powrót; do indeksunastwpna strona

nr 07 (CIX)
wrzesień 2011

A ty włożysz futro i zagrasz zmutowanego diabła tasmańskiego
Roy Knyrim ‹Cmentarne wrota›
„Cmentarne wrota” CHYBA miały być pastiszem kina grozy, wracającym do gatunkowych korzeni. Miało być mnóstwo krwi, urywanych kończyn i niedobrych dialogów, a dziewczęta miały pokazywać piersi. Sęk w tym, że twórcom tak dobrze poszło markowanie kina klasy Ź, że aż film sam stał się od niego nieodróżnialny.
ZawartoB;k ekstraktu: 10%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Tak to już jest z pastiszem, że nie znosi twórców przeciętnych. Oprócz tego, że trzeba mieć specyficzne poczucie humoru, znać umiar w nasycaniu fabuły odniesieniami do innych utworów, a także mieć spójną wizję powoływanej do życia historii, to w dodatku trzeba jeszcze umieć utrzymać proporcje między zgrywą a najzwyczajniejszą w świecie akcją, bez której – o zgrozo! – wciąż nie może się obyć żaden film fabularny. W przypadku „Cmentarnych wrót” reżyser tak się pogubił w gorączce twórczej kreacji, że ostatecznie światło dzienne ujrzał obraz nie tyle prześmiewczy wobec konwencji, ile wręcz wiernopoddańczo jej podporządkowany. Owszem, jest tu wiele scen, które jasno świadczą o tym, że były kręcone z przymrużeniem oka, w związku z czym – tak na marginesie – głupotą jest sprzedawanie tego filmu jako horroru sf bez nadmieniania, że to komedia, ale ze względu na paskudną manierę gry aktorskiej i ogólnie słaby poziom techniczny realizacji „Cmentarne wrota” zwyczajnie odrzucają, męcząc zarówno odpychającym zachowaniem bohaterów, jak i tym, co autor scenariusza uznał za humor.
Sądząc z fabuły, „Cmentarne wrota” miały być pastiszem monster movies. Oto bowiem do laboratorium (szumne słowo – ot, pokoik, który filmowcy udekorowali słojami z kolorową zawartością, sino podświetlonymi akwariami pełnymi różnych rurek oraz JEDNYM, starym pecetem) włamuje się dwóch durniów, mających robić za przeciwników eksperymentów na zwierzętach. Kradną z tegoż laboratorium ogromną, ciężką skrzynię, w której siedzi wielkie, wściekłe zwierzę, będące efektem jakichś genetycznych krzyżówek. We dwójkę ją kradną. Skrzynię, która waży przynajmniej ćwierć tony. Nie będę pytał, jakim cudem przepchnęli ją przez drzwi laboratorium, dlaczego strażnik nie słyszał rumoru podczas przeciągania jej korytarzem, ani jakież to nadludzkie moce pozwoliły dźwignąć ją na wysoką pakę ciężarówki pozbawionej windy ładunkowej. W końcu to… eee… fantastyka…
Oczywiście zwierzę trafia na wolność w pobliskich lasach, gdzie – po skonsumowaniu ekologów – zaczyna podwyższać średnią krajową inteligencji, czyli mówiąc dosadnie, wyżera kolejnych durniów. A jest ich tam całe mnóstwo, poczynając od ćwierć i półinteligentów lokalnego chowu (wędkarz, farmer z synami, dwóch narkomanów, rowerzystka, dwójka młodzieńców z zepsutego auta), a skończywszy na warzywach przyjezdnych, czyli sześcioosobowej ekipie pragnącej nakręcić horror klasy B u wrót opuszczonego cmentarza, położonego nieopodal kryjówki bestii.
Właśnie ta przyjezdna ekipa robi za głównych bohaterów, notorycznie wkurzając widza. Ekspedycji przewodzi uchodzący za inteligentnego chłopak, któremu towarzyszy – również uchodząca za inteligentną – dziewczyna od makijażu (nietrudno zgadnąć, że będą oni tymi, którzy przy odrobinie szczęścia dożyją do napisów końcowych). Reszta to trzech ciężkich idiotów notorycznie nawalonych marihuaną, którzy jak w obrazek wpatrują się w towarzyszącą im cycatą blondynę, bawiącą się dużym, czerwony, okrągłym (i najpewniej plastikowym, bo wcale go nie ubywa) lizakiem i sprawiającą wrażenie braku jednej z półkul mózgowych (piersi na szczęście ma obie, i nawet chętnie je obnaża). Chłopcy zresztą najwyraźniej są w niewiele lepszej kondycji, bowiem z lubością raczą się nagranymi na płycie CD kanonadami bąków własnego wystrzału, uważając to za szczyt dobrej zabawy. Do kompletu dochodzi próbujący odzyskać utracone zwierzę naukowiec, przypadkiem będący ojcem inteligentnego młodzieńca, a także jego obdarzona pokaźnym biustem szefowa.
Po powyższym streszczeniu łatwo sobie z grubsza wyrobić opinię na temat poziomu produkcji i serwowanego w niej humoru. Dla pełnego obrazu mogę jeszcze dorzucić zbliżenia na defekującego zwierza, ciskanie nożami w zdechłego tchórza, przedrzeźnianie się, kto z ekipy jest gejem, a także wściekle kolorową rysunkową wstawkę, na widok której co wrażliwsi widzowie mogą zostać dotknięci przejściowymi paraliżem.
Sprawy nie ratują nawet efekty specjalne, choć ich twórcy starali się przekonać widza o posiadaniu niebanalnej wyobraźni i znajomości ogólnych zasad rządzących gatunkiem. To prawda, krew (niekiedy nawet odpowiedniej barwy, tyle że nieznośnie wręcz wodnista) chlusta tutaj prawdziwymi fontannami, urywane kończyny (niestety gumowe) fruwają na lewo i prawo, a festony jelit (nawet znośnych) co i rusz podtykane są pod obiektyw kamery. Niestety, całą tę robotę rozwala zaopatrzony w imponującą liczbę zębów i pazurów potwór, nie potrafiąc ani przestraszyć, ani rozśmieszyć widza. Ukryty w jego trzewiach aktor z ledwością toczy się na czterech łapach, chadzając w tempie okulałego goryla, zaś sterowane przezeń „pazury orzące pierś młodzieńca” w istocie są tak tępe, że nie szarpią nawet koszulki ofiary, jedynie rozmazując po niej farbę. Podobnie jest przy „rozszarpywaniu” ciał oraz „masakrowaniu” twarzy innych napadanych osób. Prawdopodobnie sceny te z góry zostały założone jako umowne, ale w połączeniu z fatalnym aktorstwem, drętwym, przeładowanym kretyńskimi dialogami scenariuszem i żenująco niskim poziomem humoru stanowią po prostu kolejną cementową babę, ciągnącą film na dno. A jeszcze nie wspomniałem o furgonetce, w której tylne okna sprytnie zaklejono nieprzezroczystą folią, co by nie było widać, że „podróż” kręcona jest w studiu (asfaltowa szosa, polna droga – wozem jednako buja, a kierowca praktycznie nie kręci kółkiem).
Nie ma co więc zawracać sobie głowy „Cmentarnymi wrotami”, bo nie zadowolą one ani sympatyków horroru, ani miłośników pastiszu kina grozy, zaś polskie tłumaczenie ścieżki językowej – dzięki źle pojętej inwencji tłumacza, na co zawsze można u nas liczyć – przysporzy jedynie liczby wrzodów na żołądku tym, którzy obeznani są w zachodniej literaturze („Zacytujesz Byrona, Longfellowa albo Shelley Keats?”).



Tytuł: Cmentarne wrota
Tytuł oryginalny: Cemetery Gates
Reżyseria: Roy Knyrim
Zdjęcia: Steve Adcock
Rok produkcji: 2006
Kraj produkcji: USA
Data premiery: 17 maja 2007
Czas projekcji: 92 min
Gatunek: akcja, horror, SF
Wyszukaj w: Wysylkowa.pl
Wyszukaj w:
Wyszukaj w: Allegro.pl
Ekstrakt: 10%
powrót; do indeksunastwpna strona

78
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.