powrót; do indeksunastwpna strona

nr 08 (CX)
październik 2011

Z prochu w słowa
P.F. Thomése ‹Cień mojego dziecka›
W „Cieniu mojego dziecka” P.F. Thomése dał wyraz swoim uczuciom po stracie córki. I choć z pozoru cała książka opowiada właśnie o niej, to najsilniej zarysowany jest tu problem życia po życiu – cudzym, zbyt krótkim.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Antoine de Saint-Exupéry napisał kiedyś w „Twierdzy": Im więcej dajesz, tym bardziej rośniesz. Ale musi być ktoś, kto będzie brał. Narrator „Cienia mojego dziecka” ma do oddania wiele. Z jednej strony wszystkie ojcowskie uczucia, jakie może wywołać przyjście na świat małego człowieka, z drugiej – traumatyczne przeżycia spowodowane jego przedwczesną śmiercią. Ma również bolesną świadomość tego, że – jak pisał Francuz – nie ma kogoś, kto by to wszystko od niego wziął.
Blurb do książki napisała Justyna Bargielska, której „Obsoletki” najłatwiej zestawić właśnie z utworem Thomése. Oba opowiadają o traceniu dzieci, w pierwszym przypadku nienarodzonych, w drugim – urodzonych dopiero co. Oba wykorzystują podobną formę zapisu, a więc krótkie rozdzialiki, czasem tylko dłuższe niż kilka, kilkanaście zdań. I również oba są próbą znalezienia języka do rozmawiania o traumie. Tu jednak podobieństwa się kończą. O ile narracja Bargielskiej stanowi zlepek potoczyzmów, języków, jakie możemy usłyszeć na co dzień, odpowiednio przepracowany i okraszony sarkazmem, o tyle Thomése wybrał zupełnie inną drogę. Jego opowieść snuta jest ciągle tym samym, bardzo wysokim tonem, często wpadającym w patos. Zdarzają się zdania mocne, w rodzaju: Dni opadają na nią jak stulecia. Ale też bardziej ryzykowne sformułowania w stylu „oceanów niewiedzy” czy „pustyni zwanej opuszczeniem”. Sprowadza się to wszystko do kwestii smaku – jak bardzo wzniośle można pisać, jak wiele tej wzniosłości jesteśmy w stanie autorowi wybaczyć. W tym wypadku wydaje się, że naprawdę sporo.
„Cień mojego dziecka” jest smutnym obrazem tego, jak wygląda rzeczywistość rodzica, który traci dziecko. Narrator dziwi się bohaterom literackim Flauberta i Nabokova: Czy oni nie muszą się potem na nowo uczyć chodzić, mówić, żyć? Nie rozumie, jak mogą przechodzić do porządku dziennego nad czyjąś śmiercią, snuć plany. Sam spostrzega, że bardzo wiele w przyszłości stało się już przeszłością, a Szczęściem jest to, co dopiero zaczyna się nazywać, gdy już nie można tego znaleźć. Chwilami jest w tej narracji coś z „Drogi” – tak mógłby pisać Cormack McCarthy, gdyby na samym początku zdecydował się uśmiercić dziecko.
Bargielska we wspomnianym blurbie pyta, dlaczego język nie próbuje umrzeć wraz z dzieckiem. I zaraz dodaje, że zamiast tego stara się on wyjaśniać prostotę śmierci. Thomése na tak postawione pytanie odpowiada prosto – bo jego córki nie ma już nigdzie poza tym językiem. Książka okazuje się jej nowym życiem. Z ciała w proch, z prochu w słowa.



Tytuł: Cień mojego dziecka
Tytuł oryginalny: Schaduwkind
Wydawca: Czarne
ISBN: 978-83-7536-284-8
Format: 112s. 120×195mm
Cena: 35,–
Data wydania: 8 września 2011
Wyszukaj w
:
powrót; do indeksunastwpna strona

46
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.