powrót; do indeksunastwpna strona

nr 06 (CVIII)
sierpień 2011

Autor
I gdzie ten swing?
M. John Harrison ‹Nova Swing›
Nawet bez porównywania „Nova Swing” do „Pikniku na skraju drogi” Strugackich widać wyraźnie, że jest to powieść słaba. Wydaje się, że próbując stworzyć nadzwyczajną historię, Harrison pogubił się we własnym dziele, a wraz z nim zagubieni są także bohaterowie (o czytelniku nie wspominając, bo on przez większość czasu jest po prostu znudzony).
ZawartoB;k ekstraktu: 40%
‹Nova Swing›
‹Nova Swing›
Na samym początku poznajemy bohaterów, miejsce i kilka ciekawych motywów związanych ze światem przedstawionym (m.in. rzeźnie genetyczne). Mimo starań autora trudno zrozumieć, kto jest tu głównym bohaterem – wszystko wskazuje na to, że ta rola przypadła Vicowi Serotoninowi. Wzorem Reda Shoeharta jest on osobą zajmującą się wyprawami do strefy zdarzenia, przeprowadzaniem tam turystów (sic!) i wynoszeniem z niej rozmaitych przedmiotów. Wydaje się, że jest on jedyną osobą w całym Saudade, która angażuje się w takie przedsięwzięcia: mimo istnienia jakiegoś tak półświatka nie spotykamy na kartach powieści osób podobnych Vicowi. Jednocześnie zawód miejscowego stalkera stawia go w centrum zainteresowania miejscowych władz (reprezentowanych przez równie bezbarwną postać detektywa Lensa Aschemanna, wyglądającego jak podstarzały Albert Einstein) oraz mafii (Paulie DeRaad). Pod względem fabuły pierwsze pięćdziesiąt stron (czyli jedna czwarta) książki prezentuje nam niewiele i kończymy ich lekturę z pytaniem „O co, do cholery, w tym wszystkim ma chodzić?”.
Na kolejnych stronach przedzieramy się przez gęstniejącą fabułę (bo wreszcie zaczyna się coś dziać, z tym że to „coś” nie uzasadnia tak późnej ekspozycji), mętne dialogi („Ja jestem nabywcą (…) To ty masz profesjonalne umiejętności. (…) To ty podejmujesz ryzyko” – to próbka oskarżeń kupca jednego ze zdobytych przez Vica przedmiotów) i równie słabe monologi wewnętrzne bohaterów („Paulie kierował się w pracy zasadą, mówiącą „poczekamy, zobaczymy”, a jego dewiza brzmiała „bezpieczeństwo przede wszystkim” – nie wiem jak wy, ale ja z kimś o takich zasadach nie robiłbym interesów). Bohaterowie snują się po mieście, litrami piją rum i uprawiają przygodny seks, jak gdyby sami próbowali zrozumieć, czego może chcieć od nich autor i jaką rolę im przeznaczył.
Samo miasto Saudade mimo swoich poetycko-muzycznych nawiązań1) jest miastem piekielnie nudnym, w którym jedynymi formami rozrywki jest picie (najczęściej rumu, i to w ilościach niemalże przemysłowych) i włóczenie się po knajpach lub też obserwowanie walk specjalnie zmodyfikowanych genetycznie ludzi o wielkich wzwiedzionych członkach (o czym mamy okazję przeczytać kilka razy). Kłopot w tym, że sama planeta, na której mieści się miasto, stanowi zupełnie peryferyjny świat, który na dodatek nie posiada żadnej istotnej roli poza byciem przystankiem dla podróżnych. Jaki miał być więc cel jej kolonizacji i utrzymywania jakiejkolwiek infrastruktury? Zakładam, że chodziło głównie o stworzenie miejsca, z którego bohaterowie chcieliby się wyrwać na szeroki świat. Coś na kształt „wymyślę jakieś kosmiczne zadupie, wrzucę tam kilku bohaterów i niech kombinują, jak się stamtąd wydostać”.
Kłopot w tym, że pragnienie wyrwania się z Saudade stanowi pomniejszy i drugorzędny wątek powieści. Gdy wreszcie zaczyna się coś dziać, akcje bohaterów mają zupełnie znikomy wpływ na fabułę. Owszem, podobne wrażenie można było odnieść w „Rzece Bogów” Iana McDonalda, tam jednak całość ratował barwny świat oraz wrażenie, że akcje bohaterów są efektem działań podjętych poza „czasem antenowym” powieści. Tutaj natomiast wszyscy podlegają sile bezwładu: Vic ulega swojej klientce, która sama nie wie, czego chce, a Lens prowadzi pozbawione sensu i zaangażowania dochodzenie. Wychodzi tu również na jaw kolejny problem „Nova Swing”: postaci drugoplanowe (Liv, Edith, Antoyne, Paulie) są o wiele bogatsze i ciekawiej skonstruowane niż Vic i Lens, zwalczający się bez większego entuzjazmu kryminalista i gliniarz. Z tej dwójki to właśnie główny bohater, dzielny stalker Vic, okazuje się być tworem zupełnie znikąd, równie amorficznym jak istoty wydostające się ze strefy. Lensa ratuje jeszcze jego przeszłość, ale w obu przypadkach są to charaktery tak bezbarwne i koślawe, że nie sposób się nimi zainteresować.
Istotną rolę w powieści miała zapewne pełnić muzyka (na co wskazuje zarówno tytuł, jak i nazwa miasta). Niestety, pomysł ten, choć niezwykle interesujący, doczekał się jedynie kilku mało wyraźnych i nieprzekonujących nawiązań w postaci jazzu i tanga granego w knajpach Saudade, historii jednej z drugoplanowych bohaterek czy sposobu, w jaki istoty ze strefy trafiają do Semiramide Club. Same wizyty w strefie, miejscu o odmiennej fizyce, łączą się z przedstawieniem synestezyjnych opisów, które – podobnie jak reszta muzycznej otoczki – miały szanse podnieść jakość powieści. Niestety, w przedstawionej formie to zdecydowanie zbyt mało, by uczynić „Nova Swing” książką wyjątkową i czymś więcej niż, jak słusznie zauważył Michał Kubalski, nędzną imitacją „Pikniku na skraju drogi”.
1) Saudade jest uczuciem tęsknoty, nostalgii i melancholii charakterystycznym dla portugalskiej i brazylijskiej sztuki i charakteru narodowego. W muzyce motyw saudade reprezentowany jest przez fado.



Tytuł: Nova Swing
Tytuł oryginalny: Nova Swing
Wydawca: MAG
ISBN: 978-83-7480-195-9
Format: 240s. 135×202mm; oprawa twarda
Cena: 37,–
Data wydania: 11 marca 2011
Wyszukaj w
:
Ekstrakt: 40%
powrót; do indeksunastwpna strona

57
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.