powrót; do indeksunastwpna strona

nr 8 (CXX)
październik 2012

Drugie XX-lecie: Ciekawe czasy
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Polskie kino sięgnęło w rejony dla niego niedostępne. Pytanie tylko po co, skoro na pierwszy rzut oka było wiadomo, że to niemożliwe? Wiara czyni cuda. Polskie superprodukcje nigdy by nie powstały, gdyby twórcy nie wierzyli w ich sukces. Nie była to w żadnym wypadku cyniczna kalkulacja, skok na kasę – to był akt wiary. Wiara miała wynieść polskie kino na szczyt. Skończyło się na rzymskich katakumbach.
Polacy po ′89 musieli uwierzyć, że mogą stanąć na własnych nogach i stworzyć nową jakość życia, nowe kino, nową telewizję, nowy show biznes. Żeby jakoś ominąć smutne rejony rzeczywistości zaczęto budować nowy porządek od góry, bo stamtąd widok jest najpiękniejszy. Trzeba było wierzyć, że to wszystko kiedyś będzie „normalne”, że uda się dobić do światowych standardów. Aby móc egzystować w takich warunkach potrzeba było wiary, w to, że się uda; że to, co mamy, choć ułomne, kiedyś będzie lepsze. Dzisiaj śmiejemy się z tego jak ubierały się gwiazdy w latach 90. Zastanawiamy się, jak ktoś mógł się tak ubrać. Otóż mógł, bo wierzył.
Wcale nie
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
W latach 90. mówiło się, że polski film to smutny film. W istocie polskie filmy nie należały do najweselszych, ale i na świecie nie powstawały wyłącznie rzeczy wesołe. Mimo to smutek przylgnął na dobre do polskiego kina. Jego bohaterowie zwykle znajdowali się w sytuacji bez wyjścia, a z ekranu wylewała się nędza i beznadzieja. Nawet jeśli nikomu nie działa się żadna krzywda i wszyscy mieli się dobrze, to i tak smutek nie opuszczał sali kinowej, bo nieważne jak optymistyczny byłby film, wszyscy wiedzieli, że rzeczywistość różowa wcale nie jest. Filmy polskie były smutne siłą rzeczy. Reżyserzy nie potrafili tego smutku oswoić, uczynić z niego siły napędowej filmu; szybko popadali w tony depresyjne. Udało się to dopiero Piotrowi Trzaskalskiemu. W „Edim” tytułowy bohater żyje na marginesie. Ma powody do narzekań, ale nie skarży się na swój los. Na przekór wszystkiemu znajduje w życiu sens; sięga do literatury i w niej znajduje oparcie. Książki są jego zabezpieczeniem, to jedno trzyma go jeszcze przy zdrowych zmysłach i chroni przez złem tego świata. Inaczej zwariowałby z nędzy. Trzaskalski udowodnił, że w społeczeństwie kapitalistycznym wartości są wciąż żywe i potrzebne. – Co to za raj co raz jest, a później go nie ma – mówi Edi o świecie „bogaczy”. Mężczyzna wiedzie skromne życie, na granicy ubóstwa, ale nie oczekuje niczego od życia. Nie chce tak jak bohater „Spokoju” umościć się w świecie i otoczyć dobrami materialnymi. Gralak marzył o telewizorze: – Wszystko będę oglądał. Jedynkę, Dwójkę, wszystko. – do tego żona, obiad w domu, tak według niego wygląda szczęśliwe życie. Antek jest na najlepszej drodze do spełnienia swoich marzeń – żeni się, pracuje, ale nie jest mu dane zaznać wymarzonego spokoju. Edi wyrzeka się dóbr doczesnych, żyje z tego, co inni zużyją i wyrzucą, ale ma to, czego pragnął Gralak.
Trzaskalski wypatrzył „Ediego” przez okno. Z jego mieszkania rozpościerał się widok na skład złomu i tak od jednego spojrzenia do drugiego narodził się pomysł historii o szlachetnym złomiarzu. Prawdziwej Polski jednak w filmie nie uświadczymy. Trzaskalski kreuje wizję kraju podzielonego między wieś i miasto, między biednych i bogatych, silnych i słabych. Jedno od drugiego oddziela gruba kreska. O ironio, w „Edim” najmniej jest biedy. Edi i Jurczek żyją z tego, co znajdą; mieszkają w zrujnowanym mieszkaniu, ale nędza nie zagląda im w oczy. Edi nie musi się martwić o rachunki, nie śnią mu się po nocach raty kredytu. Jest szczęśliwy na przekór wszystkiemu. Głupi czy co? Nie, po prostu nie z tego świata. „Ediego” nazywano „polską Amelią” i nie jest to porównanie na wyrost. I to bajka, i to bajka. U Jeuneta bohaterką jest kelnerka, która przypomina swoim bliskim o drzemiącym w nich potencjale; u Trzaskalskiego złomiarz uczy Polaków, że nie należy bać się biedy. Bajki mają jednak to do siebie, że rzadko mają coś wspólnego z rzeczywistością.
Trzaskalski nie stawia swoich bohaterów pod ścianą, ale z dala od niej, gdzie problemy materialne nie mają znaczenia. Według „Ediego” człowiek jest szczęśliwy dopiero gdy odrzuci dobra doczesne. Gdyby tak było w rzeczywistości, Polska byłaby innym krajem.
Hades
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Bieda, źródło polskich kompleksów i frustracji, rzadko ujawniała się w polskim kinie lat 90. Mało kto miał odwagę, żeby dotknąć tej wstydliwej strony rzeczywistości. Bieda występowała w polskich filmach zwykle w melodramatycznym wydaniu rodem z telewizyjnych tasiemców. Bohaterowie jeśli cierpieli niedostatek, to nie miało to większego wpływu na ich psychikę i relację z innymi. Pieniądze zawsze można było zdobyć. Ale co w sytuacji, gdy człowiekowi kończą się możliwości? Tego polskie kino wolało nie wiedzieć.
Polska z „Długu” Krzysztofa Krauzego to kraj na wpół dziki, w którym tylko najsilniejsi utrzymują się na powierzchni. Reszta musi zadowolić się życiem w strachu, licząc grosz do grosza. Bohaterowie filmu próbują zmienić swoje życie, chcą wykorzystać szansę, jaka pojawiła się po ′89 roku. Brakuje im jednak pieniędzy, żeby założyć wymarzony interes. Aby zdobyć brakującą kwotę zaciągają dług, którego później nie są w stanie spłacić. Ich rzekomy dobroczyńca z czasem ujawnia swoje prawdziwe oblicze. Przyparci do muru decydują się na drastyczny krok, byle tylko uwolnić się od długu. Krauze pokazał, że człowiek, stojąc na granicy nędzy traci swoje człowieczeństwo. W „Placu Zbawiciela” matka pozbawiona środków do życia chce zamordować swoje dzieci, a sama próbuje popełnić samobójstwo. Nie widzi bowiem dla siebie i dla nich żadnej nadziei. Bohaterowie Krauzego szukają drogi ucieczki, chcą się uwolnić z duszącego uścisku nędzy, ale jest już dla nich za późno.
Polska po ′89 zapomniała o własnej nędzy. Polacy uznali, że na drodze do lepszej przyszłości nie mogą oglądać się za siebie. Jeśli bowiem to zrobią, świeżo wywalczona wolność zniknie, znów na ulicach zapanuje szarość, a półki sklepowe będą świecić pustkami. O ironio, transformacja zamiast obudzić Polaków z letargu wpędziła ich w głęboki sen.
Cukier, puder, lukier
Pytanie z billboardu Maciejowskiego po raz kolejny pojawiło się w mediach, dziesięć lat później, dzięki szaremu obywatelowi, który zadał je premierowi. I tym razem pozostało ono bez odpowiedzi. Polacy pozbierali się już po szoku związanym z transformacją, ale kryzys, jaki dopadł gospodarkę po raz kolejny wytrącił społeczeństwo z równowagi. Kino tymczasem wyszło z kryzysu, w jaki popadło w latach 90. Polacy zaczęli chodzić na polskie filmy, choć wcześniej bronili się przed tym rękami i nogami. Statystyki nie kłamią, mimo że najpopularniejsze polskie produkcje wciąż nie mówią prawdy o rzeczywistości.
Pierwszym ważnym polskim filmem pierwszej dekady XXI wieku było „Nigdy w życiu.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
powrót; do indeksunastwpna strona

74
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.