Czasem lepiej by było, gdyby twórcy nie wracali do swoich kultowych dzieł. Udowodnił to Lucas, udowodnili niestety Parowski i Polch.  |  | ‹Funky Koval #4: Wrogie przejęcie›
|
Kiedy pojawiła się informacja o tym, że po bez mała dwudziestu latach Funky Koval powraca, zwyczajnie się ucieszyłem. Chyba nie ma sensu tłumaczyć dlaczego, ale na wszelki wypadek zapraszam do lektury recenzji poprzednich tomów ( „Bez oddechu”, „Sam przeciw wszystkim”, „Wbrew sobie”). Będąc realistą, miałem świadomość, że nie mogę się spodziewać tak powalającego komiksu, jakimi w swoim czasie były pierwsze dwa tomy. Poziom trzeciego, który poza grafiką utrzymuje jakość, byłby w zupełności zadowalający. Niestety, spotkało mnie rozczarowanie i to dosyć duże. Zacznę od tej łatwiejszej kwestii, od rysunku. Od trzeciego tomu Polch zdecydował się zrezygnować ze swojego legendarnego stylu, na rzecz rysunku nazwijmy to „wiedźmińskiego”, czyli mocno odszczegółowionego. Do tego doszło jakieś piętnaście lat bez rysowania komiksów (trening czyni mistrza, brak treningu mistrzostwo odbiera). Efekt, jaki jest, każdy widzi. Rysownik w wywiadzie zamieszczonym w albumie twierdzi, że „ta część jest graficznie bardziej dojrzała i smaczniejsza niż poprzednie albumy”. Kwestia gustu. „Wbrew sobie” scenariuszowo miał wyraźnie więcej słabości niż poprzednie albumy, ale jako całość trzymał się kupy. „Wrogie przejęcie” ma kilka ciekawych momentów, ale jego czytanie to zabawa w poszukiwanie ukrytego sensu. Początek daje jeszcze nadzieję na wciągającą historię, ale już od trzeciej strony zaczyna się problem. Czytelnik wchodzi w ciągnący się przez dziesięć (!) stron sen Kovala. Cały problem w tym, że nie wnosi on kompletnie, absolutnie nic do treści i akcji komiksu. W jednym z wywiadów Polch wspomniał, że warunkiem powrotu do pracy nad Kovalem jest wykorzystanie jego kilku autorskich plansz (opublikowanych w wydaniu zbiorczym Egmontu z roku 2001). No to zostały wykorzystane. Nie chcę się pastwić nad towarzyszącym „Wrogiemu przejęciu” opisem wydawcy, ale nie mogę się powstrzymać przed wykorzystaniem go do zwrócenia uwagi na dosyć ciekawe kwestie. Miały spaść maski, miały wyjść na jaw skrywane sojusze. Mieliśmy poznać zakończenie, co mogłoby sugerować, że wyjaśnione zostały wszystkie wątki. Niby tak, ale jakoś bez przekonania. Czytelnik nie dowie się, jaką rolę pełnił Dritt. Prawdziwego sojusznika, dobrego policjanta (podczas gdy tego złego grał Ut-Tann)? Wyjaśnienie morderstwa Lilly Rye okazało się tak naiwne, że nie chce mi się wierzyć, iż taki był pierwotny zamysł. Autorzy wyraźnie poszli na skróty, wręcz na łatwiznę. Co gorsza, pojawiło się kilka nowych wątków, które powodują, że po zakończeniu lektury zamęt w głowie czytającego jest większy. Okazuje się, że z Xa’Ghu wróciły dwa klony Kovala (ten przywieziony przez eskadrę Dupree i ten przez Drolle). Co się stało z prawdziwym Kovalem? Dialogi. Dialogi są niedobre, bardzo niedobre. Aż się nie chce wierzyć, że poprzednie trzy tomy tworzyli ci sami ludzie. Powtórzenia („przegiął”, „zero kontaktu”), zwroty niedopasowane do rozmówców i sytuacji (chociażby młodzieżowe „spoko” Hellbrighta do Ut-Tanna). Dominują wrzaski i przekleństwa, które miały chyba dynamizować akcję. Przez większość komiksu wszyscy drą się na wszystkich, przez co czytelnik ma poczucie ogromnego chaosu. Całość uzupełniają banalne, prowadzące donikąd dialogi oraz długaśne przemówienia i przemyślenia tłumaczące zagubionemu odbiorcy sytuację. Potężny krok wstecz w porównaniu z poprzednimi albumami. Czy są jakieś plusy? Koval w wersji hippisowskiej i ścięty na jeżyka, wiekowi Roddy i Parey z nadwagą. I chyba tyle. Przeczytałem „Wrogie przejęcie” trzy razy i muszę przyznać, że nie udało mi się wyłowić żadnego ukrytego sensu, żadnej głębokiej myśli ukrytej pod fasadą matriksopodobnego dzieła. Błędy, słabości, brak logiki i spójności z poprzednimi albumami można by wyciągać jeszcze długo. Najsmutniejsze jest to, że ta bardzo nieudana czwarta część wpływa na odbiór tych wcześniejszych.
Tytuł: Wrogie przejęcie ISBN: 978-83-7648-947-6 Format: 48s. 215×290mm Cena: 21,90 Data wydania: 27 października 2011 Ekstrakt: 30% |