powrót; do indeksunastwpna strona

nr 02 (CIV)
marzec 2011

S.O.D.: Ogród mąk nieziemskich
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Wit Szostak
Wit Szostak
9. Postęp w degeneracji
Szostak: Nie mogę się powstrzymać od poczucia dziwaczności świata przedstawionego. Nie jest to prosty zarzut niespójności świata, ale raczej jakaś fundamentalna wątpliwość dotycząca zasadności zderzenia dwóch porządków.
Z jednej strony mamy dość prymitywną społeczność, która żyje w rytmie kalendarza przyrody, silnie przeniknięta myśleniem magicznym i rytualnym, pełna sfer tabu. Z drugiej jest wysoko rozwinięta wiedza naukowa i myśl technologiczna, co więcej – istnieją instytucje jej kultywowania i rozwoju. To dałoby się pogodzić, gdyby założyć jakiś silny społeczny podział pomiędzy tymi sferami, np. auraiowie żyją w samotni od pokoleń i utrzymują lud w nieświadomości po to, by zachować nad nim – dla dobra ludu, rzecz jasna – władzę. Tymczasem auraiowie wyrastają z tego ludu, uczą się w tej samej szkole, co wszyscy.
Zderzenie tych dwóch sposobów myślenia, a raczej próba znalezienia pomiędzy nimi pełnej koherencji odsłania nie tylko jakąś słabość tej kreacji, ale też jakieś ważne pęknięcie, które znajduje się u podstaw całego – danego nam w tekstach literackich – myślenia Huberatha o relacji nauki z religią.
Orbitowski: Jeśli mieszkańcy Dolany nie są ludźmi, to mogą żyć w ten sposób. Nic nie stoi na przeszkodzie, po prostu wytwarzają struktury społeczne, których człowiek by nie wytworzył. Byłoby raczej dziwne, gdyby stworzyli jakąś wariację ładu, na którą każdy z nas by się zgodził.
Dukaj: Tak, wejście w rolę auraio wymaga przynajmniej częściowego wydobycia się z tej owadziej bezmyślności. Huberath próbuje uzasadniać: że poprzedni auraio wybiera właśnie tych najbardziej samodzielnych, wyłamujących się. Ale też mnie to nie do końca przekonuje.
Pamiętajmy jednak o tym perwersyjnym odwróceniu wektora: tutaj nie ma nauki jako postępu i kumulacji wiedzy; wiedzę posiadaliśmy kiedyś (i to wcale nie wiedzę o jakichś supertechnologiach), teraz zasadniczo chodzi o to, żeby jak najmniej, jak najwolniej ją tracić. To trochę rozbraja tę analogię.
Szostak: Obok idei postępu mamy więc drugą ideę, zupełnie przeciwstawną: mit arkadyjski. Stan pierwotny był doskonały, potem może być tylko gorzej, bo wiedza jest tracona. A bez wiedzy dalsze przetrwanie ludzi w Dolane jest niemożliwe: skoro wymiana pokoleń jest tak totalna, że Vatran jest najstarszym członkiem wspólnoty (pozostali albo idą na vylet, albo umierają w nieciekawy sposób), to ciągłość myśli jest zagrożona. Jeśli z jakichś powodów dwoje mieszkańców Samotni by zginęło, to pojawienie się kolejnego pokolenia w vylecie staje pod znakiem zapytania. Mamy więc dwa kierunki: albo postęp, albo degrengoladę.
I w tym miejscu warto zapytać o pochodzenie tej wiedzy. Bo jeśli mieszkańcy Dolany są potomkami kolonizatorów (lub: wygnańców) z Ziemi, to wiedza, którą przywieźli, miała się nijak do panujących w Dolane warunków. Jeśli dobrze rozumiem, rozmaite mutacje (w tym zwężenie spojenia łonowego) dokonywały się w czasie. A zatem cała teoria vyletu powstała już w Dolane, i to wiele pokoleń po kolonizacji. Czyli nie jest to taka sytuacja, w której moment zerowy – tu: przybycie na planetę – jest apogeum wiedzy, a potem mamy już tylko upadek i tracenie, tylko społeczność ta musiała posiadać jakieś intelektualne metody, by z tą nową sytuacją sobie jakoś poradzić.
A to komplikuje, poza wszystkim, prostą wizję winy i wygnania.
Orbitowski: Tego nie wiemy. Być może Huberath zrobił błąd, ale wtedy nie ma o czym gadać.
Mogę jednak wyobrazić sobie coś takiego. Ludzie lądują, postępuje degeneracja, generowana przez wiele czynników: mutacje, trudne warunki bytowe, wino mleczne i tak dalej. Teoria vyletu może być wynikiem przypadku, wynikłego choćby z kary na parze cudzołożników. Sam basen służył do czegoś zupełnie innego, mógł być częścią jakiejś skomplikowanej aparatury, ale znalazł takie właśnie wykorzystanie. Wrzucono tam ludzi, oni umarli, pojawiło się dziecko. Rzucam to trochę w powietrze.
Dukaj: Bardzo mi się podoba rozwiązanie Łukasza. Wiemy na pewno, że ludzie sobie nie wybrali tych warunków, tylko zostali w nie rzuceni, i że pierwsi koloniści nie pojawili się stadnie z technologiami, laboratoriami, maszynami itp., tylko jak wszyscy, wypadli po kilkoro z cyvutów. Mieli przewagę pamięci nauki ziemskiej i może trochę podręcznych narzędzi, trochę książek – co się zmieściło w jajach cyvuta. I z tym musieli sobie radzić. Wiedzę o biologii planety dopiero sukcesywnie zdobywali, równocześnie tracąc wiedzę czysto naukową, tę przyniesioną z Ziemi (w miarę wymiany pokoleniowej, niszczenia papieru itd.), i zmieniając się pod wpływem środowiska. Gdzieś w okolicy przecięcia tych dwóch trendów pojawiło się rozwiązanie z vyletem.
Mamy więc dwa rodzaje wiedzy: wiedza naukowa ziemska, w tym podstawowe, ogólne prawa fizyki czy biologii, oraz wiedza o specyfice tej planety oraz metodach przeżycia na niej.
Istnieje też możliwość następująca: inteligentny prorok-wąż kuszący Alicę nie był pierwszym. Wyobraźmy sobie, że ten dialog nie został przerwany, że pociągnęli go aż do porozumienia umożliwiającego przekazywanie wiedzy praktycznej. Czy nie takie było źródło tej „wiedzy drugiej” kolonistów w Matcinaj Dolane? Czy nie był to ów zakazany owoc podsunięty przez węża?
Im dłużej o tym myślę, tym bardziej kluczowy wydaje się mi ten właśnie motyw. Zaczynamy grać z porokiem i on nam przestawia tryby rozumu – nie przez jakiś magiczny wpływ, lecz przez samą informację, wiedzę. Nie ma błędu, a jednak dostajesz na końcu szaleństwo, kalectwo, absurd, koszmar, perwersję. I MSH pokazuje to na różnych poziomach: Alicy, która odbiera te same bodźce i przepracowuje je rozumowo, a jednak żyje w innej rzeczywistości (dla Ajfrida – szalonej); nauczyciela, który stosując naukową metodę dochodzi do wniosków po równo bzdurnych i słusznych; biologii Matcinaj Dolany, która stanowi logiczne rozwiązanie problemu przeżycia ludzkości w obcych warunkach, a zarazem z nieubłaganą konsekwencją degeneruje ich z pokolenia na pokolenie. I na poziomie metafory podróży w nieznaną przyszłość człowieka: nauka prowadzi nas rozumowo krok po koniecznym kroku, nie ma, nie ma błędu, a jednak na końcu – piekło i obłęd.



Tytuł: Vatran Auraio
ISBN: 978-83-0804-569-5
Format: 500s. 123×197mm
Cena: 44,90
Data wydania: 10 lutego 2011
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w
:
powrót; do indeksunastwpna strona

86
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.