Nie ukrywam, że „Armada” trochę zaczęła mnie nużyć. Wszystko było fajnie, dopóki Navis poszukiwała innych przedstawicieli swojej rasy. Później intryga zaczęła się komplikować, trochę tak, jakby autorzy w ten sposób chcieli nadrobić brak pomysłów. Miałem nadzieję, że spinoffowe „Kroniki Armady” przywrócą ducha pierwszych albumów. Nie do końca tak się stało.  |  | ‹Kroniki Armady›
|
Albumy z cyklu „Armada” są obecne na naszym rynku od bez mała dziesięciu lat i uprawnione jest stwierdzenie, że stały się tego rynku stałym elementem. Ale trzeba też przyznać, że po bardzo błyskotliwym i nowatorskim początku seria zagubiła swój charakter, a autorzy zapomnieli, w jakim kierunku powinny zmierzać przygody Navis. Zapewne nie jest przypadkiem, że w miarę dokładnie pamiętam treść kilku pierwszych albumów, podczas gdy te ostatnie mocno mi się mylą. Równolegle z główną serią autorzy zaczęli wydawać dwa cykle poboczne. Pierwszy, zatytułowany „Navis”, opowiada o losach głównej bohaterki, gdy jako mała dziewczynka zamieszkiwała bezludną planetę pod opieką Nsoba, robota-niańki. Drugi cykl to właśnie „Kroniki Armady”. Jest to zbiór krótkich (po kilka stron) historyjek nawiązujących do wydarzeń opisanych w głównym cyklu. Główną bohaterką najczęściej jest oczywiście Navis, ale są odstępstwa od tej zasady. Co ciekawe, epizody te nawiązują przede wszystkim do wspomnianych przeze mnie pierwszych tomów serii, szczególnie „Kolekcjonera” i „W trybach rewolucji”. Tematyka tych historii jest skrajnie różna. Od bezpośrednich nawiązań do wydarzeń dobrze znanych z głównej serii, po wątki, które poza bohaterką nie mają wiele wspólnego z „Armadą”. Mamy więc historię stylizowaną na grę komputerową, dzień z życia kadeta (coś jakby Legia Cudzoziemska), dalsze losy Clementa Vildieu (pierwszej miłości Navis z „Trybów rewolucji”). Mnie najbardziej ujął pierwszy epizod, w którym kilkuletnia Navis wraz z niewyrośniętą Hayo (rodzaj szablozębnego tygrysa), próbują upolować jakieś mięsne danie. I chociaż polowanie udało się, to cała historia kończy się jarskim posiłkiem. Ogólnie czuć w tym zbiorze brak jakiejś myśli przewodniej, co w sumie nie dziwi, jako że scenarzystami są Morvan i Buchet, czyli autorzy głównego cyklu. A ci – jak zaznaczyłem we wstępie – sprawiają wrażanie, jakby umknął im podstawowy koncept serii. Graficznie wszystkie historie reprezentują wysoki poziom, chociaż każda jest dziełem innego rysownika. W większości starali się oni nawiązywać do stylu „Armady”, ale jest też kilku, którzy się z tego schematu wyłamali (np. Pierre-Mony Chan reprezentujący „nouvelle manga”). Dla fanów i znawców „Armady” album może być ciekawą i wciągającą lekturą. Ci, którzy nie znają głównego cyklu, mogą mieć duży problem ze zrozumieniem nawiązań, odniesień i niedomówień.
Tytuł: Kroniki Armady ISBN: 978-83-237-3785-8 Cena: 59,99 Data wydania: maj 2011 Ekstrakt: 60% |