Dziś premierę mają dwa ciekawe tytuły, o których już pisywaliśmy na łamach „Esensji” – nagradzany już niejednokrotnie „Wymyk” Grega Zglińskiego i „Druga Ziemia” Mike′a Cahilla. Przypomnijmy, co o nich pisaliśmy.  | ‹Wymyk›
|
Ten film przywraca wiarę w to, że w kwestii polskiej kinematografii nie wszystko jeszcze stracone. Jest tu doskonale skrojony scenariusz, w którym próżno szukać tanich klisz i miałkich, do bólu sztucznych dialogów, są porządne aktorskie kreacje (również i te dziecięce), jest też solidne udźwiękowienie, będące na ogół piętą achillesową rodzimego kina. Gregowi Zglińskiemu udała się sztuka bardzo trudna, zdołał bowiem powołać do życia mocny, rasowy dramat, w kilku momentach solidnie dający widzowi po łbie i pokazujący – może momentami w sposób nieco przejaskrawiony – że prawdziwy charakter człowieka objawia się dopiero w obliczu nieszczęścia. W „Wymyku” takim ciosem losu jest bójka w pociągu, w wyniku której rzutki, inteligentny ojciec dwójki dzieci trafia w śpiączce do szpitala. To zdarzenie wywraca do góry nogami życie starszego brata ofiary, zdawałoby się człowieka krzepkiego, nawykłego do igrania ze śmiercią (przez zamiłowanie do szybkich samochodów i broni palnej) i mocno stąpającego po ziemi, zawiódł bowiem na całej linii, pokazując, że twardzielem to one jest wyłącznie z wyglądu. Nie dość, że nie pomaga bitemu, a potem wleczonemu do drzwi bratu, de facto skazując go na śmierć, nie dość, że rodzinie i znajomym w żywe oczy łże na temat fatalnego zajścia, to w dodatku próbuje w brzydki sposób zrzucić na żonę i rodziców obowiązki związane z pielęgnacją leżącego w szpitalu brata, a także wywinąć się od opieki nad jego dziećmi. Wszystkie decyzje, jakie podejmuje, są albo błędne, albo mocno spóźnione, przez co coraz bardziej zacieśnia wokół siebie pętlę, z której nie ma ucieczki. O sile „Wymyku” świadczy jednak nie tylko rozsądna konstrukcja, stopniowo obnażająca życiową niedojrzałość starszego brata, ale i trafne obserwacje, w przykry sposób punktujące nasze odwieczne przywary: obojętność wobec ludzkiej krzywdy, źle pojętą ułańską fantazję czy nieumiejętność ponoszenia konsekwencji własnych czynów. Co więcej, zakończenie filmu pozostaje w sumie otwarte, dając widzowi szansę na garść poseansowych przemyśleń. Jarosław Loretz Film, który obok „Róży” Smarzowskiego typowany był jako faworyt festiwalu w Gdyni. Rzeczywiście, udało się Zglińskiemu pokazać historię współczesnego Kaina i Abla przejmująco i autentycznie – film jest zresztą interpretacją prawdziwych wydarzeń, jakie kilka lat temu miały miejsce w Polsce. Banda rzezimieszków wyrzuciła wtedy za drzwi pędzącego pociągu mężczyznę, który stanął w obronie nękanej przez nich dziewczyny. Jego brat może sparaliżowany strachem, może zwykły tchórz, a może zdroworozsądkowy mężczyzna obserwując wydarzenie wykazał się zupełną biernością. Zgliński nie oskarża, ani nie tłumaczy jego postępowania. Każe nam zagłębić się w proces, który powoduje, że u widza występuje na czoło strużka zimnego potu. Zadaje niewygodne, krępujące pytanie, czy gdybyśmy znaleźli się nie w bezpiecznej, ciemnej sali kinowej, a w miejscu, gdzie w biały dzień na naszych oczach dokonuje się gwałt, byłoby nas stać na odpowiednią reakcję? Zgliński nie wymusza odpowiedzi – woli pozostawić widza z poczuciem niepokoju i dyskomfortu, które na długo nie chcą opuścić go po projekcji. Artur Zaborski  | ‹Druga Ziemia›
|
Nazywanie tego filmu mianem science fiction jest w sumie sporym nadużyciem. Tak naprawdę jest to bowiem regularny dramat o dziewczynie, która po odsiedzeniu wyroku za spowodowanie wypadku samochodowego próbuje – dla ukojenia własnego sumienia – odpracować wyrządzone krzywdy. Dużo jest tutaj melancholii, smutnych spojrzeń i snucia się bez celu, a całość jest okraszona niemiłosiernie sentymentalną muzyką i eleganckimi zdjęciami. Cahill jednak najwyraźniej stwierdził, że jako kolejny dramat „Inna Ziemia” się nie sprzeda, więc dorzucił do kompletu wątek fantastyczny – zbliżającą się do nas lustrzaną wersję Ziemi, a także konkurs, który ma wyłonić kandydatów na lot kontaktowy. Szczęśliwy, że wyszło mu kino „glęboko ahtystyczne” (w wyrazie „glęboko” należy zastosować lwowskie „ł”), na którego pozory dała się złapać spora część widzów zachwyconych łzawością dramatu, zapomniał, że sam wiszący nad naszym niebem obcy glob nie czyni z filmu automatycznie science fiction. Zaś gdy przyjrzeć się dokładniej całej koncepcji, nie zostaje z niej nawet ćwierć funta przeżartych przez mole kłaków. Bo jak to? Wszyscy się głowią nad tym, kto mieszka na nadlatującym globie, natomiast NIKT nie zastanawia się, co będzie, jak obcy glob w porę nie wyhamuje i łupnie w naszą planetę? Nigdzie nie ma paniki, mimo że w cztery lata malutka, niebieska kropka stała się zajmującą znaczną część nieboskłonu kulą? A tak w ogóle co z wpływem tak gigantycznej masy na naszą atmosferę, oceany, etc? Ta zatrważająca beztroska i brak poruszania tematu znacznie istotniejszego, niż to, czy i kto wystrzeli rakiety z głowicami bojowymi, wskazuje na daleko posuniętą umowność Drugiej Ziemi, pewien rodzaj licentia poetica, mający za zadanie jedynie postawienie ważkich pytań odnośnie naszego życia, odnośnie wyborów, jakich dokonujemy, a także krótkiej refleksji na temat – a co by było, gdyby? Refleksji dającej złudną nadzieję, że może gdzieś tam, w kosmosie, nasze drugie, lustrzane ja obrało inną drogę, lepszą, przynoszącą mniej cierpienia. Nadal jednak, nawet przyjmując taką interpretację opowieści, trudno uznać „Inną Ziemię” za kino sf. Skrojona przez Cahilla kołderka we wzorki kosmicznych rakiet i obcych planet nie jest bowiem w stanie zakryć jądra historii, osadzonego w naszej twardej, absolutnie niefantastycznej rzeczywistości. Jarosław Loretz
Tytuł: Wymyk Rok produkcji: 2011 Kraj produkcji: Polska Data premiery: 18 listopada 2011 Czas projekcji: 85 min. Gatunek: obyczajowy
Tytuł: Druga Ziemia Tytuł oryginalny: Another Earth Rok produkcji: 2011 Kraj produkcji: USA Data premiery: 18 listopada 2011 Czas projekcji: 92 min. Gatunek: dramat, SF |