Patrząc na popularność „Thorgala”, można się zastanawiać, dlaczego dopiero teraz pojawia się komiks eksplorujący mroczną krainę wikingów. Jaka by nie była tego przyczyna, „Asgard” to dobry wybór, aby złamać monopol rodziny Aegirssonów.  |  | ‹Asgard #1: Żelazna Noga›
|
Bez dwóch zdań, podczas lektury „Asgarda” trudno jest uniknąć odniesień do serii rysowanej przez Rosińskiego. Ten sam świat ludzi Północy, ten sam ponury, ciemny klimat wiosek i fiordów, ci sami bogowie na ustach śmiertelnych mieszkańców Midgardu. Są oczywiście różnice i to one powodują, że po komiks warto sięgnąć, jeśli nadal czujemy niedosyt opowieści ze świata wikingów. Ale po kolei. „Asgard” ma właściwie dwójkę głównych bohaterów, ale zdecydowanie pierwsze skrzypce gra tytułowy Asgard Żelazna Noga. Jest on skraëlingiem, czyli człowiekiem naznaczonym przez bogów piętnem nieszczęścia. W wiekach średnich na takie piętno łatwo było się załapać. W przypadku Asgarda przyczyną było jego wrodzone kalectwo. Pomimo klątwy (prawdziwej lub wymyślonej) naszemu bohaterowi udaje się ustawić w życiu. Zostaje kimś w rodzaju specjalisty od zabijania dzikich bestii i innych potworów. Taki wiking-wiedźmin. Jak łatwo się domyślić, skoro jest już pogromca bestii, to i bestie muszą się znaleźć. Słowo się rzekło i w wodach otaczających Fjördland pojawia się klasyczne „coś”, co atakuje i zatapia łodzie wraz z ich załogami. Łowić nie można, na wyprawy łupieżcze wypływać nie można. Tutaj zaczyna się główny wątek opowieści. Na rozkaz króla, takiego w miarę normalnego w odróżnieniu od Gandalfa Szalonego, wyrusza wyprawa, której celem jest oczywiście załatwienie morskiego stwora. A ponieważ sytuacja jest, jak się rzekło, podbramkowa, to o pomoc zwrócono się do przeklętego przez bogów Asgarda. Drużyna jest oczywiście zróżnicowana motywacyjnie, charakterologicznie, płciowo. Wpływa to interesująco na obraz relacji pomiędzy poszczególnymi postaciami i całość wyprawy. W ten sposób autorzy stworzyli dobre tło dla głównego wątku, którym jest polowanie na (rzekomego lub nie) potwora morskiego. Graficznie „Asgard” to kawałek solidnej, komiksowej roboty. Ralph Meyer w porównaniu z Rosińskim to bardziej rzemieślnik niż artysta, ale rzemieślnik rzetelny, znający się na swojej pracy. Dobre wrażenie wizualne pogłębia wysoki poziom wydania albumu. Wracając do porównań z „Thorgalem”, to sprawa jest o tyle trudna, że nie bardzo wiadomo, jak odnieść jeden album do serii istniejącej na rynku prawie cztery dekady i składającej się z kilkudziesięciu tomów. Ale można się pokusić o wyłowienie pewnych drobnych różnic i prawidłowości. Po pierwsze, „Asgard” dzieje się w realnym świecie. Chociaż bohaterowie co chwila odwołują się do bogów z panteonu przybliżonego nam właśnie przez Van Hamme’a i Rosińskiego, to jednak żaden Loki, Thor czy Odyn się nie pojawia. Inaczej podeszli też autorzy „Żelaznej Nogi” do swoich postaci. W „Thorgalu” świat jest mocno czarno-biały, czyli rodzina Aegirssonów jest dobra do bólu, to wszyscy inni (z drobnymi wyjątkami) są źli, nieuczciwi, zdradliwi. Bohaterowie „Asgarda” są dużo bardziej zróżnicowani, każdy ma jakieś swoje grzeszki, ale także i dobre strony. Na szczęście „Asgard” nie wymaga wsparcia na zasadzie „Znacie Thorgala? To przeczytajcie”. Historia jest ciekawa, dobrze poprowadzona, po prostu warta lektury.
Tytuł: Asgard #1: Żelazna Noga Data wydania: marzec 2013 ISBN: 978-83-60298-89-3 Cena: 46,00 Gatunek: historyczny, przygodowy Ekstrakt: 80% |