powrót; do indeksunastwpna strona

nr 06 (CVIII)
sierpień 2011

Ballada o końcu świata
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– To nie dzień, Magnusie. To Światłość. Doszliśmy do miejsca, w którym podział na dzień i noc przestał istnieć. Zniknęły zwierzęta, zniknęły ciała niebieskie. Pozostał ląd. A nad nim Światłość i Ciemność. Wszystko się zgadza. Wszystko idealnie pasuje.
– Nic z tego nie rozumiem.
– Nie szkodzi. Wkrótce pojmiesz – odparł stryj.
Gdy Ciemność wróciła, rozbili kolejny obóz. Sen nie przyszedł od razu. Leżąc w śpiworze, Magnus czuł się, jakby spał z otwartymi oczami. To nie świat był czarny. Przez te kilka godzin tego, co gdzie indziej nazywano nocą, to czerń była światem.
Po nastaniu światła zwinęli obóz, ale nie uszli nawet mili, gdy usłyszeli szum. Dochodził gdzieś z przodu, z oddali. Obaj wędrowcy wiedzieli, co mógł oznaczać, lecz bali się to powiedzieć. W milczeniu, ale z większym zapałem maszerowali więc dalej. Z minuty na minutę szum był jednak coraz głośniejszy, aż w końcu Magnus i Gustaf spojrzeli na siebie z pewnością w oczach.
Zbliżali się do morza.
Ostatni odcinek lasu przebyli biegiem. Gdy drzewa stały się rzadsze i zaczęła zza nich prześwitywać krawędź wydmy, rzucili plecaki i popędzili przed siebie z dzikimi uśmiechami. Chwilę później stali po kostki w piasku, wpatrując się w horyzont.
Ilustracja: <a href='mailto:aszady@uw.lublin.pl'>Agnieszka ‘Achika’ Szady</a>
Ilustracja: Agnieszka ‘Achika’ Szady
W miejscu, gdzie las się kończył, plaża opadała łagodnym stokiem ku morzu. Spienione fale lizały brzeg. Zimny, świeży wiatr niósł zapach jodu. Gustaf głęboko odetchnął aromatycznym powietrzem i oczy zaszły mu łzami. Był szczęśliwy.
Podróżnicy zdjęli ciężkie buty i ruszyli w stronę wody. Fale zmroziły im kostki, ale po marszu chłód był kojący.
Plaża była pusta i ciągnęła się w obu kierunkach aż po widnokrąg.
– Stryju, co teraz? – zagadnął Magnus. – Dalej się już nie da.
– Zaiste – zaśmiał się Gustaf. – Najpierw rozbijemy obóz na skraju lasu. Potem coś zjemy. A po posiłku pomyślimy, co dalej.
– Może zatkniemy na brzegu flagę?
– To nie najlepszy pomysł, pewnie porwie ją przypływ. Ale możemy przejść wzdłuż brzegu, poszukać jakichś skał i… – stryj urwał, zdziwionym wzrokiem patrząc gdzieś ponad ramieniem Magnusa. Chłopak odwrócił się w tamtym kierunku i zamarł.
Kawałek dalej plażą szedł mężczyzna. Był w średnim wieku, szpakowaty i nosił frak. Nogawki spodni miał podwinięte, jakby w obawie przed falami, które raz po raz obmywały jego bose stopy. Ręce trzymał w kieszeniach.
Wędrowcy nie potrafili wydusić z siebie ani słowa. Widok był zbyt niecodzienny. No i mogli przysiąc, że jeszcze przed chwilą nikogo na piasku nie widzieli.
Tymczasem nieznajomy zbliżał się do nich z beztroskim wyrazem twarzy.
– Witajcie – odezwał się, gdy podszedł na kilka kroków.
– Dzi… dzień dobry – wyjąkał Magnus. Gustaf skinął przybyszowi głową i przypatrywał mu się w milczeniu.
– Owszem, dobry – odparł tamten. – Przebyliście daleką drogę. Moje gratulacje.
– Kim pan jest? – spytał chłopak.
– Och, kimś, kto dawno nie miał okazji do porządnej rozmowy. Z reguły to do mnie mówią.
– No a co pan tu właściwie robi?
– Cóż, przechadzam się, oddycham świeżym powietrzem. Mam sentyment do tego miejsca. Od niego kiedyś zacząłem.
– Proszę pana – Magnus z wysiłkiem dobierał słowa. – Szliśmy wiele miesięcy, by odnaleźć koniec świata, a gdy już do niego dotarliśmy, to ktoś nam oświadcza, że lubi tu spacerować?
– Koniec? – zdziwił się mężczyzna. – Skądże znowu!
– Nic z tego nie rozumiem – chłopak załamał ręce.
– Pan jest Stwórcą – niespodziewanie przemówił Gustaf, nie odrywając wzroku od przybysza. – To pana przedstawia rzeźba w wiosce za lasem.
– Och, ciągle ją mają? To miło z ich strony. Bawiłem u nich całe wieki temu. Zrobiłem sobie postój po ciężkiej robocie.
Magnus przysłuchiwał się rozmowie, robiąc się coraz bledszy.
– To szaleństwo – wymamrotał. – Dotarłem na koniec świata i mam halucynacje.
– Już mówiłem – nieznajomy zwrócił się doń z dobrodusznym uśmiechem. – Nie jesteście na końcu.
– Ale gdy tu wędrowaliśmy, wszystko znikało! – wtrącił zaaferowany Gustaf. – Zwierzęta, słońce, gwiazdy. Teraz i ląd się skończył! Więc dlaczego nie jest to koniec? Jak to możliwe?
– To proste – odparł mężczyzna we fraku. – Gdy tworzyłem świat, szedłem w drugą stronę.
powrót; do indeksunastwpna strona

5
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.