Dziwny to komiks. Ale czy może być inaczej, gdy album zaczyna się od rozmowy bohatera z psem pozbawionym twarzy? Potraficie w ogóle sobie wyobrazić psa bez twarzy? Jeśli nie, to dobrze – zapewne obce są wam doświadczenia głównego bohatera „W cztery oczy” Saschy Hommera.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
„W cztery oczy” – po dziwacznym prologu z rzeczonym psem, którego znaczenie wyjaśnione zostanie później – rozpoczyna się, jak typowa komiksowa opowieść obyczajowa. Młody Sascha (jak się możemy domyślać – alter ego autora) mieszka sobie na jakiejś zapadłej niemieckiej prowincji, na której niespecjalnie jest co robić, chodzi do szkoły, która go nudzi, podkochuje się w koleżance, ale przede wszystkim spędza czas popalając trawkę z kumplami z klasy. Widać, że jest człowiekiem raczej biernym, raczej nieśmiałym i bez dwóch zdań bez pomysłu na własne życie – podobnie zresztą jak większość jego znajomych. Sytuacja nie poprawia się, a raczej jest coraz gorzej. Małomiasteczkowa egzystencja jest nadal dołująca, a na dodatek życie uczuciowe Saschy niezbyt się układ, bo jego dziewczyna Julia jest opętana odchudzaniem (w którym widać ewidentne symptomy anoreksji) i wyraźnie oczekuje od życia innego partnera i innych rozrywek, co najpierw Saschy sugeruje, a następnie mówi wprost. Chłopak zaczyna sięgać po coraz to silniejsze używki – grzybki, LDS – a jego świat zaczyna być coraz bardziej odległy od tego, co zwykle nazywamy normalnością… „W cztery oczy” to nic innego, jak komiksowy zapis narkotykowego uzależnienia, krok po kroku opanowującego bohatera, według schematu – najpierw tylko narkotyki „miękkie”, potem warto spróbować czegoś silniejszego, ale tylko raz, potem jeszcze raz, ale bez uzależnienia, potem… Nie ma w tym nic odkrywczego, ale wplecione w rysowany prostą kreską, obyczajowy, statyczny komiks coraz bardziej szalonych wizualizacji narkotykowych „tripów” robi duże wrażenie. Ciekawe w tym jest to, że używki w tym komiksie są właściwie na porządku dziennym, a inne fakty są jakby dodatkiem. W historie o kumplach popalających trawkę wplatane są, a właściwie delikatnie sugerowane przyczyny takiej, a nie innej egzystencji. Wszystko to buduję wizję grupy, w której normą są właśnie narkotyki, a wszystko inne – szkoła, dziewczyny, seks – jedynie dodatkiem. Dodatkiem, który – jak widać – może jedynie popychać w kierunku coraz silniejszego uzależnienia. Nie mam pojęcia, na ile „W cztery oczy” jest opowieścią autobiograficzną. Jeśli jest, rola komiksu jest oczywista – narysowanie tej historii jest osobistą rozprawą autora z własnym psem bez twarzy. Jeśli to tylko historia, którą Hommer zna z drugiej ręki – nadal „W cztery oczy” pozostaje ciekawym, momentami przejmującym manifestem antynarkotykowym.
Tytuł: W cztery oczy ISBN: 978-83-60915-50-9 Cena: 37,90 Data wydania: październik 2010 Ekstrakt: 70% |