powrót; do indeksunastwpna strona

nr 03 (CV)
kwiecień 2011

Morderstwo w Widmo Ekspresie
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Eryk cierpliwie czekał, aż jego towarzyszka się wypłacze. Czuł przy tym lekką irytację, która stopniowo zaczynała przechodzić w panikę. Nigdy nie potrafił postępować z rozhisteryzowanymi kobietami. Zwłaszcza wypłakującymi sobie dwukolorowe oczęta.
– Czy coś pani wiadomo na temat morderstwa? – wymamrotał wreszcie, modląc się w duchu o jak najszybszy koniec tej wilgotnej konwersacji.
Zmora ponownie zaniosła się straszliwym szlochem. Dopiero po kilku minutach i zużyciu całej paczki chusteczek zdołała wychlipać dramatycznie:
– To… to ja.
– Pani? – Eryk ze wszystkich sił starał się nie pokazać po sobie zniechęcenia. – A w jaki sposób?
– Nor…nor… normalnie – wyjąkała Gertruda i wyciągnęła z torebki kolejną paczkę chusteczek. – Udusiłam go! Rękami…
– A dlaczego? – Eryk usadowił się wygodniej na krześle, oczekując kolejnej wstrząsającej opowieści o niegodziwości denata.
– Nie mam pojęcia! – wyrzuciła z siebie jednym tchem i znowu uderzyła w głośny lament.
Zaiste marnowała się w swoim fachu. Jako fontanna zakasowałaby samą di Trevi.
14.
– Bo widzi pan, to było tak. – Wilkołak z zakłopotaniem podrapał się po brodzie. – Poszedłem tam i go rozszarpałem. Gołymi zębami.
Wampir spod zmrużonych powiek obserwował swego kolejnego rozmówcę, w skupieniu słuchając jego opowieści. Mógł założyć się o połowę nielegalnych miesięcznych dochodów, że to kolejny stek kłamstw. Obrażenia na ciele denata wyraźnie wskazywały na rany cięte, a nie szarpane. Nie przerywał jednak tego wywodu, bo wyobraźnia towarzyszy podróży nadal nie przestawała go zadziwiać.
– A jaki miał pan motyw?
– Zemsta oczywiście. Wie pan, my, wilkołaki jesteśmy bardzo mściwe. Okrutnie. Wręcz nie do wyobrażenia.
– A czym naraził się panu Polikarp?
– Miał monopol na eliksir tojadowy – oświecił go z entuzjazmem Nikodem. – I w zeszłym miesiącu bezczelnie podniósł ceny.
Eryk lekko przygryzł wargę i pomyślał, że ma coraz większą ochotę zawyć do księżyca.
15.
– Moglibyśmy pogadać? – Eryk bezceremonialnie wsadził głowę do przedziału Wiślarza.
Wodnik, który właśnie siedział w wiaderku i namiękał, szczerze ucieszył się na jego widok.
– Ależ proszę bardzo, inspektorze – zaskrzeczał. – Dawno pana nie widziałem. Podobno już pan nie pracuje w dochodzeniówce?
– Prawie od trzydziestu lat – odparł niechętnie detektyw, rozglądając się za kawałkiem miejsca do siedzenia. Znalezienie takowego nie było łatwe, bo wszędzie walały się jakieś mokre i niezbyt przyjemnie pachnące wodorosty. Wreszcie dał za wygraną: nic mu się nie stanie, jak trochę postoi. Tym bardziej, że spokojnie może oprzeć się o futrynę.
– Szkoda. – Gospodarz w ogóle nie zwrócił uwagi na jego poczynania. – To śledztwo w sprawie utopienia krasnoludka, to był prawdziwy majstersztyk. Teraz już nie ma takich policjantów… – dodał tęsknie.
– Dlaczego pan tak uważa? – ożywił się natychmiast wampir. Szczerze mówiąc, do tej pory nie umiał pogodzić się z utratą pracy, więc z zainteresowaniem słuchał wszelkich opowieści o indolencji swoich następców.
– Nie mają szacunku do nikogo – wyjaśnił wodnik. – Wyciągają za nogi, wrzucają do wora… A taki topielec, to nie byle kto!
– Panie Wiślarzu, a tak po starej znajomości, niech mi pan powie, czy coś panu wiadomo o tym morderstwie?
– Oczywiście – oświadczył z dumą zapytany. – To moja robota.
– Naprawdę? – Wampirowi właśnie opadły ręce. Przez długą chwilę wydawało mu się, że więcej ich nie podniesie.
– Utopiłem go w łyżce wody. Tylko żałuję, że to trwało tak krótko. Mógł się jeszcze trochę pomęczyć.
Eryk uważnie przyglądał się Wiślarzowi. Znał go nie od dziś, ale nie miał pojęcia, że w tym drobnym ciele może kryć się tyle nienawiści. W sumie bez trudu umiałby sobie wyobrazić scenę tego mordu.
Umiałby, gdyby tak dobrze nie pamiętał policyjnych akt wodnika. Stało tam jak byk – ogromnie uparty, ale niezdolny do przemocy. Pod tą opinią podpisało się dwóch psychologów i psychiatra, więc o pomyłce nie mogło być mowy.
Ale skoro stary znajomy postanowił wcisnąć mu tę bajeczkę, to niech się pomęczy do końca.
– A co ten zombie panu zrobił?
– Straciłem przez niego mój staw! – Wiślarz wsadził głowę pod wodę i zabulgotał. – Żeby pan widział, jakie to było piękne miejsce. Te kijanki, te ważki, te komary… Jak smoki!
Eryk spojrzał na niego z większym zainteresowaniem. Historia zaczynała go wciągać.
– I co się właściwie stało? – zapytał.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
– Myślałem o modernizacji – zaczął z westchnieniem wodnik. – Może nawet o elektrowni. Wziąłem więc w banku Polikarpa spory kredyt, oczywiście pod zastaw akwenu. A on przywalił mi takie odsetki, że nie nadążałem spłacać. W końcu zadłużyłem się po uszy. Wtedy ta kupa zgniłego skrzeku zabrała mi staw i wie pan, co z nim zrobiła?!
– Co? – Eryk wstrzymał oddech.
– Osuszyła! – uświadomił go ze zgrozą rozmówca. – Piasek wywiozła na jakąś budowę, a na placyku założyła cmentarny park rozrywki. Dla nieboszczyków z całej Europy! – Wodnik wychylił się z wiadra, sięgnął po leżącą na podłodze zieloną chustkę i mocno wydmuchał nos. – Sam pan widzi, że zasłużył na to, co go spotkało!
Detektyw nie odważył się zaprzeczyć.
16.
Po zakończonych przesłuchaniach, wampir wrócił do swojego przedziału. Już dawno nie czuł takiego zmęczenia, ale było to zmęczenie bardzo przyjemne. Można rzec śmiało, że wręcz konstruktywne.
Z zadowoleniem wyciągnął się w trumnie, podłożył ręce pod głowę i wpatrzył się w sufit. Lampa niebezpiecznie się chybotała, ale jego ten ruch uspokajał. Tak samo jak jednostajny stukot kół pociągu. Do pełni szczęścia brakowało mu jeszcze tylko paczki Biełomorów i kilku jednostek lekko skrzepniętej A Rh minus. Przez chwilę nawet żałował, że porzucił oba swe nałogi, ale szybko wrócił do rzeczywistości. W końcu miał do rozwiązania nie byle jaką zagadkę.
Ze wszystkich opowieści, których wysłuchał w ciągu ostatnich godzin, wyłaniał się paskudny obraz denata. Śmiało można stwierdzić, że facet sam się prosił, aby ktoś zrobił z nim porządek. No i się doigrał. Morderca zadziałał szybko, skutecznie i niekoniecznie bezboleśnie.
Tylko dlaczego wszyscy pasażerowie zgodnie przyznawali się do tej zbrodni? Nawet ci, którzy na pewno nie mogli tego zrobić. Mieli w tym jakiś interes?
Co prawda ostateczne wyeliminowanie zombie nie było specjalnie ciężkim przestępstwem, ale kilka lat mamra za to groziło, bo jednak w niczyim interesie nie leżała całkowita eksterminacja tych niezbyt szanowanych członków straszydlego społeczeństwa.
O co tu naprawdę, do stu tysięcy par połamanych siekaczy, mogło chodzić?
Zdenerwowany Eryk przez jakiś czas przewracał się z boku na bok, próbując znaleźć pozycję najbardziej sprzyjającą myśleniu. Kiedy jednak to mu się nie udało, usiadł i nieco błędnym spojrzeniem potoczył po wnętrzu.
Nagle zatrzymał wzrok. Przez chwilę zupełnie nieruchomo wpatrywał się w jeden punkt, a potem szybko zamrugał. Nie, tym razem również nie miał omamów. W szczelinie między ścianą a kanapą naprawdę coś tkwiło i na dodatek połyskiwało metalicznie.
Zaintrygowany detektyw wyskoczył z trumny, dwoma wielkimi susami przemierzył salonkę i pochylił się nad swoim znaleziskiem. Ostrze. Bardzo starannie wyszlifowane i tylko odrobinkę wyszczerbione.
Nie namyślając się długo, sięgnął do kieszeni spodni po gumowe rękawiczki, a następnie mocno chwycił tajemniczy przedmiot. Kosztowało go to trochę trudu, bo trzonek się zakleszczył, ale wreszcie wyciągnął tajemniczą rzecz na sztuczne światło.
Tasak.
Rodowy tasak z herbem na ostrzu.
Wampir przyjrzał mu się uważnie, choć w zasadzie wcale nie musiał tego robić, bo znał ten sprzęt kuchenny aż za dobrze. Od dziecka widywał go w rękach swoich wujów, ciotek tudzież innych krewnych, którzy używali go wtedy, kiedy bolały ich kły, a nie mieli czasu skoczyć do dentysty.
Przestępca najwyraźniej wyszedł z założenia, że pod latarnią jest najciemniej i dlatego podrzucił go do przedziału detektywa. A może chciał zasugerować, że mordercą jest Edwin, albo nawet sam Eryk.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

10
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.