Spora część dyskusji dotyczyła sensowności pisania książek na podstawie badania rynku, co Pilipiuk skomentował: „Hobbity w Breslau”. Później słuchacze zgłaszali swoje poglądy i oczekiwania w kwestii literatury fantastycznej.  | Ktoś z sali: Fantastyka dzieli bohaterów na dobrych i złych. Sala (pomruk protestu). Achika: Ale istnieją inne książki niż „Władca pierścieni”, naprawdę! |  |
 | Jeden ze sklepików konwentowych Fot. Agnieszka Szady
|
Na koniec ktoś z sali wysunął tezę, że rządy różnych krajów badają literaturę fantastyczną szukając pomysłów do wykorzystania, jednak nie odpowiedział na pytanie, które to konkretnie rządy. Panel nie był ostatnim punktem programu (wciąż trwały prelekcje erpegowe, poza tym w nocy był występ kabaretu Stonka Ziemniaczana oraz tradycyjny na Falkonach pokaz mody gotyckiej), jednak część fandomu, w tym i ja, udała się na Stare Miasto do pubu Sarmata na długie nocne rodaków rozmowy. W niedzielę drastycznie wcześnie, czyli o 10:00 (czwartego dnia konwentu dziesiąta rano to blady świt) odbył się konkurs literacki magazynu kryminalno-horrorowego Qfant. Długo będziemy go wspominać. :-) Konkurs prowadził osobnik na identyfikatorze podpisany „Piotr”, ale coś podejrzanie podobny jest do dostępnych w sieci zdjęć, które wyskakują w Google na hasło „Stefan Darda”. Utworzyliśmy z Olą i Sławkiem Graczykami drużynę „Imperialni Rebelianci”. Jak na tak wczesną porę, było całkiem sporo ludzi, ale drużyna siedząca tuż przed nami spała pokotem przez większość konkursu, budząc się tylko, a i to nie do końca, na pytania. Wyglądali rozczulająco.  | Prowadzący: Podajcie nazwy drużyn. Chłopcy pod oknem: Rododendron. Sławek: Oni są w stanie tak wcześnie rano wymówić słowo „rododendron"! Achika: Wyalienowali się z rozentuzjazmowanego tłumu. |  |
Pytania były podzielone tematycznie (polska SF, zagraniczna SF, polska fantasy, zagraniczna fantasy, polski horror, zagraniczny horror) oraz trudnościowo (za 1, 2 i 3 punkty), aczkolwiek ich zaszeregowanie do danej kategorii niejednokrotnie budziło kontrowersje: na przykład pytanie „Kto jest autorem Ubika?” wyceniono na 2 punkty, podczas kiedy w kategorii najłatwiejszych trafiały się skomplikowane i bardzo szczegółowe pytania w rodzaju „Co wykopał Pies Zabójca Ropuch spod Syna Drzewa” (jeśli dobrze zanotowałam. Odpowiedź brzmi: „Głowę Kulawca”). Żeby było ciekawiej, „Cieplarnia” Aldissa to zdaniem organizatora fantasy – na gremialny oburzony okrzyk odparł: „Nie czytałem tego, a na okładce zobaczyłem takie…” [tu niesprecyzowany ruch dłonią] Generalnie na wszystkie zarzuty dotyczące stopnia trudności pytań lub ich niejasnego sformułowania odpowiadał, że układał je „dzisiaj o trzeciej w nocy” – no, wiwat profesjonalizm. Jak również otwarcie przyznawał się, że większości książek nie czytał (część pytań układała inna osoba).  | Prowadzący: Kim jest Joe Hill? Ktoś z tyłu (pod nosem): Mężczyzną. Ktoś inny: Ćśśś, nie podpowiadaj! |  |
 | Na konkursie literackim jedną z drużyn zmogło zmęczenie Fot. Agnieszka Szady
|
Padło pytanie, co znalazł w lodówce bohater „Norweskiego dziennika” – odpowiedź brzmiała „truchło renifera” i drużyna z forum SFFiH później wygłupiała się, odpowiadając tak na każde pytanie (oczywiście nie swoje). To znaczy, na każde, które NIE dotyczyło podania imienia i nazwiska – a takich było może 10%, większość brzmiała „Jak nazywał się…” i w końcu poirytowana Merula podsumowała, że konkurs powinien nosić nazwę „Fantastyczna książka telefoniczna”. Na pytania o personalia wszyscy mruczeliśmy pod nosem „Stefan Darda”, niezależnie od kontekstu. Jakie nazwisko było napisane na nagrobku w „Liżąc ostrze”? Stefan Darda. Kto jest mężem Mai Lidii Kossakowskiej? Stefan Darda. Z kim Łukasz Orbitowski napisał „Psa i klechę”? Ze Stefanem Dardą. Sławek żartował, że powinno być jakieś pytanie geograficzne, gdzie odpowiedź będzie brzmiała „Cieśnina DARDAnelska”. A mruczeliśmy dlatego, że w dziale „horror polski” pojawiały się niemal wyłącznie pytania o twórczość Stefana Dardy, i to tak szczegółowe, jak na przykład „Kto czyta jego audiobooka” (reakcja sali: „Jest audiobook???”) albo „Ile dzwonów znajduje się na okładce jego najnowszej powieści”. Któryś z chłopaków zaczął pytać prowadzących konkurs, ile Darda im zapłacił za te pytania.  | Drużyna: To my poprosimy pytanie za 1 punkt z polskiej fantasy. Sławek: Jak się nazywa nienapisana powieść fantasy Stefana Dardy? |  |
Zajęliśmy pierwsze miejsce ex aequo z inną drużyną, nie było czasu na dogrywkę, więc po prostu podzieliliśmy się nagrodami książkowymi. Prelekcja Pawła Frelika o gatunkach fantastyki była ciekawa, ale w takim tempie prowadzona, że ledwo dałam radę notować (Frelik w ogóle szybko wykłada, współczuję jego studentom). Literatura gatunkowa (fantastyka, kryminał, romans) jest często uważana za coś gorszego niż „po prostu literatura”. Gatunki literackie można określać ze względu na akcję, czas, miejsce, bohatera, efekt, na przykład: - romans – typ akcji (miejsce, czas, bohaterowie mogą być różni);
- western – miejsce, czas, bohater;
- kryminał – bohater, typ akcji, ewentualnie też miejsce (zwykle miasto);
- horror – efekt (przerażenie czytelnika);
- powieść historyczna – czas.
 | W holu można było spotkać wiele ciekawych postaci Fot. Agnieszka Szady
|
Z fantastyką jest inaczej, ponieważ prezentuje ona tak różne nurty, że czas może być przeszłością, przyszłością, teraźniejszością, przeszłością alternatywną, teraźniejszością alternatywną; miejscem – Ziemia, inne planety albo nieistniejące światy, bohaterowie i typ akcji też się różnią. Jednak w ramach fantastyki można wyróżnić podgatunki właśnie ze względu na te elementy, np.: - planetary romance – miejsce, typ akcji;
- space opera – miejsce, typ akcji (Frelik twierdzi, że space opera dotyczy „wielkich, pompatycznych wydarzeń”, ja jestem w stanie podać sporo kontrprzykładów);
- military SF – typ akcji;
- cyberpunk – czas, bohater, miejsce, typ akcji.
Co ciekawe, jest fantastyka militarna, ale nie ma medycznej, jest socjologiczna, ale nie ma ekonomicznej (choć istnieją pojedyncze dzieła, które fantastyką medyczną albo ekonomiczną można nazwać). Wiele powieści fantastycznych można zaliczyć do kilku podgatunków naraz, np. „Diuna” to SF, fantasy, fantastyka religijna, polityczna oraz militarna. Można też określenia zawężać: „Modyfikowany węgiel” to SF, w ramach SF należy do cyberpunku, w ramach cyberpunku do kryminału, i wreszcie do kryminału noir. Tę samą książkę mogą też inaczej określać różne grupy: „The Steel Remains” dla czytelników jest fantasy, dla akademików – gay/lesbian fantasy, dla wydawcy – science fantasy, a dla Frelika – SF przebraną za fantasy.  | Frelik: Musimy używać nazw gatunków, bo nie możemy pójść do księgarni i powiedzieć „Poproszę coś podobnego do Kawalerii kosmosu.” „A o czym to?” „O wojnie”. Achika: I dostaniemy Komudę. |  |
Gatunki są też potrzebne do samookreślania się pisarzy i czytelników. Crichton często tworzył dzieła podpadające pod SF (np. „Kula”), ale nie określał się jako pisarz SF, więc był nieobecny w magazynach branżowych. Spotkanie autorskie z Orbitowskim nie odbyło się (lub trwało poniżej 30 minut, w każdym razie po spożyciu w barku naleśników zastałam pustą salę). Moja prelekcja „Odpadające uszy i wysysacze oddechu czyli miejskie legendy o kotach” zaczynała się o 14:00, na początku w sali były trzy osoby, ale dość szybko nabierało się chyba z dwadzieścia. Udało mi się przedstawić wszystko, co miałam do powiedzenia – pewnie dlatego, że w przeciwieństwie do Triconu i Seminarium publiczność rzadziej zabierała głos. Na zakończenie konwentu pogawędziłam sobie na korytarzu z Druzilą, która streściła mi czwartkową prelekcję Pilipiuka o nieudanych zamachach rewolucjonistów na cara rosyjskiego – a to nie trafiali z dwóch metrów, a to rewolwer wybuchał im w dłoni, a to kupowali sklep, żeby wydrążyć podkop do wysadzenia i kontrola sanitarna zamykała im lokal, bo sery były nieświeże, a w piwnicy pełno ziemi… Falkon 2010 zaliczam do udanych konwentów, ponieważ udało mi się zachować idealne proporcje między życiem towarzyskim a udziałem w punktach programu. Bardzo dobrym pomysłem było przeniesienie terminu imprezy z końcówki listopada na długi weekend. Jednak program był znacznie mniej interesujący niż w poprzednich latach – i nie jest to tylko moja opinia, ale wielu osób, z którymi rozmawiałam. Nieco nawalała także organizacja: w czwartek część akredytujących się nie otrzymała informatorów, a kiedy wreszcie dotarły, okazało się, że nie ma w nich tabelki z programem (!!!), tylko opisy punktów programu. Organizatorzy nie zadbali też, aby przygotować prelekcje rezerwowe, przez co wypadnięcie jakiegoś punktu programu powodowało przykre luki. Natomiast dobrą decyzją był powrót do tradycyjnych spotkań autorskich (czyżby spowodowany ironicznym felietonem Grzędowicza w SFFiH?).
Cykl: Falkon Miejsce: Lublin Od: 11 listopada 2010 Do: 14 listopada 2010 |