„Polowanie na czarownice” to najnowsza chałtura z jak-zwykle-drewnianym Nicolasem Cage’em, która co prawda przyznaje, że wyprawy krzyżowe były czarną kartą w historii Kościoła, za to ima się wybielenia procesów na rzekomych czarownicach, co nie dość, że z założenia obrazoburcze, to jeszcze sposobem bielenia żre w oczy.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Film otwierają plansze, które informacją o roku i miejscu przenoszą nas w kolejne rejony podbijane przez krzyżowców. Jest to jedyny faktograficzny wtręt prawdziwej historii. Reszta jest fikcją i milczeniem zarazem – szkoda na nią słów, wzroku, słuchu. Dwaj najdzielniejsi rycerze Pana – Behmen (Nicolas Cage) i Felson (Ron Pelman) – po zamordowaniu tysięcznej, a może nawet milionowej ofiary Pańskiego Miecza doznają iluminacji. Odkrycie wiąże się z uwikłaniem w mechanizmy Kościoła, którego intencje nie do końca okazują się być zgodne z tym, czego oczekiwałby od swych wyznawców Pan. Behmen spina się niespodziewanym odkryciem, dostaje nagłego szczękościsku, który będzie towarzyszył mu już do końca filmu, i wraz z Felsonem dezerteruje. Pomysł okazuje się nieprzemyślany i pochopny – oświeceni rycerze nie przewidzieli bowiem, że świat dziesiątkowany jest przez pomór. Nie dość, że nie ma kogo mordować, kogo łupić i grabić – wróć: nie dość, że nie ma kogo nawracać w imię Pana, to nawet brakuje okazji do zaspokojenia głodu ciała. Kiedy w końcu udaje im się znaleźć dogorywające, ale zaopatrzone w pokarm i napoje miasto, popełniają kardynalny błąd ukrywającego się dezertera. Rozpoznani stają przed ultimatum: albo eskortują odpowiedzialną za pomór świata czarownicę do oddalonego o sześć dni drogi bractwa, albo poza karierą Bożych Bojowników dokonają także żywota. Behmen potrzebuje wielu godzin, by ocenić, która z opcji jest bardziej intratna. W końcu wybór pada na „podróż za jedną czarownicę”. W tym momencie reżyser, Dominic Sena, próbuje przeskoczyć ustawioną na wyżynach absurdu poprzeczkę, poddając prostych jak budowa cepa bohaterów rozterkom moralnym: co jeśli księża kłamią nie tylko w sprawie wypraw krzyżowych? Co jeśli uwięziona młoda kobieta nie jest czarownicą? Tego typu infantylizmy po prostu wybrzmiewają ze szczękościśniętej twarzy Cage′a, wcielonego w Behmena. Trup ściele się gęsto, a niepewność pozostaje. Jak to bowiem z wiedźmami bywa, nie dają się łatwo rozgryźć. Ta grana przez Claire Foy wydaje się być wyjątkowo sprytna, sprytniejsza nawet niż sam Harry Potter i Hermiona razem wzięci. Dziewczyna wprowadza Behmenowi do głowy kota: skoro przewodnik został zabity przez nasłaną przez nią hordę wilków, po co w takim razie ratowała młodego rycerza Kaya (Robert Sheehan)? Niepewności rozwiewa dopiero finałowe obnażenie demona, który wcielił się w postać urodziwej niewiasty (i tylko Nicolasa Cage′a to dziwi. Widać podjął się roli bez czytania scenariusza – ewentualnie tego ostatniego nie było, stąd miłe zaskoczenie na planie). Nierówna walka z szatanem utwierdza rycerza w słuszności dokonanych wyborów, a ostateczne poświęcenie zmywa poczucie winy za grzechy dokonane podczas krzyżowych wypraw. Behmen uświadamia sobie, że nie taki Kościół straszny, jak sobie go namalował – demon okazuje się przy nim straszniejszy. I tym absurdalnym wnioskiem kończy Sena swój bełkotliwy wywód na temat wiary, Boga i Kościoła. Nic, poza poczuciem zażenowania na twarzy, nie da się wynieść z kina. No, może jeszcze większą niestrawność na Nicolasa Cage′a. Czy warto po to cierpieć 98 minut? Nie.
Tytuł: Polowanie na czarownice Tytuł oryginalny: Season of the Witch Rok produkcji: 2010 Kraj produkcji: USA Data premiery: 14 stycznia 2011 Czas projekcji: 113 min. Gatunek: przygodowy Ekstrakt: 10% |