powrót; do indeksunastwpna strona

nr 3 (CXV)
kwiecień 2012

Wróg publiczny, cz. 1
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– Spokojnie. To tylko po to, żebyś się znów na mnie nie rzucił.
– Ja się na ciebie rzuciłem?!
– Tak. Pamiętasz, co się wcześniej stało?
Boba odpowiedział, jakby słowa go parzyły:
– Robal wylazł do ładowni i mnie użądlił. Potem to tak dość mgliście, coś mi się tylko majaczy – zawahał się. – Chyba, no, dzięki.
– Pomysł kupienia surowicy może i był dobry, ale w życiu sam byś do tej kabiny medycznej nie dotarł.
Skrzywił się, ale co mógł powiedzieć. Odpięła mu kajdanki.
– Spróbuj usiąść.
– A co tu próbować? Ożeż… – opadł z powrotem na łóżko, mamrocząc coś pod nosem.
– Tego się obawiałam. Pilotować i tak nie dasz rady, ale musisz rozmawiać z kontrolą lotów, w końcu mnie tu oficjalnie nie ma. Robot! Daj mu afaksadrynę, standardowa dawka, jaką tam dla niego wyliczysz.
– Nie! – zaprotestował automat ku jej ogromnemu zaskoczeniu. – Nie wiem, jakie są interakcje z jadem i surowicą, poza tym nie podam afaksadryny pacjentowi, który i tak ma zaburzenia rytmu serca.
Ewidentnie poszło mu w zdolności werbalne zamiast w merytoryczne, pomyślała Beyre, a robot kontynuował:
– Za duże ryzyko ataku!
– Ale to nie jest mój problem – powiedziała Beyre powoli, a potem widząc, że maszyna nie ma zamiaru przyjmować od niej żadnych poleceń, zwróciła się do łowcy. – Fett, to twój robot, wpłyń na niego albo sam zrób sobie zastrzyk.
Boba był coraz bardziej wściekły, najwyraźniej na siebie. Nic dziwnego.
– Daj mi tę afaksadrynę.
– Nie! – oświadczyła zbuntowana maszyna.
– Fett, co to w ogóle jest, z tym się kompletnie nie można dogadać, byłam o krok od pocięcia go mieczem na kawałki i sprzedania Jawom na złom – Beyre nie mogła jeszcze dojść do siebie po konwersacji z narowistym sprzętem medycznym. – Dobrze, spróbujmy inaczej. Robot, daj mu minimalną dawkę. Postaw go na nogi na trzy godziny, dłużej go nie potrzebuję.
Automat długo coś rozważał i w końcu zaczął szukać odpowiedniej ampułki.
Beyre nie zauważyła, jakie wrażenie wywarły jej słowa na pacjencie.
Rozdział 2
„Slave”
Boba Fett odczekał aż narkotyk zadziała i wstał z łóżka. Schylił się po broń, czując na sobie spojrzenie Darth Beyre. Nie miał zamiaru dostarczyć jej kolejnych atrakcji i znów zemdleć, więc wyprostował się dwa razy wolniej niż było trzeba.
– Jeżeli pozwolisz, pójdę się przebrać – wskazał na rozciętą nogawkę.
Wyglądało na to, że Beyre ocenia, na ile może go już zostawić samego. Poczuł się wyjątkowo głupio.
– Oczywiście – powiedziała w końcu i wyszła na korytarz.
Poszedł za nią. Afaksa krążyła w jego żyłach, myślał aż za jasno i poruszał się całkiem sprawnie, ale czuł jeszcze nieprzyjemne pozostałości tamtego. W ustach miał metaliczny posmak, na skórze zjeżone włoski i niepokojąco wąskie pole widzenia. Dokładnie o czymś takim, na szczęście ponoć przejściowym, czytał, kiedy kupił robala i wiedziony niezbyt zdrową ciekawością wyszukał sobie wszystkie informacje na temat ewentualnego użądlenia.
Zamiast się dokształcać, trzeba było lepiej skrzynkę zabezpieczyć. Albo w ogóle nie wozić na statku kouhuna, jak się nie dorosło. Miotacz to broń może mało efektowna, ale ryzyko, że strzelisz sobie w nogę jest jednak minimalne.
Skrzywił się, korzystając z tego, że Beyre odwróciła się i poszła w stronę sterowni. Dopiero w tym momencie dotarło do niego w pełni, co się stało. Aż nogi się pod nim ugięły.
Było blisko.
Najchętniej po prostu usiadłby tam, gdzie stał, ale zmobilizował się. Beyre czekała przy grodziach i odprowadzała go pełnym politowania wzrokiem. Wszedł do swojej kajuty.
I wtedy w ułamku sekundy zapomniał o wiju, jadzie i swoim wąskim polu widzenia.
Notes.
Leżał tuż przy brzegu szafki, od strony koi. W tym miejscu Boba zawsze kładł przed snem komunikator, a notes przesuwał głębiej, żeby nie zwalić go na podłogę, kiedy półprzytomny będzie sprawdzał godzinę.
Była tu! Przetrzepała mi kajutę!
Czuł napływającą zimną furię. Rozejrzał się. Poza położeniem notesu nic się nie zmieniło, ale nie miał najmniejszych wątpliwości: Beyre na pewno wszystko sobie dokładnie obejrzała. Złapał się na tym, że przegląda strategiczne punkty pomieszczenia, w których mogła podrzucić pluskwy. Bzdura kompletna. Co, niby będzie słuchała, jak on chrapie?
Zagryzł z wściekłości zęby i sięgnął do szafy po spodnie.
Tu też zaglądałaś? I co, podobały ci się moje ciuchy? Wzięłaś sobie coś na pamiątkę? Chcesz spać w mojej koszuli – żaden problem, maleńka.
Przebrał się, zniszczone ubranie złożył w kostkę i zaniósł do łazienki. Pewnie i tak nadaje się tylko do wyrzucenia, ale nie miał teraz do tego głowy. Zgarnął notes i wyszedł na korytarz. Ruszył do sterowni, uderzając urządzeniem o udo.
Powoli wracał mu rozsądek. Wziął na pokład Sitha, a oni potrafią różne rzeczy. Na przykład przeżyć bitwę nad Ord Mantell, w czasie której jakoby miała zginąć w eksplozji okrętu flagowego. Teraz trzeba zachować spokój i nie działać nerwowo.
Wszedł do sterowni i znowu szlag go trafił. Tego oczywiście należało się spodziewać. Beyre siedziała w fotelu pierwszego pilota i przygotowywała parametry skoku. Zaklął pod nosem.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
– Fett, ja mówię po huttyjsku – rzuciła, nie odwracając się.
Nie przechowywał rzeczy, które mogłyby go skompromitować, ani materialnych, ani wirtualnych. Tutaj chodziło o zasadę. Ale zanim zdążył się odezwać, Beyre powiedziała:
– Latałeś niedawno z Coruscant na Tatooine, dobrze, że nie wykasowałeś ustawień, mam prawie gotowy skok. Już kończę.
Wziął głęboki oddech i podszedł do niej.
– Pani, tu jest zgranych kilkanaście książek. – Wyciągnął w jej stronę notes. – Jeżeli chcesz poczytać, proszę bardzo, chętnie pożyczę. Jak ci się żadna nie spodoba, wystarczy, że poprosisz, przegram ci inne z mojego – podkreślił – komputera. Za pomoc przy ustalaniu skoku też bardzo ci dziękuję, już sobie poradzę.
– Ależ nie rób sobie kłopotu – jej głos brzmiał jak ucieleśnienie grzeczności. – W końcu cię wynajęłam razem ze statkiem, prawda?
Razem ze statkiem! To może w ogóle weźmiesz sobie moją szczoteczkę do zębów, co się będziesz ograniczać?
Miał ochotę cisnąć notesem o podłogę, ale tego nie zrobił. Widział kiedyś, jak Beyre zrzuciła jednego ze swoich podwładnych ze schodów, nie dotykając go nawet palcem. Oficer skręcił kark. Boba nie był pewien, czy taki był jej zamiar, czy też raczej wyszło tak przypadkiem, ale pamiętał przyczynę ataku.
Ten chłopak miał sprawować tymczasowe zastępstwo za adiutanta Beyre, kapitana Pietta. O tym, że Piett został ciężko ranny w zamachu na Chandrilli, mówiło się wtedy dużo, więc nawet łowca nagród znał sprawę. Młody oficer bał się tak, że aż ręce mu się trzęsły. Wszyscy obecni na odprawie widzieli, że coraz bardziej działa Beyre na nerwy, aż w końcu nie zdążył uskoczyć w porę, kiedy ona, jak zwykle błyskawicznie, odwróciła się na pięcie i chciała odejść.
Odepchnęła go wtedy, na ten swój sithowski sposób, a on poleciał ze schodów, z wiadomym skutkiem.
Boba zaklął znowu, tym razem w myślach, i usiadł w fotelu drugiego pilota. Skupił się na zadaniu.
Sytuacja nie wyglądała dobrze, poprawa po afaksadrynie była złudna. Wcale nie był pewien, czy da radę bezpiecznie wystartować, zwłaszcza problemy ze wzrokiem go niepokoiły.
– Fett, nawet nie próbuj.
Przerwał przygotowywania i spojrzał na nią pytająco.
– Powiedziałam wyraźnie: to ja będę pilotować. Ty masz tylko rozmawiać z kontrolą lotów.
Świetnie, po prostu świetnie. Trzeba było myśleć wcześniej! Sam tego chciałeś.
Cofnął ręce z przycisków i postanowił od tej pory już się niczym nie przejmować. Szczerze mówiąc, jeżeli ma właśnie po raz pierwszy w dorosłym życiu lecieć tym statkiem jako pasażer, to było mu już wszystko jedno. Po namyśle stwierdził, że właściwie chętniej pożyczyłby jej szczoteczkę do zębów.
• • •
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

22
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.