powrót; do indeksunastwpna strona

nr 10 (CXXII)
grudzień 2012

Pod nieboskłonem siadłem i na kres cywilizacji czekałem
David Mitchell ‹Atlas Chmur›
„Atlas chmur” to powieść pełną gębą postmodernistyczna. David Mitchell znakomicie pokazał, jak zgodnie z duchem tego nurtu stworzyć dzieło wybitnie średnie w taki sposób, by czytelnicy je pokochali, a krytyka oszalała.
ZawartoB;k ekstraktu: 50%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Rada 1: wyginaj śmiało formę
Jeśli brakuje ci pomysłów z zakresu literatury, albo uważasz, że nie są one wystarczająco dziwne, nic prostszego – sięgnij do muzyki! Jej historia jest na tyle bogata, że z pewnością znajdziesz coś dla siebie. Mitchell znalazł sekstet i wyszedł na tym znakomicie, wpuszczając przy tym Tykwera i Wachowskich w niezłe maliny (ciekawe, czy aby nie złote).
Rada 2: mieszaj gatunki i zapożyczaj się u innych
Książka składa się z sześciu powiązanych ze sobą opowiadań, w tym pięciu podzielonych na dwie części. Do stworzenia każdej z historii Mitchell użył innego gatunku, stylu oraz języka. Wykorzystał konwencje m.in. dziennika, powieści epistolarnej, thrillera i dystopii. Narracja co kilkadziesiąt stron ulega gwałtownemu przekształceniu, wpadając ze spokojnego snucia opowieści w galopadę godną mistrza sensacji.
Jacek Kaczmarski śpiewał kiedyś w żartobliwym „Postmodernizmie”, że „wszystkie mody, wszystkie style równie piękne są – i tyle”. Gdyby bard mógł znać „Atlasu chmur”, być może zmieniłby swój tekst. W powieści Mitchella style nie tylko nie są równie piękne, ale momentami stają się wręcz irytujące. Pisarz nieźle czuje się w roli Dana Browna czy Paulo Coelho, ale wypadów w rejony stylistyki Josepha Conrada czy George’a Orwella do najbardziej udanych zaliczyć nie można. Najbardziej drażni sam język. W polskim tłumaczeniu rozdziałów dystopijnych wszystkie cząstki „ku” zostały zamienione na „q”, co wygląda mniej więcej tak: w parq złapałem katarq i pożyczyłem chusteczkę od qmpli karqw. W oryginale zabieg jest dość podobny, np. zamiast „expect” mamy „xpect”. I to pierwsze ostrzeżenie dla czytelniqw, których takie experymenty irytują. Pora na drugie – autor stylizuje pierwszy i ostatni rozdział na język XIX-wiecznych kolonistów. Tutaj już dokazuje Mitchell bardziej szczodrze, mamy więc nie tylko słownictwo z epoki, ale też inwersję („Ich celebracje Dnia Pańskiego rozpoczęły się na dole, nimem wstał”, w oryginale: „Their Sabbath celebrations downstairs had begun ere I had risen”).
Rada 3: nie pozwól czytelnikowi się przyzwyczaić
Nie od dziś wiadomo, że największym wrogiem czytelnika jest nuda. Mitchell zadbał o to, by nudno nie było i kolejne nowelki wyposażył w pachnący nowością zestaw bohaterów. Uzyskał w ten sposób coś w rodzaju sterylności – poszczególne postacie wkraczają do świata przedstawionego na tak krótkie okresy, że praktycznie nie ma możliwości, by odbiorca się do którejś z nich przywiązał. Zwłaszcza, że pisarz zdaje się sugerować, że… (przerwa na śródtytuł)
Rada 4: puszczaj oko do czytelnika
Pisarz zdaje się sugerować, że niektórzy bohaterowie są wcieleniami tego samego bytu. Cóż, postać literacka już ze swojej natury jest dość wymagająca, jeśli chodzi o uczucia – wymaga na przykład zawieszenia niewiary. A co dopiero taki byt wcielony w kilka postaci, potrafilibyście się z takim zaprzyjaźnić?
Prócz ogólnej idei Mitchell dorzucił jeszcze kilka gierek powtarzającymi się nazwiskami, nazwami własnymi czy innymi szczegółami. Bardziej przezorny czytelnik spyta w takim wypadku: a co, jeśli jakieś nawiązanie niechcący przegapię? Odpowiadam – nic się nie stanie. Bo – patrz następna rada.
Rada 5: jeśli puszczenie oka nie wystarczy, weź bazukę
Ewentualnie czołg. Właściwie każda broń będzie doskonale wpisywała się w naczelne przesłanie tej książki, czyli krytykę ludzkiej żądzy władzy (nie przejmujcie się spoilerem, spisuję z blurba wydawniczego). Oczywiście idea jak to idea – krytykować jej samej w sobie nie ma co, natomiast można, a nawet trzeba przyjrzeć się jej literackiej realizacji. I w tym momencie książka niestety leży i woła o lepszego pisarza. Lepszego, czyli bardziej ufającego w inteligencję swojego czytelnika. Takiego, któremu przy poruszaniu problematyki systemów opresji, kolonializmu i władzy nie wymsknie się przy okazji, że chodzi mu o PROBLEMATYKĘ SYSTEMÓW OPRESJI, KOLONIALIZMU I WŁADZY. Wykładanie twierdzeń kawa na ławę i wielokrotne ich podkreślanie może i sprawdza się w czytankach dla dzieci, ale nie przystoi powieści z aspiracjami do pokazania – przypomnę, bo może do tej pory komuś wypadło z głowy – problematyki systemów opresji, kolonializmu i władzy.
Rada 6: „Wszystko wolno! Hulaj dusza! Do niczego się nie zmuszaj!”
Odpowiadając na tradycyjne pytanie „czytać, nie czytać?” wypada ponownie zacytować Kaczmarskiego: „Do niczego się nie zmuszaj!”. „Atlas chmur” mógłby być książką dużo lepszą, gdyby na ołtarzu zabaw literackich Mitchell nie poświęcił przyjemności z lektury, a zaraz potem nie odmówił swojemu czytelnikowi posiadania oznak inteligencji. Oczywiście nie znaczy to, że powieść jest wybitnie zła. Sztuka uprawiana dla sztuki, a za jej przykład uznaję właśnie „Atlas chmur”, nadal może wykazać się pewnymi walorami. Mieszanie gatunków, zazębianie fabuł i rozgrywanie głównych wątków, mimo wymienionych ułomności, miewa również swoje lepsze momenty. I dowodzi sporych pisarskich umiejętności. Mitchell wpadł też na całkiem niezły trop – chciał stare idee ubrać w nowe szaty. Tym razem wyszło niezgrabnie, ale kto wie, co będzie przy następnej próbie?



Tytuł: Atlas Chmur
Tytuł oryginalny: Cloud Atlas
Data wydania: 7 listopada 2012
Wydawca: MAG
ISBN: 978-83-7480-274-1
Format: 544s. 135×202mm; oprawa twarda
Cena: 45,–
Gatunek: mainstream, obyczajowa
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w: Matras.pl
Wyszukaj w: Empik.com
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 50%
powrót; do indeksunastwpna strona

46
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.