Dwa pierwsze tomy „Namiestniczki” Wiery Szkolnikowej to fantasy, delikatnie mówiąc, niezbyt oryginalna. Mamy tu pseudośredniowieczną krainę, która stoi u progu wielkich zmian, mamy polityczne rozgrywki, epicki rozmach, a także… elfy, magię i mroczne przepowiednie.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Z jednej strony można więc dopatrzyć się pewnego podobieństwa do „Pieśni Lodu i Ognia” George’a R.R. Martina – podobnie bowiem jak w słynnym cyklu amerykańskiego autora, tak i tutaj akcja prowadzona jest z punktu widzenia wielu różnych postaci, zaś poczesne miejsce w fabule zajmuje nie fantastyczny quest, a dworskie (i nie tylko dworskie) intrygi. Z drugiej strony widać też, że autorka czytała sporo dzieł duchowych spadkobierców Tolkiena, pojawiają się bowiem wspomniane już elfy i proroctwa. Jest nawet coś w rodzaju mrocznego artefaktu, czyli książka (obowiązkowo w czarnych okładkach), którą koniecznie trzeba znaleźć, bo w przeciwnym wypadku państwu grozi zagłada. To pierwszy problem, jaki mam z cyklem: otóż te dwa różne typy fantasy nie pasują do siebie, a ponieważ „martinowskich” motywów jest więcej, elementy „posttolkienowskie” – zwłaszcza gdy pojawiają się po raz pierwszy – rażą swoją obcością. Potem na szczęście okazuje się, że i one mają do odegrania ważną rolę, nie są więc bezsensownymi wtrętami, pozostaje jednak uczucie fabularnego zgrzytu. Problem drugi to objętość – tom pierwszy liczy ponad osiemset stron, drugi ponad pięćset. Wydawałoby się, że jest to ilość kartek w zupełności wystarczająca, by dogłębnie i ciekawie przedstawić losy wielu postaci. Ale nie. Ponieważ fabuła obejmuje ponad trzydzieści lat akcji, a bohaterów jest kilkudziesięciu (!), tak naprawdę na pogłębienie charakterów i relacji pomiędzy nimi nie ma zbyt dużo miejsca. W rezultacie poszczególne wątki nader często sprowadzają się do pokazania wyłącznie kluczowych momentów. Ot, na przykład poznajemy żonatego z sekutnicą mężczyznę, który spotyka niezbyt ładną, ale za to inteligentną wiedźmę; w następnej odsłonie on ratuje jej życie, a jeszcze w następnej zostają kochankami – ciężko się tak pobieżnie przedstawionym romansem zainteresować, a co dopiero przejąć. I zarzut ten dotyczy w mniejszym bądź większym stopniu wszystkich wątków, które wydają się dziwnie skrótowe, z dramatycznymi zwrotami rozgrywającymi się na przestrzeni jednej, góra kilku stron.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Co więc jest w tych grubaśnych tomach? Ano, prócz wspomnianych już momentów kluczowych, jest także sporo scen, powiedzmy, „łącznikowych”, w których autorka łopatologicznie tłumaczy czytelnikowi, co się działo w czasie pominiętych w narracji lat, jacy są bohaterowie, co czują i dlaczego. Dużo jest też fabularnej waty, jakichś nieszczególnie ciekawych opisów miast czy pobocznych wątków oraz scen opisywanych z punktu widzenia już nawet nie trzecio-, a czwartoplanowych postaci, które nikogo nie obchodzą. W rezultacie książki sprawiają mocno schizofreniczne wrażenie: z jednej strony są przegadane, z drugiej w całym tym wodolejstwie elementy potencjalnie ciekawe przemykają nazbyt szybko, choć czytelnik miałby ochotę więcej o nich poczytać. To jest mój najważniejszy zarzut – ten cykl, pomijając już kompletny brak oryginalności, jest zwyczajnie źle skonstruowany. I nie pomaga mu polski przekład, w którym znaleźć można błędy: od ortograficznych i gramatycznych aż po zwykłe literówki. Do tego dodajmy fakt, że Wiera Szkolnikowa nie ma talentu do wymyślania ciekawych bohaterów. Z występujących na kartach powieści postaci może z pięć budzi jakieś emocje. Reszta to albo charaktery bardzo proste (np. dzielny, szlachetny wojak), albo dla odmiany skomplikowane, ale niezbyt wiarygodne – np. silna, mądra kobieta, która nie wiedzieć czemu zakochuje się w tchórzliwym i nijakim karierowiczu. I tak, wiem, tutaj argumentować można, że w życiu też się takie rzeczy zdarzają, jednak obowiązkiem autora jest sprawić, żeby czytelnik uwierzył w możliwość takiej miłości, a to się Szkolnikowej nie udało. Styl zresztą też nie porywa: opisom brak malowniczości, a dramatycznym scenom napięcia i bodaj jedyne, co może budzić podziw, to pracowitość autorki, która z benedyktyńską cierpliwością rozpisuje swój świat na dziesiątki lat i setki stron. Wszystkie wymienione wyżej wady w większym stopniu dotyczą tomu pierwszego, a w mniejszym drugiego. Drugi jest lepszy, bardziej zwarty, mniej w nim wodolejstwa i skrótowości, a więcej postaci oraz wątków, które potrafią zaciekawić czytelnika. A właściwie potrafiłyby, gdyby nie to, że zmiana na lepsze przychodzi po prostu za późno – po przebrnięciu przez osiemset nudnych stron pierwszej części człowiek i tak nie jest w stanie wykrzesać z siebie nic poza zadanym znękanym głosem pytaniem: Ale do końca to daleeeeko jeeeeszcze?
Tytuł: Namiestniczka. Księga I Tytuł oryginalny: Выбор Наместницы ISBN: 978-83-7648-528-7 Format: 824s. 125×195mm Cena: 44,– Data wydania: 11 stycznia 2011 Ekstrakt: 40%
Tytuł: Namiestniczka. Księga II Tytuł oryginalny: Дети порубежья ISBN: 978-83-7648-712-0 Format: 560s. 125×195mm Cena: 39,90 Data wydania: 24 maja 2011 Ekstrakt: 50% |