powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (CXIII)
styczeń-luty 2012

Solidny kop w tyłek od złotej kobry
Limp Bizkit ‹Gold Cobra›
NU METAL ŻYJE! W czasach, w których królują zniewieściali chłopcy drący do mikrofonu swe śliczne buziuchny w kolejnych takich samych zespołach poppunkowych, pojawiło się światełko nadziei – Limp Bizkit wrócił z nową płytą po ponad sześciu długich latach od ostatniego studyjnego materiału. I do tego wrócił w oryginalnym składzie, z synem marnotrawnym, chyba największym świrem wśród numetalowych gitarzystów – Wesem Borlandem.
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Recenzja nadesłana na konkurs „Esensji”.
Po typowym dla Bizkitów psychodelicznym intrze rusza oparty na groove „Bring It Back”. Kawałek jest krótki, ale od razu pokazuje, że nie mamy do czynienia z dyletantami. Potem „Gold Cobra” – niesamowicie chwytliwy numer ze świetnym refrenem. Już tu słychać wyraźnie, że żadnej rewolucji w stylu nie możemy się spodziewać. Z drugiej strony – po sześciu latach niebytu lepiej nie bawić się w stylistyczne eksperymenty. Niektóre kompozycje mają cechy bizkitowych hitów sprzed lat. „Shark Attack” = „Break Stuff”, niesamowicie agresywny „Why Try” = „Nookie”. Na wpół balladowy „Walking Away” momentami przypomina „My Way”. Nie oznacza to broń Boże, że materiał jest wtórny – to dawka kolejnych koncertowych wymiataczy na absolutnie światowym poziomie.
Mimo pewnej zachowawczości pojawiają się drobne eksperymenty – „Loser” to kontynuacja melodyjnej ścieżki obranej w „Behind Blue Eyes”. Natomiast „Autotunage” to pierwsze w świecie… metalowe R’n’B. Za pomocą Autotune’a połączonego z typową bizkitową riffownią Fred i spółka tworzą miażdżący, stadionowy niemalże hymn.
Jak zwykle Fred pokazuje też swój kunszt w tworzeniu absurdalnych, przesyconych agresją tekstów. Tak jest – granie „na poważnie” słyszalne na albumie „Results May Vary” to pieśń przeszłości. Wraz z powrotem oryginalnego składu Bizkici znów zaczynają się wygłupiać. Pan Durst znowu nałożył swą słynną czerwoną czapeczkę i bezlitośnie karmi nas kolejnymi „fuckami”, jak choćby w „Douche Bag”, chyba najbardziej jaskrawym przykładzie powrotu do korzeni (pod względem bezsensownej wulgarności ten numer niewiele ustępuje sławetnemu „Hot Dog”). Prawdziwym wymiataczem i niezaprzeczalnie najlepszym utworem na płycie jest „Shotgun”. Jest tu wszystko, za co pokochaliśmy Limp Bizkit – gitarowe pajączki Wesa, agresywny gadko–rap Freda, mimo całej brutalności hip–hopowo bujająca sekcja rytmiczna, a to wszystko doprawione elektronicznym wkładem DJ’a Lethala.
Wielki powrót dobrego zespołu. Po mdłym, wyraźnie wymęczonym „Results May Vary” Bizkici znów zarządzili nagraną z luzem i polotem płytą, która wyrwie z marazmu starych biszkoptowych fanów, a także skusi nowych. Jak dla mnie, na dzień dzisiejszy, „Gold Cobra” to absolutnie najlepszy album formacji. Taki Linkin Park mógł zdezerterować, ale Limp Bizkit wciąż dzielnie stawiają opór postępującemu rozkładowi nu metalu.



Tytuł: Gold Cobra
Wykonawca / Kompozytor: Limp Bizkit
Wydawca: Universal
Nośnik: CD
Data wydania: 1 lipca 2011
Czas trwania: 49:38
EAN: 0602527711522
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w
:
Utwory
CD1
1) Introbra: 1:20
2) Bring It Back: 2:17
3) Gold Cobra: 3:53
4) Shark Attack: 3:26
5) Get A Life: 4:54
6) Shotgun: 4:33
7) Douche Bag: 3:42
8) Walking Away: 4:45
9) Loser: 4:53
10) Autotunage: 5:00
11) 90.2.10: 4:18
12) Why Try: 2:51
13) Killer In You: 3:46
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

214
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.