powrót; do indeksunastwpna strona

nr 9 (CXXI)
listopad 2012

Leszczynowa Panna
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– To głupie, tak?
– Owszem, i choć w istocie ludzie popełniają rozmaite głupstwa, to jednak moim zdaniem byłaby spora przesada.
– W takim razie nie wiem, co myśleć – zafrasował się Kedrin. – A może to po prostu szaleniec?
– Kto wie, czy nie utrafiliście w sedno? – Saldarczyk zmarszczył brwi. – Ale czy zauważyliście, o czym teraz mówimy? Już nie o jakiejś Leszczynowej Pannie z legendy, przez którą młodzi mężczyźni bezmyślnie toczą między sobą śmiertelne pojedynki, ale o jednym zabójcy, który zgładził ich wszystkich.
– No tak. – Kedrin odruchowo potarł czoło. – Ale, ale… – Jakaś myśl zaświtała mu w głowie, a potem znikła. Minęła chwila, zanim znów ją uchwycił. – Ale to jednak były pojedynki? Nie cios w plecy zadany ukradkiem w ciemnym zaułku?
– Podobno. Ślady, które widziałem w tamtym zaułku, też na to wskazują. Możliwe jednak, że tych ludzi zmuszono do walki.
– Jak to?
– Wyobraźcie sobie – ktoś przychodzi w takie odludne miejsce z kobietą. Za chwilę zjawia się ktoś drugi i go wyzywa, choćby pod pretekstem zazdrości. Trudno odmówić, stojąc twarzą w twarz z przeciwnikiem, który nie dbając o zakaz, po prostu dobywa broni.
– Macie rację, ale…
– Aha, tych „ale” jest więcej niż wam się zdaje. – Saldarczyk westchnął. – Po pierwsze ów ktoś musiałby być wyjątkowo sprawnym szermierzem, który za każdym razem jest pewny wygranej. Po drugie: jednego z zabitych znaleziono przy nieczynnej fontannie, innego na letnim maneżu, tego ostatniego koło cysterny, a kapitana Jagila w ogrodach. Po co tam poszli? Na schadzkę? W środku zimy? Czemu po prostu nie najęli pokoju w gospodzie?
– Kapitan miał żonę i wszyscy wiedzieli, że był jej bardzo oddany – wtrącił Kedrin, któremu naraz zrobiło się przykro słuchać owych rozważań.
– Wierzę i nie gniewajcie się, bo wcale nie miałem go zamiaru szkalować. – Pan Ean uśmiechnął się pojednawczo. – Lepiej wymyślcie powód, dla którego miałby on wyjść z oberży w towarzystwie nieznajomej kobiety i udać się w takie miejsce. Jakikolwiek.
– Może gdyby go poprosiła o pomoc – powiedział Kedrin niepewnie. – Opowiedziała jakąś zmyśloną historię.
Pan Ean uniósł brwi.
– Był do tego stopnia naiwny?
– Nie. Nie sądzę.
– A więc nie. A teraz druga rzecz. Jeśli jest jeden zabójca, wszystko jedno, szaleniec czy nie, i różne kobiety, to kim są one? Cóż to jest, taka wędrowna ochronka dla obłąkanych?
– Niemożliwe. Z drugiej strony, w mieście nie brakuje sprzedajnych kobiet, niektóre z nich wszystko zrobią za srebro. Ale to by się szybko rozniosło.
– Racja. Cóż pozostaje?
– To, co sądzi mistrz Cyned. Czary.
– Dobrze, niech będą czary. – Saldarczyk ze zniecierpliwieniem machnął ręką. – Lecz co one robią? Zanim popuścicie cugli wyobraźni, od razu wam powiem, że one także mają swoje ograniczenia. Większe lub mniejsze, zależy od czarodzieja…
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Saldarczyk urwał i zamyślił się głęboko.
– Jedna kobieta – powiedział po dłuższej chwili. – Jeden mężczyzna i jedna kobieta. Mocno ze sobą związani. Dlatego udaje im się przez tak długi czas zachować swoje poczynania w tajemnicy.
– A ona dzięki czarom zmienia swój wygląd. Czy można tak? – zaciekawił się Kedrin.
– Można. Iluzja to w gruncie rzeczy najłatwiejsza z magicznych sztuczek. Sądzicie, że to ma sens? Ona wywabia mężczyzn w odludne miejsca, on zaś tam ich zabija?
– Ale, na dobrych Bogów, dlaczego?
– Bo, jak powiedzieliście, jedno z nich jest szalone?
– Albo oboje. – Kedrin potarł czoło, czując, że zaczyna go boleć głowa. – Dzięki urokowi, każdego dałoby się wywabić?
– Prawie każdego. Tak.
– Zatem wszystko by pasowało. Tylko chyba trudno byłoby ich złapać. Chyba że wy – zerknął na swojego rozmówcę, nagle znowu onieśmielony – no, macie swoje sposoby.
Saldarczyk roześmiał się krótko.
– Jeśli nasłuchaliście się opowieści, to pewnie was rozczaruję. Owe sposoby nie różnią się wiele od tego, co teraz robimy. Niejeden czarodziej umie się doskonale ukrywać, udając zwyczajnego człowieka.
– W takim razie jak go rozpoznać?
– Trzeba go wyśledzić, jak każdego innego złoczyńcę. Zazwyczaj w tym celu zadaje się proste pytania. Co zostało zrobione? Kiedy? W jakich okolicznościach? A przede wszystkim – komu przynosi to korzyść?
– Jeśli jest szaleńcem, to nie szuka korzyści – zauważył Kedrin.
– Nie w taki sposób, jak inni, ale jakiejś na pewno.
– Szalony czarodziej. – Kedrin pokręcił głową. – Trudno sobie wyobrazić cokolwiek gorszego.
– Owszem. A my, żeby go schwytać, musimy najpierw pojąć istotę jego szaleństwa.
• • •
Chwilowo nie mając przed sobą konkretnego zadania, Kedrin wrócił do koszar i na resztę dnia zwolnił z obowiązków swojego zastępcę. Znane czynności oraz otoczenie, do którego przywykł pomogły mu uspokoić myśli. Mimo to słowa Saldarczyka wciąż tkwiły w jego głowie.
Cóż to wszystko naprawdę znaczy? – pytał sam siebie. – Czy człek zdrów na umyśle w ogóle jest zdolny zrozumieć szaleńca? Czego on chce? Czemu postępuje tak, nie inaczej?
Przypomniał sobie, że we wsi, która należała do jego ojca, był kiedyś taki chłopak. Wyrośnięty dwudziestolatek, ale rozum miał najwyżej kilkuletniego dziecka. Kedrin widywał go, jak gapi się bezmyślnie przed siebie albo wędruje bez celu, powłócząc nogami. Raz płakał, skulony pod czyimś płotem, podobno dlatego, że prawdziwe dzieci pouciekały, nie chcąc go na towarzysza zabawy. Szalony Jani, tak na niego wołali, ale nie był szkodliwy. W przeciwieństwie do tego, którego teraz szukali. A może coś ich jednak łączyło? Ów Jani żywił złudzenie, że nadal jest małym chłopczykiem i tak też się zachowywał. A co, jeśli tamten szaleniec, równie ślepy na rzeczywistość, wyobrażał sobie, że wciąż na nowo musi zabijać swojego wroga? Czy to znaczyło, że kiedyś już naprawdę go zabił? Jeśli tak, to cóż takiego mu ten człowiek uczynił, że jedna śmierć nie wystarczyła, żeby wyrównać rachunki?
W końcu Kedrin pogodził się z myślą, że potrafi najwyżej mnożyć pytania. Dlatego ucieszył się, odkrywszy z wieczora, że paru kompanów specjalnie zaczekało na niego po służbie, chcąc, by poszedł z nimi do miasta wychylić kufelek lub dwa. Był to jeszcze jeden przejaw zwyczajności, za którą zdążył zatęsknić. Tak, jak i miejsce, do którego się wszyscy udali – karczma Pod Starą Beczką, nad której drzwiami istotnie miast szyldu umieszczono takową. Wisiała tam już od lat, sczerniała od niepogody i pokrzywiona, złowieszczo poskrzypując na przerdzewiałych łańcuchach. Stąd też wśród gwardzistów utarł się zwyczaj, by do lokalu koniecznie wchodzić w hełmie na głowie. Jeśli kto nowy o tym nie wiedział, zaraz go ostrzegano z udawanym przestrachem, a potem musiał z wdzięczności postawić innym kolejkę. Tak czy owak, członkowie Gwardii Książęcej czuli się tutaj niczym u siebie. Nim Kedrin wraz z towarzystwem znaleźli sobie wolne miejsce przy stołach, wymienili z tuzin pozdrowień, Kedrina zaś, przez to, że długo go nie widziano, nie minęły rozmaite dobroduszne zaczepki.
Zdawał sobie sprawę, że jego towarzysze są ogromnie ciekawi, co też porabiał ostatnimi czasy, ale pamiętając, że mu zalecano dyskrecję, zbywał pytania ze śmiechem, pozwalając w zamian, by snuto na ten temat najdziksze, szczęściem dalekie od prawdy, domysły. W końcu dali mu spokój, przechodząc na inne tematy. Kedrin, nie znając najświeższych koszarowych plotek, przysłuchiwał się tylko, jednocześnie wodząc wzrokiem wokoło.
Nie sami gwardziści pili w gospodzie. Przy jednym ze stołów zebrała się szóstka młodzieży ubranej dość krzykliwie, a zarazem zgodnie z najnowszą dworską modą. W większości już mocno wstawieni, śmiali się i żartowali w swoim gronie, rozhukani, jak to zazwyczaj młodzi ludzie, którzy umknęli spod kurateli starszych. Nikt na nich zbytnio nie zważał, a i Kedrin dopiero po dłuższej chwili zdał sobie sprawę, co przyciągnęło jego spojrzenie. Niezadowolony, potrząsnął głową. Cóż z tego, że był tam również młodzieniec nieco starszy od pozostałych, kędzierzawy i z dużym nosem? Najwyraźniej sprawa, która się ostatnio zajmował, wpędziła go już w szkodliwą obsesję. Z mocnym postanowieniem, by przynajmniej dziś o wszystkim zapomnieć, zamówił kolejny dzban wina.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

15
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.