W lipcu przypominamy muzyczne dokonania: Love, Stern-Combo Meißen, The Cult, Grip Inc. oraz Federico Aubele. Jak zwykle wybraliśmy płyty szczególnie warte polecenia, bo w końcu tylko takie trafiają do naszego cyklu… 1967 – Love, „Forever Changes”  | ‹Forever Changes›
|
Zespół Love to przykład formacji, która zmieniła historię muzyki, ale została niemal całkiem zapomniana i dopiero dziś odkrywa się ją na nowo. A wszystko to za sprawą jednego albumu – „Forever Changes”, który udowodnił, że tworząc psychodelicznego rocka, wcale nie trzeba bazować na szaleńczych improwizacjach i spontanicznych sesjach nagraniowych. Love, z wokalistą i gitarzystą Arthurem Lee na czele, na swoim trzecim albumie zaserwowali zestaw uroczych, ciepłych piosenek, o wciągających melodiach, w dużej mierze opartych na połączeniu grania akustycznego z orkiestrowym, ale jednak bez wątpienia zdradzających większe ambicje. Znajdziemy tu bowiem takie smaczki jak meksykańsko brzmiące trąbki w „Alone Again Or”, zadziorne solówki gitarowe („A House is Not a Motel”, „Live and Let Live”), klawesyn w „The Red Telephone” czy baśniowe brzmienie orkiestry w „The Good Humor Man Has Sees Everything Like This”. Do tego liczne zmiany tempa i bogata interpretacja wokalna Arthura Lee sprawiają, że materiał zawarty na krążku nie nudzi się ani przez chwilę. Poukładany charakter kompozycji kłóci się nieco z samym trybem życia członków Love. Zauroczeni okresem lata miłości, niemal cały czas chodzili odurzeni psychoaktywnymi substancjami. Być może „Forever Changes” nigdy by nie powstał, gdyby nie producent Bruce Botnick, który narzucił muzykom ostrą dyscyplinę i wpuszczał ich do studia dopiero wtedy, kiedy utwory mieli dobrze przećwiczone. Tej żelaznej ręki wyraźnie zabrakło na późniejszych albumach Love, ponieważ Arthur Lee, czy to z zespołem, czy solo, nigdy nie zbliżył się już do geniuszu, jaki objawił się na „Forever Changes”. 1977 – Stern-Combo Meißen, „Stern-Combo Meißen”  | ‹Stern-Combo Meißen›
|
W 1986 roku w konkursie festiwalu sopockiego wziął udział enerdowski zespół pop-rockowy Stern Meißen, rodem z położonej niedaleko polskiej granicy Miśni. Wykonana przez Niemców piosenka „Eine Nacht” zajęła piąte miejsce (na osiemnastu wykonawców), co uznać należy za całkiem przyzwoity wynik. Utwór, który tak bardzo przypadł do gustu jurorom, pochodził z przygotowywanej wtedy właśnie do wydania płyty „Nächte” (1987), zawierającej muzykę stylistycznie bardzo zbliżoną do tego, co w połowie lat 80. grało rodzime Kombi. Występ wschodnioniemieckiej formacji na deskach Opery Leśnej mógł być jednak wielkim zaskoczeniem, ba! nawet szokiem – zwłaszcza dla tych fanów enerdowskiego rocka, którzy znali wcześniejsze, bardzo progresywne wcielenie kapeli z Saksonii. Zespół powstał w 1964 roku i początkowo nosił nazwę Stern-Combo Meißen. Na płytowy debiut musieli jednak czekać aż jedenaście lat, kiedy to ukazał się singiel z piosenkami „Söhnchen” i „Hoch war der Berg”. Dwa lata później światło dzienne ujrzała kolejna mała płytka („Der Alte auf der Müllkippe” / „Jenny”) oraz – wydany przez Amigę – pierwszy longplay zatytułowany po prostu „Stern-Combo Meißen”. Co ciekawe, był to album koncertowy, który zawierał materiał nagrany bądź w maju 1977 (według informacji na okładce), bądź we wrześniu 1975 roku (według oficjalnej strony internetowej kapeli) podczas występu w domu kultury zakładów chemicznych Nünchritz nieopodal miejscowości Riesa (w powiecie miśnieńskim). Grupa występowała wówczas w zestawieniu sześcioosobowym: Reinhard Fißler – śpiew i gitara, Bernd Fiedler – bas, Norbert Jäger – instrumenty perkusyjne i śpiew oraz Martin Schreier – perkusja; skład uzupełniało, co było ewenementem nawet jak na rock progresywny, dwóch klawiszowców: Thomas Kurzhals i Lothar Kramer. Płytę, trwającą trochę ponad czterdzieści dwie minuty, wypełniło pięć utworów zaśpiewanych w języku ojczystym muzyków; przywodziły one na myśl dokonania najświetniejszych przedstawicieli art-rocka lat 70., a więc takich wykonawców jak The Nice, Emerson, Lake & Palmer czy Yes, ale dało się także usłyszeć wielkie wpływy twórców z pogranicza rocka i elektroniki (vide Vangelis, Jean-Michel Jarre, Klaus Schulze). Stąd też prawie nieobecne są na debiutanckiej koncertówce Stern-Combo Meißen solówki gitarowe, zamiast nich nacisk położony został na partie syntezatorów (podobnie zresztą jak na omawianym przed miesiącem krążku Tritonus). To one dominują w otwierającym album balladowym „Der Kampf um den Südpol”, w opartym na kompozycji Modesta Musorgskiego „Eine Nacht auf dem Kahlen Berge” oraz psychodeliczno-kosmicznym, najdynamiczniejszym w całym zestawie, „Licht in das Dunkel”, które udanie wieńczy płytę. I choć debiutowi miśnieńskiej formacji brakuje trochę odrobiny szaleństwa, które tak niepowtarzalnymi czyni pierwsze, również koncertowe, wydawnictwa SBB czy Krzaka (by nie sięgać daleko), to mimo wszystko warto zwrócić uwagę i na ten zespół, i na ten album. Jako Stern-Combo Meißen grupa występowała do 1980 roku (i nagrała jeszcze dwa krążki); po okrojeniu szyldu zmieniła także styl – na znacznie bliższy new romantic i popu. Po upadku NRD muzycy wrócili do poprzedniej nazwy i nieco ambitniejszej odmiany rocka. Grają do dzisiaj. Jesienią ubiegłego roku wydali dziewiąty album studyjny zatytułowany „Lebensuhr”. Ze składu sprzed trzydziestu pięciu lat usłyszeć można na nim jednak tylko dwóch instrumentalistów – Kurzhalsa i Schreiera. 1987 – The Cult, „Electric”  | ‹Electric›
|
The Cult zaczynali jako niszowa grupa grająca gothic rocka. Popularność zyskali w 1985 roku dzięki albumowi „Love”, na którym zaprezentowali się z bardziej przebojowej strony, lecz wciąż pozostając wierni stylowi. Następnie zabrali się za nagrywanie kolejnej płyty i kiedy była już na ukończeniu, panowie Ian Astbury, Billy Duffy, Jamie Stewart i Les Warner rzucili wszystko w kąt. Uznali bowiem, że nie mają zamiaru nagrywać „Love II”. Potrzebowali kogoś, kto potrafiłby pomóc im inaczej spojrzeć na muzykę. Tym kimś był producent Rick Rubin, który poza opieką nad składami hip-hopowymi zaliczył owocną współpracę ze Slayerem. Panowie spólnie postanowili rozkręcić gałki wzmacniaczy do oporu i zaserwowali jeden z najbardziej wybuchowych albumów lat 80. Zapomnijcie o gothicu, post-punku i balladach, ta muzyka to po prostu potężny cios w krocze. Już otwierający całość „Wild Flower” to hardrockowy hymn – świetny riff, rodem ze szkoły AC/DC, i Astbury śpiewający z taką energią, jakby właśnie podłączył się do skrzynki z wysokim napięciem. Nie zwalniają już do samego końca. Nic zatem dziwnego, że po drodze trafimy na cover „Born to Be Wild” Steppenwolf, jeden z najlepszych, jeśli chodzi o tę piosenkę. Nieco kontrowersji powstało wokół „Love Removal Machine”, w którym Rolling Stonesi dopatrzyli się swojego riffu ze „Start Me Up” i może mieliby rację, że się oburzyli, gdyby nie to, że sami nie do końca byli kryształowo czyści w tym temacie. Nie zmienia to faktu, że „Electric” był ostoją korzennego hard rocka w epoce pudel metalu i stanowi pomost między złotą erą rocka lat 70. i grunge’em, którego erupcja nastąpiła chwilę później. 1997 – Grip Inc., „Nemesis”  | ‹Nemesis›
|
Wydany w 1997 roku „Nemesis” to drugi studyjny album formacji założonej przez polskiego producenta i gitarzystę (działającego w Niemczech) Waldemara Sorychtę oraz perkusistę (najbardziej znanego z grania w słynnej thrashmetalowej grupie Slayer) Dave’a Lombardo. Ta supergrupa jest właściwie projektem pobocznym. Sorychta był (i jest) znany głównie z osiągnięć w dziedzinie produkcji muzycznej (zajmował się płytami takich sław jak Samael, Moonspell czy Lacuna Coil); Lombardo akurat wtedy odpoczywał od bębnienia w szeregach Slayer. W sesji nagraniowej do „Nemesis” wziął udział obecny basista Heathen, Jason Viebrooks, i nieżyjący już od czterech lat wokalista, Gus Chambers. Od śmierci Chambersa zespół pozostaje w stanie zawieszenia. Album świetnie wpisuje się w ówcześnie panujące trendy, słychać na nim przede wszystkim spopularyzowany w tamtym czasie przez Panterę styl grania – groove metal i nieco „plemiennego” podejścia do rytmiki, z jakiego zasłynęła Sepultura. W kwestii brzmienia nie sposób uwolnić się od skojarzeń z płytami, które zrealizował Sorychta – ciężkie, ostre i zarazem bardzo selektywne, przejrzyste, nowoczesne, ale też nie negujące tradycji. Wiele utworów ubarwionych jest orientalizującymi motywami, ale bez popadania w kiczowaty nadmiar tego typu środków. Do moich faworytów z tego krążka należą: „Pathetic Liar” – znakomity „otwieracz”, pełny charakterystycznego groove’u, ozdobiony świetną solówką gitarową; „Scream At The Sky” – najbardziej nietypowy, najmniej metalowy kawałek; „Rusty Nail” – utrzymany w średnim tempie, oparty o najciekawszy na albumie riff i „Code of Silence” – pełny przestrzeni i zarazem opętańczej gry Lombardo. Nie jest to najlepsza propozycja Grip Inc., ale też nie jest to pozycja słaba – nie tylko ze względu na obecność gwiazd, ale przede wszystkim z powodu wielu naprawdę udanych kompozycji. 2007 – Federico Aubele, „Panamericana”  | ‹Panamericana›
|
Sam fakt, że już debiutancki krążek Federico Aubele z 2004 roku został wyprodukowany przy udziale Thievery Corporation (a także nakładem ich labelu), sporo mówi o tym, jakiej jakości nagrań można spodziewać się po zdolnym muzyku urodzonym w Buenos Aires. Co ciekawe, Argentyńczyk w 2002 roku przeniósł się do Berlina, którego specyficzny klubowy klimat znajduje odzwierciedlenie w jego kolejnych albumach (zwłaszcza w najnowszym „Berlin 13”). Jak dotąd Federico ma ich na koncie cztery, ale my przedstawiamy płytę „Panamericana” z 2007 roku. Bo to znakomite połączenie – nowoczesnej i ekskluzywnej elektroniki z latynoskim temperamentem i argentyńskimi korzeniami artysty. Dużą rolę w trzynastu utworach odgrywa gitara, ale obok niej pojawiają się także saksofon, trąbka czy bardziej egzotyczne bębny. Jest więc sporo prawdziwych instrumentów. Do tego oczywiście niezbyt śpieszne elektroniczne podkłady, które najłatwiej opisać jako downtempowe bądź lounge’owe, ale od czasu do czasu czerpiące m.in. z dubu. Całość uzupełniają dwa odpowiednie dla takich dźwięków wokale – samego Federico oraz Natalii Clavier. Oba głosy są gładkie i aksamitne oraz wzmacniają leniwą, nieco duszną, zmysłową atmosferę poszczególnych kompozycji, co wynika też z faktu, że płytę wypełniają hiszpańskojęzyczne teksty. Dodatkowej namiętności „Panamericanie” dodaje jeszcze dość częste nawiązywanie choćby do tanga czy (pośrednio) do bogatej twórczości Gotan Project. Na koniec warto zaznaczyć, że zestaw piosenek raczej ani zbytnio nie zwalnia, ani nie narzuca nadmiernie dużego tempa – wszystko po prostu przyjemnie kołysze w ciekawych i gorących, południowoamerykańskich rytmach i skutecznie buduje błogi nastrój, który jest wielkim atutem wydawnictwa. Na szczególne polecenie w moim odczuciu zasługują utwory: „En Cada Lugar” oraz „En El Desierto”, ale bez wątpienia nie należy tego odbierać jako dyskredytacji pozostałych, naprawdę udanych kawałków.
Tytuł: Forever Changes Wykonawca / Kompozytor: LoveData wydania: 1967 Nośnik: CD Gatunek: rock Utwory CD1 1) Alone Again Or 2) A House Is Not A Motel 3) Andmoreagain 4) The Daily Planet 5) Old Man 6) The Red Telephone 7) Maybe The People Would Be The Times Or Between Clark And Hilldal 8) Live And Let Live 9) The Good Humor Man He Sees Everything Like This 10) Bummer In The Summer 11) You Set The Scene
Tytuł: Stern-Combo Meißen Data wydania: 1977 Nośnik: CD Gatunek: pop, rock Utwory CD1 1) Der Kampf Um Den Südpol 2) Der Alte Auf Der Müllkippe 3) Mütter Gehn Fort Ohne Laut 4) Eine Nacht Auf Dem Kahlen Berge 5) Licht In Das Dunkel
Tytuł: Electric Data wydania: 1987 Nośnik: CD Gatunek: rock Utwory CD1 1) Wild Flower 2) Peace Dog 3) Lil’ Devil 4) Aphrodisiac Jacket 5) Electric Ocean 6) Bad Fun 7) King Contrary Man 8) Love Removal Machine 9) Born To Be Wild 10) Outlaw 11) Memphis Hip Shake
Tytuł: Nemesis Data wydania: 1997 Nośnik: CD Gatunek: rock EAN: 400161718322 Utwory CD1 1) Pathetic Liar 2) Portrait Of Henry 3) Empress [Of Rancor] 4) Descending Darkness 5) War Between One 6) Scream At The Sky 7) Silent Stranger 8) The Summoning 9) Rusty Nail 10) Myth Or Man 11) Code Of Silence
Tytuł: Panamericana Data wydania: 2007 Nośnik: CD Gatunek: elektronika, pop Utwory CD1 1) La Esquina 2) María José 3) En Cada Lugar 4) Las Canciones 5) Tan Difícil 6) La Orilla 7) Pena 8) Este Momento 9) Corazón 10) En El Desierto 11) Lluvia 12) Su Melodía 13) La Mar |