powrót; do indeksunastwpna strona

nr 6 (CXVIII)
lipiec-sierpień 2012

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 4
ciąg dalszy z poprzedniej strony
WESSEL! „Uciekł wam dwunastoletni chłopiec?” Mistrzu, PRZEPRASZAM! Ale skąd ja mogłam wiedzieć? Wtedy nie zabiłabym na miejscu nieletniego dzieciaka! Wtedy… Zresztą teraz przecież nie jest nieletni, prawda?
– A ty z nim rozmawiałeś?
– Tylko przez pośredników, a oni pewnie też przez pośredników. Potem pomogli mi się wydostać z planety. Oczywiście miałem jakiś tam swój sposób na ewakuację, ale to była kompletna dziecinada. Jedi zjedliby mnie na śniadanie dzień po zamachu. Dostałem nagrodę, transport, różne wskazówki. Ustawił mnie właściwie na resztę życia. Ojciec mnie wiele nauczył, ale gdyby nie tamten ktoś, wszystko by przepadło. Byłem za młody, żeby poradzić sobie samemu z takim zleceniem i z jego konsekwencjami.
Beyre słuchała go uważnie, do tego stopnia, że prawie przeszła jej szaleńcza gonitwa myśli.
Zostaw. Niech mówi. Pozwól mu chociaż skończyć.
Kiedy widać było, że Fett nie zamierza już nic więcej dodać, spytała:
– A później, nie próbowałeś się dowiadywać? Żeby móc się odwdzięczyć chociażby?
Teraz on spojrzał na nią, ważył słowa, aż w końcu odpowiedział:
– Nie było w mojej mocy mu się odwdzięczać. Jestem tylko zwykłym łowcą nagród, idącym swoją drogą przez ten Wszechświat. Chociaż w pewnym sensie… Tak. W pewnym sensie udało mi się spłacić dług. Zabrałem cię z Coruscant. On już nie żyje, ale ciebie udało mi się uratować. Żebyś mogła dalej mu służyć.
– Masz na myśli… – Beyre aż się zachłysnęła, nie była w stanie nad tym zapanować, oparła się na łokciu i wpatrzyła w Bobę. – Zleceniodawcą był…
– Chyba myślimy o tej samej osobie. Ale czemu cię to tak dziwi? Przecież to chyba normalne, że poluje się na swoich wrogów. Windu był jednym z jego najpotężniejszych wrogów.
Beyre opadła z powrotem na koję.
– Tak, tak, Boba, to jest takie proste, kiedy ty to mówisz… Poluje się na wrogów. Jednym z najpotężniejszych. Tak. O, bogowie…
Zamknęła na moment oczy. Fett wstrzymał oddech.
– Wiesz, Boba. Teraz, jak z tobą rozmawiam, to jakby mi się coś w głowie, no nie wiem, coś odblokowało. Jakby ktoś zdarł zasłonę. Nie wiem, czy to możliwe, żeby on mnie… Przecież jestem Sithem, na nas nie działają te, jak to się popularnie mówi? Sztuczki Jedi. My jesteśmy na to odporni. Ale jak teraz spojrzałam na to wszystko…
– Beyre – Boba wziął głęboki oddech i położył rękę na jej ramieniu, wzdrygnęła się, ale on ręki nie cofnął. – Beyre, dlaczego twoje fałszywe nazwisko brzmi tak, a nie inaczej?
– A kto ci powiedział, że ono jest fałszywe? – przez chwilę wytrzymała jego spojrzenie, ale potem odwróciła się do ściany i zwinęła w kłębek.
Tracę instynkt samozachowawczy. Zamknij się, dziewczyno. Za późno, to inteligentny facet, już dawno się domyślił. Zresztą, jakby co, to się go zabije. Po prostu go zabiję. Świetny plan, tego się trzymaj.
Czuła targające Bobą sprzeczne uczucia, jakby jej własne odbite w lustrze.
– Był twoim… ojcem? Jedi? No i wyglądasz przecież zupełnie inaczej niż on.
– Był moim mistrzem. To na to samo wychodzi.
O, jasna cholera, ten sukinsyn mnie chyba zaraz obejmie!
I rzeczywiście objął ją, pochylił głowę i oparł czoło na jej ramieniu.
– Uroki wojny domowej – szepnął.
Wzięła się w garść, spojrzała w jego stronę i lekkim tonem powiedziała:
– Jesteśmy kwita, Boba. Mace Windu zabił Jango, ty zabiłeś Mace Windu. Sprawa załatwiona, nie ma o czym rozmawiać. Teraz chcę się przespać, jestem zmęczona.
Odwracając się, poczuła z zadowoleniem lodowaty dreszcz niepokoju, który na moment ogarnął Fetta. Nie spodobało mu się. I o to chodziło. Niech myśli, że ona sobie teraz idzie spać. Tak po prostu.
Ale Beyre nie spała, nie miała nawet zamkniętych oczu. Patrzyła na ścianę tuż przed swoją twarzą.
Zaraz oszaleję. Rayga.
Nie mogła się uwolnić od wspomnienia melodii.
Rayga tańczona na lśniącej posadzce w wielkiej sali. Inne pary robiące im miejsce, otaczające ich kręgiem. Ona, młodziutka, drobna przy nim, ginąca przy piruetach w połach jego płaszcza.
I te porozumiewawcze uśmiechy. Ale ich zrobiliśmy, ale się zdziwili. Delikatniej, z gracją, moja młoda padawanko. Pięknie, świetnie, wspaniale ci to wychodzi.
Beyre nie płakała. Nigdy nie umiała płakać.
powrót; do indeksunastwpna strona

93
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.