Przykład „Obławy” pokazuje, że polskie kino powoli dojrzewa do poważnej dyskusji na temat drugiej wojny światowej. Marcin Krzyształowicz w swoim filmie bawi się z przyzwyczajeniami widza zarówno w warstwie ideologicznej, jak i narracyjnej, przenosząc na ekran wspomnienia swojego ojca, żołnierza AK. Dodajmy dla formalności, że wychodzi mu to znakomicie.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Późna jesień, obóz partyzantów w środku lasu. Spod liści wyglądają rozkładające się ciała, młoda kobieta roznosi zupę bacznie przyglądającym się jej żołnierzom, których zachowanie trudno wpisać w wypracowany przez kulturę czarno-biały podział na dobrych i złych. Głównym bohaterem „Obławy” jest kapral Wydra (Marcin Dorociński w roli korespondującej z tą z „Róży” Wojciecha Smarzowskiego), żołnierz AK dokonujący egzekucji Niemców i Polaków kolaborujących z SS. Pewnego dnia przyjdzie mu wykonać wyrok na znajomym z czasów szkolnych, Henryku Kondolewiczu (Maciej Stuhr). Spotkanie z mężczyzną stanie się punktem wyjścia historii, w której losy czwórki postaci zostają połączone przez wojenną zawieruchę. Wojna w obiektywie Arkadiusza Tomiaka ma kolor jesiennych liści i fakturę cukrowej waty zmieszanej z wielodniowym brudem i strachem. Zmęczone twarze rozjaśniają się na chwilę na widok pięknej kobiety czy ciepłego posiłku, ale nie zobaczymy tu radosnych chłopców z uśmiechem na twarzy służących ojczyźnie. Żołnierze kierują się instynktem przetrwania, a ten bezlitośnie podpowiada, że przetrwają tylko najsilniejsi. Jeśli się nad tym chwilę zastanowić, to w gruncie rzeczy strasznie niedojrzałe, że twórcom „Obławy” gratulujemy tego, że pozwalają nam oglądać bohaterów dokonujących czynów niejednoznacznych moralnie, zrezygnowanych czy też po prostu przerażonych otaczających ich światem. Kiedy się o tym pisze, brzmi to bardzo trywialnie, może nawet wulgarnie. Sęk w tym, że pod batutą Krzyształowicza wszystkie przekleństwa, lubieżne spojrzenia czy strzały w tył głowy zadane w lesie składają się na prawdopodobnie najbardziej bezpretensjonalny portret ludzi zmagających się z koszmarem wojny w historii polskiego kina. Dodatkowym atutem „Obławy” jest porzucenie przez twórców chronologii na rzecz narracyjnej mozaiki, z której stopniowo wyłania się opowiadana historia. Krzyształowicz myli tropy i rozprasza uwagę widza retrospekcjami, zestawiając ze sobą sceny bliźniaczo podobne. I tak prosty rekwizyt – szalik – staje się narzędziem, dzięki któremu poszczególne fragmenty łączą się w całość, wyznaczając granicę między przeszłością i teraźniejszością. Obrazu dopełnia precyzyjny montaż Adama Kwiatka i Wojciecha Mrówczyńskiego, zasługujący na każdą nagrodę przyznawaną w tej mało spektakularnej dziedzinie związanej z filmową kreacją. Mimo kilku wad (przede wszystkim kilka usterek scenariuszowych), „Obława” pozostaje jednym z najciekawszych i najbardziej poruszających polskich filmów tego roku. Perfekcyjnie dobrana obsada (oprócz Stuhra i Dorocińskiego uwagę przykuwa przede wszystkim Weronika Rosati w roli sanitariuszki Pestki), przemyślana konstrukcja fabularna i kawał dobrej reżyserii udowadniają, że o bolesnych wspomnieniach z czasów wojny polskie kino nie musi już mówić wyłącznie szeptem.
Tytuł: Obława Data premiery: 19 października 2012 Kraj produkcji: Polska Gatunek: thriller, wojenny Ekstrakt: 80% |