Przenoszenie bohaterów ze współczesności w rozmaite nibylandy (metodą „furtki w ogrodzie”) jest wyjątkowo prostym sposobem na pokazanie fantastycznych dziwów. Choć podobny pomysł przyświeca powieści „1632” Erica Flinta, dzięki drobnej zmianie wygląda on bardziej nowatorsko. Za bohaterów robi całe miasteczko, a za nibyland – ogarnięta wojną trzydziestoletnią Turyngia.  |  | ‹1632›
|
Powieść rozpoczyna się w momencie, w którym niewielkie amerykańskie miasteczko zostaje przeniesione do siedemnastowiecznych Niemiec, prosto w środek brutalnej wojny trzydziestoletniej. Amerykanom nie pozostaje nic innego jak przystosować się do nowych warunków życiowych i, bez liczenia na jakąkolwiek pomoc, przetrwać. Poza wieloma problemami natury technicznej, ekonomicznej, społecznej i językowej Grantville zostanie wciągnięte w rozgrywki polityczne pomiędzy katolickimi a protestanckimi władcami Europy. Powieść czyta się dobrze i szybko. Do jej innych zalet należy zaliczyć to, że autor znakomicie odrobił lekcję historii wojny trzydziestoletniej. Wszelkie jej epizody, przedstawione czy to z perspektywy prostych żołnierzy, czy dowódców, wyglądają realistycznie i mają w sobie to „coś”, co przyciąga czytelnika. Z drugiej strony w porównaniu ze wszelkimi ambitnymi opisami wojny, przemiany wewnętrzne amerykańskiego miasteczka wyglądają mało interesująco, a niekończące się dialogi między głównymi bohaterami dotyczące ustroju i zasad, jakie powinny tam panować, są po prostu nudne. Ileż można czytać o problemach między konserwatywnymi zwolennikami izolacjonizmu a bardziej światłą grupą głównych bohaterów, którzy pragną uczynić z miasteczka nową europejską potęgę ekonomiczną i militarną? Jedną z podstawowych wad jest przesłanie ideologiczne, które wprost wylewa się z każdej strony powieści. Flint z uporem godnym lepszej sprawy stara się przekonać i pokazać czytelnikowi, że amerykańska demokracja jest uniwersalnym ustrojem, który przyjmie się nawet wśród monarchii absolutnych siedemnastowiecznej Europy. Gwarantowane przez nią wolności, strzeżone przez dzielnych Amerykanów (uzbrojonych w dwudziestowieczną broń i technikę), ściągają do ich miasteczka tysiące niemieckich uchodźców, którzy z radością przyjmują nowe zwyczaje i idee polityczne. Wzbudza to jednocześnie niepokój wśród niemieckich książąt i władców Europy, upatrujących w rewolucyjnej, jak na tamte czasy, idei demokracji czegoś, co podważa ich boskie prawo do rządzenia. Oryginalna wersja powieści pozwala na zaznajomienie się z fantastycznymi dialogami, w których biorą udział niemieccy i szkoccy najemnicy. Ich staroangielski stawnowi zabawny dodatek do całej pretensjonalnej fabuły. Za przykład niech posłuży: „ She’s got more counselors an’ advisers th’n fuckin’ Eperor Ferd’nand hisself. No tha’ she needs ’em.” Tłumacząc z ichniego na nasze, jeden z najemników stwierdza bez ogródek, że młoda Amerykanka dysponuje większą ilością doradców niż sam cesarz Ferdynand 1), mimo że i tak ich nie potrzebuje. Co prawda podobne wtręty są rzadkie (by przypadkiem nie zamęczyć czytelnika), ale wystarczająco częste, by nadać powieści odpowiedniego kolorytu i realizmu. „1632” jest jedną z powieści, o których nie wiem, co myśleć. Pod względem historycznym spełnia swoją rolę i wiernie oddaje siedemnastowieczne realia. Niestety, łopatologiczne przesłanie o wielkości Ameryki i demokracji jest bardzo dotkliwym i rażącym oczy minusem. Dzieło Flinta należy więc do powieści wybitnie średnich, zapewniając rozrywkę na przyzwoitym poziomie. 1) Chodzi o Ferdynanda II Habsburga, cesarza rzymskiego, króla Niemiec, Czech i Węgier, którego katolicka polityka w Czechach w 1617 i 1618 r. doprowadziła do słynnej defenestracji praskiej i wybuchu wojny trzydziestoletniej.
Tytuł: 1632 ISBN-10: 0671578499 Format: ebook, multiformat Data wydania: 1 lutego 2000 Ekstrakt: 50% |