Co się stanie, gdy ceniony autor SF weźmie się za fantasy? Zależy, czy ma celu wykonanie roboty według wzorca, czy chce zrobić z wzorcem coś własnego. Richard Morgan w „Stal nie przemija” próbuje tego drugiego podejścia. I częściowo mu się udaje.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Ringil Eskiath, licencjonowany rycerz, szermierz i weteran wojen z Jaszczurczym Ludem, przepija swoją chwałę w karczmie w Szubienicznej Wodzie, podrywając miejscowych chłopców i okazjonalnie ubijając jakiegoś trupodręcza czy innego szkodnika. Kiedy jednak odwiedza go mamusia, prosząc o pomoc w odnalezieniu zaginionej, zapewne porwanej kuzynki, Ringil z oporami zgadza się na powrót w rodzinne strony. Prawdopodobnie nie uczyniłby tego, gdyby nie koszmarny kac po Dniu Padrowa. Śledztwo doprowadza go nieoczekiwanie do mitycznych Aldrainów – pięknych i okrutnych demonów z innego świata. A potem wszystko się dokumentnie partoli. Przy czym „partoli” to tylko kulawy odpowiednik słowa o podobnym brzmieniu, padającego w „Stal nie przemija” dość często. Opis bohatera brzmi nieco wiedźmińsko? No i słusznie. Pierwszy rozdział, wprowadzający postać Ringila (cynicznego odmieńca z mieczem na plecach), bardzo przypomina debiutanckie opowiadanie Sapkowskiego. Jednak Morgan ma inny pomysł na protagonistę – przede wszystkim podkreśla jego seksualność, ściśle rzecz biorąc – homoseksualność. Czy autor chciał epatować, szokować takim ujęciem? Trochę na to za późno, to wszak powieść z 2008 r., orientacja seksualna bohatera nie powinna budzić większych emocji. Może dlatego podkreślanie jej przez Morgana na każdym możliwym kroku w pewnym momencie staje się nużące – ile razy można czytać „pedał, pedał, pedał”. W końcu w przypadku innych postaci, nawet lesbijskiej towarzyszki Ringila i jurnego barbarzyńcy ze stepów, wystarcza jednokrotne określenie ich płciowych preferencji. Morgan seksualność uczynił dominującą cechą pierwszoplanowych postaci, które pieprzą się, są gwałcone, fantazjują, a nawet posługują się seksem w kontaktach z istotami z wyższych wymiarów, roboczo nazywanymi bogami czy demonami. Jak to uroczo ujmuje Ringil w odpowiedzi na pytanie, dlaczego taka istota mu zawierzyła: „Och, to dość proste. Ruchałem go. W dupę i w usta. Bardzo często”. Przywołanie tego akurat cytatu jest o tyle zasadne, że jest dobrym przykładem języka stosowanego w powieści. Wulgaryzmy padają tu z częstotliwością zdecydowanie większą niż w większości książek w konwencji fantasy, co w połączeniu z obrazowymi opisami rzezi i seksu daje kategorię zdecydowanie 18+. Poza tymi motywami „Stal nie przemija” to jednak standardowa pozycja fantasy. Jest mapka, jest Imperium, jest barbarzyńca, są trudno wymawialne imiona, są przepowiednie i miecze. Dużo mieczy. W tej konkurencji powieść Morgana broni się całkiem nieźle – świat jest umiejętnie pokazywany jako tło działań bohaterów, rozrzuconych po całym zróżnicowanym kontynencie, rasy nieludzkie nie są prostą kalką elfów czy orków, a perypetie bohaterów nie ujawniły jeszcze wszystkich ich tajemnic. Czy z tej całej historii wyniknie coś wyjątkowego? Przed Morganem cały świat do ukazania. Może mu się uda.
Tytuł: Stal nie przemija Tytuł oryginalny: The Steel Remains ISBN: 978-83-7418-233-1 Format: 400s. 115×175mm Cena: 34,90 Data wydania: 25 listopada 2011 Ekstrakt: 70% |