powrót; do indeksunastwpna strona

nr 3 (CXV)
kwiecień 2012

Przy herbacie: Jak pisać nie o seksie
Wbrew pozorom nie będzie to kolejny poradnik ani antyporadnik. Niniejszym otwieramy nowy cykl: Achika poleca. Konkretnie, poleca fanfiki. Jeżeli kogoś nie przeraża Holmes z telefonem komórkowym, zapraszamy do lektury.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Komcionauci pod poprzednim felietonem wyrazili zapotrzebowanie społeczne na recenzje dobrych fanfików zamiast wykpiwania tych złych. No i proszę – jak na zamówienie trafiłam w sieci na dwie nowelki autorki znanej jako Toroj, będące hołdem złożonym serialowi „Sherlock”. Akcja filmu toczy się w naszej współczesności, co dla bardziej hardkorowych holmesofilów może być szokiem, natomiast ja potraktowałam ten pomysł jako ciekawe urozmaicenie. Serialu nie oglądałam (jeszcze…), ale może to i lepiej, bo dzięki temu mogę ocenić, jak opowiadania te sprawdzają się jako dzieła czysto literackie. A sprawdzają się nieźle. Swoją drogą, umiejętność napisania fanfiku w pełni zrozumiałego dla niefanów, to jest coś!
Często pojawia się pytanie, po co w ogóle pisać fanfiki zamiast „czegoś własnego”. No, ale tak to właśnie jest, że niektórzy ludzie chcą przebywać w ulubionym świecie – czy będzie to Śródziemie, czy Bardzo Odległa Galaktyka – i nie przeszkadza im, że korzystają z cudzych pomysłów. Albo to nie świat jest dla nich najważniejszy, lecz bohaterowie, a czy istnieje bliższe i bardziej osobiste obcowanie z ulubioną postacią niż pisanie o niej? Ewentualnie rysowanie, jeśli ktoś ma taki talent.
Zwykli ludzie” i „Kotwica” mnie urzekły. Do tego stopnia, że wydrukowałam je sobie, aby móc napawać się nimi również analogowo. Tak, ja nie przeczę, że Holmes i Watson zachowują się w nich „trochę kobieco”. Tak, ja też ten kawałek z zapachem płaszcza uważam za niezbyt realistyczny. I co z tego? Reszta tak bardzo mi się podoba, że z premedytacją kołek do zawieszania niewiary osadziłam w ścianie wyobraźni na mur i jeszcze zabetonowałam. Cementem portlandzkim.
W ostatnim odcinku drugiego sezonu serialu Sherlock popełnia samobójstwo, rzucając się z dachu. Oczywiście łatwo się domyśleć, że nie zginął naprawdę (w końcu w opowiadaniach Conan Doyle’a też wrócił po „śmierci”), na razie nie wiemy jednak, jak zostanie to rozwiązane. Toroj, rezygnując z roztrząsania problemów technicznych, skupiła się na reakcji doktora na nagły powrót jego najlepszego przyjaciela. „Zwykli ludzie” to miniaturka na mniej niż 5000 znaków: opisuje tylko scenę ocknięcia się Watsona z omdlenia – należy się domyślać, że stracił przytomność nagle zobaczywszy „ducha”, choć w tekście dokładne okoliczności nie są wyjaśnione. Autorka bardzo przejmująco opisuje koszmary nękające Johna; przy scenie jego przebudzenia czytelnik nie jest do końca pewien, czy przypadkiem również nie jest to sen (szczególnie że tak właśnie myśli bohater). No a potem następuje reakcja typowo męska… to znaczy, typowa dla mężczyzn z literatury, w realnym życiu nigdy nie zetknęłam się z zachowaniem „najpierw dać w zęby, a potem uściskać”, natomiast w książkach owszem.
Bezpośrednia kontynuacja „Zwykłych ludzi”, „Kotwica”, jest już tekstem dłuższym – jakieś pięć stron w Wordzie – i pisanym tym razem w pierwszej osobie, co pozwala zgrabnie przedstawić targające Watsonem emocje. Toroj zwięźle i zarazem znakomicie przedstawiła jego rozbicie psychiczne po utracie przyjaciela, a zdanie opisujące wyjście Johna z powojennej depresji (…ze ślepej komórki bez drzwi i okien wyciągnął mnie na światło i powietrze, w swój wielki, niebezpieczny, cudowny świat) uważam za niezwykle trafne. Zaś na koniec wpakowała obu panów do łóżka. Nie, nie w TYM sensie. Z notek na blogu wnioskuję, że była to przewrotna reakcja na komentarze tych czytelników, którzy w poprzedniej nowelce dopatrzyli się soft yaoi1). Odebrałam to jako „nie podobało Wam się obejmowanie, no to macie, teraz są w łóżku i nadal nie ma w tym nic erotycznego”. Oczywiście niektórzy czytelnicy i tak dopatrzą się tam wątku gejowskiego, bo w zachodnioeuropejskiej kulturze jedynym dozwolonym kontaktem fizycznym między mężczyznami jest uściśnięcie dłoni ewentualnie poklepanie po plecach (ciekawa jestem, jaka była reakcja czytelników współczesnych Tolkienowi na sceny, w których Sam całuje i tuli Froda. Tuli pocieszająco, ale jednak). Zresztą trudno winić czytelników, skoro większość pisarzy fanfikowych też nie umie się powstrzymać przed umieszczaniem w opowiadaniu choćby sugestii slasha. Autorka o pseudonimie MadLon napisała przejmujący tekst „Alone on the Water” (w polskim tłumaczeniu można go przeczytać tutaj) , w którym Holmes umiera na guza mózgu na rękach wiernego Watsona. Najpierw wzruszająco ukazała ich ostatnie wspólne dni od momentu postawienia diagnozy do pogłębienia się objawów chorobowych, czytelnicy sięgnęli po chusteczki, a ona bach! i wstawiła scenę pocałunku, psując klimat całości.
Zanim skończyłam pisać ten felieton, zasherlockowanie Toroj zaowocowało kolejnymi opowiadaniami, w tym dyptykiem opisującym to samo zdarzenie najpierw z perspektywy Sherlocka, a potem Johna. Dość naturalistyczny biologicznie początek może być dla niektórych zniechęcający, ale warto się przezeń przedrzeć, bo w nagrodę otrzymujemy genialnie napisaną analizę relacji między dwiema osobami: relacji, która wymyka się wszelkim standardom. Na dodatek postaci są pogłębione psychologicznie w sposób, którego mogłaby pozazdrościć niejedna pełnowymiarowa saga. „Po prostu John” ukazuje nam genialnego detektywa, który zachowuje się jak rozpieszczone dziecko – i jak dziecko tęskni za swoim przyjacielem-opiekunem do tego stopnia, że szuka kontaktu z jego rzeczami. Nie jest to reakcja normalna dla dorosłego mężczyzny, ale Holmes w tych fanfikach zdecydowanie normalny nie jest. Cierpi na zaburzenie zwane syndromem Aspergera, który Toroj opisała tak celnie, że dostała gratulacje od osoby z autentycznym Aspergerem (patrz wpis na salonslytherin.blox.pl).
W „Po prostu Sherlock” możemy wczuć się w wewnętrzną szamotaninę Watsona, który niemal zwątpił we własną orientację seksualną, czemu trudno się dziwić, bo ludzie na ogól nie są przyzwyczajeni do nawiązywania z osobą tej samej płci tak ścisłej emocjonalnie relacji, jaka przydarzyła się tym dwóm. I tutaj dobrze zagrały zniesmaczające część odbiorców wzmianki o masturbacjach i erekcjach: one są krępujące, bo właśnie cała ta sytuacja (szczególnie Holmes zasypiający ze swetrami Watsona jak z pluszowym misiem) jest dla obu stron szalenie krępująca! Na szczęście Toroj lubi happy endy, więc wszystko daje się wyjaśnić i zrozumieć. A radość Johna, kiedy zdaje sobie sprawę, jak ważną postacią jest dla swego współlokatora, jest niesamowicie wzruszająca. W ogóle w tych dwóch tekstach świetnie przedstawiona została samotność bohaterów i gigantyczna wprost potrzeba akceptacji. Watson w tym związku pełni rolę bardziej rodzica niż przyjaciela, co nasuwa trochę przerażające podejrzenia, że relacja z egocentrycznym podopiecznym w końcu pożre go żywcem, ale mam nadzieję, że Toroj jakoś ich z tego wydobędzie.
A na deser jeszcze miniaturka „Przedmioty”, smutna i piękna. Polecam.
Z podziękowaniami dla Cranberry za inspirującą dyskusję.
1)Yaoi – określenie wywodzące się z fandomu mangi i anime, oznaczające utwór o treści gejowskiej. Utwór o treści lesbijskiej to yuri.
powrót; do indeksunastwpna strona

63
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.