powrót; do indeksunastwpna strona

nr 02 (CXXIV)
marzec 2013

Kiedy rozum śpi, budzą się potwory
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– Co, do diabła…? – mruknęła Drax. To się nie zgadzało. Fakt, Sertor był bałaganiarzem, ale nie aż takim.
Chyba że szukał czegoś w pośpiechu.
Albo zrobił to ktoś inny.
Weszła do środka, a pod jej nogami zaszeleściły papiery. Powiodła wzrokiem po sprzęcie i elektronicznych podzespołach na półkach… po skotłowanej pościeli na łóżku… po niedomkniętych drzwiach: jednych od małej kuchni, drugich od jeszcze mniejszej toalety… Sertor często mawiał, że musi odłożyć na większe lokum. Zawsze kończyło się na gadaniu. Od oszczędzania czasokredytów wolał pogoń za adrenaliną.
Ścieżkowcy tu byli – odezwała się Ayl. – Albo bezpieka.
– Pozwoliłam ci się odzywać? – mruknęła z irytacją Kayla. – Jeśli bezpieka, to ciekawe, czy moje mieszkanko też już przetrząsnęli… Czego oni mogli szukać?
Na pewno nie tego, w co właśnie wdepnęłaś.
Drax podniosła kartkę z pospiesznie nakreślonymi schematami. Chyba wiedziała, co to jest. Sertorowi od zawsze przeszkadzała kontrola danych, jakie przepływały przez Sieć. Kiedyś spytał ją, czy dałoby się to ominąć bez kładzenia osobnych, tajnych instalacji.
– Da się – odpowiedziała – ale tylko po łączu telemechaniki. Wybij to sobie z głowy. Dobrze wiesz, że za nielegalne grzebanie w naszym sprzęcie możesz dołączyć do roboli z dołu. Tym razem na stałe.
Nie był orłem z projektowania. Mimo to rozrysował schemat nadajnika, który mógł zadziałać. Kayla była mu winna pośmiertne gratulacje.
– Poprzedni włamywacze szukali czego innego – powiedziała cicho, chowając kartkę do kieszeni.
Może coś wiedział. Coś, co chciał ci przekazać. Przecież umówił się z tobą na dzisiaj, nie?
– Ale dał się zabić jak ostatni kretyn – burknęła Kayla. Zaryglowała drzwi i opuściła Osiedle Kontenerowe. Nie poszła jednak na przystanek. Miała w planach jeszcze jedną wizytę, gdyż zanim opuściła Dyspozyturę, dogonił ją jeden z kolegów.
– Wiem, że to nie najlepsza pora, żeby coś od ciebie chcieć, ale chodzi o wyłącznik średniego napięcia z sektora D4D7 – powiedział wtedy. – Przed chwilą znowu się wyłączył, mimo że nie było zwarcia.
– Znowu? – mruknęła. – Przecież byłam tam dzisiaj rano.
– Rano było rano, teraz jest teraz, a odbiorcy są wkurzeni. Możesz go sprawdzić?
Westchnęła. Pokiwała głową. Zaglądała do tego złomu stanowczo zbyt często.
• • •
Przekaźniki automatyki zabezpieczeniowej były sprawne – sprawdziła to rano, sprawdziła to teraz, wyszło na to samo. Potem zajęła się napędem nieszczęsnego wyłącznika: szafą pełną sprężyn, przekładni zębatych i wyprowadzeń przewodów, mającą za zadanie rozewrzeć styki. Tu też nie znalazła żadnych uszkodzeń. Wobec tego zerknęła na elektromechaniczny rejestrator. Połączony z łączem teletechnicznym zapisywał rozkazy napływające z UDM-u i drukował je na taśmie papieru.
– Tu cię mam – mruknęła Kayla, przeglądając wykres sygnałów sterujących. – Drugi raz, cholera jasna. Znowu zakłócenia, przepięcia, szumy… Panie Boże, spraw, żebyśmy w końcu przeszli na te cholerne światłowody!
Załączyła wyłącznik. Nie miała już nic więcej do roboty. Zamknęła za sobą drzwi rozdzielni i poszła złapać windę na powierzchnię.
Teraz jechała w kabinie tak nabitej ludźmi, że ledwo mogła się ruszyć. Część współpasażerów dyskutowała o Święcie i jego kulminacji: sztuczne ognie i olśniewająca iluminacja Rozety.
Drax wątpiła, by to ostatnie wciąż było w planach. Taki skok poboru mocy byłby dla sieci energetycznej potwornym zagrożeniem. Król Nerwa II i Rada Siedmiu musieli o tym wiedzieć. W skład tej ostatniej wchodził przecież Vincent Velron, a on znał się na tych sprawach jak mało kto.
Kayla zastanowiła się, czy jeszcze ją pamięta. Odkąd widzieli się po raz ostatni, minęło już dobrych kilka lat. Przez ten czas awansował z dyrektora energetyki aż na stanowisko w Radzie. Na pewno miał teraz nawał obowiązków i nieczęsto brało go na wspominki. Taki już był los wszystkich najzaradniejszych osobistości Urland.
Winda stanęła i drzwi jej wszystkich trzech poziomów otworzyły się na kratownicowy przystanek. Wznosił się na skraju południowej części Górnego Miasta, niedaleko Muzeum Obrazów Przyszłości. Z prawej Kayla miała miasto: baraki, hale i drapacze chmur, między którymi co kilka pięter rozpięte były pomosty spacerowe. W oddali rysowała się wieżyca Urzędu Państwa: u dołu bogato oszklona i wykończona, u góry wciąż szkieletowata, szara, surowa.
– Ciekawe, kiedy powieszą reklamy i cholerne neony – mruknęła Drax, schodząc spiralną klatką schodową. Odetchnęła głęboko. Powietrze było tu chłodne i rześkie, tak odmienne od tego z dołu: gorącego, o zapachu oleju, smarów i rozgrzanych maszyn.
Ruszyła w lewo, ku ścianie drzew i krzewów. Nie było tu knajp ani jadłodajni, jedynie ławki i place zabaw. Park ciągnął się wzdłuż całego obwodu Górnego Miasta i stąd też wzięła się jego nazwa: Zielony Pierścień. Jedyna odskocznia od rzeczywistości pełnej pośpiechu, maszyn i monotonnego krajobrazu gór. Odskocznia równie nienaturalna jak sposób, w jaki Urland zdobywało wiedzę.
Ave cezar i jasnowidze, pomyślała Kayla. Najpierw przewidzieli upadek Imperium. Później wspomagali tych, którzy zdecydowali się z niego uciec i zacząć od nowa. W końcu ujawnili swą prawdziwą moc, pobierając z przyszłości idee, projekty, teorie, wzory… Bez tych psychokinetyków cywilizacja Rzymian już dawno by zginęła w mrokach średniowiecza.
I właśnie do tego dążył Ruch Utartej Ścieżki.
• • •
– No proszę. Nie sądziłem, że jeszcze się dziś spotkamy – usłyszała nagle znajomy głos.
Heriusz Anicjusz Scaevola wstał z ławki i zrównał się z Kaylą. Nie spytał, czy może się przyłączyć. Po prostu to zrobił, i to w taki sposób, że dziewczyna poczuła irytację. Nie chciała towarzystwa. Niestety, nie mogła go tak po prostu spławić. To był w końcu gliniarz, a z takimi lepiej nie zadzierać.
Dopiero teraz miała okazję przyjrzeć się mu bliżej. Rysy jego twarzy były twarde i ostre, jakby wyciosane z kamienia. Czarne włosy spadały mu na wysokie czoło, nie sięgały jednak cienkich brwi. Wysoki, dobrze zbudowany. Czarne spodnie, biała koszula, czarny krawat, ciemna marynarka. Sprawiał wrażenie jakiegoś tajnego agenta jego królewskiej mości: szarmanckiego wobec kobiet i śmiertelnie niebezpiecznego wobec wrogów.
Kayla przyłapała się na tym, że gapi się w jego niebieskie oczy. Pospiesznie odwróciła wzrok.
– Wciąż nie dostaliśmy pani raportu, panno Drax – powiedział Scaevola. – Wiem, że to dla pani ciężkie chwile, ale teraz najważniejsze jest dobro śledztwa. Przecież oboje nie chcemy, żeby ktoś podzielił los Sertora Faustina… prawda?
Kayla zmarszczyła brwi. To było uzmysłowienie sytuacji czy już groźba? Zwykli gliniarze nie pozwalali sobie na takie wycieczki. Kim był ten facet? Bezpieczniakiem? Całkiem możliwe, pomyślała. Przecież według Galby to bezpieka przejęła śledztwo.
– Złożę go najszybciej jak się da – powiedziała. – Obiecuję. Po prostu cała ta sytuacja mnie przerasta. Te ataki… Sertor… Chcę się oderwać od tego wszystkiego.
Scaevola uśmiechnął się łagodnie.
– Więc uznała pani, że wykład doktora Velrona to dobry pomysł? Rozumiem. Też dostałem zaproszenie. Czy wobec tego zechciałaby mi pani towarzyszyć?
Dziewczyna skinęła głową i pozwoliła wziąć się pod rękę.
Przez chwilę szli w milczeniu: on w eleganckim garniturze, ona w prochowcu i goglach dyndających na szyi. Mijali krzewy i choiny, w cieniu których odpoczywali dorośli i bawiły się dzieci. Potem Zielony Pierścień się skończył, a Drax i Scaevola znaleźli się na skraju platformy Górnego Miasta. Wzdłuż jej krawędzi biegł deptak i metalowa barierka. Na wprost rozciągały się zaśnieżone szczyty Alp.
Niedaleko po prawej, przy wysuniętym w dal balkonie, dostrzegli grupkę ludzi. Większość była ubrana na galowo, zatem i oni czekali, aż nadjadą Tarasy. Kayla rozpoznała w nich kilku znajomych. Główni inżynierowie, dyrektorzy, uczeni… Velron zaprosił intelektualną śmietankę.
Dziewczyny do nich nie ciągnęło. Scaevoli najwyraźniej też. Zatrzymali się w pewnej odległości od nich i podeszli do barierki.
– Co pani sądzi o tym wszystkim? – zagaił Anicjusz. – Dzisiaj wielkie święto. 975. rocznica założenia Urland. Musi pani przyznać, że od tamtego momentu zrobiliśmy olbrzymi skok. Rozwój techniki. Pomoc jasnowidzów. Rozrost naszego pięknego miasta. Liczba obywateli też się zwiększa, żyje im się coraz lepiej, a kulminacją tego wszystkiego będzie uroczystość dziś wieczór.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

9
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.