„Avengers” to z pewnością jeden z blockbusterów roku, jeśli nie ostatnich lat. Jednak mając na pokładzie filmu rozrywkowego takich aktorów (nawet w epizodach) jak Robert Downey Jr., Mark Ruffalo, Scarlett Johansson, Jeremy Renner, Gwyneth Paltrow, Samuel L. Jackson, Stellan Skarsgård czy… Jerzy Skolimowski, właściwie nie wypada nakręcić czegoś niebędącego hitem.  |  | ‹Avengers 3D›
|
Aktorzy to oczywiście jedno, bohaterowie to drugie. Po raz pierwszy obserwujemy zbiorczy występ postaci z kilku ostatnich filmów z uniwersum Marvela – to zupełna rewolucja w podejściu do gatunku komiksowego kina. Do tej pory każda z postaci rangi Iron Mana, Hulka, Thora czy Kapitana Ameryki dostawała swój własny film, tym razem mamy ich wszystkich razem na planie. Pierwszy wielki plus dla realizatorów – każdy z bohaterów ma swój czas antenowy, każdy ma szansę, by się zaprezentować, nie ma nikogo pominiętego. Choć oczywiście są ci nieco ważniejsi i nieco mniej ważni. Fabuła jest nieskomplikowana – zagrożenie, zbieranie zespołu, kryzys, rozwałka, oddech, rozwałka. Ale przecież niczego bardziej złożonego nie oczekujemy, to jest kino Marvelowskie z oczywistymi schematami, bawiące nie treścią, lecz efektami wizualnymi, humorem, relacjami między bohaterami. Świetnym pomysłem jest wprowadzenie rozgrywki między osobami znanymi z poprzednich filmów – udaje się to zrobić, wprowadzając sprytny chwyt zmiany barw klubowych niektórych postaci. Dzięki temu film nie musi tracić czasu na zapoznawanie widza z motywacjami nowych bohaterów i może poświęcić blisko dwie i pół godziny na czystą zabawę. Trochę mniej wiarygodnie wypadają konflikty w zespole, ale to jedyny mały zgrzyt w całym filmie. Zrozumienie „Avengers” nie wymaga na szczęście dogłębnej znajomości wcześniejszych pozycji z uniwersum Marvela. Wszystko, co trzeba, zostaje wyjaśnione w trakcie – ale nie w jakiś łopatologiczny sposób, lecz poprzez płynne wprowadzanie podstawowych informacji do treści. Nie zmienia to faktu, że lepiej będą bawili się ci, którzy oglądali „Irona Manów”, „Thora”, „Niesamowitego Hulka” czy „Kapitana Amerykę”. Będą wiedzieli od razu nie tylko to, kim są Asgardczycy, ale będą rozumieć choćby złożoność relacji międzym Tonym Starkiem i panną Potts, przyczyny nostalgii Kapitana Ameryki, bardziej przywiążą się do agenta Coulsona i będą wiedzieli, dlaczego Bruce Banner stara się być taki flegmatyczny. Akcja. Nikt chyba nie oczekiwał, że tu będą jakieś wątpliwości. Film serwuje trzy nieprawdopodobne, niebywale efektowne sekwencje akcji. Nie jest to jednak rozwałka dla samej rozwałki, dynamika zbudowana po prostu na CGI, ostrych cięciach montażowych i trzęsącej się kamerze. Sceny akcji są przemyślane, doskonale zakomponowane i wyreżyserowane. Znakomitym przykładem będzie wielka akcja na lotniskowcu. Rozpisana jest na szereg równoległych wątków, w każdym bierze udział po kilku bohaterów, a widz przez cały czas doskonale wie, o co w każdym wątku toczy się stawka, jakie są relacje z innymi miejscami, co akurat się dzieje i jaki ma wpływ na całość opowieści. Co więcej, nie ma tu „syndromu Mrocznego Widma”, gdzie chcieliśmy oglądać walkę na miecze, a zupełnie nie obchodzili nas Gunganie i mały Ani. W „Avengersach” wszystkie wątki akcji są równie ważne i równie zajmujące. Mamy też odpowiednią eskalację – każda kolejna sekwencja akcji jest bardziej efektowną od pozostałych, a to co się dzieje w wielkim finale jest wprost nieprawdopodobne. Dwa słowa o 3D – dograne w postprodukcji nie jest może trójwymiarem na miarę „Avatara”, ale nie męczy, ładnie dodaje filmowi widowiskowości. Bohaterowie. Znamy ich doskonale, ale nie mieliśmy okazji widzieć razem. A to jest przecież jeden z głównych pomysłów na film i jeden z jego głównych atutów – wygrany również doskonale. Zderzenie kierującego się wartościami (w opinii niektórych niedzisiejszymi) Kapitana Ameryki z ironicznym i cynicznym Iron Manem, postawienie sztywnego Thora obok wściekłego Hulka, zestawienie konwencji fantasy ze science fiction, postaci z kina szpiegowskiego z postaciami z kina sandałowego nadaje filmowi niesamowitego kolorytu. Jest też głównym źródłem dobrego humoru, którego w „Avengersach” nie brakuje – z jednej strony opartego na niezłych dialogach (z kapitalnymi wstawkami Iron Mana), z drugiej ubarwiającego dowcipem sytuacyjnym. Aktorzy. Bryluje oczywiście Robert Downey jr., który grając Starka jest właściwie sobą i pokazuje to, czego widz po nim oczekuje. Co ciekawe, drugą wiodącą rolę otrzymał Chris Evans, mając być opozycją do wyluzowanego Iron Mana. Thor (Hemsworth) jest lekko bezbarwny, Loki (Tom Hiddleston) odpowiednio demoniczny, Hawkeye Jeremy′ego Rennera odpowiednio twardy i zdeterminowany, a Czarna Wdowa w kreacji Scarlett Johansson wystarczająco seksowna w obcisłym kostiumie. Osobny komentarz należy się Markowi Ruffalo, który przejął postać Bannera/Hulka od Eda Nortona i nadał swemu bohaterowi bardzo udane, flegmatyczne z musu oblicze. Samuel L. Jackson to idealny Nick Fury (miło, że ta rola pozwala odbudować pozycję temu lubianemu aktorowi), a w epizodach pokazują się Stellan Skarsgård, Jerzy Skolimowski (perełka!), znów zadziwiająco apetyczna w króciutkich dżinsowych spodenkach Gwyneth Paltrow i dopełniająca ekipę atrakcyjnych, długonogich niewiast, znana z „Jak poznałem waszą matkę” Cobie Smulders. Ach, uważni widzowie dostrzegą też Jenny Agutter, niegdyś seksowną bohaterkę takich filmów jak „Ucieczka Logana”, „Orzeł wylądował” i „Amerykański wilkołak w Londynie”. Dwie i pół godziny zabawy, akcji, humoru, smaczków dla miłośników komiksów i komiksowego kina, film robiony przez pasjonatów dla pasjonatów, z plejadą dobrych aktorów, jest tym, co może nas najlepszego spotkać w wysokobudżetowym kinie. „Avengers” to z pewnością na razie blockbuster roku – w wersji light (mowa o nastroju). Czy bardziej mroczne dzieło Nolana będzie potrafiło przebić film Whedona? Ostatnią konstatację zostawiam sobie na koniec, bo może zawierać pewien spoiler – osoby, które obawiają się takich rzeczy, nie powinny czytać dalej. „Avengers” to kapitalne rozrywkowe kino akcji, ale skierowane do specyficznego widza, którego w Polsce nie było do tej pory zbyt dużo. Widza, który może zaakceptować nordyckiego boga, ujeżdżającego latającego wierzchowca i walczącego na Manhattanie ramię w ramię z armią orkopodobnych stworów i smoków z innego wymiaru przeciw innemu bogowi, miliarderowi zakutemu w żelazną zbroję i zielonemu potworowi. To jest właśnie komiksowe kino według Marvela, które do tej pory w Polsce radziło sobie niespecjalnie dobrze. Jednak patrząc na reakcje widzów na pokazie specjalnym, którzy oglądali w napięciu, gdy była akcja, a śmiali się w miejscach, w których należało się śmiać, jestem pełen pozytywnych przeczuć co do przyszłości superbohaterskiego kina w Polsce. Czekamy więc na „Avengers 2”.
Tytuł: Avengers 3D Tytuł oryginalny: The Avengers Obsada: Samuel L. Jackson, Chris Hemsworth, Chris Evans, Tom Hiddleston, Jeremy Renner, Robert Downey Jr., Mark Ruffalo, Scarlett Johansson, Clark Gregg, Lou Ferrigno, Stellan Skarsgård, Paul BettanyRok produkcji: 2012 Kraj produkcji: USA Cykl: Marvel Studios Data premiery: 11 maja 2012 Gatunek: akcja, SF Ekstrakt: 90% |