powrót; do indeksunastwpna strona

nr 6 (CXVIII)
lipiec-sierpień 2012

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 4
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Holograficzny obraz mignął na chwilę i przedstawiał teraz postać w płaszczu przechodzącą przez bramkę kontroli celnej. Co prawda oficer straży granicznej nakazał kobiecie zdjąć na chwilę kaptur, ale robiąc to, ustawiła się pod takim kątem, że jej długie włosy zasłoniły większą część twarzy. Dopiero idąc dalej, już odwrócona tyłem, zebrała włosy w węzeł i ponownie włożyła kaptur.
– Sami widzicie. Z tym się nic nie dało zrobić. List gończy jest wygenerowany w ponad dziewięćdziesięciu procentach na podstawie filmu z trybuny.
– Nie ma naprawdę żadnych innych zdjęć? – spytał nagle rzeczowo Han Solo. – Co, Imperium cenzurowało holowizję?
– To swoją drogą. – Nessie uśmiechnęła się nieznacznie. – Ale też Beyre nie lubiła kamer. Widzieliście wyraz jej twarzy? Tak, jakby wiedziała, że kiedyś… Przynajmniej ja mam takie wrażenie, ale może ja… – Jedi zająknęła się na moment.
To był tylko hologram, ale jeżeli znało się kogoś tak długo, nie trzeba czytać jego emanacji Mocy, żeby rozpoznać emocje. Nessie nie lubiła oglądać hologramów przedstawiających Beyre. Jej odczucia nie miały jednak w tej chwili żadnego znaczenia, Jedi robi po prostu to, co w danej chwili powinno być zrobione.
– Poza tym Beyre popadła w coś w rodzaju niełaski – Nessie wróciła do przerwanego wątku. – Nie było jej przy boku Imperatora w chwilach kluczowych dla przebiegu wojny. Nie została też jako jego zastępca na Coruscant ani nie dowodziła żadną poważniejszą bitwą.
– Jak to się stało – zaczął nagle Luke, który do tej pory siedział w rogu pokoju, nie odzywał się i tylko Leia rzucała mu czasem pełne troski spojrzenia. – Jak to się stało, że Beyre nie zginęła na Gwieździe Śmierci nad Yavinem?
– Nie było jej tam.
– Była. Była na stacji, kiedy rozpoczęto poszukiwania wykradzionych planów.
Guri, spostrzegawcza z natury i z zawodu, zarejestrowała zainteresowanie, z jakim Nessie spojrzała w tym momencie na Luke’a.
A jednak – on jest Jedi, pomyślała Zantara, po raz kolejny nie mogąc się nadziwić oczywistemu faktowi. Przed oczami stanął jej w tym momencie hangar w bazie na księżycu Yavina i Skywalker, kiedy pokazywała mu myśliwiec, na którym kilka godzin później dokonał pierwszego ze swoich szalonych czynów. Różnie sobie tłumaczono jego szczęście, a Guri należała raczej do frakcji stawiającej na fuks debiutanta. A jednak.
Skywalker cieszył się tym myśliwcem jak dziecko. Bo w sumie przecież był wtedy dzieckiem. Trzy lata temu.
– Masz rację, Luke – odpowiedziała Nessie. – Beyre przyleciała na Gwiazdę Śmierci, mimo że nasi agenci zaklinali się, że pełni obowiązki reprezentacyjne na Eriadu. Minęłyśmy się prawie na dotknięcie ręki. Gdyby nie spóźniła się o ułamek sekundy, nie wywiozłabym tych planów tak łatwo. Beyre nie zginęła nad Yavinem, bo była zbyt zajęta ściganiem mnie, żeby…
– Poprosiła go o pomoc dlatego, że przekazałaś plany Leii! Musieli się rozdzielić.
– Kogo poprosiła?
– Naszego ojca.
Naturalność, z jaką Luke to powiedział, wywołała u Nessie w mieszane uczucia. W zasadzie powinna być dumna, tak właśnie powinien zachować się prawdziwy Jedi. Ale wspomnienia zalały ją trudną do opanowania falą.
Wzięła się w garść i odpowiedziała:
– Byłam przekonana, że Beyre i Tarkin zrobią wszystko, żeby rozwiązać problem samodzielnie. Ale najwyraźniej Beyre mimo wszystko darzyła większym zaufaniem innego Sitha i w swoim odczuciu wybrała mniejsze zło. W zasadzie jestem ci, Leia, winna przeprosiny, nie przypuszczałam, że ściągam ci na głowę takiego przeciwnika. Beyre wykazała się zaskakującą umiejętnością gry zespołowej – Nessie uśmiechnęła się kwaśno. – Zdawała sobie sprawę, do czego możemy plany wykorzystać.
– Gdyby to Beyre była wtedy z Tarkinem nad Alderaanem… – Leia była blada jak ściana, ale mówiła dalej. – Myślę, że mogliby nie zniszczyć planety.
– Dlaczego tak uważasz? – żachnął się Han. – Ona przecież razem z nim budowała tę stację. Mówiliście, że oboje mieli na jej punkcie obsesję.
– Ale ja widziałam, jak Tarkin wydawał rozkazy. To był chory człowiek, on oszalał. Jego to bawiło. W jakiś zwyrodniały sposób. Teraz wiem, że ja to… czułam, tę jego dziką satysfakcję. Natomiast Vader…
– Prosiłem cię.
– Luke, mówiłam tak o nim od dzieciństwa, nie przestawię się teraz. Tobie jest łatwiej! Przepraszam – spuściła wzrok.
– Tylko co ma z tym wspólnego Beyre? – przerwał im Han, który ewidentnie czuł się nieswojo, kiedy wypływał temat rodzinny. Wątek przyjaźni z młodości też nie należał do jego ulubionych. – Może oni oboje wysadziliby Alderaan z tą samą chorą, zwyrodniałą satysfakcją?
– Mieliśmy pewne informacje… – zaczęła Nessie, starając się bardzo ważyć słowa. Bała się posądzenia, choćby w głębi duszy, o brak obiektywizmu.
– Tak, Nessie ma rację – weszła jej w słowo Leia. – Nasi agenci z Gwiazdy Śmierci, ci, którzy potem zginęli, przekazując Nessie plany, sygnalizowali, że to Tarkin jest głównym zagrożeniem. To był jego projekt.
– Po Yavinie… – zaczął Luke bardzo powoli, jakby z trudem; nawet Guri, zajęta od jakiegoś czasu dyskretnym obserwowaniem chmur za oknem, przeniosła na niego wzrok. – I po Endorze… Po tym, co czułem w momencie, gdy stacje były niszczone… Słowem: nie wyobrażam sobie, żeby Beyre wydała rozkaz nad Alderaanem.
– Nie wyobrażasz sobie? Skywalker, ty?! – palnęła Zantara.
Luke wytrzymał jej spojrzenie.
– Ja nie byłem przygotowany, nic wtedy jeszcze nie rozumiałem. Nie spodziewałem się. Ben mi nie powiedział, o tym też.
– Aha – mruknęła Guri, przygryzając usta i klnąc w duchu swój niewyparzony język.
– Tylko, że widzisz, Luke – odezwała się Nessie – Sithowie inaczej odbierają…
– Ale nie Beyre.
– Beyre jest Sithem.
– Tak, ale… To by zresztą tłumaczyło, dlaczego Imperator ufał jej mniej niż naszemu ojcu.
– A ufał mniej?
– Sama powiedziałaś: nie powierzał jej najważniejszych zadań. Bał się, że go zawiedzie.
– Jak na Sitha – Leia podjęła myśl brata – Beyre miała dość ograniczoną władzę. Musiała liczyć się ze zdaniem Tarkina jako gubernatora Terytoriów Zewnętrznych, to był od strony formalnej bardzo dziwny układ, dla niej niezręczny. Dowodziła flotą, ale nie miała pełnej kontroli nad sytuacją w tych sektorach.
– Beyre była wyszkolonym Jedi – odezwała się Nessie – a w czasie Wojen Klonów dowodziła wojskiem. Była Imperatorowi przydatna.
– Dlatego pozwolił jej przeżyć – powiedział Skywalker bardzo cicho.
– Ale potem zaczęła stanowić zagrożenie dla kogoś, kogo Imperator dużo chętniej widziałby u swojego boku. Dla ciebie, Luke.
• • •
Ilustracja: <a href='mailto:aszady@uw.lublin.pl'>Agnieszka ‘Achika’ Szady</a>
Ilustracja: Agnieszka ‘Achika’ Szady
Guri z dużą ulgą opuściła apartament senatorski. Poruszane tematy pasowały bardziej na wieczór osobistych zwierzeń niż na naradę bojową – postronny świadek, taki jak Zantara, z jednej strony słyszał więcej, niż by sobie życzył, a z drugiej konkretów jak na lekarstwo. Ogólniki, czekanie, pracująca w tle machina wywiadowcza.
Najemniczka zastanowiła się nawet przez chwilę, czy może Jedi po prostu przestali jej ufać, ale przepędziła tę myśl czym prędzej. Nie pasowało to do Nessie.
Wyszła na ulicę. Niebo nad drapaczami chmur tonęło w jaskrawofioletowej łunie zachodu słońca. Na szerokości geograficznej Zarry noc zapadała o tej porze roku bardzo wcześnie.
Zantara wypożyczyła śmigacz w hotelu, wolała nie jeździć po mieście służbową rządową maszyną, do której teoretycznie miała teraz prawo. Potem poleciała do Xista.
To znaczy nie do samego viga oczywiście, ale do jego klubu. Chciała się tam pokazać, posłuchać, o czym gadają na zapleczu chłopcy z ochrony i ogólnie zrobić odpowiednie wrażenie.
W końcu pracuję teraz znów dla Czarnego Słońca, he, he.
Kiedy dotarła na miejsce, na dworze było już zupełnie ciemno, ale impreza w klubie dopiero się bardzo sennie rozkręcała. Na głównej sali niemrawo podrygiwała grupka rodiańskiej młodzieży, z gatunku tych, co mają być w domu przed północą, więc do tego czasu muszą zdążyć się narąbać i wytrzeźwieć.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

87
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.