Prześliczna Chrisette Michele Payne, prawdziwa dama czarnych brzmień, świetnie radzi sobie z mieszanką jazzu, popu, klasycznego soulu, gospel a nawet r’n’b. Dzięki silnemu głosowi o niezwykłej barwie porównywana jest do Billie Holiday, lecz w przeciwieństwie do swojej wielkiej poprzedniczki unika skandali i niepotrzebnego rozgłosu, twierdząc że liczy się jedynie muzyczna klasa. Na jej najnowszym albumie „Let Freedom Reign” owej klasy jednak zabrakło.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Jej debiut, „I Am” z 2007 roku, przepełniony utworami utrzymanymi w stylu soul i jazz, został bardzo dobrze przyjęty przez krytyków, co zaowocowało w następnym roku nominacją do nagrody Grammy oraz błyskawicznie rosnącą grupą fanów. W 2009 roku artystka wydała drugi krążek, zatytułowany „Epiphany”, na którym odważyła się zrobić krok na przód. Pomiędzy przejmującymi, soulowymi balladami znalazło się więc również trochę miejsca na ambitne r’n’b. Na najnowszej płycie piosenkarka kontynuuje podróż w stronę bardziej dyskotekowych brzmień. „LFR” zamyka się w piętnastu utworach. Przyglądając się jednak trackliście, można poczuć się lekko oszukanym, gdyż cztery piosenki trwają maksymalnie po trzydzieści sekund i nieuważny słuchacz może je po prostu przeoczyć. Album utrzymany jest w stylistce r’n’b i pop, niestety niemal każdy kawałek kuleje pod względem warstwy melodyjnej i tekstowej, a najbardziej tytułowy „Let Freedom Reign”, w którym towarzyszący wokalistce raperzy – Talib Kweli i Black Thought – przejmują inicjatywę, nie dopuszczając jej prawie wcale do mikrofonu. Piosenki są proste i łatwo wpadające w ucho, lecz równie łatwo z niego wypadają. Nie dziwi zatem wybór singli promujących album. Pierwszy z nich, „I`m a Star”, idealnie nadaje się jako radiowa piosenka do słuchania przy pracy, obiedzie czy też sprzątaniu, ale już drugi, „Goodbay Game”, nudzi topornym wręcz bitem. Mam wrażenie, że artystka nagrywała ten album w pośpiechu, nie poświęcając mu zbyt dużo uwagi. Wykorzystała tutaj niewyszukane rozwiązania, tworząc w ten sposób produkt masowy. Być może jest to efekt zaangażowania się Chrisette w projekt, którego końcowym efektem jest mixtape „Love Thy Brother” nagrany z Lem Payne. W każdym razie „Let Freedom Reign”, jak na artystkę tej klasy, jest albumem bardzo słabym. Są jednak na tym krążku utwory warte uwagi, choć jest ich niewiele. Dwa najciekawsze z nich to: trzeci singiel, zatytułowany „I Don’t Know Why, But I Do” oraz „If Nobody Sang Along”. Obie piosenki to przepiękne, zagrane tylko na fortepianie i skrzypcach ballady. Chrisette powraca w nich do klimatu z debiutanckiej płyty. Dalej mamy sympatycznie bujające i optymistyczne „I’m Your Life”, rockowe „Unsaid” i na koniec spokojne, nieco nostalgiczne „I Know Nothing”. Słuchając „Let Freedom Reign”, przypomniał mi się musical „Dreamgirls” i wykonywane przez Jamiego Foxxa „Steppin’ To the Bad Side”. Chrisette wprawdzie nie weszła w konflikt z prawem, jak we wspomnianym filmie, ale to co zaprezentowała nam na „LFR” świadczy o tym, że zgubiła się na ścieżce swojej kariery, skręcając w niewłaściwym kierunku. Tylko dzięki nielicznym, wspomnianym wyżej utworom oraz niesamowitemu wokalowi krążek ten może nie będzie zalegać gdzieś z tyłu półki, pod grubą warstwą kurzu.
Tytuł: Let Freedom Reign Data wydania: 30 listopada 2010 Czas trwania: 44:51 Utwory 1) Fairy Tales and Castles [Part 1]: 0:34 2) I’m a Star: 4:13 3) Number One: 3:37 4) Fairy Tales and Castles [Part 2]: 0:28 5) I Don’t Know Why, But I Do: 3:59 6) Let Freedom Reign: 4:21 7) Goodbye Game: 3:57 8) So Cool: 4:00 9) So in Love: 4:12 10) So in Love [Skit]: 0:11 11) I m Your Life: 3:14 12) I m from NY [Skit] : 0:17 13) Unsaid: 4:23 14) If Nobody Sang Along: 3:45 15) I Know Nothing: 3:40 Ekstrakt: 50% |