Strefa, w której od Zdarzenia dzieją się dziwne, niezgodne z prawami fizyki rzeczy, ryzykanci, którzy w poszukiwaniu fantów poruszają się po strefie sobie tylko znanymi trasami, półświatek, który tymi fantami obraca, policja próbująca utrzymać kwarantannę. Brzmi znajomo? No pewnie, że brzmi. Tylko po co M. John Harrison w „Nova Swing” próbuje napisać słynną powieść Strugackich na novo?  |  | ‹Nova Swing›
|
Vic Serotonin prowadza turystów na obrzeża „strefy zdarzenia” – miejsce, w którym zaczęły spadać elementy Traktu Kefahuchiego, zaś detektyw Lens Aschemann stara się domyślić, jaki nowy rodzaj artefaktów trafia na czarny rynek. Tymczasem w Cafe Surf znikąd pojawiają się zdezorientowane istoty – czy to ludzie, czy ucieleśnienie jakiegoś dziwacznego kodu, matematyki ze strefy? I właściwie założeniem jest tylko twierdzenie, że to nowe zjawisko i że wszyscy mieszkańcy Saudade pochodzą z mężczyzny i kobiety. Jeden z bohaterów powieści „Rumowy punch” Elmore’a Leonarda oraz opartego na niej filmu „Jackie Brown” Quentina Tarantino, pomniejszy bandzior Ordell Robbie, miał (zwłaszcza w filmie) kilka trafnych powiedzonek. Sprawdzają się one także w kontekście „Nova Swing” Harrisona. Ordell doceniał rosyjską technikę (podobnie jak stalkerzy z gry wideo), stwierdzając: „AK-47. The very best there is. When you absolutely, positively got to kill every motherfucker in the room, accept no substitutes”. Takim kałachem – w kontraście do „Nova Swing” – jawi się „Piknik na skraju drogi” Strugackich. Tam, gdzie „Piknik…” posyła celne zdania, tam powieść Brytyjczyka zacina się i zawodzi. Gdzie zrozumiałe dylematy Reda, tam wydumane i rozkojarzone wynurzenia jakmutam, Vica Serotonina czy Lensa Aschemanna. Więc po co akceptować zastępnik, skoro w każdej bibliotece znajdziemy oryginalną prozę braci Strugackich? Zresztą Harrison nie ukrywa zbytnio źródła inspiracji – powieść rozpoczyna cytat z „Pikniku…”: „Im dalej w Strefę, tym bliżej do nieba”. Jednak jedyne, czego w stosunku do pierwowzoru jest w „Novej Swing” więcej, to bzykania, wulgaryzmów i dziwności. Dziwności, która służy chyba tylko sama sobie: „Insekt i incest brzmią bardzo podobnie – skonkludowała” – och, wow. Ordell mógłby spytać: „But you fucked her anyway?”. Pewnie, że tak. W „Świetle” – wcześniejszej powieści Harrisona, która również mnie nie porwała – był przynajmniej dobrze zarysowany i ciekawy wątek mordercy i paranoika Kearneya. W „Novej…” brak nawet tego. Postacie różnią się właściwie tylko odmianą swego dziwactwa, bo poza tym są równie potłuczone i wewnętrznie popsute. To może zostać uznane za zaletę – taki psychologiczny turpizm, pociągnięty do ekstremum. Zestaw paskudnych postaci w brzydkim, niezrozumiałym i bezwzględnym świecie – tak, to może zadziałać. Ale akurat nie na mnie. „Hell yeah! To her dumb country ass, Compton is Hollywood; closest she’s ever been anyway” – miałem właśnie takie wrażenie, że w „Nova Swing” autor usiłuje wcisnąć mi Compton jako Hollywood. Podsumowując mój zawód nową powieścią Harrisona, znowu sięgnę do skarbnicy mądrości Ordella Robbiego: „What the fuck happened to you, man? Shit, your ass used to be beautiful!”.
Tytuł: Nova Swing Tytuł oryginalny: Nova Swing ISBN: 978-83-7480-195-9 Format: 240s. 135×202mm; oprawa twarda Cena: 37,– Data wydania: 11 marca 2011 Ekstrakt: 40% |