powrót; do indeksunastwpna strona

nr 6 (CXVIII)
lipiec-sierpień 2012

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 4
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Xist rzucił okiem na wiszący na ścianie zegar. Jeszcze tego brakowało, żeby musiał czekać na łowcę nagród. Wieczorami trudno było przebić się przez zatłoczone powietrzne korytarze Zarry i tylko takie wyjaśnienie brał pod uwagę. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że ktoś mógłby nie chcieć stawić się na jego wezwanie, a zapraszający nie dostarczyliby w takim przypadku przesyłki wbrew jej woli.
Tymczasem jednak Xist kontynuował poprzednią z zaplanowanych na ten dzień rozmów. Wielki, zajmujący pół ściany ekran przedstawiał obraz ludzkiej dziewczyny. Miała skośne oczy i czarne włosy spięte w kok kilkoma ozdobnymi szpilami.
– Bez obaw, moja droga. Jesteście całkowicie bezpieczne.
– Dziękuję, lordzie – dziewczyna schyliła się w niskim ukłonie, prawie dotykając czołem maty, na której klęczała.
Vigo pożegnał ją i rozłączył rozmowę. Twarz rozmówczyni zniknęła, a w jej miejsce pojawiło się rozświetlone kolorowymi reklamami miasto – ekran był równocześnie pancernym oknem.
– Jak idzie sprawa Chemika? – spytał Xist swojego asystenta, młodego Rodianina, który stał poza zasięgiem holokamery.
– Kupiony. Musi tylko pozamykać swoje osobiste sprawy.
– Niech się lepiej z tym pośpieszy. Przecież sam nie będzie domu sprzedawał, niech to ktoś za niego załatwi, mało masz tam ludzi? Kogo mu dałeś do ochrony?
– Kha’lera i tego nowego Wookieego, Tivokkę.
– Wyślij jeszcze kogoś, może Anis Lai. Wokół Chemika zawsze się jakieś panny kręcą, to się nie będzie rzucała w oczy. Przecież nie będzie łaził po statku z Wookieem pod rękę! Pamiętaj, ten gość jest wart tyle, co mała planeta.
– To jest jakiś obłęd, że on nie chce lecieć kulturalnie prywatnym transportem. Prosiłem, namawiałem…
– Może ma słaby żołądek, albo klaustrofobię, albo jest maniakalnym wielbicielem liniowców. Gwiazda ma kaprys, a my spełniamy wszelkie kaprysy naszych ulubieńców. W granicach rozsądku, rzecz jasna. Pamiętaj: w razie jakichkolwiek podejrzanych zagrywek, Lai robi mu zastrzyk i po zabawie. Tylko ciała niech się pozbędą w miarę dyskretnie.
Automat nad drzwiami delikatnym brzęknięciem zasygnalizował, że ktoś czeka na korytarzu.
– No nareszcie. Wpuść ich.
• • •
Guri wiedziała oczywiście, jak wygląda lord Xist, ale po raz pierwszy zobaczyła go na własne oczy. Nie da się ukryć, był to widok robiący wrażenie. W przeciwieństwie do większości swoich rodaków, zazwyczaj szczupłych, Xist był wielki jak góra – wysoki, a przy tym prawie kwadratowy, z szerokim karkiem i potężnymi ramionami. Związane w koński ogon włosy miał brązoworude, a na jego prawej skroni błyskała metalicznie obudowa wszczepionego neurostymulatora. Powszechnie podejrzewano, że właśnie temu gadżetowi vigo zawdzięczał swoje mistrzowskie umiejętności w walce biczem, ale stymulator mógł mieć też inne zastosowania. Chętnych do wypytania lorda w tej kwestii jakoś do tej pory zabrakło.
– To twoja obstawa? – spytał bez wstępów gospodarz na widok Gar’lyagha.
– Tak – odpowiedziała najemniczka, niewiele mijając się z prawdą.
– Niech sobie tam siądzie – Xist machnął ręką w stronę foteli otaczających niski stolik. – Chłopcy, zajmijcie się kolegą. I dajcie nam wszystkim coś do picia. A ciebie zapraszam tutaj – wskazał Zantarze miejsce naprzeciwko swojego biurka.
– Chekkoo – powiedział do niej Rodianin, wyciągając rękę na powitanie.
– Guri Zantara.
– Guri? A to zbieg okoliczności, słyszałem, że książę Xizor miał do osobistej ochrony androidkę, która się tak nazywała.
– Taak? – najemniczka pochyliła się w jego stronę. – No, w sumie zawsze mówił, że mu się moje imię podoba. I nigdy nie zwracał się do mnie po nazwisku, zawsze „Guri”.
Xist i Rodianin wymienili spojrzenia, Chekkoo powiedział:
– Nie wiedzieliśmy, że mamy do czynienia z kimś o tak wysoko postawionych znajomościach…
Zantara zerknęła na Dezza, który siedział nad nienapoczętym drinkiem, patrzył w ich stronę i bawił się jednym ze swoich noży. Falleeński ochroniarz stał nad Bothańczykiem i nie odrywał wzroku od jego rąk, ale nie interweniował. Kiedy Xist na nich spojrzał, Gar’lyagh zasalutował mu ostrzem. Vigo uśmiechnął się pobłażliwie.
– Czasy się zmieniają – powiedziała powoli Guri. – Przywódcy Czarnego Słońca również, pewne… nieporozumienia odchodzą w niepamięć, ale zasługi nie. Dobry fachowiec zawsze jest w cenie.
– To niewątpliwie. Zwłaszcza, jeżeli ma wiadomości z pierwszej ręki, najpierw z Tatooine o rzekomej Windu, teraz z otoczenia senator Organy o pościgu za nią.
Guri sięgnęła po swoją koreliańską whisky i uniosła brew. Xist ciągnął:
– Struktury Czarnego Słońca działają sprawniej niż ta ich cała Nowa Republika. Chyba właśnie nadszedł czas, żeby udzielić wsparcia naszej odrodzonej demokratycznej ojczyźnie – uśmiechnął się paskudnie. – Głowa Darth Beyre byłaby dobrym początkiem do rozmów.
– Życzycie sobie tak dosłownie? Samą głowę czy z resztą ciała?
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
– Zasadniczo w całości – vigo wbił wzrok w Guri. – I ma się nadawać do stuprocentowej identyfikacji, nawet gdyby nie mieli próbek jej kodu genetycznego. Ale chyba zdajesz sobie sprawę, że to nie jest zwykłe zlecenie? Ona jest Sithem.
– To jest zlecenie za milion kredytów. Umiem to sobie przełożyć na skalę problemu.
– Więc umowa stoi?
– Można tak powiedzieć. Pogadamy o szczegółach, jak już będę wiedziała, co i jak.
Stuknęli się szklankami wszyscy troje.
– Rozumiem, że będę miała kogoś do wsparcia? – spytała Guri.
– Zmobilizowaliśmy wszystkie komórki w Galaktyce. Na pewno będzie ci to ułatwiać życie.
– Taak – zawahała się. – Ilu innych łowców wynajęliście?
– Na razie nikogo. Sama dobierz sobie współpracowników.
– Ze mną rozmawiacie pierwszą? Czym zasłużyłam na ten zaszczyt?
– Znajomości z Jedi Nessie. Poza tym Fetta sprzątnęła nam sprzed nosa druga strona.
– Miejsce w rankingu zaraz po Fetcie, no, no…
Xist nie skomentował. Jego myśli odpłynęły już chyba częściowo ku innym obowiązkom. Chekkoo podniósł się, żeby odprowadzić gościa do drzwi.
– A ta androidka, ta Guri – spytała Zantara pozornie nonszalanckim tonem. – To jak wyglądała? Któryś z was ją widział?
– Ja – powiedział Rodianin. – Jak ludzka kobieta, długie jasne włosy, suknie z rozcięciem. Ponoć bardzo atrakcyjna w waszych kategoriach.
– Książę był estetą – skrzywiła się lekko Zantara. – Lubił sztukę, piękne pałace, zależało mu na najdrobniejszych szczegółach. A jeśli chodzi o androidkę… No cóż, Xizor był konsekwentny w swoich gustach. Wyjątki robił rzadko i bez entuzjazmu – dodała ponuro.
Rozumiem, że była ode mnie lepsza pod każdym względem. Była idealna. Ale nie musiałeś jej nazywać moim imieniem tylko dlatego, że ci się podobało jego brzmienie. Naprawdę nie musiałeś.
„Nigdy nie zakochuj się w zleceniodawcy”. Takie rady, cholera, łatwo dawać.
– No dobra, panowie – zmieniła ton na dziarski i rzeczowy. – Będziemy w kontakcie.
Wyszli z gabinetu odprowadzani przez ochroniarzy, którzy rzeczywiście odwieźli ich do hotelu. Kiedy tylko śmigacz jaszczurów wzbił się z powrotem w powietrze i dołączył do innych sunących górnym pasem ulicy, Gar’lyagh spytał:
– I co teraz?
– Sam słyszałeś. Xist chce, żebym zapolowała na Beyre i szpiegowała Jedi Nessie. Chyba go pogięło. W obu kwestiach.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

80
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.