Jeśli „U martwych w Dallas” powala, to chyba tylko i wyłącznie głupotą głównej bohaterki. W drugim tomie cyklu „The Southern Vampire Mysteries” Charlaine Harris popełnia szereg grzechów, które autorom ciężko wybaczyć. Aż żal serce ściska na myśl, że ta książka jest bestsellerem…  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Popularność swoich książek Charlaine Harris w dużej mierze zawdzięcza serialowi nakręconemu na ich podstawie. Po lekturze „U martwych w Dallas” jestem naprawdę pełna podziwu dla twórców „Czystej krwi”. Reżyser, scenarzyści, aktorzy i cała reszta ekipy musieli wykazać się nie lada talentem, skoro zdołali stworzyć całkiem dobry serial bazując na serii tak beznadziejnych powieści. Lista wad „U martwych w Dallas” jest długa, natomiast nie dopatrzyłam się żadnych zalet – chyba, że za taką uznać ładne wydanie. Sookie Stackhouse, kelnerka obdarzona pokaźnym biustem i zdolnością czytania w myślach, znalazła wreszcie odpowiedniego dla siebie mężczyznę: wampira, Billa Comptona. Nie jest jej jednak dane w spokoju cieszyć się szczęściem u boku ukochanego. W Bon Temps popełnione zostaje morderstwo, po okolicznych lasach grasuje niebezpieczna istota (o której istnieniu chyba czasem zapomina nawet sama autorka), a wampiry żądają od Sookie by udała się do Dallas, pomóc w poszukiwaniach ich zaginionego pobratymca. Mogłoby się wydawać, że mamy tu materiał na całkiem niezłą książkę. Niestety, autorka zamordowała cały pomysł i to w mało humanitarny sposób. Większość wydarzeń (na przykład udanie się na przyjęcie, by odkryć tożsamość mordercy) stanowi po prostu pretekst do dania jakiemuś samcowi szansy na dobieranie się do Sookie, a brak logiki kompletnie powala. Chyba najważniejszą wadą „U martwych w Dallas” są jednak bohaterowie. Wampiry mające za sobą dziesięciolecia polowań na ludzi i ukrywania swego istnienia, chwilami zachowują się tak, jakby podczas przemiany kompletnie obumarły im szare komórki. Równą głupotą wykazują się członkowie Bractwa Słońca zrzeszającego wrogów wampirów. Jeśli zaś o samą pannę Stackhouse chodzi, to być może nie zachowuje się tak, jak blondynki z dowcipów, ale naprawdę niewiele jej do tego brakuje. Poważne przemyślenia głównej bohaterki, zapewne mające świadczyć o inteligencji, są płytkie i denerwujące, żeby nie powiedzieć: żałosne. Wielbicieli Sookie chyba za bardzo zaprzątają jej wdzięki, by byli w stanie zachować zdolność logicznego myślenia. Właściwie wszystkie postacie irytują, a czasem trudno się nie zastanawiać, gdzie znikł zombie, który musiał zjeść im mózgi. Styl pani Harris jest bardzo słaby, niewiele lepszy niż u autorek publikujących paranormalne romanse na blogach bądź chomiku. Dialogi wypadają sztucznie, opisy nużą, a przy kolejnych wywodach na temat czyjegoś wyglądu i kiepskich scenach erotycznych miałam ochotę wybiec z domu, pognać na najbliższe wzgórze i zacząć wyć do księżyca. Prosty styl, brak logiki, niezbyt porywająca fabuła i plejada postaci, których imiona zapomina się w dziesięć minut po zamknięciu książki, oto, co zaserwowała nam pani Harris. Wielbiciele książek w stylu „Zmierzchu” czy „Pamiętników wampirów” zapewne będą zachwyceni, dla fanów „Czystej krwi” lektura może okazać się ciekawa choćby ze względu na to, że była pierwowzorem dla serialu. Inni niech lepiej omijają powieści Charlaine Harris szerokim łukiem.
Tytuł: U martwych w Dallas Tytuł oryginalny: Living Dead in Dallas ISBN: 978-83-7480-151-5 Format: 400s. 125×195mm Cena: 29,99 Data wydania: 12 listopada 2009 Ekstrakt: 20% |