Matthew Swift budzi się w nieznanym miejscu, oszołomiony i zakrwawiony, szybko jednak zmuszony będzie dojść do siebie, bo niebezpieczeństwo jest tuż tuż. Nie, to nie pierwsze strony „Szaleństwa aniołów” ani „Nocnego burmistrza”. Tak zawiązuje się akcja „Neonowego Dworu”, trzeciego już tomu cyklu Kate Griffin…  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
…który to tom zaczyna się podobnie jak dwaj jego poprzednicy. Przy „Nocnym burmistrzu” sądziłam jeszcze, że to przypadek, teraz zaczynam podejrzewać świadomie stosowaną autorską metodę. Właściwie dlaczego nie? Mało jest równie intrygujących literacko początków jak scena, w której bohater budzi się w nieznanym miejscu i od razu, zanim jeszcze na dobre zorientuje się w sytuacji, ratować musi skórę. Takie charakterystyczne otwarcie może stać się znakiem rozpoznawczym całej serii, byleby tylko dalej było równie ciekawie. I jest, przyznaję, choć z kilku powodów „Neonowy Dwór” wydaje mi się pozycją słabszą niż wcześniejsze części. Mocną stroną zarówno „Szaleństwa aniołów”, jak i „Nocnego burmistrza” było umiejętnie stopniowane napięcie związane z różnymi, mniejszymi i większymi, zagadkami. Tu pozornie jest podobnie, mamy bowiem pytanie, kto ściągnął bohatera do płonącego budynku i po co, kim jest zapowiedziany przez proroctwo „wybraniec” i gdzie się podziewa czy też komu zależy na tym, by pomiędzy tytułowym elfim Dworem a Plemieniem (grupa londyńskich wyrzutków, którzy magię czerpią z samookaleczeń) wybuchła wojna. Pytania brzmią ciekawie, jednak przez większość akcji zarówno autorka, jak i bohaterowie zdają się o nich nie pamiętać, wszystkie te kwestie, zepchnięte na daleki plan, giną w scenach, opisujących, jak to nasz dzielny czarnoksiężnik umyka sprzed nosa kolejnemu zagrożeniu. Proszę mnie źle nie zrozumieć – jako fantastyczna sensacja z elementami grozy (to chyba najbardziej „horrorowa” część cyklu) powieść sprawdza się bardzo dobrze, jednak trochę szkoda, bo w poprzednich częściach czytelnicze zaangażowanie było budowane na czymś więcej niż tylko „czy bohaterom uda się przeżyć”. A to nie koniec zastrzeżeń: męczyć bowiem na dłuższą metę zaczynają sceny, w których ranny, wyczerpany, osłabiony itp. bohater popisuje się poczuciem humoru. Nie dlatego, że podobne dialogi są słabe – bo trzymają przyzwoity poziom, a raczej z tego powodu, że od pewnego momentu, zamiast zamierzonego komizmu, dają efekt monotonnej powtarzalności. Szkoda też, że autorka nie zdecydowała się pociągnąć dalej wątku osobliwego związku Swifta i elektrycznych aniołów. W pierwszej części zapowiadało się, że będzie to jeden z ciekawszych motywów, a tymczasem nic – prócz tego, że Matthew ma większą moc i czasem mówi o sobie w liczbie mnogiej – z ich koegzystencji nie wynikło. Pora jednak wspomnieć o zaletach, bo i tych jest niemało. Cykl wciąż potrafi wciągnąć w akcję z butami, bohater jest sympatyczny, a Londyn mroczny i zarazem magiczny. Spory plus należy się Griffin za postać Penny Ngwenya, nowej uczennicy Matthew, która pojawiła się epizodycznie w „Nocnym burmistrzu”. Ta pyskata, przeklinająca jak wozak, a jednocześnie obdarzona niewątpliwie dobrym sercem dziewczyna jest jedną z sympatyczniejszych i barwniejszych postaci cyklu. Pojawia się także ponownie drugoplanowy bohater, który zginął w jednym z wcześniejszych tomów. Jakim cudem? Cóż, jak zazwyczaj w takich przypadkach bywa, za sprawą magii… – i trzeba przyznać, że jest to powrót udany. Na razie więc zalety wciąż jeszcze zdecydowanie przeważają nad wadami, choć widać już pierwsze oznaki „zmęczenia materiału”. Oby nie była to zła wróżba dla kolejnych tomów.
Tytuł: Neonowy Dwór Tytuł oryginalny: The Neon Court ISBN: 978-83-7480-216-1 Format: 448s. 135×202mm Cena: 39,– Data wydania: 17 czerwca 2011 Ekstrakt: 60% |