Horrorów o domostwach, w których straszy, nakręcono wiele. Pod jednym ledwie tytułem „Nawiedzony dom” kryje się kilka obrazów, przede wszystkim klasyk Roberta Wise’a z 1963 roku. Wydaje się więc, że niewiele jest w ten materii do dodania i że twórcy „Naznaczonego” skazani byli na nakręcenie dzieła wtórnego. Czy rzeczywiście?  |  | ‹Naznaczony›
|
„Naznaczony” z prawdziwą wirtuozerią gra na lękach, które drzemią w każdym z nas. Po pierwsze, reżyser wygrywa obawy związane z poczuciem bezpieczeństwa we własnym domu. Czy aby nie jest ono złudne? – zasiewa ziarno niepokoju James Wan. Mimo najnowocześniejszych zabezpieczeń, ktoś zawsze może wtargnąć do naszego domu, naruszyć naszą prywatność. Rzadko kwestionowana wiara, iż we własnych czterech kątach jesteśmy bezpieczni, pęka tu niczym bańka mydlana, gdy Josh (w tej roli Patrick Wilson) w środku nocy zauważa otwarte na oścież frontowe drzwi. Po drugie, twórcy „Naznaczonego” grozę budują na lęku przed utratą bliskiej osoby. Oto Josh i jego żona Renai (Rose Byrne) wychowują małego synka, Daltona (Ty Sympkins). Pewnego dnia, na skutek – jak się wydaje – upadku z drabiny, zapada on w śpiączkę. Czy lekarzom uda się go z niej wybudzić? A rodzicom odzyskać ukochanego syna? Oczywiście nie będzie to łatwe i nie obędzie się bez seansu spirytystycznego, przedstawionego tu z lekkim przymrużeniem oka i ukłonem w stronę „Pogromców duchów”. Wspomnianą psychologiczną nadbudowę, twórcy uzupełniają znakomitą stroną wizualną filmu, czego efektem jest skutecznie wygrywane zaskoczenie: coś skądś znienacka wyskoczy, coś gdzieś wyda jakiś niepokojący dźwięk, a wrażenie to wzmocni niespodziewany ruch kamery czy dobiegająca z głośników muzyka. I trzeba przyznać, że film twórcy pierwszej „Piły” w tym zakresie spisuje się na medal – efekty te przewidzieć niezwykle trudno, łatwo natomiast podskoczyć ze strachu w fotelu. „Naznaczony” skutecznie straszy więc i w kinie (skoki ciśnienia gwarantowane), i po wyjściu z kina, gdy wrócimy już do domów, do naszych bliskich. „Naznaczony”, sięgając po często pojawiające się w kinie grozy sceny, jak seans spirytystyczny, napełnia je świeżością. Udowadnia również, że skutecznie przestraszyć może nie tylko wymyślne monstrum, ale także niewspółmiernie do sytuacji uśmiechnięta twarz czy… taniec. Tym, co straszy w tu chyba najbardziej, jest bowiem kontrast. Przerażające sceny zestawione się z radosnymi, niemal błogimi, a sekwencje rodem z sennego koszmaru – z psychodelicznymi uśmiechami. Twórcy bazują również na wyniesionych z dzieciństwa obawach, kiedy to wydawało nam się, ze w szafie czy pod łóżkiem czai się potwór, cierpliwie czekający, aż rodzic zgasi światło i wyjdzie z pokoju. Straszy się tu więc na różne sposoby, nie ma tym samym mowy o przewidywalności i powtarzaniu ciągle jednego schematu – zbiorczy efekt swoistego przeglądu przez sposoby wzbudzania lęku jest pełny i niezwykle satysfakcjonujący. Horrorowych błyskotek i atrakcji jest tu tyle, iż w pewnym momencie może powstać wrażenie, że lekko przedobrzono, że poza zrealizowanymi z maestrią sekwencjami grozy nie ma tu wiele treści, a opowiadana historia z czasem i konsekwencją stacza się na drugi plan. Zwłaszcza że w pewnym momencie reżyser przesadną wagę zdaje się przykładać do licznych fabularnych przewrotek, co wprowadza lekki chaos i odbija się na wiarygodności snutej opowieści. Niemniej biegłości w aranżowaniu kolejnych scen grozy, straszących za każdym razem w inny sposób i wykorzystującym przeróżne lęki – odmówić twórcom nie sposób. Strach ma tu więcej twarzy, niż można by przypuszczać.
Tytuł: Naznaczony Tytuł oryginalny: Insidious Rok produkcji: 2010 Kraj produkcji: USA Data premiery: 22 lipca 2011 Czas projekcji: 97 min. Gatunek: horror Ekstrakt: 80% |