powrót; do indeksunastwpna strona

nr 09 (CXI)
listopad 2011

Duch niedźwiedzia
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– Dzięki wam za to. Ale, jak tam mój kasztanek? Zeszła mu opuchlizna? Bo, widzicie, wczoraj obił sobie nogę na kamieniach. Hiveil przykładał maść, która ponoć czyni cuda i prawie już było dobrze. Czy tak?
Chłopak otworzył usta, po czym posłał matce spłoszone spojrzenie.
– Nie zaszkodzi jeszcze raz posmarować z wieczora – wtrącił Hiveil w nadziei, że właściwie rozumie intencję swego towarzysza.
– Żołnierski nawyk – Saldarczyk uśmiechnął się lekko. – Samemu zadbać o wszystko. Mili państwo się nie obrażą, jeśli ja też pójdę.
Ruszył ku drzwiom. Hiveil kątem oka zauważył, że pan Sabin marszczy brwi, a jego żona podchodzi i chwyta go kurczowo za rękę.
– Poczekajcie! – krzyknęła Kerri.
– Tak – odezwał się głucho Sabin. – Ja również proszę, żebyście nie szli.
Saldarczyk przystanął.
– Dlaczego, panie?
Gospodarz sapnął ze złością, ale pani znów uspokajająco ścisnęła mu dłoń.
– Trzeba im powiedzieć – odezwała się niemal szeptem. – Przecież widzisz, że nie można inaczej.
• • •
– Duch niedźwiedzia? – powtórzył Saldarczyk z niedowierzaniem.
Chwilę wcześniej Hiveil omal nie parsknął śmiechem, ale w istocie cała rzecz wcale nie była śmieszna. W miarę jak Sabin snuł swoją opowieść, stary żołnierz popadał w coraz większe zmieszanie. Prawda, przy obozowych ogniskach nieraz ten i ów opowiadał gorsze bajędy, ale on sam, ceniąc sobie zdrowy rozsądek, nigdy nie dawał im wiary. Widział jednak, że tu wszyscy traktują ową historię ze śmiertelną powagą.
– Żywy zwierz zostawia ślady – rzekł pan Sabin z goryczą. – Zresztą wytropiliśmy go i zakłuliśmy włóczniami. Ja sam i dwóch dzielnych pachołków. Nic to już nie pomogło biednej Efi, ale myślałem, że od tej pory będziemy mieli spokój. A tu się okazuje, przeciwnie. Jeszcze rok temu mógłbym wam pokazać skórę na dowód. – Zawahał się, jakby chciał coś dodać, lecz zmilczał.
– Ja ją spaliłam – odezwała się jego żona udręczonym głosem. – Ale też nie pomogło.
– Na co to miało pomóc, pani? – zapytał Hiveil, nie mogąc się powstrzymać.
– Przyszło mi do głowy, że może jest cień prawdy w tym, co sobie szepczą w czeladnej. Że duch zabitego zwierza gniewa się na nas. Może mu tam zimno w Zaświatach i szuka swojego futra – roześmiała się nieszczerze. – Ot, głupia myśl i przesądna…
– To samo powiedział nasz kapłan – przytaknął Sabin. – Tyle że zapytajcie, czy by się odważył tu z nami przenocować. Trudno mi zatem winić służących, że i oni wolą się wynieść do rodzin we wsi. Za kilka dni wrócą i wszystko będzie jak przedtem, aż do przyszłego roku.
Saldarczyk rzucił okiem w kierunku staruszki, która przysiadła w kącie na ławie. Kobieta mruknęła coś niewyraźnie.
– Tevi się nie boi. I jeszcze Hanil. Z własnej woli na noc rozkłada sobie posłanie przed izbą, w której sypiają dziewczyny. Oboje służyli jeszcze za mojego ojca – powiedział Sabin z odcieniem dumy w głosie.
Stąd tacy wierni – pomyślał Hiveil. – Albo żadne nie ma już krewnych, którzy by ich przyjęli w gościnę.
Ilustracja: <a href='mailto:rafal.wokacz@gmail.com'>Rafał Wokacz</a>
Ilustracja: Rafał Wokacz
– Owa zmora, czymkolwiek jest, już cztery lata was dręczy? – upewnił się pan Fael. – I zawsze o tej samej porze, przez kilka dni z rzędu?
– Tak. Jakby w rocznicę swojej śmierci, ale niedokładnie. Przeważnie daje o sobie znać gdzieś tak po drugich sianokosach. Najpierw słyszymy głosy – dziwne pochrząkiwania, mruczenie. W nocy coś drapie o ścianę. I tak to trwa, zanim sobie kogoś upatrzy.
– Mówicie, że wasza czeladź po jakimś czasie powraca. Skąd wiedzą, że niebezpieczeństwo minęło?
– Minie, jak on znowu kogoś zabije.
Pani zaszlochała krótko, po czym ucichła, zasłaniając sobie usta dłonią. Jej mąż zdążył im już powiedzieć, że dwa lata temu stracili młodszego syna. Rankiem znaleziono go tuż za progiem na tyłach domu. Tak jak pozostali miał roztrzaskaną czaszkę i ślady zadrapań po pazurach na karku. Przed nim zginęło dwóch pachołków i dziewka z czeladnej.
– Myślałem, czy nie robię źle, prosząc was na noc – powiedział pan Sabin. – Chociaż teraz dobrze się pilnujemy. Zresztą, nie do was ma potwór żal. Jednak po zmroku nikomu nie pozwolę wychodzić. Jeśli koniecznie trzeba, dajcie tę waszą maść, to sam pójdę do koni.
W izbie zrobiło się naraz wręcz nienaturalnie cicho. Widać było, że wszyscy domownicy są przerażeni.
Hiveil i Saldarczyk wymienili spojrzenia. Ciągnięcie wymyślonej historii o chorej końskiej nodze wydawało się w tej sytuacji niepotrzebnym okrucieństwem. Niezależnie od przyczyny, ci ludzie i tak już wydawali się dostatecznie znękani. Zanim zdążył się odezwać, stara służąca ze stęknięciem uniosła się z ławy.
– To już lepiej ja, panie – powiedziała cicho. – Przecie wtedy sama żem dziewkę posłała za ogrodzenie, choć ćma już była na dworze…
Sabin syknął coś gniewnie przez zęby i skonfundowana kobieta umilkła.
– Nie ma potrzeby, by ktokolwiek szedł, panie – oznajmił nagle Saldarczyk. – Proszę o wybaczenie.
Gospodarz gwałtownie obrócił ku niemu głowę.
– Aha – warknął nie próbując kryć gniewu. – Tak tylko powiedzieliście o koniu? Ciekawi byliście, co się tutaj wyprawia? No, to już wiecie. Teraz zaś życzę dobrej nocy. Miejmy w Bogach nadzieję, że upłynie spokojnie. – Wstał i skierował się ku drzwiom.
– Poczekajcie, panie. Nie wyciągałem was na zwierzenia z czczej ciekawości – powiedział Saldarczyk.
– Posłuchaj go, mężu – szepnęła naraz pani. – Może Bogowie ulitowali się wreszcie nad nami.
– Co takiego? – Sabin patrzył na żonę, jakby podejrzewał, że nagle oszalała.
– Nie widzisz, kto do nas zawitał? To Saldarczyk.
– Saldarczyk? – powtórzył jej mąż, otwierając szeroko oczy. – Łowca czarnoksiężników? Na dobrych Bogów, cóż to się dzieje?
– Wasza pani ma rację – odparł swobodnie pan Fael, jakby to była najzwyklejsza rzecz w świecie. – Takie jest rzeczywiście moje zajęcie.
– Powiedzieliście, że byliście zwiadowcą, w Asselenie. – Pan domu wciąż był nieufny. Jego syn i córka milczeli niczym zaklęci.
– Jak i paru innych spod tego samego znaku. Nieraz by było krucho, żeby nie oni – odezwał się naraz Hiveil, któremu to wszystko już ze szczętem dojadło. – Bo przeklęci Baorczycy tak samo często walczą czarami, jak i orężem, a pan Fael własną ręką polował dla nas na te ich diabelskie scolvegi. I na samych magów także. – Odetchnął głęboko. – Nie mnie was pouczać, panie, ale gdyby kto spytał, rzekłbym, że nikogo lepszego nie znajdziecie, żeby mu mówić o swoich kłopotach.
– Mnie zaś dziwi, żeście dotąd nie szukali pomocy – dodał spokojnie Saldarczyk. – Choćby u swego pana w Keth.
– Miałem prosić, żeby przysłał mi zbrojnych dla obrony przed nocną marą?
– Nie zbrojnych. Jednak ktoś by przyjechał na pewno, ponieważ ta wasza zjawa ma ludzką postać, chociaż starannie ją kryje.
– Co wy mówicie? – Pan Sabin był szczerze zdumiony.
– Nie żaden duch was nęka – wyjaśnił cierpliwie Saldarczyk – ale złośliwy czarodziej. To jedyne wytłumaczenie.
– Czarodziej? – Gospodarz szeroko otworzył oczy. – Skąd tu czarodziej?
– Czasem ludzie nie wiedzą, że ktoś taki mieszka wśród nich od urodzenia. Bywa, że i on przez długi czas nie zna swojego daru, ale odkrywszy go w końcu, coraz chętniej czyni z niego użytek. W jaki sposób, to już zależy od człowieka, ale prawda jest taka, że jeśli zechce, przez całe lata potrafi pozostać w ukryciu. Zastanówcie się zatem, kto w okolicy może mieć do was żal.
Sabin wzruszył ramionami.
– Zawsze znajdzie się niezadowolony, chociaż, nie myślcie sobie, nie jestem okrutnikiem dla swoich poddanych.
Saldarczyk westchnął nieznacznie.
– Nikt wam tego nie zarzuca – powiedział. – Niemniej, wedle mnie wasza rodzina i domownicy cierpią z powodu nienawiści jakiegoś człowieka.
– Jeśli to prawda, nie ujdzie mu to na sucho! – zakrzyknął Sabin. Z gniewu aż poczerwieniał na twarzy. – Przeklęty, tchórzliwy pies! Oto, kim jest. Jeszcze pożałuje, że kiedykolwiek ważył się zbliżyć do tego domu! Mówcie, jak można takiego schwytać?
– Jedynie w pułapkę – odparł Saldarczyk. – I to możliwie szybko, nim zorientuje się, że go szukamy, bo wtedy może umknąć i przyczaić się choćby do następnego roku.
– Czy on potrafi być niewidzialny? – po raz pierwszy odezwała się panna Kerri, ze strachem spoglądając w stronę mrocznej sieni.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

15
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.