W „Juliet, nagiej” znajdziemy to wszystko, co Nickowi Hornby’emu przyniosło światową sławę i rzesze wiernych czytelników, czyli ukazane z niepowtarzalną lekkością pióra i niesamowitym poczuciem humoru pogmatwane relacje męsko-damskie. Warto ją przeczytać także dlatego, że to jedna z najlepszych książek w jego dorobku oraz murowany kandydat do ekranizacji, która stanie się kolejnym kasowym przebojem.  |  | ‹Juliet, naga›
|
Jeżeli ktoś się zwiąże na dłużej z osobą poświęcającą dużo czasu jakiemuś hobby, to ma w zasadzie do wyboru tylko dwie możliwości – może albo nauczyć się je tolerować, albo dać się w nie wciągnąć. Para głównych bohaterów „Juliet, nagiej” była ze sobą już prawie piętnaście lat, nie ma więc nic dziwnego w tym, że Annie musiała wielokrotnie słuchać płyt zapomnianego przez niemal cały świat Tuckera Crowe’a, którego jednak wprost uwielbiał Duncan. W dodatku jego „zafiksowanie” nabrało jeszcze rozpędu od czasu, gdy założył stronę internetową poświęconą twórczości tego mało znanego amerykańskiego piosenkarza. Duncanowi udało się bowiem przyciągnąć do niej grono podobnych maniaków z całego świata. Mogłoby się więc wydawać, że Annie zaakceptowała, że niejako w pakiecie z Duncanem otrzymała Tuckera Crowe’a – skoro zgodziła się nawet na wyprawę do Ameryki śladami tego ostatniego. Wszystko jednak się zmieniło za sprawą pierwszej od wielu lat nowej płyty Tuckera – „Juliet, nagiej”. Recenzja opublikowana przez Annie na stronie Duncana nie tylko wydobyła na światło dzienne wszystkie punkty zapalne w ich związku, ale doczekała się reakcji ze strony samego piosenkarza… Nick Hornby uchodzi za mistrza w tworzeniu psychologicznych portretów niedojrzałych emocjonalnie mężczyzn – „wiecznych chłopców”. Właśnie taki jest też Duncan z „Juliet, nagiej”, a w sumie niewiele lepszy jest Tucker, u którego można jednak dopatrzyć się już syndromów jakiejś przemiany. Opowiedziana tutaj historia wiele zaś zyskuje dzięki temu, że jest zrelacjonowana głównie z perspektywy Annie. Jej ocena własnej sytuacji życiowej jest oczywiście daleka od obiektywizmu, ale za to pełna prawdziwych emocji, a w dodatku – co tu ukrywać – po prostu zaczynamy bardzo szybko kibicować Annie w jej potyczkach sercowych. To, co wydarzy się pomiędzy tą trójką głównych postaci, może zaś nie tylko wzruszyć, ale i rozbawić czytelników aż do łez, gdyż Nick Hornby potrafi wydobyć maksimum komizmu z relacji damsko-męskich. W „Juliet, nagiej” autor z powodzeniem uderza swoim poczuciem humoru również w światek muzyczny, gdzie każda gwiazdka sceny ma fanów gotowych niemal wszystko poświęcić nawet za namiastkę kontaktu ze swoim idolem. Trudno przecież uznać za racjonalne choćby zwiedzanie przez wielbicieli talentu Tuckera toalety, w której „dokonała się w nim wielka przemiana”. Co tu dużo mówić – przecież większość ludzi nie reaguje ochami i achami na nową płytę nawet prawdziwej gwiazdy, a w przypadku „zapomnianego geniusza” reakcje wielbicieli pokroju Duncana to już prawdziwe kuriozum. Właśnie dzięki takim pomysłom powieść Nicka Hornby’ego naprawdę wyróżnia się na tle przeciętnych komedii romantycznych. „Juliet, naga” to bez wątpienia przyjemna lektura, która dostarcza rozrywki na przyzwoitym poziomie, a przy okazji może skłonić do refleksji na własnym życiem uczuciowym. Podejrzewam, że za jakiś czas doczekamy się filmowej adaptacji „Juliet, nagiej”, która będzie kasowym przebojem, ale zachęcam do sięgnięcia po tę książkę już teraz.
Tytuł: Juliet, naga Tytuł oryginalny: Juliet, Naked ISBN: 978-83-7534-096-9 Format: 336s. Cena: 32,– Data wydania: 8 września 2010 Ekstrakt: 80% |