„Łowca złodziei” Stephena Deasa to książka prosta i niezbyt oryginalna, przedstawiająca historię tysięcznego z kolei osieroconego chłopca z nizin społecznych, który niespodziewanie dostaje szansę na szczęśliwą odmianę losu – a w przyszłości, być może, jeśli nie wpłynięcie na losy całego świata, to przynajmniej jego części.  |  | ‹Łowca złodziei›
|
Co można powiedzieć o fabule „Łowcy złodziei”? Raczej niezbyt wiele. Berren, młody złodziejaszek, podkrada sakiewkę mistrzowi Sy. Ten, jak na łowcę złodziei przystało, odnajduje chłopca, lecz zamiast sprawić mu solidne lanie, przyjmuje na swojego ucznia. I… i to właściwie tyle. Autor skupia się przede wszystkim na życiu i nauce Berrena w domu mistrza Sy (niezbyt emocjonującej nauce, dodajmy, zarówno dla Berrena, jak i czytelnika) oraz na sprawie poszukiwania piratów grasujących w porcie (który to wątek jest podobnie fascynujący jak pierwszy – czyli wcale). Przez trzysta dwadzieścia stron czytelnik śledzi mizerne postępy głównego bohatera w trudnej sztuce pisania i składania ukłonów, umizgi wobec innej protegowanej łowcy, szwaczki Lilissy, ewentualnie próby rozwiązania zagadki piratów, sprowadzające się głównie do składania kolejnych (dość nudnych) wizyt w celu pozyskania informacji. W książce pojawia się też wprawdzie parę scen walki, ale i one nie trzymają w napięciu. Powieść nadmierną oryginalnością nie grzeszy. Ubogich chłopców przez przypadek wplątujących się w doniosłe wydarzenia, tudzież dostających się pod opiekę wojowników/magów/arystokratów/tym podobnych mieliśmy już w fantastyce mnóstwo. Świat przedstawiony, niczym nie wyróżniający się na tle tysięcy uniwersów wykreowanych przez autorów fantasy, również nie zachwyca. Akcja ma miejsce w jednym mieście, przede wszystkim najbiedniejszych dzielnicach, a informacje o innych jego obszarach, wierzeniach, polityce i tym podobnych są dawkowane bardzo oszczędnie. Na plus można policzyć jednak szczegółowe i wiarygodne przedstawienie egzystencji w mało przyjemnych częściach miasta, gdzie pija się tanie piwo lub rozwodnione wino, na każdym kroku czekają kieszonkowcy, a prostytutki wabią klientów. Więcej dobrego da się powiedzieć o postaciach, a przede wszystkim głównym bohaterze. Berren, choć momentami irytujący i raczej trudny do polubienia, wypada bowiem bardzo naturalnie. Po młodzieńczemu niecierpliwy, marzący o zostaniu kimś, kogo inni będą się lękać, gloryfikujący własne osiągnięcia, zainteresowany głównie pieniędzmi, niewdzięczny. Jego mistrz, utalentowany szermierz, jeden z najlepszych łowców złodziei, z tajemniczą, nieszczęśliwą przeszłością, wypada bardziej stereotypowo, ale równie prawdziwie jak Berren. „Łowcę złodziei” czyta się bez bólu, ale też bez większych emocji. Podstawowymi wadami książki wydają się mało porywająca fabuła i styl, który jest co najwyżej poprawny(choć możliwe, że sporo stracił podczas tłumaczenia). Nie zostałam wciągnięta w wir akcji ani nie znalazłam w powieści choćby jednego elementu naprawdę zasługującego na uznanie. Nasuwa się pytanie, dlaczego jedno z największych wydawnictw w Polsce uparcie wypuszcza na nasz rynek fantastyczny tłumaczenia pozycji zaledwie przeciętnych.
Tytuł: Łowca złodziei Tytuł oryginalny: Thief-Taker’s Apprentice ISBN: 978-83-7839-080-0 Format: 328s. 125×195mm Cena: 34,– Data wydania: 22 marca 2012 Gatunek: fantastyka Ekstrakt: 50% |