„W lepszym świecie” po prawie roku od światowej premiery dumnie, choć raczej po cichu wkracza na ekrany polskich kin. Co jest absolutnie niezrozumiałe, bo film nagrodzono Złotym Globem i Oscarem za film nieanglojęczyny.  |  | ‹W lepszym świecie›
|
Czy człowiek jest z natury dobry, czy zły? Czy umie wybaczać innym doznane krzywdy? Czy drzemią w nim zwierzęce instynkty? „W lepszym świecie” to film wielu pytań, na które reżyserka Susanne Bier próbuje odpowiedzieć, przeplatając historie kilku osób. Szwedzki lekarz Anton (Mikael Persbrandt) pracuje w obozie dla uchodźców w Sudanie, sporadycznie odwiedzając swoją rodzinę w Danii. Afryka staje się dla niego prawdziwą szkołą życia i moralności… Jego syn Elias (Markus Rygaard) uczęszcza do szkoły, w której jest regularnie dręczony przez tamtejszą bandę. Upokorzenia chłopca trwają do czasu, gdy poznaje Christiana (William Jøhnk Nielsen), który po śmierci matki wraz z ojcem powraca do Danii i trafia do tej samej szkoły co Elias. Żal Christiana szybko przeradza się w agresję. Widząc krzywdę Eliasa, natychmiast reaguje, dając bolesną nauczkę jego ciemiężycielowi. Chwilowy upust złości tylko ją potęguje, prowadząc do brzemiennych w skutkach wydarzeń… „W lepszym świecie” to czwarte (po „Tuż po weselu”, „Otwartych sercach” i „Braciach”) dziecko reżyserki Susanne Bier i scenarzysty Andersa Thomasa Jensena. Bier i Jensen skupili się na motywie nienawiści i wybaczenia, choć film porusza również wiele innych, ludzkich bolączek. Dosłowne tłumaczenie oryginalnego tytułu „Haevnen” – „zemsta” – skromnie uchyla rąbka tajemnicy, ukrytej w scenariuszu tej produkcji. Bo historia ta rozgrywa się na wielu płaszczyznach i trudno odgadnąć, jakie zakończenie zaserwuje nam duński duet. Choć „W lepszym świecie” to film zrealizowany w dużej mierze przez kobietę, jego charakter i dominacja męskich bohaterów ani przez moment nie pozwalają widzowi odczuć żeńskiego wkładu w tę produkcję. Maskulinizację swoich dzieł Bier „usprawiedliwia” swoim dzieciństwem, spędzonym głównie w otoczeniu chłopców… Jeśli jednak „W lepszym świecie” ujawniają się jakieś tendencje reżyserki, to wyłącznie jej fascynacja tematyką granic ludzkiej moralności. Najnowszy film Susanne Bier to doskonały, społeczny dramat, którym utorowała sobie drogę do kanonu najważniejszych twórców kina europejskiego. Głównie dzięki zdobyciu dwóch najbardziej prestiżowych nagród w branży filmowej: Złotego Globa i Oscara. Warto nadmienić, że w wyścigu po tą drugą statuetkę wygrała z niekwestionowanym faworytem – „Biutiful” w reżyserii I.G.Iñárritu („Amores perros”, „Babel”). Tym samym Bier została trzecią w historii żeńską laureatką Oscara za film pełnometrażowy. Jej „W lepszym świecie” wyróżnia się ciekawą historią, przeplataną wątkami opartymi na autentycznych wydarzeniach (afrykański „wielkolud” rozcinający kobiece łona, by sprawdzić płeć dziecka). Powściągliwość i stoicyzm, z jaką zrealizowano ten film, od razu nasuwa skojarzenia z dorobkiem Sofii Coppoli, choć to amerykańska reżyserka mogłaby czerpać garściami z twórczości starszej koleżanki. Bier stworzyła wiarygodny dramat bez udziału wielkich nazwisk i dawki filmowej rutyny. Męski charakter „W lepszym świecie” sprawia, że produkcja nie jest ani ckliwa, ani senna jak gros zachodnich przedstawicieli tego gatunku. Ja wchłonęłam ją jednym tchem, choć jeśli ktoś szuka luźnej weekendowej odskoczni, to polecam obrać zdecydowanie inny kierunek.
Tytuł: W lepszym świecie Tytuł oryginalny: Hævnen Rok produkcji: 2010 Kraj produkcji: Dania, Szwecja Data premiery: 8 lipca 2011 Czas projekcji: 113 min. Ekstrakt: 80% |