W opowiadaniu „Огонь!” („Ognia!”) Nika Batchen opowiada o lotniku z czasów drugiej wojny światowej, który dzięki tajemniczemu napojowi może choć na chwilę wyrwać się z wojennej rzeczywistości, by móc zobaczyć świat, w którym wojny nigdy nie było. A gdy rzeczywistość powojenna okazał się być niekoniecznie taka, jaką wymarzył sobie w czasie walk, resztki napoju pozwalają mu na powrót do czasów, w których czuł się najlepiej, czuł się naprawdę potrzebny, do czasów, w których jego życie miało największy sens. A gdzie tu polski akcent? Przyjacielem bohatera w czasie wojny jest pilot – Polak… Z kolei „Алые крылья” („Szkarłatne skrzydła”) Iny Goldin i Aleksandry Dawydowej to historia o polskich naukowcach, których prace zostały wykorzystane przez Rosjan do przywrócenia potęgi Związku Radzieckiego. Tylko dzięki temu, dzięki przywróceniu rywalizacji ze Stanami Zjednoczonymi możliwy jest podbój kosmosu. Cóż z tego, że ludziom w Nowym Związku Republik Radzieckich, do którego akces zgłosiła m.in. i Polska, żyje się coraz gorzej; w końcu sami są sobie winni, bo tylko dzięki ich nostalgii za dawnymi czasami możliwa była reaktywacja socjalistycznego imperium.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
5. Przegląd prasy. To już dziesięć lat… Jak ten czas szybko płynie! Wydaje się, że dopiero co trzymałem w ręku numer zerowy pisma…Numer jubileuszowy, niejako zatem z urzędu jest lepiej niż zazwyczaj ostatnio. Choć bez przesady – nie na darmo Borys Strugacki w słowie wstępnym narzeka na poziom rosyjskiej fantastyki, ba! – na poziom publikowanej w „Połdieniu” prozy. Jak to mawiają – chcieli dobrze, a wyszło jak zwykle. Nie ma tekstu powalającego na kolana – jest za to oparte na interesującym pomyśle (nic, co znajdzie się na powierzchni planety po zmroku, nie ma szans na przeżycie; nieliczni szczęśliwcy, którym udało się dostać do mknących za dniem pociągów, są w stanie uniknąć nieciekawego losu), sprawiające jednak wrażenie pozbawionego sensownego zakończenia opowiadanie „Залитый солнцем весенний перрон” („Zalany słońcem wiosenny peron”) Mariny i Siergieja Diaczenków, jest niezły tekst „Призраки” („Widma”) Jewgienija Łukina (choć raczej dzięki stylowi autora, a nie oryginalności pomysłu, sprowadzającego się do wizyt w naszej rzeczywistości gości ze świata równoległego), całkiem całkiem utwór „Воскресенье” („Wskrzeszenie”) Swiatosława Łoginowa (choć na podobny temat, to jest o permanentnych zmartwychwstaniach o niebo lepiej całkiem niedawno napisał Tim Skorienko w opisywanej tu jakiś czas temu powieści „Ода абсолютной жестокости”), sympatyczny (i tyle) horror „Родительский день” („Święto zmarłych”) Olega Kożina… Kilka miesięcy temu rosyjski światek sf&f zmroziła wieść o planowanym zamknięciu miesięcznika „Jesli”; ot, wydawca postanowił zmienić profil działalności i przerzucić się z prasy i książek na filmy. Plotki okazały się prawdziwe, nie znalazł się w ostatniej chwili żaden chętny do przejęcia tytułu, a zatem numer grudniowy – 238 z kolei – był numerem pożegnalnym. A tymczasem… W numerze majowym – między innymi niezła nowela Marii Galiny o zasiedlaniu innych światów, światów równoległych – i roli przesądów i magii w tym zbożnym dziele („Куриный бог”, „Kurzy bóg”) oraz opowiadanie Łoginowa o okrutnym świecie, w którym ludzie mają szansę na przeżycie jedynie w zasięgu brzmienia kościelnych dzwonów („Где слышен колокола звон”, „Gdzie słychać dzwonu dźwięk”). Potem trzy numery z raczej nieciekawymi tekstami – i nadszedł czas na numer wrześniowy, poświęcony fantasy. A jeśli za fantasy zabiera się magazyn głoszący, że interesuje go science fiction, i pod tym kątem dobierający teksty do publikacji, to po prostu musi być ciekawie.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
I tak jest, choć tradycji nie stało się zadość i corocznego numeru poświęconego baśniowej fantastyce nie zaszczycili swym tekstem Diaczenkowie czy Oldi. Honoru autorów rodzimych – całkiem zresztą z powodzeniem – bronią dwie autorki ze stosunkowo niewielkim jak na razie dorobkiem: Jelena Woron oraz Katerina Bacziło. Pierwsza w noweli „Повелитель огненных псов” („Władca ognistych psów”) opisuje walkę między potężnym magiem a rodziną czarodziejów taką potęgą co prawda nieobdarzonych, posiadających jednak coś, co może zainteresować wielkich tego świata, a zdobycie czego stało się niemal obsesją wspomnianego maga. Daleko tekstowi Woron od sztampowości tak nękającej fantasy, autorka ciekawie wykorzystuje motywy magii, a że tekst ów jest po prostu dobrze napisany, zapewnia kawał solidnej rozrywki. Z kolei „Пан Крозельчикюс” („Pan Krozelczikius”) drugiej z wymienionych to tekst ocierający się o tak modny ostatnimi czasy steampunk. Oto świat, w którym wszystko ma barwy czarno-białe (ewentualnie – ich odcienie), a tak wiedza o istnieniu innych barw, jak i umiejętność ich zobaczenia i utrwalenia stanowi ściśle chronioną, dostępną jedynie dla wybranych tajemnicę. Tytułowy bohater zdobywa specjalną licencję pozwalającą na legalne utrwalanie obrazów; w nocy po dniu, w którym dostarczono mu urządzenie do robienia zdjęć, ktoś włamuje się do jego mieszkania; jedyną rzeczą, która ginie, jest wspomniane urządzenie. To oznacza kłopoty; władza nie zamierza pozwolić na to, by tak niebezpieczny sprzęt trafił w niepowołane ręce. |