– Krążyły plotki, że ten zombie naprawdę miał sporo na sumieniu – kontynuował tymczasem Edwin. – O ile w ogóle wiedział, co to jest sumienie… Zrujnował sporo straszydeł. No i ta rusałka też nie miała z nim lekko… – Wygląda na to, że muszę przesłuchać wszystkich po kolei – oświadczył detektyw zdecydowanie, po czym podniósł się z kanapy. – A na dobry początek zajmę się żoną. – Oj, fajna ta jego żona – westchnął tęsknie Edwin. – Ale córka jeszcze lepsza… Słysząc to, Eryk uśmiechnął się pod nosem. Różnili się z kuzynem w wielu kwestiach, ale chyba lubili patrzeć na te same kobiety. Choć taki przystojniak jak Edwin z pewnością nie musiał ograniczać się tylko do patrzenia. Pani Azalia już doszła do siebie, ale nadal leżała w łóżku. Piękna, pełna wdzięku i pogrążona w nader twarzowej rozpaczy. – Chciałbym z panią porozmawiać, jeśli można? – zaczął łagodnie detektyw. Kiedy chciał, potrafił być miły. – Oczywiście – westchnęła świeżo upieczona wdowa. – Proszę spocząć. Przycupnął na brzegu krzesła i przez chwilę w milczeniu obserwował rusałkę, zastanawiając się, od czego zacząć. W końcu postanowił poruszyć kwestię, która przez cały czas nie dawała mu spokoju. – Proszę wybaczyć to niedyskretne pytanie, ale dlaczego państwo nie sypiali w jednym przedziale? Tu jest naprawdę dużo miejsca. – Rozejrzał się dokoła. Azalia zatrzepotała długimi rzęsami. Trzepotanie było jej znakiem firmowym i właśnie dzięki niemu zrobiła zawrotną karierę. Niezły głos stanowił tylko mały dodatek. – Polikarp… to znaczy mój mąż mawiał, że w nocy denerwuje go czyjaś obecność – zwierzyła się szeptem. – Wie pan, lubił sobie czasem odkręcić rękę, nogę… albo coś innego. Nawet w domu nie spaliśmy razem. – A rano weszła pani do przedziału i znalazła jego poćwiartowane zwłoki? – Tak. – Gorliwie pokiwała głową. – To był straszny widok. – Czy pani kogoś podejrzewa o tę zbrodnię? – Dobrze wiem, kto to zrobił. – Kto? – Detektyw nadstawił uszu. – Ja. – Pani? – zdziwił się szczerze. – A dlaczego? – Och, proszę pana, miałam całe mnóstwo powodów – oświadczyła Azalia. – Dokładnie dziesięć. I wszystkie starsze ode mnie! Zdradzał mnie od dnia ślubu… – dodała, widząc, że detektyw nie nadąża za jej tokiem myślenia. Erykowi przyszło do głowy, że facet, który nie dochowuje wierności takiej kobiecie, naprawdę musi być niespełna rozumu. Rusałka oczywiście nie grzeszyła intelektem, ale w końcu nikt nie bierze sobie żony w wieku wnuczki po to, aby toczyć z nią filozoficzne dysputy. – A czym pani go zabiła? – Pilniczkiem – wyznała tragicznym szeptem wdowa. – Okropnie się zmęczyłam. I proszę – wyciągnęła przed siebie obie ręce – połamałam wszystkie paznokcie. – Jeśli dobrze zrozumiałem, to przed chwilą przyznała się pani do morderstwa? – Detektyw zupełnie nieświadomie popisał się znajomością jednej z technik aktywnego słuchania. – Tak. – To czemu pani zemdlała, kiedy tam weszła? – Bo zapomniałam, że rozczłonkowany zombie po ciemku wygląda tak nieestetycznie. Eryk wzniósł oczy ku niebu i uznał, że pora zakończyć tę bezsensowną rozmowę. Wyszedł na korytarz i oparł czoło o zimną szybę. Czekała go naprawdę ciekawa noc. – Przepraszam pana. Wampir ocknął się z zamyślenia. Obok niego stał zdenerwowany mag Wacław. – W czym mogę pomóc? – Muszę z panem porozmawiać. O tym morderstwie. Eryk gestem zaprosił go do swojego przedziału. – To nieprawda, że Azalia go zabiła – oświadczył zdecydowanym tonem czarodziej, kiedy tylko zamknął za sobą drzwi salonki. – To ja! – Pan? – zdziwił się uprzejmie detektyw. – A jaki miał pan motyw? – To chyba oczywiste! – oburzył się chłopak. – Kocham Azalię. Zawsze ją kochałem. Nie przestałem nawet, kiedy wyszła za tę górę pleśni. On ją szantażował! – Naprawdę? – Chyba pan nie myśli, że poślubiła go z własnej woli? – zirytował się mag. – A ja… Nie mogłem patrzeć jak się z nim męczy… Poza tym teraz możemy się pobrać. Oczywiście jak odsiedzę wyrok – dodał szybko. – A w jaki sposób pan popełnił tę zbrodnię? – Normalnie. – To znaczy jak? – nie ustępował wampir. – Mógłby pan to dokładniej opisać? – Po prostu wsadziłem mu różdżkę w usta i wypowiedziałem zaklęcie. Wtedy pyk, rozsypał się na kawałki – wyjaśnił nie bez satysfakcji chłopak. Kiedy czarodziej opuścił przedział, Eryk skrzywił się z niesmakiem. Młodzieniec łgał jak z nut. Tylko dlaczego to robił? Dlaczego kolejna osoba bez mrugnięcia okiem przyznawała się do okrutnego morderstwa? To wszystko zaczynało niepokojąco pachnieć tanim romansem. A miłość była tym, na czym Eryk akurat niespecjalnie się wyznawał. Przez całe życie unikał wszelkich emocjonalnych zawirowań, bo liczne rodzinne przykłady wskazywały, że na uczuciach nikt jeszcze dobrze nie wyszedł. Nagle przyszło mu do głowy, że pilnie potrzebuje rozmowy z kimś w miarę spokojnym i opanowanym. Kimś, komu obce były szalone namiętności, ale kto mimo tego potrafił je zrozumieć. W tym pociągu była tylko jedna taka osoba. Pani Agata. Wampir postanowił ją odwiedzić, zanim opuści go odwaga. W przedziale czarownicy przyjemnie pachniało ziołami. – W czym mogę panu pomóc? – zainteresowała się gospodyni, która właśnie dziergała na szydełku coś wściekle różowego. – A może herbatki? – Chętnie.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Agata zerwała się z kanapy, szybko zebrała naręcze różnokolorowych jedwabnych chust i wskazała Erykowi miejsce do siedzenia. Skwapliwie skorzystał z zaproszenia. Odpowiadała mu atmosfera tego miejsca. Nie wiedzieć czemu, przywodziła na myśl czasy, kiedy był jeszcze młodym wampirem i łudził się, że długowieczność może mu przynieść szczęście. – Proszę bardzo. – Postawiła przed nim imbryk i filiżankę. – Może cukru? – Dziękuję, nie słodzę – odparł z trudem. Naprawdę, w towarzystwie tej kobiety denerwował się jak uczniak. – Widzi pani, dbam o zęby – wyjaśnił zupełnie bez sensu. – To zrozumiałe – uśmiechnęła się czarownica, a on, aby nie dać po sobie poznać wzburzenia, upił pierwszy łyk. Herbata lekko pachniała miętą i miała przyjemny cierpki smak. – Chciałbym z panią porozmawiać o tej zbrodni. – Eryk wreszcie uspokoił się na tyle, że postanowił nie odwlekać sprawy. – Podejrzewam, że ma coś wspólnego z kłopotami sercowymi. Dlatego pomyślałem… – Oczywiście, że chodzi o miłość – przerwała mu łagodnie Agata. – To nie ulega najmniejszej wątpliwości. – Skąd ta pewność? – Bo to ja go zabiłam – oświadczyła beznamiętnie i przez chwilę wyglądała na okropnie przygnębioną. – Połamałam mu miotłą wszystkie gnaty. – Pani żartuje? – żachnął się detektyw. Szybko odstawił filiżankę na stolik, bo nagle zaczęły trząść mu się ręce. – Mówię zupełnie serio – upierała się czarownica. Eryk przyjrzał się jej uważniej i wtedy doznał olśnienia. Przypomniał sobie, że kilka lat temu we wszystkich tabloidach pełno było zdjęć tej kobiety. – Pani była drugą żoną Polikarpa – powiedział cicho. – Bardzo długo. – Agata mocno zacisnęła pięści. – Wychowywałam jego córkę, pomagałam mu w pracy, a on mnie porzucił. I to dla kogo? Dla takiej… Na dodatek nie dał mi ani grosza. I jeszcze zakazał Lukrecji kontaktować się ze mną. Jak pan widzi, miałam powody, żeby go nienawidzić! – Ale czy to wystarczyło, aby zabić? – spytał ostrożnie, bo nie chciał wprost zarzucić czarownicy kłamstwa. – Nie zna piekło straszliwszej furii nad wściekłość zawiedzionej kobiety – rzuciła ze smutnym uśmiechem. – Życie to nie literatura – przypomniał jej Eryk. – Tu rządzą inne prawa. – Mówię prawdę – upierała się. – Może pan zakończyć śledztwo. |