Przygody Funky’ego Kovala to według mnie najlepsza seria komiksowa, jaka powstała nad Wisłą. Prawda, pomogło jej to, że kiedy powstawała (i długo potem) nie było nic, co mogło by się z nią równać. Ale to przede wszystkim historia i bohaterowie wymyśleni przez Macieja Parowskiego i Jacka Rodka razem z rysunkami Bogusława Polcha stworzyły cykl godnym polecenia.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Załączona strona pochodzi z „Sam przeciw wszystkim”, drugiej części przygód kosmicznego detektywa. Ze względu na wrażenie, jaki wywiera i mistrzostwo, z jakim została skonstruowana należy do moich ulubionych. Na pewno przyciągnęła spojrzenie wielu czytelników. Na chwilę przynajmniej, w końcu o kartkę dalej była roznegliżowana Brenda Lear, a akcja zbliżała się do finału. Jednak warto zatrzymać się nad nią, dlatego, że pozostaje wspaniałym przykładem na możliwości komiksu: słowo i obraz – oraz granice obrazu – sterując wyobraźnią czytelnika, są w stanie osiągnąć efekty niemożliwe w innych mediach. Tło prawie całej strony jest jednolite, dzięki czemu rysownik mógł poświęcić całą stronę na przedstawienie obcego systemu słonecznego z odpowiednim rozmachem. Zręczne ułożenie paneli pozwoliło przedstawić upływ czasu i kolejność wydarzeń. Ta technika jest często stosowana w komiksach, jednak tutaj autorzy dokonali pewnych modyfikacji, o czym za chwilę. Centralnym punktem, na początku przyciągającym uwagę jest niepokojąca, czerwona gwiazda kontrastująca z całą resztą, utrzymaną w chłodnych, niebieskich odcieniach. Pełni funkcję spoiwa łączącego stronę w jedną całość. Drugim obiektem, wciskającym się w pole widzenia jest muszla, na której budzi się Koval. Muszla w kosmosie – zestawienie tak kontrastowe, że wyobraźnia sama startuje by tworzyć możliwe wyjaśnienia: czy był to dom orbitującego ślimaka czy pozostałość po zniszczeniu jakieś planety? Najważniejsze jest jednak to jak została narysowana. Muszla wyskakuje na pierwszy plan, prosto ku czytelnikowi – wszystko dzięki temu, że wychodzi poza ramkę i stronę nawet, praktycznie wyrywając się z ram rzeczywistości. Dopiero potem czytelnik zaczyna przyglądać się poszczególnym panelom i czytać dymki. Pierwsze myśli Funky’ego są odbiciem tego, co dzieje się w umyśle czytelnika, który – jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało – z trzymającego się ziemi komiksu science fiction przeskoczył nagle w surrealistyczną przestrzeń, gdzie orbitują pozostałości po kosmicznych ślimakach i gdzie da się oddychać w próżni. Każdy z paneli na pierwszy rzut oka wydaje się wykrojony z tła – na pierwszy, bo już drugi uświadamia, że coś tu nie gra. Kąty widzenia są tak ustawione, że po chwili orientujemy się, że pozornie jednolite tło wcale takie nie jest. Gdyby usunąć ramki to otrzymany obrazek wyglądałby wprawdzie ciekawie ale zarazem całkowicie niezrozumiale: jakaś dziwna przestrzeń, w której występuje w kilku miejscach ta sama postać. Zero ruchu, zero czasu i oczywiście zero historii. Co tylko udowadnia jak ważne są i jakie znaczenie mogą mieć skromne i niedoceniane ramy paneli. |