Bohaterowie Breta Eastona Ellisa starzeją się – i wobec tego nudzą bardziej niż zwykle. Zamieniają więc swoje życie w kryminał klasy B. W tle – Hollywood jako fabryka koszmarów. Uwaga: przemoc i nagość!  |  | ‹Cesarskie sypialnie›
|
Sensacyjny debiut Breta Eastona Ellisa, „Less Than Zero” z 1985 roku, nigdy się po polsku nie ukazał, ale półtora roku po wznowieniu przez wydawnictwo Vis-à-Vis Etiuda „Informatorów” na nasz rynek trafia tłumaczenie „Imperial Bedrooms”, kontynuacja owego debiutu, a ja zastanawiam się, czy jego brak coś znaczy, coś zmienia, i dochodzę do wniosku, że nie. Krytyczno-pokoleniowy wydźwięk pierwszej powieści Ellisa jest raczej nie do odtworzenia; nie wydaje mi się też, aby ogólny odbiór tej prozy zmienił się zasadniczo od pierwszego wydania „American Psycho”. To raporty z piekła w raju, miejsc egzotycznych i niedotykalnych, kolejność nie ma znaczenia. Poszarpana, złożona z błahych epizodów narracja „Cesarskich sypialni” (tytuł raczej niedobry) wydaje się poszukiwać „prawdziwej”, „nagiej” rzeczywistości: beznamiętne opisy, natrętny small talk. „To nie jest scenariusz, to się nie zsumuje. Nie wszystkie wątki się połączą w trzecim akcie”, mówi jeden z bohaterów – ale nie ma racji. Mozaika króciutkich rozdziałów jak najbardziej układa się w spójną całość: fabułę jak z kiepskiego filmu sensacyjnego, którego wartość liczona jest w ilości scen seksu i przemocy. To nader złośliwa metafora. Po tradycyjnym, może nawet „kingowskim” stylu „Księżycowego parku” Ellis wraca do łączenia flirtującej z czytelnikiem mimetyczności i mocnych gatunkowo obrazów. Mamy więc podejrzane interesy i podejrzane romanse, i zmęczonego bohatera, pijanego drogim alkoholem i przegraną przeszłością. Clay nie jest dobrym scenarzystą, więc jego życie nie jest dobrym kryminałem. Intryga tonie w oczywistościach, a postaci nawet nie ukrywają swojej powierzchowności, na czele z początkującą aktoreczką Rain Turner, ostentacyjną femme fatale opowieści, w której Clay oczywiście się zakochuje… Co było pierwsze: obezwładniająca nuda (realizm), a potem stymulacja à la „American Psycho” (tania sensacja przerywana fragmentami snuff movies), czy na odwrót? Czyli stare, dobre „skąd zło?”. Rzecz jasna Ellis nie jest pisarzem, który na takie pytania lubi odpowiadać: podsuwa tylko czytelnikowi galerię przećpanych zombi, dla których każdy kolejny trup oznacza kolejne stadium marazmu. Postaci z „Imperial Bedrooms” są mniej kreatywne od Patricka Batemana, a nawet artystów jego kalibru z czasem dotyka tzw. kryzys twórczy. Nic więc dziwnego, że pijani czterdziesto-, pięćdziesięciolatkowie z najnowszej powieści amerykańskiego makabrysty ziewają podczas odgrywania kryminalnych klisz. Formalnie „Cesarskie sypialnie” są bliskie przede wszystkim „Less Than Zero”; to lektura na półtorej czy dwie godziny, ale raczej nie do pociągu i nie na plażę. W ostatecznym rozrachunku lepsza, niż wydawało mi się w chwili odstawiania jej na półkę (jako że siła oddziaływania jest nieporównywalnie mniejsza niż w przypadku „American Psycho”). Twórczość Ellisa układa się w bardzo spójny projekt. Co jeszcze przed nami?
Tytuł: Cesarskie sypialnie Tytuł oryginalny: Imperial Bedrooms ISBN: 978-83-61516-84-2 Format: 160s. 125×195mm Cena: 21,– Data wydania: 30 września 2011 Ekstrakt: 70% |