 | Wniesienie zajdli Fot. Agnieszka Szady
|
Prelekcja Arka Grzeszczaka o łukach była bardzo ciekawa, prowadzący mówił żywo i wyraźnie. Dowiedzieliśmy się wielu ciekawostek: archeolodzy poznają szkielety łuczników po krzywym kręgosłupie, chłop angielski w niedzielę po mszy musiał obowiązkowo trenować strzelanie do celu, w bitwie nie chodziło o to, żeby jedną strzałą zabić przeciwnika, tylko go unieszkodliwić, a reszty dokonywała konnica lub piechota. Dobrym hełmem dla łuczników jest tzw. łebka angielska, a kapalin nie, bo krawędź przeszkadza w naciąganiu cięciwy do ucha.  | AREK: Pod Crecy Francja straciła 1500 rycerzy, a pozostałych strat się nie podaje. |  |
Rozdanie Zajdli zostało uświetnione wniesieniem Arki Przymierza, w której spoczywały statuetki (potem wielu fanów komentowało, że podczas otwierania powinniśmy byli zamknąć oczy!). Śląski Klub Fantastyki z okazji 30-lecia otrzymał laurkę wykonaną przez najmłodszych konwentowiczów. Niedzielę rozpoczęłam prelekcją Michała „Miśka” Cholewy i Piotra „Pewuca” Cholewy o bitwie pod Verdun. Nie żeby był to dla mnie jakiś fascynujący temat, ale lubię ich prelekcje, bo są pełne humoru. No i można się czegoś dowiedzieć, na przykład tego, że granat zaczepny musi mieć taki zasięg wybuchu, żeby rzucający go w biegu żołnierz nie znalazł się w strefie rażenia odłamkami.  | MISIEK: Wyjątkowe łamagi w rzucaniu granatów były eliminowane przez dobór naturalny. |  |
W 1916 r. Francja wprowadziła stroje maskujące na miejsce tradycyjnych czerwonych spodni, których zniesienie miało grozić upadkiem morale. Komentarz Miśka: Morale się trzymało, Francuzi upadali. Na wojnie ważne jest zaopatrzenie w prowiant i amunicję. Verdun to tak naprawdę była bitwa między niemieckimi pociągami a francuskimi ciężarówkami, które po raz pierwszy na masową skalę zastosowano do wożenia amunicji.  | MISIEK (pokazuje slajd): To jest nieuzbrojona ciężarówka. To znaczy, jest w tej chwili uzbrojona w dzielnych francuskich żołnierzy. MISIEK: Po niemiecku każde słowo brzmi jak rozkaz rozstrzelania. |  |
Obejrzeliśmy krótki film z błyskawicznego budowania linii kolejowej po stronie niemieckiej. Wybudowali kilka miasteczek zapleczowych, na co Francuzi nie reagowali, bo planowali uderzenie pod Sommą i nie sądzili, żeby wywiad niemiecki o tym nie wiedział.  | Misiek pokazuje zdjęcie niemieckiego następcy tronu wizytującego front. KTOŚ: Już mieli skórzane płaszcze! MISIEK: Ale tylko następcy tronu. Później to poszło w plebs. Porównywanie wyglądu głównodowodzących po obu stronach. MISIEK: Jak widzimy na tym zdjęciu, generał francuski ma inny model wąsa. Wygląda jak Święty Mikołaj posyłający elfy na śmierć. |  |
 | Arka z zajdlami Fot. Agnieszka Szady
|
Bardzo ciekawy był kurtuazyjny list żony oficera niemieckiego do żony zabitego oficera francuskiego, informujący o honorowym pogrzebie i oznakowaniu grobu, aby po wojnie żona mogła tam pojechać. Atak na wzgórze 304 (jeden z punktów strategicznych) trwał półtora miesiąca. Na. Szacuje się, że 70% francuskiej armii było w pewnym momencie pod Verdun – na skutek wymiany żołnierzy. Mimo ciekawych informacji – na przykład o wzgórzu, które na skutek ostrzału artyleryjskiego wzgórze straciło 7 metrów wysokości – i zabawnych komentarzy nie wytrzymałam drugiej godziny prelekcji, bo jednak dużo tam było pokazywania na mapach i takich tam strategicznych rzeczy, i przeniosłam się na spotkanie autorskie z Anią Brzezińską. Od razu pożałowałam, że nie wcześniej, bo mowa była o okładkach na jej książkach, a więc temacie, który mnie z natury interesuje. Ania narzekała, że cycata piękność na okładce wznowienia „Wilżyńskiej doliny” wywołała komentarze, że nareszcie dobra okładka. Stwierdziła też, że fantastyka jest literaturą konserwatywną, a rynek książki w Polsce się załamał.  | ANIA: Jak miałam 17 lat i człowiek brał jakąś książkę akademicką i znalazł w niej błąd, to sens istnienia objawiał się w jednej minucie. |  |
Potem była prelekcja Iwony Michałowskiej-Gabrych o książkach dla dzieci i ich tłumaczeniu, częściowo polegająca na wspomnieniach autorki żywo podchwytywanych przez publiczność. Na koniec Iwona rozdała dwie swoje książki: jedno tłumaczenie jakiejś młodzieżówki i jedną własną.  | Ania Brzezińska Fot. Agnieszka Szady
|
Ostatnim punktem programu była prelekcja Ani Brzezińskiej o recenzjach, która miała trwać godzinę, a trwała ponad dwie, bo wszyscy się znakomicie bawili. Ania przeczytała kilka recenzji prosząc obecnych o wyłapanie błędów, przy czym nie chodziło bynajmniej o błędy językowe (choć w niektórych i takie były, np. „umiejscowienie miejsca”), lecz merytoryczne. Jednym z największych grzechów recenzentów jest pisanie nie o książce, tylko o własnych wobec niej oczekiwaniach, i narzekanie, że tych oczekiwań nie spełnia. Ania skomentowała: „Jeśli czytacie książkę, to przynajmniej załóżcie, że autor robi pewne rzeczy celowo”. Należy w recenzji umocować książkę w tradycji literackiej, spostrzegać z perspektywy innych książek. Na zakończenie Ania przeczytała straszliwą recenzję „Morrigan” z Merlina, której autor otwarcie stwierdził, że fantasy nie zna i nie lubi, i dziwował się, że bohaterowie książki „zachowują się jak prawdziwi ludzie”. Czytaniu recenzji towarzyszyły na zmianę wybuchy śmiechu i okrzyki rozpaczy. Polcon oceniam jako dobrze zorganizowany, a choć część prelekcji powtarzała się z tegorocznym Pyrkonem, nie jest to dla mnie wadą – dzięki temu mogłam poświęcić więcej czasu na rozmowy ze znajomymi z innych stron Polski.
Cykl: Polcon Miejsce: Poznań Od: 25 sierpnia 2011 Do: 28 sierpnia 2011 |