powrót; do indeksunastwpna strona

nr 8 (CXX)
październik 2012

Nolana przerósł rozmiar przedsięwzięcia
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Sebastian Chosiński: Realizm? O jakim realizmie może być mowa, skoro reżyser nie panuje nad podstawowymi elementami świata przedstawionego? W którym całkowicie kiełbaszą mu się w głowie pory roku i dnia? Zwróćcie uwagę na zakończenie. Gdy tłum zostaje wypuszczony z miasta, mamy rzekę pokrytą lodem, a „godzinę później” – nie wiem, jakim cudem, skoro przed chwilą była noc, a zaraz potem słońce wiło się już wysoko na nieboskłonie – po lodzie nie ma najmniejszego śladu. Co to – efekt cieplarniany zapieprzający jak cząstki w Wielkim Zderzaczu Hadronów? Nie, po prostu totalne niechlujstwo. Ktoś z producentów w ogóle oglądał ten film w wersji skierowanej do dystrybucji? A może, co jeszcze gorsza, wyszedł z założenia, że „ciemny lud” i tak to kupi. Nie lubię być jako widz traktowany jak idiota i tyle.
Anna Kańtoch: A tak, co do Seliny pełna zgoda. Jej postać to zdecydowanie jeden z jaśniejszych punktów filmu.
Konrad Wągrowski: Zgadzam się. Po klapie straszliwej wersji z Halle Berry udało się wprowadzić tę postać ponownie i spójnie z koncepcją i poetyką filmu.
Artur Chruściel: A ja niestety zachwytu nad Catwoman nie podzielam. Owszem, to była postać, która mogła uczynić finał trylogii filmem na miarę „Mrocznego Rycerza”. Dać jakiś emocjonalny ciężar, dokonując rzeczywistego wyboru między Banem, Batmanem a własnym życiem. Ale jej poglądy pozostają w sferze pustych deklaracji, obojętne, czy dotyczy to kwestii społecznych, czy świętego spokoju. A jej zadanie sprowadza się do tego, żeby być zawsze w miejscu wyznaczonym przez scenariusz. Los ten staje się w drugiej połowie filmu również udziałem Bane’a, który pada ofiarą własnego triumfu nad Gotham – nie pozostaje mu do roboty nic, oprócz narzucenia na siebie kożuszka i wygłaszania mów do poddanych.
Marzy mi się „MRP” z rozbudowaną rolą Hathaway i nieco szerszym przedstawieniem tego, jak Bane buduje swoje zaplecze w Gotham. Marzy mi się Bane, który maskę obrońcy uciśnionych nosi niemal tak długo, jak maskę prawdziwą, i Catwoman, która na tą maskę daje się nabrać. Relacja między tą parą powinna być przeciwwagą dla relacji Seliny z Batmanem. Niestety, zostało z tej ścieżki tylko tyle, że łotr potraktował instrumentalnie kobietę, a kobieta zastrzeliła łotra i padła w ramiona herosa.
Miłosz Cybowski: Mnie Catwoman także nie zachwyciła: ani urodą, ani grą aktorską, ani rolą, ani końcowymi wyrzutami sumienia, które zamiast (iście po kociemu) podpowiadać jej, by ratowała swoją własną skórę kazały jej poświęcać się dla Batmana. Jeżeli miały tam być jakieś walki wewnętrzne i konflikty lojalności, to nie jestem pewien, w którym momencie je pokazano. Nie, jeśli mówimy o jasnych punktach filmu, to jest nim tylko i wyłącznie Bane, który, podobnie jak Joker w poprzedniej części, całkowicie przyćmił swoim charakterem Mrocznego Rycerza. Pechowo jednak scenariusz wcale mu nie sprzyjał, choć, nie ukrywajmy, robił wszystko co mógł, by wyjść nawet z najgorszych scen obronną ręką. No, może poza rozczulającą walką na końcu, kiedy okazuje się, że słabym punktem jest jego maska, a on sam jest tylko misiowatym sidekickiem (zasługującym na takąż nic nie znaczącą śmierć), nie zaś prawdziwym geniuszem zbrodni. Artur ma rację, schematyczne rozwiązania i brak chemii między bohaterami to najgorszy problem filmu. Nie zgodzę się jednak z postulatem o szersze przedstawienie rozbudowy imperium Bane’a. W tej sytuacji byłoby to zbyt podobne do części drugiej, gdzie obserwowaliśmy jak Joker z zupełnie nieznanego nikomu dziwaka przeistacza się w największą szychę wśród gangsterów.
Alicja Kuciel Mało w tych naszych rozważaniach człowieka, tak sobie myślę, wszędzie maski, herosi, przebrania – nie tylko te oczywiste, ale te niewidoczne również. Bo przecież i Alfred kryje się za maską lokaja i Gordon za maską doskonałego policjanta i nawet Miranda za maską bizneswoman. Może rzeczywiście, widzowie oczekiwali po tym filmie Batmana, Bane’a, Catwoman, Robina, a nie ludzi za tymi maskami, zwykłych, niedoskonałych, czasem bohaterskich, czasem smutnych, często żałosnych, małostkowych i w momencie triumfu (różnie definiowanego) zagubionych. Wszyscy szukają jednego bohatera lub antybohatera, a film nie jest o jednej postaci, jest o bohaterze zbiorowym i wszystkich tego odcieniach. Moim zdaniem film obnażył pułapkę noszenia przez ludzi mask. Kiedy myślę o tym teraz to jako jego kwintesencję filmu widzę przegranego smutnego człowieka, który kiedyś założył na siebie strój Nietoperza i nie udźwignął ciężaru odpowiedzialności wiążącej się z faktem zostania symbolem. Pominę milczeniem za to, w moim odczuciu totalnie spaprane zakończenie filmu.
Artur Chruściel: Jeśli Nolan zmarnował swoje trzecie podejście do Batmana, to nie przez drobne uchybienia logiczne, wolne tempo i zbyt złożoną fabułę, lecz przez to, że między jego bohaterami działo się tak niewiele, że ich interakcje pozostały bardzo płytkie. Mam wrażenie, że przerósł go rozmiar przedsięwzięcia (możliwe, że również biznesowy) i trylogia, która jednak jest jednym z najbardziej znaczących osiągnięć kina komiksowego, nie zyskała godnego dwóch poprzednich części zwieńczenia.



Tytuł: Mroczny Rycerz powstaje
Tytuł oryginalny: The Dark Knight Rises
Dystrybutor: Warner
Data premiery: 27 lipca 2012
Reżyseria: Christopher Nolan
Zdjęcia: Wally Pfister
Muzyka: Hans Zimmer
Rok produkcji: 2012
Kraj produkcji: USA
Cykl: Batman
Gatunek: SF
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w: Kulturowskazie
powrót; do indeksunastwpna strona

86
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.