powrót; do indeksunastwpna strona

nr 04 (CXXVI)
maj 2013

Przeczytaj to jeszcze raz: Samiec i matriarchat
Andre Norton ‹Świat Czarownic›
Były żołnierz, Simon Tregarth, za sprawą magicznego portalu trafia do alternatywnego świata. Jest tam wszystko, czego potrzebuje klasyczny świat fantasy: magia, wyraźny podział na dobro i zło oraz dużo walki w obronie ideałów. Czy wydany po raz pierwszy w 1963 roku „Świat Czarownic” Andre Norton ma jeszcze coś ciekawego do zaoferowania dzisiejszemu czytelnikowi?
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Norton wprowadza nas w swój tytułowy świat metodą furtki w żywopłocie – uciekający przed bliżej nieokreślonym niebezpieczeństwem Tregarth (człowiek z naszego świata) spotyka na swojej drodze kogoś oferującego mu pomoc. I, chcąc nie chcąc, z tej pomocy korzysta, przenosząc się do alternatywnego świata. Tocząca się tam wojna między czarownicami z Estcarpu a zdominowanymi przez mężczyzn sąsiednimi krainami stanie się żywiołem, w którym nasz bohater będzie się czuł niemal jak w domu.
Ale tylko niemal, bo matriarchat jego nowej ojczyzny okazuje się czymś wyjątkowym i początkowo trudnym do zrozumienia dla Simona. Wydaje się jednak, że po pierwszych spotkaniach po prostu przestał przywiązywać rolę do tego dziwnego systemu społecznego, akceptując swoją rolę jako gwardzisty i „poddanego” władających mocą czarownic. Można utyskiwać na łatwość, z jaką Tregarth przyjął te wszystkie zmiany i zasymilował się z mieszkańcami Estcarpu. Patrząc na rozwój wydarzeń, można odnieść wrażenie, że związanie się Simona z tym, a nie innym narodem było dziełem przypadku – ot, na samym początku trafił na niewiastę w opałach, którą uratował przed niebezpieczeństwem. I wydaje się, że właśnie to przywiązanie do swojej nieoficjalnej „branki” od samego początku zadecydowało o wybraniu takiej, a nie innej drogi w nowym świecie.
Lecz nawet mimo przyzwyczajenia do panującego porządku społecznego, Simon nie przestaje być pewnego rodzaju odszczepieńcem. Może nie w dosłownym tego słowa znaczeniu, ale w trakcie wielu podróży po świecie jest on rozpoznawany jako cudzoziemiec, człowiek w niczym nie przypominający żadnej ze znanych w tym miejscu ras. Co więcej, nigdy nie porzuca on swojej postawy macho w stosunku do jednej z czarownic – tej, którą udało mu się ocalić na samym początku. Ta nadopiekuńcza postawa, zupełnie nieprzystająca do realiów, w których to kobiety pełnią dominującą rolę i ich matriarchat zmusza mężczyzn do uległości i służby, jest jednym z wielu zmian, jakie wprowadził do uporządkowanego świata Tregarth. Czarownice z Estcarpu stanowią przecież wyjątek także w swojej rzeczywistości – otoczone przez wrogie i coraz bardziej agresywne narody rządzone przez mężczyzn muszą (przy pomocy swoich gwardzistów) toczyć prawie nieustanne wojny w obronie swojej niezależności i magii, którą władają. I tu pojawia się kolejny problem związany z Simonem – wbrew ustalonym zasadom rządzącym tytułowym światem, okazuje się on mężczyzną posiadającym w sobie magiczne zdolności. Początkowo sam nie zdaje sobie z tego sprawy, a same czarownice jak gdyby do końca nie wiedziały, jak powinny go traktować.
Choć „Świat Czarownic” to klasyka, to jednak ani akcja, ani bohaterowie nie należą do przekonujących. Sam Simon, pełniący przez większą część powieści rolę głównego protagonisty, wydaje się dość płytkim charakterem; oczywiście można zrzucić to na karb jego żołnierskiej kariery, ale nie zostaje też przedstawiony jako stuprocentowy trep. Jest kimś pomiędzy, ale kim? To trudno jednoznacznie powiedzieć. Inni bohaterowie, choć zaopatrzeni w swoje własne historie, wydają się jeszcze bardziej bezbarwni. Trochę szkoda, bo każdy z nich wnosi coś nowego do opowieści i świata, lecz ten potencjał wydaje się nie do końca wykorzystany.
Cykl Norton bywa porównywany z Ziemiomorzem Le Guin, stanowiąc niejako jego zwierciadlane odbicie. W „Świecie Czarownic” to kobiety władają magią, podczas gdy u autorki „Czarnoksiężnika z Archipelagu” jest to moc mężczyzn (aczkolwiek, jak dowodzą „Opowieści z Ziemiomorza”, nie zawsze tak było). Czy to porównanie jest słuszne? Być może, ale z pewnością nie wychodzi na dobre Andre Norton. Ziemomorze, zarówno jako cykl, jak i świat, urzeka i zachęca do powrotu. W przypadku „Świata Czarownic” miałem wrażenie obcowania z dość klasycznym fantasy, które nie oferuje ani bogatego uniwersum, ani głębszych przemyśleń (w przeciwieństwie do „Czarnoksiężnika”, który był przecież jedną wielką metaforą).
Pół wieku od swojej premiery i dwadzieścia lat po pierwszym książkowym polskim wydaniu „Świat Czarownic” stanowi bardziej ciekawostkę niż wciągającą i pasjonującą lekturę. Być może to tylko kłopot pierwszego tomu serii, być może znak, że nie każda klasyka wytrzymuje próbę czasu.
PS. Ktokolwiek przygotowywał wersję mobi „Świata Czarownic” i uznał, że idealnym formatowaniem tekstu jest jego wyśrodkowanie, powinien zostać zmuszony do przeczytania „Iliady” bez podziału na wersy. Od końca.



Tytuł: Świat Czarownic
Tytuł oryginalny: Witch World
Data wydania: 23 stycznia 2013
Przekład: Ewa Witecka
ISBN: 978-83-10-12473-9
Format: ePub, Mobipocket
Cena: 25,90
Gatunek: fantastyka
Wyszukaj w: Esensjomania.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz czytniki w
: Skąpiec.pl
Zobacz w:
powrót; do indeksunastwpna strona

51
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.