powrót; do indeksunastwpna strona

nr 5 (CXVII)
czerwiec 2012

Swingowy ogień
‹City Sounds: PAROV STELAR BAND›
Wrocławski Eter wypełniony po brzegi i rozbujany jak nigdy. Pot kapiący nawet z sufitu, a na scenie sześciu prawdziwych i pełnych zapału oraz charyzmy artystów. Tak, występ Parov Stelar Band to chyba najlepszy dotychczasowy koncert z cyklu „City Sounds”.
‹City Sounds: PAROV STELAR BAND›
‹City Sounds: PAROV STELAR BAND›
Najnowsza płyta Marcusa Füredera to na pewno bardzo dobre wydawnictwo (naszą recenzję „The Princess” znajdziecie tutaj), ale i tak nie może równać się z emocjami i muzycznymi doznaniami, jakie towarzyszą występom grupy na żywo. Najzwyczajniej zespół potrafi wytworzyć tak niepowtarzalną i naładowaną energią atmosferę, że każdy, kto znajdzie się w zasięgu jego oddziaływania nie da rady, po prostu nie da rady spokojnie wysiedzieć w jednym miejscu.
Tak właśnie było 23 maja we Wrocławiu. Co prawda publiczność próbował rozgrzać najpierw Pat Poree, który zza swojego macbooka serwował zebranym kołyszący house zakrapiany jazzowymi dodatkami (całkiem przyjemny zwiastun tego, na co wszyscy czekali), ale dopiero kiedy na scenie zawitała austriacka grupa, to naprawdę zrobiło się gorąco. A że na koncertach Parov Stelar prezentuje wyłącznie najbardziej żywiołową i taneczną część swego dorobku, to szybko cały Eter ogarnął elektroswingowy szał.
I tak – absolutnie gorąco – było przez blisko półtorej godziny. Zespół wcale się nie oszczędzał – ton zabawie nadawali zwłaszcza Jerry Di Monza (trąbka) oraz Max The Sax (saksofon), a wraz z nimi publiczność w ciągłym podekscytowaniu utrzymywała zmysłowa i intrygująca Cleo Panther. Ale trzeba przyznać, że każdy z muzyków miał swoją chwilę – nie brakło choćby solówek Michaela Wittnera (bas) oraz Williego Larssona (perkusja), a i oczywiście Marcus raz po raz dodatkowo podkręcał tempo solidnym, elektronicznym kopniakiem. Z elektroniką pięknie współgrały wszystkie żywe instrumenty, a muzycy byli tak swobodni, że mnóstwo było momentów, w których można było odnieść wrażenie, iż uczestniczy się w prawdziwym jazzowym show sprzed dekad. Odczucie to potęgowały także oldschoolowe stroje artystów, a zwłaszcza stylizacja i sceniczne zachowanie znakomitej wokalistki.
Setlistę występu zdominowały utwory z nowego krążka – świetnie wypadły choćby „Booty Swing”, „Jimmy’s Gang” albo „Baska Brother”. Równie przyjemnie odebrany został m.in. starszy „Libella Swing”, a tak po prawdzie trudno wskazać jakikolwiek słabszy czy mniej absorbujący fragment wieczoru. Może nawet gdzieś w połowie przydałby się jakiś spokojniejszy przerywnik, by publiczność mogła złapać drugi oddech – bez wątpienia przy takiej intensywności zabawy mało kto opuszczał klub choćby bez odrobiny zmęczenia. Ale to ten cudowny typ zmęczenia, który pamięta się latami.
• • •
Pozostałe relacje z koncertów „City Sounds”:



Organizator: City Sounds
Cykl: City Sounds
Miejsce: Wrocław
Od: 23 maja 2012
Do: 23 maja 2012
WWW: Strona
powrót; do indeksunastwpna strona

147
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.