W ferworze przygotowań nikt nie zwracał uwagi na dwóch mężczyzn, którzy korzystając z korytarzy ewakuacyjnych, prężnym krokiem zmierzali w stronę centralnego magazynu. Ich karty chipowe otwierały wszystkie drzwi ośrodka, nie pozostawiając jednocześnie śladu w logach systemu bezpieczeństwa. W położonym sto osiemdziesiąt stóp pod ziemią pomieszczeniu zapach mocnej kawy mieszał się z papierosowym dymem i lekko ozonową nutą filtrowanego powietrza. Trzech mężczyzn, dwóch w ciemnych garniturach i jeden w mundurze generała sił powietrznych, siedziało w niedbałych pozycjach przy okrągłym stole z białego laminatu, na którego blacie o każdy cal kwadratowy walczyły porozrzucane wydruki, porcelanowe filiżanki, opróżniony w trzech czwartych dzbanek z kawą, dwa laptopy i pancerny neseser ze szczotkowanego aluminium. Cztery duże ciekłokrystaliczne monitory umieszczone na jednej ze ścian z surowego betonu wypluwały kolejne szeregi liczb i komunikatów. Dobiegający z ekranów co parę sekund sygnał dźwiękowy był jedynym znaczącym odgłosem w pomieszczeniu, jeśli nie liczyć słabego szumu wentylacji i szelestu luźnych kartek delikatnie poruszanych cyrkulacją powietrza. W pewnym momencie szereg cyfr na prawym dolnym ekranie zniknął, a zastąpił go trójwymiarowy układ współrzędnych, na którym powoli, niemal piksel po pikselu, zaczęły pojawiać się fantazyjnie zapętlone wielobarwne wstęgi. Jeden z mężczyzn, szczupły brunet około pięćdziesiątki z lekką siwizną na skroniach i dużymi szarymi oczyma, rozluźnił kołnierzyk białej koszuli i pochylił się do przodu, skupiając wzrok na generującym się wykresie. Na lewym dolnym monitorze wyskoczyła duża tabela o czerwonych krawędziach, zapełniona tekstem i cyframi. Sieć rozproszona systemów ECHELON-2 i PALLAS kończyła obliczenia.
1 czerwca 2009, godzina 2:17 UTC, Atlantyk 2°N 30°W. W największej tragedii w dziejach Air France i jedynej dotąd katastrofie Airbusa A330 zginęło dwustu szesnastu pasażerów i dwunastu członków załogi rejsu AF 447 z Rio de Janeiro do Paryża. Szczątki samolotu odnajdywano na obszarze o średnicy pięćdziesięciu mil. Po intensywnych poszukiwaniach w kwietniu 2011 r. odzyskano niezniszczone czarne skrzynki Airbusa. Szczegółowe śledztwo trwało jeszcze półtora roku, do grudnia 2012 r. Oficjalne rezultaty śledztwa: Przyczyną katastrofy była awaria wszystkich trzech mierników prędkości na skutek superszybkiego oblodzenia związanego z niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi. Błędne odczyty spowodowały gwałtowny spadek siły nośnej, przekroczenie krytycznego kąta natarcia, utratę sterowności i rozpad samolotu. Rzeczywista przyczyna katastrofy: Samolot został zamrożony przez impulsową anomalię termodynamiczną w wyższych warstwach atmosfery.
– Cholera! – Generał, sześćdziesięciolatek o mocno przerzedzonych blond włosach, wstał z krzesła i położył dłonie na krawędzi aluminiowego neseseru. – Miałeś rację, Vernon. Do diabła, miałeś rację! – Diabła do tego nie mieszajmy, w końcu to nie jego sprawka… – wtrącił doskonale obojętnym tonem drugi mężczyzna w garniturze, Latynos przed czterdziestką o pociągłej twarzy i długich, kruczoczarnych, zaczesanych do tyłu włosach. Mężczyzna o posiwiałych skroniach powoli odwrócił twarz w stronę wojskowego. – Będziesz dziś w Białym Domu? – zapytał. Generał skinął głową. – Wydrukujcie mi podsumowanie – westchnął. – Umówię na jutro spotkanie z prezydentem. O której godzinie wam pasuje? – Jego kciuki dotknęły czytników linii papilarnych na górnej ściance neseseru. Aluminiowe wieko delikatnie odskoczyło.
10 kwietnia 2010, godzina 6:41 UTC, Rosja, Smoleńsk 55°N 32°E. Zmierzający na obchody upamiętnienia ofiar zbrodni ludobójstwa w Katyniu polski samolot prezydencki rozbija się podczas próby lądowania na lotnisku wojskowym w bardzo trudnych warunkach pogodowych. W katastrofie ginie dziewięćdziesiąt sześć osób, w tym głowa państwa, prezes banku centralnego, parlamentarzyści i wysocy rangą wojskowi. Tragedia wywołuje olbrzymie poruszenie polityczne w Polsce, mające długoterminowy wpływ na politykę wewnętrzną i zewnętrzną kraju. Erupcja islandzkiego wulkanu Eyjafjallajökull uniemożliwia wielu głowom państw dotarcie na uroczystości pogrzebowe pary prezydenckiej w dniu 17 kwietnia 2010 r. W sprawie katastrofy toczyły się śledztwo rosyjskiego komitetu MAK, jak również oficjalne i nieoficjalne dochodzenia strony polskiej. Oficjalne rezultaty śledztwa: Powstały trzy główne raporty dotyczące katastrofy lotniczej w Smoleńsku, silnie obciążone politycznie. Niemniej jednak różnice w wysuwanych wnioskach sprowadzają się głównie do rozkładu akcentów, gdzie inną wagę przypisuje się warunkom atmosferycznym, złemu przygotowaniu lotu ze strony polskiej, złemu przygotowaniu lotniska ze strony rosyjskiej, decyzjom załogi samolotu i personelu wieży kontrolnej. Żaden raport nie potwierdza hipotezy zamachu, choć była ona wysuwana w trakcie śledztwa i pojawiała się szeroko w komentarzach nieoficjalnych. Rzeczywista przyczyna katastrofy: Praca urządzeń pokładowych samolotu została zakłócona przez zaburzenia elekromagnetyczne. Dodatkowo gęsta mgła nad lotniskiem była wynikiem lokalnej anomalii termodynamicznej. Zniszczenia samolotu uprawdopodobniają również hipotezę (w trakcie weryfikacji) o punktowej anomalii grawitacyjnej.
– Wolałbyś diabły, Marquez? – Vernon rozlał resztę kawy z dzbanka do filiżanki swojej i towarzysza. – Pewnie! A ty nie? Ufoki, wampiry… nawet diabły – odparł brunet. Vernon odłożył dzbanek na stół i zmrużył oczy. Na jego twarzy widać było przemęczenie. – Gdyby Al Gore jakimś cudem został prezydentem, to pewnie by się teraz ucieszył… – zaśmiał się cicho pod nosem. – Pomyśleć, że jeszcze niedawno to w kosmosie wypatrywaliśmy głównego zagrożenia… Marquez zlustrował skupionym wzrokiem tabelę wyświetlaną na lewym dolnym monitorze. Nie odrywając wzroku od ekranu, wyciągnął z kieszeni w marynarce paczkę papierosów i zapalniczkę. – Matko Święta – rzekł, zapalając papierosa. – Miejmy nadzieję, że jeszcze nie jest za późno… – Coś wymyślimy – odpowiedział Vernon, rozmasowując dłonią zesztywniały kark. – Zawsze coś wymyślamy…
11 marca 2011, godzina 5:46 UTC, Japonia 38°N 142°E. Najpotężniejsze trzęsienie ziemi, jakie nawiedziło Japonię w czasach nowożytnych, o magnitudzie 9.0 i epicentrum położonym czterdzieści trzy mile na wschód od półwyspu Oshika. Rezultatem wstrząsu były fale tsunami o wysokości do stu trzydziestu stóp, wnikające na sześć mil w głąb lądu. Łączna liczba ofiar, uwzględniając zaginionych i nigdy nieodnalezionych, przekroczyła dwadzieścia tysięcy. Rezultatem trzęsienia ziemi było poważne uszkodzenie kompleksu siłowni atomowych w Fukushimie, które zaowocowało przewartościowaniem podejścia globalnych graczy do energetyki atomowej. Oficjalna diagnoza: Zjawisko naturalne w regionie, trzęsienia ziemi o tej sile zdarzają się rzadziej niż raz na sto lat. Analiza przebiegu zdarzenia: Skala wstrząsu przekraczała o 0,8 przewidywania modelu TREMOR-S2010 (przy przedziale ufności ± 0,2). Kierunek rozchodzenia się fal tsunami został zaburzony przez dwa głębinowe impulsy hydrokinetyczne.
– Panie prezydencie. – Generał Hirsch wskazał na mężczyzn wstających z obitej białą skórą sofy. – To są agenci Vernon Fischer i Jesus Alonso Marquez. Wymienili uściski dłoni. – Gdy obejmowałem urząd, usłyszałem, że przy sprzyjających okolicznościach mój jedyny kontakt z Agencją będzie miał miejsce po przysiędze i przed złożeniem urzędu… – w głosie prezydenta czuć było mieszankę zaniepokojenia, ale i ciekawość. Chyba nawet bardziej to drugie. Zawsze tak jest, dopóki nie usłyszą, o co chodzi – pomyślał Vernon. Hirsch rozstawił kryształowe szklanki na stoliki i sięgnął po karafkę z bourbonem. Prezydent umoczył usta w bursztynowym płynie. Są takie chwile w życiu, że nawet mormoński misjonarz musi się napić whiskey – uśmiechnął się w myślach Jesus Alonso. – Wiem tylko tyle, że mamy problem natury, hmm… ekologicznej. – Można tak powiedzieć – odparł Marquez. – Aczkolwiek to trochę jakby stwierdzić, że gdy wybucha bomba, to mamy problem natury fizykochemicznej. Hirsch przygryzł wargi, powstrzymując chichot. – Zatem… ekoterroryzm? – zapytała głowa państwa. – W najogólniejszym sensie tego słowa… tak – zaczął Vernon spokojnym głosem. – Zanim jednak wyłożę, jak wygląda nasze położenie, musimy sięgnąć pamięcią do roku 2005 i huraganu Katrina…
|