powrót; do indeksunastwpna strona

nr 09 (CXI)
listopad 2011

A koniec zawsze taki sam…
René Goscinny, Morris ‹Lucky Luke: W górę Missisipi, Na tropie Daltonów, W cieniu wież wiertniczych›
Co tu dużo mówić – to bardzo dobrze, że Egmont kontynuuje wydawanie „Lucky′ego Luke’a”. Po pierwsze – dlatego że to klasyka, której wstyd nie znać, a po drugie – to po prostu kawał dobrej, zabawnej komiksowej roboty.
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
‹Lucky Luke: W górę Missisipi, Na tropie Daltonów, W cieniu wież wiertniczych›
‹Lucky Luke: W górę Missisipi, Na tropie Daltonów, W cieniu wież wiertniczych›
Już sam fakt, że właśnie pojawia się czwarte wydanie albumów „Asteriksa”, a wielu historii o „Luckym Luke’u” nie mieliśmy jeszcze okazji w ogóle zobaczyć, świadczy o tym, że popularność tego drugiego w naszym kraju nie jest zbyt wielka. Szkoda, bo poziomem humoru przygody samotnego kowboja dorównują perypetiom małego Gala. Jednak zostawmy porównania i przejdźmy do komiksu.
Album otwiera historia „W górę Missisipi”, która swoją premierę miała w roku 1959 na łamach pisma „Spirou”, a w wersji albumowej w 1962 roku. Główny bohater po przeprowadzeniu do Luizjany stada bydła zatrzymuje się na kilka dni w Nowym Orleanie. Tam zostaje wciągnięty w rywalizację pomiędzy kapitanami dwóch konkurencyjnych parowców wożących towary i pasażerów po tytułowej Missisipi. Oczywiście, konkurenci wpisują się w tradycyjny schemat: jeden jest dobry, a drugi trochę mniej, nie jest więc żadnym zaskoczeniem, że Lucky Luke postanawia pomóc temu pierwszemu. Tak więc stajemy się świadkami pasjonującego wyścigu płaskodennych parowców napędzanych kołami łopatkowymi. Ponieważ stawką jest wyłączność na żeglugę po najdłuższej rzece kontynentu, nie brak zagrań nieczystych, kontr-zagrań i innych forteli. Chwilami nawet Luke traci cierpliwość i pozwala sobie na małe zastraszanie przeciwnika. Kto wygrał? Nieważne, nasz kowboj tradycyjnie odjechał ku zachodzącemu słońcu z piosenką na ustach.
Kolejne opowiadanie to „Na tropie Daltonów” i jest z całej trójki zdecydowanie najsłabsze, a to za sprawą czwórki braci-złoczyńców i psa Bzika. Mam takie dziwne wrażenie, że wszystkie albumy, w których Lucky Luke musi po raz kolejny zapuszkować Daltonów1), są sztampowe i schematyczne. Averell zawsze coś sknoci, Joe dostanie napadu szału, a Bzik jak zwykle zrozumie wszystkie polecenia na opak. Ponieważ scenarzystą jest Goscinny (tak jak i w przypadku dwóch pozostałych), nie brak tu zabawnych epizodów, ale jako całość historia ta wypada blado.
Album zamyka zdecydowanie najlepsza z całej trójki historia – „W cieniu wież wiertniczych”. Jak łatwo się domyśleć, chodzi o kolejny, obok parowców, symbol Ameryki końca XIX wieku. W małym miasteczku w Pensylwanii odkryto wielkie złoża ropy naftowej. Mieszkańców oraz niezliczone rzesze przybyszów ogarnia gorączka naftowa. Miasto ogarnia chaos, więc swoją ostatnią decyzją burmistrz (który następnie sam bierze się za wydobycie ropy) zaprasza Lucky’ego Luke’a do objęcia funkcji szeryfa. Intryga przyjmuje klasyczną westernową formułę, gdy okazuje się, że na wszystkie roponośne tereny w okolicy ma ochotę niejaki Barry Blunt. Ponieważ jest on z wykształcenia prawnikiem, postanawia cel swój zrealizować w 100% w zgodzie z prawem, ale jednocześnie minimalnym kosztem. Trzeba przyznać, że Luke ma twardy orzech do zgryzienia, jego szybkostrzelność w starciu z takim przeciwnikiem na niewiele się przydaje. Sam musi zacząć działać na granicy prawa, co daje ciekawe, ale przede wszystkim zabawne, efekty. Na koniec Lucky Luke, zmęczony już całym zamieszaniem z ropą, wraca do Teksasu, gdzie o tej śmierdzącej cieczy nikt na szczęście nie słyszał.
Ten tom jest już trzecim wydanym przez Egmont w formule ekonomicznej. Niewielki format, w środku trzy oryginalne historie, a na otarcie łez twarda okładka i przystępna cena. Po raz kolejny powiem – szkoda, bo komiks narysowany z myślą o czytaniu w formacie A4 najlepiej czytałoby się w formacie… A4.
1) Bardzo często postaci pojawiające się w historiach o Luckym Luke’u mają swoje historyczne pierwowzory. Tak jest i z Daltonami. Prawdziwi nazywali się co prawda Robert (Bob), Grat, William (Bill) i Emmett, ale rzeczywiście byli bandytami, którzy w latach 1890-1892 napadali na banki i pociągi. Pojawiają się tylko w jednym albumie – „Hors-la-loi” z 1954 roku. Ci komiksowi Daltonowie są ich krewnymi.



Tytuł: W górę Missisipi, Na tropie Daltonów, W cieniu wież wiertniczych
Scenariusz (komiks): René Goscinny
Rysunki: Morris
Wydawca: Egmont
Data wydania: wrzesień 2011
Wyszukaj w: Selkar.pl
Wyszukaj w: Wysylkowa.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

130
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.