Szmat czasu zajęło Tomowi Vekowi skomponowanie materiału na nową płytę. Kawałki zebrane na „Leisure Seizure” pokazują jednak, że Brytyjczyk nie w pełni wykorzystał ten okres. Żeby nie napisać, że zmarnował prawie pół dekady.  |  | ‹Leisure Seizure›
|
Ostatnie lata urodzony w Londynie artysta przeznaczył na stworzenie własnego studia i w końcu na opracowanie kolejnych piosenek, mających kontynuować sukces poprzedniczek zabranych na krążku „We Have Sound”, który premierę miał w 2005 roku. O ile jeszcze pierwsze na nowej płycie „Hold Your Hand” – z wyraźną linią chwytliwego basu, lekko rozstrojoną elektroniką i niezłą dynamiką – potrafi zaciekawić (mimo drażniącego – raz recytowanego, a raz krzyczanego – wokalu), o tyle z dalszymi trackami to zainteresowanie mocno spada. Aż w końcu nie pozostaje nic innego, jak sięgnięcie do odtwarzacza i wykorzystanie przycisku oznaczonego kwadratem. Szkoda, że na „Leisure Seizure” Vek skupił się na masowym mieszaniu rockowych, elektronicznych i popowych brzmień (choć zapożyczeń można by szukać nawet w takich gatunkach jak punk lub funk), do tego siląc się na pewne, chwilami wymuszone i niezbyt trafione eksperymenty. Sporo miejsca na płycie zajmują syntezatory, co razem ze specyficznym głosem muzyka i gitarowymi motywami wprowadza atmosferę pewnego niepokoju… albo raczej niezdecydowania. Nie wszystko ze sobą współgra – beaty dobierane są nie tyle w zaskakujący, co dziwny sposób, a do tego często wariuje tempo. Z jednej strony Vek jakoś na siłę próbuje wykazać się wyrafinowaniem w doborze rockowych składników, które wielokrotnie wkłada w taneczne lub choćby rozbujane ramy, a z drugiej – usiłuje nadać całości lekko popowego lub synthpopowego charakteru. Nie przekonują mnie te trzeszczące gitary, łamana rytmizacja i monotonny śpiew – zmiksowane dość chaotycznie z (wielokrotnie sprawiającą wrażenie przypadkowej) elektroniką. Takie wydanie topornego, nieprzystępnego eklektyzmu, jak w przypadku „Leisure Seizure”, mnie nie przekonuje. Z przeciętności płyty wyłamują się na szczęście (poza przywołanym „Hold Your Hand”): dość przebojowe „Aroused” z charakterystycznym beatem oraz harfowymi wstawkami, a zwłaszcza późniejsze „We Do Nothing”, na którym mamy wreszcie trochę solidnych, ale nieprzesadnie udziwnionych gitar, mile kołyszącą rytmizację i odpowiednią do niej elektronikę – co przekłada się po prostu na dobry, wciągający klimat. Warte uwagi momenty mają także ostrzejsze, trzeszczące i mocno podkręcone w końcowych fragmentach „A.P.O.L.O.G.Y.” oraz następujące po nim „Someone Loves You”. Nie mogę powstrzymać się też przed napisaniem kilku gorzkich słów o jednostajnym głosie Brytyjczyka, który bardziej nadałby się do stricte rockowych albo punkowych brzmień. Głosie, który w wielu momentach najzwyczajniej irytuje i dodatkowo dekoncentruje przy próbie bardziej uważnego odbioru muzycznych kompozycji, a właściwie ich poszczególnych komponentów, mogących od czasu do czasu jednak zaciekawić. Może następnym razem warto byłoby postawić na jakieś urozmaicenie w postaci bardziej utalentowanych wokalnie gości, a samemu dopracować aranżacje? Może wtedy taka elektroniczno-gitarowa (dzisiaj niestety niskoprocentowa mieszanka) nabrałaby innego wymiaru?
Tytuł: Leisure Seizure Wydawca: Universal Nośnik: CD Data wydania: 24 czerwca 2011 Czas trwania: 47:24 Utwory CD1 1) Hold Your Hand: 3:38 2) Aroused: 3:31 3) A Chore: 3:47 4) We Do Nothing: 4:01 5) World Of Doubt: 3:05 6) Seizemic: 4:00 7) A.P.O.L.O.G.Y.: 4:36 8) Someone Loves You: 3:35 9) Close Mic’ed: 5:46 10) On A Plate: 3:38 11) You Need To Work Your Heart Out: 3:57 12) Too Bad: 3:50 Ekstrakt: 50% |