Utrzymanie rozsądnego poziomu w zakrojonej na szeroką skalę space operze nie jest zadaniem łatwym, szczególnie przy ilości wątków, jakie Peter F. Hamilton zapoczątkował w pierwszej części „Gwiazdy Pandory”. Drugi tom, noszący podtytuł „Inwazja”, o wiele bardziej niż na tytułowym ataku obcych koncentruje się na przygotowaniach Wspólnoty do obrony przed nim. Co wychodzi powieści bokiem.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Muszę powtórzyć swój zarzut z recenzji poprzedniego tomu: wydanie powieści na polskim rynku w dwóch częściach nie było dobrym pomysłem. „Gwiazda Pandory” jako całość może uchodzić za bardzo przyzwoitą historię SF. Niestety, poszczególne jej części brane osobno na tym tracą. Dodatkowym minusem jest fakt, że oba tomy należą do jeszcze większego cyklu Wspólnoty Międzyukładowej (jej kolejną częścią jest, ponownie podzielony na dwie części, „Judasz wyzwolony” oraz również trzytomowy – przynajmniej w oryginale – minicykl „Pustka”). Hamilton podjął się w „Inwazji” niezwykle ambitnego zadania, jakim jest próba przedstawienia obcego gatunku z jego własnej perspektywy. Rozwój alf zamieszkujących układ Alfy Dysona z perspektywy Góry Światła Poranku, która z czasem ewoluowała na największą potęgę na planecie, wygląda w miarę realistycznie. Obcy faktycznie są obcymi: pojęcie indywidualizmu jest dla nich jedynie wypaczeniem, na które nie ma miejsca w ich społeczeństwie (przywodzącym na myśl chociażby starcraftowych zergów z ich Nadświadomością), rozwój ich nauki przebiegł w odmienny, bardziej zmilitaryzowany sposób niż w przypadku ludzkości, a przystosowanie do nowych warunków po konfrontacji z ludźmi jest dla alf jedynie kwestią czasu. Również ich motywacje są drastycznie odmienne od ludzkich, co powoduje jedynie większą panikę i brak możliwości porozumienia między gatunkami. Choć ciężko uznać kreację alf za wyjątkowo nowatorską, można zaliczyć ją do całkiem udanych. Nie sposób tego samego powiedzieć ani o bohaterach, ani o akcji powieści. Zamiast międzyświatowej, kosmicznej wojny, w której ludzkość musiałaby bronić się przed całkowitym wyniszczeniem, otrzymujemy jedynie kilka epizodów, i to dopiero pod koniec powieści. Co prawda kilkoro dotychczas trzecioplanowych postaci (Kazimir i Mellanie) zaczyna odgrywać ważniejszą rolę, pozostali nadal krążą gdzieś na peryferiach właściwej fabuły (dalsze zmagania Ozziego na ścieżkach, codzienne życie Marka Vernona w jednym z górskich kurortów czy też pozornie niemające nic wspólnego z całym atakiem śledztwo Pauli Mio). Dopiero ostatnie rozdziały przynoszą rozstrzygnięcie i o wiele sensowniejsze połączenie wielu wątków w jedno (z zaskakującym wnioskiem dotyczącym powodów całej inwazji, otwierającym drogę do kolejnych tomów). Oczywiście poza opisem obcych trafiają się w „Inwazji” również inne ciekawe elementy. Jednym z nich jest Tochee, obcy, z którym Ozzie i jego towarzysz Orion starają się opuścić splątane ścieżki. Próby nawiązania z nim kontaktu oraz późniejsze perypetie najlepiej określić mianem pociesznych. Również nagła i niespodziewana zmiana roli Mellanie, która początkowo wydaje się być jedynie ogarniętą żądzą sławy karierowiczką, zasługuje na uwagę. Jej kontakty z Rozumną Inteligencją (czyli rozwiniętym typem sztucznej inteligencji, która doradza ludzkości w wielu najważniejszych kwestiach) okazują się odgrywać wyjątkowo istotną rolę w obronie przed atakiem alf. Mimo olbrzymich możliwości, jakie zwiastował początek cyklu, Hamilton nie zdecydował się na odpowiednio duży rozmach, tworząc doskonale przeciętne czytadło SF. Nie mówiąc już o tym, że podtytuł jest wyjątkowo mylny: otrzymujemy zdecydowanie zbyt mało inwazji w „Inwazji”.
Tytuł: Gwiazda Pandory. Inwazja Tytuł oryginalny: Pandora’s Star ISBN: 978-83-7506-239-7 Format: 580s. 125×183mm Cena: 37,90 Data wydania: 24 marca 2009 Ekstrakt: 60% |