powrót; do indeksunastwpna strona

nr 06 (CXXVIII)
lipiec-sierpień 2013

Ruiny
Orson Scott Card
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Zaczął więc tłumaczyć, że niewidzialne powietrze składa się z malutkich cząsteczek kilku różnych rodzajów. Bochen wydawał się sceptyczny, a Param znudzona i Rigg wkrótce uznał, że ich edukacja to nie jego zadanie. Zamilkł i myślał o pasożytach, które jedynie w wodzie mogą przyczepić się do ludzi i tracą wtedy zdolność samodzielnego oddychania. Odłożył tę informację do przechowania w umyśle, tak jak ojciec nauczył go, żeby robić z wszystkimi pozornie nieistotnymi wiadomościami; mógł je przywołać, ilekroć ojciec postanowił go sprawdzić. Od roku jestem zdany na siebie, pomyślał Rigg, a mój udawany ojciec, który mnie uprowadził, wciąż jest obecny w moich myślach. Nawet martwy pociąga za wszystkie sznurki w mojej głowie, powoduje mną jak marionetką.
Zatopiony w takich rozmyślaniach nie zauważył pierwszego budynku, który pojawił się w zasięgu wzroku. Bochen, zawsze czujny, dojrzał połysk metalu.
– Wygląda jak Wieża O – powiedział.
Rzeczywiście, budynek był wysoki i z podobnego materiału, lecz nie wieńczył go szpic i nie był zaokrąglony jak cylinder. A nieopodal stało kilka mniejszych. Dopiero po przejściu kolejnych dwóch godzin od chwili, gdy te wieże ujrzeli, zbliżyli się na tyle, by zobaczyć, że otacza je miasto.
– Jak oni mogli budować z tego… materiału? – zdziwił się Bochen. – Ludzie wiele razy próbowali przebić Wieżę O i ani narzędzia, ani ogień jej nie ruszyły.
– Kto miałby próbować ją zniszczyć? – zapytał Umbo.
– Zdobywcy, którzy chcą pokazać swoją potęgę – odpowiedział mu Oliwienko. – Lud Rigga i Param pojawił się niedawno. A wieża stoi tam od dziesięciu tysięcy lat.
Rigg zauważył, że w mieście pojawiły się ludzkie ścieżki, lecz wszystkie były stare. Nie nowsze niż dziesięć tysięcy lat.
– Jak długo to miasto było opuszczone? – zapytał Rigg.
– Nie jest opuszczone – odparł Vadesh.
– Od dawna nie było tu żadnego człowieka.
– Ja tu byłem.
Nie jesteś człowiekiem, chciał odpowiedzieć Rigg. Jesteś maszyną; nie zostawiasz żadnych ścieżek. Miejsce, w którym nie ma nikogo oprócz ciebie, jest niezamieszkane. Nie powiedział tak, bo to zdawało się zbyt nieuprzejme. Zauważył absurdalność sytuacji: gdyby naprawdę uważał Vadesha jedynie za maszynę, nieuprzejmość nie miałaby tu nic do rzeczy.
– Gdzie się podziali ludzie? – zapytała Param.
– Ludzie przychodzą na świat i odchodzą. Tam, gdzie były kiedyś miasta, zostają ruiny, a tam, gdzie niegdyś nie było niczego, wyrastają miasta – rzekł Vadesh.
Rigg zauważył, jak wymijająca jest ta odpowiedź, lecz jej nie zakwestionował. Za mało ufał Vadeshowi, by chcieć dać mu do zrozumienia, że mu nie ufa.
– I jest tu woda? – zagadnął Bochen. – Bo moje pragnienie staje się palącą sprawą.
– Myślałem, że wy, żołnierze frontowi, pijecie własne siki – zadrwił Oliwienko.
– Sikamy do manierek, to prawda. Ale tylko po to, żeby dać to do picia strażnikom miejskim.
Mogła wyniknąć z tego kłótnia, lecz ku uciesze Rigga Oliwienko tylko się uśmiechnął, a Umbo zaśmiał, i na tym stanęło. Czemu oni wciąż siebie tak irytują, choć tyle razem przeżyli? Kiedy rywale staną się druhami?
Którędy mieszkańcy miasta odeszli? Rigg zaczął się rozglądać za ścieżkami, które świadczyłyby o wielkiej migracji, lecz zanim zdołał się rozeznać, Vadesh poprowadził ich do niskiego budynku ze zwykłego kamienia, na którym widać było ślady wielowiekowej erozji.
– Ktoś tu mieszkał? – zapytał Umbo.
– To fabryka – oznajmił Vadesh.
– A gdzie ludzie siadali do pracy? – zaciekawił się Oliwienko.
– Zmechanizowana fabryka – dodał zbędny. – W większości jest pod ziemią. Wciąż z niej korzystam, gdy potrzebuję czegoś, co się tu produkuje. Ale potrzebna była czysta woda dla nadzorców, mechanizmów i dla ludzi, którzy wciągali rzeczy na górę i ściągali je w dół.
Poprowadził ich przez drzwi do ciemnej izby. Gdy przeszli przez próg, zapaliło się światło. Cały sufit się rozjaśnił, bardzo podobnie jak w Wieży O. Rigg zauważył, że do tej izby prowadziły nieliczne i pradawne ścieżki ludzi. Z tego budynku korzystano najwyżej przez kilkadziesiąt lat. Został opuszczony przez to samo pokolenie ludzi, którzy go postawili.
Vadesh dotknął grubego kamiennego filaru i zaraz usłyszeli plusk wody. Potem dotknął innego miejsca – część filaru się oderwała, zostając mu w ręku. Było to kamienne naczynie wielkości między kubkiem do picia a wiadrem. Wręczył je Bochnowi.
– Bo twoje pragnienie to taka paląca sprawa – wyjaśnił.
– Ta woda jest bezpieczna? – zapytał Rigg.
– Filtrowana przez kamień. Nie może się do niej dostać żaden pasożyt.
I znów Rigg zauważył, że choć Vadesh odpowiedział, odniósł się tylko do prawdopodobieństwa skażenia pasożytami, a nie do faktycznie zadanego pytania.
Bochen oddał wodę Param, nie próbując jej.
– Tobie jest najbardziej potrzebna.
– Bo jestem słabiutką księżniczką? – spytała z lekką urazą.
Param, dziedziczka Namiotu Światła, żyła w zamkniętym pałacu, co sprawiło, że była słaba fizycznie, a wędrówka do Muru tylko trochę poprawiła jej kondycję. Nikt nie był jednak na tyle niegrzeczny, żeby to dziewczynie wytknąć.
– Potrzebujesz jej najbardziej, bo ty i Umbo musieliście pić ze swoich bukłaków przez tydzień dłużej niż my – wyjaśnił Bochen.
Param wzięła wodę i upiła.
– Świetna – oceniła. – Smakuje świeżo, choć ma dziwny smak…
– Śladowe ilości metali – stwierdził Vadesh. – Ze skały, przez którą jest filtrowana.
Następny wypił Umbo. Podał naczynie Riggowi, lecz on nie chciał próbować, dopóki Bochen i Oliwienko się nie napiją.
– Jest jej dużo – uspokoił go zbędny.
– To dopij, Bochen – powiedział Rigg. – Ja wypiję z drugiej porcji.
– Sądzi, że do niej naplułem – zadrwił Umbo.
– A nie naplułeś? – włączył się Bochen. – Zwykle to robisz. – Dopił do dna i podał puste naczynie Vadeshowi do napełnienia.
Rigg nie wiedział, czemu nie ufa Vadeshowi. Ten zbędny w zachowaniu bardzo przypominał mu ojca, był jednak pewien, że jest obłudny i niebezpieczny, nie dlatego, że uchylał się przed odpowiedziami i wyraźnie miał własne ukryte zamiary – jedno i drugie należało również do stałych cech ojca – lecz z powodu tego, na jakie pytania nie chciał odpowiadać.
Ojciec powiedziałby mi, dlaczego ludzie stąd odeszli. Wyjaśnianie mi, dlaczego ludzie robią to, co robią, było jego ulubionym tematem.



Tytuł: Ruiny
Tytuł oryginalny: The Ruins
Data wydania: 20 czerwca 2013
Format: 384s. 140×205mm
Cena: 35,–
Gatunek: fantastyka
Wyszukaj w: Esensjomania.pl
Zobacz w:
Przygoda, emocje i podróże w czasie znalazły swoją kontynuację w drugiej części bestsellerowego cyklu Carda.Gdy Rigg z przyjaciółmi przeszedł Mur oddzielający jedyny znany im świat od świata, którego nie potrafią sobie wyobrazić, miał nadzieję, że prowadzi ich w bezpieczne miejsce. Ale zagrożenia, jakie niesie ten świat, nie tak łatwo dostrzec. Rigg, Umbo i Param wiedzą, że nie mogą ufać Vadeshowi – maszynie w ludzkiej postaci, stworzonej po to, by oszukiwać i zwodzić – ale teraz stracili też pewność, że mogą ufać sobie nawzajem. Jednak nie mają wielkiego wyboru. Rigg potrafi odczytać ścieżki przeszłości, ale jeszcze nie dostrzega czekającego ich niebezpieczeństwa: w stronę Ogrodu zmierza niszczycielska, śmiertelnie groźna siła. Jeśil Rigg, Umbo i Param nie zdołają działać wspólnie, by zmienić przeszłość, nie będzie już przyszłości…
powrót; do indeksunastwpna strona

42
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.