Rozdział 11 Gadzia solidarność Luke Skywalker szedł korytarzem Gwiazdy Śmierci. Pewnie i szybko, znał drogę i nie chciał, by czekano na niego dłużej niż to konieczne. Kamery hełmu pokazywały obraz nieco zmodyfikowany, z szerszym polem widzenia i błyskawicznymi powiększeniami obszarów, którym należało poświęcić więcej uwagi. O tym, które to konkretnie obszary, decydowało oprogramowanie hełmu, ucząc się tego nieustannie w miarę użytkowania. Jego działaniu trudno było cokolwiek zarzucić. Luke minął zakręt i wpakował się prosto na czterech szturmowców. Poczuł ich strach na jego widok. Nie sięgnął po broń, nie pomyślał, że został zdemaskowany. Szturmowcy wyprężyli się na baczność, a Luke minął ich bez słowa, uświadamiając sobie, że jest od nich o wiele wyższy. I wtedy usłyszał swój oddech, poczuł ciężar kroków. Kamera hełmu podsunęła mu obraz jego odbicia w odległej przeszklonej ścianie. Czerń peleryny. Śnił nie swoje wspomnienia.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Drzwi rozsunęły się przed nim i wkroczył na naradę sztabu. Ze wszystkich osób na sali interesowała go w tej chwili tylko jedna – stojąca przy oknie Beyre. Czując obecność Vadera, odwróciła się. Skinęli sobie głowami w tym samym momencie. – Strach będzie utrzymywał podległe nam układy w porządku – mówił właśnie Tarkin, a w jego spojrzeniu tliło się coś nie do końca zdrowego. – Strach przed tą stacją. Vader słuchał nieuważnie. Stali tak z Beyre po przeciwnych stronach stołu konferencyjnego i przyglądali się sobie ponad głowami podwładnych. Zmieniła się, miała dłuższe włosy i nie wyglądała już jak dzieciak. Oczywiście Vader wiedział o tym doskonale, widywał przecież hologramy, ale czym innym było spotkać się twarzą w twarz. Jedyne, co go zaskoczyło, to właśnie sposób, w jaki poprzez Moc wyczuwał teraz obecność dawnej towarzyszki treningów. Zmiana, jaka w niej zaszła, sięgała głęboko, ale… Zdziwił go rodzaj tej zmiany. Komandor Tagge prawie wszedł Tarkinowi w słowo, zaskakująco bezceremonialnie: – A co z Rebelią? Zdobyli pełne plany stacji i na pewno będą szukać jej słabych punktów. Vader miał wrażenie, że Beyre najchętniej wyszłaby z narady. Odzwyczaił się od czytania bardziej subtelnych uczuć, ale wydawało mu się, że ona się w tym pomieszczeniu dusi. Za niski strop, za małe okna. I za dużo ludzi. – Plany zostaną wkrótce odzyskane – powiedział, patrząc przy tym wprost na Beyre. Akurat w tym jednym, jedynym przypadku hełm nie stanowił przeszkody. Wyczuła jego wzrok i – mimo zacierającego ton głośnika – drwinę. „Potrzebujecie mojej pomocy, więc jestem” – miał ochotę powiedzieć to na głos, ale się powstrzymał. Przez wzgląd na obecność podwładnych. – Jakikolwiek atak rebeliantów na Gwiazdę Śmierci będzie pustym gestem! – wykrzyknął admirał Motti. Beyre zrobiła krok do przodu, tak, że znalazła się tuż za plecami admirała. Tarkin rzucił długie spojrzenie w jej kierunku. „Już nigdy żadna kobieta nie popatrzy na mnie w ten sposób”, pomyślał Vader i wspomnienie Padmé uderzyło go nagle, tak wyraziste, jakby widział ją ostatni raz wczoraj. Mimo upływu czasu nie blakło, więcej – stawało się jakby coraz bardziej rzeczywiste. Wyostrzane przez ból, przez Moc. Przez nienawiść. Obi-Wan Kenobi – cel i powód egzystencji Vadera. „Kiedy go zabiję, to wszystko będzie się mogło wreszcie skończyć”. – Nie bądźcie tacy dumni z osiągnięć technologii – wycedził Vader, a hełm wzmocnił wypowiadane przez niego prawie bezgłośnie słowa, pozbawiając je przy tym całkowicie zamierzonej intonacji. – Potęga tej stacji jest niczym wobec Mocy. „Gdyby nie Moc, nie byłoby mnie tutaj”. Nie patrzył na Mottiego, ale na Beyre. Nienaganną, wymuskaną, w czarnej pelerynie obszytej srebrem. W sumie wyglądała nawet lepiej niż kiedyś. Wtedy Motti powiedział jakąś bzdurę, tak piramidalną, że nawet Beyre prychnęła poirytowana. Vader uniósł powoli pięść. Zacisnął ją, stopniowo, coraz mocniej. Admirał zmienił się na twarzy, szarpnął zapięcie kołnierza. Beyre nie reagowała. Patrzyła z pogardliwym uśmieszkiem w kamery hełmu. Ale Vader wiedział, że to poza. „Nieprzyjemnie? Poproś, a przestanę…” Motti upadł na zimny blat stołu, tracąc przytomność. Jeszcze kilkadziesiąt sekund. Później już nie warto go będzie ratować, za długo trwałaby rehabilitacja. „Poproś, Beyre.” – Vader, zostaw go! – zawołał Tarkin. Beyre milczała, ale Vader wiedział już to, co było mu potrzebne. A skoro Tarkinowi zależy na idiocie – mroczny lord potrafił robić prezenty swoim sojusznikom. W końcu wyszkolenie admirała kosztuje. Rozprostował palce. Motti złapał haust powietrza, pierwszy chrapliwy oddech swojego odzyskanego życia. Vader nie odrywał wzroku od Beyre. Owszem, zmieniła się. Ale był już pewien, że ona… nie stanowi dla niego zagrożenia. Mimo wszelkich pozorów, mimo Fra Mauro, mimo zrównanego z ziemią Theed i spalonych pałaców w Krainie Jezior. Naboo powstało z imieniem Amidali na sztandarach i było jasne, dlaczego Imperator nie wyznaczył Vadera na głównodowodzącego tamtej kampanii. „Nasza przyjaciółka robi postępy”, mówił Lord Sidious. Być może. Ale prawdziwy Sith nie cofnie się przed niczym, żeby zrealizować swoją wolę, nawet, gdy chodzi o kaprys. Sith nie brzydzi się cudzego cierpienia. Czerpie z niego przyjemność. Beyre była okrutna, żeby przeżyć. A Vader… Jemu było już teraz wszystko jedno. Niech cała Galaktyka spłonie wraz z nim. Leia zbudziła się nagle, z cichym okrzykiem. Han podniósł się na łokciu, całkowicie przytomny, jakby ktoś chlusnął na niego zimną wodą. – Co się dzieje? Boli cię? – Co?… – spojrzała na niego, w błękitnej poświacie świtu zobaczył jej nieobecny wzrok. – Aaa… Nie, wszystko w porządku. To Luke. Luke miał zły sen. Han opadł ciężko na wznak na poduszkę. Po raz kolejny zatęsknił do czasów, kiedy był przekonany, że coś takiego jak Moc po prostu nie istnieje. Popołudniowe słońce sączyło się pomiędzy żaluzjami przez okno apartamentu senatorskiego hotelu „Diament”. Guri Zantara kończyła właśnie opowiadać trójce Jedi i Hanowi przebieg spotkania z zeszłego wieczoru. – Dla Xista to pewnie drobny wydatek: milion dla mnie, drugie tyle dla pozostałych. Skoro obiecuje sobie tyle politycznych korzyści… – najemniczka zawiesiła głos. – Niewątpliwie – pokiwała głową Nessie. – Zwłaszcza, że prawdopodobnie nie przeprowadza tej operacji na własną rękę. W sprawie tej wagi ostateczne decyzje powinny należeć już do księcia Zuurosa. – Książę gorzko się rozczaruje w takim razie – ton głosu Leii zdradzał wyraźnie, że nie darzy falleeńskich książąt sympatią. – Jeżeli uda im się zlikwidować problem szybciej niż nam, oczywiście dostaną nagrodę, takie w końcu obowiązuje prawo. Ale Czarne Słońce powinno mieć się na baczności. Są trzeci w kolejce: Beyre, Tarkin i zaraz po nich Zuuros. – Praworządny obywatel – uśmiechnęła się szeroko Zantara. – Nasi ludzie patrzą mu bardzo uważnie na ręce. Kiedyś popełni błąd. Jego flota handlowa przeleci zbyt blisko jakiejś planety bez uiszczenia opłat orbitalnych albo znajdziemy na jego skyhooku niewolników. W waszej branży nawet drobne niedopatrzenie może drogo kosztować… Senator powiedziała to w taki sposób, że Guri na mgnienie oka prawie zapomniała, że tak naprawdę podziela opinię lorda Xista na temat skuteczności struktur Nowej Republiki. Z żalem czy nie, ale podziela. Leia wysłuchała tylko końcówki raportu najemniczki, bo wpadła na naradę spóźniona. Jak wyjaśnił Zantarze Han, prowadziła nadal trudne rozmowy z pewnym arystokratą, który był w stanie poświęcić naprawdę wiele, by zachować tytuły i majątek. Guri tym razem darowała sobie komentarz; może rzeczywiście nie jej było oceniać postępowanie możnych tej galaktyki. – Czarne Słońce dysponuje siecią agentów, a oni mają oczy i uszy otwarte – powiedziała Nessie. – Więc jest nam na rękę, że pracujesz dla Xista. Aby wypaść wiarygodnie, będziesz musiała z nim trochę o nas porozmawiać. Zamelduj, że czekamy na wyniki pracy naszego wywiadu i nie podejmujemy żadnych pochopnych kroków – Jedi przez mgnienie oka zawiesiła wzrok na Leii. Guri pomyślała kwaśno, że takie ujęcie sprawy doprawdy niewiele różni się od rzeczywistości. – Jeżeli chcesz, mogę ci dać materiały – Nessie wskazała na stojący na stoliku holoprojektor – ale podejrzewam, że Xist też je ma. Jeden z tych filmów jest powszechnie dostępny, wystarczy pogrzebać po archiwach. To fragment transmisji obchodów któregoś z imperialnych świąt, na Eriadu, niedługo przed bitwą o Yavin. Jedi włączyła urządzenie i pozostali uczestnicy narady zobaczyli najpierw ogólne ujęcie trybuny honorowej. Potem operator zrobił zbliżenie na przemawiającego gubernatora Tarkina i dalej na osoby stojące za nim, w pierwszej kolejności na Beyre, która w tym momencie spojrzała wprost w kamerę. Oczy uczennicy Imperatora zwęziły się nagle, ale po ułamku sekundy opanowała się i jej twarz znów przypominała lodowatą maskę. – Drugi film, z portu na Rodii, jest w zasadzie bezużyteczny – ciągnęła Jedi. |