Zwiastun „Strażników Marzeń” był zachęcający: dynamiczna akcja, oryginalni bohaterowie. Poszłam więc do kina. I dostałam o wiele więcej, niż oczekiwałam.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Tytułowi Strażnicy Marzeń to czwórka postaci wybranych przez Księżyc, by strzegli radości dzieci na całym świecie. Zębowa Wróżka wydaje się chichotliwą panną z lekką obsesją dentystyczną, ale w potrzebie potrafi wykazać odwagę. Piaskowy Ludek naparza biczem (ukręconym, rzecz jasna, z piasku) niczym sam Indiana Jones, zaś Wielkanocny Zając to prawdziwy twardziel. Przewodzi im Święty Mikołaj (dla przyjaciół: Nord), powożący zaprzęgiem reniferów z fantazją godną pilota Rebelii. Choć każde zajmuje się własną magiczną działką, wszyscy razem stanowią zgraną paczkę, która w razie potrzeby staje za sobą murem. Natomiast Jack Mróz wiedzie żywot samotnika, fruwając po świecie i zabawiając się zamrażaniem różnych rzeczy oraz wywoływaniem opadów śniegu. Lubi dzieci i chętnie by się z nimi powygłupiał, one jednak oczywiście go nie widzą. Jack pod maską luzaka i wesołka skrywa osobisty dramat: nie wie, kim jest i po co istnieje. Kiedy Strażnikom przyjdzie zmierzyć się z przerażającym wrogiem, Jack musi do nich dołączyć, co czyni początkowo dość niechętnie, potem jednak znajduje konkretny powód, by walczyć z Mrokiem. Jak to jednak w baśniach bywa, kierowanie się prywatą może doprowadzić do tragedii… Standardowa kreskówkowa fabuła, powiecie. Ile już razy widzieliśmy filmy, w których bohater musi naprawić to, do czego zniszczenia sam się przyczynił. Jasne, schemat „fajnie-fajnie-fajnie-DUP!-katastrofa-naprawa-wielki tryumf” nie jest niczym nowym – ale JAK to jest opowiedziane! Przede wszystkim odświeżająco oryginalna jest postać samego Jacka: po tabunach fajtłap walczących o uznanie otoczenia („Rybki z ferajny”, „Gdzie jest Nemo”, „Jak wytresować smoka”, „ParaNorman” i wiele innych) miło dla odmiany popatrzeć na przystojniaka, który jest naprawdę dobry w tym, co robi, i nareszcie nikt mu nie truje, żeby uwierzył w siebie. Olśniewająca jest warstwa wizualna: wspaniała kwatera główna na Biegunie Północnym (aż szkoda, że kamera nie zatrzymywała się dłużej na niektórych szczegółach), bajkowy pałac Zębowej Wróżki czy wiosenna kraina Zająca Wielkanocnego. Powietrzne podróże są dynamiczne do zawrotu głowy, a w scenach walk naprawdę czuje się wysiłek bohaterów. Do tego dochodzi prawdziwa feeria pomysłów: od samych kreacji postaci, poprzez wciągającą akcję, aż do dopracowanych szczegółów pełnych dyskretnego humoru (spójrzmy choćby na wątek elfa z trąbką albo yeti malującego zabawki). No i na koniec najważniejszy ze składników receptury dobrego filmu, a mianowicie bohaterowie. Są naprawdę wyjątkowo udani: za przesympatycznych Strażników trzyma się kciuki z całych sił, zaś Mrok to czarny charakter, którego traktuje się poważnie – a o to w filmach animowanych wcale niełatwo. Osobiste deklaracje w recenzjach są nieprofesjonalne, ale po prostu muszę to powiedzieć: „Strażnicy Marzeń” poruszyli we mnie jakieś struny, o których nie sądziłam, że jeszcze tam są. Wzruszyłam się naprawdę: nie tak łzawo i wymuszenie jak na „Frankenweenie”, ale tak, jak za nastoletnich czasów. Dawno nie widziałam filmu, o którym z takim przekonaniem powiedziałabym: piękny. Dziękuję ci, DreamWorks.
Tytuł: Strażnicy marzeń Tytuł oryginalny: Rise of the Guardians Data premiery: 4 stycznia 2013 Rok produkcji: 2012 Kraj produkcji: USA Gatunek: animacja, przygodowy Ekstrakt: 90% |