Uwielbiam Bilala, ale po lekturze „Julii i Roema” jestem jeszcze bardziej skonsternowany niż po wcześniejszym „Animal′z”.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Nie będę ukrywał – jest coś takiego w twórczości Enkiego Bilala, że każdy jego komiks działa na mnie elektryzująco, że niecierpliwie wypatruję kontynuacji, nowych cykli i rzucam się na nie natychmiast po zdobyciu. Główną przyczyną jest chyba ich nieprzewidywalność (podobnie ma Andreas, choć w zupełnie innej stylistyce i klimacie). Bilal zasadniczo posiłkuje się klasycznymi motywami science fiction – dystopijną wizją przyszłości, kontaktem z obcą rasą, cyborgizacją – ale nigdy nie idzie to w oczywistym kierunku. W „Trylogii Nikopola” futurystyczne faszystowskie rządy łączą z przybyciem egipskich bogów, w „Tetralogii Potwora” całkiem współczesne rozliczenie z bałkańskim dramatem rozgrywane jest na tle zabaw z pamięcią, kontaktu, ewolucji religii i sztuki. Do tego trzeba dodać szereg smaczków – jak choćby dziwaczne dyscypliny sportowe, które nierzadko goszczą na łamach komiksów Bilala ( szachoboks doczekał się zresztą oficjalnych rozgrywek). Krytycy zarzucają Bilalowi graficzną monotonię i niewielkie zróżnicowanie twarzy bohaterów, ale z kolei dla mnie jego kobiety są nieodmiennie fascynujące… Tak, każdy komiks Bilala jest wydarzeniem. Tak jak i kontynuacja nowego cyklu o świecie po Krwotoku. „Julia i Roem” formalnie jest kontynuacją „Animal’z”, a tak naprawdę… krokiem w zupełnie nieznanym kierunku Pisałem o „Animal’z”, że intrygują, ale nie mamy pojęcia, dokąd będzie zmierzać ta historia dalej i dopiero po następnych albumach będzie można ją ocenić. „Julia i Roem” zwiększają naszą konsternację. Z poprzednią częścią łączy nas właściwie tylko sceneria – Ziemia, na której siły przyrody wystąpiły przeciwko ludziom i szereg wielkich katastrof spustoszył świat. Wszyscy, którzy spodziewali się, że „Julia i Roem” pokaże dalsze losy bohaterów „Animal’z” srogo się rozczarują – „Julia i Roem” wprowadza zbiór całkowicie nowych bohaterów, dwie grupy ocalałych osób, które, spotykając się w pewnym opustoszałym hotelu, nieświadomie odegrają tragedię Szekspira. Role łatwo odgadnąć – postacie mają imiona dość jawnie nawiązujące do Romea, Julii, Merkucja czy Tybalda (mam leciutki żal do Bilala za to, że nie pozwala czytelnikowi samemu poskładać klocków, tylko w pewnym momencie jasno precyzuje kto komu odpowiada). Tylko jeden z bohaterów (któremu przypadła rola ojca Laurentego) widzi, że kolejne wydarzenia zadziwiająco przypominają Szekspira, a wiedząc, jak tragicznie kończy się sztuka, robi wszystko, by temu zapobiec. I naprawdę nie wiem co z tym fantem zrobić. Historia jest bowiem całkiem zajmująca, więcej w niej emocji, niż w wielu innych dziełach Bilala (zapewne dzięki temu, że współscenarzystą był… Szekspir), grafika znana z „Animal’z” (czyli z pozoru niedbałe szkice, oddające jednak doskonale charakter zniszczonego świata). Problem w tym, że nie mam pojęcia, w jakim kierunku zmierza właściwie ta historia, jakie znaczenie ma dla niej Krwotok, jak łączy się z opowieścią z „Animal’z”. Wydaje się, że po raz kolejny trzeba stwierdzić: aby w pełni ocenić dzieło Bilala, należy zaczekać na kolejne części… Ale czy po kolejny tomie nie będzie czasem identycznej konstatacji?
Tytuł: Julia & Roem Data wydania: lipiec 2011 Ekstrakt: 70% |