W dwóch swoich książkach Robert Rowland Smith splata filozofię z naszą codziennością, próbując zainspirować czytelnika i pokazać mu niewidoczne z pozoru znaczenia i powiązania stojące za czynnościami czy sytuacjami, z jakimi często mamy do czynienia. Ale zarówno „Śniadanie z Sokratesem”, jak i „Podróże z Platonem” rozczarowują.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
O obu publikacjach można swobodnie mówić jak o jednym obiekcie. Jedyna różnica polega na tym, że w „Śniadaniu…” Smith mierzy się z elementami dnia codziennego, jak sen, praca, zakupy czy oglądanie telewizji, natomiast „Podróże…” dotyczą kolejnych etapów życia – od narodzin, przez szkołę, związki, emeryturę, aż do śmierci (a nawet nieco dalej). Cała reszta, a więc styl, sposób przekazywania informacji oraz ich jakość są już dla obu tytułów identyczne. Autor dzieli się więc z czytelnikiem przemyśleniami na wiele tematów, a że posiada wykształcenie filozoficzne, sięga również po poglądy przeróżnych myślicieli. Kogo tu nie ma! Nietzsche, Freud, Kant czy Benjamin to tylko kilka przykładów z naprawdę pokaźnej liczby i jednocześnie pierwszy problem z książkami Smitha. Przypominają one literacką wersję talk-show „Na każdy temat” – narrator bierze na warsztat kolejne problemy, przywołuje myśl znanej postaci, króciutko ją omawia, dodaje własne wnioski pozwalające przejść dalej – i tyleśmy go widzieli. Taka filozofia w wersji light, dająca poczucie obcowania z wartościowymi ideami, ale niewiele więcej. W dodatku są to idee mocno już rozpowszechnione i ktoś z antropologicznymi zainteresowaniami może się mocno rozczarować w momencie, gdy odnośnie dorobku Claude’a Levi-Straussa Smith będzie miał do powiedzenia ledwie parę zdań o tym, że surowe jedzenie wiąże się z barbarzyństwem, zaś gotowane – z cywilizacją. Student pierwszego roku kulturoznawstwa przez kilka minut wykładu dowie się więcej. Bliski konwencji talk-show jest również styl wypowiedzi. Smith jakby bał narazić się czytelnikowi zbyt naukowym tonem, w efekcie przesadza w drugą stronę, serwując marnej jakości dowcipy. Co jakiś czas puszcza do swojego odbiorcy oko, zdając się mówić „hej, może i przeczytałem mnóstwo traktatów filozoficznych, ale ciągle potrafię poopowiadać o tylnej części ciała niejakiej Maryni”. I chociaż historia zna przypadki udanego łączenia przysłowiowej wody z ogniem, to próby wymieszania rozważań Kanta z mocno odpustowym poczuciem humoru ocierają się o profanację. Wątpliwości budzą także dość nieudolne próby literackiego obrazowania – metafory w rodzaju „stada małych nietoperzy wznoszące się do umysłu” (to o druku) czy „ruchoma jaskinia samopoznania” (o samochodzie) są tu na porządku dziennym.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Oczywiście w książkach nie brakuje interesujących spostrzeżeń (choć cały czas towarzyszyło mi nieodparte wrażenie, że niemal żadne z nich nie zostało poczynione przez autora – co zresztą niezbyt dziwne, konstrukcja zasadza się przecież na czerpaniu z dorobku innych). Lektura obu dziełek może przynieść ukojenie np. zdenerwowanym kierowcom, którym autor spokojnie tłumaczy, że stanie w korku to efekt wolności – eliminacja drogowych zatorów musiałaby się bowiem wiązać z odgórnym narzucaniem tego, kto, gdzie i kiedy może korzystać z własnego środka transportu. Szkoda tylko, że Smith – choć sprawia wrażenie, jakby tłumaczył nam kulturę – jedynie porusza się po jej powierzchni, czyniąc naprawdę głęboki ukłon w stronę czytelnika, któremu do tej pory Kant kojarzył się głównie z kantem stołu. Zmierzam już do końca, ale jeszcze uwaga na marginesie – obie książki poleca Szkoła Wyższa Psychologii Społecznej. To ciekawe, zważywszy na fakt, że Smith określa w nich dokonania Berta Hellingera mianem „wspaniałego dzieła”, a poświęcone mu fragmenty przypominają ulotkę reklamową. Tymczasem Hellinger, twórca tzw. „metody ustawień”, jest postacią mocno kontrowersyjną. Choć nie może pochwalić się ukończeniem żadnej uczelni, popularyzuje własny sposób leczenia osób z problemami emocjonalnymi. Jego „terapii” bliżej do spirytyzmu czy szamanizmu (spędził 16 lat wśród zuluskiego plemienia), a Niemieckie Towarzystwo Terapii Systemowej i Terapii Rodzinnej jest do jego praktyk nastawione mocno krytycznie. Również z powodu doniesień o samobójczych śmierciach, jakie miały miejsce po zastosowaniu wspomnianej metody. Obie książki Smitha, choć rozczarowujące, można jednak polecić tym, którzy nie mieli dotąd większej styczności ani z filozofią, ani z tekstami teoretyków kultury i takiej styczności nie chcą, preferując rzeczy lżejsze, zanurzone w popkulturze (z naciskiem na „pop”). Jeśli nie będzie im przeszkadzał fakt, że poglądy pojedynczych myślicieli przywołuje się w maksymalnie skrótowej formie, a kolejne rozdziały są bardziej felietonami niż tekstami naukowymi, to lektura przyniesie sporo satysfakcji. Jednak już w kategoriach literatury popularnonaukowej należy omawiane tytuły określić mianem zwykłego czytadła.
Tytuł: Śniadanie z Sokratesem. Filozofia na talerzu Tytuł oryginalny: Breakfast With Socrates Data wydania: 7 marca 2012 ISBN: 978-83-7705-138-2 Format: 242s. 128×200mm Cena: 29,90 Gatunek: non-fiction, popularnonaukowa Ekstrakt: 50%
Tytuł: Podróże z Platonem. Filozofia na walizkach Tytuł oryginalny: Driving With Plato Data wydania: 30 maja 2012 ISBN: 978-83-7705-177-1 Format: 242s. 128×200mm Cena: 29,90 Gatunek: non-fiction, popularnonaukowa Ekstrakt: 50% |