Strażnicy w pałacu nie dopuścili Diodorosa do komnat władcy, tłumacząc, że monarcha po wieczornej uczcie nie jest w stanie z nikim rozmawiać. – Za dużo wina – wyjaśnił jeden z nich przepraszającym tonem. Diodoros zaklął szpetnie i wybiegł z pałacu. W koszarach spodziewał się znaleźć Lizymacha, który sprawował dowództwo nad garnizonem miejskim, ale tam również spotkał go spory zawód. Adiutant, czuwający w komnacie oficerskiej, poinformował go, że Lizymach udał się wraz z oddziałem na obchód murów. – Droga Fortuno, dlaczego akurat dziś? – szepnął hetajr z wyrzutem, patrząc wymownie w niebo. Brakowało mu czasu, Kassander w każdej chwili mógł przecież wrócić do rezydencji, znaleźć nieżywego strażnika i powiadomić współspiskowców. Decyzja, co robić, należała do niego. Musiał ją podjąć i to szybko. We wschodnim skrzydle warownej budowli odnalazł śpiącego Silasa. – Wstawaj! – krzyknął, potrząsając nim z całych sił. – Za moment chcę widzieć cały oddział na nogach. – Tak jest! Adiutant zerwał się jak oparzony i zniknął w drzwiach. Niebawem na opustoszałym dziedzińcu stanęło czterdziestu żołnierzy w pełnym rynsztunku. Diodoros, z racji swojej krótkiej przynależności do somatofylakes, stał najniżej w hierarchii i w przeciwieństwie do pozostałych dowodził jedynie małym oddziałem hetajrów, wchodzącym w skład ile basilike, Szwadronu Królewskiego. Niektórzy wojownicy trzymali pochodnie, które rozjaśniały ciemność krwistozłotym blaskiem. Silas zasalutował na widok nadchodzącego dowódcy. – Dobra robota, Silasie. Żołnierze! Walczyliśmy wspólnie w niejednej bitwie i tylko wam mogę zaufać. Bezpieczeństwo naszego umiłowanego władcy jest zagrożone. Kilku wysoko postawionych macedońskich oficerów zdradziło monarchę i planuje zamach. Z ust hetajrów posypały się bluzgi. Diodoros uciszył ręką podkomendnych. Był pewien, że jeśli zdusi w zarodku spisek na życie Aleksandra, władca będzie mu niezmiernie wdzięczny. Możliwe nawet, że do takiego stopnia, iż obdarzy go takimi samymi względami jak Hefajstiona. W hetajra wstąpiła nowa siła, ta sama, która napędzała Perseusza w walce z potworem łaknącym Andromedy albo Echetlosa, kiedy kładł trupem licznych Persów. – Uformować szyk! Naprzód marsz! Tej nocy ulice Babilonu spłyną krwią! Najpierw postanowił wytropić Leonnatosa. Jego willa mieściła się na wschód od koszar, nieopodal teatru greckiego. Hetajrowie ruszyli szybkim krokiem, przyświecając sobie pochodniami. Długie cienie kładły się na ulicy i ścianach pobliskich budowli. Miasto wyglądało na umarłe, albo nikogo nie było w pobliżu, albo nikt nie śmiał wyjść im naprzeciw. Wreszcie kolumna żołnierzy zatrzymała się pod odpowiednimi wrotami; Diodoros zastukał parę razy. Otworzył mu stary sługa, a za jego plecami czaiło się kilku strażników. – Król chce natychmiast widzieć Leonnatosa – powiedział hetajr z nieprzeniknionym obliczem. – O tej porze? Jest środek nocy, pan śpi. – Mam zatem przekazać władcy, że jego zaufany oficer odmówił przybycia na audiencję? Starzec zadrżał. – Zaczekajcie w takim razie. – Muszę niezwłocznie pomówić z Leonnatosem i przygotować go do rozmowy z królem. Pozwolisz, że sam go obudzę. – Ale… – Nie ma czasu, monarcha czeka. Sługa przytaknął, cofnął się, przepuścił Diodorosa, wskazał drogę. Kiedy hetajr trafił do sypialni, zamknął za sobą drzwi i zbliżył się do chrapiącego Leonnatosa z Pell. Odgarnął kołdrę, zasłonił mu usta, po czym poderżnął gardło, a potem dla pewności pchnął w serce. Zdrajcy nie zasługiwali na lepszy los. Podszedł do okna i zagwizdał. Znak był umówiony wcześniej, hetajrowie wyszarpnęli miecze i wbiegli do domu. Działali sprawnie, oprócz kilku zduszonych jęków Diodoros nie usłyszał żadnego hałasu. – Usunęliśmy świadków. Wszyscy domownicy nie żyją – zameldował Silas, kiedy ujrzał dowódcę na korytarzu. – Doskonale. Zamknijcie wrota na klucz. Mamy szczęście – dodał, wychodząc na opustoszałą ulicę i rozglądając się dookoła. – Chyba nikt nas nie widział. W drogę! Peukestas i Perdikkas, według informacji, które Diodoros uzyskał jeszcze w koszarach, do późnego wieczora mieli brać udział w przeglądzie świeżo zbudowanych galer wojennych, wśród których królowały szybkie i zwrotne triery oraz znacznie większe pentery, uzbrojone w katapulty i balisty. Diodoros podejrzewał, że obaj po pracy postanowili zabawić się w jednej z pobliskich tawern. Kiedy dotarł z oddziałem nad Eufrat, wydzielił kilkunastu zwiadowców mających sprawdzić wszystkie szynki w okolicy, a sam z resztą ludzi ukrył się w cieniu świątyni Marduka. Po jakimś czasie zwiadowcy zaczęli wracać. Nie mieli dobrych wieści, nigdzie nie zauważyli świętujących oficerów. – Co teraz zrobimy? – spytał Silas. – Dom Perdikkasa znajduje się na południu, gdzieś przy bramie Urasa, z kolei Peukestas, z tego, co mi się wydaje, nocuje chyba w pałacu. Mam nadzieję, że uwiniemy się do rana. Czeka nas jeszcze dużo chodzenia. – Niekoniecznie, panie – wtrącił hetajr, który właśnie wyłonił się z mroku. – Spotkałem pijanego żołnierza, który był obecny podczas przeglądu galer. W zamian za kilka monet opowiedział mi, że niedawno widział przez przypadek, jak obaj wchodzą bocznym wejściem do pobliskiego domu rozpusty. Diodoros uśmiechnął się szeroko i dłonią dał znak do wymarszu. – Wejdźmy od podwórza – zaproponował Silas. – Unikniemy rozgłosu, a poza tym od tyłu wchodzą na ogół wszyscy ci, którzy pragną pozostać anonimowi. Zapewne tak jak Peukestas i Perdikkas. – Skąd ty to wiesz? Adiutant zaczerwienił się lekko, ale dzielnie wytrzymał spojrzenie przełożonego. – W każdym razie jest to mądra rada. – Diodoros uśmiechnął się lekko. Dom rozkoszy znajdował się w wysokiej kamienicy. Hetajrowie wkroczyli na podwórze, a potem skierowali się do wnętrza. – Szlachetni panowie – zaczęła tęga, starsza kobieta, zapewne hetera sprawująca pieczę nad owym lupanarem, którą spotkali w korytarzu. – Zapraszam was od frontu, tutaj przyjmujemy jedynie specjalnych gości. – Przeszukać każdy kąt – zakomenderował Diodoros, a żołnierze rozproszyli się po najbliższych pomieszczeniach. – Nie można bez zapła… – zaprotestowała hetera, ale nie zdążyła dokończyć, bowiem Diodoros zdzielił ją w twarz. – Milcz, kobieto – rzucił z pogardą i ruszył na górę. Na piętrze tylko jedne drzwi były zamknięte. Hetajr bez zastanowienia otworzył je kopnięciem. Jego oczom ukazało się wielkie łoże, na którym klęczała na czworakach śliczna, na oko trzynastoletnia dziewczynka o ciemnej karnacji. Perdikkas dobierał się do niej od tyłu, a Peukestas przyglądał się temu z wypiekami na twarzy, siedząc w głębokim fotelu i popijając wino. – Diodorosie! – wykrzyknął zdziwiony na widok żołnierzy. – Stało się coś? A może przybyłeś, aby się przyłączyć? – Nie rozumiem… uch… – jęknął Perdikkas, nie przerywając sobie. – Nie rozumiem… tylko… uch… czemu wziąłeś ze sobą tylu ludzi. – Ktoś będzie musiał wynieść i ukryć wasze ciała. Peukestas wybuchnął nerwowym śmiechem, nawet Perdikkas na chwilę zamarł. – Nie przesłyszeliście się, drodzy przyjaciele. W imieniu Aleksandra III skazuję was na śmierć za udział w spisku. Chłopcy, brać ich. – Czekaj, na Dzeusa, porozmawiajmy. Jaki spisek? Nie jesteśmy żadnymi zdrajcami! – Wszyscy zdrajcy tak mówią – parsknął Diodoros. Hetajrowie doskoczyli do Peukestasa i zakłuli go mieczami. Oficer nie miał najmniejszych szans, nie zdążył nawet sięgnąć po broń. Perdikkas z kolei chwycił dziewczynę za kark i pchnął ją w kierunku nacierających żołnierzy, chcąc zyskać choć odrobinę czasu. Nie zwracając uwagi na swą nagość, rzucił się do okna i pewnie wyskoczyłby na podwórze, gdyby nie krótka włócznia rzucona przez jednego z napastników, która przygwoździła mu stopę do drewnianej podłogi i jednocześnie go unieruchomiła. – Popełniasz wielki błąd… – syknął do nadchodzącego Diodorosa. |