powrót; do indeksunastwpna strona

nr 3 (CXV)
kwiecień 2012

Gaga u Bilala
Gary Ross ‹Igrzyska śmierci›
Jakie potrafią być ekranizacje czegokolwiek – każdy wie. Obok rzeczy, które mogą pretendować do miana (arcy)dzieł („Władca Pierścieni”, „300”, „Harry Potter” czy „Watchmen: Strażnicy”), pojawiają się też filmy i seriale, które wywołują u części z widzów głębokie zakłopotanie („Immortal: Kobieta Pułapka”, „Doom”, „Umineko no naku koro ni”) albo poczucie zażenowania („Dragon Ball”, „Zmierzch”, „Dunegons & Dragons”). Co ciekawsze, czasem bardzo dobrze jest nie wiedzieć, że film, na który się idzie, jest ekranizacją – jak w moim przypadku, kiedy zmierzałem do kina na „Igrzyska śmierci”. I, nie ukrywam, mimo kilku mankamentów, świetnie się bawiłem.
ZawartoB;k ekstraktu: 90%
‹Igrzyska śmierci›
‹Igrzyska śmierci›
Jestem jakimś niedoinformowanym człowiekiem – machina medialna ruszyła, wszyscy trąbili o tym filmie od jakiegoś czasu, a ja – nie licząc trailera obejrzanego przy okazji seansu „Kobiety w czerni” oraz reklam w telewizji – w ogóle nie wiedziałem, z czym to się je. Zresztą: moje nastawienie nie było szczególnie pozytywne, bo obawiałem się nudnej papki, pełnej fajerwerków graficznych i taniego sentymentalizmu. A tu… bęc, papki nie ma, fajerwerki są, a sentymentalizmu prawie brak. Nie wiem, na ile to zasługa dobrego scenarzysty, a na ile autorki pierwowzoru, bo książki, mea culpa, nie czytałem. Film jednak skłonił mnie do nadrobienia tej zaległości. Dlaczego?
Na dzień dobry: fabułą. Wbrew pozorom, jest ona bardzo mocnym atutem „Igrzysk”. Widz obserwuje świat po wycieńczającej wojnie, która zdewastowała kraj Panemu, podzielony obecnie na 12 dysktryktów ze stolicą w centrum. Od tego czasu co roku organizowane są Igrzyska Śmierci (czy też raczej: Głodowe Igrzyska, bo nawet tłumacz był niekonsekwentny), w którym każdy dystrykt poprzez losowanie wybiera dwójkę przedstawicieli: chłopca i dziewczynkę, oboje w wieku 12-18 lat. I tu pierwsze pozytywne zaskoczenie: główna bohaterka zgłasza się na ochotnika, gdyż wylosowano jej młodszą siostrę. Nie ma tu więc kliszy: „nie jest dobrze, wręcz mam przerąbane”, ale raczej: „muszę podjąć rozsądną decyzję”. Katniss, gdyby nie zubożenie każdego dystryktu, prawdopodobnie wygryzłaby Larę Croft na dzień dobry: świetnie strzela z łuku, ma zadatki na rebeliantkę (wychodzi samopas do lasu poza granice rodzinnego 12 Dystryktu) i jest żywicielką rodziny. W połowie osieroconej, bo ojciec zginął podczas wybuchu w kopalni. Drugą osobą wylosowaną jest Peeta – i w scenie wyboru Peety twórcy świetnie oddali atmosferę terroru. Ludzie usuwają się mu z drogi, zapada milczenie, a sam chłopak jest praktycznie wypchnięty na środek milczącym: „baranek musi iść na rzeź”. Ta dwójka, wraz z dwudziestoma dwoma innymi osobami, będzie gwiazdami reality show, którego celem jest przeżycie. Również poprzez wyrżnięcie reszty konkurencji. Tylko jeden wygra…
Fabuła? Całkiem udana, zresztą dużym plusem jest brak oczywistości. Nie ma tu taniego uczucia w stylu „jesteśmy skazani na siebie, więc się pokochamy, bo i tak zaraz umrzemy”, a nawet wręcz przeciwnie – to Peeta się zakochuje w Katniss, ku jej zniesmaczeniu. Zwłaszcza, że ta dwójka tylko na pozór się nie zna i, choć jedno ma do zawdzięczenia wiele drugiemu, to wcale nie wymusza to ciepłych relacji między nimi. Drugim zaskoczeniem jest relacja Gale-Katniss. Przyjaciel głównej bohaterki pojawia się zgoła rzadko i nikt nie powiedział, że są parą. Katniss w związku z tym – i tu moje pozytywne zaskoczenie – wcale nie czuje się zobowiązana do wierności koledze. Alleluja. Naprawdę – nie ma przez to patologicznego trójkąta a la „Zmierzch”.
Relacje między postaciami i rozwój wydarzeń to jedno. Drugim elementem, który doprowadził mnie do zachwytu, jest kreacja świata. Na początku mamy przesycenie monotonną kolorystyką, która od razu skojarzyła mi się z „Trylogią Nikopola” oraz „Tetralogią Potwora” Enkiego Bilala. Kiedy na ekranie pojawia się wypacykowana, niemiłosiernie fioletowa i upudrowana ponad granice przyzwoitości, przechadzająca się po osadzie górniczej Effie Trinket, do zanteresowania dołączył szok. A kiedy zobaczyłem gromadę mieszkańców stolicy Panemu… Cóż, stąd tytuł recenzji. Kreacje są jak z Bilala, jednak nasycone śmiałością i kolorystyką jak u Lady Gagi. W gruncie rzeczy, do tej pory zastanawiam się, dlaczego Effie nie była grana właśnie przez nią. Dekadencja stolicy została oddana wręcz doskonale i chwała tym, którzy wiedzieli, że czasem brak umiaru jest najlepszym rozwiązaniem. Ekran kipi od kontrastowych barw, śmiałych pomysłów (broda Seneki choćby) i rozmachu. To, co w „Złotym Kompasie” było zaślepką dla pewnych niedoróbek, tu wywołuje wręcz orgazmiczne krzyki „jeszcze!”. Późniejsze pomysły na pokazywanie retrospekcji z poprzednich, siedemdziesiątych trzecich igrzysk oraz perfidne granie pomysłem „deus ex machina” (tu uzasadnionym i dopieszczonym od początku do końca) znów przywołuje wizje sztuki w przyszłości w wykonaniu Enki Bilala, zwłaszcza z naciskiem na chore poczucie humoru Warhole’a (jeśli ktoś czytał „Tetralogię Potwora” i pamięta performance z zarazą, to wie, o co mi chodzi).
Drugim detalem, zawdzięczanym już autorce książkowego pierwowzoru, jest umiejętna gra z imionami. Pomijam już językoznawczo-fonetyczne dowcipy (takie jak „Peeta” brzmiące niczym aluzja do brytyjskiej wymowy „Peter”) – imiona nadane bohaterom z kapitolu świetnie współgrają, bądź kontrastują z charakterem postaci. Seneca to karierowicz z rewelacyjnym gustem, jeśli chodzi o zabijanie, podporządkowany władcy; Coriolanus jest starym cynicznym prezydentem-zamordystą, a Caesar, wyglądający niczym Alexander Veljanov z „Deine Lakaien”, to wytrawny showman i konferansjer, zjednujący sobie zmanierowanych mieszkańców kapitolu.
Nazwy nazwami, ale gra aktorska też robi swoje – dobór aktorów nie budzi u mnie zastrzeżeń i jest naprawdę wyrównany. Na oklaski zasługuje jednak grająca Effie Trinket Elizabeth Banks, której udało się stworzyć lalkę uwięzioną przez system i bezgranicznie weń wierzącą oraz Stanley Tucci, który grając Caesara odwalił kawał dobrej roboty. Trzecie miejsce na podium zyskuje, bezsprzecznie, Woody Harrelson grający poprzedniego zwycięzcę Igrzysk z Dystryktu 12, Haymitcha, mentora tandemu Katniss-Peeta. Portret alkoholika, który prawie zatracił nadzieję na zmiany, wyszedł mu bardzo dobrze. Inni aktorzy po prostu świetnie robią, co do nich należy, choć niektóre nazwiska mnie zaskoczyły – pomijam już Tucciego (nieodparte skojarzenie z Veljanovem, przez które do pewnego momentu naprawdę wydawało mi się, że to chorwacki piosenkarz go gra), ale do którejś z kolei sceny miałem dziwne przeświadczenie, że Senekę gra nie Wes Bentley, ale… Ashton Kutcher. To jednak nie są zarzuty, ale spostrzeżenia.
Zarzuty zresztą są ciężkie do znalezienia: bo czy zarzutem może być wyczuwanie podobieństwa najpierw do „Battle Royale”, które jednak opisywało walkę dzieci z systemem i było przede wszystkim rzezią (gdy w „Igrzyskach” punkt ciężkości położony jest na relacje i próby uniknięcia zezwierzęcenia w imię wątpliwej rozrywki), a potem do „Władcy Much”? Bynajmniej. Minus jest za dość niezręczne balansowanie relacją Gale-Katniss, przy której to twórcy perfidnie nie mówią: „to jest para”, ale sugerują. Zresztą: po co się czepiać? „Igrzyska” świetnie się ogląda, nie są łopatologiczne, nie żerują na tanich emocjach, sprawiają, że widz faktycznie kibicuje głównej parze, dawkują dobrze adrenalinę i, uwaga, uwaga – nie męczą. Pozostaje mieć nadzieję, że kolejne części serii utrzymają ten poziom.
A to już wystarczy w zupełności na 90%. Chapeaux bas, mesdames et messieurs. I marsz do kina. Jest na co.



Tytuł: Igrzyska śmierci
Tytuł oryginalny: The Hunger Games
Reżyseria: Gary Ross
Zdjęcia: Tom Stern
Scenariusz (film): Suzanne Collins, Gary Ross
Rok produkcji: 2012
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: Forum Film
Data premiery: 23 marca 2012
Gatunek: dramat, SF, thriller
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w: Kulturowskazie
Ekstrakt: 90%
powrót; do indeksunastwpna strona

96
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.