Mamy dziś dla Was dwa całkowicie odmienne od siebie materiały. Pierwszym z nich jest „Legacy of Disaster”, niewielka przygoda wprowadzająca nas w realia czwartej edycji Legend of the Five Rings. Drugi to trzecia edycja „Pokethulhu”, prześmiewczego systemu łączącego w sobie motywy wyjęte z Lovecrafta i Pokemonów.  | W świecie, w którym o wiele łatwiej wydać coś w elektronicznym formacie niż na papierze, ciężko jest oddzielić ziarna od plew. Wśród tak kuriozalnych pomysłów jak „Hot Chicks RPG” czy darmowe listy trafień krytycznych, odnalezienie wartych uwagi produktów jest syzyfową pracą, którą za was wykonamy za garść naboi i kilka łusek więcej. |  |
 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
„Legacy of Disaster” podzielono na dwie części. W pierwszej otrzymujemy skrótowy opis reguł najnowszej edycji L5R. Mechanika nie zmieniła się zbytnio od czasu wydanej w języku polskim pierwszej wersji: nadal mamy Kręgi, rzucanie i zatrzymywanie oraz uniwersalne garście kości dziesięciościennych. Najważniejsza jest bowiem sama przygoda, w której BG przyjdzie uratować honor jednego z daymio klanu Żurawia. Podejrzana kradzież legendarnego daisho z jego zamku stanie się początkiem przygody, w której tematy honoru, sławy i wierności swoim przełożonym pełnią kluczową rolę. Jest to tym samym doskonałe wprowadzenie w realia Rokuganu oraz skomplikowanych zasad tego orientalnego uniwersum.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Co wyjdzie z połączenia kosmicznego chaosu i uroczych, kolorowych potworków? Na to pytanie odpowiadają twórcy „Pokethulhu”, niewielkiego i wdzięcznego systemu, w którym bohaterowie wcielają się w młodych (przedział wiekowy od pięciu do szesnastu lat) kultystów, biegających po świecie z czarodziejskimi dwunastościanami wypełnionymi abominacjami z innego wszechświata. Innymi słowy: dużo dobrej zabawy, bazującej na parodii dwóch pozornie niezwiązanych ze sobą motywów. Trzydzieści trzy strony podręcznika wypełnione są po brzegi nie tylko znakomitymi ilustracjami Kovalica (rysownika znanego z karcianego „Munchkina”), ale też zupełnie absurdalnymi odniesieniami do seriali, filmów i innych dzieł z serii Pokethulhu (bazujących, jakżeby inaczej, na animowych „Pokemonach”), które… są czystym wymysłem autorów, a jednocześnie doskonałym sposobem na zainteresowanie czytelników. Wracając do tematu systemu, trzeba przyznać, że został on całkiem nieźle przemyślany. Mechanika (oparta na kościach dwunastościennych) jest prosta, zasady pojedynków między potworkami wyjątkowo interesujące, a różnorodność milusińskich (opisana w bestiariuszu) stanowi smakowitą mieszankę konwencji. „Pokethulhu” jest czymś na kształt erpegowego „Munchkina”. Równie śmiesznym, co wartym polecenia. |