powrót; do indeksunastwpna strona

nr 06 (CXXVIII)
lipiec-sierpień 2013

Od Donnera do Singera, czyli ranking dawnych filmów o Supermanie
Na ekranach „Człowiek ze stali”, w Esensji recenzja (zapewne nie jedyna), ale przecież nie możemy dziś zapomnieć, że film Zacka Snydera to już któraś kolejna ekranizacja przygód przybysza z Kryptona. Dziś przyjrzyjmy się więc wcześniejszym podejściom do pokazania losów najsłynniejszego superbohatera w czerwonych majtkach.
Superman (1978, reż. Richard Donner)
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Pierwszy filmowy „Superman” (no, niezupełnie pierwszy, ale o tym kiedy indziej) to film na miarę swoich czasów – superprodukcja, efektowne wprowadzenie Człowieka ze Stali na duży ekran (do tej pory królował przecież w wersjach telewizyjnych), ogromny budżet, gwiazdy w obsadzie. Do legendy przeszła już gaża Marlona Brando, jaką zainkasował za kilka minut swej ekranowej obecności. Z dzisiejszej perspektywy film jednak broni się średnio. Wprowadzenie na Kryptonie razi nieciekawą scenografią (oj, już chyba w późnych latach 70. dałoby się wymyśleć coś ciekawszego niż wszechobecne kryształy), wiele elementów – podróż małego Supermana przez galaktyki (!), dziecko unoszące samochód, ratowanie kotka z drzewa, cofanie czasu – ociera się o kicz. Lex Luthor Gene’a Hackmana, który powróci jeszcze dwa razy, jest też złoczyńcą raczej groteskowym, niż budzącym jakiekolwiek obawy. Bo jednak stare filmy o Supermanie to produkcje lekkie, campowe, mające zapewnić rozrywkę dla niespecjalnie wybrednych widzów. Co natomiast się udało? Bez wątpienia doskonałym wyborem okazał się Christopher Reeve do głównej roli – choć przecież o tym, że to on stał się Kal-Elem zadecydowała jego aparycja i fizyczność (Reeve nie miał wcześniej żadnych osiągnięć aktorskich), to trudno odmówić mu tego, że na dekady stał się Człowiekiem ze Stali, nie tylko idealnie pasując do ówczesnego wyobrażenia Supermana, ale też całkiem nieźle radząc sobie aktorsko. Podobnie trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia do Margot Kidder, która też na lata stała się symbolem Lois Lane, a nocna jej randka z mężczyzną z czerwoną pelerynką ma i dziś swój niezaprzeczalny urok. Patrząc na film widać, że w dużej mierze ma on być wprowadzeniem do cyklu (równocześnie kręcono część drugą i wiele planowanych elementów tam trafiło z rozdania) – z rozbudowaną sekwencją Kryptona, bardzo rozszerzoną sekwencją pierwszych prac Supermana i nieco chyba mniej efektownym finałem, niż moglibyśmy się spodziewać (no, może odwracanie biegu Ziemi jest efektowne, ale raczej niespecjalnie mądre). Zabrakło też szczerych emocji – na które trzeba było poczekać do części drugiej.
Ocena: 60%
Superman II (1980, reż. Richard Lester / Richard Donner)
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
„Superman II” to najlepszy film z wszystkich dotychczasowych opowieści o Człowieku ze stali, wyłączając może najnowsze dzieło Zacka Snydera. To dziwne, zważywszy na fakt, jakie perypetie były związane z powstaniem tego filmu – wymianą na reżyserskim stołku Richarda Donnera na Richarda Lestera po nakręceniu przez tego pierwszego ok. 80% materiału, późniejsze dokrętki, chaos tworzenia finalnej wersji. Dziś, ostatecznie, możemy oglądać dwie wersje – Donnera i Lestera, ale widać, że główne elementy pozostają wspólne i zmiany reżyserskie były głównie fanaberiami producentów. W efekcie powstał bowiem film (filmy?), który wyraźnie góruje nad poprzednikiem. Po pierwsze dlatego, że nie trzeba tracić czasu na przedstawianie Supermana i można cały film poświęcić spójnej fabule. Po drugie dlatego, że nareszcie naprzeciw Supermana stają warci go przeciwnicy, z całkiem przekonującym generałem Zodem w kreacji Terrence’a Stampa i malowniczymi Ursą i Nomem, a sceny rozwałki w Metropolis są jak na swoje czasy całkiem imponujące. Po trzecie, bo po raz pierwszy i na razie jedyny, udało się watek osobisty Supermana uczynić emocjonującym dopełnieniem kina akcji, a historia uczucia między Clarkiem i Lois potrafi wreszcie poruszyć. Po czwarte, bo choć humoru nie brakuje (relacje Lois-Clark, zemsta na osiłku w przydrożnym barze), to nie przekracza on pewnych granic. Po piąte wreszcie – bo udało się tu domknąć opowieść spójnym finałem z nutką lekkiego wzruszenia (i tu muszę przyznać, że wersja Lestera bardziej przemawia do mnie niż Donnera).
Ocena: 70%
Superman III (1983, reż. Richard Lester)
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Przyznam, że darzę „Supermana III” pewnego rodzaju sentymentem, bo to pierwszy film o przybyszu z Kryptona, jaki widziałem w polskich kinach (i to dwa razy!), ale nie zmienia to faktu, że jest to film słaby. Już w początkowej kilkuminutowej slapstickowej sekwencji widać, jakie są zamiary twórców – mamy mniejszy budżet, nie róbmy więc kina akcji, ale bezpretensjonalną komedię (w tym celu nawet zatrudniono czołowego komika tamtych lat Richarda Pryora). No fajnie, ale film ani nie jest jakoś specjalnie bardzo śmieszny, a już zupełnie nie sprawdza się jako opowieść o superbohaterze. Scenariusz powstawał chyba na kolanie, bo dzieło Richarda Lestera całe wypełnione jest wątpliwej jakości pomysłami. Facet tonie we własnym samochodzie po najechaniu na ujęcie wody? Bezrobotny staje się w dwa dni geniuszem komputerowym? Satelita może zmieniać pogodę? Superman gasi pożar zamrożonym jeziorem i odwraca tornado do góry nogami? Siostra złoczyńcy zmieniona przez superkomputer w metalowe zombie? Widać, że nie o sens tu chodzi, tylko o wypchanie filmu groteskowymi, campowymi elementami. Na domiar złego film nie ma żadnej sensownej kulminacji, bo za taką trudno uznać pojedynek między dobrym i złym Supermanem (znów pojawiają się pytanie – gdzie tu sens, gdzie logika?), ani kuriozalne gonitwy wokół superkomputera. Nie powiódł się również pomysł wprowadzenia do cyklu Lany Lang. Pomysł dobry, bo po krachu romansu z Lois Lane, musi pojawić się jakaś przeciwwaga. Pomysł niewykorzystany, bo chemii między bohaterami nie ma, a aktorka ją odtwarzająca, ani nie powala urodą, ani osobistym urokiem. Najlepszym dowodem jest to, że mimo wprowadzenia jej na koniec do redakcji Daily Planet (co zapewne miało nadać w kolejnej części relacjom Superman – Lois – Clark – Lana pewnej pikanterii), w następnym filmie wątek ten całkowicie pominięto.
Ok., pomarudziłem, ale przy odpowiednim nastawieniu da się „Supermana III” obejrzeć – właśnie jako pewnego rodzaju parodię serii, z niektórych żartów można się zaśmiać (dumb blonde – kochanka złoczyńcy czyta potajemnie „Krytykę czystego rozumu”, by szybko podmieniać ją na kolorowe czasopisma, gdy ktoś wchodzi do pokoju), ale – tak jak wspomniałem – mamy tu do czynienia z dużą zmiana klimatu serii.
Ocena: 40%
Superman IV (1987, reż. Sidney J. Furie)
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
„Superman IV”… Legendarny zły film… Obejrzałem go ostatnio i stwierdziłem, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Owszem, nie jest to film dobry, ba!, jest to film ewidentnie zły. Ale trudno też go uważać, za jeden z najgorszych w historii kina, jak chcą niektórzy fani, widziałem dużo gorsze, a przy „Supermanie IV” można – znów: przy odpowiednim nastawieniu – całkiem przyzwoicie się bawić. Trzeba tylko przyjąć, że o ile campowe elementy pojawiały się w pierwszych dwóch filmach sporadycznie, w trzecim regularnie, to czwarty jest po prostu z nich zbudowany. Absolutnym symbolem tego może być postać nemezis Supermana z tej części, kiczowatego w każdym elemencie, począwszy od wyglądu, poprzez historię powstania, aż po zachowanie Nucear Mana. Och, gdyby zrobić ranking najbardziej groteskowych, campowych filmowych złoczyńców, Nuclear Man ma niekwestionowane miejsce w pierwszej piątce. Do tego dorzućmy także porażające swym absurdem sceny rzucania całej ziemskiej broni atomowej na Słońce za pomocą rybackiej sieci, przesuwanie Księżyca, kurioza poczwórnej randki (w której widać, że Superman naprawdę cierpi z powodu niemożliwości multiplikacji), a także celnie wypunktowaną przez fanów litanię innych niespójności, nielogiczności, by dojść do jedynego słusznego wniosku – na trzeźwo „Supermana IV” oglądać się nie da. Ale w gronie znajomych, na wesoło, czemu nie?
Ach, ale scena gdy Superman leci do Lois Lane, by z nią poważnie porozmawiać, ponownie się jej ujawnić, by po rozmowie znów odebrać pamięć, ma swoją moc i zasługuje na wykorzystanie w filmie, do którego lepiej by pasowała.
Ocena: 30%
Superman: Powrót (2006, reż. Bryan Singer)
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
„Superman: Powrót” nie jest bardzo złym filmem. Jest natomiast bardzo, bardzo dużym rozczarowaniem. Wydawało się, że po tak długim oczekiwaniu na powrót Człowieka ze Stali twórcy uraczą nas czymś wyjątkowym. Wydawało się, że fachowiec od komiksowych fabuł, który dał nam udanych „X-menów” i „X2” Bryan Singer będzie czuł takie kino. Wydawało się, że pomysł by pominąć niespecjalnie cenione i nie pasujące do konwencji części III i IV i umieszczenie fabuły po zakończeniu części II to dobra koncepcja. Ale przecież czasy się zmieniły. Tymczasem Singer nakręcił taki film, jakby nic nie zmieniło się od czasów wersji Donnera (widać więc, że błędem było nawiązywanie do starych filmów). Choć aż prosiło się nowe spojrzenie na postać, to fabuła z grubsza powieliła wątki filmu z lat 70. z tą zmianą, że Superman już nie pojawia się, lecz powraca po dłuższej nieobecności. Poza tym standard – kilka odważnych czynów, romans z Lois Lane i rozgrywka z Lexem Luthorem (w tej roli jedyny jasny promyk filmu – psychopatyczny Kevin Spacey bijący na głowę groteskowego Gene’a Hackmana). A przecież kilka interpretacji się aż narzucało – Superman vs. terroryzm, Superman jako pytanie o moralne prawo silniejszego do decydowania o tym co jest dobre a co złe, ograniczenia Supermana. Próbowano jakoś poruszyć wątek „obcy w obcym kraju” czy „z ojca na syna” ale wyszło to niewyraźnie i nieprzekonująco. Ba! Nawet efekty specjalne, poza katastrofą samolotu rozczarowywały, bo większość akcji filmu została umieszczona na nieatrakcyjnej wizualnie sztucznej wyspie. Krótko mówiąc: „Superman: Powrót” nie sprawdził się ani jako kino superbohaterskie, ani jako kino akcji, a dodatkowo pogrążył go całkowicie pozbawiony charyzmy Brandon Routh w roli tytułowej. Całe szczęście, że zrezygnowano z kontynuacji i zdecydowano się na reboot serii.
Ocena: 40%
• • •
Naszą recenzję „Człowieka ze stali” znajdziesz tutaj.



Tytuł: Superman
Reżyseria: Richard Donner
Rok produkcji: 1978
Kraj produkcji: USA
Czas trwania: 143 min
Gatunek: akcja, przygodowy, SF
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:

Tytuł: Superman II
Muzyka: Ken Thorne
Rok produkcji: 1980
Kraj produkcji: USA
Czas trwania: 127 min
Gatunek: akcja, SF
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:

Tytuł: Superman III
Reżyseria: Richard Lester
Zdjęcia: Robert Paynter
Muzyka: Ken Thorne
Rok produkcji: 1983
Kraj produkcji: USA
Czas trwania: 125 min
Gatunek: akcja, fantasy, SF
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:

Tytuł: Superman IV
Tytuł oryginalny: Superman IV: The Quest for Peace
Data premiery:
Reżyseria: Sidney J. Furie
Zdjęcia: Ernest Day
Rok produkcji: 1987
Kraj produkcji: USA
Czas trwania: 134 min
Gatunek: akcja, przygodowy
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:

Tytuł: Superman: Powrót
Tytuł oryginalny: Superman Returns
Dystrybutor: Warner
Data premiery: 4 sierpnia 2006
Reżyseria: Bryan Singer
Muzyka: John Ottman
Rok produkcji: 2006
Kraj produkcji: Australia, USA
WWW:
Gatunek: akcja, SF
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
powrót; do indeksunastwpna strona

132
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.