Paliliśmy w milczeniu. Żar skrętów wyznaczał dwie jasne linie w nocnym powietrzu. Dwie orbity, bardzo daleko od siebie. – Nie był tego wart. Wiesz o tym? Nie zasłużył sobie na kogoś takiego jak ty. – Inny świat, prawda? Tacy jak on żyją w zupełnie innym świecie. – Żałujesz? – zapytałem wprost. – Tylko własnej głupoty – odpowiada. – Dałam mu tak dużo, że nie jestem teraz pewna, ile mnie zostało. Ale wkrótce się tego dowiem. Nie martw się. Nie mam zamiaru się wykończyć przez takiego taniego skurwiela. – Ciągle jesteś DJ Sin – pocieszam ją. – A on jest nikim. Siedzieliśmy tak prawie całą noc. Trochę rozmawiając, przeważnie milcząc. Kiedy zrobiło się chłodno, oddałem jej swoją kurtkę. Tym razem słońce wstało zbyt wcześnie. Nadszedł czas pożegnania. – Będziesz tam potrzebowała kogoś, kto się tobą zajmie – spróbowałem, ale Sin oczywiście nie dała się do niczego przekonać. – Wiesz, że to nieprawda – odpowiedziała z krzywym uśmiechem. – Takie dziewczyny jak ja są samowystarczalne. Potrzebuję tych paru miesięcy, żeby się ze sobą dogadać. Potem pewnie wrócę do Mgławy. – Będę z tobą w kontakcie – powiedziałem niby z troski, ale tak naprawdę chodziło mi tylko o to, żeby jak najwcześniej znowu ją zobaczyć. – Zostawisz mi swój numer, e-mail albo coś? – Jadę w góry. Tam nie ma telefonu i komputerów. A wszystkich miejscowych adresów i numerów muszę się jak najszybciej pozbyć, prawda? – Tak będzie bezpieczniej – odpowiedziałem zły na siebie, bo sam jej doradziłem takie wyjście. Sin podniosła swój mały plecaczek ze szczoteczką do zębów, bielizną i kolekcją starych płyt. Pocałowała mnie w usta na pożegnanie. Słońce wschodziło w obrzydliwie melodramatyczny sposób. – Nie martw się. Jak wrócę, na pewno gdzieś, kiedyś na siebie wpadniemy. – Czy ja wiem. Mgława to bardzo duże miasto. – Ale nie ma w nim aż tak wielu ludzi takich jak my – odpowiedziała. Po dwóch dniach spędzonych w swoim gabinecie Jason poczuł się lepiej. Uspokajały go puchowy, marokański dywan, mahoniowe meble, miodowe światło prześlizgujące się po ich powierzchni. Zapach filtrowanego powietrza z klimatyzacji dawał mu poczucie bezpieczeństwa. Incydent w dokach i masakra na Feście końca lata odbiły się echem w mediach, ale sprzyjający mu dziennikarze rozpoczęli dyskusję o zaostrzeniu kontroli społecznej i groźbach związanych z młodzieżowymi gangami chuliganów. Sprawa przycichła. O ciałach mężczyzny i kobiety, których zamęczono w śródmieściu, nie było nawet wzmianki. Sylwia nie próbowała mu bruździć, bo zapadła się jak kamień w wodę. Tęsknił za nią, oczywiście. Jeszcze przez parę dni tak będzie. Potem jego mózg wyczołga się niczym skorupiak z pancerza zaszłych uczuć i emocji. Jak wiele razy przedtem. Odległa, słodka nuta w klimatyzowanym powietrzu biura zmąciła gładką powierzchnię jego myśli. Rozejrzał się zdezorientowany, ten fetor z czymś mu się kojarzył. W sterylnym wnętrzu śmierdziało trupem. Drzwi do biura otwarły się. Jason nawet nie podniósł głowy, bo dobrze wiedział, kto za nimi stoi. Zmieniony w sopel lodu czuł teraz, jak całe jego misternie zaplanowane życie w jednej chwili wali się w gruzy. – Wiesz, kim jestem? – zapytał bez zbędnych wstępów czerw. – Jesteś inkwizytorem – odparł Jason. – Przełożonym Instytutu Inkwizycji w Mgławie, bardzo potężnym magiem. Mężczyzna, który zupełnie znikąd pojawił się w jego biurze, zdjął kaptur, ukazując okrutnie oszpeconą twarz. Rozkład białka gnijącego pod zszytą powieką został magicznie zahamowany w zaawansowanym stadium. Oko nigdy nie przestało śmierdzieć i boleć, ale taka była cena potęgi, która pozwalała mu na przykład udusić myślą dwie uzbrojone osoby. Jason przeklął własną nieostrożność. Gdyby wcześniej skojarzył ten straszliwy smród z inkwizycją, byłby już teraz pewnie na Kanarach. Za późno. Mag pokiwał głową, jakby znał jego myśli. Napuchnięta powieka zniekształciła rysy do tego stopnia, że twarz kapłana przypominała teraz obraz Edwarda Muncha. Ale człowiekiem, który miał ochotę krzyczeć z przerażenia, był raczej Jason. Tym bardziej że ograniczenie wpływów Narodowego Kościoła ze szczególnym uwzględnieniem Instytutu Inkwizycji stanowiło istotny punkt jego programu wyborczego. – Wiemy o wszystkim – powiedział Biały. – Próba zabójstwa politycznego w waszym wydaniu była naprawdę żałosna. Jeśli chcesz zobaczyć prawdziwe egzekucje, powinieneś kiedyś odwiedzić nasze lochy. Cały ten wasz liberalny, wolnorynkowy porządek to oświecona iluzja dla plebsu. A gdy przychodzi co do czego, robicie dokładnie to samo, co my. Tylko że my robimy to już od dwóch tysięcy lat, przyjacielu. – Przyszedłeś mnie aresztować? – zapytał zbielałymi ustami Jason. Czerw wyczekał chwilę, żeby podbudować napięcie, a potem zaprzeczył ruchem głowy. – Jestem sługą Boga – przypomniał. – Chrześcijański Bóg wybacza zbłąkanym owieczkom. – To znaczy, że puścisz mnie wolno? – zaryzykował Jason. – Na wybaczenie trzeba sobie zasłużyć, mój bracie. Przyszedłem ci powiedzieć, w jaki sposób możesz tego dokonać. – Mam pieniądze – mruknął słabym głosem polityk. Czerw nie zwrócił na to uwagi. – Masz również zapewnione miejsce w senacie. I tego właśnie od ciebie chcemy. – Przecież w demokratycznym kraju nie ma takiej możliwości… – Jason czuł, jak wszystko, na czym mu w życiu naprawdę zależało, teraz wymyka się z rąk. – A kto powiedział, że to jest demokratyczny kraj? – zapytał zniesmaczony czerw. – Zostaniesz wybrany na senatora, nikt nie będzie w tym przeszkadzał. Jako senator dostaniesz piękny samochód, szofera, bardzo duże biuro. I będziesz postępował oraz głosował dokładnie tak, jak ci każemy. Będziesz naszymi oczyma i uszami w partii liberalnej. Twoim bezpośrednim przełożonym jest teraz Instytut Inkwizycji. Ja. – To zupełnie nie po linii politycznej mojego ugrupowania… – oponował słabo Jason. – Znasz alternatywę. Biblia uczy, że człowiek posiada wolną wolę, ale to nie zawsze jest prawda. Ty nam swoją odstąpiłeś i od dziś jesteś marionetką, przyjacielu. Rozumiesz? – Wiedzieliście od samego początku? A może to ktoś od was podpowiedział nam pomysł akcji z Sylwią? – Z tego, co wiem, dziewczyna nazywa się Sin. – Co z nią zrobicie? – spytał Jason. Czerw wzruszył obojętnie ramionami. Losy tej kobiety i jej agresywnego przyjaciela nie interesowały go, te pionki zniknęły z planszy. Póki co. Przyszły senator siedział dłuższą chwilę w milczeniu, oswajając się ze świadomością nowej życiowej roli. Klimatyzacja poległa w zetknięciu ze smrodem. Biały zbierał się do wyjścia. Nie musiał tłumaczyć, jak i kiedy będzie się kontaktował z Jasonem. Polityk wiedział, że czerw zrobi to zawsze wtedy, kiedy zechce. Nie musiał też przestrzegać, co się stanie, jeśli Jason się zbuntuje. Obaj zdawali sobie sprawę, że jest to po prostu niemożliwe. – Twoja panna ma nowego kumpla, wiesz? Obawiam się, że oboje prędzej czy później znajdą sobie miejsce w naszych lochach. Zdarzało mi się przesłuchiwać ludzi takich jak oni, zdarzało mi się też ich zabijać, kiedy pozostawali głusi na oficjalną wykładnię słów Pana. Zwalczam zło i chaos w sercach, ale nie mogę odmówić tym heretykom konsekwencji. Powiem więcej: na swój sposób ich podziwiam. Bez takich jak oni nie byłoby takich jak ja. I wtedy ziemię zaludniliby sami Jasonowie. – Chcesz mi jeszcze coś powiedzieć? – zapytał polityk. Jego mózg w tym czasie nadal próbował się oswoić z nową rolą. Nie było to łatwe. – Ta cała DJ Sin – zauważył czerw z ręką na klamce – to prawdziwa wojowniczka. Ją trudno byłoby przekonać do współpracy. Ale my nie będziemy mieli takich problemów. Bo twoja prawdziwa natura jest dla mnie całkowicie przejrzysta. Na swojej drodze poznałem już wielu tobie podobnych. Ty, mój drogi Jasonie, urodziłeś się i umrzesz kurwą. |