powrót; do indeksunastwpna strona

nr 8 (CXX)
październik 2012

Android to nie człowiek
Rosa Montero ‹Łzy w deszczu›
Był sobie kiedyś film „Krótkie spięcie”, który obejrzałem pewnie gdzieś w początkach szkoły podstawowej. Opowiadał historię pewnego robota, raczej nieprzypominającego człowieka. Pamiętam, że dostał się on w wyniku rozwoju akcji w ręce bardzo nieprzyjemnych osobników, którzy skatowali biedaka bez litości. Płakałem wtedy jak bóbr, poruszony bezsensowną agresją wrogich typków i niewinnością robota cierpiącego katusze. Na tych samych strunach próbowała zagrać Rosa Montero pisząc „Łzy w deszczu”, jednak wyszło jej to znacznie gorzej niż twórcom „Krótkiego spięcia”.
ZawartoB;k ekstraktu: 50%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Czytając powieść hiszpańskiej autorki nie mogłem się nadziwić, że ktoś pisze dziś jeszcze takie książki. Takie, to znaczy zawierające wszystkie oklepane do bólu elementy scenografii typowe dla przygodowej literatury science-fiction. Czego tu nie ma! Główna bohaterka, Bruna Husky, jest replikantką, czyli wytworzonym w laboratoriach erzacem człowieka. Pokonuje wrogów za pomocą pistoletu plazmowego, na ręce nosi kompfona (nazwa tłumaczy wszystko), porusza się ruchomymi chodnikami lub powietrznymi taksówkami. Świat, w którym żyje, a więc Ziemia z początku XXII wieku, jest kompletnie zanieczyszczony, dlatego dostęp do czystej wody i świeżego powietrza jest reglamentowany przez władze. Wszystkie państwa świata połączone są w jeden wielki organizm, nazwany, a jakże, Stanami Zjednoczonymi Ziemi. Aby nie było zbyt różowo, owe Stany mają wrogów w kosmosie, na dwóch sztucznych światach w pobliżu Ziemi, które zamieszkiwane są przez skrajnie od siebie różne frakcje, z których każda prowadzi jakieś swoje interesy. Ludzkość zna już teleportację, do której dostęp jest dość powszechny, a za sobą ma ciężkie czasy walk o niezależność replikantów, wojen robotów czy wielkich plag – każde z tych zdarzeń wyniszczało Ziemię i pochłaniało ogromną liczbę ofiar. Mamy więc rozbudowany świat przyszłości z jego historią, sytuacją geopolityczną, społeczną i ekologiczną. I choć elementy te odgrywają ważną rolę i tworzą dość ciekawą rzeczywistość, momentami ma się wrażenie, że jest na nie położony nieco za duży nacisk. Zwłaszcza rysy historyczne, przedstawione jako wyimki z archiwów, potrafią nieco uśpić czytelnika.
W warstwie fabularnej „Łzy w deszczu” to typowy kryminał, choć osadzony w futurystycznej rzeczywistości. Intryga koncentruje się wokół spisku, w który zamieszani są przedstawiciele partii politycznych (trzeba przyznać, że to wyjątkowi idioci), policja, a być może też replikanci, którym ktoś podmienia karty pamięci, zmuszając ich tym samym do zabójstw, zamachów i samobójstw. W efekcie dochodzi do wybuchów agresji skierowanej przeciwko sztucznym ludziom. Gdy ginie przywódczyni ruchu replikantów akcja, zamiast przyspieszyć jeszcze bardziej, niespodziewanie grzęźnie na dłuższy czas i ożywia się dopiero pod koniec, co tylko częściowo rekompensuje wcześniejsze dłużyzny.
Książka Rosy Montero jest strasznie rozpolitykowana, czasem narrator próbuje narzucać pewien punkt widzenia w bardzo natrętny i prosty sposób. Główna bohaterka miota się wściekła od jednego durnego polityka, do drugiego podłego, od jednej kanalii, do innego łajdaka, gniewa się na wszystko i wszystkich niemal bez przerwy, złorzeczy na swój tragiczny los i świat, urządzony niezgodnie z jej oczekiwaniami, ale to wszystko jest zbyt płaskie, oklepane, łatwe do przewidzenia. Od początku jasne jest, że świat sprzysiągł się przeciwko biednej Brunie i innym androidom, a czytelnik będzie o tym bez końca upewniany. Nawet nieliczni przyjaciele, którym zresztą replikantka nigdy nie potrafi w pełni zaufać, bywają obiektem jej kpin i kłamstw.
Losem Bruny ciężko się wzruszyć, choć Montero próbuje włożyć w jej życie ogromne pokłady tragizmu (m. in. śmierć kochanka). Mimo zapewnień, że replikantka w zasadzie niczym się od ludzi nie różni, nie można nie zauważyć, że jest czymś innym, sztucznym tworem stworzonym przez ludzi na ich podobieństwo, w dodatku skazanym na bardzo krótki żywot (po około dziesięciu latach każdy android umiera na raka). Trudno jednak współczuć Brunie i jej pobratymcom, ich los jest mi raczej obojętny. Podobne odczucia towarzyszyły mi zresztą, gdy oglądałem film „Blade Runner”, klasyczny obraz poświęcony tematowi sztucznego człowieka, do którego powieść „Łzy w deszczu” nawiązuje. Zamiast wzruszenia i zrozumienia dla skomplikowanej natury replikantów odczuwałem zażenowanie i irytację – zbyt nachalne, zbyt przesiąknięte patosem były te próby wyjaśnienia, dlaczego android to też człowiek.
Wracając do początku – wcale nie twierdzę, że „Krótkie spięcie” to film genialny, zapadł mi jednak w pamięć wyjątkowo, ponieważ zmusił do płaczu nad losem sztucznego bytu, metalowego składaka poruszającego się na gąsienicach, wydając przy tym głupkowate odgłosy. Rosie Montero w „Łzach w deszczu” ta sztuka się nie udała, choć wydaje się, że taki był jej główny cel: sprawić, aby czytelnik poczuł więź z androidem, współodczuwał z nim, zrozumiał jego bolączki. Czegoś w tej historii zabrakło dla osiągnięcia pełni tego efektu. A może takie opowieści należy po prostu czytać w odpowiednim wieku?



Tytuł: Łzy w deszczu
Tytuł oryginalny: Lágrimas en la lluvia
Data wydania: 11 lipca 2012
Wydawca: Muza
ISBN: 978-83-7758-199-5
Format: 416s. 145×205mm
Cena: 39,99
Gatunek: fantastyka
Wyszukaj w: Wysylkowa.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w: Kulturowskazie
Ekstrakt: 50%
powrót; do indeksunastwpna strona

52
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.