Podczas europejskiej trasy koncertowej przedstawia się ich jako następców Bonobo albo The Cinematic Orchestra. Na pewno coś w tym jest – zwłaszcza że za wokal w Submotion Orchestra odpowiada Ruby Wood, która towarzyszyła Simonowi Greenowi na jego ostatnim tournée po naszym kraju. Ale przysłuchanie się „Finest Hour” każe pisać o zalążku indywidualnego stylu – szeroko zakorzenionego w nurcie downtempo, nieśpiesznej elektroniki, jazzu, trip-hopu i dubstepu.  |  | ‹Finest Hour›
|
Brytyjska formacja, która zadebiutowała latem bieżącego roku, pochodzi z Leeds i odwiedza Polskę w siedmioosobowym składzie. Oprócz wokalistki mamy zatem choćby wirtuozów: trąbki (Simon Beddoe), basu (Chris Hargreaves), perkusji (Danny Templeman) czy klawiszy (Taz Modi) – i już sam ten fakt mówi wiele o twórczości Submotion Orchestra. Bo jeśli podstawą materiału zebranego na „Finest Hour” jest mocna, czasami całkiem bujająca elektronika (której ojcem jest przede wszystkim didżej i dubstepowy producent Ruckspin), to obok niej można usłyszeć wiele świetnie dopasowanych partii żywych instrumentów. Weźmy na przykład kawałek „Always”, w którym najpierw swoją obecność bardzo wyraźnie zaznacza żywa perkusja, potem dołączają klawisze, a w końcowej fazie prym wiedzie znakomita trąbka; do tego oczywiście rozmyty, eteryczny wokal oraz sporo pogłosu. Niewątpliwie numer ten potwierdza zamiłowanie muzyków Orchestry do wplatania w swoje projekty jazzowych elementów. A trąbka ma swoje momenty też w „Secrets”, „All Yours”, „Suffer Not” czy „Backchat”. W tej ostatniej kompozycji chwilami wręcz porywa, mimo że instrumentalny utwór prowadzony jest początkowo głównie przez fortepian. Po minucie znów odzywa się mocniejszy bas – coś z dubstepu niewątpliwie tu słychać, ale na szczęście nie przytłacza on pozostałych, różnorodnych dźwięków; co ważne, tak jest na całym „Finest Hour”. Charakterystyczne, że Ruby Wood daje wokalny popis już w pierwszym, typowo downtempowym „Angel Eyes”. Jej delikatny, trochę soulowy głos na tle uspokajającego podkładu prezentuje się bardzo dobrze, ale sam numer nie porywa. Kiedy artystka powraca w „Always”, a zwłaszcza w kolejnym, balladowo odśpiewanym „Hymn for Him”, znowu przykuwa uwagę przeszywającą barwą – do tego niemal ciągle towarzyszą jej delikatne, wzmagające efekt pogłosy. Równie zmysłowo wypada jeszcze w końcowym, sennym „Perfection”, ale po przebrnięciu przez cały, prawie godzinny materiał trzeba przyznać, że w sumie brzmi jednak dość monotonnie. Fakt ten na szczęście specjalnie nie przeszkadza: do tego typu dźwięków taki wokal najzwyczajniej pasuje, a ponadto trudno odczuć zmęczenie czy znudzenie, kiedy w każdym kawałku naprawdę sporo się dzieje (bynajmniej nie chodzi wyłącznie o mnogość i wariacje wykorzystanych instrumentów). Na „Finest Hour” udało się zespołowi odpowiednio wyważyć nastrój – z jednej strony przez album przewija się sporo melancholii, czasem dość mrocznej, a z drugiej – nierzadko elektronika nadaje kompozycjom klubowego charakteru. A że udało się to połączyć z jazzowymi instrumentami w często poważnie rozbudowanych aranżacjach (w końcu, cokolwiek mówić, mamy do czynienia z orkiestrą), na brak wrażeń nie można narzekać. „Finest Hour” to płyta, która niejednokrotnie może stanowić nieocenioną pomoc przy budowaniu wieczornego nastroju – nie tylko jesienią. Dopasowanie i zgranie wieloosobowego składu jest naprawdę godne podziwu, a do tego realizacja pomysłu, połączenie dobrej, silnej elektroniki z pozostałymi składnikami, to bez wątpienia klasa światowa; dodajmy jeszcze nieco schodzącą na drugi plan, ale dopełniającą całość Ruby Wood. I cieszmy się takim debiutem, mogącym stanowić eklektyczny i niebanalny soundtrack na każdą okazję.
Tytuł: Finest Hour Nośnik: CD Data wydania: 22 sierpnia 2011 EAN: 5906485781357 Utwory CD1 1) Angel Eyes 2) Back Chat 3) Always 4) Hymn For Him 5) All Yours 6) Pop and Lock 7) Suffer Not 8) Secrets 9) Finest Hour 10) Perfection Ekstrakt: 80% |