powrót; do indeksunastwpna strona

nr 8 (CXX)
październik 2012

Esensja słucha: Październik 2012
Alisa ‹Саботаж›, Baszta ‹Swingujące 3miasto›, Death Grips ‹The Money Store›, Jessie Ware ‹Devotion›, Kobiety ‹Mutanty›, Voice Band, Anita Lipnicka ‹W siódmym niebie›
Pierwsza październikowa odsłona „Esensja słucha” przynosi minirecenzje płyt Alisy, Baszty, Death Grips, Jessie Ware, Kobiet oraz Voice Bandu i Anity Lipnickiej. Komu z tego grona przypadło 90%? Pozostaje samemu sprawdzić.
Alisa „Саботаж” (2012) [70%]
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Niemal równo przed rokiem chwaliliśmy na łamach „Esensji” wydany w końcu września 2011 album „20.12” autorstwa petersburskiej legendy radzieckiego i rosyjskiego rocka – grupy Alisa. Dwanaście miesięcy później ten niezwykle zasłużony i jak się okazuje, wciąż bardzo pracowity ansambl opublikował kolejny krążek – „Саботаж” (18. studyjny w oficjalnej dyskografii). Według lidera zespołu, wokalisty i klawiszowca Konstantina Kinczowa, to „najlepsza płyta Alisy nagrana w ciągu trzydziestu lat”. Czy na pewno? Jednego muzykom odebrać się z pewnością nie da – stuprocentowego zrozumienia. Skład, który wiosną bieżącego roku pojawił się w niedawno oddanym do użytku prywatnym studiu kapeli, aby pracować nad nowym materiałem, gra ze sobą już od ośmiu lat – i to idealnie słychać. Grupa sprawia wrażenie świetnie naoliwionej maszyny, która potrafi rozpędzić się do ogromnej prędkości, jednocześnie zapewniając przy tym bardzo wysoki komfort jazdy; gdy zaś istnieje taka konieczność, maszynista zwalnia, aby siedzący w środku pasażerowie mieli czas podziwiać piękne widoki rozpościerające się dokoła. Miksy i mastering tradycyjnie już odbyły się w Niemczech (w sprawdzonym studiu w Düsseldorfie). W przeciwieństwie do wielu rówieśników, obecnych na scenie od kilku dekad, Alisa zalicza się do zespołów, które nie stronią – może nie tyle od eksperymentów (bo to byłoby zbyt daleko idące stwierdzenie), ale na pewno od zmian. Muzycy z Petersburga zawsze dbali o to, by brzmieć nowocześnie, dlatego też chętnie adaptowali nowe trendy w muzyce rockowej do potrzeb własnego, łatwo rozpoznawalnego stylu. „Саботаж” nie jest pod tym względem wyjątkiem. Prócz klasycznego, bardzo melodyjnego, ale i odpowiednio ciężkiego hard rocka otrzymujemy tym razem partie gitar mogące kojarzyć się z industrialem. Ta inspiracja ma też wpływ na większą przejrzystość kompozycji i ich nieco uproszczoną rytmikę, lecz nie oznacza wcale, że nowe utwory wypadają banalniej na tle poprzednich. Są po prostu… inne. Album otwiera przytłaczający ciężkością „День огня” (choć znalazło się w nim miejsce także dla łagodniejszego interludium); w tym samym, lekko Rammsteinowym klimacie utrzymane są również kolejne numery: „Крах”, „Жги”, „Ангел” czy „Рок”. Stara Alisa daje o sobie natomiast znać w kawałkach takich jak „Кошмар” (są tu i zagrywki jazzowe, i bluesowe, a całość okraszona została niemal tanecznym rytmem), „Взрыв” (który zaczyna się balladowo, a kończy z prawdziwą furią), „С Ним” (typowy AOR o chrześcijańskim przesłaniu), „Сны” i „Саботаж” (o klasycznej hardrockowej proweniencji) czy „Левша” (wskazująca na inspiracje rock and rollem). Jest też kilka intrygujących wyjątków: nowofalowe „Черви” mają w chórkach partie rapowane, przebojowa „Чёрная полоса” ze skandowanymi zwrotkami bliska jest estetyce art-punka, a wieńczący całość „Нальём”, dzięki rozmazanym dźwiękom klawiszy, mógłby znaleźć się w repertuarze każdej grupy space rockowej.
Sebastian Chosiński
Baszta „Swingujące 3miasto: Baszta” (2011) [60%]
ZawartoB;k ekstraktu: 60%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Kto dziś jeszcze pamięta ten zespół? Może kilku zapaleńców z Trójmiasta. I trudno zresztą się dziwić. Baszta działała bowiem zaledwie przez cztery lata – pomiędzy 1976 a 1980 rokiem – z czego połowę z tego czasu bez swego założyciela i motoru napędowego, czyli trębacza i pianisty Edwarda Kolczyńskiego, który rozstał się z kolegami w 1978 roku. Początki kapeli nie były zbyt chwalebne. Została zawiązana przede wszystkim po to, aby poza granicami kraju grać „do kotleta”; jako że spokojną przystań znalazła w legendarnym gdańskim Klubie Studentów Wybrzeża „Żak”, musiała też od czasu do czasu przygrywać do tańca podczas imprez studenckich. To w istotny sposób wpływało na repertuar Baszty. Bo choć muzycy gustowali przede wszystkim w jazzie (o czym świadczy chociażby zakończony sukcesem – czytaj: wyróżnieniem jury – występ na wrocławskim festiwalu „Jazz nad Odrą”), to podczas potańcówek prezentowali znacznie lżejszy program. Jaki? Można się przekonać, słuchając drugiej części albumu, która zawiera koncert z „Żaka” nagrany w 1976 roku, a więc u progu kariery. Złożyły się nań same covery z pogranicza jazzu, soulu, rhythm’n’bluesa, funku i rocka. A konkretnie: piosenki Stevie Wondera („Bird of Beauty”), The Beatles („Can’t By Me Love”, „Honey Pie”), Randy’ego Newmana („Naked Man”), Davida Claytona-Thomasa z Blood, Sweat & Tears („Harmony Junction”, „Yesterday’s Music”), zapomnianej grupy The Ides of March („One Woman Man”) oraz klasyków fusion Herbiego Hancocka („Watermelon Man”) i Joego Zawinula (napisana dla Milesa Davisa piękna ballada „In a Silent Way”). We wszystkich śpiewa, pełniący także funkcję gitarzysty, Leszek Dranicki – w przyszłości znany z kariery solowej oraz występów w bluesowym Krzaku. Kawałki te prezentują Basztę jako zespół bez wyraźnego oblicza artystycznego, tym jednak różniący się od wielu innych projektów estradowych z epoki „późnego Gierka”, że tworzyli go muzycy z nieprzeciętną wyobraźnią i umiejętnościami. Czego dowiedli w siedmiu własnych kompozycjach, które wypełniły pierwszą część kompaktu, zawierającą nagrania studyjne (z gdańskiej rozgłośni Polskiego Radia) z lat 1976-1978. Nie brakuje wśród nich tak modnych wtedy na dyskotekowych parkietach, mogących kojarzyć się również z ówczesną estetyką opolsko-sopocką numerów jazzowo-funkowych („Taniec pawia”, „Wysoki parter”, „Zwrot”), ale kilka innych to z kolei fusion w najczystszej postaci, z wysmakowanymi solówkami gitary, instrumentów dętych czy klawiszy („Turniej”, „Czekając na wyjazd”, wzbogacone elementami góralszczyzny „Poszły konie po betonie”, „W gaju”). Część studyjną także uzupełniają covery: wspomniane już powyżej – tym razem w ciekawszych opracowaniach – „Watermelon Man” i „In a Silent Way” oraz soulowo-funkowy klasyk „Pick Up the Pieces” z repertuaru Average White Band. Podsumowując: świetnie, że płyta się ukazała, mimo że ma dzisiaj jedynie walor archiwalny.
Sebastian Chosiński
Death Grips „The Money Store” (2012) [90%]
ZawartoB;k ekstraktu: 90%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Zespół z Sacramento już w 2011 roku dał się poznać od dobrej strony, dostając nawet wyróżnienie od Pitchfork Magazine („Best New Music”). Na „Exmilitary” rap wydawał się tylko dodatkiem do ich post-punkowej, „antymuzycznej”, industrialnej wręcz, dźwiękowej maszynerii. I kiedy już wydawało się, że dalsze eksplorowanie pobocznych inspiracji będzie skutkowało powtórką z rozrywki, panowie ponownie wywracają hip-hop do góry nogami. Druga płyta stawia sobie cele nieco odmienne od poprzedniczki. Hałaśliwy debiut skupiał w sobie coś szamańskiego, a „plemienna” atmosfera mogła, momentami, przypominać nawet debiut Gonjasufi. To luźne nawiązanie bardziej sugeruje ucieczkę na „Exmilitary” do historii bardzo odległej, niż miałoby być jakimkolwiek wyznacznikiem płyty. „The Money Store” tymczasem wita nas we współczesnym świecie, pełnym ulicznego brudu, dyskotekowych, fluorescencyjnych parkietów, policyjnych pościgów nocą czy gangsterskich porachunków. Wokale tym razem w ogóle nie dają słuchaczowi wytchnienia. Przez ich wściekłość i punkowo-hardcore’ową agresję przebija się nie do końca określony, biblijny profetyzm. Zupełnie jakby MC Ride chciał siebie określić mesjaszem nowej ery. Od strony muzycznej nadal mamy masę zapożyczeń. Znów słychać Throbbing Gristle, Atari Teenage Riot, Public Enemy, a z tych nowszych chociażby elektroniczny Daft Punk oraz Justice, których klimat został doskonale wkomponowany w najlepszy na płycie „Hacker”. Inteligentny rap? Awangardowy dubstep („System Bowler”)? Porzućcie szufladki, o tym zespole będzie głośno.
Przemysław Pietruszewski
Jessie Ware „Devotion” (2012) [70%]
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Kolejna z tegorocznych debiutantek, która ma przy użyciu nieprzeciętnego talentu wskrzesić prawdziwy pop. Obok porównań do Sade, Adele albo Whitney Houston to najczęściej słyszane opinie o Jessie Ware, która po owocnej współpracy ze znanymi producentami (m.in. SBTRKT oraz Sampha) wreszcie wydała studyjny krążek. Krążek zawierający głównie nieśpieszne, elegancko skrojone piosenki, którym brakuje jednak nieco przebojowości. Rozczarowujące, ponieważ choćby singlowy „Running” – rytmiczny i przyjemnie kołyszący, ale wyostrzony dodatkowo świetnymi gitarami – zwiastował żywsze i bardziej porywające wydawnictwo. Tymczasem w tym samym szeregu postawić można jedynie kolejny utwór promujący, „110%”, i „Night Light”. Pierwszy miło buja, wykorzystując dynamiczną elektronikę oraz słyszalną perkusję, które połączono z aksamitnym wokalem Jessie Ware i zwiewnymi chórkami; drugi rozpoczęto dźwiękami wiolonczeli, do której szybko dołączają pozostałe instrumenty (klawisze, gitara elektryczna, perkusja), a Brytyjka śpiewa już znacznie mocniej. Urzekający i po prostu pięknie wykonany jest również „Wildest Moments”.
Po przesłuchaniu całości nie można pozbyć się wrażenia, że od „Devotion” wieje nieco metalicznym chłodem, mimo że albumowi wcale nie pożałowano różnorodności, a i wokalistka prezentuje swój głos z wielu stron. Na pewno ten ostatni zasługuje na wyróżnienie – we wszystkich utworach czaruje, a w większości wychodzi na pierwszy plan, dokumentując rzeczywiście duże możliwości jego posiadaczki. O warstwie muzycznej też trzeba coś dobrego napisać, bo wyłącznie solidnie zaaranżowane i dopieszczone kompozycje wypełniają „Devotion”, który balansuje pomiędzy ambitną elektroniką z rozmaitymi naleciałościami a trochę bardziej mainstreamowym popem. Niestety, brakuje tutaj nie tylko odrobiny klimatycznego ciepła, lecz jeszcze czegoś, co przykułoby uwagę na dłużej niż dwa, może trzy w pełni absorbujące odsłuchy. Oczywiście wyliczone uwagi to raczej zarzuty w kwestii pisania o Jessie Ware jako wschodzącej gwieździe kosmicznego formatu. W ziemskich kategoriach to longplay dobry, spójny i dopracowany w każdym aspekcie, który potrafi zabrać słuchacza w soulowo-popowe, a przede wszystkim niebanalne, downtempowe rejony. A sprawiający także sporą frajdę ujmującym wokalem i zgrabnymi tekstami.
Michał Perzyna
Kobiety „Mutanty” (2011) [60%]
ZawartoB;k ekstraktu: 60%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Słynna zasada Krasickiego „Uczyć bawiąc” musi być niezmiernie bliska liderowi Kobiet, Grzegorzowi Nawrockiemu. „Mutanty” to płyta poważna i pobudzająca do myślenia, ale w sposób figlarny. Czy można chcieć być odważnym jak pies Łajka? Kochać jak śpiący niedźwiedź? Nawrocki, używając prawdziwie absurdalnego humoru, przekonuje nas, że tak, a pomagają mu w tym zaproszeni goście, wśród których są m.in. Tymon Tymański, Olo Walicki oraz Tomasz Ziętek. Dodatkowy udział osób grających muzykę współczesną na staromodnych instrumentach wzbogacił brzmienie nagrań i sprawił, że pozornie nieskomplikowane, łagodne, akustyczne piosenki zyskały wiele interesujących detali. Melodie są nastrojowe i poruszają wyobraźnię, a teksty, choć proste, przemawiają do odbiorcy i poruszają ważne dla współczesności tematy. Jesteśmy ludźmi czy raczej specyficznymi małpami bez futra? Myślimy samodzielnie, czy ktoś steruje nami przy pomocy fal elektromagnetycznych? Postęp techniczny zmienia nas i sprawia, że robimy się coraz bardziej nerwowi. Zamieniamy się rolami społecznymi, a później nie potrafimy ich odgrywać, co skutkuje ucieczką do świata wirtualnego. Wymowna jest okładka płyty, na której dwie wąsate i umięśnione panie siłują się na rękę, a w tle widać odlatującą rakietę. Czym jest dziś człowieczeństwo? Może nie nadążamy za gwałtownie zmieniającym się światem? Za mało zastanawiamy się nad tym, dokąd zaprowadzi nas rozwój cywilizacji? O to wszystko pytają nas Grzegorz Nawrocki i jego zespół, ale niestety zatrzymują się wpół drogi. Krążek „Mutanty” zawiera trzy naprawdę oryginalne utwory: „Guru”, „Jak niedźwiedź” i fenomenalną balladę o jednym z pierwszych zwierząt w kosmosie. Pozostałe pozycje są jak oklepane hity z radia, których słuchamy podczas wykonywania codziennych czynności. Szumią gdzieś w tle, a później szybko znikają z pamięci. Szkoda zmarnowanej szansy, bo mógł to być naprawdę genialny i niezapomniany album, jedyny w swoim rodzaju. A jest tylko dobry.
Paweł Lasiuk
Voice Band i Anita Lipnicka „W siódmym niebie” (2012) [70%]
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Anita Lipnicka w międzywojniu? Tego chyba nikt się nie spodziewał. Do tej pory styl retro był wokalistce obcy i trudno ją było kojarzyć z twórczością Juliana Tuwima czy Mariana Hemara. Teraz jednak piosenkarka w otoczeniu pięciu muzyków z grupy Voice Band postanowiła przenieść nas w klimaty starych warszawskich kawiarni. Trzeba przyznać, że to udany eksperyment. Brat Anity Lipnickiej, Arkadiusz (zawodowo artysta kabaretowy związany z Grupą Rafała Kmity), zaszył się w piwnicach Polskiego Radia i odnalazł wiele szlagierów rodem z II Rzeczpospolitej. „Polscy rewelersi”, czyli Voice Band, zaadaptowali je do współczesnych realiów, nie tracąc nic z ich dawnego blasku i wdzięku. Była liderka Varius Manx nie próbuje przyćmić mniej sławnych kolegów, ale to właśnie jej solowych popisów (jak w klimatycznej piosence „Stachu”) słucha się najlepiej. Choć w niektórych aranżacjach Lipnicka nie występuje – „Marysia” to prawdziwy popis męskiego kunsztu wokalnego. Kameralny zespół Voice Band jest profesjonalnie przygotowany pod względem technicznym; jeśli dodamy do tego akordeon, trąbkę i klarnet, otrzymamy całkiem ciekawą muzyczną miksturę, w sam raz do zaaplikowania sobie w brzydkie, jesienne wieczory. Nie radzę za to słuchać krążka „W siódmym niebie” z samego rana, bo tak wejdzie do głowy, że nie pozbędziemy się go cały dzień, a wypada chociaż trochę skupić się na zawodowych obowiązkach. Niektórzy mogą spojrzeć na tę płytę z przymrużeniem oka i stwierdzić, że nie opłaca się wracać do przeszłości. Trudno się z tym zgodzić, ponieważ wycieczka do lat 20. i 30. XX wieku jest bardzo przyjemna i inspirująca. Nie mamy z tamtymi Polakami dziś zbyt wiele wspólnego, dlatego warto spojrzeć wstecz i zobaczyć, co śpiewali i w jaki sposób myśleli. Tylko czy jest to podróż na więcej niż jeden raz? Zobaczymy, czym Lipniccy zaskoczą nas w przyszłości.
Paweł Lasiuk



Tytuł: Саботаж
Wykonawca / Kompozytor: Alisa
Data wydania: 29 września 2012
Nośnik: CD
Gatunek: rock
Wyszukaj w: Wysylkowa.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w: Kulturowskazie
Utwory
CD1
1) День огня
2) Крах
3) Жги
4) Кошмар
5) Взрыв
6) С ним
7) Ангел
8) Черви
9) Черная полоса
10) Сны
11) Саботаж
12) Рок
13) Левша
14) Нальём
Ekstrakt: 70%

Tytuł: Swingujące 3miasto
Wykonawca / Kompozytor: Baszta
Data wydania: grudzień 2011
Nośnik: CD
Gatunek: jazz, pop
EAN: 5901549899740
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w: Kulturowskazie
Utwory
CD1
1) Taniec pawia
2) Wysoki parter
3) Turniej
4) Czekając na wyjazd
5) Pick Up The Pieces
6) Watermelon Man
7) In A Silent Way
8) Poszły konie po betonie
9) W gaju
10) Zwrot
11) Bird Of Beauty
12) Can’t Buy Me Love
13) One Woman Man
14) Harmony Junction
15) Honey Pie
16) Naked Man
Ekstrakt: 60%

Tytuł: The Money Store
Wykonawca / Kompozytor: Death Grips
Data wydania: 24 kwietnia 2012
Wydawca: Epic
Nośnik: CD
Gatunek: elektronika, hip hop
EAN: 886919635126
Wyszukaj w: Wysylkowa.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w: Kulturowskazie
Utwory
CD1
1) Get Got
2) The Fever [Aye Aye]
3) Lost Boys
4) Blackjack
5) Hustle Bones
6) I’ve Seen Footage
7) Double Helix
8) System Blower
9) The Cage
10) Punk Weight
11) Fuck That
12) Bitch Please
13) Hacker
Ekstrakt: 90%

Tytuł: Devotion
Wykonawca / Kompozytor: Jessie Ware
Data wydania: 21 sierpnia 2012
Wydawca: Universal
Nośnik: CD
Gatunek: pop, soul
EAN: 0602537135974
Wyszukaj w: Wysylkowa.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w: Kulturowskazie
Utwory
CD1
1) Devotion
2) Wildest Moments
3) Running
4) Still Love Me
5) No To Love
6) Night Light
7) Swan Song
8) Sweet Talk
9) 110%
10) Taking In Water
11) Something Inside
Ekstrakt: 70%

Tytuł: Mutanty
Wykonawca / Kompozytor: Kobiety
Data wydania: 22 października 2011
Nośnik: CD
Gatunek: pop, rock
EAN: 5902020614036
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w: Kulturowskazie
Utwory
CD1
1) We Are the Mutants
2) Radiowozy
3) Łajka
4) Nowy wspaniały świat
5) Tak pięknie nie kłamał nikt
6) Deadman
7) Guru
8) Miłość to mit
9) Błyskawice
10) Zimowe maliny
11) Jak niedźwiedź
Ekstrakt: 60%

Tytuł: W siódmym niebie
Wykonawca / Kompozytor: Voice Band, Anita Lipnicka
Data wydania: 3 kwietnia 2012
Wydawca: EMI Music
Nośnik: CD
Gatunek: jazz, pop
EAN: 5099946314222
Wyszukaj w: Wysylkowa.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w: Kulturowskazie
Utwory
CD1
1) W niedzielę
2) W siódmym niebie
3) Tulipany
4) Marysia
5) Zatańczmy jeszcze ten raz
6) Zróbmy to tak
7) Złota pantera
8) Ja się boję być we dwoje
9) Pijackie tango [Esta Noche Me Emborracho]
10) Czy tutaj mieszka panna Agnieszka?
11) Stachu
12) Don Kichot
13) Rrzy świnki
14) Już nie zapomnisz mnie
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

127
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.