To jedno z bardziej interesujących tegorocznych wydawnictw – łączące elektronikę o dubstepowej mocy z intrygującym, żeńskim wokalem, a wszystko w mrocznym, bristolskim klimacie. I tylko jedna kobieta, która za ten projekt odpowiada. Oto Emika i jej debiutancki, pulsujący krążek – „Emika”.  |  | ‹Emika›
|
Naprawdę nazywa się Ema Jolly i urodziła się na Wyspach Brytyjskich. Zdobywając klasyczne wykształcenie muzyczne, jednocześnie obcowała z elektroniczną sceną Bristolu, w którym dorastała. A ponieważ to kolebka trip hopu, nie dziwi, że zwróciła się ku tego rodzaju brzmieniom. Jednak jej późniejszy debiutancki materiał, wydany nakładem renomowanego Ninja Tune, przesiąknięty jest jedynie jego nastrojem i mrokiem, a w warstwie muzycznej króluje nieco młodszy dubstep. Na płycie znalazło się też miejsce na odrobinę eksperymentu, ale, co w tym przypadku najważniejsze, w przeciwieństwie choćby do popularnej ostatnio Katy B (która jest, co prawda, wyłącznie wokalistką i autorką tekstów), Brytyjce o czeskich korzeniach udało się zachować nieprzystępność, surowość i siłę prawdziwie industrialnych dźwięków. Dlatego „Emika” tak bardzo elektryzuje. Kolejną porcję muzycznych fascynacji artystka odnalazła po przeprowadzce do Berlina, gdzie dała się porwać tamtejszej, tanecznej scenie. Jednak nie stłumiła całkowicie zamiłowania do klasycznych instrumentów, co potwierdza pierwszy utwór zapowiadający studyjny album – wydany jeszcze na początku 2010 roku – „Drop the Other”, rozpoczynający się od ascetycznego, fortepianowego wstępu, do którego dopiero po chwili dołączają: głębszy bas, pulsująca elektronika oraz charakterystyczna melorecytacja. Kilka miesięcy później światło dzienne ujrzał drugi, obecnie najbardziej rozpoznawany singiel, zatytułowany „Double Edge”. Co ciekawe, zbudowany w bardzo podobny sposób – jego motywem przewodnim też są przytłumione klawisze (w ogóle wielokrotnie powracające, najwyraźniej w finalnym „Credit Theme”), którym towarzyszy głęboki beat, nieco bardziej melodyjny śpiew oraz sporo rozmytych i wykorzystujących pogłos dźwięków. Już te dwa numery pozwalają jakoś określić styl długogrającego krążka, a raczej rozpoznać, bo z nazwaniem rzeczy po imieniu nadal można mieć pewne trudności. Poza mrocznymi, ciężkimi, choć niezbyt dynamicznymi brzmieniami (dlatego najtrafniejszą etykietką wydaje się „spowolniony, okiełznany dubstep”), najważniejszym elementem albumu jest wokal. Zdecydowanie bardziej delikatny, czasem wręcz oniryczny, na granicy szeptu i kontrastujący z ostrą i mocną elektroniką. Emika często właściwie tylko recytuje, ale robi to w sposób na tyle melodyjny, rytmiczny, że nadaje całości potrzebną dźwięczność. Bo pomimo tego, iż na trackliście pełno jest dudniących, wibrujących, ale i często łamanych, zmiennych podkładów wykorzystujących też niekiedy różne trzaski i szumy, to nie można płycie odmówić klubowego, tanecznego charakteru (zwłaszcza „3 Hours” czy „Pretend”). Na dodatek głos Emiki wnosi do projektu silny kobiecy pierwiastek, przez co czyni go jeszcze bardziej pociągającym i skonkretyzowanym, a same teksty stanowią spójną, przemyślaną narrację, do której dopiero później dobierane były odpowiednie brzmienia, mające oddawać opisywane słowami nastroje. „Emika”, będąca w całości wyprodukowana przez Brytyjkę, to wyjątkowo świeża porcja elektroniki, która potrafi wciągnąć na długie godziny. A twór to na tyle różnorodny – wśród inspiracji Emika podaje zarówno techno, dubstep, dub, ale też wymienia Mahlera i Rachmaninova – że na pewno nie sposób przejść koło niego obojętnie. A dla mnie to jeden z najbardziej intrygujących debiutów tego roku.
Tytuł: Emika Wykonawca / Kompozytor: EmikaNośnik: CD Data wydania: 31 października 2011 EAN: 5906485781548 Utwory CD1 1) 3 Hours 2) Common Exchange 3) Professional Loving 4) Be My Guest 5) Count Backwards 6) Double Edge 7) Pretend 8) The Long Goodbye 9) FM Attention 10) Drop The Other 11) Come And Catch Me 12) Credit Theme Ekstrakt: 80% |