powrót do indeksunastępna strona

nr 01 (CIII)
styczeń-luty 2011

Filmowy rok 2010: Fantastyczny Pan Lis, czyli prastara magia kukiełek z futerkiem
W cyklu naszych dyskusji nie może zabraknąć debaty o nieoczekiwanym zwycięzcy naszego plebiscytu na film dekady. A jest o czym rozmawiać, bo „Fantastyczny Pan Lis” to nie tylko film bardzo oryginalny, ale i bardzo mądry i ciepły.

W tym roku wyjątkowo podsumowujemy rok nie jedną dyskusją, ale całym ich zestawem. Codziennie, w krótkich rozmowach omówimy najważniejsze naszym zdaniem filmowe wydarzenia minionego roku, by zakończyć ten zbiór tradycyjną dyskusją roczną. W naszych dyskusjach pomijamy „Incepcję”, o której dogłębnie rozmawialiśmy niedługo po premierze.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Konrad Wągrowski: Zwycięstwo „Fantastycznego Pana Lisa” w naszym plebiscycie na film dekady zaskoczyło chyba wszystkich, w tym nas. Nie chcę tu uzasadniać naszego wyboru, bo to robiliśmy w tekście, chciałbym jednak o filmie trochę porozmawiać. Czy nasz nad wyraz pozytywny odbiór tego dzieła Wesa Andersona wynika z faktu, że jest to dzieło niezwykle oryginalne, wybijające się spośród innych filmów ostatnich lat, czy też można stwierdzić, że film mówi coś naprawdę ważnego?
Piotr Dobry: Jedno drugiemu nie przeczy. To jest niezwykle oryginalny film, a przy tym mówi naprawdę ważne rzeczy, np. o rodzinie jako organizmie napędzanym siłą indywidualnych cech każdej pojedynczej komórki, o odpowiedzialności, o wiecznie pozostających w impasie relacjach popędu z rozumem. To nie są oczywiście tematy nowe dla Andersona, ale eksploruje je na terytorium animacji kukiełkowej z tak niesamowitym efektem, jakby był w tej niszy nie „nowym graczem”, a starym wyjadaczem.
KW: Fajnie, ale czy nie uważasz, że to skutecznie alienuje film? Staje się produkcją dla snobów (nawet takich jak my, czyli nie przesadnych), ale przestaje być filmem familijnym? Znasz jakieś dzieci, którym „Lis” się podobał?
PD: Nie znam, ale wierzę, że takowe istnieją. „Lis” jest (między innymi) filmem familijnym, tyle że mądrzejszym niż przeciętny film familijny, co naturalnie ogranicza jego target, ale nie czyni go od razu produkcją dla wyalienowanych snobów. Według mnie to kino ponad podziałami, i dla dorosłych, i dla dzieci – tyle że zależy, ile w dorosłym dziecka, a w dziecku – dorosłego. Czy wyraziłem się dostatecznie jasno :)?
KW: A kiedy masz zamiar pokazać „Lisa” swojej córce?
PD: Nie mam zielonego pojęcia, kiedy będzie na tyle dojrzała, by ten film ją zaciekawił. Na razie jest na etapie „Świnki Peppy”.
KW: Ja pokazałem i oglądała z umiarkowanym zainteresowaniem, ale bez entuzjazmu. Jest na etapie „Toy Story”. :)
Karol Kućmierz: Ja bym powiedział, że sukces tego filmu leży w jego „gęstości”. Z jednej strony jest to atrakcyjny film dla snobów i hipsterów, z wielopiętrową ironią, dystansem postaci i hermetycznymi dialogami. Z drugiej mamy przepiękną, staroświecką animację, ze świetnie wykonanymi kukiełkami i scenografią dopracowaną w każdym detalu. Dla miłośników analizy autorskiej i tematycznej są stałe dla Andersona motywy dysfunkcjonalnej rodziny i problemów związanych z dojrzałością lub jej brakiem. Do tego gwiazdorska obsada i ogólne „ciepło” bijące z każdego kadru. Co do perspektywy familijnej to nie mam odniesienia, ale może rzeczywiście dzieciom się także podoba. Na pewno podoba się naszym wewnętrznym dzieciakom. Innymi słowy – dla każdego coś miłego i trudno do czegoś się przyczepić. Warto się zastanowić za to, co zmienia sama forma animacji poklatkowej? Jest to niewątpliwie film Andersona, ale w jakiś sposób inny. Musi istnieć jakaś prastara magia w ręcznie animowanych kukiełkach z futerkiem, która roztapia serca najtwardszych cyników.
PD: Nie rozumiem pytania o zasadność formy. Przecież poza tym, że to „film andersonowski”, to także adaptacja opowiadania Roalda Dahla, więc dopiero jako kino aktorskie „Lis” wyglądałby naprawdę dziwacznie.
KK: Forma jest zasadna, jak najbardziej. Ale nietrudno sobie wyobrazić film Andersona o podobnej tematyce i z podobnymi bohaterami w wykonaniu żywych aktorów. Jednak wątpię, że w takim wypadku film byłby tak uniwersalnie lubiany.
KW: Ha! Czyli wychodzi na to, że jeden z najoryginalniejszych reżyserów swoich czasów po raz pierwszy nakręcił film kukiełkowy zamiast aktorskiego i dzięki temu poszerzył listę dorosłych odbiorców! Niezły paradoks…
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
PD: Pozorny. Anderson po prostu po raz pierwszy nie napisał oryginalnego scenariusza, tylko zaadaptował gotowca, będącego w dodatku opowiadaniem dla dzieci. Każdy niszowy twórca zwiększyłby takim zagraniem zainteresowanie swoją twórczością. Tylko się cieszyć.
KW: Aż strach pomyśleć co by było, gdyby zamiast filmu kukiełkowego nakręcił plastelinki…
PD: To fakt, przykład „Mary i Maksa” Adama Elliota pokazuje, że plastelinki bywają tylko dla dorosłych.
KW: Swoją drogą jestem ciekaw, co następnego pokaże nam Wes Anderson? Czy wróci do filmów z Owenem Wilsonem i Billem Murrayem, czy też będzie szukał nowych form wyrazu?
PD: Jak to „wróci"? „Lis” też jest z Murrayem i Wilsonem.
KW: No tak, ale chodziło mi o gęby…
PD: Wiem, wiem, czepiam się z czystej sympatii.
KK: Następny projekt Andersona („Moonrise Kingdom”) raczej już nie będzie animowany, ale mam nadzieję, że reżyser jednak zaskoczy czymś nowym. Na razie wiadomo tylko, że znowu obsada będzie imponująca: Bill Murray, Tilda Swinton, Bruce Willis, Edward Norton, Frances McDormand.
KW: Ale nie poruszyliśmy jeszcze jednego tematu „Fantastycznego Pana Lisa” – kryzysu wieku średniego. A przecież to dzięki temu film dociera do obecnych 38-latków. :) Myśleliście o tym, czy jeszcze jesteście za młodzi na ten przekaz? :)
PD: Ja myślałem z perspektywy faceta, któremu za chwilę stuknie trzydziestka, i bardzo do mnie trafia „kryzysowy” przekaz „Lisa”. Swoją drogą jestem przerażony, gdy sobie wyobrażam siebie przed czterdziestką, skoro już teraz popadam w stany cokolwiek depresyjne.
KW: Są sposoby. Możesz przecież wyskoczyć do kurnika na parę kur. Potem życie się nieco komplikuje, ale depresja raczej nie grozi.
KK: Nie wiem, jak przekaz „Lisa” dociera do odbiorców w wieku „kryzysowym”, ale jeśli umiejscowić go w kontekście innych filmów o podobnej tematyce to mamy kolejną wartościową pozycję. Może nie jest na tyle oryginalna, żeby pchnąć ten podgatunek na nowe tory, ale podejście Andersona jest odświeżające i ujmujące.
KW: No to jeszcze na koniec wspomnijmy o finałowej scenie z wilkiem, którą Piotr umieścił na swojej liście najlepszych scen roku. Piotrze, rozwiniesz temat?
PD: Sęk w tym, że kiedy by opisać tę scenę komuś niezaznajomionemu z filmem, może wydać się zwyczajnie głupia. A jest magiczna. Dla Lisa spotkanie z wilkiem to jak dotknięcie absolutu, a jeśli już ustaliliśmy wyżej, że my, młodsi i starsi panowie w kryzysie wieku średniego, się z Lisem utożsamiamy, wnioski nasuwają się same. To trzeba zobaczyć, to trzeba poczuć, przeżyć, nic więcej nie powiem.
KW: Podsumuję więc, że „Fantastyczny Pan Lis” jest wyjątkowym filmem dla konesera w każdym wieku. Dzieci (w tym dzieci dorosłe) może ująć familijnym tematem i urokiem kukiełkowych futrzaków, młodych zabawi wartką akcją i niebanalnym humorem, starszych uraczy mądrymi spostrzeżeniami na temat rodziny, a jeszcze starszym powie, jak radzić sobie z kryzysem wieku średniego. Po raz pierwszy mamy chyba do czynienia z ambitnym, niszowym filmem dla wszystkich.



Tytuł: Fantastyczny Pan Lis
Tytuł oryginalny: Fantastic Mr. Fox
Reżyseria: Wes Anderson
Zdjęcia: Tristan Oliver
Scenariusz (film): Wes Anderson, Noah Baumbach
Rok produkcji: 2009
Kraj produkcji: USA, Wielka Brytania
Dystrybutor (kino): CinePix
Data premiery: 16 kwietnia 2010
Czas projekcji: 87 min.
WWW: Strona
Gatunek: animacja, komedia, przygodowy
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Allegro.pl
powrót do indeksunastępna strona

7
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.