powrót; do indeksunastwpna strona

nr 3 (CXV)
kwiecień 2012

Wróg publiczny, cz. 1
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Ojciec zmierzył go zdziwionym spojrzeniem. Chłopak miał co prawda tylko dziewiętnaście lat, ale nie należał do tchórzy i zdawał się raczej rosnąć na awanturnika. Na przykład lubił ostatnio kręcić się po takich knajpach, do których nawet miejska policja wolała nie zaglądać. Fakt, że przed nieprzyjemnościami ze strony łowców nagród chroniły go głównie nazwisko i legenda ojca.
– O co chodzi? Co się stało?
– Piroman?! – prawie jęknął młody, odgarniając z twarzy długie, ciemnobrązowe włosy. – W magazynach, tu, niedaleko?… Przed chwilą przez komunikator zgłaszałem pożar, nikt mi nie powiedział, że…
– Magazyny też się palą?!
– Nie, jeden magazyn, ale to nieduży pożar, zaraz zgaszą. Myślałem, że chciała zniszczyć komuś towar. To była… piromanka? – Chłopak zamiast się uspokoić, zrobił się jeszcze bardziej zielony i aż usiadł na jedynym wolnym krześle.
Jasnowłosa, sporo od niego starsza najemniczka w czarnym płaszczu, która zaczepiła go kilka godzin temu przy barze w pewnej podłej mordowni niedaleko portu. Nie pozwoliła zapłacić za pokój i szczerze mówiąc, potraktowała dość instrumentalnie, ale cóż, chcącemu nie dzieje się krzywda. Miała zielone oczy i gibkie, wysportowane ciało, więc nawet nie przeszkadzały mu paskudne blizny na jej ramionach.
Wyglądające jak blizny od ognia.
Młodemu Lowellowi zrobiło się odrobinę niedobrze.
– Piromanka?! Kobieta?! Jakiej rasy, skąd wiesz? – zawołał jego ojciec. – Pali się centrum „Mgławica gier”, setki ludzi były uwięzione w środku. Całkowita blokada portu, nikt stąd nie odleci bez mojej zgody. Ściągnąłem do pomocy wojsko. A gdzie ty się podziewałeś cały ten czas?! Widziałeś ją?
Chłopak zdążył się wziąć w garść, pod spojrzeniami podwładnych komendanta.
– Podpaliła magazyn, zobaczyłem to z daleka. Znam ją z widzenia. Barman powiedział mi, że nazywa się Windu.
– Windu! – Ridd Lowell i szef ochrony portu skrzyżowali spojrzenia. – Piroman z Sullust to Windu?!
– Była tu u nas w mieście już dwa razy – wyjaśnił synowi komendant. – Formalnie nie mamy jej nic do zarzucenia, ale mówi się, że zarabia wykonywaniem mafijnych wyroków. Kazałem za nią wysłać ogon, tylko że zaraz wszystkich zgubiła. A teraz… Jasna cholera, myślisz, że to ona jest piromanem z Sullust?
O tym psychopatycznym mordercy wiadomo było tylko, że mieszka najprawdopodobniej na Sullust i z rzadka udaje się na wakacje w jakieś typowo turystyczne miejsce, na przykład na Rodię, by pozostawić tam upiorne dowody swojej obecności. A tym razem przeszedł sam siebie…
– Widziałem tylko, jak podpalała magazyn, nie centrum – szepnął chłopak bardzo cicho.
W tym momencie inny z członków sztabu kryzysowego zawołał komendanta do panelu komunikacji.
– W jednym z kasyn miał miejsce dziwny wypadek. Jakiś facet skoczył oknem na sam widok kobiety, która nosi czarny płaszcz i przedstawiła się ochroniarzowi jako Windu.
– Dawaj mi tego ochroniarza na prywatną linię!
Komendant krążył po gabinecie, słuchając zeznań wartownika i zadając mu od czasu do czasu precyzujące pytania. Potem rozłączył rozmowę i ściągnął na boczny projektor hologram z monitoringu przedstawiający Windu, jak przechodzi przez bramkę odprawy celnej. Przyglądał się przez chwilę niewyraźnemu obrazowi. Rano rzucił na niego okiem, ale nieuważnie – co mu po hologramie twarzy zasłoniętej kapturem.
Powiódł wzrokiem po swoich współpracownikach, zastanawiając się, co powinien powiedzieć.
Ridd Lowell w czasie wojny służył w wywiadzie Sojuszu. Teraz nie bez powodu został obsadzony na kluczowym stanowisku – w wielkim, bardzo uczęszczanym porcie. Pełnił nadal swoje nieoficjalne funkcje.
Incydent w kasynie, rysopis podawany przez wszystkich świadków i film z monitoringu – niby zupełnie niewystarczający do identyfikacji osoby, ale tak pasujący do tego, co Ridd sam kiedyś widział na własne oczy. No i to centrum rozrywkowe, chociaż ono właściwie najmniej do tego wszystkiego pasowało…
– Ściągnijcie mi tu wojsko, z działkiem fotonowym – powiedział, ważąc słowa. – Zlikwidujcie ją, kiedy będzie przechodzić przez odprawę celną do statku. Za wszelką cenę, każdym kosztem, choćbyście mieli rozwalić budynek do fundamentów.
– Szefie?… – dowódca ochrony starał uczynić swój protest możliwie łatwostrawnym dla apodyktycznego przełożonego. – Zna pan portret psychologiczny piromana… To jest mężczyzna, prawie na pewno.
– Może być zmiennokształtny – wzruszył ramionami Lowell, myśląc chyba o czym innym.
– No racja – zreflektował się oficer. – Ale to nie jest typ, na którego trzeba wojska i działek fotonowych! Poradzimy sobie sami, zwłaszcza, jeżeli nie trzeba jej aresztować, a można zabić na miejscu.
– Ściągnij wojsko – powtórzył dobitnie komendant. – A ty chodź na chwilę – skinął na syna i wyszli obaj na korytarz.
Kiedy znaleźli się już odpowiednio daleko od drzwi gabinetu, Ridd powiedział cicho:
– Windu nie jest piromanką z Sullust.
– Nie jest zmiennokształtna! – zawołał chłopak z taką nadzieją i ulgą, że aż zwróciło to uwagę ojca.
Ten potwierdził skinieniem głowy i dodał ponuro:
– Bo mam praktycznie pewność… – urwał.
Nie powinien rozmawiać o tym z nikim ze swoich podwładnych, a tym bardziej z synem. Ale starał się kształcić chłopaka na swojego następcę i obiecał sobie, że zawsze będzie wobec niego szczery.
– Wierz mi – podjął – swoje w życiu widziałem i teraz podejmuję decyzję z całą odpowiedzialnością, zaraz wyślę szyfrowany komunikat na Coruscant… Jestem pewien, że Windu to Darth Beyre.
Kolaż: <a href='mailto:charande@o2.pl'>Agnieszka ‘Ignite’ Hałas</a>
Kolaż: Agnieszka ‘Ignite’ Hałas
– Beyre… Czyli ta… – syn komendanta nagle zaczął się jąkać.
– Ta lady Sith, która niby zginęła w bitwie nad Ord Mantell. Ej, młody, co ty?… Ty mi tu, do jasnej cholery, nie zamierzasz chyba zemdleć?!
Ostre, ojcowskie szturchnięcie w ucho podziałało skuteczniej niż najlepsze sole trzeźwiące, ale morale młodego Lowella przedstawiało się absolutnie żałośnie.
• • •
Beyre biegła przez dżunglę, mokrą po tropikalnym ciepłym deszczu. Przedzierała się przez gąszcz, a gałęzie szarpały jej płaszcz. W całkowitym mroku prowadziła ją Moc, Ciemna Strona, spotęgowana strachem i stoczoną niedawno walką.
Lady Sith podniosła do ust bransoletę komunikatora i wydała polecenie, zachrypniętym, zdyszanym głosem, z trudem łapiąc oddech między kolejnymi słowami procedury i zatwierdzających ją haseł. Komputer pokładowy statku, z którym się połączyła, przeanalizował tembr głosu, zidentyfikował właścicielkę i wykonał polecenie.
Ciemne niebo nad lądowiskiem rozjarzył na moment upiorny blask samoniszczącego wybuchu. Statek zarejestrowany na Windu stanął w płomieniach.
Chaos wokół zniszczonego granatami i strzałami z działka budynku odprawy celnej osiągnął apogeum. Do wojskowych latających sanitarek ładowano żołnierzy, którzy podczas strzelaniny zostali najciężej ranni. Teraz ktoś próbował gasić dopalający się wrak statku, ale brakowało odpowiedniego sprzętu, odesłanego wcześniej do miasta.
W „Mgławicy gier” trwał armageddon wywołany przez anonimowego, ukrytego w tłumie, sullusjańskiego psychopatę. A przez dżunglę szła wielka, organizowana w rozpaczliwym pośpiechu wojskowa obława.
• • •
– Statek więzienny nie może stać w porcie dłużej niż dobę – stwierdził stanowczo Ridd Lowell. – Już dwa razy mieliśmy przypadki zbrojnego odbijania skazańców. Ruch nad planetą został zamknięty, ale to jest wyjątek. Przekażcie im, żeby przygotowywali się do startu.
– Tak jest. – Młody porucznik federalnej armii trzasnął obcasami i wyszedł z gabinetu.
Komendant stał przy oknie i w bladym świetle mglistego, równikowego świtu patrzył na zrujnowany budynek odpraw oraz zwęglone szczątki na lądowisku. Z dreszczem zgrozy wspomniał nocną walkę. Nie zdawał sobie sprawy, jak może wyglądać starcie z Sithem. Kiedy wydawał tamte rozkazy, myślał, że przesadza z liczebnością i uzbrojeniem oddziału.
Obejrzał się na sztabowy holoprojektor, pokazujący teraz pozycje oddziałów pościgowych w dżungli. Lowell uczył się na własnych błędach i rzucił do obławy prawie wszystkie siły, którymi dysponował.
Ale był prawie pewien, że coś poszło nie tak, bardzo nie tak. Skoro nadal szukają, to znaczy, że im uciekła. Przeniknęła przez zbyt duże oczka sieci i mogła być w tej chwili po prostu wszędzie.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

17
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.