powrót; do indeksunastwpna strona

nr 7 (CXIX)
wrzesień 2012

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Luke pokiwał głową.
– Widziałem, jak walczył z moim ojcem na pokładzie Gwiazdy Śmierci. Właściwie tylko się bronił, nie chciał atakować. Teraz myślę, że chyba nie potrafił znowu, po tym, co się stało… A kiedy już wiedział, że jesteśmy bezpieczni, on po prostu… Po prostu zniknął.
– Słyszałam o tym. Wielcy mistrzowie Jedi potrafią się jednoczyć z Mocą w chwili śmierci. Nie wiem, czy w ogóle można wtedy mówić o tym jako o śmierci.
– Ale Ben, jakby na to spojrzeć z innej strony… On uciekł. Nie przed Vaderem, ale przed tym, co zdarzyło się później. Nigdy chyba nie zrozumiem, dlaczego mnie okłamał.
– A mnie się wydaje, że Obi-Wan po prostu sam uwierzył, że Anakin Skywalker, jego padawan, nie żyje. Kiedy wrócił wtedy z Coruscant, po tym, jak zobaczył tę maskę…
– No właśnie! Przecież ojciec wcale nie musiał nosić tego upiornego hełmu. Wystarczyłoby zwykłe urządzenie wspomagające oddychanie i wzmacniające głos. Miał uszkodzone struny głosowe, bez hełmu mówił prawie bezgłośnie.
– Tak, oczywiście. On się za tą przerażającą maską chował, tworzył makabryczną legendę, zamykał się w klatce własnej Ciemnej Strony. Myślę, że on uważał dokładnie tak samo jak Obi-Wan: że Anakin Skywalker nie żyje. Kiedy Kenobi wrócił na Tatooine, powiedział mi tylko „Stworzyłem potwora”.
– Ojciec nie był potworem! – Luke żachnął się, podnosząc głos, ale zaraz się zmitygował.
Han dołączył już dawno do Leii w ich kajucie, a Chewie i R2D2 przed chwilą skończyli grę i wściekły Wookiee też poszedł spać. C3PO siedział pochylony w fotelu, widocznie wyłączył się na moment. Tylko R2 stał spokojnie koło stolika z holoprojektorem. Luke wiedział doskonale, że robot uważnie słucha, ale mu to nie przeszkadzało.
– Ojciec nie był potworem – powtórzył spokojnie. – Więź, która łączyła go z Lordem Sidiousem… To trudno opisać, ja ją czułem, nie umiem dokładnie wyjaśnić… Bezwzględne posłuszeństwo, zależność.
– Popatrz, czy to nie znamienne? Oni zawsze przedkładali swoją wolę nad dobro innych. I co uzyskali w efekcie? Pełne zniewolenie, poddanie takie, jakiego nigdy nie doświadczyliby w Zakonie.
– Ale ojciec się temu przeciwstawił! – Do Luke’a lodowatym dreszczem wróciło wspomnienie błękitnych błyskawic. Ból, tyle bólu, zanim on… Luke odpędził tę myśl i mówił dalej. – Wcześniej walczyliśmy, a ja go raniłem. Może gdyby nie to… Może wtedy przeżyłby bitwę o Endor… Mógłby być proces, ojciec był odważnym człowiekiem, wziąłby na siebie odpowiedzialność, poniósłby świadomie konsekwencje, to jest ścieżka na Jasną Stronę. Gdybym z nim nie walczył…
– Luke – ucięła zdecydowanie Nessie. – Nie zadręczaj się. To, co się stało, było dla niego najlepszym możliwym rozwiązaniem. Anakin z własnej woli przed sądem? Nie, Luke, niemożliwe.
– Dlaczego?! – zaprotestował ostro młody Jedi. – Jeżeli ja mogłem zeznawać przed komisją Fey’lyi, jeżeli oni mi usiłowali wmówić dezercję na Endorze, a Hanowi niedopatrzenie obowiązków dowódcy, więc jeżeli ja mogłem sobie w tej sytuacji poradzić, spokojnie, w wyważony sposób przedstawić swoje argumenty, wyrazić skruchę z powodu błędów, to dlaczego nie ojciec?!
– Anakin i Cranberry nie przepadali za tłumaczeniem się komukolwiek ze swoich czynów, wątpię, żeby nabrali tego zwyczaju po przejściu na Ciemną Stronę. Poza tym tobie nie groziła kara śmierci.
– No, teoretycznie…
– Właśnie: teoretycznie. Vaderowi i Beyre kara śmierci groziłaby albo grozi praktycznie. A to zmienia punkt widzenia zasadniczo, wierz mi. I to nie są warunki do rozmowy z taką osobą.
– Gdyby można było porozmawiać z Beyre tak jak ja z ojcem… Anakin wrócił na Jasną Stronę.
– Ale on miał dla kogo wracać, Luke.
Stanęła jej nagle przed oczami młoda Cranberry, wtedy, kiedy widziała ją po raz ostatni jako Jedi. Na lądowisku na Coruscant, kiedy Nessie wyruszała z Qui-Gonem na jedną z rzadko odwiedzanych, mało znaczących politycznie planet. Ta misja uratowała ich przed śmiercią w efekcie Rozkazu 66.
Odlatywali tuż po pogrzebie mistrza Mace Windu. Po tylu latach Nessie pamiętała Cran dokładnie – zmienioną przez ból, chłodną i odległą. Tak samotną, że przyjaciółka nie mogła się powstrzymać i objęła ją, choć wiedziała, że padawanka nie lubi takich czułości. Ale tym razem Cran odwzajemniła uścisk.
– W każdej istocie tli się światełko Jasnej Strony, trzeba je tylko znaleźć – powiedział Luke.
Nessie pokręciła głową w milczeniu.
powrót; do indeksunastwpna strona

23
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.