A jednak się denerwował. Był przygotowany na tę ewentualność, stanowiła przecież również część scenariusza działań, jaki opracowywał, jednakże gdy dostarczono mu wezwanie do sądu, na chwilę zamarł nad opatrzonym urzędowymi pieczęciami i hologramami dokumentem. Ted Simmons popchnął ciężką stalową żaluzję do góry, wyprostował się z widocznym wysiłkiem, wziął głęboki, szybki oddech, po czym wyszperanym w kieszeni kluczem otworzył drzwi. Czujnym, gospodarskim spojrzeniem obrzucił wnętrze i wyraźnie powiedział: „Śpiewak rad okapu dynamo anyżem”. Odczekał, aż umieszczona pod sufitem czujka błyśnie na zielono, by, znów z niejakim trudem, przy pomocy prostego mechanizmu wciągnąć osłony chroniące okna. Wsłuchiwał się przez chwilę w uspokajający poranny gwar ulicy, stojąc nieruchomo, z głową wyciągniętą jak u surykatki, aż zgarbił się i podszedł do lady. Usiadł na drewnianym, niewygodnym krześle, przejechał dłońmi po twarzy, a następnie splótł je na piersiach i zamarł w bezruchu. Po kilku minutach potrząsnął głową. Wstał, klasnął głośno, po czym energicznie otworzył kasę fiskalną. Był to nowy model, niedawno zainstalowany, którym zastąpił niezawodną, kilkunastoletnią poprzedniczkę. Ten miał certyfikat rządowy i w czasie rzeczywistym – za pomocą sieci energetycznej – przesyłał informacje o dokonanych transakcjach do wymaganych prawem baz danych. Ted wyciągnął – zużytą może w połowie – rolkę papieru, umieścił ją w szufladzie, rozpakował nową. Nie robił tego powoli, nie dałoby się go również posądzić o pośpiech, po prostu wykonywał tę czynność. Spodziewał się pewnych problemów, gdyż nie wymieniał jeszcze materiałów eksploatacyjnych w tym modelu, jednak po kilku nieudanych próbach zmarszczył czoło i spojrzał zdumiony na urządzenie. – To nie może być przecież takie trudne – bąknął do siebie zirytowany. Zaczął dokładnie oglądać mechanizm. Z boku maszyny znajdowała się niewielka naklejka, wyglądająca jak fragment instrukcji. Dotknął jej i cofnął się zaskoczony, bowiem ze znaczka na blat padła wiązka światła. Najpierw wyświetlono logo producenta, a potem proste menu. – Hm, sprytne – mruknął i ostrożnie postawił palec w miejscu, gdzie dostrzegł ikonkę rolki papieru. Faktycznie, zobaczył kilka slajdów podpowiadających jak dokonać wymiany, jednak ewidentnie brakowało paru kluczowych. Wyłączył i uruchomił ponownie urządzenie, raz jeszcze wywołał instrukcję. Bez zmian. Sprawdził pozostałe opcje, ale nie znalazł nic pomocnego. Sięgnął po telefon i wybrał numer umieszczony małymi cyframi na naklejce z logo. Po kwadransie zmagań z automatyczną centralką uzyskał w końcu połączenie z żywym konsultantem. Uśmiechnięta młoda dziewczyna spojrzała na niego z sympatią. – SiTech, czym mogę służyć? – Nie mogę sobie poradzić z wymianą rolki papieru termicznego w tym nowym modelu kasy – odparł. Wskazał ręką urządzenie. – Czy mógłby pan skierować kamerę aparatu dokładnie na tabliczkę znamionową? Najlepiej z dystansu około piętnastu, dwudziestu centymetrów – powiedziała spokojnym, przyjemnym głosem. Spełnił jej prośbę, a po chwili usłyszał: – Przykro mi, panie Simmons, ale nie mogę udzielić panu pomocy. – Ale jak to? Kasa… – Ustawa o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji. Obok pańskiego sklepu znajduje się nowoczesna placówka sprzedaży, APOS, z którą jesteśmy powiązani kapitałowo, wszelka więc pomoc udzielana panu może zostać – i z pewnością zostanie – zinterpretowana jako wspieranie konkurencji. – Przecież to absurd, wyprodukowane przez was urządzenie… – Przykro mi, panie Simmons – powiedziała cicho. Połączenie zostało przerwane. Kilka razy szybko zamrugał. Przysiadł znów na niewygodnym krześle i wydawało się, że bezgłośnie rechocze. Dzwonek w drzwiach wydał cichy, acz przenikliwy dźwięk, a nim wybrzmiał, Millicent Blunk, jego stała klientka, rozglądała się po wnętrzu. Ted Simmons podniósł się, a następnie wypracowanym przez lata, profesjonalnym tonem zagaił: – Dawno pani nie było, a zawsze miło tu panią gościć. – Wydawało się, że zupełnie nie zwraca uwagi na jej niemodny strój oraz torebkę ze śladami ręcznej, nieco nieudolnej naprawy. Kobieta, wyraźnie uciekając spojrzeniem, powiedziała: – Dzień dobry, panie Simmons… Miałam przyjść na początku tygodnia, ale spłata tej raty… – Rozumiem – odparł przyjaźnie. – Proszę się nie martwić, coś wymyślimy, tak żebyśmy oboje byli zadowoleni. Przez chwilę naradzali się cicho, jakby spiskowali, aż opuściła sklep przekonana, że wszystko w porządku, przecież każdy miewa problemy, na pewno będą tylko przejściowe. Żegnając się sprawiała wrażenie rozluźnionej i zadowolonej. – Choćby po to warto odwiedzić starego, dobrego Teda – rozległ się jego głos. Simmons był zmartwiony, liczył na wpłaty nielicznych wiernych klientów, ale rosła grupa osób przekładających spłatę. Myślał, a jego łysawa, owalna głowa wcale nie przypominała orzecha laskowego. Chociaż może nieznacznie – szczególnie lewy profil. Ted Simmons rozejrzał się. Ruch uliczny nie był zbyt intensywny, główna fala drugiego porannego szczytu miała dopiero nastąpić. W oddali dostrzegł gromadzący się niemrawo niewielki tłum, widocznie miała mieć miejsce któraś ze sponsorowanych demonstracji. Uniósł rękę w geście powitania, a kilka osób, których nie był w stanie rozpoznać z tej odległości, odpowiedziało w ten sam sposób. Stanął na skraju obszaru Autonomicznego Punktu Obsługi Sprzedaży. Drgnął, gdy usłyszał dźwięk dzwonka, podobny do zainstalowanego w drzwiach jego sklepu. – Dzień dobry, panie Simmons – rozległ się miły męski głos. Stary sprzedawca rozejrzał się, ale nie mógł zlokalizować źródła dźwięku. – Hm, czy to prawda, że tylko ja słyszę ten komunikat? – Przyzna pan, że ta technologia robi wrażenie, chociaż została opracowana jeszcze pod koniec dwudziestego wieku – odparł automat sprzedażowy, wyspecjalizowana jednostka Sztucznej Inteligencji, popularnie obdarzana mianem SIM. – Dzięki temu mogę obsługiwać jednocześnie dwudziestu dwóch klientów, do każdego podchodząc w sposób indywidualny, a przy tym bez zgiełku i w intymnej atmosferze. Czym mogę służyć? – Zastanawiałem się nad zakupem drugiej kasy fiskalnej, model duże „f”, „c”, „g”, małe gov jedenaście, jednak doszły mnie słuchy o wadliwej pracy elementów transmisji papieru ze szpuli. – Przecież kasa, którą pan nabył przed miesiącem, niemal sześćset siedemdziesiąt jeden godzin temu, w zupełności wystarczy do obsługi wolumenu sprzedaży pańskiego sklepu. Ted Simmons oblizał spierzchnięte wargi, ponownie rozejrzał się szybkim, oszczędnym ruchem i odparł: – Rozważam uruchomienie drugiego punktu, niewielkiej placówki w dobrej lokalizacji. – Nie ma pan wystarczających środków, zaś pańskie przychody drastycznie spadły w ostatnim czasie – odparł beznamiętnie SIM. – Zamierzam wejść w spółkę z Robinem Rybow, skontaktowałem się z nim nawet w tej sprawie za pomocą tradycyjnej poczty. – Poniekąd była to prawda. Jak co roku, przed Świętami wysłał życzenia do swojego starego kumpla. Była to pocztówka zapakowana w białą, grubą kopertę, miał więc nadzieję, że treść wiadomości zna tylko on i adresat. – Rozumiem, panie Simmons. Pan Rybow jest zamożnym i powszechnie szanowanym obywatelem. Mogę więc pana uspokoić. – Po tych słowach wyświetlony został trójwymiarowy schemat kasy. – Proszę spojrzeć; oto mechanizm podający papier, składa się z minimalnej liczby elementów ruchomych – obraz został powiększony, by dokładnie ukazać szczegóły wizualizacji – wykonanych z bardzo trwałych materiałów. W rzeczy samej ten model zdobył wiele wyróżnień branżowych, jest dumą wytwarzających go zakładów, mających ponad dwustuletnie doświadczenie w projektowaniu sprzętu wspomagającego pracę biznesu. – Proszę obrócić w moje lewo, o jakieś dziesięć stopni. – Spełniam pana prośbę gorliwie. Czy ten przejrzysty schemat oraz zapewnienie o użyciu w procesie produkcji najlepszych materiałów rozwiały pana wątpliwości? Jeśli tak, mogę przedstawić korzystny plan ratalny. Oczywiście, jeśli wniesie pan całą kwotę od razu, może liczyć na znaczny upust. – Tak… zastanowię się. Bardzo dziękuję za prezentację. Została przeprowadzona fachowo. Do widzenia. – Dziękuję, panie Simmons, zapraszam ponownie – odparł automat. Stary człowiek powrócił na swoje stanowisko pracy przygarbiony, ale lekko uśmiechnięty. – Póki pamiętam – mówił do siebie – to szło tędy, a więc papier… ha. Zrobione. – Powtórzył jeszcze kilkakrotnie procedurę wymieniania rolki, by ją lepiej zapamiętać i usiadł zamyślony. |