A jednak się denerwował. Był przygotowany na tę ewentualność, stanowiła przecież również część scenariusza działań, jaki opracowywał, jednakże gdy dostarczono mu wezwanie do sądu, na chwilę zamarł nad opatrzonym urzędowymi pieczęciami i hologramami dokumentem. Niemal usłyszał, jak w oddali zamykają się jakieś drzwi, ale też… jak gdzieś uchylają się inne. Na swojej liście najważniejsze elementy planu miał już odhaczone, wciąż jednak zastanawiał się, jak doprowadzić do spotkania przed obliczem przedstawicieli prawa. Bo tak mu mówili ci uśmiechnięci studenci – najlepiej by było, żebyś ty został pozwany przez wielki koncern, tak kombinuj, dobry człowieku. Wtedy wyciągasz królika z kapelusza i masz ich w garści. Ale też, dziadku – dodawali – niekiedy lepiej jest być tą atakującą stroną. W jednym zdaniu coś dawali, a w kolejnym zabierali. Może i będą z nich prawnicy. „Pakuj się, Ted. Bierz swoje małe szpiegowskie zabawki, do których przykładasz taką wagę. I nie zapomnij o szczoteczce do zębów, ha ha ha! Nasłuchuj, czy to dzwon nie wybija twojej godziny? Albo w te, albo w tamte. Wóz albo przewóz. Na dwoje babka wróżyła. Ted z wozu, koncernom lżej. Z Księgi Cytatów Teda Simmonsa, Oskarżonego”. Trzy razy musiał przekraczać jaskrawo oznaczone bramki bezpieczeństwa, nim wpuszczono go na salę rozpraw. Było to niewielkie, ascetycznie urządzone pomieszczenie, z dwoma stołami umieszczonymi naprzeciwko siebie; przy każdym stały krzesła. Przedstawiciele firmy SiCorp – dwóch młodych mężczyzn w drogich garniturach – już zajęli miejsca, usiadł więc naprzeciwko. – Małe korki dzisiaj – powiedział. – Za to szaleństwo z tymi zabezpieczeniami. Zmierzyli go obojętnym spojrzeniem. Któryś z nich wcisnął zielony, zawierający skaner linii papilarnych przycisk. Spojrzał na staruszka wyzywająco. Ted powoli uniósł dłoń, zawiesił ją na chwilę nad bliźniaczym przyrządem umieszczonym na blacie przed sobą, wreszcie pozwolił grawitacji przejąć kontrolę. Holograficzne wyobrażenie Temidy wyświetliło się na środku sali. Szale przez chwilę wahały się wskazując to jedną, to drugą stronę, aż zastygły w stanie równowagi. Obraz znieruchomiał. Ted siedział, zastanawiając się, czy to zgodne z procedurą, a młodzi mężczyźni mierzyli go drwiącymi spojrzeniami. Szeptali do siebie, cicho chichocząc. Zdawali się być na swoim miejscu, jak prastary żywopłot zadbanej rezydencji. – Znowu nawaliło – wyrzekł stojący w progu postawny mężczyzna, właściciel kunsztownie ułożonej fryzury i doskonale skrojonego garnituru. – Ja poprowadzę sprawę. – Ależ, sędzio Braddt, to nie pana kaliber – powiedział któryś z młodych prawników. Był wyraźnie zaskoczony. – Akurat mam chwilę. Jedna ze stron procesu, który miałem dziś prowadzić, została unicestwiona w malowniczym błysku eksplozji niewielkiego ładunku taktycznego. Nie zdołali nawet dotrzeć na rozprawę. Uwierzycie? Szok, niedowierzanie, wielkie nagłówki. Więc mam okazję sprawdzić, czym zajada się plankton. Streszczenie! – Oskarżamy obecnego tu Theodora Simmonsa o bezprawne wykorzystywanie mocy obliczeniowych systemu sprzedaży naszego klienta, firmy SiCorp. Dysponujemy godzinami nagrań audiowizualnych, potwierdzających ten niecny proceder. Robił to w wyzywający, ostentacyjny sposób, a przecież w pobliżu prowadzi własny interes. To nieuczciwa konkurencja, Wysoki Sądzie. – Ten niecny proceder – powtórzył sędzia. Wykonał jakiś gest dłonią i część ściany przesunęła się, odsłaniając niewielką przestrzeń. Usiadł w wygodnym fotelu. Uruchomił stojący przed nim monitor. – Pan, Simmons, nie ma przedstawiciela prawnego? – Zamierzaliśmy właśnie poinformować naszego adwersarza o rządowym programie objęcia pomocą prawną obywateli zagrożonych wykluczeniem – wyraźnie artykułował młody człowiek, prezentując swoje nienaganne uzębienie. – Chcemy sprawiedliwego wyroku. – Słyszałem o tym programie. Wiem też, że w przypadku niekorzystnego werdyktu musiałbym zapłacić wysoką opłatę na rzecz Syndykatu Prawników – powiedział Ted, po czym uśmiechnął się nieznacznie. To samo uczynił sędzia i pan Simmons nagle poczuł spokój. – Więc, co pozwany na zarzuty młodych rekinów? – Od pewnego czasu SIM z APOS obok mojego sklepu pracuje dla mnie. Zawarliśmy umowę. – To niedorzeczne – drwiąco wyrzekł drugi z młodych ludzi. – Czy może pan sprecyzować? – zwrócił się sędzia do Simmonsa. – Chciałbym się powołać na pewien precedens. Sprawa Hibacschi kontra SiCorp. Prowadzący rozprawę wprowadził dane do komputera. Jego brwi powędrowały do góry. Zaczął głośno komentować czytany tekst. – Więc, pan Hibacschi, czy ktoś wie jak to się wymawia? – zapytał, lecz nie czekając na odpowiedź, ciągnął dalej – poszedł do sąsiadującego z nim punktu APOS, w złości wykrzyknął „To bierz mój sklep!”, tamtejszy SIM wygłosił stosowną formułę, a prawnicy SiCorp, może panowie? – zapytał, ale przedstawiciele SiCorp pokręcili przecząco głowami – w sądzie wyegzekwowali ważność tak zawartej umowy. Niesamowite. – Oparto się o ustawę Haidego-Miroko-Schneilla – bronił się młody prawnik. – Wszystko było zgodne z literą prawa. A czy pan Simmons jest w stanie sprostać warunkom postawionym w ustawie? – Jest pan w stanie przedstawić dowód zawarcia umowy zgodnej z wymienioną ustawą? – zwrócił się sędzia do oskarżonego. – Mam tu nagranie audiowizualne, jak i zapis fal mózgowych, czy mogę zaprezentować? – Proszę bardzo. Simmons wstał, z teczki wyciągnął niewielki aparat, umieścił go na stole. Chciał wcisnąć przycisk odtwarzania, gdy poczuł w dłoni mrowienie. Cofnął rękę. Urządzenie zaczęło się błyskawicznie nagrzewać, aż zmieniło stan skupienia na płynny, rozlewając się nieregularnym kleksem po stole. Sędzia Braddt odruchowo wcisnął przycisk alarmowy. Z wielkim hukiem podniosły się osłony, odgradzające go od reszty pomieszczenia, a także pozwanego i przedstawicieli SiCorp od siebie. Do sali wpadli uzbrojeni strażnicy. – Miała tu miejsce kierunkowa emisja wiązki energii – wyjaśnił Braddt, wskazując wciąż wrzącą substancję. – My także zostaliśmy poszkodowani – powiedział jeden z młodych prawników. Pokazał swoją teczkę, której wnętrze wypełniała roztopiona masa. – Rozumiem – powiedział sędzia powoli. – Sprawą tego incydentu zajmiemy się później. Kontynuujmy. – Odesłał straż. – Czy jest pan w stanie teraz przedstawić nam swoje dowody? W związku z zaistniałą sytuacją może pan prosić o odroczenie sprawy – pouczył go. – Nie ma potrzeby, jestem przygotowany – odparł Ted. Serce waliło mu jak oszalałe. Zrobił kilka głębokich wdechów. Wyciągnął z teczki urządzenie podobne do zniszczonego. Rozpoczął projekcję. „– Mogę pracować jako pański czeladnik – powiedział SIM. – Jestem w stanie zaadaptować się do każdej sytuacji. Pan Simmons wypowiedział stosowne formułki. – Dokładamy do tego nagranie fal mózgowych i umowa jest ważna? – upewnił się. – Oczywiście, panie Simmons. Przepisy szczegółowo omawiają tę kwestię. Rozmawialiśmy już o tym.” Ted wcisnął pauzę. Czuł zadowolenie, nagranie było doskonałej jakości. – Oto zapis moich fal mózgowych, dokonany w tamtym czasie. Rozprawa toczyła się dalej. – Panowie, zsynchronizujmy zegarki. W południe, a więc czterdzieści sekund temu, wydałem wyrok w tej sprawie. Czy wstrząśnie on Temidą? Czy poruszy sumienia? To były pytania retoryczne – oznajmił sędzia, gestem powstrzymując młodych ludzi przed zabraniem głosu, a jego mina była sroga. Na dnie oczu tańczyły jednak wesołe iskierki. – Konkludując; oddalam pozew wobec Teda Simmonsa. Uznaje się, że SIM panów klienta zawarł ważną – w myśl ustawy H-M-S – umowę, na mocy której został czeladnikiem pana S. Nakazuje się dokonanie, zgodnie z przedstawioną przez pozwanego opinią specjalisty, skopiowania stosownego programu SIM na przygotowaną przez niego, jak to określił, „platformę sprzętową”. Protokół, dołączone dowody, przedstawione opinie zostały zarchiwizowane, są już częścią naszego dziedzictwa narodowego. Panowie, wykonaliśmy dziś kawał dobrej roboty, niech układają o tym pieśni, niech lud wysławia piękno prawa. Żegnam. Sędzia opuścił osłony, wyraźnie zadowolony uścisnął dłonie obecnym, a następnie, gwiżdżąc jakąś wesołą melodię, wyszedł. Wydawał się zrelaksowany. |