Jarosław Loretz: Formalnie wszystkie części były mniej lub bardziej ponure i klimat filmu Finchera nie jest w tym momencie żadną nowinką. Wydaje mi się nawet, że to w poprzednich starciach z obcym mocniej było czuć fatalizm, że choćby wspomnę ograniczoną przestrzeń do ucieczki w przypadku „Nostromo” czy beznadziejne położenie komandosów w „Obcym 2”. Fincher ani na jotę nie pogłębił tego tematu, bazując na klasycznym dla serii skonfrontowaniu drapieżnego obcego z rzutką, energiczną Ripley i stadem osób, które walczą o przetrwanie, mimo że nie wierzą w powodzenie tej walki. Natomiast zauważalny wzrost poziomu brutalności rozgrywki wynika raczej nie tyle z intencji Finchera, ile z ogólnego trendu, który mniej więcej w tym okresie zaczął wyraźnie objawiać się w Hollywood. Najlepszym tego przykładem „1492: Wyprawa do raju”, film niby przygodowy i historyczny, ale obfitujący w dziurawione pociskami ciała i miażdżone czaszki. W tym właśnie czasie zaczęła się kończyć epoka umowności walki, bo w pogoni za widzem i wyciąganymi z jego kieszeni pieniędzmi zaczęto serwować krew i przemoc już nie tylko w horrorach, ale i w zwyczajnych thrillerach czy kinie przygodowym. Konrad Wągrowski: Tu się jednak nie zgodzę, bo przy ponurości wszystkich części, to „trójka” ma jednoznacznie pesymistyczne zakończenie, to w „trójce” widz nie znajdzie jakiegokolwiek pozytywnego odniesienia, to tu mamy właśnie „zmęczenie Bishopa”, mamy delikatnie rozegraną śmierć Newt i oczywisty ogromy żal Ripley, mamy też przekonanie głównej bohaterki, że nie ma szansy na uwolnienie się od ścigającego ją koszmaru. Zakończenie jest logicznym dopełnieniem tego wszystkiego, a pesymizm i nihilizm jedyną wartością filmu. Nie dla wszystkich, bo np. Lance Henriksen mimo krótkiego udziału, od filmu się odcina i twierdzi, że ów nihilizm do gustu mu nie przypadł. Piotr „Pi” Gołębiewski: Mimo wszystko postać Ripley ciekawie się rozwinęła. Z najtwardszego komandosa w kosmosie stała się postacią zmęczoną nieustanną walką z Obcym. Tak dochodzimy do smutnego wniosku, że cokolwiek by nie zrobiła, ten i tak w końcu wygra – przystosuje się do nowych warunków i znajdzie nowych żywicieli. Nie zapominajmy, że w filmie są dwa potwory – ten, który dziesiątkuje więźniów i królowa, która rodzi się wewnątrz Ripley. Idąc tym tropem, możemy wywnioskować, że obcy będą żyli tak długo, jak długo będzie trwała ludzkość i dopiero brak żywicieli ich unicestwi.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Sebastian Chosiński: W takim razie mnie ten pesymizm nie dotknął. Znacznie bardziej dołuje mnie zakończenie pierwszej części. Niby Ripley (w znaczeniu: ludzkość) wygrała, ale jaka czeka ją przyszłość – czarna otchłań kosmosu. Żadnej nadziei. Konrad Wągrowski: Och, bez przesady. Nadzieja była. W innym przypadku po co ta cała afera z ucieczką? Sebastian Chosiński: A umierając w „trójce” Ripley może mieć przynajmniej nadzieję na zmartwychwstanie. Co zresztą kilka lat później się stało. Piotr „Pi” Gołębiewski: A Obcy z nią… Jarosław Loretz: Zakończenie to może i ma pesymistyczne, ale mrokiem i ogólnym poczuciem beznadziejności „trójka” do pięt nie dorasta swoim poprzedniczkom. Tam wręcz namacalnie czuło się strach bohaterów, którzy zdawali sobie sprawę, iż walka z wściekle inteligentnym, błyskawicznie przystosowującym się do najbardziej nawet nieprzyjaznych warunków stworem, w dodatku posiadającym metabolizm oparty na silnie żrącym kwasie, jest z góry skazana na porażkę. Wszystko, co robili, było naznaczone pewnym piętnem fatalizmu i sprowadzało się w sumie do walki o istnienie cywilizacji. Bo zarówno w pierwszej, jak i drugiej części bohaterowie doskonale zdawali sobie sprawę, że jak przegrają, to zabójcza forma życia dostanie się na Ziemię, a wtedy nie ma zmiłuj. Natomiast w części trzeciej walka – przypominająca de facto partię warcabów, tyle że bardzo krwawych – nie toczy się już o najwyższą stawkę, o istnienie gatunku ludzkiego, a „jedynie” o życie garstki górników. I jak dla mnie szyta naprędce czarna kołderka, która owija ostatni kwadrans filmu, nie jest w stanie zakryć miałkości fabuły ani przekonać mnie, że gdzieś tam czai się większa głębia. Konrad Wągrowski: A w ogóle to mówimy sobie „film Finchera”, dyskutujemy o scenariuszu, a nie wspomnieliśmy, że film był nieustannie przepisywany, że część dekoracji została niewykorzystana, bo sceny wypadły ze scenariusza, że sam Fincher wcale nie uważa tego filmu za swój, nie brał udziału już w montażu i mocno odcina się od całości. Przy tym wszystkim to aż cud, że wyszło z „Obcego 3” coś jakoś oglądalnego. Choć oczywiście na dobry film nie było szansy. Jarosław Loretz: No tak, ale mimo wszystko Fincher podpisał się pod tym dziełkiem. A przecież wcale nie musiał. Sebastian Chosiński: Otóż to. Skoro tak bardzo go ten „Obcy” uwierał, mógł uciec się do zastosowania pseudonimu Alan Smithee – wtedy jeszcze był on używany. Nie zrobił tego, więc z czystym sumieniem możemy wylewać mu na głowę te pomyje. Jakub Gałka Jednym słowem „Obcy” jako seria powtarza casus „Terminatora” i kończy się na dwóch pierwszych częściach – potężnej dawki świetnej akcji, którą zaserwował James Cameron, nikt już nie był w stanie przeskoczyć. Później było już tylko nieudane udziwnianie. Piotr „Pi” Gołębiewski: Czyli czekamy teraz na serial „Kroniki Ellen Ripley"…
Tytuł: Obcy 3 Tytuł oryginalny: Alien³ Data premiery: 18 września 1992 Rok produkcji: 1992 Kraj produkcji: USA Cykl: Obcy Czas projekcji: 114 min Gatunek: akcja, SF, thriller |