„Angielskie lato”, zbiór pięciu opowiadań Raymonda Chandlera, z jednej strony musi zadowolić każdego miłośnika czarnego kryminału, z drugiej – dzięki tytułowemu tekstowi – prezentuje mniej znane oblicze słynnego pisarza.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Opowiadania Raymonda Chandlera to często właściwie powieści w pigułce. Struktura jest zbliżona – do biura detektywa (czasem na policyjny posterunek) przychodzi jakiś klient (najczęściej kobieta). Daje jakieś zlecenie – śledzenie męża, ochronę czegoś cennego, wyjaśnienie rodzinnej tajemnicy – przeważnie coś z pozoru niewinnego. Detektyw/policjant, który najczęściej jest cynikiem, ale jednocześnie jedynym uczciwym stróżem prawa w mieście, rozpoczyna śledztwo. Spotka na swej drodze grube ryby, skorumpowanych gliniarzy, zdemoralizowanych bogaczy. Nieraz dostanie po nosie, a cała sprawa okaże się bardziej skomplikowana, niż wyglądało to na początku. Po kilku zaskakujących zwrotach akcji śledztwo zostanie zakończone, ale bardzo rzadko świat stanie się lepszy. Nie inaczej jest z opowiadaniami z wydanego niedawno tomiku „Angielskie lato”. Otrzymujemy pięć historii, z których trzy idealnie wpasowują się w ten schemat – z dokładnością co do szczegółów. W „Czystej robocie” mamy szantaż producenta filmowego i skorumpowanego polityka, śledztwo prowadzi prywatny detektyw. W „Hiszpańskiej krwi” bohaterem jest policjant, a afera jest polityczna. W „Królu w złotogłowiu” sprawą zajmie się detektyw hotelowy, a katalizatorem wydarzeń będzie pewien słynny muzyk o paskudnym charakterze i osoby żywiące do niego uzasadnioną urazę. Główny bohater każdego z tekstów – niezależnie od tego, czy nazywa się Denny Dalmas, Sam Delaguerra, czy Steve Grayce – jest w gruncie rzeczy tą samą postacią. Bohaterem typowo chandlerowskim, pozbawionym złudzeń co do świata, cynicznym, ironicznym, ale mającym jeszcze przekonanie, że należy robić to, co należy, niezależnie od tego, jaka będzie za to nagroda. A nagroda jest zwykle taka, jak śpiewali niegdyś Dire Straits: „And what have you got at the end of the day? / What have you got to take away? / A bottle of whisky and a new set of lies / Blinds on the window and a pain behind the eyes”. Wszystkie te utwory są oczywiście bardzo precyzyjnymi, znakomicie skonstruowanymi opowieściami kryminalnami, ale przyznam, że wolę Chandlera powieściowego. W dłuższych (choć nie bardzo długich) formach ujawnia się to, co najcenniejsze – otoczka. Postacie zyskują na charakterze, tło jest bardziej rozbudowane, a całość nabiera charakteru przypowieści o ludzkim losie – czyli dokładnie tego, co zadecydowało o sile oddziaływania czarnego kryminału. „Angielskie lato” zawiera jednak jeszcze dwa teksty, które odbiegają od formuły. Pierwszy z nich to „Będę czekać”, z pozoru zbliżony do wcześniejszych (bo znów chodzi o sprawę kryminalną i znów mamy hotelowego detektywa), ale grający głównie nastrojem, rozgrywający się w ciągu kilku godzin jednej nocy. Drugi tekst, tytułowy, to opowiadanie pierwszy raz publikowane w Polsce, dla Chandlera raczej nietypowe (sam określa je nieco ironicznym mianem „Romans gotycki”). Akcja toczy się nie w Stanach, lecz w Anglii, nie w miejskiej dżungli, ale na spokojnej angielskiej wsi, zagadka kryminalna nie jest istotna, ale ważny jest pewien dekadencki nastrój, przypominający nieco twórczość Daphne du Maurier. Bardzo klimatyczna, wieloznaczna proza, pokazująca, że nie wolno Chandlera zamykać w kryminalnym getcie.
Tytuł: Angielskie lato Wydawca: C&T ISBN: 978-83-7470-231-7 Format: 180s. 145×205mm Cena: 25,– Data wydania: 31 maja 2011 Ekstrakt: 70% |