powrót; do indeksunastwpna strona

nr 10 (CXXII)
grudzień 2012

To mógł być Hogwart
Tomasz Przewoźnik ‹Hikikomori›
To mógł być Hogwart, w którym magię zastąpiło programowanie neurolingwistyczne i chemiczne środki psychoaktywne. Mamy przecież chłopca-wybrańca, który przeżył tragedię, mamy odizolowaną od świata szkołę kształcącą ludzi o niezwykłych zdolnościach, lekcje jasnowidzenia, mniej lub bardziej dziwnych nauczycieli, blaski i cienie dorastania… „Hikikomori” Tomasza Przewoźnika nie jest jednak w żadnym wypadku prostą i przyjemną historią o dojrzewaniu do wykorzystania niezwykłych mocy. Czym w takim razie jest?
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Rzeczywistość stworzona przez autora stanowi interesujący wynik połączenia zaawansowanych technologii – ze wszystkimi szansami i zagrożeniami, jakie ze sobą niosą dla funkcjonowania ludzi – oraz ezoteryzmu. Historia dorastania Jonasza Hosali, znanego z wcześniejszych opowiadań Tomasza Przewoźnika, rozgrywa się w przyszłości. Komunikacja jest szybsza niż kiedykolwiek, maszyny doskonalsze – ale bardziej niż wysoko rozwinięta technika zajmują autora zmiany, jakie pod jej wpływem dokonują się w społeczeństwie.
To, co dzieje się w przyszłości, jest konsekwencją niepokojących zjawisk zaczynających się obecnie: izolowania się ludzi od siebie nawzajem, by spędzać czas w wirtualnej rzeczywistości, nieumiejętności nawiązywania bliskich relacji, niechęci do posiadania dzieci, podejrzliwości władz wobec religii jako potencjalnego źródła fanatyzmu, kultu coraz nowszych technologii… Odpowiedzią władz na spadek przyrostu naturalnego są więc na przykład przymusowe adopcje. Z kolei plaga hikikomori – chorobliwego lęku przed ludźmi i światem czyhającym poza ścianami pokoju – wyszła poza Japonię i szerzy się także w Europie, uniemożliwiając tysiącom ludzi normalne funkcjonowanie. Aby pomagać chorym i ratować społeczeństwo przed rozpadem, powstaje specjalna klasa wysoko wykwalifikowanych terapeutów zwanych gejszami, których zdolności we wpływaniu na umysł – własny i innych – są niemal magiczne. Używają do tego wiedzy psychologicznej, programowania neurolingwistycznego, substancji chemicznych oraz posługują się seksualnością. Kilkunastoletni trening przygotowujący do tego zawodu odbywa się w odizolowanych od świata zewnętrznego szkołach – okiya. A ponieważ władza nad umysłem jest władzą nad rzeczywistością – najpotężniejsze okiya bezpardonowo rywalizują o wpływy i pozyskanie najlepiej rokujących adeptów…
Imię głównego bohatera nawiązuje do biblijnego Jonasza; szkolenie w okiya na wyspie Ueda jest serią rytuałów przejścia, przebywaniem w dziwnym, odizolowanym świecie, gdzie ma zajść wewnętrzna przemiana ucznia. W rozwoju mają pomagać chłopcom (bo tylko mężczyźni zostają gejszami) nie tylko lekcje teoretyczne czy ćwiczenia fizyczne, ale także niebezpieczne substancje. „Laboratoria okiya słynęły z produkcji środków chemicznych. Jednak tylko części z nich używano jako lekarstw. Większość wykorzystywano do zupełnie innych celów. Wielowiekowa tradycja zmieniania świadomości przy pomocy zewnętrznych stymulantów była tutaj skrzętnie kultywowana, a jej mariaż z medycyną skutkował wysoce skutecznymi farmaceutykami, od tych będących w istocie lekami, przez takie, które pozwalały na zmianę percepcji czy pamięci, aż po przeróżne wspomagacze. Gdy Hosala ukończył trzynaście lat, rozpoczęły się niespieszne przygotowania do pierwszego zażycia induktora, środka chemicznego wzorowanego na psylocybinie oraz na LSD i alkaloidach roślinnych o działaniu halucynogennym.” Stopniowo obraz szkolenia staje się coraz bardziej niepokojący, ponieważ w nieodwracalny sposób ingeruje w osobowość uczniów, a motywy ich nauczycieli zaczynają budzić moralne wątpliwości.
Czytając „Hikikomori” chwilami miałam wrażenie, że także zostałam zatrzaśnięta w liniowo rozwijającej się historii, i choć ciekawiło mnie to, co dzieje się w świecie poza wyspą – przeważnie mogłam tylko przyglądać się Jonaszowi. Brak wątków luźniej związanych z tym, co dzieje się z Hosalą, jest rozwiązaniem tyleż prostym dla autora, co ryzykownym: jeśli czytelnik nie zainteresuje się tym, co przeżywa i co myśli Jonasz, szybko zrezygnuje z lektury, pozbawiony fabularnej odskoczni od nieustannych analiz każdej myśli i gestu. („Im dłużej patrzył, tym starsze wydarzenia wypływały na wierzch świadomości, ale towarzyszyły im większe wybuchy emocjonalnych reakcji. Koncentrował się na nich, co nie zawsze było przyjemne. Odkrywał siebie, warstwa po warstwie, uprawiał autoarcheologię”.)
Kiedy nastoletni Jonasz odkrywa, że władze okiya, w którym przebywa, zwerbowały go dzięki manipulacji i oszustwu, krzywdząc także jego najbliższych, postanawia odejść ze szkoły. Zgodnie z podpisanym kontraktem, nie wolno mu jednak opuścić wyspy Ueda póki nie osiągnie pełnoletniości. Zostaje przyjęty przez małą społeczność zamieszkującą kamieniołom; należą do niej także uczniowie, którzy odeszli ze szkoły, ale nie mieli dokąd wracać. W Shangri-La, noszącej pewne cechy sekty (zbiorowe praktykowanie religii jest surowo zakazane przez władze) Jonasz jest traktowany jak inkarnacja wielkiego buddyjskiego mistrza, a mieszkańcy osady spodziewają się, że chłopak odkryje dla nich ścieżkę Wielkiej Doskonałości. Ale czy rzeczywiście jest wybrańcem? Czy oświecenie jest duchowym efektem pełnego wyrzeczeń i medytacji życia, czy tylko reakcją w mózgu, którą można wywołać chemicznie? Co dzieje się z jego bliskimi, kiedy Jonasz przebywa na drugim końcu świata, bez możliwości porozumienia się z nimi?
Postaci bohaterów zostały nakreślone wyraziście, budzą emocje, intrygują przez swoją niejednoznaczność. Nie sposób odmówić autorowi umiejętności konstruowania żywych i wiarygodnych portretów. Szkoda, że tracimy ich z oczu, kiedy tylko przestają przebywać w najbliższym otoczeniu Jonasza.
Zaletą opowieści jest też niewątpliwie język, równie plastycznie oddający obraz ogrodu o zmierzchu i skomplikowane stany psychiczne bohaterów. Autorowi nie brak wyobraźni, co przejawia się nie tylko w sugestywnych opisach wizji i snów, ale także w pomysłach na zmiany, jakie zaszły w społeczeństwie pod wpływem wysoko rozwiniętej techniki.
Opis szkolenia gejsz, choć ciekawy, mógłby być lepiej wyważony; o ile na początku z zainteresowaniem można śledzić różnorodne zajęcia, w jakich biorą udział chłopcy – od sztuk walki po medytację – o tyle można odnieść wrażenie, że pod koniec nauki młodzi adepci zajmują się już wyłącznie seksem (oczywiście w celach naukowych i terapeutycznych). Relacje z seansów e-tantry są zbyt drobiazgowe w porównaniu z tym, jak autor przedstawia inne aspekty nauki przyszłych gejsz.
„Hikikomori” jest niemałym wyzwaniem dla czytelnika ze względu na ogromną ilość nawiązań do różnych odłamów buddyzmu i związanych z nimi pojęć, a także specjalistyczną terminologię nieustannie wykorzystywaną do opisu tego, co dzieje się w umysłach bohaterów. Autor niewątpliwie posiada wiedzę na temat azjatyckich kultur, których elementy nadają opowieści intrygującego kolorytu – jednak dla odbiorców ciekawe tropy mogą się okazać równie obce, zamknięte, jak tajemnicza twarz z okładki. Wiele zależy od podejścia osoby czytającej książkę – jednym niezrozumiałe szczegóły w niczym nie przeszkadzają, innych mogą skłonić do sięgnięcia po słownik czy nawet literaturę fachową – ale nie każdemu może wystarczyć cierpliwości, by zmagać się z hermetycznymi pojęciami.
Trzeba przyznać autorowi, że co jakiś czas stara się wyjaśniać w tekście genezę używanych pojęć oraz to, co dzieje się poza najbliższym otoczeniem głównego bohatera. Informacje, jakie przekazuje, często są jednak albo zbyt ogólnikowe („po wojnie”, wzmianka o oddzieleniu się Silesii – brakuje wyjaśnienia okoliczności, przyczyn i skutków zjawisk), albo przeciwnie – otrzymujemy zbyt długi wykład na temat fizyki kwantowej i zbieżności odkryć nauki z założeniami filozoficznymi buddyzmu.
„Hikikomori” można w ciemno polecić pasjonatom programowania neurolingwistycznego oraz osobom zainteresowanym religioznawstwem (zwłaszcza buddyzmem i szamanizmem). A co z pozostałymi czytelnikami? Ci, którzy lubią wyzwania i zagadki, poradzą sobie, bo opowieść z pewnością może zainspirować do poszerzenia wiedzy, zresztą same tytuły rozdziałów – np. „Szukając smaku Pustki” czy „Adam Kadmon” – otwierają ciekawe ścieżki symbolicznej interpretacji zdarzeń. Kto jednak nie jest gotowy na spotkanie z taikomochi, induktorami, tulku, sektami buddyjskimi i spiskami żądnych władzy przywódców okiya – spokojnie może poszukać przystępniejszej lektury.



Tytuł: Hikikomori
Data wydania:
Gatunek: fantastyka
Wyszukaj w: Selkar.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w: Matras.pl
Wyszukaj w: Empik.com
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

50
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.