W trzydziestej siódmej książce z Świata Dysku Terry Pratchett bierze pod pióro piłkę nożną, rozkłada ją na czynniki pierwsze i sprawdza, co siedzi jej w środku: miłość, strach, nienawiść i przywiązanie. I sporo innych rzeczy.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Nad Niewidocznym Uniwersytetem zawisło niebezpieczeństwo straszliwsze niż groźba inwazji z Piekielnych Wymiarów. Fundusz powierniczy, z którego finansowane są posiłki ciała profesorskiego może zostać utracony, chyba, że dopełniona zostanie pewna starożytna tradycja. Członkowie fakultetu są jak najbardziej za wypełnianiem starożytnych tradycji, ale tym razem nakazuje ona wystawić drużynę i wziąć udział w tej… tej… rozrywce klas niższych, znanej jako piłka chłopców ubogich. Oczywiście sprawa nie jest taka prosta jak tylko wzięcie udziału w meczu. Może to i sport pospólstwa, ale żaden mag – mag godny swego kapelusza – nie jest w stanie przystać na nic innego niż zwycięstwo. Wydaje się jednak, że profesorowie Niewidocznego Uniwersytetu porwali się na zadanie przerastające ich siły. I czy tego chcą, czy nie, odegrają ważną rolę w planach oświeconego tyrana Havelocka Vetinariego, władcy Ankh-Morpork. Tamtejsza piłka nożna zalicza się bowiem do tradycyjnych, jeszcze nie ucywilizowanych rozrywek. Bardziej podobna jest do ulicznej wojny – razem z plemienną lojalnością, zgonami, a nawet, o zgrozo, uszkodzeniami własności prywatnej – niż sportu. Przeciętny mieszczuch normalnie obchodzący magów szerokim łukiem, na co zasługują ludzie mogący zmienić cię celowo, albo, co gorsza, przypadkiem w żabę, gotów jest dla swojej drużyny rzucić się na nich z wyszczerzonymi zębami. Można by jeszcze dodać, że używana w grze piłka swym impetem potrafi miażdżyć kości. Ale, kto choć trochę zna realia Świata Dysku, domyśli się, że reakcja Patrycjusza Vetonariego była gwarantowana od momentu, kiedy wyliczanie zalet sportu doszło do „uszkodzeń własności prywatnej”. Władca Ankh-Morpork wciągnął już wiele dziedzin miejskiego życia w nowoczesność, choć zapierały się rękami i nogami. Uliczna piłka będzie musiała stracić wiele ze swej chwały – to znaczy stać się bardziej przyjazną i pokojową. Jednak to nie wszystko, bo równolegle z miejską polityką będziemy śledzili nowoczesną wersję bajki o Kopciuszku rozgrywającej się w nocnej kuchni uniwersytetu. Bajki szybko zresztą zmierzającej w kierunku historii Romea i Julii. Oto rodzi się pierwsza na Świecie Dysku supermodelka, a zakazana miłość przekracza granice przyzwoitości i zdrowego rozsądku: jakże tak można się bezwstydnie migdalić, kiedy wasze rodziny kibicują różnym drużynom? Sportowe i romansowe wątki łączy wreszcie tajemnicza osoba pana Nutta, pracownika Uniwersytetu i poszukiwacza własnej wartości. Nawet on sam niewiele o sobie pamięta. Pochodzi z Überwaldu, jest bardzo łagodny, uprzejmy i wykształcony. Na jego widok nadrektor Ridcully wzdryga się i odruchowo sprawdza, czy ma w kieszeni zaklęcia. 1) „Niewidoczni Akademicy” odpowiadają schematowi wcześniejszych książek Pratchetta. Tak jak wcześniej, pisarz bierze zjawisko z naszej rzeczywistości, przeszczepia na Świata Dysku, tam robi mu sekcję i przygląda się mu ze wszystkich możliwych i niemożliwych stron. Na koniec pokazuje, jak to się ma do kondycji ludzkiej w ogóle i szczególe. Co prawda piłka nożna i otaczające ją zjawiska na pierwszy rzut oka wydają się zasługiwać na czystą satyrę, to jednak Terry Pratchett idzie w innym kierunku. W humorze „Niewidocznych Akademików” brak ostrza, autor traktuje swych bohaterów niezwykle łagodnie i z głęboką sympatią. Sport jest tylko pretekstem do opowiedzenia o ludziach i tym, co tak ważnego jest dla nich w dwóch bandach, odzianych w różne kolory drabów, kopiących się po nogach i ganiających po kawałku płaskiej ziemi za okrągłym przedmiotem. W tle zaś, między piłką i pytaniem o wagę grupowej przynależności, przewijają się zupełnie inne sprawy: dorastanie, miłość, konieczność myślenia za siebie i za innych oraz rasizm. Pratchett tradycyjnie zajmował się bardzo poważnymi sprawami, „Akademicy” jednak wydają się najpoważniejszą z nich wszystkich, zwłaszcza tam, gdzie dotyczą pana Nutta. Jest też najmniej magiczna z dotychczasowych opowieści o Świecie Dysku, magia przewija się tylko w tle i żartach. Nie licząc oczywiście finału, choć ten da się raczej zaliczyć do dziedziny religii. „Niewidoczni Akademicy” są też książką, którą zaliczam nieco poniżej dyskowej średniej. Nie wyszła Pratchettowi próba wprowadzenia nowych postaci. Zazwyczaj przepadam za jego bohaterami, ale tym razem czułem tylko chłodne zainteresowanie losami Nutta i kucharek z nocnej kuchni. Nie przeszkodziłoby mi gdyby pojawili się w kolejnej książce, ale tak naprawdę to wolałbym powrót do starych, wypróbowanych postaci. Również jakość wątków jest bardzo różna. Sceny budowania uniwersyteckiej drużyny, tytułowych Niewidzialnych Akademików, ze zbioru oryginałów są znakomite, ale romanse wypadają już blado. Także druga połowa książki wydaje się trochę rozbuchana i nierówna. Żeby jednak odpowiednio ustalić proporcje dodam, że oceniam najnowszą powieść Pratchetta bardzo surowo, bo porównując do jego innych powieści. W przypadku autora o mniejszych zdolnościach powiedziałbym, ze przydałoby się jej zagęszczenie treści na mniejszej ilości stron, ale nawet w tym przypadku nawet słabsza książka ze Świata Dysku daje godną polecenia lekturę. 1) Z gatunku tych, o jakich mag może pomyśleć w bezsennych nocnych godzinach, kiedy rozważa zagrożenia wynikłe z manipulacji rzeczywistością.
Tytuł: Niewidoczni Akademicy Tytuł oryginalny: Unseen Academicals ISBN: 978-83-7648-377-1 Format: 400s. 142×202mm Cena: 29,90 Data wydania: 8 kwietnia 2010 Ekstrakt: 70% |