Przy czternastym tomie serii należy albo wiosłować żwawo do brzegu, albo zafundować bohaterom i czytelnikom ostry zwrot akcji. Robert Kirkman, scenarzysta „Żywych trupów”, wybrał to drugie rozwiązanie.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Rick i jego ekipa od jakiegoś czasu wiodą spokojne (jak na warunki świata opanowanego przez zombi) życie w enklawie stworzonej przez Douglasa. Okazało się, że podejrzenia w stosunku do tego ostatniego były jak najbardziej nieuzasadnione, a planowany przez Ricka przewrót i przejęcie władzy zupełnie niepotrzebne. A może Douglas po prostu był sprytniejszy, niż się wydawało i oddał władzę we właściwym momencie? Ktoś zapyta: kiedy jest właściwy moment? Odpowiedź jest prosta - kiedy zaczynają się kłopoty. Wierni czytelnicy cyklu przyzwyczaili się już do tego, że w świecie żywych trupów największym zagrożeniem są ludzie z krwi i kości. To oni są okrutni, bezlitośni i przebiegli. W przeciwieństwie do nich zombiaki są powolne i bezmyślne. Do czasu. I taki czas właśnie nadszedł. Rick, jego ludzie oraz mury maleńkiej oazy normalności zostaną poddani najtrudniejszej próbie. „Bez wyjścia” opowiada bodaj najbardziej dramatyczne wydarzenia ze wszystkich dotychczasowych tomów. Po dosyć ślamazarnym początku rozwój wypadków gwałtownie przyspiesza aż do momentu, gdy Rick po raz pierwszy zdaje się tracić panowanie nad sytuacją. Trzeba przyznać, że jak na tak długą serię Kirkman potrafi odwrócić kota ogonem i po raz kolejny zaskoczyć czytelnika rozwojem sytuacji. Jego strategia „usypiania czujności” sprawdza się w stu procentach. Cóż, pozostaje czytać i czekać na kolejny tom. Kilka spraw domaga się wyjaśnienia.
Tytuł: Żywe trupy #14: Bez wyjścia ISBN: 978-83-60298-66-4 Format: 136 stron Cena: 43,00 Data wydania: wrzesień 2011 Ekstrakt: 80% |