Reżyser Jim Sheridan postanowił upiec filmowy tort, który nazwał „Domem snów”. „Jego spód to historia miłosna. Na to nałożyłem klasyczny horror, a na niego – thriller psychologiczny” – przyznał w wywiadzie dla Hollywood Reporter. Tort wyszedł co prawda bez zakalca, ale do perfekcji wiele mu brakuje.  |  | ‹Dom Snów›
|
Irlandzki specjalista od dramatów Jim Sheridan postanowił urozmaicić swój dorobek lekkim filmem, przeznaczonym dla szerokiej audiencji. Wykorzystał fakt, że domy na amerykańskich przedmieściach to siedlisko zjawisk nadprzyrodzonych i psychopatów, i do jednej z takich willi wprowadził typową, amerykańską rodzinę. Głowa familii Will Atenton (Daniel Craig) po latach pracy odchodzi z dużego wydawnictwa. Wreszcie może poświęcić czas żonie (Rachel Weisz), dwóm, uroczym córeczkom i pisaniu własnej książki. Spokój rodziny burzy jednak obecność tajemniczego obserwatora i nieprzyjemne odkrycie, że ich dom stał się w przeszłości miejscem okrutnej zbrodni. Filmowy kolaż Sheridana to twór zawieszony gdzieś pomiędzy „Co kryje prawda?” a „ Szóstym zmysłem”, który okazał się niestety dużo bardziej przewidywalny od swoich poprzedników. Po jakichś 30 minutach można rozszyfrować całą enigmę ukrytą w „Domu snów”, choć sama historia jest do pewnego momentu całkiem interesująca. Jednak budowaną przez cały film aurę iluzji, burzy infantylne zakończenie, które zamiast zaskakiwać, najzwyczajniej w świecie rozczarowuje. Szkoda, bo więcej kontrowersji i tajemniczości rozgrywało się w anturażu całego przedsięwzięcia. Z jednej strony plan „Domu snów” był początkiem uczucia między odtwórcami głównych ról: Rachel Weisz i Daniela Craiga; z drugiej, studio filmowe Morgan Creek’s Production w tak bezmyślny sposób zmontowało trailer do filmu, że ani najważniejsi aktorzy, ani Sheridan nie chcieli włączyć się do akcji promującej produkcję, traktując pełną spoilerów zapowiedź jako artystyczny afront. Zawiodła komunikacja między twórcami a studiem, nie nawalili natomiast Weisz i Craig – przyjemnością było oglądanie zwłaszcza żeńskiej obsady filmu, choć – kojarzący się nadal z Bondem w wersji blond – Daniel Craig również udźwignął ciężar swojej roli. Will Atenton w jego wykonaniu to przykład, jak łatwo bolesna prawda potrafi zagubić się w meandrach ludzkiego umysłu… Jednak ta historia to zaledwie filmowe déjà vu i wypadało sięgnąć po bardziej twórcze rozwiązania. Zwłaszcza że „Dom snów” – z wyjątkiem może dwóch scen – nie przeraża, a napięcia w nim tyle, co w „Uwierz w ducha” Jerry’ego Zuckera. Duży plus natomiast dla pana Sheridana za niebywałą konsekwencję w realizacji „Domu snów”. Reżyser zasiadł do niego z zamiarem stworzenia filmu dla szerokiego grona odbiorców, które udowodni, że twórca „W imię ojca” czy „ Braci”, potrafi osiągnąć komercyjny sukces – jego produkcja zarobiła ponad 70 milionów dolarów. Jim Sheridan najwidoczniej pokochał kino dla mas, ponieważ wśród jego kolejnych projektów widnieje ekranizacja powieści z serii „ Artemis Fowl”. A winą za miałkie, niemalże disnejowskie zakończenie „Domu snów” obarczać należy przede wszystkim scenarzystę Davida Loucka („Granica”). Może i nie spisał filmu na straty, ale zaprzepaścił jego potencjał.
Tytuł: Dom Snów Tytuł oryginalny: Dream House Rok produkcji: 2011 Kraj produkcji: USA Data premiery: 21 października 2011 Gatunek: thriller Ekstrakt: 60% |