Cykl „Thorgal: Młodzieńcze lata” przenosi nas – niespodzianka! – do czasów młodości słynnego wikinga. Wiecie, perypetie w ogólniaku, pierwsze używki, odkrywanie uroków erotyki na szkolnych wycieczkach, te sprawy…  |  | ‹Thorgal. Młodzieńcze lata #1: Trzy siostry Minkelsönn (okładka miękka)›
|
W jednym z odcinków „Simpsonów” przedstawiono genialny motyw, wyśmiewający wszelkiego rodzaju komiksowe spin-offy, prequele i tym podobne. Otóż na rynku pojawia się seria poprzedzająca słynnych „Strażników” Alana Moore’a, o tytule „Watchmen Babies”. Tom pierwszy nosi miano „V for Vacation”, a na okładce dziecięce wersje Dr. Manhattana, Nite Owla, Rorschacha i Jedwabnej Zjawy serfują na fali. Nie muszę chyba tłumaczyć czytelnikom, dlaczego nie może być bardziej idiotycznego pomysłu na komiksowy prequel… Problem w tym, że młodzieńcze wersje znanych bohaterów wciąż trafiają na komiksowe plansze – a w tym roku padło na nie byle kogo, bo samego Thorgala. Okej, „Thorgal: Młodzieńcze lata” to oczywiście nie „Watchmen Babies”, bo opowiadanie o młodzieńczych latach pewnego wikinga z gwiazd ma jakiś sens. Tym niemniej wszyscy chyba się zgodzą, że przesłanki dla powstania tego cyklu są dosyć ewidentnie finansowe. Jean Van Hamme wycofał się z wszystkich serii, pomysłów na głównego „Thorgala” już od dawna nie ma (a większość fanów twierdzi, że cykl powinien zamknąć się ładnych kilka albumów temu), produkuje się natomiast kolejne spin-offy – „Kriss de Valnor”, „Louve” i teraz właśnie opowieści o młodości Thorgala. Jakiś potencjał w tym może i jest, bo przecież, po pierwsze, już wcześniej pojawiały się flashbacki do dzieciństwa i młodości Thorgala („Gwiezdne dziecko”, „Aaricia”), a po drugie, wiadomo, że życie w wikińskiej wiosce łatwe nie jest i potencjał do przygód istnieje. Z drugiej jednak strony późniejsze losy Thorgala są dość wyraźnie określone i tak naprawdę nie ma tu wielkiego pola do popisu dla scenarzystów. Wiadomo, że musi się pojawić Aaricia, wiadomo, że Gandalf Szalony i jego syn Björn miłością do „Gwiezdnego dziecka” pałać nie będą, wiadomo też, że przygody muszą zamykać się jednak w ramach nordyckiego świata, a bohaterowie dotrwają do dorosłości. Dokładnie tą drogą idzie scenarzysta serii – Yann. Akcja „Trzech sióstr Minkelsönn” rozpoczyna się w wikińskiej wiosce, w trakcie wielkiego głodu. Wojownicy popłynęli szukać jedzenia, w domu zostały dzieciaki. Thorgal, lokalny bard, podśpiewuje i flirtuje ze śmiertelnie w nim zakochaną Aaricią. Na to wszystko patrzy krzywo brat Aaricii Björn, który po pierwsze na wszystko patrzy raczej krzywo, po drugie, z zasady nienawidzi Thorgala, a i za swą siostrą nie przepada. Pewnego dnia do zatoki, zwabione śpiewem młodego barda przybywają trzy wieloryby. Dużo mięsa! Wikingowie już ostrzą noże, ale okazuje się, że wieloryby tak do końca wielorybami nie są i ich zabijanie byłoby jednak nie do końca słuszne… Sytuacja się komplikuje, Thorgal wyrusza na wyprawę, pojawiają się bogowie i piękne kobiety… Yann oczywiście nie waha się wprowadzać znanych bohaterów – czasem jako postacie kluczowe, czasem w „epizodach gościnnych”. Mnie osobiście ta maniera w każdym prequelu czy spin-offie irytuje, ale fani lubią takie nawiązania i scenarzyści od nich nie stronią. Szkoda jednak, że Yann idzie po linii najmniejszego oporu i kreśli oczywiste antagonizmy. Po jednej stronie Thorgal i zakochana Aaricia, po drugiej Björn i Gandalf. Czemu nie można było tego jakoś skomplikować, nadać odcieni szarości? Wiemy, że relacje między Thorgalem i Björnem ukształtowały już opowieści z albumu „Aaricia”, ale można było pogłówkować i wymyślić coś bardziej złożonego. A może Thorgal powinien pojednać się z przyszłym szwagrem i dopiero jakieś wydarzenie mogłyby ich skłócić? Albo odwrotnie – może mógł się pokłócić z Aaricią i dopiero odzyskiwać jej miłość? Opowieść o młodości powinna być opowieścią o dojrzewaniu – tymczasem na razie widać tu młodsze kopie znanych bohaterów, mające identyczne cechy co w klasycznych albumach, tylko może nieco mniej wiedzy i więcej naiwności (choć tej ostatniej nigdy Thorgalowi nie brakowało). Dorzućmy do tego jeszcze trend, że Thorgal, nawet nastoletni, budzi grzeszne myśli u wszystkich napotkanych kobiet i będziemy mieli taką małą kopię dawnych pomysłów Jeana Van Hamme’a, tylko w wersji wojownika z gładką jeszcze buzią. Nie chciałbym jednak, by z tej recenzji wyszło, że nic mi się nie podobało. Bo „Trzy siostry Minkelsönn” mają swoje niewątpliwe dobre strony. Pierwszą jest to, że Yann odważył się nie na pojedynczą jednoalbumową przygodę, ale na obszerniejszy cykl o większym poziomie złożoności, którego ten album jest zaledwie pierwszą częścią. Sądzę, że kolejne, krótkie przygody byłyby koszmarnie nudne (bo co tu można ciekawego wymyślić, by zmieścić na 48 stronach?), a przymusowa wyprawa Thorgala ma potencjał. Pamiętajmy zresztą, że podróż jest metaforą dojrzewania, przy odrobinie ambicji możemy więc w kolejnych częściach oczekiwać nieco poważniejszych tematów niż tylko pomysłów na seksualną inicjację (nie, żebym nie uważał seksualnej inicjacji za temat poważny, oczywiście). Drugą zaletą „Trzech sióstr Minkelsönn” są rysunku Surżenki. Rosyjski grafik doskonale wywiązuje się ze swej roli – z jednej strony celnie ilustruje surowy klimat dalekiej północy, z drugiej bardzo udanie kopiuje styl Rosińskiego, jednocześnie będąc przejrzystym, dobrze odmładzając bohaterów, nie stwarzając problemów, by rozpoznawać ich fizjonomię. Zaryzykuję twierdzenie, że rysunki Surżenki są lepsze niż Rosińskiego w ostatnich albumach „Thorgala”. Co dalej? Rewolucji się nie spodziewam, ale sądzę, że cykl ma większy potencjał niż „Kriss de Valnor”. Warunki – nie może jednak być zbyt długi, no i dobrze by było, żebyśmy nie otrzymali przeglądu wszystkich dotychczasowych bohaterów w wersji nastoletniej…
Tytuł: Thorgal. Młodzieńcze lata #1: Trzy siostry Minkelsönn (okładka miękka) Data wydania: 4 lutego 2013 Format: okładka miękka Cena: 22,99 Gatunek: fantasy Ekstrakt: 50% |