakochana w górach Krakowianka, próbująca w miarę udolnie przelać na papier choć część swojego zachwytu nad tym, co dobre wokoło. Uwielbia przebywać wśród ludzi, jeść słodycze, wędrować, obserwować chmury, śpiewać i robić setkę innych, najprzeróżniejszych rzeczy. Niekoniecznie naraz.
Drżącą ręką sięgnęłam za pazuchę umysłu,
Wyłowiłam zakurzone pudełko zapałek.
O kant duszy potarte, migotliwie rozbłysły.
Bladym ciepłem ogrzały me dłonie.
Pleśń
Przekroić miękką tkankę skalpelem źrenicy,
W pulsację żył i tętnic zanurzyć się chciwie,
Szkarłatnym prądem płynąć, w głąb ciała przenikać,
By sprawdzić, czy cokolwiek ostało się żywe.
Rytmiczny oddech nie jest dowodem istnienia,
Tak samo jak modlitwa nie świadczy o wierze.
Zagłębić się w impulsów pędzących promienie,
By dowieść, że coś jeszcze jest czyste i świeże.
Wędrując niestrudzenie po szlakach arterii,
Spływając głębiej w wilgoć, w ruchliwe ciemności,
Wpatrując się w pamięci pożółkłe galerie,
Wciąż widzieć tylko dobro, od skóry do kości.
Wyłapać w drganiach głosu przyjazne półtony,
W tęczówkach widzieć iskry migoczącej pieśni.
Nie widzieć – nie chcieć widzieć – pod żeber zasłoną
Nadgniłych komór serca, zbielałych od pleśni.
26.07.2010
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Zapałki
Drżącą ręką sięgnęłam za pazuchę umysłu,
Wyłowiłam zakurzone pudełko zapałek.
O kant duszy potarte, migotliwie rozbłysły.
Bladym ciepłem ogrzały me dłonie.
Zapaliłam świetlicze iskry na nieboskłonie,
Granat przyjął konstelacje przeze mnie złożone.
Nie wiedziałam, że ogień, nim w niebiosa się wchłonie,
Może odpaść i zlecieć na ziemię.
Pospadały me gwiazdy w ciemne lasy świerkowe,
Wśród gałęzi zatańczyły płomienie złociste,
Wystrzeliły ku górze, w swoim tańcu zmysłowym
Pochłaniając spokojny chłód lasu.
Tak zniszczyłam ostoję cienistości i czasu,
Co stał w miejscu do momentu, gdy przestrzeń spaliłam.
Już na zawsze przygniotłam ją pożaru hałasem.
Jak to dobrze, że brak już zapałek.
13.02.2010
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Tęskne wariacje w tonacji bliżej nieokreślonej
Wyciągam rękę, stos zgrabiałych palców,
Drżących od serca wątłym rezonansem.
Wraz z paznokciami obgryziona cisza
Z uszu wypływa, przecieka przez palce.
Tak mi cię trzeba, tak cię mieć nie umiem,
Pustkę przesiewam, plotę z niej warkocze.
Na cztery spusty niknę w bezobłędzie
Bez słonych kropli niepotrzebnych z oczu.
Cóż z moich pragnień – bezsilność silniejsza,
Słodka niepewność tak odurzająca.
Wizją spod powiek wypełnię wnet dłonie,
Ciało ogrzeję pantomimą słońca.
15.05.2010
powrót do indeksunastępna strona

12
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.