powrót; do indeksunastwpna strona

nr 07 (CIX)
wrzesień 2011

Kosmici, na koń!
Jon Favreau ‹Kowboje i Obcy›
Kino nie takie rzeczy już widziało, ale połączenie westernu z filmem o kosmitach – i to na poważnie! – brzmi źle. To tak jakby usmażyć jajecznicę na maśle orzechowym; niektórym będzie smakować, ale większość uzna, że pewnych rzeczy po prostu się nie robi. Właśnie dlatego „Kowboje i obcy”, mimo solidnej realizacji i gwiazd na planie, stają kosmitą w gardle. Kością, znaczy się.
ZawartoB;k ekstraktu: 50%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
To mógł być film-parodia, postrzelona komedia międzygatunkowa, szalona jazda po krajobrazie kina rozrywkowego. Dlaczego więc Jon Favreau, reżyser znany z poczucia humoru w komiksowym „Iron Manie”, stawia na konwencję „na serio”, oklepane dialogi i niezamierzony komizm? Grający główne role Daniel Craig i Harrison Ford próbują przemycić do fabuły nieco autoparodii i dystansu, ale już Olivia Wilde idzie po najmniejszej linii oporu, słuchając bacznie reżysera, jednocześnie odzierając film z resztek niezobowiązującego humoru i rozbrajając aktorskim sztywniactwem. Na szczęście dla całości, wcześniej czy później na ekran wkrada się komizm żyjący własnym życiem i zapewnia widzom zabawę, polegającą na śmianiu się z bohaterów i przedstawionych wydarzeń. Szkoda, że śmiać można się tylko z bohaterów, a nie razem z nimi. W ten jednak sposób „Kowboje i obcy” przeistaczają się w campową ciekawostkę, bzdurę tak monumentalną, że wręcz rozprężającą. Aż trudno uwierzyć, że to produkcja wysokobudżetowa, a nie sen maniakalnego entuzjasty kina klasy B i parodysty w jednej osobie, który dorwał się do amatorskiej kamery, żeby utrwalić obraz zniszczenia sianego przez gumowe potwory. Nie, „Kowboje i obcy” mają efekty specjalne z najwyższej półki, dlatego obcy wyglądają wstrętnie i widowiskowo; „Kowboje i obcy” mają charyzmatycznych aktorów – oprócz Craiga i Forda, także Paula Dano i Sama Rockwella – dlatego kowboje to fajne chłopaki, którym można kibicować; wreszcie „Kowboje i obcy” mają doświadczonych w blockbusterowym biznesie scenarzystów, producentów i kompozytora, dlatego wszystko na ekranie powinno grać i buczeć, a przynajmniej schładzać przepracowane myśleniem łepetyny widzów. Problem jest w tym, że schładzają tak niebezpiecznie, że każdy mózg będzie bronił się przed odmrożeniem.
Punkt wyjściowy jest bardzo intrygujący. Mężczyzna budzi się na ziemi, daleko od jakichkolwiek osad. Jest ranny, nic nie pamięta, nadgarstek obciąża dziwaczna bransoleta z metalu. Kiedy dociera do małego miasteczka, okazuje się, że okolicą trzęsie właściciel stad bydła, niejaki Dolarhyde. Wkrótce główny bohater, jak się okazuje ścigany listem gończym bandyta o imieniu Jake Lonergan, odkrywa, że tajemnicza bransoleta to broń na kosmiczne statki, które atakują miasteczko i porywają wielu z jego mieszkańców. Dolarhyde, Lonergan i inni śmiałkowie wyruszają na ratunek. Później ilość absurdów i komicznych zbiegów okoliczności potęguje się w zastraszającym tempie, a kulminację osiąga w bitwie kowbojów zjednoczonych z indiańskimi wojownikami przeciw najeźdźcom z kosmosu. Jednak główną wadą filmu nie są absurdy, ale schematy kina rozrywkowego napędzające teoretycznie oryginalną fabułę. Dialogi żenują przewidywalnością, tylko czasami dostarczając udanych one-linerów. Ścieżka działań kowbojów doprowadza ich wreszcie na utarte tereny oczywistości, szybko pojawiają się koleiny i męczące powtarzalnością rozwiązania. Im bliżej zakończenia, tym bardziej „Kowboje i obcy” wpasowują się w szablony maskowane tym, że obie strony stanowią niecodzienne zestawienie w kulturze popularnej. Połączenie niezamierzonego komizmu ze schematem owocuje zniechęceniem.
Realizacyjnie film wygląda świetnie. Krajobrazy, westernowy klimat, oprawa muzyczna, efekty specjalne – wszystko prezentuje się bardzo solidnie. Daniel Craig ponownie udowadnia, że do małomównych bohaterów i twardych ludzi czynu pasuje najlepiej, Harrison Ford nadal utrzymuje uwagę widza, chociaż wyraźnie cierpi, że dał się wpakować w tak pokaźny nonsens. Oczywiście estetyczne i gwiazdorskie plusy nie czynią nagle z „Kowbojów i obcych” świetnego dzieła kina rozrywkowego. To produkcja, która na pewno wyróżnia się z tłumu stężeniem kuriozalnych pomysłów, ale na wyróżnianie nie zasługuje.
Zdecydowanie „Kowbojów i obcych” trudno ocenić: z jednej strony bezsens, brak dystansu i absurdalna powaga; z drugiej – niezła zabawa w kategoriach zakazanego guilty pleasure, campowa orgia ekranowych wyskoków. To nawet materiał na film otoczony kręgiem wiernych wyznawców, którzy w całym tym szaleństwie odnajdą urok i czystą zabawę. Film tak zły, że aż dobry? Trudno powiedzieć, trudno wydać trzeźwy osąd.



Tytuł: Kowboje i Obcy
Tytuł oryginalny: Cowboys & Aliens
Reżyseria: Jon Favreau
Scenariusz (film): Alex Kurtzman, Roberto Orci
Rok produkcji: 2011
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: UIP
Data premiery: 26 sierpnia 2011
Gatunek: akcja, SF, western
Wyszukaj w: Wysylkowa.pl
Wyszukaj w:
Wyszukaj w: Allegro.pl
Ekstrakt: 50%
powrót; do indeksunastwpna strona

63
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.