O „Obcych kontra Predatorach” dyskutować nam się nie chciało, ale jak mus to mus… Filmy są oczywiście ewidentnie złe, ale czy była szansa, by było inaczej?  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Konrad Wągrowski: O dwóch częściach „Alien kontra Predator” nie chce mi się gadać, bo raczej nie ma o czym. Mam jednak inne pytanie – czy Waszym zdaniem była w ogóle szansa, by na kanwie tej konfrontacji stworzyć dobry film? Jeśli tak – to w jaki sposób? Jakub Gałka: Dając lepszego reżysera i zwyczajnie kręcąc lepszy film. Przecież trzecia i czwarta część „Obcego” też miały potencjał, a zostały zmarnowane przez realizację. Tak samo tutaj: pomysł na pierwszą część „AvP” i połączenie obu potworów i uniwersów był wcale niezły, zwłaszcza z tymi smaczkami typu występ Lance’a Henriksena. Oczywiście można się zastanawiać, czy nie lepsze byłoby umieszczenie akcji w naturalnym środowisku alienów, a nie predatorów, czyli w kosmosie, a nie na Ziemi. Kamil Witek: Wystarczy jeden rzut oka na „Obcego: Decydujące starcie” by dojść do konkluzji, że notoryczną rozpierduchę w filmie można przekuć w atut. Po prostu trzeba mieć do tego rękę. Mnie obie części kojarzą się wyłącznie ze stadami potworów zabijających się na milion sposobów. Nie kojarzę nawet jakiegoś większego zarysu fabuły. A wy pamiętacie jakąkolwiek scenę, która miałaby szansę załapać się do rankingu stu najlepszych momentów w „Obcych"? Bo o dziesiątce czy nawet pięćdziesiątce to nawet nie ma co mówić… Piotr „Pi” Gołębiewski: Tu nie mam zamiaru nikogo bronić. Obie części są beznadziejne. Jedyne, co z nich zapamiętałem, to ten obcy, którego potraktowano stalową siatką predatorów i potem miał takie śmieszne blizny. A przecież można było zrobić dobry film, wystarczyło zekranizować komiks „AvP”, który wyszedł też u nas. Konrad Wągrowski: Nie, żadnych wspomnień. „AvP” to wrzucenie grupy bohaterów, których nawet nie zdołaliśmy poznać, a więc się nimi zupełnie nie przejmujemy, do jakichś ciemnych koratarzy i monotonna jatka bez elementu zaskoczenia. Większy potencjał miała „dwójka” – przeniesienie akcji do małego miasteczka mogło dać niezły efekt, gdyby napięcie narastało stopniowo, gdyby koszmar powoli rozwijał się w sielskim otoczeniu. Ale nie – tu też nudna jatka od razu. Zawiódł więc i scenariusz, i reżyseria. Jakub Gałka: Ja będę się upierał przy tym, że w „jedynce” scenariusz wcale nie kulał tak bardzo. I, szczerze mówiąc, pomysł z piramidą, cyklicznym odwiedzaniem Ziemi przez predatorów był niegłupi i fajnie nawiązujący do komiksów (zresztą z komiksów mamy też finałowy alians bohaterki z predatorami). Wrzucenie kosmitów do jakiegoś zwyczajnego amerykańskiego miasteczka był moim zdaniem dużo bardziej wymuszony i – choć rzeczywiście dość nowatorski – w żaden sposób nie nawiązujący do historii obu kosmicznych potworów ani nie mający potencjału. Dla mnie kiepska jedynka jest jednak o oczko lepsza niż jeszcze bardziej beznadziejny „Requiem”. Dla podkreślenia wagi moich słów siłacz palnie pięścią w stół, a ja powiem, że agregatory typu Rotten Tomatoes i oceniający na portalach filmowych typu IMDB czy Filmweb zgadzają się ze mną :) Oczywiście to dyskusja, w którą już się bawiliśmy: czy lepszy jest „Alien 3” czy „Przebudzenie"… Piotr „Pi” Gołębiewski: Już mówiłem, „Przebudzenie”, ale obie części są dobre!!! Konrad Wągrowski: Powiedz to o „Aliens kontra Predator"… Piotr „Pi” Gołębiewski: Nie powiem, nawet na torturach… Kamil Witek: Chyba wszyscy się zgadzamy, że obie części to katastrofa. Pytanie tylko, czy gdyby jakiś szaleniec zdecydował się na remake, to miałoby to rację bytu? Dla mnie fundamentalnym błędem jest uczynienie zbyt dużej hordy potworów kilkudziesięcioma głównymi, bezimiennymi bohaterami. A gdyby tak ograniczyć się do jednego Obcego i jednego Predatora. mogłoby to mieć większy sens? Komuś wtedy z założenia kibicowalibyśmy bardziej… Jakub Gałka: Mano-a-mano? Kierunek ciekawy, ale nie wiem czy wykonalny – i Predator, i Alien to super-skuteczni, błyskawiczni zabójcy. Atakowali z cienia/niewidzialności i nie dawali ludziom szans swoją oczywistą przewagą oraz nietypową bronią (kwas, działko laserowe itp.), to nie Van Damme kontra Bolo Yueng, żeby mogli się okładać przez pół filmu, a później ten przegrywający otrząsnąłby się i przez zapuchnięte oczy zadałby decydujący cios… Tu liczy się zaskoczenie, wyprzedzający atak i lepsze wykorzystanie któregoś ze swoich atutów. Dlatego też nie dziwię się, że w „AvP 1” ustawili jatkę w trybie „wielu vs wielu”, a z kolei w sequelu oczywista przewaga najpierw Aliena, a później Predatora – każdy z nich w pewnym momencie rozwalał sam jeden kilku przeciwników drugiej rasy – zaburzała te proporcje.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
A odpowiedź na to, komu kibicować, jest dość oczywista. Nie licząc durnowatej końcówki „Przebudzenia”, Alien to bezmózgi (w sensie intelektu i uczuć), kierujący się instynktem potwór, personifikacja czystego, bezmyślnego okrucieństwa – ciężko się z takim czymś identyfikować. Oczywiście Predator, zwłaszcza przy odpowiednim ustawieniu scenariusza, to też zagrożenie dla ludzkości i okrucieństwo, tym razem bardziej wysublimowane i inteligentne. Ale jednak Predatorzy dają ludziom szansę przeżycia, mają kodeks honorowy, można się z nimi w jakimś stopniu komunikować itp., itd. Nie wyobrażam sobie fabuły, w której kibicowalibyśmy Obcemu rozrywającemu na strzępy Predatora. Konrad Wągrowski: Tym tropem szli twórcy – zarówno w pierwszym „AvP”, jak i w „Predators” dochodziło do sojuszu ludzko-drapieżczego. A co do samych filmów – moim zdaniem szansy na naprawdę dobre kino od początku nie było. Po prostu fabuła jest zbyt oczywista, na zaskoczenia nie ma szans, nic nie da się wykombinować. Można natomiast zrobić przyzwoitą rozrywkę – wprowadzając wiarygodnych, dających się lubić bohaterów, unikając najoczywistszych klisz, utrzymując dobre tempo, mając parę nieoczywistych pomysłów inscenizacyjnych, dodając szczyptę dystansu, a może i humoru… Ale do tego potrzeba przyzwoitych rzemieślników, z własnym stylem i z jakimś pomysłem na taki obraz. A ja sobie pomyślałem o podejściu „artystycznym”. Gdyby tak – idąc tropem gry – nakręcić film nie z ludzkiego punktu widzenia, ale przez pryzmat Predatora? Albo nawet Obcego – świat widziany jego oczami? Oczywiście potencjału komercyjnego to by nie miało żadnego, ale mogłoby być inspirujące… Mieszko B. Wandowicz: Podejście artystyczne? Obcy, zmęczony potyczkami z Ripley, postanawia zebrać siły w małym lesie na szwedzko-norweskim pograniczu. Pragnie pożywić się ludźmi, ale wszystkie okoliczne chaty są puste; znajduje tylko kilka rozerwanych na strzępy wilczych trucheł, które mróz utrzymuje w dobrym stanie, jednak najpewniej tkwią w śniegu od miesięcy. Zagubiony, zrezygnowany, słyszy nagle przenikliwy pisk. Poszedłszy w kierunku źródła dźwięku, natrafia na wyrzeźbioną w lodzie szachownicę ze świerkowymi figurami, na której osamotniony Predator toczy partię z sobą. Nie miałem zamiaru się odzywać, ale po Konradowym żądaniu artyzmu nie mogę wyrzucić z głowy tej wizji. I prawdę rzekłszy, obejrzałbym taki film z prawdziwą przyjemnością. Oczywiście zrobiony całkiem na poważnie, tak by widz przymrużyć oko musiał sam. Jakub Gałka: Ale Predator to duma nad tymi szachami nad swoim właśnie-odkrytym-dotąd-nieuświadamianym homoseksualizmem? Zdryfowaliście panowie naprawdę mocno, więc proponuję powrócić do meritum i jeszcze raz zastanowić się co (poza zmianą reżysera) można było zrobić lepiej? Wrócę jeszcze do zamiany środowisk - czyli: nie Ziemia, na której grasuje Predator, ale kosmos, w którym poluje Obcy. Poniekąd tak było właśnie w komiksie "AvP", który chwalił Piotr, gdzie akcja toczyła się na odległej kolonii (co prawda miała ona posmak amerykańskiego, górniczego miasteczka - coś co poniekąd wykorzystali w filmowym "Requiem"). Ja mam na jego temat mniej entuzjastyczne zdanie, ale można sobie wyobrazić całkiem przyzwoitą ekranizację, której siłą mogłoby być, że oprócz próby bycia horrorem czy filmem akcji, mogłaby być niezłym science-fiction. A może coś z innych komiksów tej serii - było ich trochę? A może w ogóle historia bez ludzi - grupka pokojowo nastawionych Predatorów leci sobie spokojnie stateczkiem przemysłowym "Stromo" i nagle odbiera tajemniczy sygnał z pobliskiej planety… Konrad Wągrowski: Albo grupa najemników Obcych wyrusza z misją w dżunglę, a tam zaczyna na nich polować tajemniczy przezroczysty myśliwy... A może przenieść się na rodzimą planetę Obcych? Predatorów? A może zrobić bitwę w stanie nieważkości? A może pójść w wielką skalę? Zrobić bitwę niczym ta na Polach Pelennoru, w której zastępy Obcych rozbiajane są przez konnicę Predatorów? Problem w tym, że prawie wszystkie pomysły wymagałyby dużego budżetu i prawie superprodukcji. A tu jednak chodziło o odcięcie kuponów niedużym kosztem, budżety oscylowały w granicach 50-60 milionów dolarów, a scenerie były współczesne, czyli tanie. Tak więc lepiej było poszukać kogoś, kto ma głowę do dobrych, kameralnych horrorów i oddać mu projekt. Choć chyba lepiej było poszukać tematu zupełnie gdzie indziej - co zrobił teraz Scott, a jak mu wyszło, zobaczymy już za tydzień...
Tytuł: Obcy kontra Predator Tytuł oryginalny: Alien Vs. Predator Data premiery: 4 listopada 2004 Rok produkcji: 2004 Kraj produkcji: Czechy, Kanada, Niemcy, USA Cykl: Obcy Czas projekcji: 101 min. Gatunek: groza / horror, SF
Tytuł: Obcy kontra Predator 2 Tytuł oryginalny: Aliens vs. Predator: Requiem Data premiery: 28 grudnia 2007 Rok produkcji: 2007 Cykl: Obcy Czas projekcji: 86 min. |