powrót; do indeksunastwpna strona

nr 8 (CXX)
październik 2012

Read me?
Neal Stephenson ‹Reamde›
Zapowiedzi „Reamde” donosiły o rosyjskiej mafii, hakerach, tajnych agentach, islamskich terrorystach oraz o rozległej grze sieciowej, która miała lec u podstaw całkiem realnej wojny między wyżej wymienionymi. I trudno powiedzieć, żeby te doniesienia kłamały. Niemniej najnowsze dzieło Neala Stephensona mocno rozczarowuje.
ZawartoB;k ekstraktu: 50%
‹Reamde›
‹Reamde›
Chyba największym negatywnym zaskoczeniem jest fakt, że mimo nadania swojej powieści gargantuicznych rozmiarów, Stephenson zupełnie nie wykorzystał najciekawszych pomysłów. Tylko pierwsze trzysta stron orbituje wokół tego, co w „Reamde” przykuwa uwagę najbardziej – a więc zrealizowanego z ogromnym rozmachem MMORPG-a. Niestety i tutaj autor jedynie zarysowuje znakomite rozwiązania, między innymi powiązanie znanych nam mechanizmów rynkowych obecnych w świecie realnym z analogicznymi w rzeczywistości wirtualnej. W tym wypadku gra potrafi oddać na przykład taniość siły roboczej w jednym kraju, co owocuje wykształceniem się tam specyficznego rynku pracy komputerowych maniaków, zarabiających na życie w wykreowanym przez programistów świecie. Oba poziomy – wirtualny i realny – oddziałują na siebie, a problemy występujące na jednym z nich można rozważać przez ich translację na drugi. Nie będę tu jednak zdradzał wszystkich smaczków, bo po pierwsze ich zsumowanie dałoby raptem kilkadziesiąt stron naprawdę znakomitej zabawy, po drugie – doszczętnie zepsułoby lekturę osobom, które zdecydują się po „Reamde” sięgnąć. Nie dlatego, że odkryłbym kluczowe elementy fabuły, ale dlatego, że poza tymi nielicznymi fragmentami książka ma do zaproponowania żałośnie mało. Zwłaszcza, jeśli weźmiemy pod uwagę, przez jakiego autora została stworzona.
Drugim potężnym rozczarowaniem jest bowiem fakt, że powieść należy zaklasyfikować jako sensacyjne, poprawnie skonstruowane czytadło. A to już dla twórcy choćby znakomitej „Peanatemy” powinna być obelga. Powinna, ale nie byłbym pewien, czy tak jest w istocie – ostatnie 2/3 tej książki wskazuje bowiem na to, że jeśli nawet Stephenson rozpoczynał pisanie z myślą o czymś więcej, to szybko tę myśl porzucił, koncentrując się na warstwie sensacyjnej. I dokładnie w tym momencie „Reamde” stała się wypełniaczem, czytelniczą watą, jakiej pełno na półkach księgarń. Mającej do zaoferowania dużo strzelanin, sporo planowania, ale niewiele więcej.
Co gorsza, w konwencji dreszczowca nie do końca sprawdza się specyficzny styl autora. Stephenson słynie z rozwlekłej narracji i nie zrezygnował z niej również tutaj. Efekt jest taki, że wartką akcję mamy tu tylko w teorii, w praktyce zaś zderzamy się nieustannie z wielostronicowymi opisami z perspektywy poszczególnych osób, nierzadko obszernie przy okazji streszczającymi życiorysy bohaterów. Wygląda to mniej więcej tak: akcja z udziałem Pana X – punkt kulminacyjny – zmiana punktu widzenia na perspektywę Pana Y – opowieść o dzieciństwie Pana Y – akcja – zetknięcie się z Panem X w punkcie kulminacyjnym poprzedniego wątku. I teraz wyobraźcie sobie, że powyższy schemat rozpisano na kilkadziesiąt stron.
Istnieje oczywiście możliwość, że znajdzie się ten i ów fan sensacji, któremu taka konstrukcja przypadnie do gustu – trudno przecież zakładać, że wśród czytelników procent masochistów jest drastycznie niższy niż w reszcie społeczeństwa. Taki czytelnik z pewnością doceni kunszt autora, bo jak już wspomniałem, „Reamde” jest skonstruowana w sposób poprawny. Stephenson doskonale panuje nad wątkami, dba o urozmaicenie scenerii, wprowadza interesujących bohaterów. Choć i tutaj nie obyło się bez potknięć – tak zwani „zwyczajni ludzie” nagle zaczynają zachowywać się jak Rambo, zaś arabski okazuje się na tyle łatwym do przyswojenia językiem, że kilka dni spędzonych w towarzystwie terrorystów pozwala jednej z postaci całkiem nieźle orientować się w tym, co mówią. Wreszcie potknięcie dla przyjętej konwencji najważniejsze: książka nie trzyma w napięciu. Sprawna narracja pozwala na bezproblemowe śledzenie losów bohaterów, ale większych emocji – być może wskutek przywołanego wyżej schematu opowiadania – już wzbudzić nie potrafi.
Wobec powyższych mankamentów na postawione w tytule pytanie należałoby udzielić odpowiedzi przeczącej. Stephenson ma w dorobku książki o dwie, trzy klasy lepsze, w dodatku takie, w których o coś – poza wątkiem sensacyjnym – chodzi. Wobec przyjętej konwencji bledną nawet zalety stylu pisarskiego, a z pozytywnych rzeczy zostaje chyba tylko świetny humor sytuacyjny. Choć wobec słabości całej powieści będący raczej opowiadaniem dowcipów przez skazanego na ścięcie, któremu do wykonania wyroku pozostało raptem kilka godzin.



Tytuł: Reamde
Tytuł oryginalny: Reamde
Data wydania: 27 lipca 2012
Wydawca: MAG
ISBN: 978-83-7480-257-4
Format: 1072s. oprawa twarda
Cena: 89,–
Gatunek: fantastyka
Wyszukaj w: Wysylkowa.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w: Kulturowskazie
Ekstrakt: 50%
powrót; do indeksunastwpna strona

51
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.