powrót; do indeksunastwpna strona

nr 3 (CXV)
kwiecień 2012

Rekord wszech czasów
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Kuba Ćwiek wykonał one man show „Kto się boi popkultury”. Na początek stwierdził, że ma szczęście, że w Polsce takich ludzi jak on „jeszcze ciągle nazywa się znawcami, a nie nerdami”. :-) Powiedział, że dzieło popkulturowe powinno być wielowarstwowe: osobnika prostego rozbawi gumowa kaczka na masce samochodu, a fan rozpozna, że to nawiązanie do filmu „Konwój”. Różne dzieła sztuki z czasem przenikają do popkultury, na przykład człowiek witruwiański Da Vinciego, który bywa powielany na koszulkach lub przedstawiany jako Darth Vader.

„Nawiązanie do tej sceny… jeżeli oglądaliście dalsze części „Indiany Jonesa”, jeżeli nie, to wyjdźcie.”

Kuba wyznał, że „Szklaną pułapkę” widział 142 razy.
Kuba: Kto nie widział „Szklanej pułapki”?
(cisza)
Kuba: Widziałem za was! Ale to ma znaczenie praktyczne: na przykład idziecie ciemną ulicą i drogę zachodzi wam paru dresiarzy. Najlepiej w takiej sytuacji udać wariata. Wtedy mówicie do nich: „Widziałem „Szklaną pułapkę” 142 razy!”

„Moja gitara ma na imię Safron, ale nie chciała tu przyjechać bez pokrowca”.

„Gitara rozstrojona nerwowo”.

Stroiciel gitary robi jakiś gest.
Kuba: A żebym ja wiedział, w jakiej tonacji będę śpiewał! Mojej własnej: c-Ćwiek.

Kuba (wykonuje parę akordów na pożyczonej gitarze): Uaau!… (przytomniejąc): Jak ktoś powie o tym Safron, to zabiję.

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Na koniec Kuba zaśpiewał własnoręcznie napisaną piosenkę, a publiczność miała wyłapywać w niej nawiązania do różnych filmów (np. „i jeszcze raz zagramy”).
Prelekcja o rekonstrukcjach słupowych domostw neolitycznych była dość ciekawa, ale trochę za bardzo specjalistyczna – nie wiem, czy naprawdę niezbędna nam jest informacja, że poprzeczna belka nazywała się ślemię. Zamiast tego wolałabym się więcej dowiedzieć o programie telewizyjnym, o którym prowadząca tylko napomknęła, a w którym grupa ochotników w wieku od dzieci do babci przez parę miesięcy żyła jak ludzie z epoki pierwszych osad.
Prelekcja „Jak wychować sobie podnóżka” ściągnęła takie tłumy, że ledwo można było wejść do sali. Prowadził ją chłopak w realistycznie zakrwawionym fartuchu rzeźniczym, pomiatając swoją asystentką w kocich uszkach i łapkach. Na początek kazał jej wejść na stół i na czworakach udawać podnóżek w sensie dosłownym. W sensie niedosłownym podnóżki podzielił na lizusów, niewolników oraz Igory (kto czytał Pratchetta albo chociaż oglądał „Frankensteina”, ten wie). Podnóżki są potrzebne każdemu złemu władcy albo szalonemu naukowcowi.

Prowadzący: Czy podnóżek jest człowiekiem?
Achika: Genetycznie tak…

Panel „Przygotowania przed końcem świata” prowadziła młoda dama zwracająca się do uczestników per pan(i) – czy naprawdę trzeba tak konsekwentnie1) mordować piękną fandomową tradycję zwracania się do siebie po imieniu? Tematem dyskusji były różne wizje zagłady ludzkości oraz sposób przetrwania inwazji zombiech (zamknąć się z zapasem wody i jedzenia i czekać, aż wyzdychają z głodu).
Ewa Białołęcka mimo awarii notebooka z notatkami dzielnie opowiedziała nam o różnych mutacjach: syrenomelia (dziecko rodzi się ze zrośniętymi nogami, czasem bez stóp), progeria, syjamskie bliźniaczki wyglądające jak dwugłowa dziewczynka, człowiek-drzewo z Indonezji, człowiek bez dolnej części tułowia. Niestety, musiałam wyjść dziesięć minut wcześniej, żeby zdążyć na swoją prelekcję w sąsiednim budynku.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Ludzi przyszło całkiem sporo; na początku trochę się zestresowałam, bo nie działał rzutnik, a bez slajdów z tekstami prelekcja nie miałaby sensu. Na szczęście kochany Boguś z SKF poszedł po gżdacza i po jakimś kwadransie mogłam wreszcie wyświetlać slajdy. Prelekcja polegała na tym, że pokazywałam fragmenty fikcyjnych (w większości) tekstów pisanych marnym stylem (z powtórzeniami, z monotonnym czasownikami, zbyt oficjalnie, zbyt szkolnie) i wespół z publicznością zastanawiałam się, co z nimi jest nie tak i jak to poprawić. Były też przykłady pozytywne – poprawione wersje tekstów lub cytaty ze znanych pisarzy.
Niedziela
Z soboty na niedzielę była zmiana czasu i konieczność wcześniejszego wstania sprawiła, że zdążyłam dopiero na drugą połowę warsztatów literackich z Ianem MacDonaldem. Spodziewałam się tłumów, ale zapewne wczesna pora plus konieczność znajomości angielskiego (prelekcja nie była tłumaczona) ograniczyła liczebność publiczności. Pisarz na przykładzie „Szczęk” i innych filmów, na przykład IV epizodu „Gwiezdnych wojen”, analizował punkty zwrotne w fabule oraz kreację bohatera.
Zamiast prelekcji Pilipiuka odbyło się spotkanie z przedstawicielkami dwóch popularnych w pewnych kręgach analizatorni, czyli blogów, których autorki pastwią się nad nędzną gramatyką i kulawymi realiami tak zwanych opek – opowiadań umieszczanych w internecie przez początkujących autorów. Prowadzące pytały o to, skąd pomysł na analizowanie, gdzie analizatorki znajdują opka, jakie szokujące fragmenty najbardziej pamiętają.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Najciekawsza była prelekcja „Prawda życia a prawda książkowa”. Michał Sołtysiak opowiadał o różnych aspektach życia w średniowieczu (i nie tylko): podróżowanie, zdrowie, wojny, religia, rozrywki itp. Pokazywał obrazy Breughla i podobne jako ilustracje. Stwierdził, że w książkach fantasy są religie, ale nie ma świętych. Dowiedzieliśmy się między innymi, że święta Katarzyna w wieku sześciu lat zakładała kółka biczowników dla dzieci, zaś Thor Heyerdahl zbudował w ciągu dwóch tygodni niewielki stateczek z wiązek papirusu i dopłynął nim na Barbados, aby udowodnić, że starożytni Egipcjanie mieli szanse odkryć Amerykę.

„Czekanie na śmierć było podstawowym hobby zamiast telewizji”.

„Łódź z Nydam jest artefaktem, dzięki któremu Niemcy wpadli na świetny pomysł, że to oni są protoplastusiami Wikingów”.

W książkach fantasy nie ma odpowiednika Hanzy, co prelegent uznał za nieżyciowe. Hanza kontrolowała życie swoich kupców, mieli wyznaczone kościoły do chodzenia, a nawet spis imion, które mogli nadawać dzieciom. Michał opowiadał też o średniej długości życia – w przeciwieństwie do wielu innych osób wreszcie nie powielał tych popularnych bzdur, że umierało się zaraz po trzydziestce.

„W Danii w skansenach są odtworzone średniowieczne krowy mięsne. To jest taki większy york”.

Pokazuje zdjęcie ciężko opancerzonego uczestnika festiwalu gockiego: „To jest turbowiking”.

Pyrkon’12 oceniam jako udany. Z mojego punktu widzenia nie było żadnych większych niedociągnięć organizacyjnych, brakujące punkty programu na bieżąco uzupełniano zastępczymi, a liczba wystaw i sklepików mogła zaspokoić najwybredniejsze gusta. Dodatkowo organizatorzy zadbali o posiłek również dla ciała, zapewniając dwa stoiska piekarnicze oraz punkt sprzedaży pizzy konwentowej.
Wracając do pytania zadanego na początku: a co ma z tym wszystkim wspólnego Sherlock Holmes? Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, ale był na jego temat konkurs.
1) Pamiętam tę prowadzącą z któregoś z poprzednich konwentów, a w programie ma nawet ksywkę, więc teoretycznie powinna fandomowy savoir-vivre znać…



Organizator: Druga Era
Cykl: Pyrkon
Miejsce: Poznań
Od: 23 marca 2012
Do: 25 marca 2012
WWW: Strona
powrót; do indeksunastwpna strona

187
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.