„Autor widmo” to wielki powrót Romana Polańskiego do formy, modelowy, klasyczny thriller, a jednocześnie komentarz reżysera do własnej sytuacji. To także kolejny film w naszym cyklu krótkich omówień najważniejszych tytułów minionego roku.  | W tym roku wyjątkowo podsumowujemy rok nie jedną dyskusją, ale całym ich zestawem. Codziennie, w krótkich rozmowach omówimy najważniejsze naszym zdaniem filmowe wydarzenia minionego roku, by zakończyć ten zbiór tradycyjną dyskusją roczną. W naszych dyskusjach pomijamy „Incepcję”, o której dogłębnie rozmawialiśmy niedługo po premierze. |  |
 | Brak ilustracji w tej wersji pisma | Konrad Wągrowski: Gdy pojawił się na naszych ekranach „Autor Widmo”, reakcje zarówno w redakcji, jak i wśród tetryków, były jednoznacznie entuzjastyczne. Niektórzy mówili, że to jeden z najlepszych filmów Polańskiego w historii, byli tacy, którzy uznali go za najlepszy w ogóle. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że pod względem realizacyjnym to majstersztyk – genialna reżyseria, świetne aktorstwo, znakomite zdjęcia, świetnie dobrana scenografia. Ale czy powielająca treść powieści Harrisa fabuła naprawdę uzasadnia tak entuzjastyczny odbiór? Jak patrzycie na ten filmie po blisko roku od premiery? Artur Zaborski: Słysząc tytuł „Autor widmo” przed oczami latają mi kartki unoszone na wietrze. Polański eksploatując powieść Harrisa czerpał z niej garściami. Oglądając adaptację nie sposób nie zadać sobie pytania ile Polańskiego w Polańskim. Odpowiedź jest moim zdaniem jednoznaczna. W powielającej treść książki ekranizacji na pierwszy plan wysuwa się Ewan McGregor, jako postać spoiwo scalająca książkę z filmem, oraz Roman Polański właśnie. To on gra tu pierwsze skrzypce. Jego motywy, lęki, fobie i szeroko pojęte cechy twórczości poddane są najlepszym wariacjom, dlatego nawet czytelnicy, którzy powieść czytali kilkakrotnie, będą pysznie się bawić, odnajdując w treści Harrisa edycję Polańskiego. Niepostrzeżenie minął rok, a „Autor widmo” dalej w ścisłej czołówce. KW: Oglądający film bez znajomości pierwowzoru literackiego odbierali film przede wszystkim jako zagadkę, naprawdę zastanawiali się co chodzi z premierem, kto jest kim, etc. I było to naprawdę dobrze poprowadzone. Dopiero drugi seans pozwala na wychwytywanie smaczków, komentarzy Polańskiego do własnej twórczości, do życia prywatnego. Natomiast przy rozpatrywaniu filmu jako kryminału, ostatnia scena nie wypala. To takie oczywiste zakończenie, robiące z głównego bohatera pierwszego naiwnego… Dla mnie jedyny chyba zgrzyt w tym filmie. Ewa Drab: Ja doceniam „Autora widmo” także w kategoriach kryminał-thriller. Polański dokonał rzeczy fantastycznej, zachowując równowagę między warstwą fabularą a poziomem podtekstów i aluzji, które jednak nie wydają się tak eksplicytne, jak twierdzicie. Siłą „Autora widmo” jest to, że film można obejrzeć na kilka sposobów: jako inteligentny thriller, jako opowieść operującą odwołaniami do rzeczywistości i jako film Polańskiego z wszystkimi charakterystycznymi dla reżysera elementami. Mnie jednak najbardziej zapadł w pamięć Ewan McGregor, który z wyczuciem przeprowadza widza przez pełną napięcia historię. Stanowi przykład idealnego bohatera dreszczowców jakich się już dzisiaj nie robi. I za ten specyficzny sentymentalny klimat również Polańskiemu dziękuję. KW: Ewan McGregor przede wszystkim jest… duchem. Człowiekiem bez właściwości, idealnym odtwórcą roli anonimowego autora. Świetnie dla mnie wypadł też Pierce Brosnan, który jest i nie jest Tonym Blairem jednocześnie… A co sądzicie o politycznym przesłaniu filmu? Wiecie, te argumenty premiera za ograniczaniem swobód obywatelskich? ED: Pod kątem tła politycznego filmu, nie tyle odcisnął mi się w pamięci temat ograniczenia swobód obywatelskich, ile ogólny obraz wyłaniający się z przedstawianej historii, nieodparte wrażenie, że kluczowe dla świata wydarzenia o charakterze politycznym rozgrywają się poza zasięgiem przeciętnych obywateli czyli też po prostu bez ich wiedzy. Pewnego rodzaju bezsilność demokracji, która wyziera z tego filmu, stanowi zagrożenie dzisiejszych czasów wyeksponowane na ekranie przez Polańskiego…  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
AZ: Za to kluczowa dla filmu reklama (mam tu na myśli aresztowanie Polańskiego) rozegrała się na oczach całego świata. Medialna afera, wywlekanie brudów, czyli to, co masy lubią najbardziej. Paradoksalnie, kiedy Polański próbował uświadomić nam wielkie wydarzenia, jak je nazwałaś Ewo, rozgrywane poza naszym zasięgiem, sam został „odtajniony”, jego teczka pękła i wysypały się kartki podrygujące na wietrze. Mimo niefortunnych okoliczności powstał jeden z ważniejszych filmów. Dla mnie nie tylko w 2010 roku, ale i całej dekadzie. Konradzie, dlaczego odbierasz postać Autora, jako „pierwszego naiwnego"? Czy człowiek rzucony w wir takich wydarzeń, jakie oglądaliśmy na ekranie, może zachowywać się racjonalnie, podejmować dobre decyzje i nie dać się wystrychnąć na dudka? Dla mnie był on ludzki, nie naiwny. KW: Ale ja mówiłem tylko o zakończeniu filmu. Możemy już zdradzać? Jeśli ktoś nie oglądał, niech nie czyta dalej… Chodzi mi o to, że na koniec Ghost zachowuje się jak taki typowy filmowy naiwniak – zdradza przeciwnikowi, że wie o nim wszystko, po czym natychmiast zostaje wyeliminowany. Dla mnie to jedyny zgrzyt w tym świetnym filmie… ED: Może jednak naiwność to cecha uczłowieczająca bohatera? Duch jest w końcu odzwierciedleniem przeciętności niezorientowanej w świecie machinacji. Gdyby wszyscy gracze wystawieni przez Polańskiego byli szczwanymi lisami, nie byłoby genialnego kontrastu między prostotą bohatera a jego zmanipulowanym otoczeniem. A może każdy przeciętny obywatel jest duchem w świecie decydentów? Dokłada swoją cegiełkę do dzieła, ale nie znaczy nic dla tych, którzy nim kierują… KW: Swoją drogą ciekawe jest to, że film został jednak doceniony głównie w Polsce. Nie pojawia się w żadnych innych podsumowaniach roku, recenzje ma umiarkowanie pozytywne, lecz bez rewelacji… Inni się nie poznali, czy też my patrzymy specyficznie przez pryzmat osoby reżysera? AZ: Tylko Polacy są na tyle liberalni, by Romkowi wybaczyć aferę romansową. Reszta świata odwróciła się od niego i jego sztuki. Mówiąc poważnie, to rzeczywiście dziwi, że ani Srebrny Niedźwiedź dla Polańskiego, ani Europejskie Nagrody Filmowe, ani nawet Światowa Nagroda Muzyki Filmowej nie poprawiły recepcji filmu. Mimo tego cieszę się, że krajanie rzecz docenili. Zaś najcenniejszym dla samego Polańskiego uznaniem powinny być słowa jego znawczyni, czyli prof. Stachówny, która uznała „Ghost Writera” za wielki powrót do formy. Wniosek z tego prosty – film zapisze się w filmoznawczych podręcznikach, pomimo naiwnej końcówki (z czym nie do końca się zgadzam). KW: Teraz tylko pozostaje nam czekać na kolejny film Polańskiego (już na wolności) – czy uda mu się utrzymać formę? Zapowiadany na 2011 „God of Carnage” z Kate Winslet, Christophem Waltzem, Jodie Foster i Johnem C. Reillym zapowiada się bardzo interesująco.
Tytuł: Autor widmo Tytuł oryginalny: The Ghost Writer Rok produkcji: 2010 Kraj produkcji: Francja, Niemcy, Wielka Brytania Data premiery: 19 lutego 2010 Czas projekcji: 128 min. Gatunek: thriller |