On – mężczyzna w średnim wieku, pracujący jako dozorca w zabytkowej kamienicy. Ona – kobieta pod trzydziestkę, samotnie mieszkająca w kilkupokojowym mieszkaniu. Spędzają ze sobą sporo czasu, ale nie są parą. Ona wie o nim niewiele więcej ponad to, jak ma na imię. Mimo to lubi go i ufa mu. Jakie mogą być skutki takiego związku? Na pytanie odpowiada hiszpański reżyser Jaume Balagueró w filmie „Słodkich snów”.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
„Bezimienni” (1999), „Ciemność” (2002), „Delikatna” (2005) i dwie części „[Rec]” (2007, 2009) wywindowały Jaume Balagueró (rocznik 1968) do pierwszej ligi twórców współczesnych horrorów. Czy słusznie – można się sprzeczać, tym bardziej że część z wymienionych powyżej filmów niczym szczególnym nie zaskakuje, a kontynuacja jego najsłynniejszego obrazu wypadła wręcz żałośnie. Dobrze się zatem stało, że kolejne dzieło Hiszpana mniej ma wspólnego z klasycznym horrorem, a znacznie więcej z thrillerem spod znaku Alfreda Hitchcocka. Choć kilka patentów, zastosowanych już wcześniej, postanowił wykorzystać także w „Słodkich snów”. César (w tej roli Luis Tosar z „Nawet deszcz” Icíar Bollaín) pracuje jako dozorca w zabytkowej kamienicy w centrum miasta. To człowiek z gatunku tych „do rany przyłóż” – zawsze uśmiechnięty i uczynny. A to pieski nakarmi, gdy ich pani udaje się na spotkanie towarzyskie z koleżankami-emerytkami, a to udrożni zapchany zlew, drzwi od windy lub na ulicę przytrzyma, gdy obie ręce zajęte tobołkami. Słowem: zrobi wszystko, by od rana wprawić mieszkańców w dobry humor. Nawet sprzątaczkę ostrzeże, że niektórzy z lokatorów mają zastrzeżenia co do jakości jej pracy, choć równie dobrze zamiast mówić jej o tym, mógłby donieść bezpośrednio właścicielowi domu. A przecież wcale nie jest mu łatwo. Matka Césara leży bowiem ciężko chora w szpitalu, on zaś, jak na kochającego syna przystało, odwiedza ją każdego dnia. Naraża się przy tym pracodawcy, ponieważ bywa, że później spóźnia się na popołudniowy dyżur. Problem w tym, że jest to jedynie pozór. Prawda jest zupełnie inna. César to niemłody już mężczyzna, któremu do tej pory nic w życiu się nie udawało. Matka, dopóki zdrowie jej dopisywało, nienawidziła syna, teraz, całkowicie ubezwłasnowolniona, nie może nawet zaprotestować przeciwko jego wizytom w klinice. Nie założył własnej rodziny – zapewne dlatego, że przy bliższym poznaniu odstręczał wszystkie kobiety. Nigdzie też na dłużej nie zagrzał miejsca jako dozorca, prędzej czy później – czasami po paru tygodniach, innym razem po kilku miesiącach – wyrzucano go na bruk. Czy w tej sytuacji należy się dziwić, że popada w depresję i jest bliski popełnienia samobójstwa (od tej sceny Balagueró rozpoczyna swój film)? I zrobiłby to na pewno, gdyby nie Clara (którą gra Marta Etura, znana z głównej roli w „GranatowyPrawieCzarny” Daniela Sáncheza Arévala) – piękna (mniej więcej) trzydziestolatka zamieszkująca jeden z apartamentów. César jest dla niej szczególnie uprzejmy, gotowy spełnić każdą jej prośbę. Szczerze jej współczuje, gdy dowiaduje się, że kobieta jest nękana – i listownie, i telefonicznie, i mailowo – przez psychopatę, któremu przy jakiejś okazji musiała wpaść w oko. Clara ufa dozorcy, czasami prosi go nawet o drobne przysługi, które ten wypełnia pod jej nieobecność. I nie tylko. Jest jednak osoba, która o Césarze wie znacznie więcej, niż wszyscy mieszkańcy kamienicy razem wzięci – to dziesięcio-, może jedenastoletnia Úrsula, mieszkająca wraz z rodzicami i młodszym braciszkiem na tym samym co Clara piętrze. Ale wiedza, którą posiada, może być dla niej bardzo niebezpieczna… „Słodkich snów” zbudowane zostało na bardzo wyrazistych kontrastach. Najpierw reżyser rysuje przed widzem niemal sielankowy obraz wspólnoty, by następnie stopniowo przestawić wszystko z nóg na głowę. Dzieje się tak w momencie, gdy do gry wkracza Wielki Manipulator, człowiek trzymający w ręku najważniejsze karty (a może raczej: klucze do mieszkań i biur). Jest on bardzo inteligentny, ale i przebiegły, obdarzony ogromną wyobraźnią, ale wykorzystujący ją w zdecydowanie niechlubnych celach. Motorem napędowym jego działań jest nienawiść – do ludzi, którym się w życiu powiodło lub którzy tylko sprawiają wrażenie szczęśliwych. Nie cofnie się przed niczym, by zrealizować swój podstępny plan. Alberto Marini, scenarzysta filmu, albo bardzo dokładnie przeanalizował wcześniejsze filmy Balagueró, albo dostał konkretne wytyczne od twórcy „Bezimiennych”. W każdym razie zadbał o to, aby cała historia rozegrała się w ulubionym miejscu akcji hiszpańskiego reżysera – w wielkim domu, w którym dzieją się rzeczy niecodzienne i straszne. Obaj panowie, zanim przystąpili do pracy nad „Słodkich snów”, przetestowali zresztą podobny – i nic więcej – temat pięć lat wcześniej, kręcąc dla telewizji jeden z sześciu „Filmów, które nie dadzą ci zasnąć” (ich segment zatytułowany został „Apartament”). W pewnym sensie Hiszpan cytuje więc sam siebie. Ale nie brakuje też nawiązań do klasyki thrillera psychologicznego. Bo i coś z „Psychozy” Hitchcocka da się wypatrzeć (niezwykle istotną rolę w najnowszym obrazie Balagueró odgrywa chociażby prysznic), i z „Dziecka Rosemary” Polańskiego (vide stara kamienica z dziwacznymi lokatorami). Jedni będą w tym upatrywać walorów filmu, inni oskarżą reżysera o brak własnych pomysłów. W niczym jednak nie zmieni to faktu, że „Słodkich snów” udało mu się lepiej niż wcześniejsze produkcje.
Tytuł: Słodkich snów Tytuł oryginalny: Mientras duermes Data premiery: 29 czerwca 2012 Rok produkcji: 2011 Kraj produkcji: Hiszpania Czas projekcji: 102 min Gatunek: groza / horror, sensacja, thriller Ekstrakt: 70% |